rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

George Carlin jest legendą. Zna go każdy, kto interesuje się stand-upem. Nie bez powodu jest czasami nazywany współczesnym Sokratesem. W swoich wystąpieniach łączy analizę kontrowersyjnych tematów ciężkiego kalibru, takich jak polityka, religia, wojna i śmierć z obserwacjami drobiazgów życia codziennego, jak np. różnice między psami i kotami.

Carlin jest inteligentny i oczytany, ale co najważniejsze: na każdy temat ma wyrobione własne zdanie. Nie zawsze się z nim zgadzam (na oko w około 80–85%), ale każda jego opinia jest przemyślana i w miarę sensownie uzasadniona. Oczywiście trzeba wziąć poprawkę na to, że mówimy o stand-upie, a tutaj nie ma miejsca na szczegółowe analizy i argumentację w 100% zgodną z zasadami krytycznego myślenia. Jest dużo uogólnień, uproszczeń, metafor i luźnych analogii. Inaczej się po prostu nie da, bo widownia by usypiała. Biorąc to pod uwagę dostajemy obraz inteligentnego, dowcipnego człowieka, z którym fajnie by się rozmawiało przy piwie.

Sama książka jest napisana tą samą konwencją, co występy. Część wystąpień Carlina została nawet przepisana do książki, co było chyba niestety pójściem na łatwiznę. Wyjątkowo zapoznałem się z wersją angielską, a nie polską, ponieważ George Carlin dba o logikę języka tak, że sam prof. Miodek by się zarumienił. Różnice między językiem polskim a angielskim sprawiają, że przy jego dekonstrukcyjnych zabawach słowem przeniesienie sensu na nasze jest trudne, a nieraz niemożliwe. Także polscy odbiorcy trochę tracą na tłumaczeniu. Kto zna angielski, ten niech szuka angielskiej wersji, bo warto.

Dlaczego George nie angażuje się w politykę? Dlaczego według niego w metrach jest tak niebezpiecznie? Dlaczego nigdy nie zrobiłby sobie tatuażu? Czy zabicie dwóch pięćdziesięciokilogramowych chudzielców jest bardziej niemoralne od ukatrupienia stukilowego grubasa? Jaki jest sens życia? O czym rozmyśla, gdy w domu wysiądzie mu prąd? Dlaczego bezdomni geje powinni budzić większe współczucie niż inni mieszkańcy ulic? Jakie ma pomysły na nowe znaki zodiaku? Czy gdyby homary wyglądały jak szczeniaczki, ludzie wrzucaliby je żywcem do gotującej się wody? Czym różni się baseball od innych sportów? Jaki jest matematyczny problem z ideą reinkarnacji? Przemyślenia nad tymi oraz innymi kwestiami znajdziecie w książce.

George Carlin jest legendą. Zna go każdy, kto interesuje się stand-upem. Nie bez powodu jest czasami nazywany współczesnym Sokratesem. W swoich wystąpieniach łączy analizę kontrowersyjnych tematów ciężkiego kalibru, takich jak polityka, religia, wojna i śmierć z obserwacjami drobiazgów życia codziennego, jak np. różnice między psami i kotami.

Carlin jest inteligentny i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kto oglądał „Mentalistę”? Kto uważa, że zdolności Patricka Jane’a zostały stworzone na użytek serialu? Jeśli podnieśliście rękę dwukrotnie, to przygotujcie się na łamiącą wiadomość.


Mentalizm narodził się jako kategoria iluzji scenicznej. Polegał on na sprawianiu wrażenia, że magik ma magiczne moce pozwalające mu czytać w myślach czy przewidywać przyszłość. Kryły się za nim rozmaite techniki, takie jak hipnoza, zimny i gorący odczyt, mnemotechniki, metody szybkiego liczenia w pamięci itd. Z czasem jednak to pojęcie zostało rozszerzone do ogółu technik wykorzystujących wiedzę o ludzkiej psychice do wpływania na innych ludzi (definicja własna) także poza sceną, we wszystkich dziedzinach życia. Takim właśnie mentalistą był Patrick Jane, i takim mentalistą jest też Derren Brown.


Obejrzałem większość jego wystąpień. Z tego, co zaobserwowałem, działalność Browna można podzielić na cztery kategorie:

Mentalizm „sceniczny” – sztuczki wykonywane na scenie i na ulicy, w wielu aspektach przypomina to „zwykłą” iluzję. Nieraz jest łączony z innymi dziedzinami magii, np. sztuczkami karcianymi.
Demaskacja – wszystko związane z wróżkami, jasnowidzami, mediami, wywoływaniem duchów, natychmiastowym uzdrawianiem itd. Derren sam wciela się w różnych szarlatanów, pokazuje, że on też tak potrafi, a używa przecież „tylko” „prostych” sztuczek. Niektóre rzeczy nawet tłumaczy:)
Eksperymenty – głównie odtwarzanie klasycznych eksperymentów psychologicznych, jak np. eksperyment Milgrama.
Wkręty – wkręcanie ludzi, czasami dla czystej rozrywki, czasami żeby coś uświadomić. Potrafił przekonać pewną dziewczynę, że nie umarła, albo pewnego chłopaka, że żyje w postapokaliptycznym świecie.
Może to tylko moja nadinterpretacja, ale wydaje mi się, że Derren Brown ma poczucie jakiejś misji. Pokazuje nam, jak bardzo kruchy jest nasz rzekomy racjonalizm i jak łatwo wpływać na nasze decyzje. W programie „Mesjasz” w ciągu kilku minut nawraca kilkunastu ateistów i agnostyków. Czyż nie strach pomyśleć, ilu takich mentalistów jak on może w tajemnicy pracować za kulisami polityki albo w mediach? Tym cenniejsze stają się w tym świetle jego programy, które wydają się mieć walory edukacyjne.


O samej sztuce iluzji scenicznej nie ma tutaj zbyt wiele, książka jest napisana w szerszym kontekście o mechanizmach ludzkich zachowań (jak zresztą głosi podtytuł), o tym, jak bardzo są one niedoskonałe, jak inni ludzie mogą je wykorzystać, jak my sami możemy je wykorzystać, oraz to, w jaki sposób sami często padamy ofiarami własnych myśli.

