-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać246
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-03-19
2023-09-19
Za każdym razem, jak myślę o tej książce, chce mi się śmiać. Potem mam ochotę pacnąć się w czoło, zwymiotować, moje ciało przechodzi dreszcz, a potem znowu chcę się roześmiać.
Główny bohater jest komarem - chociaż on sam zapewne wolałby, żebyście mówili, że jest bogiem. Takim komarem, co jak się już dostanie do kobiecych soków, to będzie je chlupał i siorbał przez 600 stron, bo najprawdopodobniej nie spożywa innych posiłków. I będzie robił wszystko, żeby jego Adeline też tego spróbowała, no bo jak to tak. Tyle soku i miałby sam pić?
Śmiałam się, że gościom na weselu zamiast szampana do szklanki wlaliby soczek, bo tyle się tam tego lało :') Adeline jest dosłownie wodospadem, który ocieka na zawołanie, a Zane mógłby się bić na trzecie nogi z typami z erotyków o potworach.
Każda scena erotyczna w tej książce była tak durna, a jednocześnie tak niesamowicie powtarzalna. Fabuła praktycznie nie istnieje, wątek kryminalistyczny kuleje na oba kolana, a gotycka willa Adeline jest, bo jest i w sumie tyle z tego faktu. Dobrze że deski tam skrzypią, to chociaż na początku było ciekawie, jak coś szurało na piętrze.
Właściwie to do momentu, dopóki Zane się nie odezwał, było naprawdę dobrze. Niektóre sceny wywoływały ciarki (np ta, w której stali naprzeciwko siebie z nożami), były oryginalne i chętnie o nich czytałam. Byłam gotowa na coś, co wbije mnie w fotel. A potem Zane zaczął mówić i ściągać spodnie i cały urok prysł jak bańka mydlana.
Ani na trzeźwo, ani też po kilku głębszych nie zrozumiałabym motywów autorki w tworzeniu bohatera, który jest psychopatą, po to, żeby go potem wybielić i pokazać jaki jest prawy i cudowny i żeby później znowu go zgorszyć i zrobić z niego jeszcze większego psychopatę.
Przykład?
UWAGA, SPOJLER!
__________________
Zane ratuje nastolatki z rąk handlarzy żywym towarem. Umartwia się nad ich gwałconymi ciałami, przeżywa ich strach i nie pozwala, żeby im włos z głowy spadł. A potem co robi? Wpada do domu Adeline jak napalone zwierzę, nazywa ją małą dziewczynką, bije i gwałci. Czy to nie jest hipokryzja?
Ale naprawdę, NAPRAWDĘ zniosę to, plucie do buzi, uderzanie czyjąś głową o ścianę i wszystko inne, co robił Zane, gdyby tylko nie zażerał się sokami Adeline jak wygłodniały potwór. Ile razy można czytać o wyżeraniu, wylizywaniu, jedzeniu, smakowaniu i dotykaniu czyjegoś śluzu, błagam XD
__________________
Zanim ktokolwiek powie, że to nie była książka dla mnie, bo może jestem zbyt vanilla, powiem tylko, że ja CHCIAŁAM książki ze stalkerem i psychopatą. Zbliża się Halloween, każdy ma ochotę na odrobinę grozy, prawda?
Jest wiele książkowych czy filmowych postaci, które są fenomenalnie napisane, a są antagonistami z problemami psychicznymi. Tu nie chodzi o fakt, że Zane jest brutalny czy ''inny niż wszyscy". Bardziej uwiera mnie sposób, w jaki autorka zbudowała tę historię i swoich bohaterów. W jaki sposób pozwala nam ich obserwować, jakich używa słów, w jaki sposób ich tłumaczy. Zane jest jedną z najgorszych męskich postaci, z jakimi miałam styczność w tym roku i nie przez wzgląd na osobę, na jaką jest kreowany, a przez to, jak źle został napisany i jak niewiele ma do zaoferowania. W jego umyśle siedzi piętnastolatek, który myśli tylko o seksie i dosłownie nic go nie buduje. Nawet jego obsesja na punkcie Adeline jest bardzo prostolinijna i bez żadnej głębi.
Osobiście nie polecam, ale czytajcie, jeśli czujecie, że to coś dla was. I koniecznie przy szklance dobrego soczku!
Za każdym razem, jak myślę o tej książce, chce mi się śmiać. Potem mam ochotę pacnąć się w czoło, zwymiotować, moje ciało przechodzi dreszcz, a potem znowu chcę się roześmiać.
Główny bohater jest komarem - chociaż on sam zapewne wolałby, żebyście mówili, że jest bogiem. Takim komarem, co jak się już dostanie do kobiecych soków, to będzie je chlupał i siorbał przez 600...
2023-08-07
Kiedy płatek śniegu spotyka na swojej drodze dwóch zbyt idealnych mężczyzn i żadnego z nich nie umie docenić.
Nawet nie wiem co napisać. Zwyczajnie... nie lubię tej książki. Nie lubię i tyle. Główna bohaterka jest tak dziecinną egoistką, że aż przykro patrzeć. Wszystko jest przesadzone i nudne, ale to właśnie ona jest tu największym problemem. Niemiłosiernie irytuje mnie jej podejście do życia. To, żeby tylko nie być mainstreamowym. Pomijając to, że odgadła piosenkę, której mógł słuchać poznany przez nią pięć minut temu chłopak, Ever zadaje wszystkim przedziwne pytania i oczekuje konkretnych odpowiedzi. Nie daj boże żebyście słuchali innej muzyki niż ona, albo mieli inne podejście do sztuki! Powiem więcej. Chłopak będący pielęgniarzem z dobrej dzielnicy, będący zarazem bożyszczem z poczuciem humoru, też nie zdał egzaminu. A raczej zdał, bo to o nim częściowo jest ta książka, ale z początku wrażenia na Ever nie zrobił.
Płatek śniegu. Po prostu. Bardzo irytujący płatek śniegu.
Kiedy płatek śniegu spotyka na swojej drodze dwóch zbyt idealnych mężczyzn i żadnego z nich nie umie docenić.
Nawet nie wiem co napisać. Zwyczajnie... nie lubię tej książki. Nie lubię i tyle. Główna bohaterka jest tak dziecinną egoistką, że aż przykro patrzeć. Wszystko jest przesadzone i nudne, ale to właśnie ona jest tu największym problemem. Niemiłosiernie irytuje mnie...
2023-04-04
To historia o najbardziej protekcyjnym mężczyźnie, o jakim kiedykolwiek słyszałam. Powiedzieć komuś, że od tej pory będzie się za tę osobę robiło wszystko i jej pilnowało, bo się jej nie ufa, dlatego że obtarła sobie nogi albo pominęła posiłek, jest niedorzeczne. Na miejscu Persefony uciekłabym gdzie pieprz rośnie.
