rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Nie znam dobrze twórczości ani poglądów Witkacego, więc nie wypowiem się na te tematy, natomiast ten dramat wygląda mi na metaforę bolszewizmu niszczącego dotychczasowy, carski porządek. Wtedy z pewnością bardzo na czasie, ale po stu latach nadal daje do myślenia.

Nie znam dobrze twórczości ani poglądów Witkacego, więc nie wypowiem się na te tematy, natomiast ten dramat wygląda mi na metaforę bolszewizmu niszczącego dotychczasowy, carski porządek. Wtedy z pewnością bardzo na czasie, ale po stu latach nadal daje do myślenia.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Aż sam się sobie dziwię, że do tej pory nie czytałem tego klasyka. Bardzo się zdziwiłem, gdy zobaczyłem, że powieść jest napisana w formie epistolarnej, ale to, choć na początku dziwne, z czasem okazało się zaletą. Różne punkty widzenia, swoboda w opisywaniu miejsca akcji i samych wydarzeń, to wszystko świetnie zagrało i naprawdę trzymało w napięciu do końca.

Jedna rzecz w sumie mnie trochę raziła (choć też trochę bawiła), że ponieważ w czasach XIX wieku nie wiedziano, że krew ma grupy, to Lucy zrobiono transfuzję z krwi prawie wszystkich męskich postaci a jednak nie miała żadnych efektów ubocznych. Ale jak mówię, nie mogę się tego czepiać przez niewiedze autora.

Aż sam się sobie dziwię, że do tej pory nie czytałem tego klasyka. Bardzo się zdziwiłem, gdy zobaczyłem, że powieść jest napisana w formie epistolarnej, ale to, choć na początku dziwne, z czasem okazało się zaletą. Różne punkty widzenia, swoboda w opisywaniu miejsca akcji i samych wydarzeń, to wszystko świetnie zagrało i naprawdę trzymało w napięciu do końca.

Jedna rzecz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wzorowa powieść najlepszego okresu literatury rosyjskiej. Przez prawie cały czas wciąga, zbliża do ciekawych, złożonych postaci, których jest naprawdę sporo.

Ciekawym zabiegiem było to, że autor często zwraca się bezpośrednio do czytelnika, sprawiając wrażenie obserwatora opisywanych wydarzeń. Dość nietypowe jak na tamte czasy przełamywanie czwartej ściany.

Czasem zwracałem uwagę, że postacie za często wpadają w jakieś nerwowe rozgorączkowanie, niemal szaleństwo, może to podkreślenie karamazowskiej natury charakteru, dlatego może najbardziej polubiłem samego Aleksego. Iwana a zwłaszcza Dymitra mimo ich oczywistych kilku zalet nie trawiłem - zarówno postępowania jak i osobowości. Może ta powieść właśnie dlatego jest tak dobra - ponieważ w tak wiarygodny i barwny sposób przedstawia różnorodność wszystkich osób tego dramatu. Ale nie doniosłem ani razu wrażenia, że ta historia jest fikcją: to mogło się zdarzyć w dowolnym czasie i miejscu na świecie. Uniwersalność jest tu chyba największa zaletą.

Wzorowa powieść najlepszego okresu literatury rosyjskiej. Przez prawie cały czas wciąga, zbliża do ciekawych, złożonych postaci, których jest naprawdę sporo.

Ciekawym zabiegiem było to, że autor często zwraca się bezpośrednio do czytelnika, sprawiając wrażenie obserwatora opisywanych wydarzeń. Dość nietypowe jak na tamte czasy przełamywanie czwartej ściany.

Czasem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo ciekawa książka napisana przez bardzo inteligentnego człowieka. Podobała mi się zwłaszcza pierwsza część, w której autor zestawia metodologię naukową z religijną. Ale jako ktoś ciekawy świata, zawsze chciałem też zrozumieć o co chodzi w fizyce kwantowej i muszę przyznać, że Kwantechizm napisany jest takim językiem, że zrozumiałem znaczną większość przypadków opisywanych przez Dragana. Kilka kwestii jest chyba nadal poza moim zasięgiem pojmowania, ale nadal - gdyby każdy w Polsce miał takiego nauczyciela fizyki, to dużo mniej uczniów i studentów miało by z tym przedmiotem problemy.

Dużo czarnego humoru, ironii i oryginalnych porównań. Jak na książkę z tak ciężkiego tematu, lektura zaskakująco lekka i w zasadzie dla każdego.

Bardzo ciekawa książka napisana przez bardzo inteligentnego człowieka. Podobała mi się zwłaszcza pierwsza część, w której autor zestawia metodologię naukową z religijną. Ale jako ktoś ciekawy świata, zawsze chciałem też zrozumieć o co chodzi w fizyce kwantowej i muszę przyznać, że Kwantechizm napisany jest takim językiem, że zrozumiałem znaczną większość przypadków...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ta książka, chociaż ma ponad 200 lat i jej bohaterowie posługują się dość niewspółczesnym językiem, wzbudziła we mnie głębokie refleksje na tematy egzystencjalne. Czytałem ją akurat w momencie mojego życia, w którym słowa Stwora padły na podatny grunt. Potwór Frankensteina na początku swojego istnienia uczył się widzieć, mówić, odczuwać i przeżywać emocje. Był praktycznie czystą kartką. Żyjąc w szopie Feliksa cieszył się spaniem w suchym pomieszczeniu osłoniętym od wiatru i nie rozumiał dlaczego inni są nieszczęśliwi mając jednak dużo więcej.