W dużym skrócie, Derren Brown przedstawia w swojej książce kilka sztuczek z kartami i monetami, zaznaczając przy tym wyraźnie, że sztuczka sama w sobie się nie liczy. Ważny jest sposób jej wykonania, osobowość, umiejętność odpowiedniego koncentrowania i rozpraszania uwagi publiczności w odpowiednich momentach. Podstawowa rada jest taka: idź do księgarni, kup jakąś książkę ze sztuczkami i ćwicz. Dalej jest już trochę bardziej o mentalizmie, bo jest o sugestii. Potem zwięźle i treściwie są omówione niektóre mnemotechniki oraz sposób, w jaki można je wykorzystać w swoich przedstawieniach jako osobne sztuczki, lub jako ich niezbędna podstawa. Opisany jest tylko pałac pamięci oraz metody na zapamiętywanie słów, liczb i kart, ale w zasadzie na tym opiera się znakomita większość bardziej zaawansowanych mnemotechnik. Następnie mamy krytyczne spojrzenie na programowanie neurolingwistyczne (NLP) i trochę o hipnozie, wprawdzie już nie krytycznie, ale Brown obala kilka mitów z nią związanych (wiedzieliście, że nie ma czegoś takiego, jak trans hipnotyczny)? Książkę kończy rozdział o nauce, pseudonauce, placebo, zjawiskach nadprzyrodzonych itd. Potem jest podana literatura uzupełniająca dla tych, którzy chcą rozwinąć swoją wiedzę.

Jeśli szukacie kompleksowego kursu magii i myślicie, że po przeczytaniu tej książki zostaniecie mentalistami, to się rozczarujecie. Mimo wszystko jest to dobre wprowadzenie ze względu na cenne wskazówki. Książka jest jednak cenniejsza jako przekrój tego, jak działa umysł. W tym właśnie kontekście widzimy, jak iluzjoniści mogą wykorzystywać wiedzę o ludzkiej psychice, żeby wprawiać w osłupienie widzów, jak my możemy tę samą wiedzę wykorzystać do usprawnienia naszego umysłu a także do poprawy relacji między ludźmi. Widzimy też, jak łatwo inni ludzie mogą nas zwieść, oraz jak jeszcze łatwiej zwodzimy siebie samych. Brown opisuje i chwali ciekawe techniki, ale jest również świadom ich ograniczeń. Dla kogo ta książka? Chyba przede wszystkim dla tych, którzy chcieliby się dowiedzieć czegoś o ludzkiej psychice od strony praktycznej. Bo czym innym jest układanie teorii i przeprowadzanie badań w warunkach laboratoryjnych, a czym innym wykorzystywanie tej wiedzy w praktyce. A w tym drugim Derren Brown jest mistrzem.

Kto oglądał „Mentalistę”? Kto uważa, że zdolności Patricka Jane’a zostały stworzone na użytek serialu? Jeśli podnieśliście rękę dwukrotnie, to przygotujcie się na łamiącą wiadomość.


Mentalizm narodził się jako kategoria iluzji scenicznej. Polegał on na sprawianiu wrażenia, że magik ma magiczne moce pozwalające mu czytać w myślach czy przewidywać przyszłość. Kryły się za...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ostatnio pisałem o przygodach Sherlocka Holmesa, dzisiaj będzie o jego umyśle. Kto nie chciałby myśleć tak sprawnie, jak on? Jeśli nie liczyć Mycrofta, Sherlock myśli szybciej niż ktokolwiek inny. Jego umysł jest jak gepard na sterydach. Zanim Watson skojarzy fakty i zaobserwuje wszystkie szczegóły, genialny detektyw zdąży już sobie w głowie nakreślić kilka roboczych hipotez. Jak on to robi? Tym zagadnieniem zajęła się Maria Konnikova.



Maria Konnikova miała cztery lata, gdy wyjechała z rodzicami z ZSRR i osiadła w USA. Ukończyła Harvard, psycholożką, dziennikarką, felietonistką „New Yorkera”. „Myśl jak Sherlock Holmes” to jej pierwsza książka i ogromny sukces: stała się bestsellerem „New York Timesa”, przełożono ją na osiemnaście języków i uznano za jedną z najważniejszych pozycji ruchu mindfullness.



Cała książka bazuje na porównaniach: z jednej strony mamy nieuporządkowany i podatny na błędy myślowe umysł Johna Watsona, a z drugiej praktyczny i wolny od uprzedzeń umysł Sherlocka Holmesa. Konnikova korzysta z najnowszej dostępnej wiedzy psychologicznej i przedstawia błędy poznawcze oraz sposoby, jak je obejść. Nie jest bowiem tak, że świat dzieli się na tych głupich, którzy są podatni na błędy poznawcze i tych mądrych, którzy są na nie odporni. Wszyscy jesteśmy na nie narażeni. Główna różnica między Holmesem a Watsonem polega właśnie na tym, że ten pierwszy jest świadom pułapek myślowych i wie, jak ich unikać. I my też się tego uczymy podczas lektury.

Oprócz tego dowiadujemy się też o innych cechach naszych umysłów, które nie wpływają na samo myślenie, ale również na zachowanie. Łatwo się rozpraszamy, jednocześnie się uczymy, przeglądamy maile, facebooka i odpowiadamy na smsy, co chwilę błądzimy gdzieś myślami. Ciekawostka z tym związana: nie istnieje coś takiego, jak wielozadaniowość, przynajmniej jeśli chodzi o rzeczy, które wymagają chociaż minimum skupienia. Istnieje jedynie quasi-wielozadaniowość, ponieważ mózg jednocześnie nie potrafi się skoncentrować na dwóch rzeczach, nie tracąc przy tym na produktywności. Jedyne, co potrafi, to szybko przeskakiwać z jednej rzeczy na drugą i na odwrót. I mimo że kobiety radzą sobie z tym lepiej niż mężczyźni, to dla wszystkich jest to szkodliwe. W miarę możliwości powinniśmy być selektywni i skupiać się na jednej rzeczy na raz.

