-
ArtykułyCzytamy w weekend. 26 kwietnia 2024LubimyCzytać29
-
ArtykułySzpiegowskie intrygi najwyższej próby – wywiad z Robertem Michniewiczem, autorem „Doliny szpiegów”Marcin Waincetel3
-
ArtykułyWyślij recenzję i wygraj egzemplarz „Ciekawscy. Jurajska draka” Michała ŁuczyńskiegoLubimyCzytać2
-
Artykuły„Spy x Family Code: White“ – adaptacja mangi w kinach już od 26 kwietnia!LubimyCzytać1
Biblioteczka
2015-12-31
2016-01-03
2015-12-31
2015-12-03
2015-09-06
2013-10-11
2015-02-12
Komiks, który przekonał mnie do komiksów:
Jakoś nigdy nie przywiązywałam większej wagi do tego typu mediów. Komiksy czy powieści graficzne (dla mnie to było jedno i to samo) uważałam za coś w stylu kreskówek dla dzieci. Ma obrazki, czyli nadaje się do publiczności poniżej dwunastego roku życia, prawda? Ano właśnie nie. Wszędzie się słyszało o tej Sadze i tym jakie to świetne sci-fi i że z treściami dla dorosłych... A ponieważ nie mogę się oprzeć presji zewnętrznej, poszłam do księgarni i kupiłam. I już sama okładka i wspaniałe, pełne żywych kolorów ilustracje upewniły mnie w przekonaniu, że zakup był trafiony.
Przekonałam się, że komiksy czy też powieści graficzne nie muszą być uproszczonymi, banalnymi historiami składającymi się z samych dialogów i reakcji bohaterów. Saga posiada wszystkie elementy normalnej książki z dodatkiem rysunków, które wspaniale oddają atmosferę fabuły.
Wielowątkowa fabuła zawsze cieszy wzrok:
Decydując się na sięgnięcie po Sagę wiedzieć musimy kilka rzeczy. Po pierwsze, to jedna z tych pozycji która nas albo zachwyci i porwie, albo zniesmaczy i przerazi. Po drugie, musimy się przygotować na dość przygnębiające, mroczne tematy. I po trzecie, historia jest naprawdę rozbudowana, więc nie spodziewajcie się prostych, jednowymiarowych wątków.
No więc wydaje mi się, że nie jest to pozycja dla każdego, a na pewno nie dla młodszej publiki. Mamy sceny seksu i nagości, sporo krwi i przemocy, a także przypadki nieco degustujące człowieka (jedna z pierwszych scen to dość graficzna scena porodu). Ale pomimo tej mrocznej sceny zarysowanej przez liczne wątki, powieść ma też lżejsze tony, którym dodaje styl kolorowych rysunków i humorystyczność wplatana do dialogów przez autora. To dzięki niemu bohaterzy z okropnych sytuacjach nadal posiadają umiejętność sarkastycznego podsumowania sytuacji i śmiania się z samych siebie.
W Sadze mamy całą gamę naprawdę różnorodnych bohaterów, którym z powodu zamieszkiwania różnych, odległych zakamarków galaktyki można było nadać interesujących cech. Są osobniki z rogami, skrzydłami, ośmioma nogami (lub wcale bez nóg) i z monitorami zamiast głów. I każdy jest postacią interesującą, z własnymi intencjami i podążającą do konkretnych celów. Nudzić się tu nie będziemy!
Podsumowując:
Saga naprawdę jest sagą. Wciąga od pierwszych stron i zachwyca kolorowymi bohaterami i ich często dość mrocznymi przygodami, z których ciężko nam uwierzyć że się wykaraskają! Przeraża, wzrusza i rozśmiesza, a przygoda nie przystaje ani na moment. Natomiast otaczający nas świat (lub dziesiątki różnych światów) fascynuje, bo intryga polityczna i potyczki wojenne walczących ze sobą ras to tylko zarys tej niezwykle rozbudowanej fabuły. Polecam fanom sci-fi ale również osobom, które chcą zrobić ten pierwszy krok i sięgnąć po powieść graficzną/komiks.
Komiks, który przekonał mnie do komiksów:
Jakoś nigdy nie przywiązywałam większej wagi do tego typu mediów. Komiksy czy powieści graficzne (dla mnie to było jedno i to samo) uważałam za coś w stylu kreskówek dla dzieci. Ma obrazki, czyli nadaje się do publiczności poniżej dwunastego roku życia, prawda? Ano właśnie nie. Wszędzie się słyszało o tej Sadze i tym jakie to...
2013-10-16
O pomysłowej fabule:
Książkę zaczęłam czytać ze zbyt wysokimi wymaganiami, bo słyszałam o niej tyle wspaniałych rzeczy i imponujących opinii, że powieść po prostu nie miała szansy dorównać oczekiwaniom. Mimo wszystko, pomysł i fabuła okazały się niezwykle interesujące. Sposób przedstawienia płci i orientacji postaci był nietuzinkowy, dawał do myślenia i kwestionował nasze poglądy. Bo nie da się tego nie robić, gdy czytamy o bohaterze/bohaterce, którego/której płeć zmienia się z dnia na dzień. Chyba nie każdy z nas byłby w stanie kochać kogoś, kto każdego dnia jest w innym ciele, innej rasy, innej płci.