Całe nieszczęście, którego doświadczamy wynika z ciągłego porównywania się do innych - bo ktoś ma więcej, lepiej, jest bogatszy, piękniejszy. Stwór nie miał takich myśli. W porównaniu z pierwotnym życiem w zimnym lesie było mu dobrze (do pewnego momentu, gdy został odrzucony).

Sama powieść ma w sobie dużo więcej treści i tematy, które są w niej mocno podkreślone, jak brak empatii, pochodzenie poczucia zemsty itp, są równie istotne dla całokształtu, ale dla mnie najważniejszym elementem było właśnie uświadomienie sobie, że nie ważne jak jest źle, zawsze może być gorzej i należy cieszyć się tym, co się ma, nawet jeśli poczucie szczęścia wywołują pojedyncze chwile.

Ta książka, chociaż ma ponad 200 lat i jej bohaterowie posługują się dość niewspółczesnym językiem, wzbudziła we mnie głębokie refleksje na tematy egzystencjalne. Czytałem ją akurat w momencie mojego życia, w którym słowa Stwora padły na podatny grunt. Potwór Frankensteina na początku swojego istnienia uczył się widzieć, mówić, odczuwać i przeżywać emocje. Był praktycznie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Coś niesamowitego. To jak Lem prowadzi tu fabułę wprowadzając czytelnika w coraz głębszą incepcję (a może raczej wyprowadzając z niej, zdejmując kolejne warstwy iluzji) futurologicznych halucynacji Tichego jest fascynujące. Wizje przyszłości iście przerażające, ale biorąc pod uwagę ludzką głupotę, wcale nie wykluczone. Czyta się rewelacyjnie - bogactwo słownictwa (neologizmy!), miejscami smoliście czarny humor podszyty mocną satyrą i niedopowiedzenie na sam koniec: czy to już koniec, czy nadal kolejna zagnieżdżona halucynacja? Mistrzowskie zakończenie.

Coś niesamowitego. To jak Lem prowadzi tu fabułę wprowadzając czytelnika w coraz głębszą incepcję (a może raczej wyprowadzając z niej, zdejmując kolejne warstwy iluzji) futurologicznych halucynacji Tichego jest fascynujące. Wizje przyszłości iście przerażające, ale biorąc pod uwagę ludzką głupotę, wcale nie wykluczone. Czyta się rewelacyjnie - bogactwo słownictwa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pierwsze określenia, jakie przychodzą mi na myśl o ostatniej części Kronik Diuny, to najczęściej: wtórna, nudnawa, miejscami absurdalna i pełna antypatycznych postaci.

Niestety, zakończenie tej historii (nie licząc oczywiście dwóch tomów syna autora) nie może się równać z jej początkiem. Najbardziej mnie uwierało, że nie byłem w stanie polubić żadnej z postaci, które się tu pojawiły. Dostojne matrony to nerwowe, apoplektyczne i dziecinne idiotki, Bene Gesserit wiecznie knujące, bezduszne manipulatorki, Duncan tylko snuje się po statku a z jego mentackich projekcji nic nie wynika a już zwłaszcza dla niego, Murbella jest tak nijaka, że nie wiem co o niej powiedzieć, Teg budzi się pod koniec książki i do końca chodzi na barana (sic!) jakiejś dziewczyny, mimo, że nogi ma chyba sprawne jak na dziesięciolatka, Sziena jest postacią trzecio albo nawet czwartoplanową, a wątek zakonspirowanych od 20 tysięcy lat Żydów to jakaś groteska (nikt we wszechświecie nie domyśla się istnienia Żydów, którzy żyją między innymi ludźmi, mimo że noszą żydowskie imiona jak Rebeka czy Izaak i noszą jarmułki).

Powieść ma ponad 600 stron a czytelnik w dalszym ciągu nie dowiaduje się niczego o futarach, przewodnikach, co wygnało matrony z Rozproszenia, jak działa ich broń, czyli tego wszystkiego, co było naprawdę ważne z punktu widzenia fabuły (bo jak traktować poważnie groźbę, skoro nie jest sprecyzowana?), za to mamy kilka zajmujących kilkadziesiąt stron rozmów i rozważań Odrade, Bellondy, Murbelli i Duncana, które nie wnoszą absolutnie nic, nie posuwają fabuły do przodu ani o centymetr i które są tylko tymi samymi frazesami, które padały w poprzedniej książce.

Kiedy natomiast już wreszcie doszło do konfrontacji i miałem nadzieję na ciekawą bitwę między matronami i czarownicami i odmianę względem mdłych dialogów, to dostałem krótką akcję pozbawioną szczegółów i z wyciętymi (sic!) najważniejszymi momentami (jak obezwładniono Tega? jak działa bezkrwawa broń matron? jak jeńcy się uwolnili i wrócili do wieży? Nie wiadomo, trzeba sobie dopowiedzieć).