Książkę mogę przede wszystkim polecić tym, których temat zainteresował, a nie przeczytali do tej pory zbyt wiele na ten temat. Autorka omawia wiele kwestii z tym związanych, ale nie zagłębia się w nie, więc wiele osób mających do tej pory niewielką styczność z tematem (jak ja), może poczuć głód wiedzy i chcieć sięgnąć po literaturę uzupełniającą, która jest podana w przypisach, a ci, którzy się tematem interesują, sporo już wiedzą, mogą się tą książką lekko zawieść. Np. czytając wpis Igora Mroza o książce „Pułapki myślenia. O myśleniu szybkim i wolnym” stwierdziłem, że Maria Konnikova sporo z niej czerpie, jak między innymi motyw porównywania dwóch systemów. A i jeszcze jedno: jeżeli ktoś nie przeczytał jeszcze wszystkich opowiadań o słynnym detektywie, to uwaga na drobne spojlery.

Ostatnio pisałem o przygodach Sherlocka Holmesa, dzisiaj będzie o jego umyśle. Kto nie chciałby myśleć tak sprawnie, jak on? Jeśli nie liczyć Mycrofta, Sherlock myśli szybciej niż ktokolwiek inny. Jego umysł jest jak gepard na sterydach. Zanim Watson skojarzy fakty i zaobserwuje wszystkie szczegóły, genialny detektyw zdąży już sobie w głowie nakreślić kilka roboczych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ta książka zawiera wszystkie powieści i opowiadania o Sherlocku Holmesie z okresu 40 lat zebrane w jednej, grubaśnej książce. Sherlock Holmes jest genialnym detektywem, który rozwiązuje zagadki kryminalne, stosując metodę dedukcji (tak naprawdę abdukcji, ale ćś). Ma jeszcze bardziej genialnego brata, Mycrofta, który pracuje dla brytyjskiego rządu. Przyjaźni się z Johnem Watsonem, byłym lekarzem wojskowym, który przy okazji pomaga mu w jego śledztwach i jest jego kronikarzem. Znakomita większość spraw jest opisana właśnie z jego perspektywy.


Sherlock Holmes jest jedną z najbardziej wpływowych fikcyjnych postaci w historii. Prawie od początku historii kinematografii Sherlock Holmes pojawia się w kolejnych adaptacjach teatralnych, filmowych, radiowych, serialowych, a także w grach komputerowych. W Sherlocka Holmesa wcieliło się już łącznie prawie 100 aktorów, a wpisanie frazy „sherlock holmes” do wyszukiwarki imdb.com, największej i najpopularniejszej na świecie bazie internetowej filmów i seriali, zwraca 200 wyników.

Powstało również sporo postaci inspirowanych genialnym detektywem. Shawn Spencer ze „Świrów”, Gil Grissom z „CSI: Kryminalne zagadki Las Vegas”, Robert Goren z „Prawa i porządku”, Patrick Jane z „Mentalisty”, Adrian Monk z „Detektywa Monka”, detektyw Conan z „Detektywa Conana”, dr House z „Dr. House’a”, a nawet Batman.

Holmes jest postacią niezwykłą. Jest on modelowym geniuszem, uosobieniem mądrości. Nie tak po prostu, że patrzcie, genialny detektyw, rozwiązuje najtrudniejsze zagadki i nikt nie jest lepszy od niego. Jest to ukazane bardziej jako systematyczny, uporządkowany i wyćwiczony sposób rozumowania niż jakiś wrodzony talent i na podstawie opowiadań jesteśmy w stanie wyodrębnić kilka konkretnych czynników, które składają się na jego intrygujący umysł. Pozbawiony uprzedzeń. Zawsze czujny i obserwujący otoczenie, refleksyjny, dysponujący ogromną wiedzą, która ma mu służyć przy pracy, nigdy nie zakłada niczego z góry, nie wyciąga pochopnych wniosków. Traktuje utkane przez siebie hipotezy z dystansem i jest gotów natychmiast je porzucić, gdy tylko nowe przesłanki je wykluczą. Wydaje się niemal wolny od błędów poznawczych i pułapek myślenia, którym wszyscy ulegamy. Wzór człowieka myślącego krytycznie. Nie chcę tutaj się nad tym za bardzo rozwodzić, będę o tym pisać przy omawianiu następnej książki dotyczącej tego, w jaki sposób rozumuje Sherlock Holmes.

O książce

Wszystko koncentruje się na postaci detektywa. Nie ma tutaj żadnych ciekawych postaci drugoplanowych, wszyscy są mdli, jakby, skonstruowani chyba tylko jako tło pod Sherlocka. Jeśli jesteście więc fanami jednej z nowoczesnych adaptacji i w oryginale będziecie szukać podobnych, ciekawych relacji pomiędzy bohaterami, to możecie się pod tym względem rozczarować (np. pani Hudson z BBC niszczy system, a ta oryginalna ma tylko kilka zwyczajnych kwestii). Wszystko opiera się na Holmesie i na tym, jak łączy w logiczną całość pozornie niezwiązane ze sobą fakty i rekonstruuje przebieg wydarzeń na podstawie szczegółów, które inni uważają za nic nieznaczące, jeśli w ogóle je dojrzą. Zagadki kryminalne są bardzo ciekawe a większość śledztw poprowadzonych tak, żeby czytelnik sam mógł rozwiązać sprawę, zanim główny bohater wyjaśni, co się wydarzyło i kto to zrobił.

Szkoda, że w większości przygody Holmesa to krótkie, niezwiązane ze sobą opowiadania zajmujące po 20-30 stron. Powieści są tylko cztery, z czego „Pies Baskerville’ów” i „Dolina Strachu” to dla mnie arcydzieła. Opowiadania i powieści nie są ułożone w porządku chronologicznym, więc jeśli ktoś ma jakieś późniejsze opowiadania, a nie ma dostępu do wcześniejszych, to i tak śmiało może czytać. No, może mimo to poleciłbym zacząć od „Studium w szkarłacie”, ponieważ opisuje, jak John poznał się z Sherlockiem. No i jeszcze „Ostatni ukłon” zostawiłbym na koniec, ponieważ epilog jest pomyślany jako zakończenie serii. Akcja epilogu rozgrywa się drugiego sierpnia 1914 roku i zdaje się, że przez najbliższe lata Sherlock będzie się zajmować krzyżowaniem komuś planów.

