-
Artykuły„Nie ma bardziej zagadkowego stworzenia niż człowiek” – mówi Anna NiemczynowBarbaraDorosz2
-
ArtykułyNie jesteś sama. Rozmawiamy z Kathleen Glasgow, autorką „Girl in Pieces”Zofia Karaszewska2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Matki. Sprawdź propozycje wydawnictwa Czwarta StronaLubimyCzytać1
-
ArtykułyBabcie z fińskiej dzielnicy nadchodzą. Przeczytaj najnowszą książkę Marty Kisiel!LubimyCzytać2
Biblioteczka
2019-12-30
2019-12-05
Kontynuacja przygód Konrada Romańczuka, który już pogodził się ze swoim losem dożywotnika. Jedynie co się zmienia, to ze nie mieszkają już w Lichotce, niestety. Ale muszą sobie radzić w nowym domostwie, który, trzeba to zaznaczyć, jest bardzo długi, albo bardzo wąski (nie wiem dokładnie :D), chodzi o to, że każdy pokój, jest długi i wąski <3
Poznajemy nowe persony, przybywają nasi starzy przyjaciele i oczywiście nasz stały zespół też jest, minus Szczęsny :(
Ta książka była tak dobra, że nie wiem co mam napisać. Marta Kisiel ma tak cudowny styl pisania, że nie mogę się nadziwić, jak ona tworzy. Nawet przy "smutnych" wydarzeniach, można się uśmiać, właśnie ze względu na styl <3
Każdy bohater jest wykreowany od stóp do głów, każdy z nich ma swój sposób mówienia, zachowania, ruchu, nic nie jest powielone, każdy z nich mógłby mieć własną książkę.
Po prostu uwielbiam <3 A to zakończenie, jak te wszystkie wydarzenia, łączą się w jedno i wychodzi z tego taka perełka, gdzie wszyscy są zadowoleni i szczęśliwi.
Polecam wszystkim <3<3
Kontynuacja przygód Konrada Romańczuka, który już pogodził się ze swoim losem dożywotnika. Jedynie co się zmienia, to ze nie mieszkają już w Lichotce, niestety. Ale muszą sobie radzić w nowym domostwie, który, trzeba to zaznaczyć, jest bardzo długi, albo bardzo wąski (nie wiem dokładnie :D), chodzi o to, że każdy pokój, jest długi i wąski <3
Poznajemy nowe persony,...
2019-06-20
Na "Maresi" trafiłam tylko i wyłącznie dzięki Karolinie z bookstagrama @come.book i myślę, że teraz większość powie to samo. Karolina stała się niepisaną polską patronką całej serii Kronik Czerwonego Klasztoru. I bardzo się cieszę, że tak się stało, bo jak dla mnie pierwsza część, czyli Maresi, jest całkowitym bóstwem, albo raczej boginią. Trafiła na listę książek, które polecam naprawdę gorąco i tych które trafiły do mojego serduszka.
Pierwsze skojarzenie jakie mi przychodzi do głowy, które mogłoby podsumować całą książkę, to Feminizm. Mamy tu kobiety i dziewczynki, w świecie gdzie to faceci rządzą, a Czerwony Klasztor to dom dla tych, które uciekły ze świata, które poszukują pomocy, które chcą zdobyć wiedzę.
Tytułowa bohaterka, Maresi, to dziewczynka, która trafiła tutaj dzięki rodzinie. Na początku trudno jest jej dostosować do nowego życia, wcześniej znała tylko biedę, głód i śmierć, a nagle trafia do miejsca, gdzie na pewno nie będzie głodna i może bez przeszkód zdobywać nową wiedzę. Nieoczekiwanie Maresi odkrywa w sobie miłość do czytania książek, zdobywania wiedzy i nauki nowych rzeczy.
Pewnego dnia na ich wyspę trafia Jai, dziewczyna, która jak się okazuje, ucieka przed swoim ojcem. Potrzeba trochę czasu, by Jai uświadomiła sobie, że jest bezpieczna, a pomaga jej w tym Maresi, która stała się jej "opiekunką". Jednak gdzieś tam w niej nadal krążyło poczucie, że wcale nie jest taka bezpieczna. I nagle wybucha burza, Klasztor zostaje zaatakowany przez mężczyzn. Wszystkie kobiety i dziewczynki biorą udział w obronie ich domu, a najmłodsze wraz z Maresi i Jai ukrywają się.
I jak dalej toczy się ta historia? Przeczytajcie ją :D
Maresi jest przecudowną i króciutką historią, którą powinny przeczytać na pewno wszystkie kobiety, a jak chcą to i faceci.