W skrócie Kapitularz Diuną to praktycznie kopia Heretyków Diuny wzbogacona o jeszcze więcej absurdów i głupot a na dodatek nie wnosi nic nowego do uniwersum, może tylko gorzki posmak po zakończeniu.

Pierwsze określenia, jakie przychodzą mi na myśl o ostatniej części Kronik Diuny, to najczęściej: wtórna, nudnawa, miejscami absurdalna i pełna antypatycznych postaci.

Niestety, zakończenie tej historii (nie licząc oczywiście dwóch tomów syna autora) nie może się równać z jej początkiem. Najbardziej mnie uwierało, że nie byłem w stanie polubić żadnej z postaci, które się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Powiedziałbym, że w przypadku tej książki pasuje powiedzenie "z dużej chmury mały deszcz". Autor od początku przedstawia dostojne matrony jako śmiertelne zagrożenie dla istnienia wszystkich obecnych sił w Starym Imperium, ale gdy pod koniec wychodzi na jaw, co tak naprawdę jest najgroźniejszą ich bronią okazuje się, że... wybitne zdolności seksualne, co do końca nie pozwoliło mi traktować poważnie całej fabuły. Tym bardziej, że okazało się, iż są one w posiadaniu technologii, która jest w stanie w jednej chwili niszczyć całe planety a ich liczebność wystarczy, żeby zmieść wszystko na swojej drodze. Ale nie, autor wolał podkreślić fakt, że potrafią wzmocnić intensywność doznań podczas seksu i jeśli ktoś, czyli Duncan robi to lepiej od nich, potrafią niszczyć całe cywilizacje. Duże rozczarowanie pod tym względem.

Cała powieść została napisana tak, jak poprzednie, co oczywiście jest jej zaletą, ale długo nie potrafiłem polubić żadnej postaci, co niemiłosiernie wydłużało mi czas czytania. Wszyscy gracze na tej szachownicy - Bene Gesserit, Tleilaxanie, matrony są tak antypatyczni a do ich pragnienia całkowitej kontroli nad wszechświatem i ludzkością czułem taką nienawiść, że czekałem aż wszyscy zginą w jakiejś kosmicznej katastrofie, albo okaże się, że Bóg Imperator jednak żyje i nagle wypełznie spod kamienia na pustyni. W pewnym momencie poczułem jednak jakiś cień sympatii do Milesa Tega, bo był chyba najbardziej ludzki. Oczywiście też do Duncana, ale z perspektywy całej fabuły to kompletnie nieliczący się pionek, rozgrywany przez kobiety.

I właśnie - książka przedstawia wizję przyszłości, w której całkowitą władzę nad wszystkim sprawują kobiety za pomocą albo swoich umiejętności sterowania mężczyznami za pomocą seksu, albo Głosu. Nie wiem co o tym myśleć, ale wydaje mi się, że sprowadzenie mężczyzn do poziomu bezwolnych, łatwych do sterowania golemów to jednak lekka przesada.

Na koniec jeszcze trochę o religiach. Odnoszę wrażenie, że wszystkie wielkie, zaawansowane technicznie cywilizacje są tu jakimiś religijnymi fanatykami. W dodatku wszystkie przedstawione są w jakimś stopniu jako oparte na islamie, co wydaje mi się jeszcze bardziej nieprawdopodobne. Nie byłem w stanie uwierzyć, że żyjący tyle setek albo tysięcy lat Waff dał się tak łatwo omotać matkom wielebnym tylko dlatego, że zaczęły mówić do niego frazesami w języku islamijatu. Przecież musiałby być całkowitym ślepcem albo głupkiem, a przecież był mistrzem Tleilaxan. A oprócz tego nie wydaje mi się, żeby zaawansowane technicznie cywilizacje przyszłości przejmowały się religiami, a fundamentalizm skutecznie hamuje jakikolwiek rozwój.

Krótko, to, co było w Diunie najlepsze tym razem zostało zepchnięte na margines, a to, co głupie i niepotrzebne przeniesione na pierwszy plan. To nie poszło w dobrą stronę.

Powiedziałbym, że w przypadku tej książki pasuje powiedzenie "z dużej chmury mały deszcz". Autor od początku przedstawia dostojne matrony jako śmiertelne zagrożenie dla istnienia wszystkich obecnych sił w Starym Imperium, ale gdy pod koniec wychodzi na jaw, co tak naprawdę jest najgroźniejszą ich bronią okazuje się, że... wybitne zdolności seksualne, co do końca nie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Absolutnie mistrzowskie ukazanie za pomocą prostej historyjki o zwierzętach mechanizmu funkcjonowania Związku Radzieckiego, ale nie tylko. Autor miał na myśli zapewne konkretny ustrój i kraj, a także osoby takie jak Stalin dając im twarze zwierząt, ale okazuje się, że jakby się zastanowić, to idealnie pasuje to również do obecnych czasów i wielu krajów powszechnie uznawanych za cywilizowane, lub nawet uprzemysłowione (one same się tak nazywają).

Europa (a zwłaszcza Polska) XXI wieku a także Chiny, USA, współczesna Rosja - każdy znajdzie tu coś dla siebie i o sobie. O tym jak ludność daje sobą manipulować za pośrednictwem magicznego pudełka z kolorowymi obrazkami, które wisi na ścianie w niemal każdym mieszkaniu i snuje propagandę każdego, kto śni cudowny sen o władzy nad innymi. Lektura obowiązkowa dla każdego. Jeśli ona nie otworzy oczu jednostki na prawdziwy obraz rzeczywistości, to chyba nic tego nie uczyni.