Scena erotyczna goni scenę erotyczną, a są przy tym naprawdę mało wyszukane, więc jeśli one nie zrobiły na was wrażenia to już nic nie zrobi. Ciężko doszukiwać się tam fabuły. Uwielbiam też całe rozdziały poświęcone na to, by bohaterka dostała od swojego amanta ekskluzywne ubrania i obuwie. Zdecydowanie warto poświęcić na to swój cenny czas.
Dwie gwiazdki za początek, kiedy jeszcze myślałam, że historia niesie za sobą ciekawe wątki. Przeprawa przez Styks była naprawdę angażująca. Szkoda, że nie wyszło.
To historia o najbardziej protekcyjnym mężczyźnie, o jakim kiedykolwiek słyszałam. Powiedzieć komuś, że od tej pory będzie się za tę osobę robiło wszystko i jej pilnowało, bo się jej nie ufa, dlatego że obtarła sobie nogi albo pominęła posiłek, jest niedorzeczne. Na miejscu Persefony uciekłabym gdzie pieprz rośnie.
Scena erotyczna goni scenę erotyczną, a są przy tym...
2023-06-29
DNF 18%
Podczas czytania takich książek nie wiem czy chcę się roześmiać czy może kogoś uderzyć. I żebyście mogli zrozumieć skąd we mnie te rozbieżne emocje, postaram się wszystko szczegółowo opisać.
Głównym wątkiem fabularnym w "Praying for Rain" jest oczekiwanie na 23 kwietnia, czyli na datę przewidywanej apokalipsy, o której śnią dosłownie wszyscy. Właśnie z tego powodu panują zamieszki, ludzie żyją w strachu i popadają w obłęd. Naszą bohaterkę poznajemy dokładnie 3 dni przed przewidywaną apokalipsą i razem z nią wchodzimy w świat stworzony przez autorkę.
Tak jak jestem gotowa uwierzyć w zaistniały chaos, spowodowany wizją nadchodzącej masowej śmierci, tak nie rozumiem samej bohaterki i jej roli w tym wszystkim. Od pierwszych stron została przedstawiona czytelnikowi w taki sposób, że nie da się jej polubić.
"The last thing I need is another reminder that my stupid boyfriend chose to spend his last few weeks on earth in Tennessee with his family instead of here with me. Asshole.''
Chciałabym poznać ludzi, którzy się z tym utożsamiają i uważają, że bohaterka ma rację. Chłopak to skończony cham i prostak, bo wyjechał, żeby ostatnie dni życia spędzić z rodziną!
Ale... kto z nas by tego nie zrobił??
Widać tu takie proste, podstawowe pisarskie błędy. Wiecie dlaczego chłopak Rain jest przedstawiony negatywnie? Otóż oczywiście dlatego, bo zaraz na horyzoncie pojawi się ktoś inny i nasza Rain musi mieć wolne rączki i wolne serduszko, żeby chwycić się przystojniaka, który nadjedzie jak rycerz na białym koniu.
Jeśli autorce na tym zależało, może Rain w ogóle nie powinna mieć chłopaka? A jeśli już to czy powód ich rozstania nie powinien być jednak na tyle dobrze opisany, żebyśmy sympatyzowali protagonistce? Bo przepraszam, ale w tym momencie mam ją za zołzę i za egoistkę i stoję zdecydowanie po stronie ex.
Moje oczy zrobiły obrót po orbicie, ale dopiero później zaczęły wirować jak w pralce. Bo kiedy rycerz na białym koniu nadjeżdża, wcale nie jest tym, kogo bym się spodziewała - lecz mimo to, to opisy stworzone przez autorkę i reakcje Rain są wisienką na torcie moich emocjonalnych załamań i przewartościowywania życiowych wyborów. Mam na liście książki z półki typowo dark romance, w których bohaterem jest porywacz albo stalker. Więcej, czytałam takie i byłam z nich zadowolona, więc z góry powiem, że to nie męska rola mnie odepchnęła.
"I expected MY CAPTOR to be some middle-aged, beer-gutted, gray-bearded, bald guy, not... this. This guy is perfect. It's like his parents were so rich that they went to the doctor and selected his DNA from a menu before he was conceived. High cheekbones, straight nose, soft eyes, strong eyebrows and full lips''.
Dosłownie uwielbiam, kiedy autorki prześcigają się w jak najbardziej bezsensownym i cringowym opisie męskiego bohatera, który musi być do porzygu piękny i idealny. A w tym wypadku jest nie tylko kolejnym cudem świata, ale jest też porywaczem. I DZIĘKI NIEBIOSOM nie jest łysy ani gruby, więc wszystko jest ok!! Takich porywaczy zdecydowanie akceptujemy i utrata rozumu przy nich jest zrozumiała.
Niedługo później Rain rozważa swoje opcje i stwierdza, że bez jedzenia do domu nie ma co wracać i że po co w sumie ma uciekać przed obcym mężczyzną? Za 3 dni dopadną ją jeźdźcy apokalipsy, skrytą gdzieś w pokoju z pustą lodówką. Taka wizja śmierci nie jest jej ulubioną, więc wybiera.... tak. Wybiera porwanie. Bo w sumie po co tworzyć bohaterkę, która myśli, ma instynkt przetrwania i pomysł na siebie. Która chce ze sobą coś zrobić, która się nie poddaje i walczy. Po co, skoro na horyzoncie stoją przystojni porywacze? Kto by tam wracał do domu, skoro lodówka jest prawie pusta! Nawet by mi się noga nie zawinęła w stronę moich drzwi!
"I've never ridden a motocycle before or a dirt bike or whatever this thing is, but I like that it gives me an excuse to hug this boy".
Niestety, już niedługo później Rain jednak nie podoba się bycie porwaną i wykorzystaną, kiedy wydaje jej się, że chłopak ma zamiar sprzedać jej ciało za trochę jedzenia. Odzyskuje część szarych komórek i wariuje, walczy, panikuje, a nawet próbuje uciec. Rychło w czas!
Kwestia męskiego bohatera:
"I don't care what you need. I am here to get what I need. And what I need is food, supplies and for you to shut the fuck up. Unless, of course, you want homeboy's buddies to hear you. I'm sure they'd love to see the hot piece of ass he just let in here."
Pierwsza myśl Rain:
"Did he just call me hot?''