Sherlock Sherlockowi nierówny

Warto w tym momencie zasygnalizować różnice pomiędzy oryginalnym Sherlockiem Holmesem a jego współczesnymi adaptacjami. Pojawiła się w dwudziestym pierwszym wieku moda na genialnych antybohaterów, złośliwych, sarkastycznych dupków, których inni ludzie znoszą tylko dlatego, że posiadają nadludzką inteligencję i są zbyt przydatni. Wydaje mi się, że tę modę zapoczątkował dr House i uległa jej nawet adaptacja jego pierwowzoru, czyli „Sherlock” spod znaku BBC. Ponieważ jest to najbardziej znana współczesna adaptacja, a do tego moja ulubiona, to różnice omówię właśnie na jej podstawie. Otóż oryginalny Sherlock Holmes jest po prostu bardzo sympatyczny i pogodny (przeważnie). Holmes Bendicta Cumberbatcha jest raczej nieprzyjemny w obyciu. Holmes Doyla jest umiarkowanie skromny, co widać, gdy wskutek swojego precyzyjnego rozumowania dochodzi do swoich wniosków i się z nimi dzieli, zanim jeszcze wyjaśni, jak to zrobił. Sherlock z BBC powie coś w stylu „Jesteś idiotą” albo „W Waszych małych śmiesznych móżdżkach musi panować wieczna nuda”, z kolei Sherlock Doyle’a powie raczej coś w stylu „ależ to bardzo proste, spójrzcie, zrobiłem to tak i tak”. Książkowy Holmes potrafi bez wahania, a często nawet z pewną wesołością przyznać się do błędu, nie ma także najmniejszych oporów przed przyznaniem, że jego brat jest inteligentniejszy od niego.

Na koniec jeszcze niezwiązana z książką ciekawostka, która mi się nasunęła w związku z Sherlockiem i Mycroftem. Są oni w adaptacji z BBC absurdalnie inteligentni, o wiele inteligentniejsi od swoich pierwowzorów. Jeśli nie oglądaliście a oglądaliście dr. House’a, to wyobraźcie sobie, że House przy Holmesie wypada na przeciętnie inteligentnego. Nie wspominając już o Mycrofcie.

SH: Nie wiedziałem, że mówisz po serbsku.
MH: Bo nie mówiłem. Ale ten język ma słowiańskie korzenie. Liczne tureckie i niemieckie frazy. Nauczyłem się w parę godzin.
SH: Robisz się powolny.
MH: Średni wiek, bracie, w końcu dopadnie każdego z nas.

Myślę, że taka ewolucja jest zamierzona i uzasadniona. Nie wspomniałem o tym jeszcze, ale „Sherlock” z BBC jest osadzony we współczesności. Sherlock ze swoimi oryginalnymi zdolnościami nie byłby aż tak przydatny. Jasne, wciąż wybitny i poza zasięgiem większości śmiertelników, ale w dobie powszechnego monitoringu, zaawansowanych technik zbierania i badania DNA i błyskawicznego namierzania rozmów telefonicznych jego zdolności nie byłyby aż tak potrzebne. Żeby więc uzasadnić potrzebę policji o ciągłe zwracanie się do niego o pomoc, twórcy serialu musieli go podrasować.

Ta książka zawiera wszystkie powieści i opowiadania o Sherlocku Holmesie z okresu 40 lat zebrane w jednej, grubaśnej książce. Sherlock Holmes jest genialnym detektywem, który rozwiązuje zagadki kryminalne, stosując metodę dedukcji (tak naprawdę abdukcji, ale ćś). Ma jeszcze bardziej genialnego brata, Mycrofta, który pracuje dla brytyjskiego rządu. Przyjaźni się z Johnem...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Genetyka w obrazkach Larry Gonick, Mark Wheelis
Ocena 7,5
Genetyka w obr... Larry Gonick, Mark ...

Na półkach: ,

Czytacie czasami książki popularnonaukowe? Powinniście. Są pisane prostym językiem zrozumiałym dla szerszego grona odbiorców, przedstawiają zagadnienia naukowe w sposób zrozumiały dla laików. A i ekspertom nie zaszkodzi czasami wrócić do podstaw i przeczytać czegoś takiego. Przedwczoraj przeczytałem jedną z najlepszych pozycji popularnonaukowych.

Mark Wheelis jest profesorem mikrobiologii na uniwersytecie kalifornijskim w Davis, autorem wielu artykułów naukowych oraz współautorem podręcznika mikrobiologii „The Microbial World”.

Larry Gonick jest absolwentem Wydziału Matematyki Uniwersytetu Harvarda. Rzucił w cholerę pracę nad doktoratem (!), żeby zająć rysowaniem komiksów popularnonaukowych (!!). To właśnie jemu zawdzięczamy geniusz tej pozycji.

Słowa na okładce głoszą:

„Zobaczysz tu masę fantastycznych rzeczy. Jeśli nie wierzysz, że nauka o genach i dziedziczeniu może być zabawna – bardzo się zdziwisz!”

Trudno się z tym nie zgodzić i niewiele można tutaj dodać. Mimo że książka bardzo wszystko tłumaczy jak dla laików, to nie brakuje tutaj specjalistycznego słownictwa. Informacje w książce ułożone są w sposób chronologiczny, tj. wiedza jest nam podawana według kolejności kolejnych odkryć lub nietrafionych domysłów. Zaczynamy więc od człowieka prehistorycznego, jego zabawnej niewiedzy i podejścia do tematu, potem przechodzimy do „genetyki praktycznej”, czyli tego, jak ludzie zaczęli sami krzyżować i hodować różne gatunki, co z tego wynikało i jakie z tego wynikały wnioski. Dalej mamy kolejno między innymi teorię samorództwa, doświadczenia Mendla z genami, komórki, chromosomy, mutacje, białka, enzymy, replikacja, wirusy, inżynierię genetyczną i klonowanie genów (sprawdźcie, czy czegoś nie pominąłem). Wszystko to jest bardzo bogato zilustrowane przesympatycznymi rysunkami.

Książka jest z roku 1999, więc troszkę się zdezaktualizowała, ale wciąż można się z niej dużo nauczyć.