Absolutnie mistrzowskie ukazanie za pomocą prostej historyjki o zwierzętach mechanizmu funkcjonowania Związku Radzieckiego, ale nie tylko. Autor miał na myśli zapewne konkretny ustrój i kraj, a także osoby takie jak Stalin dając im twarze zwierząt, ale okazuje się, że jakby się zastanowić, to idealnie pasuje to również do obecnych czasów i wielu krajów powszechnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Styl autora naprawdę zręczny, czyta się szybko i historia nawet do pewnego momentu wciąga, ale brakuje tutaj jakiegoś porządnego konfliktu. Główny bohater tak jak i jego towarzysze mierzą się z wrogim otoczeniem ale i własnymi słabościami. Ale sprzeczki między nimi nie są jakieś spektakularne a właśnie o coś takiego się prosiło - o porządny konflikt, walkę o władzę i przeżycie. A tymczasem kiedy książka zaczęła się trochę bardziej rozkręcać, momentalnie się skończyła bez żadnych fajerwerków. Dosyć ugrzeczniona opowieść o przetrwaniu raczej dla młodzieży. Jak na książkę dla dorosłych zabrakło nieco więcej "mięsa".

Styl autora naprawdę zręczny, czyta się szybko i historia nawet do pewnego momentu wciąga, ale brakuje tutaj jakiegoś porządnego konfliktu. Główny bohater tak jak i jego towarzysze mierzą się z wrogim otoczeniem ale i własnymi słabościami. Ale sprzeczki między nimi nie są jakieś spektakularne a właśnie o coś takiego się prosiło - o porządny konflikt, walkę o władzę i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo dobra literatura podróżnicza. Autor nie owija w bawełnę albo kolorowy papierek tego, jak wygląda życie i warunki w Afryce. Za tę szczerość, której tak bardzo brakuje w obecnych przesiąkniętych poprawnością polityczną czasach daję dodatkową gwiazdkę.

Bardzo dobra literatura podróżnicza. Autor nie owija w bawełnę albo kolorowy papierek tego, jak wygląda życie i warunki w Afryce. Za tę szczerość, której tak bardzo brakuje w obecnych przesiąkniętych poprawnością polityczną czasach daję dodatkową gwiazdkę.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kontynuacja Metra 2033 zaskakuje poniekąd tym, że głównym bohaterem nie jest tym razem Artem, lecz Homer, zupełnie nowa postać, nie pojawiająca się wcześniej, a wspólnym elementem książki tej i poprzedniej jest Hunter, który tak, jak ostatnio pełni rolę raczej pomocnika głównej postaci, jego niezniszczalnego anioła stróża (chociaż bardziej pasuje tu chyba określenie anioł śmierci, gdyż gdzie pojawia, tam tam można spodziewać się zgonów osób postronnych), dzięki któremu może on przebrnąć przez najeżone niebezpieczeństwami moskiewskie metro.

Autor kolejny raz daje popis mistrzowskiego stylu, dzięki któremu jego historie czyta się z zapartym tchem, niczym najlepsze powieści Stephena Kinga. Dynamiczne, bardzo obrazowe opisy poruszają kwestie filozoficzne, religijne i polityczne ani przez chwilę nie zanudzając widza, dialogi nie trącą banałem, a fabuła jest perfekcyjnie skonstruowana i prowadzi od niepozornego początku prosto do celu, po drodze powoli odkrywając karty i wyjaśniając kolejne tajemnice podziemnego miasta.

Postacie chociaż nowe, zostają znakomicie wprowadzone, z odpowiednią ilością przedakcji. Mają własne, unikalne charaktery, motywacje i cele. Właściwie to trudno mi się do czegokolwiek przyczepić w całej książce, może poza, mimo wszystko, powtarzalnością. Chociaż akcja toczy się w zupełnie innej części metra, z innymi postaciami, to trudno oprzeć się wrażeniu, że kontynuacja jest tak ogólnie kopią poprzedniczki: apokaliptyczną literaturą drogi - bohaterowie pokonują fragment metra, by usunąć zagrożenie, podczas gdy stawką jest życie wszystkich ocalałych w podziemnym mieście.

Mimo wszystko warto. Bardzo wciąga.

Kontynuacja Metra 2033 zaskakuje poniekąd tym, że głównym bohaterem nie jest tym razem Artem, lecz Homer, zupełnie nowa postać, nie pojawiająca się wcześniej, a wspólnym elementem książki tej i poprzedniej jest Hunter, który tak, jak ostatnio pełni rolę raczej pomocnika głównej postaci, jego niezniszczalnego anioła stróża (chociaż bardziej pasuje tu chyba określenie anioł...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pierwsze kilkadziesiąt stron zmęczyło mnie niemiłosiernie, głównie ze względu na formę, a konkretnie brak dialogów i niemal ciągły (z bardzo rzadkim podziałem na akapity) blok tekstu opisowego. Czytelnik czyta myśli głównego bohatera, które opisane są niczym strumień świadomości - mówi on co widzi i myśli, czasem ni z tego, ni z owego wspominając o majtkach swojej babci (bo skojarzył mu się kolor).