Nieporozumienie się wyjaśnia, lecz Rain mimo to psuje cały plan chłopaka na zdobycie jedzenia dla nich obojga. Ma jednak szczęście, bowiem zauroczony młody adorator przez dwa rozdziały zdążył zauważyć w Rain tyle pozytywnych cech, że decyduje się iść z nią dalej tą drogą, widząc w niej kobietę, która chce przetrwać i która Z PEWNOŚCIĄ TO ZROBI. RAIN PRZEŻYJE. JEST SILNA I WIDAĆ TO... no właśnie, kiedy? Bo chyba coś przegapiłam.
Rain jest, jednym słowem, koszmarem każdego czytelnika. Nie ma w niej nic, za co można ją polubić. Wszystko co robi i mówi jest okropne, cringowe i bezsensowne. Ciężko doszukiwać się u niej normalnych, ludzkich reakcji. Ładne męskie ciało sprawia, że język zwisa jej do pasa i nagle rzuca wszystko, by ruszyć za swoim oprawcą.
"Praying for Rain" pokazuje, że każdy może napisać książkę, niezależnie od tego ile napcha do niej bredni i jak toksycznych i głupich stworzy bohaterów. Nie zamierzam traktować takich książek ulgowo, skoro płacę za nie zarówno pieniędzmi jak i czasem, który na nie poświęcam. Chyba musieliby mnie przywiązać do krzesła i czytać mi to na głos, żebym dotrwała do ostatniej strony. A skoro nie ma w moim zasięgu żadnych równie przystojnych mężczyzn, chcących torturować mnie tą książką i nakłaniających mnie na dalsze czytanie, raczej nie mam się co martwić o swoją uległość. Oficjalnie mogę porzucić ten kawałek literatury i zostawić go bardziej odpornym i wytrwałym.
PS. CZY WSPOMINAŁAM, ŻE IMIĘ RAIN JEST SKRÓTEM OD RAINBOW? RAINBOW. W KSIĄŻCE O APOKALIPSIE.
DNF 18%
Podczas czytania takich książek nie wiem czy chcę się roześmiać czy może kogoś uderzyć. I żebyście mogli zrozumieć skąd we mnie te rozbieżne emocje, postaram się wszystko szczegółowo opisać.
Głównym wątkiem fabularnym w "Praying for Rain" jest oczekiwanie na 23 kwietnia, czyli na datę przewidywanej apokalipsy, o której śnią dosłownie wszyscy. Właśnie z tego powodu...
2023-06-20
Pierwszy raz od dłuższego czasu zastanawiałam się podczas lektury, po co tak właściwie to czytam. I chociaż dotarłam do ostatniej strony "Gild' to nadal nie wiem.
Podobała mi się surowość tej historii, brutalność bohaterów, pozycja mężczyzn w świecie przedstawionym, będącymi jednostkami ewidentnie znudzonymi i mającymi przerost pięknych kobiet dookoła siebie, które traktują bardzo przedmiotowo. Nie jest to wizja świata jaką uwielbiam i nieustannie chcę ją obserwować, ale wydaje mi się ona bardzo realna. Wierzę, że gdzieś na naszej planecie byli, są i będą mężczyźni, którzy właśnie tak się zachowują, dlatego w żadnym wypadku nie będę zamykać oczu, kiedy dostaję ten obraz rzeczywistości.
Jednakże, mimo całej swojej akceptacji i chęci, nadal nie bawiłam się dobrze. Mam wrażenie, jakbyśmy wyruszyli w podróż kompletnie bez celu i jakby książka była zaledwie wstępem do czegoś większego. Nie wiemy do jakiego punktu dąży bohaterka, co chce osiągnąć, w jaki sposób powinna się zmienić jako postać. Nie ma nic, co nakierowałoby nas na to, jak potoczy się ta historia. Jak ktoś dobrze wspomniał w innej opinii, kuleje tu też ciąg przyczynowo-skutkowy, dlatego nawet jeśli akcja powoli zaczynała się rozkręcać, zaraz się kończyła i nadal zostawaliśmy z wielkim znakiem zapytania.
Auren wydaje się być nie tylko faworytą Midasa, ale też samej autorki, bo kiedy tylko spadały na nią jakiekolwiek problemy, te szybko się rozwiązywały i Auren nic się nie działo. Jej siła i pozycja rośnie, chociaż nie jest to przemiana satysfakcjonująca, bo bohaterka niczego się nie uczy. Dostaje od losu możliwości, dzięki czemu jest jej łatwej, nie płacąc takiej ceny, jak pozostali bohaterowie. Niekiedy mnie samą złościł fakt, że Auren traktowana jest bardziej ulgowo. Jest to rzecz, jaką wypominają jej pozostałe damskie bohaterki i jest to coś, co sama mogłabym jej zarzucić. Nie pałam do niej sympatią i nie kibicowałam jej w chwilach, kiedy robiła coś istotnego dla fabuły.
Jej uczucie względem Midasa było tak bardzo toksyczne, że skala, zwłaszcza do połowy książki, szybowała w górę z prędkością światła. Dziewczyna ma na koncie dziesięć lat w klatce, popadanie w alkoholizm, samotność, odosobnienie, a i tak jest po uszy zakochana w mężczyźnie, który na jej oczach sypia z innymi kobietami. O żonie nie wspomnę.
I czym właściwie są te wstążki doczepione do pleców?
Książka jest jak rozrzucone puzzle, z których ktoś ułożył zaledwie kawałek, na dodatek nijaki i nieistotny. Pojawiają się wątki, jakich bym się raczej nie spodziewała, które w moim odczuciu nie były nawet pozytywne. Nie zamierzam czytać kolejnych tomów.
Pierwszy raz od dłuższego czasu zastanawiałam się podczas lektury, po co tak właściwie to czytam. I chociaż dotarłam do ostatniej strony "Gild' to nadal nie wiem.
Podobała mi się surowość tej historii, brutalność bohaterów, pozycja mężczyzn w świecie przedstawionym, będącymi jednostkami ewidentnie znudzonymi i mającymi przerost pięknych kobiet dookoła siebie, które...
2023-03-15
Doczytałam do końca i w sumie tylko wzruszyłam ramionami. Książka jest przeciętna i w moim odczuciu nijaka. Nie wycisnęła ze mnie emocji, nie wbiła w fotel. Uważam też, że jest zbyt grzeczna i cukierkowa. Jakiekolwiek wydarzenia, które mogłyby zmrozić nam krew w żyłach, opisano tak, że w sumie ciężko powiedzieć czy mogłoby to być traumatyczne czy nie. Jeśli ktoś ma niewielkie pojęcie na temat wojennych zbrodni to z tej książki wyniesie jedynie pogląd, że może nie było tak źle. Nawet w ostatnich dniach w piekarni były świeżuteńkie, ciepłe bułki i tort.
"Złodziejka książek" robi to o stoktoć lepiej, a pisana jest z perspektywy dziecka.
