-
ArtykułyNatasza Socha: Żeby rodzina mogła się rozwijać, potrzebuje czarnej owcyAnna Sierant1
-
ArtykułyZnamy nominowanych do Nagrody Literackiej „Gdynia” 2024Konrad Wrzesiński2
-
ArtykułyMój stosik wstydu – które książki czekają na przeczytanie przez was najdłużej?Anna Sierant21
-
ArtykułyPaulo Coelho: literacka alchemiaSonia Miniewicz3
Biblioteczka
2023-07-15
Mam ochotę napisać tylko dwa słowa: jest o niczym. Jednak wydaje mi się, że byłaby to bardzo okrojona opinia, nie do końca oddająca sprawiedliwość 4 gwiazdkom, które jestem w stanie przyznać "Spark" Moniki Rutki.
Zastanawia mnie czy jest to jakaś domena książek wychodzących spod skrzydeł wattpada, że mają irracjonalnie długie rozdziały, które zawierają ogrom bezsensownych opisów zwykłych codziennych czynności? Z jednej strony jestem w stanie to zrozumieć, bo ma to jakiś sens, jeśli autorka publikowała rozdział raz na tydzień bądź dwa i wtedy na pewno było to dla czytelników satysfakcjonujące. Jednak w procesie wydawania książki w formie papierowej, ktoś mógł zwrócić na to uwagę i delikatnie to okroić. Szczególnie , że książka ma 540 stron, z czego może z 200 istotnych. Tu mam na myśli takie, które nie zawierają po raz kolejny opisu mycia zębów, szykowania się do szkoły, lub zaparzania herbaty.
Akcji nie ma się tutaj co doszukiwać, bo jej po prostu nie ma. Przez znaczną część książki nie dzieje się kompletnie nic, poza słownymi potyczkami głównych bohaterów i majaczącej gdzieś w oddali tajemniczej przeszłości Lizzy. Jedno trzeba oddać autorce, że napisała naprawę nie głupich bohaterów. Ja osobiście nie miałam większego problemu, żeby poczuć do nich sympatię, szczególnie do Chase. Z Lizzy w niektórych rozdziałach miałam różnie, jednak nie doszłam do poziomu stwierdzenia, że mnie denerwuje i nie mam ochoty dalej śledzić jej losów. Generalnie relacja głównych bohaterów jest budowana na pozornej niechęci do siebie nawzajem, chociaż czytelnicy od razu mogą dostrzec chemię, która wibruje na kartkach książki i jest to jedyny czynnik, który sprawił, że doczytałam "Spark" do końca.
Moim zdaniem na dużą niekorzyść działa grubość książki i fakt, że są jeszcze 2 kolejne części mające podobną ilość stron. Po co?
Nie jestem w stanie sobie wyobrazić o czym mogą opowiadać następne części, chyba, że są zbudowane dokładnie w ten sposób co obecna. Czyli cała tajemnica i relacja, którą można by było zawrzeć w jednej długiej części, albo już niech będzie w dwóch, jest niepotrzebnie rozwleczona na 3.
Myślę, że prędzej czy później sięgnę po drugi tom. Raczej później. Bo naprawdę mocno zniechęca myśl, o tym, że autorka w pewnych momentach pisze chyba tylko po to, żeby wydłużyć opowieść, mimo, że nie ma tak naprawdę o czym pisać.
Mimo wszystko bohaterów można polubić, w przeciwieństwie do innej bardzo głośno opiewanej książki, która też była nazwana "fenomenem wattpada". Czytając tamtą, nie mogłam zdzierżyć ani relacji między dwójką głównych bohaterów, ani samej bohaterki, która opowiadała swoją historię. Tutaj śmiało mogę przyznać, że uwierzyłam w relacje Chase i Lizzy.
Czy polecam tą książkę ? Niestety nie. Chyba sama wolałabym wiedzieć, że jest napisana tak jak jest i uniknąć kupna jej. Wolałabym już sobie włączyć jakiegoś audiobooka i przy sprzątaniu słuchać tej historii.