Gdy jeździ on z miasta do miasta nie bardzo wiadomo o co chodzi, intryga nie zostaje od razu wyłuszczona, trudno złapać wątek, gdyż opis podróży jest praktycznie pozbawiony konkretów (tak jak byśmy weszli w sam środek jakiejś opowieści i próbowali połapać się w sytuacji). Tymczasem gdy astronauta zatrzymuje się w Paryżu, wtedy z rozmów można się wreszcie co nieco dowiedzieć. Otóż chodzi o serię tajemniczych wypadków grupy obcych sobie, pozornie niczego nie mających ze sobą wspólnego ludzi, zazwyczaj zakończonych zgonem.

Historia zaczęła mi się wydawać interesująca w momencie, gdy zostały przedstawione relacje poszczególnych wypadków. Każda z nich obfitowała w naprawdę momentami fascynujące szczegóły, które nadawały im wrażenia wybitnie realistycznych. Później fabuła jakby znowu wyhamowała, ale tylko pozornie. Ostatnie 70 stron pochłonąłem na raz, nie mogąc się oderwać. Tak niesamowicie przestawiony moment, gdy astronaucie zaczyna się przydarzać dokładnie to samo, co pozostałym to jedno z największych przeżyć w literaturze, jakich dane mi było doświadczyć. Zaczynałem podejrzewać, że coś jest nie tak na kilkanaście stron przed faktycznym "wybuchem". Świadczyły o tym subtelne szczegóły, których bohater początkowo wydawał się nie zauważać, a przynajmniej je ignorował, rozmyślając o czymś innym. Faktyczna kulminacja psychozy przywodziła mi na myśl fragmenty Las Vegas Parano, gdy Johnny Depp i Benicio del Toro przeżywają potężne, narkotyczne halucynacje. Natomiast sam moment wyjaśnienia zagadki następujący na ostatnich już stronach wzbudził mnie do wielu refleksji i przemyśleń na temat własnego życia. Czy wszystko jest wolą przypadku? Czy to, jak wygląda nasze życie i co nas spotyka w każdej minucie jest wynikiem losowych zdarzeń następujących bez przerwy w chaosie znanego nam wszechświata? Czy tak naprawdę mamy cokolwiek do powiedzenia i czy decydujemy o czymkolwiek?

Zupełnie nie spodziewałem się na początku takich myśli po zakończeniu, dlatego chyba jestem nadal tak zauroczony Katarem. Bez wątpienia jest to wielka powieść, chociaż nie było łatwo, a przejście od A do Z wymaga cierpliwości, samozaparcia i sporego zaufania do Autora, ale finał i następujący po nim natłok przemyśleń zdecydowanie wynagradza trudy.

Pierwsze kilkadziesiąt stron zmęczyło mnie niemiłosiernie, głównie ze względu na formę, a konkretnie brak dialogów i niemal ciągły (z bardzo rzadkim podziałem na akapity) blok tekstu opisowego. Czytelnik czyta myśli głównego bohatera, które opisane są niczym strumień świadomości - mówi on co widzi i myśli, czasem ni z tego, ni z owego wspominając o majtkach swojej babci (bo...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dobra książka przybliżająca laikom interesującym się fizyką teoretyczną i nowymi odkryciami nauki, najważniejsze teorie fizyczne w jej historii oraz próbująca opisać prace nad sformułowaniem teorii kwantowej grawitacji, czyli brakującego elementu na drodze do pełnego zrozumienia wszechświata i rzeczywistości.

Muszę przyznać, że początek i ciąg dalszy bardzo mnie wciągnął. Było trochę historii, o starożytnych uczonych, których prace i hipotezy nakierowały bardziej nam współczesnych naukowców pokroju Newtona i Maxwella na ich wielkie, życiowe osiągnięcia. Było też trochę o każdej z tych ich słynnych pracach, ale bez opierania się na skomplikowanych wzorach, które zrozumieją tylko potężne umysły świata fizyki, tylko przystępnym językiem, bazując na realnych przykładach z życia. Było trochę o kosmosie, czasie, cząstkach i przestrzeni. Ogółem, o wszystkim, co składa się na znaną nam rzeczywistość złożoną z materii i czasu.

Niestety, gdzieś w dwóch trzecich książka wytraca nieco swoją klarowność a autor zaczyna coraz bardziej chaotycznie i bezładnie poruszać kolejne wątki. W efekcie końcówka to trochę taki labirynt meandrów myśli autora, który świetnie rozpoczął wykład, ale z czasem odleciał i trochę jakby zapomniał o czym w ogóle wykłada, pozwalając sobie na kolejne dygresje. Ostatnie rozdziały to już bardziej filozoficzne rozważania o istnieniu, niż faktyczna nauka.

Niemniej jednak czytelnik sporo wyniesie z tej książki, zwłaszcza jeśli interesują go takie tematy. Polecam.

Dobra książka przybliżająca laikom interesującym się fizyką teoretyczną i nowymi odkryciami nauki, najważniejsze teorie fizyczne w jej historii oraz próbująca opisać prace nad sformułowaniem teorii kwantowej grawitacji, czyli brakującego elementu na drodze do pełnego zrozumienia wszechświata i rzeczywistości.