Powiązanie z sytuacją graniczną w USA też mnie nie przekonało.
Raczej nie polecam.
Doczytałam do końca i w sumie tylko wzruszyłam ramionami. Książka jest przeciętna i w moim odczuciu nijaka. Nie wycisnęła ze mnie emocji, nie wbiła w fotel. Uważam też, że jest zbyt grzeczna i cukierkowa. Jakiekolwiek wydarzenia, które mogłyby zmrozić nam krew w żyłach, opisano tak, że w sumie ciężko powiedzieć czy mogłoby to być traumatyczne czy nie. Jeśli ktoś ma...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-02-20
Nie dziwi mnie ilość pozytywnych opinii dotyczących tej książki, a jednak mimo wszystko zastanawia mnie, co zobaczyli tam inni, a czego nie dostrzegłam ja. Myślę, że było tu trochę tak, jak z ''Promyczkiem'', którego również nie lubię. Autorka sięga po (przesadnie) dużo trudnych tematów i jeśli potrafi was wzruszyć sam fakt, że to pojawia się w książce, będziecie nią zauroczeni. Dla mnie było to niewystarczające, skoro wykonanie jest nijakie. Nie poczułam dosłownie nic, nawet w najbardziej kulminacyjnych momentach, bo bohaterowie, zwłaszcza Salem, byli paskudnie kiepsko napisani.
Książka jest pełna nieistotnych szczegółów, które zapychają strony. W to miejsce można było wstawić coś ciekawszego, coś co zbudowałoby postacie, pozwoliło im się rozwinąć. Z drugiej strony, autorka mogła wrzucić swoich bohaterów w naprawdę skrajne sytuacje, a i tak nie zrobiłoby to na mnie wrażenia, bo jej styl pisania i emocjonalne podejście do jakichkolwiek wydarzeń jest powierzchowne i odbija się jak czkawka po obiedzie.
Bardzo źle czytało mi się fragment, w którym Thayer, dorosły mężczyzna, mający dziecko i kiepskie małżeństwo na koncie, jasno mówi, że zachwycił się nieletnią nie dlatego, że jest dojrzała emocjonalnie (bo nie jest) i przekonał go jej charakter, więc mimo różnych przeciwności zdecydował się z nią być. Dosłownie wspomina, że już w pierwszej chwili kiedy ją zobaczył, zauroczyło go jej ciało. To sprawiło, że mam ochotę wykasować tę książkę z czytnika i nigdy więcej na nią nie patrzeć.
"I've wanted you for way longer than I should've."
"Since when?"
"Since you brought the asshole next door cupcakes and tried to be his friend. You were all tan legs and blonde hair and gorgeous green eyes. I couldn't get enough but I knew it was wrong."
Age gap jest czymś, co wiele osób lubi w książkach, dlatego nie linczuję tego motywu. Niemniej uważam, że trzeba umieć go dobrze napisać, żeby to sprzedać. Nie wystarczy wepchnąć do fabuły wszystkich traum i problemów świata, żeby otrzymać z tego dobrą, emocjonalną historię. Według mnie, "Wytrwałości dzikich kwiatów'' się nie udało. Wyszło z tego więcej toksyczności niż powinno i czułabym się sobą zażenowana, gdyby mi się to podobało.
Salem jest koszmarnie bezpłciowa i głupia, nie będę nawet udawać, że jest inaczej. Jej przyjaciółka podobnie. Nie udało mi się polubić kogokolwiek, ale jeśli miałabym przyznać punkty chociaż jednej postaci, byłby to chłopak Salem, Caleb. Myślę, że miał kilka dobrych momentów, ale nadal nie było w nim nic specjalnego. Chciałabym się też dowiedzieć, jak dziewczyna, której życie częściowo buduje trauma po przejściach z ojcem, może używać w żartach ''All right, Dad'' zwracając się do mężczyzny, którego lubi i który wie o jej przeszłości? To było niesmaczne, mówiąc delikatnie. Wszystko w tej książce jest poza granicą dobrego smaku i nie dałabym jej nawet pół gwiazdki więcej za to, co musiałam przejść, żeby dojść do ostatniej strony.
Nie dziwi mnie ilość pozytywnych opinii dotyczących tej książki, a jednak mimo wszystko zastanawia mnie, co zobaczyli tam inni, a czego nie dostrzegłam ja. Myślę, że było tu trochę tak, jak z ''Promyczkiem'', którego również nie lubię. Autorka sięga po (przesadnie) dużo trudnych tematów i jeśli potrafi was wzruszyć sam fakt, że to pojawia się w książce, będziecie nią...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-02-17
Nie spodziewałam się, że tak ciężko będzie mi ocenić tę książkę. Zacznę od tego, że jej opis jest mylny, jeśli nie zakłamany, bo ma niewiele wspólnego z ogólną fabułą i przekazuje błędne informacje. Przykładowo, początek blurba mówi, jakoby Lighlark było wyspą, która "co sto lat wyłania się z wody". Tak jednak prezentuje się cytat z książki:
"Wyspa była zaledwie cieniem dawnej siebie, uwięziona pośrodku wiecznego sztormu, nieuniemożliwiającego jakiekolwiek wizyty poza okresem Contennialu, czy to na pokładzie statku, czy nawet za pomocą czarów."
Lightlark nie wyłania się z wody. Istnieje na jej powierzchni, tętni na niej życie, mieszkają tam ludzie. Są oni jedynie, przez większość czasu, niedostępni dla odwiedzających. To tyle. Cała magiczna otoczka wokół wyspy prysnęła jak bańka, podobnie z rywalizacją i "morderczą grą", o której się wspomina. To wszystko kłamstwo. Zgadzam się co do knucia i prowadzenia działań na własną rękę przez większość bohaterów, jednakże jeśli spodziewaliście się walk na śmierć i życie, bardzo się zawiedziecie.
Książka ma kiepski początek i wygląda na infantylnie napisaną. Jest w niej przesyt wiedzy, która choć zdaje się być spójna i wywołuje wrażenie, jakby autorka naprawdę poświęciła czas, żeby ją opracować, jest kompletnie zbędna na tym etapie historii. Nie znam głównej bohaterki, nie lubię jej, nie rozumiem sytuacji. Nie ma haczyka, który zachęciłby mnie do czytania, nie ma akcji - nie ma nic, poza wiedzą, która w tym momencie zwyczajnie mnie nie obchodzi. Zatem jaki jest sens wciskania tego wszystkiego, kiedy nie widzę potrzeby, żeby to zapamiętać?