Mam ochotę napisać tylko dwa słowa: jest o niczym. Jednak wydaje mi się, że byłaby to bardzo okrojona opinia, nie do końca oddająca sprawiedliwość 4 gwiazdkom, które jestem w stanie przyznać "Spark" Moniki Rutki.
Zastanawia mnie czy jest to jakaś domena książek wychodzących spod skrzydeł wattpada, że mają irracjonalnie długie rozdziały, które zawierają ogrom bezsensownych...
2019-09
Co poszło nie tak?
Dostaliśmy bardzo ciekawą pierwszą część "Klejnot".Trochę gorszą drugą "Biała róża" i miałam wielką nadzieje,że finał będzie prowadzony raczej w klimacie tej pierwszej,niestety nie.
Na początku uważałam główną bohaterkę za ciekawą i dosyć rozsądną dziewczynę,jednak finał trylogii zmienił moje postrzeganie jej.Ciężko mi było obserwować jak irracjonalne i lekkomyślne decyzje podejmuje.
Środkowe rozdziały były całkiem ciekawe,nie powiem,bo zaskoczyła mnie decyzja Violet o powrocie do Klejnotu w takiej formie.Jak dla mnie był to jedyny ciekawy wątek,który nie został wystarczająco rozwinięty i skończył się zanim na dobre rozpoczął.
Sam finał,był bardzo rozczarowujący.Zabrakło jakieś niepewności czy wszystko się uda,pewnej obawy o "ulubionych bohaterów".Od początku można było przewidzieć,jak wszystko się skończy.I tak jak nie przepadałam za Diuszesą Jeziora,tak po tej części muszę stwierdzić,że była to chyba najbardziej rozbudowana postać.Mająca jakąś głębię.Historię która uczyniła ją taką jaka była i to nie byle jaką historię.
Jeśli miałabym oceniać całą trylogię dałabym mocne 6/10.
Jeśli chodzi konkretnie o "Czarny klucz",no cóż moim zdaniem,autorka potraktowała finał swojej trylogii po macoszemu.
Co poszło nie tak?
Dostaliśmy bardzo ciekawą pierwszą część "Klejnot".Trochę gorszą drugą "Biała róża" i miałam wielką nadzieje,że finał będzie prowadzony raczej w klimacie tej pierwszej,niestety nie.
Na początku uważałam główną bohaterkę za ciekawą i dosyć rozsądną dziewczynę,jednak finał trylogii zmienił moje postrzeganie jej.Ciężko mi było obserwować jak irracjonalne i...
2019-08-16
Przebrnelam przez pierwsze 100 stron. Rozumiem, że jest to klasyka, ale nawet w klasyce da się przedstawić od początku bohaterów tak, żeby dało się ich polubić. Styl autora jest bezpretensonalny. Piękne opisy otoczenia, bez problemu można przywołać obrazy w głowie. Jednak autor skupiając się na tych właśnie opisach, pominął aspekt zapoznania czytelnika z bohaterem.
Nie wypowiem się czy jest to książka warta polecenia czy też nie,co kto lubi. Jednak mnie po 100 przeczytanych stronach, nie zachęcilo do niej nic.
Przebrnelam przez pierwsze 100 stron. Rozumiem, że jest to klasyka, ale nawet w klasyce da się przedstawić od początku bohaterów tak, żeby dało się ich polubić. Styl autora jest bezpretensonalny. Piękne opisy otoczenia, bez problemu można przywołać obrazy w głowie. Jednak autor skupiając się na tych właśnie opisach, pominął aspekt zapoznania czytelnika z bohaterem.
Nie...
2019-08-09
Wpisując tag "zakazana miłość" trafiłam na tę książkę.Przeczytałam opis i od razu pomyślałam ,że "Esesman i Żydówka" wynagrodzi mi czytaną wcześniej "Kolaborantkę". Niestety nie.
Historia zaczyna się całkiem ciekawie, dając nadzieję na to,że dostarczy czytelnikowi silnych emocji.I na nadziei się kończy.
Książka jest wręcz mdła,biorąc pod uwagę czasy w których toczy się akcja.Grozę wojny czuć bardzo rzadko.Czytelnika omija okrucieństwo tych czasów.Nawet jak już się coś dzieje,życie bohaterki jest zagrożone,to trwa to dosłownie chwile.I wracamy do nienaturalnego w tamtych czasach spokoju.