Muszę przyznać, że początek i ciąg dalszy bardzo mnie wciągnął....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kolejna część kosmicznej opowieści o rodzie Atrydów, tym razem już nie z perspektywy Paula ale jego dzieci, bliźniąt Leto i Ganimy. W kwestii samego miejsca akcji autor nie jest w stanie raczej niczym zaskoczyć - nadal rozgrywa się ona na Arrakis, chociaż kilka razy czytelnik jest przenoszony na inne planety, a konkretnie na Salusę Secundusa i może przez chwilę zaznajomić się z odmiennym środowiskiem niż na Diunie. Co do Arrakis postacie udają się bardziej na południe (czyli bardziej w głąb pustyni), niż w poprzednich książkach i dzięki temu można lepiej zaznajomić się ze skomplikowaną sytuacją etniczną i polityczną na planecie. Odkrywa się legendy i wnika głębiej w zwyczaje Fremenów, co pozwala lepiej poznać przyczyny podziałów wewnętrznych wśród tego ludu. Można to traktować jako ciekawostkę, zwłaszcza jeśli ktoś wsiąknął głęboko w tę historię (widać, że autor stworzył pełny kontekst historii, którą opowiada i zna każdy szczegół historyczny i przyrodniczy swojej powieści). Zapoznawanie się z tymi szczegółami może sprawiać naprawdę dużą przyjemność.

Kwestie filozoficzne są w sumie kontynuacją tych z poprzednich książek wzbogacone o jeszcze bardziej radykalne poglądy Leto II na temat tego, co można zrobić, by osiągnąć pokój i poprawić życie ludzkości. Chodzi mi najbardziej o poświęcenie - zarówno swoje jak i innych, sprawy decydowania samodzielnie w imię interesów i losów ogółu. Dla wielu droga obrana przez władcę będzie błogosławieństwem, dla innych odebraniem wolności i ingerowaniem w ich sprawy.

Dodatkowym atutem są fragmenty fikcyjnych dzieł i wypowiedzi przed każdym rozdziałem. Gdy już czytelnik zastanawia się kim jest jakiś kronikarz, np. Hark Al-Ada w samej końcówce okazuje się, że przez cały czas był on jedną z postaci książki, tylko że znany pod innym imieniem.

Jeśli ktoś jest wielbicielem sagi o Diunie, to na pewno nie będzie rozczarowany.

Kolejna część kosmicznej opowieści o rodzie Atrydów, tym razem już nie z perspektywy Paula ale jego dzieci, bliźniąt Leto i Ganimy. W kwestii samego miejsca akcji autor nie jest w stanie raczej niczym zaskoczyć - nadal rozgrywa się ona na Arrakis, chociaż kilka razy czytelnik jest przenoszony na inne planety, a konkretnie na Salusę Secundusa i może przez chwilę zaznajomić...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie ukrywam, że sięgnąłem po książkę Olgi Tokarczuk z powodu przyznanej nagrody Nobla w dziedzinie literatury. Nie wiedziałem czego się spodziewać, chociaż domyślałem się, że może to być dzieło ciężkie i męczące. Szybko odkryłem, że tak nie jest a podział fabuły na krótkie rozdziały dotyczące losów poszczególnych postaci sprawia, że czyta się szybko i gładko.

Powieść wydaje się nie mieć liniowej fabuły, a pozornie rozdziały są od siebie odseparowane, ale w rzeczywistości przedstawiają często punkty widzenia różnych postaci na tę samą rzecz lub wydarzenie. Niektóre osoby czytelnik poznaje praktycznie od urodzenia do śmierci, gdyż akcja rozgrywa się na przestrzeni kilkudziesięciu lat, od lat 20-tych do 80-tych XX wieku.

Autorka przemyca poprzez mieszkańców Prawieku (i nie tylko) mnóstwo ciekawej filozofii i przemyśleń na wiele tematów takich jak religia, przyroda, czas, cywilizacja. Złapałem się na tym, że sam nie zdawałem sobie wcześniej sprawy z tego, jak postrzegam i patrzę na niektóre sprawy a czytając opowieści z Prawieku uzmysłowiłem sobie jak bardzo mój światopogląd jest podobny do tego Tokarczuk.

Muszę przyznać, że nigdy nie spotkałem się z trafniejszą definicją (a może bardziej filozofią, wyobrażeniem) boga, niż właśnie w tej książce w rozdziale "Czas Boga". Bardzo ciekawe i skłaniające do refleksji przemyślenia znajdują się też w rozdziałach dotyczących Gry, grzybni i Lalki. Może dlatego, że nie dotyczą one konkretnych ludzi, a zjawisk, zwierząt i religii są jeszcze bardziej interesujące, mistyczne, refleksyjne od pozostałych. Aczkolwiek nie ma tutaj żadnego rozdziału, który wydawałby mi się zbędny, lub niepotrzebny.