Zasada ''pokaż, nie mów'' nie funkcjonuje przez większą część tej historii. Wszystkiego dowiadujemy się z opisów albo krótkich wspominek, które, ponownie, naprawdę mnie nie interesują. Chcę zobaczyć jak bohaterka świetnie radzi sobie z walką albo pościgiem? Nie wystarczy mi krótki opis treningów, jakie odbyła kiedyś w przeszłości. Chcę to zobaczyć i wyciągnąć wnioski. Autorka wciska tego typu informacje kiedy tylko poczuje taką potrzebę, tym samym zmuszając nas do uwierzenia, że Isla jest wyćwiczona, wytrwała, dzielna i zdolna do wytrzymania najgorszego bólu, jednak nie pozwala nam wyciągnąć tej informacji z postępujących wydarzeń i narastającej akcji.
Przyznam też, że choć pochwaliłam cały motyw magii, klątw i system ich funkcjonowania, bo jest to jeden z silniejszych elementów powieści, tak nadal uważam, że jest banalnie prosty. Nie widzę też niejako sensu w posiadaniu trzech królestw: Podniebnych, Gwiezdnych i Księżycowych, kiedy wydają się tym samym i żadne z nich niczym się nie wyróżniło. Mroczni to zwyczajnie Darkling z "Cień i Kość" z nieco rozszerzoną gamą umiejętności. Dzicy to elfy z "Okrutnego Księcia", piękne i splamione krwią. Władczynię księżycowych mogłabym porównać do złej królowej księżyca z "Cinder". To wszystko gdzieś już było.
Niektóre sceny, zwłaszcza jedna z początkowych, kiedy Isla śpiewa na balkonie, napisane albo przetłumaczone są w taki sposób, że nie da się ich zrozumieć. Nadal nie wiem, o co tam chodziło, a pokazywałam ją kilku osobom i nikt nie doszedł do tego, co autor miał na myśli. Dodając do tego fakt, że nikt ze sobą nie walczy ani nie rywalizuje, a niektóre momenty są tak krótkie, że ciężko się zorientować kiedy się kończą, byłam skłonna nazwać tę książkę jedną z gorszych, jakie miałam okazję ostatnio przeczytać.
Jednakże, gdzieś po 50%, akcja zdaje się przyspieszać. Mamy więcej konfliktów, więcej podróży, przenosimy się do różnych miejsc. Występuje trójkąt miłosny, który jest nawet znośny. Niektóre plot twisty mnie wciągnęły, dlatego gdyby całość wyglądała właśnie tak, mogłabym książce wystawić wyższą ocenę. Nie jest ani czarna ani biała, nie da się powiedzieć czy to dobra albo zła książka. Każdy powinien ocenić ją na swój sposób i sprawdzić, czy to co ma do zaoferowania Lightlark gra mu w duszy. W moim usłyszałam brzęczenie skrzypiec dopiero pod sam koniec, a to zdecydowanie za mało, żebym była tą historią zainteresowana.
Nie spodziewałam się, że tak ciężko będzie mi ocenić tę książkę. Zacznę od tego, że jej opis jest mylny, jeśli nie zakłamany, bo ma niewiele wspólnego z ogólną fabułą i przekazuje błędne informacje. Przykładowo, początek blurba mówi, jakoby Lighlark było wyspą, która "co sto lat wyłania się z wody". Tak jednak prezentuje się cytat z książki:
"Wyspa była zaledwie cieniem...
2023-01-10
Odrzucona przez narzeczonego, smutna dziewczyna, przez przypadek podpala domek, doprowadza do wielkiego pożaru, a facet (ojciec wymienionego wyżej chłopaka) choć stwierdza, że ta jest bezsprzecznie głupia, nadal zachwyca się nad jej biustem i romans się kręci. Uratowanie jej było dopiero DRUGĄ jego myślą. Naprawdę nie warto, nawet jeśli książka jest za darmo XD
Odrzucona przez narzeczonego, smutna dziewczyna, przez przypadek podpala domek, doprowadza do wielkiego pożaru, a facet (ojciec wymienionego wyżej chłopaka) choć stwierdza, że ta jest bezsprzecznie głupia, nadal zachwyca się nad jej biustem i romans się kręci. Uratowanie jej było dopiero DRUGĄ jego myślą. Naprawdę nie warto, nawet jeśli książka jest za darmo XD
Pokaż mimo to2023-01-09
Nigdy nie widziałam tak płytkiego podejścia do tematu. Czytało mi się to naprawdę źle. Chwilami zastanawiałam się wręcz czy to nie jest komedia albo parodia. Chcecie poznać kilka podstawowych zasad jak zepsuć Hadesa w pięć minut?
Po pierwsze, umieśćcie amerykańską dziewczynę w kurorcie w Grecji. Słońce, plaża i bikini idealnie współgrają ze smutnym facetem, ubranym w całości na czarno, który każdego dnia, od samego rana, pije alkohol. Zatraca się w smutku, jest tak oschły, że nawet grającym na basenie w siatkówkę piłki nie poda, gdy ta upadnie pod jego nogi. GBUR JAKICH MAŁO.
Jest mroczny i smutny, bo jego ukochana zdecydowała się go opuścić. To jednak nie ogranicza go w tym, by zakochać się w naszej małej, niezdarnej mimozie, Stephanie. Hades szybko odnajduje w niej godnego siebie towarzysza, której ma ochotę zwierzać się ze WSZYSTKIEGO. I oczywiście przekonać ją, że jest bogiem, bo przecież jak to tak, że niby mogłaby mu nie uwierzyć? Oczywiście, że jest bogiem! I to takim pełną parą, bo nawet martwi z Ameryki, kompletnie nieobeznani w religii Starożytnej Grecji trafiają do jego podziemi, gdzie tułają się przez wieczność i bez problemu można z nimi porozmawiać.
Hades, w swoim największym zdeterminowaniu, żeby zbudować ze Staphanie silną więź, zapisuje się na konkurs tańca z Dirty Dancing (który zamierza wygrać!) albo przyrzeka na mały paluszek, bo to przecież solidna umowa. A, no i pamiętajcie, w żadnym wypadku nie porównujcie go do Disney'owskiego Hadesa! TFU! Tylko nie on i te jego niebieskie, płonące włosy!! W żadnym wypadku nie bawimy się tutaj w oryginalność i ciekawy design, tworzymy najbardziej nudne, mdłe i bez charakteru postacie, jakie tylko możecie sobie wyobrazić.
Po 50% czytałam już po łebkach, bo wiedziałam, że to nie ma sensu. Nic z tego nie wyniosę, a każdy z bohaterów jest beznadziejnie nijaki. Kolejnych tomów też nie zamierzam czytać. Paskudne i do zapomnienia.