Sam "wielki romans" w moim odczuciu nie powinien być nazywany romansem.Nie dzieje się praktycznie nic godnego uwagi.Nic co sprawiłoby,że zapragnęłabym kibicować bohaterom.
Ogólnie książka nie jest zła,czyta się ją szybko,jest napisana dobrze.Tylko brakuje jej wydarzeń,które upewniłyby czytelnika,że naprawdę ma do czynienia z czymś,co w tamtych czasach było niewyobrażalnie niebezpieczne.
Nie tego szukałam.
Zdecydowanie nie polecam tej książki,osobom które szukają tego,co ja.Czyli trudnej,zakazanej miłości w najmroczniejszych czasach II Wojny Światowej.Książki która sprawiłaby,że bałabym się przewrócić kartkę w obawie,że coś się stanie bohaterowi do którego się przywiązałam.
Jednakże,jeśli ktoś jest fanem lżejszych klimatów,to myślę,że ta książka może się spodobać.
Wpisując tag "zakazana miłość" trafiłam na tę książkę.Przeczytałam opis i od razu pomyślałam ,że "Esesman i Żydówka" wynagrodzi mi czytaną wcześniej "Kolaborantkę". Niestety nie.
Historia zaczyna się całkiem ciekawie, dając nadzieję na to,że dostarczy czytelnikowi silnych emocji.I na nadziei się kończy.
Książka jest wręcz mdła,biorąc pod uwagę czasy w których toczy się...
2019-08-01
Jakub Ćwiek wpadł na dosyć nietuzinkowy pomysł,przedstawiając Zagubionych Chłopców jako gang Harleyowców dowodzony przez "uroczą" wróżkę Dzwoneczek.
Nie ukrywam,że pierwszym co najbardziej mnie poraziło,był język jakim napisana jest książka.Jednak z biegiem wydarzeń nabrało to dla mnie sensu.I zrozumiałam,dlaczego autor nie silił się na bardziej wyszukane porównania,wyrażenia i styl pisania.To właśnie sprawiło,że książkę czyta się szybko i lekko. Oczywiście,nie każdemu musi się spodobać ten własnie styl i zapewne nie jedną osobę on zniechęci.
Samo przedstawienie Zagubionych Chłopców,zdecydowanie jest ogromnym plusem dla całej tej książki.Każdy z nich ma swój charakter,są nawiązania do tego kim byli przy Piotrusiu w Nibylandii,nie są to bohaterowie tworzeni na nowo.Był zarys małych chłopców,a pan Jakub sprawił,że dorośli ale nie koniecznie dojrzeli.
Opowiadania są podzielone na lepsze i gorsze,bardziej ciekawe i mniej.Jednakże nawet te ciekawsze, nie trzymają w żadnym napięciu,nie powodują,że serce zabije mocniej.Chociaż nie ukrywam,kilka razy zaśmiałam się czytając wymianę zdań między bohaterami.
Czy sięgnę po kolejną część? Oczywiście,że tak bo bawiłam się dobrze czytając opowieści o Zaginionych Chłopcach. I uważam,że własnie tak należy podejść do tej książki.Nie na poważnie,lecz z dystansem.
Jakub Ćwiek wpadł na dosyć nietuzinkowy pomysł,przedstawiając Zagubionych Chłopców jako gang Harleyowców dowodzony przez "uroczą" wróżkę Dzwoneczek.
Nie ukrywam,że pierwszym co najbardziej mnie poraziło,był język jakim napisana jest książka.Jednak z biegiem wydarzeń nabrało to dla mnie sensu.I zrozumiałam,dlaczego autor nie silił się na bardziej wyszukane...
2019-07-21
"Kolaborantka"
"Zakazana miłość.Prywatna wojna ... ciężkie czasy ,które wymagały trudnych decyzji".
Po przeczytaniu opisu z tyłu książki i pochlebnych opinii ,o tym jak książka wpływa na czytelnika ,postanowiłam dać sie porwać autorce .