Na "Maresi" trafiłam tylko i wyłącznie dzięki Karolinie z bookstagrama @come.book i myślę, że teraz większość powie to samo. Karolina stała się niepisaną polską patronką całej serii Kronik Czerwonego Klasztoru. I bardzo się cieszę, że tak się stało, bo jak dla mnie pierwsza część, czyli Maresi, jest całkowitym bóstwem, albo raczej boginią. Trafiła na listę książek, które...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-08-20
"Dożywocie" Marty Kisiel to jest tak genialna książka, jakiej nigdy nie czytałam. Uśmiałam się po wsze czasy, ubawiłam czytając nadzwyczajne życie codzienne Konrada Romańczuka, który niespodziewanie dziedziczy majątek, czyli dokładnie wiekowy dom, zwany Lichotką, wraz z nieoczekiwanymi mieszkańcami.
Od tego momentu, jak można się spodziewać, Konrad nie pośpi normalnie, zje samotny obiad odgrzany w mikrofali, czy będzie pisał powieść w ciszy i spokoju. Oj nie. Nie będzie mu dane.
Licho - anioł uczulony na własne pierze z manią czystości, zachowujący się jak dziecko i wiercący tunel do naszych serc i Konrada, z których już nie wyjdzie
Szczęsny - nieszczęśliwy duch samobójcy z miłości, nałogowo haftujący krzyżykiem i sprawiający niekończących się problemów
Krakers - najlepszy kucharz świata, składający się z macek i pochodzący z głębin ZUA, prawie jak ukochana matka dla wszystkich dożywotników, chciało by się mieć takiego potworka we własnej piwnicy
Zmora - kotka z charakterem, lubiąca tylko wybrane osoby na wybrane sposoby, czyli Konrada, śpiąc na jego głowie w wyciągniętymi pazurami, nie widać tego po niej, albo naprawdę bardzo kocha Konrada
Rudolf Valentino - królik, różowy, a bo tak :D taki niewinne i słodkie stworzonko, ale niestety zagłada dla Konrada, a czemu? Przeczytajcie "Dożywocie"
Nie możemy też zapomnieć o niezastąpionym Szymonie - złota rączka, która wprowadziła biednego Konrada w nadzwyczajny świat Lichotki wraz z jej mieszkańcami.
Poza tym pani Marta ma tak genialny styl pisania, że samo to jest najlepsze.
Bawcie się tak dobrze przy czytaniu jak i ja. Nie powstrzymujcie się od śmiechu, bo śmiech to zdrowie.
"Dożywocie" Marty Kisiel to jest tak genialna książka, jakiej nigdy nie czytałam. Uśmiałam się po wsze czasy, ubawiłam czytając nadzwyczajne życie codzienne Konrada Romańczuka, który niespodziewanie dziedziczy majątek, czyli dokładnie wiekowy dom, zwany Lichotką, wraz z nieoczekiwanymi mieszkańcami.
Od tego momentu, jak można się spodziewać, Konrad nie pośpi normalnie,...
2019-08-29
"Naondel" to jest druga część Kronik Czerwonego Klasztoru, ale chronologicznie jest jeszcze przed "Maresi", dużo przed. "Naondel" wprowadza nas w początek historii Klasztoru. Poznajemy osiem założycielek Klasztoru, jeszcze zanim trafiły razem na wyspę.
Nie będę więcej pisać o przebiegu akcji, bo to jest coś co każdy powinien samemu przeczytać. Ale czytamy o tym, co kierowało te kobiety, czemu stworzyły takie miejsce, jaka była ich przyszłość, od której uciekały.
Każda z tych kobiet, ma swoją historię, których ścieżki prowadziły do jednego miejsca, do dawnego domu najstarszej z nich, Kabiry, który był wtedy haremem jej męża. W tym miejscu łączą się ich losy i historia toczy się dalej, ale już ich wspólna.
Niestety ta pozycja nie podobała mi się tak bardzo jak "Maresi", śmiało mogłabym ją pominąć, w ogóle jej nie czytać. Cieszę się, że mogłam poznać źródła powstania Czerwonego Klasztoru, ale styl i sposób jej napisania, nie podszedł mi za bardzo. Przez ponad połowę książki, męczyłam się z jej czytaniem. Dopiero pod koniec, kiedy akcja przyspieszyła, przy ucieczce kobiet z haremu, poczułam, że to jest to i wtedy książka mi się podobała.
Pewnie to kwestia tego, że źle się czuję, z tym jak kobiety były traktowane w tym świecie, w którym działa się fabuła. Kobiety były bardzo zależne od mężczyzn, były ograniczane przez nich i więzione. Nie podobała mi się ta część. A kiedy była ucieczka i one się uwolniły z tych więzów i stały się niezależne, to było to.
Śmiało można pominąć czytanie tej pozycji i przejść od razu do "Listów Maresi", chętnym poznania historii Klasztoru bardzo polecam ten tytuł.