Nigdy nie widziałam tak płytkiego podejścia do tematu. Czytało mi się to naprawdę źle. Chwilami zastanawiałam się wręcz czy to nie jest komedia albo parodia. Chcecie poznać kilka podstawowych zasad jak zepsuć Hadesa w pięć minut?
Po pierwsze, umieśćcie amerykańską dziewczynę w kurorcie w Grecji. Słońce, plaża i bikini idealnie współgrają ze smutnym facetem, ubranym w...
2022-11-25
W najgorszych snach nie spodziewałam się, że tak się na tym tomie zawiodę! Na samo wspomnienie czytania ostatnich 300 stron (czyli większej połowy tego 500-stronicowego tomiszcza) czuję ból w całym ciele i mam ochotę kręcić głową, byleby jak najszybciej o tym zapomnieć.
Jeszcze z początku było miło. Odkrywamy Vendę, poznajemy jej mieszkańców, uczymy się ich zwyczajów i tradycji. Ta jedna z wieszaniem kości na łańcuszkach była wspaniała, naprawdę mi się podobała. Dzieci również były kochane, przyjemnie obserwowało się, jakie wsparcie miała w nich Lia. Ale to chyba wszystko, co mogę wymienić z plusów.
Wszyscy pogłupieli. Każdy, a szczególnie Lia, stracili znaczą część swojego IQ. Jej decyzje były śmiechu warte, paskudnie idiotyczne, a zachowanie niezrozumiałe. Nie wiedziałam kiedy mówi poważnie, a kiedy udaje. Kaden całkowicie oślepł przez "miłość", toteż jego wątek jest jednowymiarowy i chłopak przez całą książkę nie robi NIC sensownego. Rafe jako jedyny ma trochę oleju w głowie, ale za to, co stało się na końcu, chyba go nie szanuję.
Każda scena jest do bólu przegadana, każdego dnia dzieje się to samo. Bohaterowie rozmawiają, chodzą i jedzą. Scen przy stole było MILION i w żadnej nie widziałam nic atrakcyjnego. Komizar przyprawiał mnie o mdłości, a finalna decyzja jaką podjął względem Lii sprawiła, że miałam ochotę rzucić książką w kąt. Stereotypowe, nudne, z durnymi miłostkami na głównym planie, które nie są nawet angażujące.
Straszna to była książka i zła przygoda. Uważam, że gdybym skończyła czytanie po 1 tomie, miałabym o wiele lepsze wspomnienia z tej historii i nie zniszczyłabym sobie obrazu bohaterów w głowie. ''Zdradzieckie serce'' im nie służy.
W najgorszych snach nie spodziewałam się, że tak się na tym tomie zawiodę! Na samo wspomnienie czytania ostatnich 300 stron (czyli większej połowy tego 500-stronicowego tomiszcza) czuję ból w całym ciele i mam ochotę kręcić głową, byleby jak najszybciej o tym zapomnieć.
Jeszcze z początku było miło. Odkrywamy Vendę, poznajemy jej mieszkańców, uczymy się ich zwyczajów i...
2022-11-17
Znalezienie w tej książce chociażby zalążka fabuły graniczy z cudem. Ma przyjemnych -choć przesłodzonych- bohaterów, ale jest do cna przereklamowana. Tyle zachwytów nad czymś, co niczego nie wnosi do życia i nie jest nawet przygodą, a wyłącznie obserwacją tego, co dwoje ludzi może zrobić w łóżku (nieskończoną ilość razy).
Nie widzę powodu, żeby to czytać.
Znalezienie w tej książce chociażby zalążka fabuły graniczy z cudem. Ma przyjemnych -choć przesłodzonych- bohaterów, ale jest do cna przereklamowana. Tyle zachwytów nad czymś, co niczego nie wnosi do życia i nie jest nawet przygodą, a wyłącznie obserwacją tego, co dwoje ludzi może zrobić w łóżku (nieskończoną ilość razy).
Nie widzę powodu, żeby to czytać.
2022-09-02
Już dawno nie czułam się tak zmęczona po przeczytaniu zwykłej książki. Jakie to szczęście, że mam ją za sobą!
Od trzysetnej strony naprawdę się męczyłam i patrzyłam głównie na dialogi. Druk jest tak mały, a papier cienki, przez co nie widać, że ten kolos ma aż pięćset stron. To dużo za dużo. Jestem przekonana, że Krew i Popiół nie potrzebowały aż tyle miejsca, bo fabuła jest nudna i niewiele się w niej dzieje.
Zacznijmy od bohaterki, którą z pełną świadomością mogłabym nazwać Mary Sue. Wyjątkowa (chociaż nikt nie wie dlaczego), wybrana (co ona sama wielokrotnie musi nam podkreślać, bo mamy kiepską pamięć i dziewczynie zależy żeby żaden czytelnik o tym nie zapomniał) urodziwa, waleczna, poszkodowana przez los, a do tego taka tajemnicza, INTRYGUJĄCA, no anioł nie kobieta!
Główny bohater, Hawke, jest nią zauroczony. Chłopak może mieć każdą, przebiera w damach jak w rękawiczkach, a te na zawołanie mdleją w jego ramionach żeby tylko móc go dotknąć. On jednak, ślepy na ich względy wybiera tę, która:
- oszukuje go
- udaje że go nie zna
- rzuciła w niego sztyletem
- DALEJ GO OSZUKUJE, CHOCIAŻ SAMA WYMAGA OD NIEGO SZCZEROŚCI
- nie wierzy w niego
- nie ufa mu
Tak... anioł nie kobieta, prawda? Ten cud natury zasłania twarz dosłownie wszystkim (począwszy od welonów aż po maski czy kaptury) i wierzcie mi lub nie, nawet stojąc tuż obok drugiej osoby ten jej nie dostrzega i nie rozpoznaje. Ta zasada nie tyczy się samej Poppy. ONA WIDZI NAWET NAJMNIEJSZY SZCZEGÓŁ W SWOIM OTOCZENIU! Przepraszam, od kiedy kaptury albo welony działają jak lustro weneckie? Nie wspomnę o tym, że dziewczyna z dokładnie takim welonem (a przypominam, materiał nie może być idealnie przezroczysty bo nikt nie widzi jej twarzy) czyta sobie książki!!! walczy! Jak dla mnie mogłaby jeszcze gotować i wspinać się po górach (co zapewne umie).
Nie wiem czy nie ma rzeczy w tej książce, która by mnie w jakiś sposób nie zraziła. To ciągłe powtarzanie ''JESTEM PANNĄ, WYBRANĄ'' mdliło. Nazwa dla potworów była tak nieprzyjemnie durna, że aż chwilami boleśnie śmieszna, żeby nie powiedzieć niepoważna. Pod dziwnymi, TAJEMNICZYMI nazwami ukazały się pospolite schematy ubrane w szykowną otoczkę. Wątek romantyczny jest toksyczny, zły i pozbawiony jakiegokolwiek romantyzmu, toteż nie dość, że go nie lubię to jeszcze przewijam oczami jak tylko o nim pomyślę.