Istnieje cała seria książek „... w obrazkach”. Ta była moją pierwszą, ale już wiem, że kiedyś przerobię całą serię. Kupujcie takie książki dzieciom na urodziny zamiast drogich zabawek, które i tak szybko się zepsują albo pójdą w kąt.

http://irydowy.com/index.php/2015/05/05/genetyka-w-obrazkach-larry-gonick-mark-wheelis/

Czytacie czasami książki popularnonaukowe? Powinniście. Są pisane prostym językiem zrozumiałym dla szerszego grona odbiorców, przedstawiają zagadnienia naukowe w sposób zrozumiały dla laików. A i ekspertom nie zaszkodzi czasami wrócić do podstaw i przeczytać czegoś takiego. Przedwczoraj przeczytałem jedną z najlepszych pozycji popularnonaukowych.

Mark Wheelis jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Tony Buzan to światowej sławy ekspert w dziedzinie mózgu i technik wykorzystania umysłu. Napisał kilkadziesiąt książek w swojej dziedzinie. Jest twórcą Światowych Mistrzostw Pamięci, Światowych Mistrzostw w Szybkim Czytaniu i współtwórcą Olimpiady Sportów Umysłowych. Być może niektórzy z Was kojarzą taką koncepcję tzw. Map Myśli, które zwiększają efektywność nauki? To też jego wynalazek. Książka o technikach szybkiego czytania, którą właśnie skończyłem czytać, jest jednym z jego flagowych dzieł

O co chodzi z tym szybkim czytaniem

Jest tak: przeciętny, dorosły człowiek czyta z prędkością 200 słów na minutę. Jest to wynik raczej niezadowalający i częściowo jest to winą tego, że źle nauczono go czytać w szkole. Teza postawiona przez Buzana jest taka, że każdy może swoje tempo czytania podwoić, a nawet potroić. Co więcej w zasięgu możliwości większości ludzi jest czytanie w tempie 1000 słów na minutę.

Oto lista rekordów świata zamieszczona w tej książce:

Sean Adam USA 3850
Kjetill Gunnarson Norwegia 3050
Vanda North Wielka Brytania 3000
Cris van Aken Holandia 2520
Mithymna Corke Holandia 2100
Luc van Hof Holandia 1906
Michael J. Gelb USA 1805
Cinnamon Adam USA 1782
James Longworth Wielka Brytania 1750
Frank van der Poll Holandia 1560

Z tego co mi wiadomo na mistrzostwach Buzana - w przeciwieństwie do wielu innych mistrzostw w szybkim czytaniu organizowanych na świecie - trzeba w pełni zrozumieć tekst. Nie ma pytań kontrolnych, każdy musi przeczytać to co ma do przeczytania, a potem wygłosić mowę, w której zawrze komentarz do wszystkich następujących dziedzin: bohaterowie, tło, fabuła, filozofa symbolika, poziom językowy, styl literacki, metafory, wątki i kontekst historyczny.

Dzisiejsze rekordy są już lepsze od tych przedstawionych powyżej. Nie wiem, ile z tych osób ma jakieś wyjątkowe predyspozycje a ile łączy po prostu ciężką pracę z poznanymi technikami, ale same liczby wyglądają obiecująco.

Co znajduje się w książce?

Książka ma ok. 240 stron i jest podzielona na 5 części.

Część I - Badanie szybkości czytania

Tutaj znajduje się ogólny opis książki, pierwszy sprawdzian, dane statystyczne, historia szybkiego czytania i opis nowego podejścia do tego zagadnienia.

Część II - Twoje zdumiewające oczy

Ćwiczenia poprawiające sprawność oczu, eliminacja regresji i cofania wzroku, poszerzanie pola widzenia, prawidłowe warunki czytania, czytanie przy pomocy wskaźnika, opis historycznych superczytelników, rozwijanie umiejętności przeszukiwania i przemykania, opis ćwiczeń z metronomem, 4 kolejne sprawdziany.

Część III - Doskonała koncentracja i zrozumienie

Tak, w książce jest nie tylko o podnoszeniu szybkości czytania, ale także poziomu zrozumienia (podobno przeciętny dorosły człowiek czyta ze zrozumieniem na poziomie 50%...). W tym rozdziale jest o trudnościach w uczeniu się, o dysleksji, ADD i ADHD. Autor zaorał te dziwne, psychiatryczne koncepcje pokazując na przykładach, że niektórzy są po prostu inni i wymagają innego podejścia. Potem jest ogólnie o zwiększaniu koncentracji, motywacji i lepszym organizowaniu czytania.

Część IV - Rozwijanie zaawansowanych umiejętności szybkiego czytania

Mapy Myśli, omówienie struktury akapitów, więcej o przeglądaniu wstępnym i - uwaga - rozwijanie słownictwa poprzez uczenie się przedrostków, przyrostków i źródłosłowów. Już wcześniej chodziły mi po głowie takie myśli, ale dopiero po przeczytaniu tej części uderzyło mnie, jak olbrzymi udział we współczesnym języku polskim mają greka i łacina. Pokazuje to też bezsens i beznadzieję walki apologetów języka staropolskiego oraz wrogów wcielania do współczesnej mowy polskiej zagranicznych słów. I dobrze. Język ewoluuje i jeśli zwroty z innych języków mają nam pomóc lepiej wyrażać nasze myśli to jest to pozytywne zjawisko.

Część V - Jak stać się biegłym czytelnikiem: zaawansowane spożytkowanie systemu oko-mózg

Podsumowanie książki, zaawansowane systemy uczenia się i czytania na podstawie poznanych wcześniej technik, czytanie z ekranów komputerów, czasopism, gazet, tworzenie własnego archiwum wiedzy, czytanie beletrystyki i poezji, 2 ostatnie sprawdziany.

Pod koniec książki jest klucz odpowiedzi do testów sprawdzających poziom zrozumienia oraz tabelka i wykres, na których można zaznaczać swoje postępy.

Książka zawiera też drobne błędy, jak np. źle skonstruowana tabelka (10-100 słów to słaby wynik, 200-240 to przeciętny wynik, a co pośrodku??), ze 2-3 błędne odpowiedzi w kluczach, tego typu rzeczy. Nic wielkiego. Przypuszczam, że to wina przekładu. Trafiają się też mało jasne instrukcje, jak np. żeby czytać jakiś tekst w normalnym tempie przez pięć minut, a potem zwiększać szybkość czytania o 100 słów na minutę co pięć minut. Ale jak to odmierzyć?