"Naondel" to jest druga część Kronik Czerwonego Klasztoru, ale chronologicznie jest jeszcze przed "Maresi", dużo przed. "Naondel" wprowadza nas w początek historii Klasztoru. Poznajemy osiem założycielek Klasztoru, jeszcze zanim trafiły razem na wyspę.
Nie będę więcej pisać o przebiegu akcji, bo to jest coś co każdy powinien samemu przeczytać. Ale czytamy o tym, co...
2019-10-31
Po ten tytuł miałam okazję sięgnąć tylko dzięki Booktourowi, pewnie gdyby nie był taki organizowany, to pewnie nigdy bym nie słyszała albo nie interesowała ta pozycja :D Dziękuję, za taką możliwość :D
"Pierwszy rok" Rachel E. Carter jak sam tytuł wskazuje jest o pierwszym roku czegoś. Z opisu wiemy już, że chodzi o jakąś Akademię, gdzie uczą na magów. Czyli stricte fantastyka młodzieżowa. Nasi bohaterowie zaczynają naukę w akademii, pierwszy rok, który jest dla wszystkich uczniów do udowodnienia, że to oni powinni być jedni z 15 uczniów, którzy zostają wybrani.
Już na samym początku poznajemy dwóch bohaterów, i od pierwszych stron dowiadujemy się, że nie mają łatwo. Ryiah i Alex są bliźniakami, w drodze do akademii napotykają pewien problem, z którym sobie radzą. Dla nich najważniejsze jest żeby dotrzeć na czas do szkoły i zacząć o czasie naukę.
Jak w większości młodzieżowych książkach, głównym bohaterem jest kobieta/dziewczyna i na niej skupia się prawie cała historia. Ryiah zmaga się z trudnościami jakie rzucił jej los, spotyka nowych ludzi i czasem zachowuje się niezwykle nieodpowiedzialnie. Dla niej najważniejszym jest, żeby iść po trupach do celu i nie baczyć na to co się wokół niej dzieje.
Oczywiście dla głównej bohaterki musiał się pojawić jakiś "czarny" charakter, który na celu ma tylu uprzykrzenie jej życia, i to według jej samej. Darren, ten tajemniczy przystojny książę, którego poznajemy z opisu. Wszystko wskazuje na to, że ją znienawidził jak tylko ją spotkał. No cóż, tak bywa. Jednak Darren jest dość rozwiniętą postacią, ma wiele warstw (jakby inaczej), jego działania zazwyczaj są inaczej postrzegane niż naprawdę są.
No i czas na mojego ulubionego bohatera, którego niestety jest tu mało (mam nadzieję, że może w dalszych częściach, będzie go więcej?). Mowa o Alexie, bratu bliźniaku Ryiah, który, na początku, wydawałoby się że nie będzie miał żadnych problemów. Bez problemu używa magii, jest całkiem niezły w uzdrawianiu i ziołach (rodzice aptekarze chyba obowiązują, nie?), ma też niezłą urodę, więc wykorzystuje to bez problemu, flirtuje, a dziewczyny się za nim oglądają. Typowy babiarz, który z łatwą ręką przejdzie przez życie. Ale nie. Bo czemu coś ma być czarne lub białe. Pojawiają się trudności, pojawia się ktoś, a Alex musi podołać wszystkiemu i tym razem bez siostry (bo jak wiemy ona ma swoje własne problemy ;)).
Ogólnie fabuła książki całkiem ciekawa, bohaterowie są wykreowani całkiem nieźle, mają kilka warstw, nie są całkiem płascy. Pomysł fajny, tylko całą książkę, można by zmieścić w połowie, a drugą połowę potoczyć akcję dalej (czyli co się dzieje po tym pierwszym roku). Nie spodobała mi się sama postać Ryiah, ale do tego jak została stworzona nie mam zastrzeżeń. Wada, która niezwykle mocno mnie jarzyła w oczy, to to jak działa magia w tym wykreowanym świecie. Wiemy, że jest, że można ją "używać", ale poza tym to nic nie wiemy. A jest to wiedza, którą chętnie bym poznała :D
Denerwowały mnie tylko te non-stop pojawiające się błyszczące, złociste itd. szaty magów, a oni co w Dumbledora się bawią? :D
Po ten tytuł miałam okazję sięgnąć tylko dzięki Booktourowi, pewnie gdyby nie był taki organizowany, to pewnie nigdy bym nie słyszała albo nie interesowała ta pozycja :D Dziękuję, za taką możliwość :D
"Pierwszy rok" Rachel E. Carter jak sam tytuł wskazuje jest o pierwszym roku czegoś. Z opisu wiemy już, że chodzi o jakąś Akademię, gdzie uczą na magów. Czyli stricte...
2019-09-06
"Listy Maresi" to według mnie najlepsza część z całych Kronik Czerwonego Klasztoru.