Wydaje mi się, że centralną, główną postacią wśród ludzi pojawiających się w Prawieku jest Kłoska. Pozostałe osoby pojawiają się również regularnie i na różnych etapach życia, ale czuję, że Kłoska, jako jedyna, która pozostała niezmienna, oderwana od cywilizacji, nieskuszona lepszym światem i żyjąca w harmonii, i zgodzie z naturą wygrała swoje życie (w sensie takim, że nie zmarnowała go, lub dużej jego części na bezsensowne gonienie za rzeczami materialnymi, namiętnościami, pieniędzmi, lepszym światem, strefą pozornego komfortu). Przynajmniej mnie osobiście jej podejście do życia wydaje się najbliższe ideału.

Można by każdemu rozdziałowi i postaci poświęcić osobny akapit dla analizy, ale myślę, że najlepiej samemu się przekonać jak dobra i wielowymiarowa jest to książka i po prostu sięgnąć.

Nie ukrywam, że sięgnąłem po książkę Olgi Tokarczuk z powodu przyznanej nagrody Nobla w dziedzinie literatury. Nie wiedziałem czego się spodziewać, chociaż domyślałem się, że może to być dzieło ciężkie i męczące. Szybko odkryłem, że tak nie jest a podział fabuły na krótkie rozdziały dotyczące losów poszczególnych postaci sprawia, że czyta się szybko i gładko.

Powieść...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka, która mierzyła się z geniuszem poprzedniczki i która miała kontynuować epicką historię rodu Atrydów. Materiału jest tu znacznie mniej, niż w tomie pierwszym, ale nie można jednoznacznie stwierdzić, że ta część odstaje fabularnie. Akcja skupia się na krótkim okresie czasu, 12 lat po zdobyciu tronu Imperium przez Paula i główną jej osią jest spisek wymierzony w niego przez ludzi, którym nie podobają się jego rządy.

Paul pozostaje mimo upływu czasu i władzy jaką posiadł tym samym człowiekiem, a jego pragnienie, by zapobiegać rozlewom krwi w jego imieniu determinuje niemal każdą jego decyzję. Ciekawy jest fakt, że będąc Imperatorem tak naprawdę nie może pozwolić sobie na śmiałe działania. Jego poddani to Fremeni, który pod wpływem wielowiekowego utrzymywania prymitywnych tradycji opartych na zabobonach i religijnym proroctwom nie akceptują praktycznie żadnych odstępstw od swoich zasad. Paul, który nie chce prowadzenia dżihadu w jego imieniu i naginania innych cywilizacji i światów do jedynej słusznej dla Fremenów religii, tak naprawdę nie ma nic do powiedzenia, bowiem wówczas najbardziej ortodoksyjni naibowie zaczynają szemrać i spiskować przeciw swemu władcy, który wyciągnął ich z pustyni i dał do ręki oręż. Można powiedzieć, że religia oparta przez Fremenów na Muad`Dibie przestała go potrzebować a nawet lepiej by było, gdyby bóg zniknął i pozwolił rozwijać się swojemu własnemu mitowi.

Tragiczna jest również postać Paula pod tym względem, że chcąc uniknąć większego zła, śmierci milionów niewinnych, obcych ludzi podążą ścieżką, która prowadzi do jego samozagłady. Dobrze wie dokąd zmierza i zgadza się na cierpienie własne i swoich najbliższych odtwarzając scenariusz ze swoich wizji. Ostatecznie, będąc okaleczonym zgadza się również na podporządkowanie się kolejnej zasadzie Fremenów, mimo że ocalił tak naprawdę wszystkich na planecie a odejście na pustynię oznacza dla niego pewną śmierć.

Myślę, że to powieść niejako o przeznaczeniu i że nie można zmienić przyszłości, nawet jeśli się ją zna. Autor dobiera bardzo ciekawą gamę postaci pierwszo, drugo a nawet trzecioplanowych (bardzo podobała mi się Bidżas. Karzeł przypominał mi nieco charakterem i zachowaniem goblina Gryfka z Harry’ego Pottera, ale to taka dygresja, w każdym razie jego rola była bardzo znacząca) i dzięki temu można utożsamić się z wieloma osobami biorącymi udział w tym kosmicznym dramacie.

Książka, która mierzyła się z geniuszem poprzedniczki i która miała kontynuować epicką historię rodu Atrydów. Materiału jest tu znacznie mniej, niż w tomie pierwszym, ale nie można jednoznacznie stwierdzić, że ta część odstaje fabularnie. Akcja skupia się na krótkim okresie czasu, 12 lat po zdobyciu tronu Imperium przez Paula i główną jej osią jest spisek wymierzony w niego...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Zacząłem czytać głównie ze względu na nadchodzącą premierę filmu Denisa Villeneuve'a, ponieważ lubię najpierw znać pierwowzór literacki zanim obejrzę kinową ekranizację.

Pierwsze dwieście stron to praktycznie szachowy wstęp do faktycznej akcji, która posuwa fabułę do przodu i wywołuje szereg dalszych wydarzeń. Nie oznacza to wcale, że to nudny fragment. Mimo niewielkiej ilości informacji o wcześniejszych losach postaci, ani o miejscach, gdzie bywały (Kaladan jest opisany dość ogólnie), poznajemy obszernie zarysowaną filozofię Atrydów, Bene Gesserit i Harkonnenów - podłoże ich konfliktu, a dzięki rozbudowanym dialogom również osobowość, poglądy i motywy głównych postaci. Kilka osób pada tu ofiarą obecności na trzecim planie (np. Piter de Vries czy Rabban Harkonnen), ale ilość pozostałych postaci to wynagradza.

