Cynical

Profil użytkownika: Cynical

Nie podano miasta Kobieta
Status Czytelniczka
Aktywność 5 lata temu
294
Przeczytanych
książek
297
Książek
w biblioteczce
15
Opinii
62
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Kobieta
Dodane| Nie dodano
Ta użytkowniczka nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach:

Budzisz się na szpitalnym łóżku i ze zgrozą odkrywasz, że twoje nogi są unieruchomione gipsem. Z ulgą przyjmujesz fakt, że jesteś jeszcze w stanie ruszać palcami u stóp, po czym usilnie próbujesz przypomnieć sobie, co zaszło. Jak się po chwili okazuje, oczywiste są jedynie dwie rzeczy: to, że miał miejsce wypadek oraz to, że jesteś od jakiegoś czasu najzwyczajniej w świecie odurzany przez pielęgniarki.
Niewiele, ale na początek wystarczy. Pozostaje tylko pytanie dlaczego...

Rogera Zelazny'ego powszechnie uznaje się za klasyka gatunku - zarówno fantastyki jak i SF - tego nie odmówi mu (chyba) nikt. Często jednak spotykam się z różnego rodzaju żalami/pretensjami kierowanymi wobec powyżej wymienionego autora. Teraz, jakiś czas po lekturze Dziewięciu książąt Amberu, spróbuję się do nich ustosunkować, tworząc przy okazji coś w rodzaju recenzji ;).

Za krótko, za płytko i ogólnie grafomania - takie właśnie zarzuty wobec pierwszej części cyklu Kronik Amberu odnalazłam. Można by się zbulwersować, no bo takie rzeczy o klasyce... jakim cudem? A jednak. Nie mam zamiaru tworzyć skomplikowanego wywodu, który udowodni, że krytycy się mylą. Może nawet mają pewne podstawy, pozwalające im wysnuwać podobne opinie, jednak moim zdaniem powinni je formułować znacznie ostrożniej. To fakt - mimo że powieść Zelazny'ego niektórzy zaliczają do tzw. literatury pięknej, nie znajdziecie tutaj metaforycznych, barwnych opisów, głębokich jak ocean przemyśleń ani nawet znacznej objętości, wbrew pozorom bardzo często spotykanej na księgarnianych półkach. Książka, wydana oryginalnie w 1970 roku, jest napisana w stylu... na wskroś współczesnym. Konkretnym, prostym,
ale na pewno nie prostackim, tak jak niektórzy pragną to przedstawić. Osobiście wolę, gdy autorzy używają poetyckiego języka, jednak znacznie bardziej odpowiada mi metoda Zelazny'ego niż bezsensowne, pseudofilozoficzne dywagacje zajmujące około tysiąca stron. Dziewięciu książąt Amberu to po prostu fantastyka, która nie udaje, że jest czymś więcej. Fantastyka, której zwięzłość pozwala na lekturę prędką, lekką,
lecz zarazem satysfakcjonującą - przynajmniej tak było w moim przypadku.

Roger Zelazny ukazuje motyw stary jak świat, ale zarazem podaje go
w interesującej oprawie, która w latach 70. z pewnością mogła uchodzić
za rewolucyjną. Teraz odbieramy jego powieść nieco inaczej,
ale czy straciła przez to na znaczeniu? Nie. Brutalna walka o władzę, zdrady, spiski i knucie intryg - nawet przeciw własnej rodzinie - to obrazy ponadczasowe. Pisarz przenosi je na grunt fantastyki i pozwala nam stać się cichymi słuchaczami opowieści, którą snuje jeden z książąt Amberu - Corwin. Bardzo polubiłam tego bohatera i gdy musiał stawić czoła rodzinnym knowaniom kibicowałam mu, podziwiając równocześnie jego przebiegłość. Niejednoznaczność bohaterów jest znaczącym plusem tej historii. Walczące o tron Amberu rodzeństwo to nie po prostu czarno-białe, papierowe postacie.Fakt, że chciwość i żądza władzy okazują się najistotniejsze, nie czyni z nikogo antagonisty. Zwłaszcza, że Corwin
(do którego przecież czuje się sympatię) również ucieka się do podłych
i nieuczciwych wybiegów. Czy gdybyśmy nie poznawali wydarzeń z jego perspektywy, nadal byśmy go lubili?