Maresi wyrusza w podróż, opuszcza bezpieczną wyspę, aby szerzyć wiedzę w swoim rodzimym kraju, w okolicach jej wioski dokładnie. Ma w planach założyć szkołę, uczyć dziewczynki i szerzyć dobro, pomoc i wiedzę. Zaopatrzona w czerwony płaszcz, który staje się jej rozpoznawalnym symbolem, worek srebrników, na budowę szkoły i zakup materiałów. Czy Maresi uda się osiągnąć postawiony przed sobą cel? Czy poradzi sobie z wszystkim przeciwnościami, jakie los, bezwzględny władca i natura rzucają jej pod nogi?
Rodzina Maresi przyjmuje ją z powrotem do domu, cieszą się z jej powrotu i próbują się pogodzić z tym, że ich dziewczynka jest inna. Maresi uczy się od nowa życia w jej wiosce, z biegiem lat wszyscy urośli, założyli swoje rodziny, zmieniło się wiele rzeczy.
Wszyscy powoli przyzwyczajają się do tej zmiany, która niestety przynosi kolejne, niekoniecznie zbyt dobre.
Najważniejszą kwestią dla mnie, oprócz założenia szkoły i rozpoczęciu nauki w niej, była także miłość, która powoli wnikała w życie Maresi. Pierwszy znak został odrzucony, już na samym początku, drugi znak rozwinął się zbyt szybko i szybko się też wypalił, a w międzyczasie rozwijał się ten trzeci i najważniejszy. Który miał szczęśliwe zakończenie.
W tej książce brakowało mi jedynie dwóch rzeczy.
Nie mieliśmy wglądu do listów, które dostawała Maresi od Czerwonego Klasztoru, więc większości rzeczy musieliśmy się domyślać, co takiego siostry i przyjaciółki jej napisały.
A dwa, to miałam wrażenie że opisywane wydarzenia są niepełne, brakowało mi informacji (mało było też dla mnie też, tego chłopaka, Karuna, który był najsłodszą i najlepszą postacią w ksiażce - ale to informacja dla wtajemniczonych).
"Listy Maresi" to według mnie najlepsza część z całych Kronik Czerwonego Klasztoru.
Maresi wyrusza w podróż, opuszcza bezpieczną wyspę, aby szerzyć wiedzę w swoim rodzimym kraju, w okolicach jej wioski dokładnie. Ma w planach założyć szkołę, uczyć dziewczynki i szerzyć dobro, pomoc i wiedzę. Zaopatrzona w czerwony płaszcz, który staje się jej rozpoznawalnym symbolem, worek...
2019-09-25
Czekałam na tą książkę, odkąd tylko zostało ogłoszone, że taka zostanie wydana w Polsce. Czekałam i czekałam, aż w końcu przyszła do mnie. Piękna i pachnąca, z milionem cudownych dodatków (kubek, torba, kartki, naklejki <3).
Byłam bardzo ciekawa co się dowiem z tej książki, jakie jest drugie dno pewnych scen, jak to się stało, że powstał taki ponadczasowy serial. Aż w końcu się dowiedziałam.
"Przyjaciele. Tan o najlepszy serialu na świecie" Kelsey Miller jest to pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów serialu. Ogólnie jest to tak jakby reportaż, pisany ręką jednej osoby i też zawierający osobiste spostrzeżenia i opinie autorki.
Dowiedzieliśmy się dokładnie, jak powstał ten serial, jakie były jego początki i jaka na początku była wielka obawa, że to nie wyjdzie. Ale wiemy jak to się skończyło :D
Poznaliśmy też z osobna, każdego z sześciu przyjaciół, jak trafili do obsady i kim byli, zanim stali się bardzo sławni <3
Jak wielkie znaczenie w tamtych czasach miał lesbijski ślub, reklama Diet Coli, jaka była oglądalność serialu, jak to się wszystko zmieniało.
Przeczytaliśmy o wszystkich ich wzlotach i upadkach, zmianach scenariusza. Jak bardzo serial wpływał na ludzi, jakie tworzyły się aktualne mody, które brały się z "Przyjaciół". No i jak mocno do aktorów przyczepiła się "łatka" Przyjaciół, która, nawet z biegiem lat, nie chciała się odczepić i jak radzili sobie w tym aktorzy.
Jennifer Aniston, Courteney Cox, Lisa Kudrow, Matthew Perry, David Schwimmer, Matt LeBlanc.
"Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego" takie było motto przyjaciół, zarówno w serialu, jak i w życiu realnym, niestety aktorzy zmagali się z tym, że nie wszyscy byli tak samo traktowani, różne były płace, więc wspólnie zdecydowali, że będą sobie równi, jak to przyjaciele, i walczyli o to, żeby wszystko inne też było równe.