Moje "osiągnięcia"

Nie będę ukrywał, że nie przykładałem się do ćwiczeń załączonych do każdego rozdziału, części w ogóle nie wykonywałem, a część ćwiczyłem po 1-2 minuty. Niemniej jednak mój postęp ze 192 słów na minutę w pierwszym sprawdzianie do 365 słów w ostatnim uważam za satysfakcjonujący. Wprawdzie taki wzrost można tłumaczyć samym wzrostem presji i motywacji (dzieci w podstawówce czytają przeciętnie 200 słów na minutę a studenci kierunków podyplomowych z racji ilości materiału do ogarnięcia czytają nawet do 400 słów na minutę, żeby po studiach wrócić do poziomu szkoły podstawowej), ale nie zniechęca mnie to. Mój słaby wynik jest efektem tego, że chciałem po prostu przeczytać książkę i zastosować opisane techniki bez porządnego przykładania się. Cóż, będę dalej nad tym pracować i ćwiczyć. Najwięcej problemu sprawiają mi zaawansowane metody posługiwania się wskaźnikiem. Po prostu nie potrafię czytać dwóch linii naraz, a co dopiero mówić o jakichś tam "esach".

Jak osiągnę kiedyś 1000 słów na minutę z poziomem zrozumienia 100% to napiszę osobną notkę.

Książkę mogę polecić szczególnie komuś, kto - tak jak ja - czyta więcej literatury stosowanej niż pięknej. Wprawdzie według Buzana (i innych propagatorów szybkiego czytania) nie zakłóca to odbioru treści, ale nie jestem co do tego przekonany. Nie osiągnąłem jeszcze jednak odpowiedniego poziomu, żeby to sprawdzić, więc się nie wypowiem.

Uwaga na "internety"

Na koniec chciałbym jeszcze przestrzec przed używaniem kursów internetowych. Nie mówię, że wszystkie są złe, ale warto sprawdzić kompetencje i doświadczenie kogoś, kto chce Wam opchnąć swój kurs. Często mówi się w nich, że w szybkim czytaniu przeszkadza fonetyzacja (czyli wypowiadanie słów w myślach), ale to nie ma znaczenia na początku, ponieważ ludzki mózg spokojnie potrafi wymawiać słowa w tempie 2000 na minutę. Podobno trafiają się też tacy autorzy, którzy na wstępie mówią o micie 10% mózgu. Wprawdzie samo to nie ma wpływu na wartość merytoryczną tego, co będzie dalej, ale jeśli ktoś wierzy w takie bzdury, to chyba nie świadczy dobrze o jego wiedzy w tej dziedzinie, prawda?

https://irydowyvujek.wordpress.com/2015/03/19/podrecznik-szybkiego-czytania-tony-buzan/

Tony Buzan to światowej sławy ekspert w dziedzinie mózgu i technik wykorzystania umysłu. Napisał kilkadziesiąt książek w swojej dziedzinie. Jest twórcą Światowych Mistrzostw Pamięci, Światowych Mistrzostw w Szybkim Czytaniu i współtwórcą Olimpiady Sportów Umysłowych. Być może niektórzy z Was kojarzą taką koncepcję tzw. Map Myśli, które zwiększają efektywność nauki? To też...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Wolny wybór Milton Friedman, Rose Friedman
Ocena 7,9
Wolny wybór Milton Friedman, Ro...

Na półkach: ,

Milton Friedman to żyd urodzony w Nowym Jorku w 1912 roku. Swoją żonę poznaje na Uniwersytecie Chicagowskim, gdzie w przyszłości stanie się jednym z najsłynniejszych ekonomistów tej uczelni. Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii 1976 roku za dokonania zakresie analizy konsumpcji, historii i teorii monetarnej oraz za pokazanie złożoności polityki stabilizacji.

Książka popularyzuje wolny rynek, jest napisana prostym językiem, dość łatwo przyswajalnym dla laika. W książce znajdziemy oczywiście dwie flagowe argumentacje Friedmana: cztery sposoby wydawania pieniędzy oraz słynną historię o ołówku (która, jak się dopiero z tej książki dowiedziałem, jest tak naprawdę autorstwa Leonarda Reada). Niewtajemniczonym zdradzę, że chodzi o tezę, według której nikt na całym świecie nie potrafiłby sam wyprodukować ołówka. Dlaczego? Jeśli się nie domyślacie, to zapraszam do lektury książki.

„Wolny wybór” nie jest w żadnym razie niczym w rodzaju biblii dla wolnościowców z dwóch powodów. Po pierwsze: jako, że jest to książka popularyzatorska, nie ma w niej miejsca na dogłębne zbadanie tematu ani na omówienie wszystkich technicznych niuansów. Są za to podstawowe mechanizmy ekonomiczne przedstawione w kontekście politycznej historii Stanów Zjednoczonych. Autorzy przedstawiają działania rządu, pokazują ich skutki i proponują swoje, alternatywne rozwiązania.

Drugi powód, dla którego „Wolny wybór” nie może być uznany za wolnorynkową biblię jest taki, że duża część zwolenników liberalizmu gospodarczego w ogóle nie uznaje tzw. szkoły chicagowskiej jako nurt wolnościowy. Przedstawiciele szkoły austriackiej (chyba najpopularniejszej w tych kręgach) akceptują rozwiązania proponowane przez Friedmana jedynie jako kroki pośrednie, które można ewentualnie zastosować ze względu na zbyt niemożliwość bezpośredniego spełnienia postulatów własnego nurtu. Wiecie, chodzi o brak społecznej akceptacji dla działań, które za bardzo odsuwają rząd od życia obywateli, a tak można się przynajmniej łudzić, że jeżeli ludzie zasmakują w rozwiązaniach kapitalistycznych, to będą chcieli więcej. A jeśli nie, to rozwiązania te są i tak lepsze od stanu obecnego.

