-
ArtykułyLiteracki kanon i niezmienny stres na egzaminie dojrzałości – o czym warto pamiętać przed maturą?Marcin Waincetel15
-
ArtykułyTrendy kwietnia 2024: młodzieżowy film, fantastyczny serial, „Chłopki” i Remigiusz MrózEwa Cieślik2
-
ArtykułyKsiążka za ile chcesz? Czy to się może opłacić? Rozmowa z Jakubem ĆwiekiemLubimyCzytać1
-
Artykuły„Fabryka szpiegów” – rosyjscy agenci i demony wojny. Polityczny thriller Piotra GajdzińskiegoMarcin Waincetel2
Biblioteczka
2024-01-15
2023-12-21
2023-09-30
Gdyby ktoś mi powiedział jeszcze te 4 lata temu, że jednymi z moich ulubionych książek w ogóle będą chińskie light novelki m/m, to bym go wyśmiała i to bezlitośnie. No ale cóż, najpierw zdarzyło się Mo Dao Zu Shi, a teraz zdarza się Thousand Autumns, które w dodatku podoba mi się jeszcze bardziej.
Sztuczka polega na tym, że żadne z tych dwóch dzieł nie jest ściśle rzecz ujmując romansem. Oczywiście zawiera w sobie romans, w dodatku poprowadzony bardzo fajnie, ale przede wszystkim jest to po prostu opowieść fantasy, osadzona w świecie niby to historycznym, ale wyidealizowanym na tyle, że czuć, jakby to było gdzieś zupełnie indziej niż na ziemii. Zamiast magii mamy sztuki walki, które w sumie funkcjonują całkiem jak magia, w dodatku struktura społeczeństwa i kultura są dla przeciętnego czytelnika z Polski całkiem nieznane. Czuć się więc można, jakby się czytało Tolkiena na nowo, kiedy się jeszcze nie znało elfów, smoków i tak dalej.
Z książki można w zasadzie wyciąć romans i zastąpić go przyjaźnią, a mimo to i tak wszystko by działało. Postacie są dobrze zarysowane, każdy ma powody czemu daną rzecz robi, a fabuła się spina razem i poprowadzona jest ciekawie, z nieoczywistymi niekiedy twistami. Styl jest specyficzny - pewnie nie każdemu może pasować, no ale mi pasuje. Tu może mogłabym się trochę przyczepić, że ekspozycja nie jest zbyt dobrze poprowadzona i często przytłacza się czytelnika dużą ilością imion - ale też z innej strony to nie wiem, które z tych imion to postacie historyczne i już znane, a które to inwencja autorki. Podejrzewam, że dla domyślnego, chińskiego odbiorcy wszystko w tej nowelce jest jasne.
W sumie więc nie mam na co narzekać, jak tylko na to, że dopiero dwa tomy są przetłumaczone na angielski a ma ich być nie wiem ile dokładnie, ale pewnie co najmniej 5. Będzie się trzeba naczekać.
Drugi tom chwycę pewnie niedługo, choć jeszcze nie wiem, czy od razu. A tymczasem jeśli ktoś np. polubił Mo Dao Zu Shi i szuka czegoś podobnego, to zdecydowanie Thousand Autumns polecam!
Gdyby ktoś mi powiedział jeszcze te 4 lata temu, że jednymi z moich ulubionych książek w ogóle będą chińskie light novelki m/m, to bym go wyśmiała i to bezlitośnie. No ale cóż, najpierw zdarzyło się Mo Dao Zu Shi, a teraz zdarza się Thousand Autumns, które w dodatku podoba mi się jeszcze bardziej.
Sztuczka polega na tym, że żadne z tych dwóch dzieł nie jest ściśle rzecz...
2023-10-03
W sumie wszystko co miałam do powiedzenia to powiedziałam przy okazji pierwszego tomu. Nie będę się więc rozwodzić ;)
W sumie wszystko co miałam do powiedzenia to powiedziałam przy okazji pierwszego tomu. Nie będę się więc rozwodzić ;)
Pokaż mimo to2022-09-15
2022-06-13
2021-12-26
Normalnie nie daję 10/10. "Mo Dao Zu Shi" ma jednak specjalne miejsce w moim serduszku jako jedna z moich ulubionych opowieści w ogóle i spodziewam się, że na długo tak pozostanie.
Dla kontekstu, po raz pierwszy zetknęłam się z tą historią w formie chińskiego anime. Wychodził właśnie pierwszy sezon, więc było to nieco ponad 4 lata temu. No i w zasadzie od pierwszego odcinka mnie kupiło. Mimo że wielu rzeczy nie rozumiałam, mimo że ciężko mi było na pierwszy rzut oka odróżnić od siebie bohaterów, mimo że animacja miejscami pozostawiała sporo do życzenia - była jakaś taka iskra w postaciach, do tego połączona z światem przedstawionym z jakim się nigdy wcześniej nie spotkałam. No i wciągnęło mnie.
Od tamtej pory nie tylko przeczytałam nowelkę w tłumaczeniu fanowskim, ale też manhuę (komiks) jak i obejrzałam dramę "The Untamed". I tak w mojej głowie sama opowieść w pewien sposób przerosła te media. Niektóre zmiany w adaptacjach mi się podobały, inne nie. Każda z nich miała pewne wady, łącznie z oryginałem, czyli książką. O niektórych można wręcz powiedzieć, że opowiadają alternatywną historię. Jednak pozostaje serce, dno opowieści, takie najbardziej podstawowe elementy, które zawsze da się rozpoznać.
Łącznie w mojej głowie istnieje wersja, która ma wszystkie "lepsze" zmiany a nie ma żadnych ze zmian, które uważam za "gorsze" i stąd bierze się moje 10/10. Niemniej jednak chętnie odświeżę sobie oryginał, tym razem w oficjalnym tłumaczeniu, a osobom niezaznajomionym z historią z pewnością ją polecam!
Normalnie nie daję 10/10. "Mo Dao Zu Shi" ma jednak specjalne miejsce w moim serduszku jako jedna z moich ulubionych opowieści w ogóle i spodziewam się, że na długo tak pozostanie.
Dla kontekstu, po raz pierwszy zetknęłam się z tą historią w formie chińskiego anime. Wychodził właśnie pierwszy sezon, więc było to nieco ponad 4 lata temu. No i w zasadzie od pierwszego...
Dodaję tylko pierwszy tom, żeby zaznaczyć, że czytałam - ale historia jest fajna i bohaterowie też (w szczególności uwielbiam Qifrey'ego!), więc generalnie zamierzam przeczytać całość. Zdecydowanie polecam!
Dodaję tylko pierwszy tom, żeby zaznaczyć, że czytałam - ale historia jest fajna i bohaterowie też (w szczególności uwielbiam Qifrey'ego!), więc generalnie zamierzam przeczytać całość. Zdecydowanie polecam!
Pokaż mimo to