Ogólnie była to świetna książka, i z pewnością nieraz do niej wrócę, Teraz jak będę oglądała serial, to na pewno, zauważę, rzeczy, których wcześniej nie spostrzegałam.
Mam jedynie jedno zażalenie, bardzo mało było o jednym z aktorów, a dokładniej o tym, który grał Joey'a Tribbiani, czyli Matt LeBlanc. Było wspomniane, jak trafił do obsady, potem jak, razem z Lisą Kudrow, zarabiali najmniej z głównej obsady, a później dopiero pod koniec, kiedy LeBlanc udzielał wywiadu, o końcówce serialu.
O Rachel i Rossie, praktycznie cały czas było coś mówione, bo w końcu "główna para" serialu i ich relacja grała dużą rolę, podobnie Chandler i Monica, tak samo Phoebe, ze względu na to jak ekscentryczną byłą postacią. Więcej nawet było o ślubie lesbijek, który był przecież tylko w jednym odcinku, a same bohaterki, w pierwszym sezonie.
Ale gorąco polecam tą pozycję, nawet tym którzy jeszcze nie obejrzeli serialu, tak aby przygotować się na jego oglądanie. Świetnie było odkryć takie smaczki o serialu. Mam nadzieję, że powstanie może jeszcze jedna książka, która będzie bardziej się skupiała na sześciu przyjaciołach, ukrytych sensach czy easter eggi. Bo ta pozycja to jednak była bardziej skupiona, na kwestiach politycznych i społecznych, jak poszczególne wydarzenia, rzeczy czy postacie pojawiające się w serialu, oddziaływały na społeczność i ogóle.
Czekałam na tą książkę, odkąd tylko zostało ogłoszone, że taka zostanie wydana w Polsce. Czekałam i czekałam, aż w końcu przyszła do mnie. Piękna i pachnąca, z milionem cudownych dodatków (kubek, torba, kartki, naklejki <3).
Byłam bardzo ciekawa co się dowiem z tej książki, jakie jest drugie dno pewnych scen, jak to się stało, że powstał taki ponadczasowy serial. Aż w końcu...
2019-10-24
"Przestępstwo" Ferdinanda von Schiracha to jest zbiór 11 króciutkich opowiadań. O przestępstwach, jak wskazuje tytuł, a dokładniej o sprawach, które trafiły do sądu (przynajmniej większość z nich) i były prowadzone przez obrońcę-autora. Akcja dzieje się głównie w Niemczech, w Berlinie dokładnie. Bohaterami, oprócz narratora, byli drobni przestępcy, prostytutki, dilerzy narkotyków, imigranci oraz osoby z marginesu społecznego, którzy stanęli przed systemem sądowniczym i wyszli z tego cało. Każda z tych spraw jest oryginalna, niespotykana, a jej koniec, często zaskakujący.
Narrator dokładnie wszystko opisuje, przedstawia wszystkie punkty widzenia, tak żebyśmy mogli sami ocenić, jakie powinno być zakończenie rozprawy sądowej.
Mi najbardziej się podobała historia pt.: "Etiopczyk", która opowiada o mężczyźnie, który mimo przeciwności, jak poszukiwanie jego po obrabowaniu banku, ustatkował się w Etiopii i założył rodzinę. Oczywiście to nie koniec historii, ale i tak w ostatecznym rozrachunku, powraca tam i dalej żyje sobie, tak jak chciał.
Każda sprawa jest inna, każdemu spodoba się co innego. Mimo, że nie ma jakiś dokładnych opisów, dokonanych "morderstw", czyli tryskająca krew, złowrogie zachowania, agresywne spojrzenia itd. to nadal może to nie być dla wszystkich, z samego punktu widzenia, że to nadal jest morderstwo (nawet w skróconym opisie). Wszystko jest opisane, z zimną krwią, same fakty, które mają nam pomóc w ocenieniu winny lub niewinny.
"Przestępstwo" Ferdinanda von Schiracha to jest zbiór 11 króciutkich opowiadań. O przestępstwach, jak wskazuje tytuł, a dokładniej o sprawach, które trafiły do sądu (przynajmniej większość z nich) i były prowadzone przez obrońcę-autora. Akcja dzieje się głównie w Niemczech, w Berlinie dokładnie. Bohaterami, oprócz narratora, byli drobni przestępcy, prostytutki, dilerzy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-10
Druga część "przygód" pani detektyw Jade, która nieciekawą przeszłość, związaną z porwaniem, przetrzymywaniem i torturowaniem przez parę dobrych lat. Historia zaczyna się tak, jak skończyła się poprzednia część.
[Nie będę mówić jak, bo jest zakaz spojlerowania, nałożony przez autorki, a nie chcę, żeby przypadkiem to się stało, kiedy trafi tu jakaś persona, która tego nie czytała. Jeżeli taka jest, to pozdrawiam i jeżeli masz silny umysł, albo ma 18+ lat, to zachęcam cię do zapoznania się z historią.]