Podsumowując, powieść Dziewięciu książąt Amberu nie jest może najbardziej ambitną odsłoną fantastyki, a ci, którzy oczekują piętrzących się górnolotnych fraz pozostaną niezaspokojeni. Jak już pewnie zauważyliście, zgodzić się z krytykami nie zamierzam. Mają jednak prawo do swoich opinii, a mi do fanatycznego wyznawcy Rogera Zelazny'ego daleko. Zwięzłość i nieduża objętość nie stanowią podstawy do tego, by skreślać książkę z listy klasyki, a powieść nie musi mieć maksymalnie zawiłej, skomplikowanej fabuły, by zasłużyć na miano wyjątkowej. Zadaj sobie zresztą pytanie, czy autor aby nie bawi się Twoimi wyobrażeniami
o gatunku, jakim jest fantasy? Może padłeś ofiarą własnych oczekiwań, a nie "grafomanii"?

Jeżeli nie czytałeś, przekonaj się sam. Jeżeli czytałeś... pomyśl jeszcze raz :).

http://breakfastatheyters.blogspot.com

Budzisz się na szpitalnym łóżku i ze zgrozą odkrywasz, że twoje nogi są unieruchomione gipsem. Z ulgą przyjmujesz fakt, że jesteś jeszcze w stanie ruszać palcami u stóp, po czym usilnie próbujesz przypomnieć sobie, co zaszło. Jak się po chwili okazuje, oczywiste są jedynie dwie rzeczy: to, że miał miejsce wypadek oraz to, że jesteś od jakiegoś czasu najzwyczajniej w świecie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wyobraźcie sobie niewielką zagrodę. W środku, oprócz jej zwyczajnych mieszkańców, czai się ktoś, kto tylko pozornie jest podobny do reszty - wilk w owczej skórze.
Taki właśnie zabieg stosuje Beckett w Chemii śmierci, serwując czytelnikom brutalną zbrodnię w małomiasteczkowej otoczce. Mieszkańcy zadają sobie tylko jedno pytanie - kto jest zabójcą? Być może osoba, którą widujemy codziennie, darzymy zaufaniem i podajemy jej rękę
na powitanie. Osoba, którą znamy od lat, a może raczej wydaje nam się, że ją znamy...

Manham - pozornie sielankowe i spokojne miejsce, przeradza się niespodziewanie w arenę działań zwyrodniałego psychopaty. Atmosfera staje się coraz bardziej gęsta i klaustrofobiczna, a zbiorowego polowania na czarownice nie da się już uniknąć.
Z pogarszającej się każdego dnia sytuacji zdaje się czerpać jedynie miejscowy duszpasterz
i zarazem samozwańczy przywódca nieformalnej grupy nieco przypominającej milicję obywatelską. Wszechobecna podejrzliwość i lęk nie są natomiast zbyt pomocne dla Davida Huntera, mieszkającego w Manham zaledwie od paru lat. Pełni on funkcję zwyczajnego miejscowego lekarza, ale w istocie jest cenionym antropologiem sądowym, usiłującym uciec przed tragiczną przeszłością. Gdy ginie pierwsza ofiara okazuje się, że niektóre rzeczy nie dają tak po prostu o sobie zapomnieć, a umiejętności, z których nie korzystał od dłuższego czasu teraz mogą okazać się niezwykle pomocne.

Chemia śmierci oferuje nam czytelniczą rozrywkę na wysokim poziomie. Zamiast gnającej na złamanie karku akcji, otrzymujemy solidną dawkę napięcia i charakterystyczny klimat grozy. Autor nieco zwalnia tempa jedynie po to, by po parunastu stronach wbić czytelnika w fotel
i zafundować mu kolejne zaskoczenie. Plusem są także niezwykle szczegółowe,
ale bynajmniej nie nużące opisy - Beckett ustami doktora Huntera wyjaśnia naukowe procesy zachodzące po śmierci, czyni to jednak
w sposób zrozumiały nawet dla laika (czyli mnie). Z pewnością nikt nie poczuje się skonsternowany czy zagubiony.
Bardzo udana wydaje się sama koncepcja makabrycznego, rytualnego charakteru zabójstw. Dlaczego ofiarami padają jedynie młode kobiety?
Co mają z tym wspólnego znajdowane od czasu do czasu truchła zabitych zwierząt i sidła,
w które wpadają członkowie ekip poszukiwawczych?