Nie można pani Leroy odmówić lekkiego pióra , pomysłu na opowieść o miłości i codzienności w czasach wojny ,którą będzie się czytało dobrze . Jednak zabrakło w tym wszystkim realizmu . Niby była wojna ,niby wyspa była pod okupacją , a tak naprawdę w życiu mieszkańców wiele się nie zmieniło . Przez większość czasu nie wyczuwało się napięcia jakie panowało między ludźmi mieszkającymi na wyspie a najeźdźcami . Wyjątkowo delikatny obraz wojny. Jak juz był potencjał w danym wątku ,to nie zostawał on wykorzystany do końca . Ledwo niebezpieczeństwo kładło się cieniem na bohaterach , za chwile już nie było po nim śladu .
Zakończenie mimo wszystko uważam za happy end . Spodziewałam się czegoś znacznie bardziej emocjonującego . A tymczasem autorka temat okrucieństwa wojny potraktowała po macoszemu .Z samego "zakazanego romansu" autorka nie wyciągnęła tyle ile się dało . On po prostu był wątkiem pobocznym jak dla mnie . A główne skrzypce grało dziennie życie Vivienne i kolorowe opisy ogrodów .
Bardzo się zawiodłam .
"Kolaborantka"
"Zakazana miłość.Prywatna wojna ... ciężkie czasy ,które wymagały trudnych decyzji".
Po przeczytaniu opisu z tyłu książki i pochlebnych opinii ,o tym jak książka wpływa na czytelnika ,postanowiłam dać sie porwać autorce .
Nie można pani Leroy odmówić lekkiego pióra , pomysłu na opowieść o miłości i codzienności w czasach wojny ,którą będzie się czytało...
2019-04-18
Znużenie.
Nie wiem jakie inne słowo lepiej określiłoby moje uczucia,podczas czytania tej książki.Mam w sobie duże pokłady zaufania do pewnych autorów,których wcześniejsze dzieła mi się spodobały. I właśnie to pchało mnie dalej , gdy już miałam dosyć i chciałam bezceremonialnie porzucić tę lekturę.Tyle,że tym razem mój upór i zaufanie do autorki mnie zawiodły.
Tak jak już stwierdziłam po pierwszych 100 stronach ,książka nie jest zbyt interesująca i kolejne 300 stron tylko utwierdzało mnie w tym przekonaniu. Nie znalazł się ani jeden wątek,który sprawiłby ,żebym była ciekawa jak dalej potoczą się losy bohaterów. Co więcej sami bohaterowie nie sprawiali,że książka była przyjemniejsza w odbiorze.Według mnie,mimo swoich problemów i pewnych cech charakterystycznych,byli po prostu nijacy.
Kiełkowała we mnie nadzieja,że tylko pierwsza połowa książki będzie taka monotonna i bez wyrazu. Liczyłam,że w drugiej połowie,te wszystkie monologi i obszerne opisy(zresztą niekoniecznie potrzebne) nabiorą sensu i dostanę coś,co warte będzie czasu spędzonego na czytaniu.
Nic takiego się nie wydarzyło.
I nie chodzi tutaj,o to ,że przecież opisywane jest zwyczajne życie. Bo wiem,że i zwykłe historie o przyjaźni,problemach i miłości można napisać,tak żeby zaciekawiły czytelnika.
Nie przemówił do mnie sposób narracji.
Nie przemówiła historia.
Nie przemówili bohaterowie.
Ogólnie ,gdyby moim pierwszym spotkaniem z autorką była ta pozycja, mogłabym mieć wielki problem do sięgnięcia po cokolwiek innego,co napisała pani Ahern.
Znużenie.
Nie wiem jakie inne słowo lepiej określiłoby moje uczucia,podczas czytania tej książki.Mam w sobie duże pokłady zaufania do pewnych autorów,których wcześniejsze dzieła mi się spodobały. I właśnie to pchało mnie dalej , gdy już miałam dosyć i chciałam bezceremonialnie porzucić tę lekturę.Tyle,że tym razem mój upór i zaufanie do autorki mnie zawiodły.
Tak jak już...
2019-04-15
Nijacy bohaterowie , nijakiej opowieści.