No więc mamy A, postać, która wydawać by się mogło nie ma za grosz indywidualizmu, ponieważ każdego dnia jest kimś innym, każdego dnia budzi się w innym ciele i odbywa pożyczone życie w skórze kolejnej przypadkowej osoby. Jednak wkrótce okazuje się, że A jest po prostu niezwykle przystosowalny do środowiska. Umie się wtopić w otoczenie i być tą osobą, w której ciele się budzi. Jest również niezwykle wrażliwy i gdy budzi się w ciele nastolatki w głębokiej depresji i znajduje w jej notatniku niepokojące informacje sugerujące o jej chęci do popełnienia samobójstwa, interweniuje u jej ojca z nadzieją, że gdy nastolatka z powrotem obudzi się w swoim ciele następnego dnia, będzie on jej wsparciem.
Razem z A zaglądamy w życie bardzo różnych nastolatków, co samo w sobie jest interesującym sposobem na opowiadanie historii, ale w jej głębi jest to jednak po prostu romans z niezwykle oryginalną otoczką fabularną.
O bohaterach i rozwiązaniu akcji:
Dwójka naszych głównych bohaterów - A i Rhiannon - jest troszkę irytujących. Szczególnie A bywa frustrujący, gdy każdy dzień obraca się wokół jego chęci zobaczenia się z Rhiannon za wszelką cenę i czasem zapomina o tym, że nastolatki, których ciała sobie przywłaszcza też mają życie i wcale nie przejmuje się konsekwencjami "porywania ich" kilometry od domu. Całe szczęście, to uczucie frustracji szybko mija i do A naprawdę można się przywiązać i na pewno będziemy mu kibicować do końca.
Książkę przeczytałam niezwykle szybko (dwa dni). Początkowe zainteresowanie pchało mnie do czytania, później trochę zwolniłam, gdy akcja rozwijała się powoli, ale pod koniec książki już nie można odłożyć, gdy okazuje się, że to nie tylko historia o miłości, ale także trochę akcji się nam dostaje, a nawet intrygi, gdy A dowiaduje się o czymś dość niespodziewanym.
Muszę jednak przyznać, że rozwiązanie akcji wydawało mi się bardzo pośpieszne. Ta nagła akcja pojawiła się znikąd i znienacka mieliśmy nowy, szokujący wątek, a chwilę później trzymający w napięciu koniec historii, który wyraźnie sugerował o kontynuacji w kolejnej książce.
Podsumowując:
Na pewno warte przeczytania. Choćby po to, by nieco zastanowić się nad tym, jak postrzegamy płeć i neutralność jeśli chodzi o orientację seksualną. Ponadto, historia jest ciekawą historią o miłości dwójki młodych ludzi ze szczyptą akcji i intrygi, która na pewno niejednego czytelnika zaskoczy. Styl autora jest lekki, a mimo tego myśli bohatera mają głębie, a wiele fragmentów powieści ma nutkę filozoficzną i aż ma człowiek ochotę popodkreślać ulubione cytaty.
O pomysłowej fabule:
Książkę zaczęłam czytać ze zbyt wysokimi wymaganiami, bo słyszałam o niej tyle wspaniałych rzeczy i imponujących opinii, że powieść po prostu nie miała szansy dorównać oczekiwaniom. Mimo wszystko, pomysł i fabuła okazały się niezwykle interesujące. Sposób przedstawienia płci i orientacji postaci był nietuzinkowy, dawał do myślenia i kwestionował nasze...
Jak zapewne wielu nowych czytelników Martina, serię Pieśni Lodu i Ognia odkryłam za pomocą rosnącego w popularność serialu o tej samej nazwie, co pierwszy tom sagi. Początkowo, nawet nie byłam świadoma, że serial został oparty na bestselerowych książkach. Dlatego też moja przygoda z Grą o Tron rozpoczęła się od jej telewizyjnej ekranizacji. Zazwyczaj jestem jedną z tych osób, które ze stanowczością polecą przeczytanie oryginału przed obejrzeniem filmu (lub serialu), ale muszę przyznać, że w tym wypadku nie uważam tego za absolutną konieczność. I zaraz wyjaśnię dlaczego.
Podchodząc do lektury książek Martina (których dotychczas przeczytałam już na tyle, by mieć na ten temat wyrobioną konkretną opinię) trzeba przygotować się na podróż do rozwiniętego świata, który zaoferuje nam nie tylko swoją rozbudowaną historię, ale także politykę, religię i geografię, a pomiędzy tym wszystkim towarzyszyć będziemy bohaterom, ich rodzinom, wrogom, przyjaciołom i osobom, początkowo wydawać by się mogło, całkiem nieistotnym. Dlatego też gdy obejrzymy najpierw serial, będzie nam dużo łatwiej oswoić się z nazwami poszczególnych miejsc i z licznymi bohaterami, z których punktów widzenia obserwujemy wydarzenia. Będzie nam po prostu łatwiej dopasować odpowiednie imię do domu szlacheckiego, stanu, pochodzenia i relacji do innych postaci.