Jak się okazuje, najgorszą pułapką nie jest wcale ta zastawiona przez psychopatę. W Chemii śmierci autor poddaje wiwisekcji przede wszystkim społeczność małego miasteczka, a efekty jego badań są bolesne - hermetycznie zamknięta zbiorowość okazuje się zacofana, wroga
i bezlitosna. Jeżeli przybyłeś z zewnątrz, zawsze pozostajesz obcym
i to ty stajesz się pierwszym podejrzanym gdy dochodzi do wstrząsających wydarzeń. Kłusownicy pod pretekstem zaprowadzenia porządku terroryzują wybranych przez siebie mieszkańców, a pastor wreszcie ma dowód na to, że grzeszna natura jego wiernych spotkała się z konsekwencjami. Manham toczy wewnętrzna choroba i tylko ukaranie sprawcy może temu zapobiec.

Realistyczna i zarazem niezwykle wciągająca powieść Becketta zadowoli zarówno czytelników thrillerów jak i kryminałów. Niestety, w Chemii śmierci natkniemy się również na parę schematów, po które często sięgają twórcy tego typu książek, czego przykład stanowi chociażby tragedia rodzinna bohatera i chęć zostawienia w tyle mroków przeszłości. Dla mnie osobiście nie stanowiło to większego problemu, zwłaszcza że całokształt wynagradza te pojedyncze, w gruncie rzeczy mało znaczące niedomagania.

breakfastatheyters.blogspot.com

Wyobraźcie sobie niewielką zagrodę. W środku, oprócz jej zwyczajnych mieszkańców, czai się ktoś, kto tylko pozornie jest podobny do reszty - wilk w owczej skórze.
Taki właśnie zabieg stosuje Beckett w Chemii śmierci, serwując czytelnikom brutalną zbrodnię w małomiasteczkowej otoczce. Mieszkańcy zadają sobie tylko jedno pytanie - kto jest zabójcą? Być może osoba, którą...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Maszyna różnicowa William Gibson, Bruce Sterling
Ocena 6,4
Maszyna różnicowa William Gibson, Bru...

Na półkach:

Słowo klasyka używane w odniesieniu do książek wydaje się naprawdę zachęcające,
a przynajmniej tak jest w moim przypadku. Równie dobrze na okładce mogłaby się znaleźć nalepka "musisz to znać". Dlaczego?
Bo to co klasyczne jest reprezentacyjne dla danego rodzaju literatury, stanowi swego rodzaju pierwowzór, z którego czerpią inni twórcy.
Nic zatem dziwnego, że Maszyna różnicowa określana jako klasyka steampunku - gatunku bliżej mi nieznanego, musiała przyciągnąć moją uwagę.

Dla XIX-wiecznej, alternatywnej Wielkiej Brytanii maszyny są tym, czym dziś dla nas internet - wyznacznikiem nowej ery, wkroczeniem nauki na kolejny stopień wtajemniczenia. Po okresie niekończących się strajków, demonstracji i protestów po władzę sięga Industrialna Partia Radykalna, a kolejne wynalazki pojawiają się przed oczami ówczesnych londyńczyków szybciej niż potrafią nadążyć (przejawem postępu jest chociażby tropienie kryminalistów za pomocą mechanicznych komputerów).