Kiedy już fabularne kostki domina zaczynają się przewracać, poszczególne strzępki rzuconych wcześniej informacji zaczynają się ze sobą łączyć i widać coraz wyraźniej obraz przyczyn dla których to Paul jest głównym bohaterem powieści. Jego wyjątkowość, widoczna już wcześniej powoli na przestrzeni drugiej i trzeciej księgi w obraz legendarnego przywódcy, mistyka i proroka.

Bardzo trafne jest też miejsce i otoczenie, w którym objawiają się jego umiejętności. Planeta pełna twardych, przywykłych do ciężkich warunków ludzi, pozbawionych jednak edukacji, których filarem egzystencji są religijne mity i prymitywne zwyczaje i obrzędy z łatwością uznaje wykształconego, inteligentnego i sprawnego fizycznie przybysza za swojego mesjasza. Odnoszę wrażenie, że fabuła udowadnia prawdziwość tezy, że odpowiedni przekaz i idee muszą paść na podatny grunt, żeby wykiełkowały i miały siłę przebicia.

Poza wielką przyjemnością z czytania i poznawania losów postaci, powieść wyróżnia się inteligentnymi dialogami, ciekawą filozofią i złożonością psychologiczną i polityczną. Autor ma szeroką wiedzę z wielu dziedzin nauki, co widać w przemyśleniach Paula, Jessiki, Barona i innych oraz w kwestiach przez nich wypowiadanych.

Czekam z niecierpliwością na film i biorą z półki kolejną część cyklu.

Zacząłem czytać głównie ze względu na nadchodzącą premierę filmu Denisa Villeneuve'a, ponieważ lubię najpierw znać pierwowzór literacki zanim obejrzę kinową ekranizację.

Pierwsze dwieście stron to praktycznie szachowy wstęp do faktycznej akcji, która posuwa fabułę do przodu i wywołuje szereg dalszych wydarzeń. Nie oznacza to wcale, że to nudny fragment. Mimo niewielkiej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Byłem ciekaw, w jaki sposób Tolkien rozwiąże w ostatniej części trylogii swój sposób dzielenia książki na pół, tak jak w Dwóch Wieżach, skupiając się najpierw na przygodach Aragorna i jego kompanów a później dopiero wracając do Froda i Sama. I nie zawiodłem się, autor urwał swoją pierwszą połowę w idealnym momencie bitwy pod Morannonem nie zdradzając w żaden sposób jaki był finał misji Powiernika Pierścienia (znając dotąd tę historię jedynie z filmów Jacksona zastanawiałem się jak to wyglądało w powieści).

Większość fabuły w Powrocie Króla jest niemal identyczna w porównaniu z ekranizacją, toteż niewiele mnie zaskoczyło podczas czytania. Gdy jednak Pierścień został zniszczony, a Sauron pokonany wydawało mi się, że teraz już pora na idylliczny epilog, a tymczasem zaskoczył mnie kończący historię wątek z Shire opanowanym przez złośliwość Sarumana i konieczność walki z nim i jego zbójami. Prawdę mówiąc ta część książki wzbudziła we mnie największe zainteresowanie, głównie ze względu na to, że nie spodziewałem się jeszcze takich emocji w końcówce.

Podsumowując, cała trylogia jest wielkim dziełem w całej historii literatury. Rozmach i szczegółowość historii Śródziemia, jego władców, przeróżnych istot, mnogość fikcyjnych języków - to wszystko sprawia, że ma się wrażenie przebywania nie w wymyślonej przez autora krainie, ale w równoległym, alternatywnym wszechświecie, równie prawdziwym, jak nasz.

Byłem ciekaw, w jaki sposób Tolkien rozwiąże w ostatniej części trylogii swój sposób dzielenia książki na pół, tak jak w Dwóch Wieżach, skupiając się najpierw na przygodach Aragorna i jego kompanów a później dopiero wracając do Froda i Sama. I nie zawiodłem się, autor urwał swoją pierwszą połowę w idealnym momencie bitwy pod Morannonem nie zdradzając w żaden sposób jaki był...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Moja ulubiona filmowa część i również powieść wydaje się najlepsza. Zdecydowanie najwięcej się dzieje, ale autor nie przeskakuje dynamicznie z jednego wątku do innego, tylko przez pół książki czytelnik śledzi losy Aragorna i jego części Drużyny, natomiast gdy już rozegrają się najważniejsze wydarzenia po ich stronie, Tolkien przenosi nas do Froda, Sama i Golluma i do końca już pozostajemy z nim podczas wędrówki do Mordoru. Ten sposób na opowiedzenie tej historii bardzo mi odpowiada, można dzięki temu skupić się na konkretnej linii fabularnej i wsiąknąć w nią bez reszty.

Moja ulubiona filmowa część i również powieść wydaje się najlepsza. Zdecydowanie najwięcej się dzieje, ale autor nie przeskakuje dynamicznie z jednego wątku do innego, tylko przez pół książki czytelnik śledzi losy Aragorna i jego części Drużyny, natomiast gdy już rozegrają się najważniejsze wydarzenia po ich stronie, Tolkien przenosi nas do Froda, Sama i Golluma i do końca...

więcej Pokaż mimo to