Największą kontrowersją, jaką Milton budzi wśród austriaków, jest jego monetaryzm – teoria, według której jest możliwe, a nawet celowe, kontrolowanie podaży pieniądza w obiegu. Mówiąc prościej: nie wracajmy do standardu złota, cieszmy się naszym papierowym pieniądzem i dodrukowujmy go tyle, ile trzeba, według określonego algorytmu. Problem z takim rozwiązaniem leży w tym, że musimy założyć, że ktokolwiek będzie kontrolował ilość pieniądza w obiegu, będzie uczciwy, niezłomny i niepodatny na niczyje wpływy. Jest to teoretycznie możliwe, ale moim zdaniem bardzo naiwne. No ale co ja tam wiem, sami wyróbcie sobie zdanie.

Jeśli kogokolwiek szkoła chicagowska interesuje, czy to ze względu na faktyczne zainteresowanie ideą, czy ze względu na chęć przynajmniej pobieżnego poznania wszystkich nurtów, ta książka będzie idealna na początek. Sami ocenicie, czy chcecie się dalej zagłębiać w ten nurt, czy go porzucić. Austriacy mają naturalnie swoje własne książki wprowadzające w świat ekonomii. Do książki dołączone są dwie płyty zawierające serial „Wolny wybór„, który jest pierwowzorem dla książki. Fajnym dodatkiem jest też załączony pod koniec książki program amerykańskiej Partii Socjalistycznej z 1928 roku, który zawiera między innymi postulaty takie, jak nacjonalizacja bogactw naturalnych, program antypowodziowy, pomoc bezrobotnym, system ubezpieczeń społecznych, wzrost opodatkowania wysokich dochodów itd. To tak dla tych, którzy nie wiedzą, co to jest socjalizm.

Zapraszam na mojego świeżo założonego bloga: https://irydowyvujek.wordpress.com/

Milton Friedman to żyd urodzony w Nowym Jorku w 1912 roku. Swoją żonę poznaje na Uniwersytecie Chicagowskim, gdzie w przyszłości stanie się jednym z najsłynniejszych ekonomistów tej uczelni. Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii 1976 roku za dokonania zakresie analizy konsumpcji, historii i teorii monetarnej oraz za pokazanie złożoności polityki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Murray Rothbard krótko, treściwie i dobitnie wskazuje na prawdziwe przyczyny kształtowania się idei państwowej edukacji w różnych krajach świata w różnych okresach historii. Prawdziwym celem zawsze było stworzenie społeczeństwa posłusznych obywateli, którzy myśleli tak samo i nie wychylali się poza określone ramy myślowe, oraz posłusznej armii. Wszystko to zawsze miało służyć celom politycznym, jak np. walka z diabłem, jego sługami i heretykami (vide Luter). Ciekawostką jest fakt, że wiele osób (w tym ja przed zainteresowaniem się tym tematem) zwyczajowo uznaje, że obowiązek szkolnym jest spadkiem po komunistach, zapominając, że historia tej idei sięga przecież co najmniej aż starożytnej Sparty! To przecież prawie wszyscy wiedzą, ale mało kto się nad tym zastanawia...

Jedyny minus można zaliczyć na konto polskiego wydania, które książkę niepotrzebnie rozciąga. Na 72 strony treść właściwa rozpoczyna się dopiero od strony 19 - aż 1/4 książki obejmuje wstęp! Wstęp, który w zasadzie można pominąć, bo jest streszczeniem książki (z wyjątkiem wspomnienia o obowiązkowej edukacji w Polsce pod koniec).

Warto sięgnąć w wolnej chwili, bo przeczytanie całości zajmuje godzinkę, może dwie, w zależności od tempa czytania. Do pobrania za darmo na stronie Instytutu Misesa: http://mises.pl/blog/2014/06/13/rothbard-edukacja-wolna-przymusowa-darmowy-e-book/

Murray Rothbard krótko, treściwie i dobitnie wskazuje na prawdziwe przyczyny kształtowania się idei państwowej edukacji w różnych krajach świata w różnych okresach historii. Prawdziwym celem zawsze było stworzenie społeczeństwa posłusznych obywateli, którzy myśleli tak samo i nie wychylali się poza określone ramy myślowe, oraz posłusznej armii. Wszystko to zawsze miało...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Snajper. Opowieść komandosa SEAL Team Six Stephen Templin, Howard E. Wasdin
Ocena 7,2
Snajper. Opowi... Stephen Templin, Ho...

Na półkach:

Życie i praca elitarnych komandosów opisana z perspektywy pierwszej osoby. Wasdin był członkiem Teamu Six, legendarnego, tajnego oddziału SEALsów. Autor opowiada m.in. o swoim trudnym trudnym dzieciństwie i o tym, jak go zahartowało, co pomogło mu w przyszłości przetrwać piekielnie trudne szkolenia i sprawdziany. Pokazuje też swoją ludzką stronę - mimo, że komandosi są szkoleni na maszyny do zabijania, to z ulgą zostawiają wrogów przy życiu, jeżeli mogą sobie na to pozwolić.

Bin Ladena jest w książce jak na lekarstwo - większość papieru zajmują chyba opisy operacji przeprowadzonych w Somalii. Oprócz tego, że praca komandosów jest ciężka i niebezpieczna, bywa czasem też frustrująca i bezowocna - polityka (czyt. dbanie prezydenta o własny wizerunek) odciska swoje piętno także na operacjach militarnych. Na końcu książki dołączony jest słowniczek pojęć i skrótów (AK-47, HAHO etc.)

Książka, mimo odrobiny patosu, jest solidnym kawałkiem literatury faktu, czyta się lekko i przyjemnie. Jak ktoś chce poznać od środka działania amerykańskich sił specjalnych (nie tylko SEALsów!) to ta pozycja będzie jak znalazł.

Życie i praca elitarnych komandosów opisana z perspektywy pierwszej osoby. Wasdin był członkiem Teamu Six, legendarnego, tajnego oddziału SEALsów. Autor opowiada m.in. o swoim trudnym trudnym dzieciństwie i o tym, jak go zahartowało, co pomogło mu w przyszłości przetrwać piekielnie trudne szkolenia i sprawdziany. Pokazuje też swoją ludzką stronę - mimo, że komandosi są...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jestem w Empiku. Patrzę na półkę z najlepiej sprzedającymi się książkami, otwieram, przeglądam, a z każdą następną stroną moja (i tak już mała) wiara w ludzkość coraz bardziej się kurczy. Społeczeństwo to lemingi. Oryginalny pomysł, dobry marketing, a potem z górki. Działa opisywana przez m.in. Cialdiniego reguła społecznego dowodu słuszności, bo przecież książka MUSI być dobra, skoro kupuje ją tyle osób.