Co tu dużo pisać - dla miłośników historii to prawdziwa gratka. Wielka Brytania nie jest już monarchią, z obłoków pary wyłania się nowa generacja luddystów, wspomniani są wigowie
i torysi, pojawiają się nazwiska Darwina, Marksa czy Engelsa. Japończycy tworzą pierwsze roboty, a nasz główny bohater - doktor Edward "Lewiatan" Mallory - wykopuje z gleby prastare szkielety dinozaurów bądź innych gadów. Wielki przełom naukowy okazuje się jednak zgubny dla środowiska. W Londynie nastaje okres Wielkiego Fetoru wywołanego przez wszechobecne wyziewy, co powoduje zbiorową histerię wśród wyższych sfer i skutkuje szerzeniem się anarchii. Równocześnie kwitnie intryga dotykająca najwyższych szczebli władzy, a we wszystko zostaje wplątany nieszczęsny naukowiec, który znalazł się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze.
Sama koncepcja jest naprawdę wyśmienita. Można by rzec, tak rewolucyjna jak pojawiająca się na kartach powieści maszyna różnicowa. Mogłaby z tego powstać prawdziwa perełka, ale...

Do wspólnego dzieła Williama Gibsona i Bruce'a Sterlinga usiadłam pełna nadziei i oczekiwań. Przywykłam do tego, że książki z serii Uczty Wyobraźni za każdym razem są dla mnie niezwykłą przygodą i stawiają naprawdę wysoką poprzeczkę. Jak się wkrótce przekonałam - nawet zbyt wysoką. Może gdyby nie emocje wywoływane przez tytuły, z którymi się wcześniej zapoznałam, może gdyby nie to, że spodziewałam się zetknięcia z czymś niesamowitym...

Problem tkwi tylko w tym, że Maszyna różnicowa jest - i owszem - niesamowita. Częściowo. Jeżeli miałabym wskazać, co najbardziej rozczarowało mnie podczas czytania, byłaby to po prostu niepełność historii, która posiada jedynie nieszablonowe, szczegółowo dopracowane tło, ale nic poza tym. Bohaterowie nie są mało oryginalni lub papierowi, jednak w ogóle nie poruszały mnie ich perypetie. Odniosłam wrażenie, że twórcy potrzebowali jedynie pretekstu, aby ukazać swoją nowatorską wizję XIX wieku, a pechowy Mallory był przypadkowym kandydatem...

Podsumowując, książka mimo swojego przełomowego charakteru po prostu rozczarowuje. Raz wydaje się zbyt chaotyczna, raz zwyczajnie zbyt nużąca. Mimo wszystko nie żałuję przeznaczonego na nią czasu, bo klasykę znać warto - nawet, jeżeli nasze odczucia po zakończeniu lektury okażą się ambiwalentne.

Zapraszam - breakfastatheyters.blogspot.com

Słowo klasyka używane w odniesieniu do książek wydaje się naprawdę zachęcające,
a przynajmniej tak jest w moim przypadku. Równie dobrze na okładce mogłaby się znaleźć nalepka "musisz to znać". Dlaczego?
Bo to co klasyczne jest reprezentacyjne dla danego rodzaju literatury, stanowi swego rodzaju pierwowzór, z którego czerpią inni twórcy.
Nic zatem dziwnego, że Maszyna...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Cynical Sock

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


ulubieni autorzy [13]

Bruno Schulz
Ocena książek:
7,5 / 10
47 książek
2 cykle
Pisze książki z:
579 fanów
Agatha Christie
Ocena książek:
7,0 / 10
174 książki
8 cykli
6158 fanów
Neil Gaiman
Ocena książek:
6,8 / 10
175 książek
21 cykli
Pisze książki z:
3019 fanów

Ulubione

Frank Herbert Diuna Zobacz więcej
Neil Gaiman Amerykańscy bogowie. Wersja autorska Zobacz więcej
Neil Gaiman Amerykańscy bogowie. Wersja autorska Zobacz więcej
Orson Scott Card Gra Endera Zobacz więcej
Ray Bradbury 451° Fahrenheita Zobacz więcej
Peter Watts Ślepowidzenie Zobacz więcej
Neil Gaiman Księga cmentarna Zobacz więcej
Dan Simmons Hyperion Zobacz więcej
Siergiej Łukjanienko Labirynt odbić Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
294
książki
Średnio w roku
przeczytane
27
książek
Opinie były
pomocne
62
razy
W sumie
wystawione
293
oceny ze średnią 7,4

Spędzone
na czytaniu
1 405
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
22
minuty
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]