Czytanie tego to katorga. NIE POLECAM.
Już dawno nie czułam się tak zmęczona po przeczytaniu zwykłej książki. Jakie to szczęście, że mam ją za sobą!
Od trzysetnej strony naprawdę się męczyłam i patrzyłam głównie na dialogi. Druk jest tak mały, a papier cienki, przez co nie widać, że ten kolos ma aż pięćset stron. To dużo za dużo. Jestem przekonana, że Krew i Popiół nie potrzebowały aż tyle miejsca, bo fabuła...
2021-07-21
Tragiczna przemiana bohatera. Kobieta, która dwadzieścia lat żyła jedynie jako matka i żona, wyjeżdża do miasteczka swojego dzieciństwa żeby odkryć się na nowo, gdzie... dalej matkuje i nie robi nic dla siebie poza obcięciem włosów.
Zakończenie rozczarowujące. Nie płynie z tego żaden morał. Bohaterowie okropni i płytcy. Nie polecam.
Tragiczna przemiana bohatera. Kobieta, która dwadzieścia lat żyła jedynie jako matka i żona, wyjeżdża do miasteczka swojego dzieciństwa żeby odkryć się na nowo, gdzie... dalej matkuje i nie robi nic dla siebie poza obcięciem włosów.
Zakończenie rozczarowujące. Nie płynie z tego żaden morał. Bohaterowie okropni i płytcy. Nie polecam.
2022-05-16
Nie mogę uwierzyć, że choć przez moment wierzyłam, iż swoją oceną podniosę tej książce średnią. Taka byłam naiwna. Szczęśliwie lub nie, Blanka Lipińska pozwoliła mi dołączyć do grona osób, które z pewnością nie wypowiedzą się o niej pozytywnie.
UWAGA, OPINIA MOŻE ZAWIERAĆ SPOJLERY!
Tak jak wspomniałam wyżej, przez 300 stron myślałam, że książka jest o niebo lepsza od filmu. Massimo był bohaterem któremu uwierzyłam, że miał (mówiąc bardzo delikatnie) pokręcone i trudne życie. Nie nauczyło go ono podstawowych zasad funkcjonowania w społeczeństwie bez użycia siły, przemocy, bez rozkazywania innym i bez wymagań. I nagle BAM! na jego drodze staje dziewczyna, przy której musi nauczyć się ogłady i delikatności. Czy to nie jest idealny przykład bohatera gotowego do przemiany?
Massimo w moim wyobrażeniu tylko czekał na spotkanie Laury, dlatego tak mnie cieszyło wszystko to, co razem robili. Czerpałam przyjemność z lektury, do momentu, w którym (strona 282) Massimo przyznał, że on to wcale tej zmiany nie chce i to, że Laurę traktuje inaczej nie znaczy, że dla świata też będzie delikatny. Dalej płyniemy już tylko w gęstym mule złapania dziewczyny na dziecko, wszczepiania jej nadajnika pod skórę, próby zabójstwa Martina i faktycznego zabójstwa jakiegoś byłego chłopaka Laury.
Ten cały muł wzbiera się jeszcze bardziej i sięga nam już ponad szyję, kiedy Laura wyznaje, że czerpie erotyczną przyjemność z faktu, że życie Martina jest w jej rękach, jeśli nie zaspokoi Massimo. Pomijam już nawet fakt jak często bije go po twarzy, momentami kompletnie bez powodu. Dostaje mu się za głupoty, kiedy bez problemu wybacza mu chociażby to, że próbował ją zapłodnić, żeby z nim została.
Wiem, że takich opinii jak moja jest mnóstwo i w sumie niepotrzebnie o tym piszę, ale dobrze jest to z siebie wyrzucić. Potraktujmy to jak oczyszczenie z brudu, by móc iść dalej przez życie i sięgnąć, mam nadzieję, po lepsze książki.
Tej oczywiście nie polecam. Przeczytałam ją z ciekawości, licząc na to, że książka ma więcej szczegółów, fabuły i może jest choć odrobinę lepsza. Teraz nie wiem, które jest gorsze - film chociaż nie dawał tej nikłej nadziei na przemianę bohatera.
Nie mogę uwierzyć, że choć przez moment wierzyłam, iż swoją oceną podniosę tej książce średnią. Taka byłam naiwna. Szczęśliwie lub nie, Blanka Lipińska pozwoliła mi dołączyć do grona osób, które z pewnością nie wypowiedzą się o niej pozytywnie.
UWAGA, OPINIA MOŻE ZAWIERAĆ SPOJLERY!
Tak jak wspomniałam wyżej, przez 300 stron myślałam, że książka jest o niebo lepsza od...
2022-07-23
Zgadzam się z większością negatywnych opinii dotyczących tej książki. Ma mylący tytuł, bo zapowiada krwawą, mafijną historię pełną pościgów, wybuchów i walk, a dostajemy w dużej mierze historię kobiety-robota, która mówi zawsze to samo, robi to samo, chodzi na spacery z psem ubranym w buty, zasypia z maseczką na twarzy, gotuje obiady na domowym bulionie i ma najbardziej cringe'ową noc poślubną o jakiej kiedykolwiek w życiu usłyszycie. Paskudnie mdłe i do szybkiego zapomnienia.
Jeśli ktoś się zastanawia czemu 2 gwiazdki a nie 1 - widziałam tam potencjał! Umiałabym tę książkę poprawić i nawet przeszło mi przez myśl, żeby przepisać niektóre sceny po swojemu i dodać im ognia jakiego potrzebują. To taki plus dla autorki za to, że wywołała we mnie motywację do zrobienia czegoś twórczego.
Zgadzam się z większością negatywnych opinii dotyczących tej książki. Ma mylący tytuł, bo zapowiada krwawą, mafijną historię pełną pościgów, wybuchów i walk, a dostajemy w dużej mierze historię kobiety-robota, która mówi zawsze to samo, robi to samo, chodzi na spacery z psem ubranym w buty, zasypia z maseczką na twarzy, gotuje obiady na domowym bulionie i ma najbardziej...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-08-29
2020-05-06
Niedopowiedzenia, brak szczerości i zakończenie, które sprawiło, że pierwszy raz miałam ochotę rozerwać książkę na strzępy i ją wyrzucić. Przeciągnięta i nudna. Bohaterka zbudowana na traumie, bez charakteru, której nie da się polubić. Nie wspomnę o tym, że niczego nie uczy, mimo że dotyczy tak poważnego tematu. Zdecydowanie nie polecam. Nie, nie i jeszcze raz NIE.