Ale wracając, stało się to co się stało, i opowieść toczy się dalej. Jade się zmienia, staje się opanowaną do granic możliwości kobietą, która chce to w końcu zakończyć. Wspiera ją facet, który ją doskonale rozumie (przynajmniej w takim sensie, w jakim mogą mężczyźni), nie jest w końcu sama, okazuje się że cały komisariat (no powiedzmy) stoi za nią murem i pomaga kiedy są potrzebni. Jest to tak bardzo odmienne od tego co spotykamy w pierwszej części.
I dostajemy też coś, co większość osób chyba chciała, ja w sumie nie wiedziałam, że też tego mi brakuje :D A mianowicie chodzi tu o rozdziały z perspektywy Benny'ego. Poznajemy jego historię, dzieciństwo, które go tak ukształtowało, jest to tak chora historia, że mam nadzieję, że nikogo to nie spotkało. Gdzieś w pewnym momencie zaczęłam go żałować, bo to co on robi, te okropne i brutalne rzeczy, to tylko dlatego, że innego życia nie poznał. Tak, tak to prawda. Wyobraźcie to sobie.
Podsumowując całą książkę, akcje, które się tu działy, śmieszne teksty, które wprowadzają trochę radości, rozwijająca się miłość, która jest jak miód na serduszko, jest ona dużo lepsza od tej części.
I wprawdzie mówiąc na tym można skończyć tą historię, która z brutalnych i traumatycznych wspomnień, przechodzi do ustatkowania przyszłego życia. Ale autorki coś nam nowego wymyśliły, bo trzecia część już wydana (i powoli do mnie zmierza w kolejnym Booktourze <3), a czwarta gdzieś na świecie jest, ale nie wydana w Polsce, czy będzie? Dowiemy się z czasem.
Druga część "przygód" pani detektyw Jade, która nieciekawą przeszłość, związaną z porwaniem, przetrzymywaniem i torturowaniem przez parę dobrych lat. Historia zaczyna się tak, jak skończyła się poprzednia część.
[Nie będę mówić jak, bo jest zakaz spojlerowania, nałożony przez autorki, a nie chcę, żeby przypadkiem to się stało, kiedy trafi tu jakaś persona, która tego nie...
2019-10
"Skradzione laleczki" trafiły w moje ręce tylko dzięki Booktourowi, w którym bardzo chciałam wziąć, był to mój pierwszy raz. Pozycja przyszła razem z drygą częścią i małym upominkiem.
Kiedy zaczynałam czytać, wszystko było przeciw mnie i nie sądziłam wtedy, że uda mi się przeczytać tą książkę. Ale na szczęście, następnego dnia ból głowy minął, a ja się wciągnęłam w tą odrażającą historię.
Poznajemy Jade i jej młodszą siostrę, moment, w którym zostają porwane, kto i dlaczego itd. Prawdziwa historia zaczyna się kiedy poznajemy Jade już jako dorosłą policjantkę, która jest tak zagłębiona w niej, bo chce zakończyć tą historię i zacząć od nowa życie.
Jade, przez porwanie, przetrzymywanie i tortury, jak się spodziewamy, ma trochę poprzestawiane w głowie, dla niej seks jest rozwiązaniem na wszystko, na szczęście trafia jej się w życiu taki facet, który w jakiejś części jest w stanie to zrozumieć. I ten facet jest taki, jak większość kobiet by chciała mieć za swojego partnera, chłopaka, męża, a przynajmniej ja :D
Kiedy zaczynamy tą historię, myślimy tylko o tym że Jade chce odnaleźć swoją siostrę i ją uratować z rąk Benny'ego... a nie sorry, Benjamina (brrr...). Ale historia toczy taki łuk, zaczynają się pojawiać podejrzane poszlaki, które budzą w pani detektyw obsesję na punkcie jej oprawcy. Benny chce ją odzyskać.
Jest to brutalna historia, nie dla wszystkich, nie dla słabych umysłów. Mamy sceny seksu, tortur. Dla bezpieczeństwa trzeba ją oznaczyć na 18+.
Przekleństwa, seks, obsesja, szalona miłość, tęsknota, brutalizm - tak można pokrótce opisać tą książkę.
"Skradzione laleczki" trafiły w moje ręce tylko dzięki Booktourowi, w którym bardzo chciałam wziąć, był to mój pierwszy raz. Pozycja przyszła razem z drygą częścią i małym upominkiem.
Kiedy zaczynałam czytać, wszystko było przeciw mnie i nie sądziłam wtedy, że uda mi się przeczytać tą książkę. Ale na szczęście, następnego dnia ból głowy minął, a ja się wciągnęłam w tą...