Trudi Canavan miała niewątpliwie ciekawy pomysł na świat ,który nam przestawiła. Wiedziała na czym będzie się skupiała bardziej , a na czym mniej . Dokładnie nakreślała różnice jakie dzielą poszczególne warstwy społeczne . I chyba ten problem , był jedynym wyraźnie zobrazowanym. Praktycznie w każdym rozdziale , dostawaliśmy garstkę informacji ,pozwalających nam zobaczyć , jak muszą żyć ludzie , którzy uważani są za "tych gorszych" w społeczeństwie . Na początku da się też polubić młodych buntowników , którzy chociaż świadomi ,że dużo im nie da stawianie oporu , nie poddają się decyzjom władzy.
W kilku początkowych rozdziałach , można zauważyć , próbę zbudowania charakteru głównej bohaterki . Czy autorce się to udało ? Osobiście uważam ,że nie . Co gorsza nie jest to , jedynie problem głównej bohaterki , lecz każdego jednego bohatera tej książki .
Przeważnie podczas czytania opowieści , człowiek zaczyna bardziej lub mniej sympatyzować z bohaterami . To normalne ,że jednym się kibicuje ,a drugim nie . Tego mi tutaj bardzo brakowało . Właściwie obserwowanie losów lubianych bohaterów , jest dla mnie główną motywacją do dalszego czytania , czy też sięgania po kolejne tomy danej serii. Jednak ciężko kibicować komuś o kim nie wie się właściwie nic . O głównych bohaterach mamy tak zdawkowe informacje , że ja ledwie rozróżniałam ,kto jest kim w tej opowieści i jakie nim kierują motywy. Już dawno nie miałam takiego problemu z zapamiętywaniem imion i dopasowaniem do nich obrazu konkretnej osoby . Prawdę mówiąc , za bardzo nie obchodziło mnie ,co się z kim stanie . Gdyby ktoś pod koniec umarł , wzruszyłabym tylko ramionami . Chyba jedyną postacią , która wzbudziła we mnie jako takie zainteresowanie był Wielki Mistrz i jedyna w całej opowieści tajemnica z nim związana , dla której warto dalej czytać.
Zabrakło konkretnych działań , zwrotów akcji , tajemnicy ogólnie czegokolwiek , co przykuwałoby uwagę na dłużej .Wszystko co się działo , miałam wrażenie ,że jest tylko tłem dla rozmów bohaterów ,których było tutaj mnóstwo i często o niczym. Mimo to ,nie wiedzieliśmy o nich nic więcej poza podstawowymi informacjami ,które podawała autorka . Samej intrygi praktycznie nie było . "Główny antagonista" który powinien wzbudzać skrajne emocje , był tak samo nijaki jak cała reszta .
"Gildia magów" zawiodła mnie strasznie . Nie potrafię znaleźć jednego konkretnego powodu , poza zwykłą ciekawością , żeby przeczytać reszte serii . Możliwe ,że wykaże się naiwnością , bo nadal ufam ,że w kolejnej części dostanę coś więcej ale nie chce jeszcze przekreślać przygody z Trudy Canavan. Bo sama historia , a raczej pomysł na nią ma potencjał . Byle tylko został wykorzystany . Na razie uważam ,że cała opowieść , łącznie z bohaterami była po prostu nijaka .
Nijacy bohaterowie , nijakiej opowieści.
Trudi Canavan miała niewątpliwie ciekawy pomysł na świat ,który nam przestawiła. Wiedziała na czym będzie się skupiała bardziej , a na czym mniej . Dokładnie nakreślała różnice jakie dzielą poszczególne warstwy społeczne . I chyba ten problem , był jedynym wyraźnie zobrazowanym. Praktycznie w każdym rozdziale , dostawaliśmy garstkę...
2019-04-15
Nijacy bohaterowie , nijakiej opowieści.
Trudi Canavan miała niewątpliwie ciekawy pomysł na świat ,który nam przestawiła. Wiedziała na czym będzie się skupiała bardziej , a na czym mniej . Dokładnie nakreślała różnice jakie dzielą poszczególne warstwy społeczne . I chyba ten problem , był jedynym wyraźnie zobrazowanym. Praktycznie w każdym rozdziale , dostawaliśmy garstkę informacji ,pozwalających nam zobaczyć , jak muszą żyć ludzie , którzy uważani są za "tych gorszych" w społeczeństwie . Na początku da się też polubić młodych buntowników , którzy chociaż świadomi ,że dużo im nie da stawianie oporu , nie poddają się decyzjom władzy.