Uważam, że autorka jest pomysłowa. Idea pokazania kreatywności przez destrukcję jest ciekawa. Dziennik sam w sobie zawiera wiele intrygujących sposobów na sponiewieranie książki. W żaden sposób nie przekłada się to jednak na kreatywność użytkownika, bowiem nie na tym polega twórczość, żeby wykonywać po kolei instrukcje. Chcecie być naprawdę kreatywni? Za te pieniądze kupcie sobie kilka dużych, grubych zeszytów i wyszalejcie się. Pokażcie, że sami potraficie sypać pomysłami i niszczyć papier na najrozmaitsze sposoby. To może być stymulujące.

Swoją drogą jest to ciekawe zjawisko socjologiczne: ile to szajsu można wcisnąć społeczeństwu, jeśli tylko odpowiednio umie się je zareklamować.

Zastanawiałem się też, skąd taka wysoka ocena na tym portalu. Przeglądając oceny i profile widzę, że niektóre konta zostały stworzone właśnie w celu podbicia oceny.

Jestem w Empiku. Patrzę na półkę z najlepiej sprzedającymi się książkami, otwieram, przeglądam, a z każdą następną stroną moja (i tak już mała) wiara w ludzkość coraz bardziej się kurczy. Społeczeństwo to lemingi. Oryginalny pomysł, dobry marketing, a potem z górki. Działa opisywana przez m.in. Cialdiniego reguła społecznego dowodu słuszności, bo przecież książka MUSI być...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książkę kontrowersyjną od razu widać po tym, że na portalach większość ocen to 1/10 i 10/10. Dawkins ma dar opowiadania (czy raczej pisania), fachową wiedzę, spójny, przemyślany zbiór poglądów i celuje w newralgiczny punkt większości ludzi - w religię, więc jak mogłoby być inaczej?

Autor ładnie punktuje hipokryzję, ignorancję i niekonsekwencje większości religijnych fundamentalistów. Zdaje sobie przy okazji sprawę, że nie dysponuje niezbitymi dowodami na nieistnienie Boga i (przynajmniej obecnie) nie ma metod, które mogłyby hipotezę Boga zweryfikować albo obalić. Jest oczywiście co do słuszności swoich racji przekonany, tak więc przez pierwsze 7 rozdziałów Dawkins przedstawia alternatywne, prostsze wyjaśnienia poparte naukową wiedzą (w lekki i bardzo przystępny sposób), a 3 ostatnie rozdziały to przekonywanie, że religia jest szkodliwa i powinno jej nie być.

Książka nie jest pozbawiona wad, subtelnych co prawda, ale jednocześnie mocno obciążających cały wywód ze względu na popularnonaukowy gatunek książki. Chodzi o obiektywizm i rzetelność autora. Z jednej strony ufa, że "i wśród wierzących nie brak jednostek o otwartych umysłach", z drugiej, gdy papież Jan Paweł II uznał darwinizm za przekonującą teorię oświadczył, że papież jest hipokrytą. Chciałoby się zapytać - Ryszard, ale o co Ci chodzi? Ponadto mimo zaskakującej (jak na antyteistę) znajomości apologetycznych dzieł odniosłem czasem wrażenie, że nie czytał ich wszystkich, a jedynie ich streszczenia i na tej podstawie formułuje osądy. Jestem np. przekonany, że "Myśli" Pascala nie czytał. Rozdziały argumentujące, że religia sama w sobie jest złem pozwolę sobie pominąć wymownym milczeniem.

Nie zamierzam tutaj punktować, z czym się zgadzam, a z czym się nie zgadzam. Polecam przeczytać i wyrobić sobie własną opinię.

Książkę kontrowersyjną od razu widać po tym, że na portalach większość ocen to 1/10 i 10/10. Dawkins ma dar opowiadania (czy raczej pisania), fachową wiedzę, spójny, przemyślany zbiór poglądów i celuje w newralgiczny punkt większości ludzi - w religię, więc jak mogłoby być inaczej?

Autor ładnie punktuje hipokryzję, ignorancję i niekonsekwencje większości religijnych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bardzo przystępnie napisany podręcznik dla początkujących. Jako jedyny minus można uznać dość starą datę wydania książki - przez to jeden z rozdziałów o tym, jak grać z komputerem żeby wygrać jest nieaktualny (obecne najlepsze silniki szachowe nie przegrywają już nawet z najsilniejszymi arcymistrzami).

Bardzo przystępnie napisany podręcznik dla początkujących. Jako jedyny minus można uznać dość starą datę wydania książki - przez to jeden z rozdziałów o tym, jak grać z komputerem żeby wygrać jest nieaktualny (obecne najlepsze silniki szachowe nie przegrywają już nawet z najsilniejszymi arcymistrzami).

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Świetny leksykon. Filmy są fachowo opisane i w większości ładnie zilustrowane, chociaż niestety zawierają czasami spore spojlery, których można by uniknąć. Przed zakupem na aukcji warto dowiedzieć się, które to wydanie, ponieważ starsze zostało przetłumaczone na język polski w niewybaczalny, fatalny sposób, w którym roi się od błędów (głównie rzeczowych!)

Co do doboru filmów nie miałem prawie żadnych obiekcji, co jest olbrzymim sukcesem, gdy z ponad 100-letniej historii kinematografii wybiera się zaledwie nieco ponad 1000 filmów (1001 + aktualizacje). Nie zabrakło kina sensacyjnego, rozrywkowego a nawet klasyków "exploitation movie".

Polecam każdemu miłośnikowi filmów, który chciałby nadrobić braki w klasyce kina i szuka najlepszego, ogólnotematycznego przewodnika.

Świetny leksykon. Filmy są fachowo opisane i w większości ładnie zilustrowane, chociaż niestety zawierają czasami spore spojlery, których można by uniknąć. Przed zakupem na aukcji warto dowiedzieć się, które to wydanie, ponieważ starsze zostało przetłumaczone na język polski w niewybaczalny, fatalny sposób, w którym roi się od błędów (głównie rzeczowych!)

Co do doboru...

więcej Pokaż mimo to