Nie wiem jak to napisać na tyle dobitnie, żebyście mi wszyscy uwierzyli, ale tę książkę (i całą sagę) po prostu trzeba przeczytać. Jeśli jesteś fanem dobrego fantasy, pewnie dobrze o tym wiesz. Jeśli nie przepadasz za Tolkienem, a magia i smoki to nie rzeczy o których lubisz czytać, powinieneś wiedzieć, że Martin nadał fantastyce nowe oblicze. W jego książkach nie napotkasz się na przerysowanych, banalnych bohaterów, których jedynym celem w życiu jest zagłada świata lub jego ocalenie.
Postaci są wielowymiarowe i szybko się przywiązujemy nawet do tych mniej lubianych. Wątki są pełne symbolizmu i głębi, a zarazem pełne przygód i intryg, których rozwiązania nie możemy się doczekać. Dialogi śmieszą i wzruszają, świat opisany jest tak dokładnie, że natychmiastowo wierzymy w reguły nim rządzące, a sama fabuła jest dopracowana i dopięta na ostatni guzik. Pod koniec lektury myślimy, że w końcu rozgryziemy wszystkie sekrety, a wtedy niespodziewanie dzieje się coś, co nami wstrząsa do głębi i już wiemy, że momentalnie sięgniemy po tom drugi.
Jedną z najbardziej pozytywnych rzeczy, jaką mogę powiedzieć o tej książce to fakt, iż napisana jest inteligentnie i z wieloma niedopowiedzeniami lub momentami, w których czytelnik może dane sytuacje zinterpretować po swojemu. Bo Martin nie podaje nam wszystkiego na tacy, ale traktuje swoich czytelników jak mądre, potrafiące myśleć istoty, przez co w książce brakuje często spotykanych w literaturze (szczególnie grozy lub kryminałach, do których Gra o Tron w pewnym stopniu należy dzięki ilości intryg w jej historii) momentów, gdy autor dokładnie przeliterowuje nam dany wątek w obawie, że potraktowanie nas symbolizmem czy niejednoznacznością sprawi, że nie będziemy w stanie sami wykombinować o co chodzi (czy tylko mnie irytuje, gdy autor traktuje czytelnika, jak totalnego idiotę? George Martin jest autorem, który nigdy tego nie robi, ba! czasem nawet pozwala na zbyt wiele domysłów przez co w sieci istnieje wiele forum i stron internetowych debatujących niektóre z niedopowiedzeń w jego książkach. A nie ma nic lepszego od możliwości pogłówkowania nad ulubioną historią!).
Gra o Tron pisana jest z punktów widzenia kilku głównych bohaterów, których w kolejnych tomach przybywa (i ubywa!). Pierwszy tom przedstawia, między innymi:
Tyriona - karła, pijaczynę i brata królowej. Jest to postać niezwykle lubiana dzięki swej inteligencji i tendencji do sarkazmu.
Daenerys (Dany/Khaleesi) - córkę zamordowanego króla Westerosu. Młoda dziewczyna jest sprzedana dzikiemu plemieniu przez własnego brata, który w zamian miał nadzieję kupić sobie armię, by odbić odebrane jego ojcu ziemie.
Aryę - najmłodszą córkę nowego namiestnika króla. Ta zadziorna dziewczynka jest niezainteresowana wyszywaniem i śpiewaniem. Zamiast tego uczy się "tańczyć" z mieczem.
A to tylko trzy (moje ulubione) z ośmiu postaci przedstawiających swoimi oczami fantastyczny świat Martina w tomie pierwszym. Gwarantuję, że do wielu z nich szybko się przywiążecie, rozpoznacie swoich ulubieńców i zaczniecie im kibicować w tej Grze o Tron. Kto ją wygra? Wie tylko George Martin.
Podsumowując:
Książka jest wymaganą lekturą nie tylko dla fanów fantasy. Warto jednak wspomnieć, że niektóre jej treści nie są stosowne dla dzieci. Martin wiele razy w swoich wywiadach mówił, że jego książki są o życiu i wszystkich jego aspektach (a życie, jak sami o tym wiemy, nie jest łatwe i zazwyczaj kończy się śmiercią. Warto o tym pamiętać w czasie naszej wędrówki po Westerosie i Essos). Pojawiają się w nich każde możliwe sceny od obfitych opisów jadła podawanego na królewskim stole, przez sceny łóżkowe, graficzne opisy mordu i obrazowe przedstawienie otaczającego bohaterów krajobrazu.
Jak zapewne wielu nowych czytelników Martina, serię Pieśni Lodu i Ognia odkryłam za pomocą rosnącego w popularność serialu o tej samej nazwie, co pierwszy tom sagi. Początkowo, nawet nie byłam świadoma, że serial został oparty na bestselerowych książkach. Dlatego też moja przygoda z Grą o Tron rozpoczęła się od jej telewizyjnej ekranizacji. Zazwyczaj jestem jedną z tych...
więcej Pokaż mimo to