W kilku początkowych rozdziałach , można zauważyć , próbę zbudowania charakteru głównej bohaterki . Czy autorce się to udało ? Osobiście uważam ,że nie . Co gorsza nie jest to , jedynie problem głównej bohaterki , lecz każdego jednego bohatera tej książki .
Przeważnie podczas czytania opowieści , człowiek zaczyna bardziej lub mniej sympatyzować z bohaterami . To normalne ,że jednym się kibicuje ,a drugim nie . Tego mi tutaj bardzo brakowało . Właściwie obserwowanie losów lubianych bohaterów , jest dla mnie główną motywacją do dalszego czytania , czy też sięgania po kolejne tomy danej serii. Jednak ciężko kibicować komuś o kim nie wie się właściwie nic . O głównych bohaterach mamy tak zdawkowe informacje , że ja ledwie rozróżniałam ,kto jest kim w tej opowieści i jakie nim kierują motywy. Już dawno nie miałam takiego problemu z zapamiętywaniem imion i dopasowaniem do nich obrazu konkretnej osoby . Prawdę mówiąc , za bardzo nie obchodziło mnie ,co się z kim stanie . Gdyby ktoś pod koniec umarł , wzruszyłabym tylko ramionami . Chyba jedyną postacią , która wzbudziła we mnie jako takie zainteresowanie był Wielki Mistrz i jedyna w całej opowieści tajemnica z nim związana , dla której warto dalej czytać.
Zabrakło konkretnych działań , zwrotów akcji , tajemnicy ogólnie czegokolwiek , co przykuwałoby uwagę na dłużej .Wszystko co się działo , miałam wrażenie ,że jest tylko tłem dla rozmów bohaterów ,których było tutaj mnóstwo i często o niczym. Mimo to ,nie wiedzieliśmy o nich nic więcej poza podstawowymi informacjami ,które podawała autorka . Samej intrygi praktycznie nie było . "Główny antagonista" który powinien wzbudzać skrajne emocje , był tak samo nijaki jak cała reszta .
"Gildia magów" zawiodła mnie strasznie . Nie potrafię znaleźć jednego konkretnego powodu , poza zwykłą ciekawością , żeby przeczytać reszte serii . Możliwe ,że wykaże się naiwnością , bo nadal ufam ,że w kolejnej części dostanę coś więcej ale nie chce jeszcze przekreślać przygody z Trudy Canavan. Bo sama historia , a raczej pomysł na nią ma potencjał . Byle tylko został wykorzystany . Na razie uważam ,że cała opowieść , łącznie z bohaterami była po prostu nijaka .
Nijacy bohaterowie , nijakiej opowieści.
Trudi Canavan miała niewątpliwie ciekawy pomysł na świat ,który nam przestawiła. Wiedziała na czym będzie się skupiała bardziej , a na czym mniej . Dokładnie nakreślała różnice jakie dzielą poszczególne warstwy społeczne . I chyba ten problem , był jedynym wyraźnie zobrazowanym. Praktycznie w każdym rozdziale , dostawaliśmy garstkę...
2019-04-08
"W niewoli zmysłów" znalazłam całkiem przypadkowo.Skusiła mnie opowieść fantasy bez wampirów,wilkołaków i czarodziejów.