2019-07-24
Kontynuacja historii, która zakończyła się dość ciekawym odkryciem, czyli skoro sięgnęliśmy po tą pozycję, znaczy to, że chcemy wiedzieć co dalej dzieje się z Katharine, Arsinoe i Mirabellą. A także z Jules, Josephem, Billy'm, Pietyrem i innymi, którzy weszli nam w tą historię.
(Przyznam szczerze, że najbardziej mnie interesowały wydarzenia związane z parami takimi jak Arsinoe/Billy, Jules/Joseph, Katharine/Pietyr oraz relacje między królowymi a zalotnikami)
Nie wiem co tu jeszcze dopowiedzieć, ale nieźle się bawiła przy czytaniu tej książki, dużo śmiesznych tekstów i przypadkowych wydarzeń z próbami zabicia swoich sióstr w tle. Gwarantuję wam, że jeśli podobał się wam pierwszy tom, drugi także wam się spodoba
Kontynuacja historii, która zakończyła się dość ciekawym odkryciem, czyli skoro sięgnęliśmy po tą pozycję, znaczy to, że chcemy wiedzieć co dalej dzieje się z Katharine, Arsinoe i Mirabellą. A także z Jules, Josephem, Billy'm, Pietyrem i innymi, którzy weszli nam w tą historię.
(Przyznam szczerze, że najbardziej mnie interesowały wydarzenia związane z parami takimi jak...
"Trzy mroczne korony" Kendare Blake to pozycja dość intrygująca. A mianowicie:
wyspa odcięta (prawie) od świata
trojaczki, zawsze dziewczynki, które rodzą się od królowej, która także była kiedyś jedną z trojaczek i tak w kółko
jedna z trojaczek zostanie królową, a która? zależy od tego która przeżyje.
Więc historia się toczy tak, że poznajemy jedne z wielu innych trojaczek, każda z nich ma inne moce, więc każda trafiła do innej części wyspy, gdzie są wychowywane na królową. Mamy Trucicielkę, mamy Panią Natury oraz mamy Mistrzynię żywiołów.
Która przeżyje? Która zostanie królową?
Po tym, że akurat zostały przedstawione nam akurat te trojaczki, możemy podejrzewać, że coś będzie inaczej, że coś się stanie.
Jeśli miałabym wybierać, która z królowych jest moją "wybranką", trudno byłoby mi podjąć decyzję, w każdej z nich widziałam kawałek siebie, jakąś cechę czy dwie, które sama posiadam, ale na koniec książki, kiedy każda jest w jakimś sensie zmieniona, prawdziwe natury wyszły na jaw, a ludzie zmieniali swoje pewniki, pewnie byłaby to Mirabella, ze względu na jej miłość do pozostałych sióstr mimo wszystko.
Ale cały czas mówię o dziewczynach, a co z chłopakami? Którzy zazwyczaj są w centrum mojego zainteresowania? O tak, jest kilku takich i wszyscy są super i genialni.
Aby dowiedzieć się co dokładnie działo się na kartach tej historii, musicie sami po nią sięgnąć, bo ode mnie dowiecie się tylko tyle, że jest śmiesznie, smutno, zabawnie, ponuro. No i że czasami akcja, czasami nuda, ale dość intrygujący koniec nas spotka, ale nie martwcie się, to tylko koniec tej części. Czyli śmiało możecie się przywiązywać do tej historii, bo czeka na was druga część :D
"Trzy mroczne korony" Kendare Blake to pozycja dość intrygująca. A mianowicie:
wyspa odcięta (prawie) od świata
trojaczki, zawsze dziewczynki, które rodzą się od królowej, która także była kiedyś jedną z trojaczek i tak w kółko
jedna z trojaczek zostanie królową, a która? zależy od tego która przeżyje.
Więc historia się toczy tak, że poznajemy jedne z wielu innych...
2019-06
"Lot nad kukułczym gniazdem" to jest pozycja książkowa, która od paru dobrych miesięcy, które prawie doganiały rok, chodziła po głowie i czekała tylko na sięgnięcie. Pierwszy raz ten tytuł słyszałam po angielsku, kiedy na jednej z lekcji języka angielskiego oglądaliśmy film. Pomimo, że połowy tekstu nie rozumiałam, wtedy jeszcze nie byłam tak zafiksowana na punkcie języka obcego, film bardzo mi się spodobał, stał się jednym z filmów, który mógł być dla mnie taką małą inspiracją życiową. Wtedy postanowiłam, że przeczytam książkę. To cudowne stare wydanie, które tak bardzo mi się kojarzy tą książką, zakupiłam na targach książki za nie małe grosze, ale byłam zachwycona tym że mam tą książkę i że to w tym wydaniu.