Dwie gwiazdki za początek, kiedy jeszcze myślałam, że mi się spodoba. Smutno. Do zapomnienia. Jedyne co mi po niej zostanie to melisa do wypicia na uspokojenie.
Niedopowiedzenia, brak szczerości i zakończenie, które sprawiło, że pierwszy raz miałam ochotę rozerwać książkę na strzępy i ją wyrzucić. Przeciągnięta i nudna. Bohaterka zbudowana na traumie, bez charakteru, której nie da się polubić. Nie wspomnę o tym, że niczego nie uczy, mimo że dotyczy tak poważnego tematu. Zdecydowanie nie polecam. Nie, nie i jeszcze raz NIE.
Dwie...
2019-11-01
Zalewają nas obecnie książki niezwykle toksyczne i złe, a męscy bohaterowie są tak niestabilni i tak nieprzyjemni, że przy nich Massimo z "365 dni" albo Christian Grey z "50 twarzy Greya" to przykładni mężczyźni, których nieświadomie zaczynamy wychwalać, bo na tle innych wypadają niezwykle dobrze. Pamiętacie umowę, jaką spisał Christian z Anastazją? Zanim wciągnął ją w swoje dewiacje, przedstawił jej każdy detal, pozwolił się z nimi oswoić, zrozumieć je i przede wszystkim WYRAZIĆ NA TO ZGODĘ. Obecnie normą jest uderzanie głową kobiety o ścianę, plucie jej na twarz, podduszanie, stalkowanie jej, wyszydzanie, zdradzanie i robienie tysiąca innych rzeczy, od których robi mi się słabo.
"To nie ja, kochanie" to kolejna książka, w której toksyczny i niestabilny mężczyzna zdobywa nagrodę, w postaci bezgranicznej miłości swojej ukochanej, choć w żadnym wypadku na nią nie zasługuje.
Jestem w szoku, że Mae, wychowująca się w sekcie religijnej, będąca gwałconą i bitą odkąd skończyła 8 lat, trafia "z deszczu pod rynnę" do podobnego miejsca, gdzie króluje rozwiązłość, wulgarny język, przedmiotowe traktowanie kobiet, mordy i tortury i decyduje się tam zostać dla mężczyzny, którego przyłapuje z inną. Który ją przeraża, nie szanuje jej i który jest zaborczy. Sam ma świadomość, że nie jest dla niej odpowiednim kandydatem. Czy jednak mimo wszystko ma zamiar z niej zrezygnować?
Oczywiście, że nie.
"Nie lubiłam tej strony Styxa. Nagle zrozumiałam, dlaczego wielu ludzi się go bało. Miał ciemną stronę. Przerażającą stronę. (...) Ryknął głośno i uderzył pięścią w drewno, dziurawiąc je na wylot. Nie potrafiąc ukryć szoku, wrzasnęłam i skuliłam się na łóżku. Styx zignorował moje przerażenie."
"Przerażał mnie"
"Teraz po prostu się go bałam".
Szczerze uważam, że Styx to nabzdyczony klaun, który nigdy nie dorósł i nie umie kontrolować nawet pojedynczych, prostych emocji. Jest beznadziejny pod każdym względem i nie jest gotowy dać bohaterce niczego wartościowego, żeby nazwać tę relację miłą i ciepłą. Mówimy tu o dziewczynie skrzywionej, nie znającej świata poza skrawkiem lasu, w którym była przetrzymywana i maltretowana i która w moim odczuciu potrzebuje pozytywnych wrażeń, bezpieczeństwa i stabilizacji, co też wynika z jej zachowania.
Chyba nigdy nie trafiłam na książkę, gdzie wyrazy ''suka'', "sunia" i ''suczka'' pojawiałyby się tak często i dzięki niebiosom, bo nie zdzierżyłabym więcej. Zdarzały się gorsze opisy, których na tym etapie nie chcę już pamiętać, jednak pomijając obskurny, wulgarny język, najbardziej jestem zawiedziona portretem psychologicznym postaci i tym, że autorka wepchnęła straumatyzowane kobiety do świata, w którym nie czeka na nie nic lepszego. Nie poznajemy też dobrze sekty, w której się wychowywały - wiemy tylko, że każdego dnia są gwałcone. Gwałt wczoraj, gwałt dzisiaj, a jutro w ramach dodatkowej kary, gwałt. I te same kobiety, krzywdzone od dzieciństwa, nadal ślepo podążają za naukami tych, którzy sprowadzili na nie to piekło. Rozumiem jak działa zmanipulowany umysł, ale brakowało mi kwestionowania decyzji Apostołów, złości albo innych, chwytających za serce reakcji.
Nie wiem, co mam o tej książce myśleć. Świat nie jest idealny, a życie nie jest usłane różami. Nie wymagam od tej historii happy endu rodem z bajek Disneya. Taka sytuacja mogłaby mieć miejsce i książka mogłaby być ciekawa, gdyby została przedstawiona w inny sposób. Wyobraźcie sobie - członek gangu motocyklowego, zamknięty w sobie gbur, nie potrafiący okazywać emocji, nagle odnajduje w sobie ciepło, bo zaczyna dbać o skrzywdzoną kobietę. Jest to proces, ale jest to również proces, który przyjemnie się obserwuje. Mężczyzna ma swoje za uszami, ale rozumiemy go, szanujemy i kibicujemy jego relacji z bezbronną, zakochaną w nim kobietą.
Uważam, że Styx jest gwoździem do trumny tej historii. Jego zwyczajnie nie da się lubić i to on jest tutaj problemem. Mae jest okej, Rider był świetnie wykreowany i jest jedyną postacią, która mnie zainteresowała. Ky to koszmar, druga kopia Styxa, przyprawiająca o mdłości. Flame też ujdzie w tłoku. Gdyby główny męski bohater nie był toksycznym dupkiem bez ani jednej pozytywnej cechy, cała książka nabrałaby innego wyrazu. I niestety, jąkanie albo granie na gitarze nie ociepli jego obrazu na tyle, żeby przymknąć oko na wady.
Zalewają nas obecnie książki niezwykle toksyczne i złe, a męscy bohaterowie są tak niestabilni i tak nieprzyjemni, że przy nich Massimo z "365 dni" albo Christian Grey z "50 twarzy Greya" to przykładni mężczyźni, których nieświadomie zaczynamy wychwalać, bo na tle innych wypadają niezwykle dobrze. Pamiętacie umowę, jaką spisał Christian z Anastazją? Zanim wciągnął ją w...
więcej Pokaż mimo to