I faktycznie, sam pomysł autorki na stworzenie rasy PSI i Zmiennokształtnych bardzo przypadł mi do gustu. Jedni pozbawieni zdolności do odczuwania jakichkolwiek emocji , drudzy odczuwający wszystko ze zdwojoną siłą człowieka i zwierzęcia. Byłam bardzo ciekawa tych różnic, sposobu w jaki funkcjonują te rasy . Szkoda tylko ,że tych informacji dostajemy dosłownie garstkę. Autorka skupia się głównie na wątku romantycznym głównych bohaterów. Nie żeby w tym było coś złego,bo przecież jest to fantasy-romans. Jednak w pewnym momencie ten jeden wątek zaczął spychać inne na bok. Pojawiała się intryga,dreszcz niepokoju , zaczynało dziać się coś niepokojącego ...puf , jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przestawało być to istotne.Dostawaliśmy za to kolejne porcje romansu. Ciężko czepiać się bohaterów za konkretne cechy , bo są to rasy stworzone przez autorkę i trzeba zaakceptować kierunek w jakim chciała rozwijać poszczególne osoby. Na początku trudno było mi ze spokojem czytać rozmowy między dwójką głównych bohaterów. Głównie dlatego ,że zachowania Lucasa ,a konkretnie jego teksty zahaczały o granice absurdu.Sama siebie musiałam uspokajać ,że pewnie taki był zamysł autorki. Chwilami i to nie pomagało. Opisy sytuacji bardziej "pikantnych" były po prostu komiczne. Nie dało się ich czytać bez przymrużenia oka. Nie wywoływały we mnie żadnych emocji poza zwykłym rozbawieniem.
Niemniej jednak książkę czytało się dobrze. Moja ciekawość zwyciężyła i dotarłam do końca tej opowieści mając nadzieje ,że jednak stanie się coś niespodziewanego...ale NIE. Bardzo łatwo można było rozgryźć jak autorka będzie chciała zakończyć tą historię , a "wielką tajemnicę" wokół której kręci się akcja ,można rozwiązać po kilku rozdziałach.
Pomijając wszystkie te niedociągnięcia wiem,że przeczytam kolejną część. Z tym ,że będę już przygotowana na styl autorki,pseudo pikantne opisy i nietypowe zachowania zmiennokształtnych.
Polecam czytać tę książkę z lekkim przymrużeniem oka .
"W niewoli zmysłów" znalazłam całkiem przypadkowo.Skusiła mnie opowieść fantasy bez wampirów,wilkołaków i czarodziejów.
I faktycznie, sam pomysł autorki na stworzenie rasy PSI i Zmiennokształtnych bardzo przypadł mi do gustu. Jedni pozbawieni zdolności do odczuwania jakichkolwiek emocji , drudzy odczuwający wszystko ze zdwojoną siłą człowieka i zwierzęcia. Byłam bardzo...
Mimo całej mojej sympatii do Sarah J Maas, muszę niestety stwierdzić, ze jest to najgorsze rozpoczęcie serii jakie czytałam w jej wykonaniu.
Chyba przyzwyczaiłam się do tego, ze pierwsze tomy które wychodziły z pod jej pióra, dosłownie połykałam.
Tutaj miałam niemały problem żeby wciągnąć się w historie.
Przez około 100 stron niemały problem sprawiały mi nazwy wymyślone przez autorkę, miasta, gatunki, przedmioty. Czasami jedno zdanie było tak nimi przepełnione, ze musiałam je czytać dwa razy.
Sama główna bohaterka Bryce nie wzbudziła mojej niechęci ale tez nie pałam do niej jakaś wielka sympatia. Jest mi mocno obojętna.
Jeden z głównych bohaterów Hunt, tez jest o zdecydowane piętro niżej niż poprzedni, których autorka powołała do życia chociażby w serii „Dwory”.
A chemia między nimi jest mocno ograniczona. Na prawdę mam wrażenie, ze więcej chemii znajdziemy w parówkach.
Sama historia nie jest jakaś niesamowicie zawiła, a co za tym idzie wciągająca. To czego bohaterowie dowiadują się dosłownie na ostatniej stronie, można się domyślić dużo wcześniej.
Mogę mieć jedynie nadzieje, ze jest to tylko słaby wstęp do tego co autorka ma do zaproponowania w drugim tomie.
Miało być tak pięknie…
Mimo całej mojej sympatii do Sarah J Maas, muszę niestety stwierdzić, ze jest to najgorsze rozpoczęcie serii jakie czytałam w jej wykonaniu.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toChyba przyzwyczaiłam się do tego, ze pierwsze tomy które wychodziły z pod jej pióra, dosłownie połykałam.
Tutaj miałam niemały problem żeby wciągnąć się w historie.
Przez około 100 stron niemały problem sprawiały mi nazwy wymyślone...