Minęło trochę czasu, ja się uczyłam, a książka stała na półce, matura nadeszła. Aż pewnego dnia ciocia przychodzi do mnie z pytaniem czy chcę iść do teatru z nim, a na co? A na "Lot nad kukułczym gniazdem". A ja na to jak na lato, byłam naprawdę zadowolona z takiej okazji. Więc już się nie ociągając wzięłam książkę i zaczęłam czytać, oczywiście nie zdążyłam całej przeczytać przed spektaklem, ale i tak świetnie się bawiłam przy tym i przy tym.
Ale wracając już do książki.
Po pierwsze książka nie jest łatwa, zarówno pod względem stylu pisma, jak i pod fabuły. Mówimy tutaj o szpitalu psychiatrycznym, same te dwa słowa wywołują gęsią skórkę, a tym bardziej jeśli pomyślimy o tych szpitalach jak w filmach, gdzie zwykle nie jest fajnie. Ale nie jest tak źle. Narratorem jest Wódz, który dla innych wydaje się być niemową oraz głuchy, jego przedstawienie szpitala jest dość ciężkie, bo mówi o nim jak o jakimś organizmie ale nie człowieka, tylko robota czy cyborga, to może wprowadzić lekki mętlik w głowie. Wódz głównie skupia się na opowiedzeniu historii McMurphy'ego, który był nowym pacjentem, przymusowo, trzeba zaznaczyć, ale od czasu do czasu wprowadza retrospekcje o swoim życiu jako dziecko, kiedy mieszkał jeszcze ze swoim plemieniem. I niestety one są wprowadzane tak nagle, że ja musiałam się zatrzymywać i zastanowić się czy ja nadal czytam to samo, to było ciężkie, ale dało się przebrnąć.
A teraz przechodząc do innych kwestii. Bohaterowie. To jest najlepsza część powieści, a tak naprawdę ich wypowiedzi i działania, które widzimy oczami jednego z nich (Wodza właśnie), pobieżnie poznajemy kim są, co im dolega itd., a potem z czasem my dowiadujemy się coraz więcej o nich, gdyż oni cały czas się rozwijają, i to pod wpływem McMurphy'ego.
A McMurphy, Randle Patrick, to bohater który zawładnął i szpitalem i powieścią. Szkoda, że skończył jak skończył, ale myślę, że naprawdę dużo uczynił dla innych pacjentów, pomimo jego wątpliwych zamiarów.
Pomimo trudności z czytaniem i naprawdę ciężkiego tematu, książka była świetna. A McMurphy jest moim bohaterem.
"Lot nad kukułczym gniazdem" to jest pozycja książkowa, która od paru dobrych miesięcy, które prawie doganiały rok, chodziła po głowie i czekała tylko na sięgnięcie. Pierwszy raz ten tytuł słyszałam po angielsku, kiedy na jednej z lekcji języka angielskiego oglądaliśmy film. Pomimo, że połowy tekstu nie rozumiałam, wtedy jeszcze nie byłam tak zafiksowana na punkcie języka...
więcej mniej Pokaż mimo to
W "Oczach urocznych" spotykamy się z Odą, którą pierwszy raz poznaliśmy w opowiadaniu "Szaławiła". Szczerze powiedziawszy spodziewałam się kolejnych przygód Konrada, jego Licho i wesołej gromadki, ale na szczęście nie zawiodłam się. Ta książka jest równie dobra, co pozostałe części tej serii :D
Oda to lekarka z powołaniem, która okazuje się być nie-człowiekiem, a dokładnie wiłą, postanawia zamieszkać na polanie, na której stała kiedyś Lichotka, coś ją tu przyciągało i pierwszy raz w swoim życiu, nie ociągała się przed zamieszkaniem tu na stałe. Mamy też Rocha, który wspiera swoją "obecnością" i pomocną ręką, samotną Odę. I okazuje się, że on też nie jest człowiekiem o.O Uroczy Bazyl z wadą wymowy, który ma więcej lat niż wszyscy ludzie razem wzięci ;) i Kluseczka, która przewija się i pojawia się na stronach książki i nie pozwala o sobie zapomnieć <3
(Ale oczywiście, tego wszystkiego dowiadujemy się już w "Szaławile")
Wraz z wciąganiem się w fabułę, wyczuwamy że coś rośnie w powietrzu, pojawia się napięcie, którego rozwiązanie nastąpi dopiero na końcu ksiażki, ale zapewniam was, że będziecie się dobrze bawić, a zakończenie przyniesie samą radość i śmiech.
W "Oczach urocznych" spotykamy się z Odą, którą pierwszy raz poznaliśmy w opowiadaniu "Szaławiła". Szczerze powiedziawszy spodziewałam się kolejnych przygód Konrada, jego Licho i wesołej gromadki, ale na szczęście nie zawiodłam się. Ta książka jest równie dobra, co pozostałe części tej serii :D
więcej Pokaż mimo toOda to lekarka z powołaniem, która okazuje się być nie-człowiekiem, a dokładnie...