-
ArtykułyBieszczady i tropy. Niedźwiedzia? Nie – Aleksandra FredryRemigiusz Koziński3
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 26 kwietnia 2024LubimyCzytać278
-
ArtykułySzpiegowskie intrygi najwyższej próby – wywiad z Robertem Michniewiczem, autorem „Doliny szpiegów”Marcin Waincetel6
-
ArtykułyWyślij recenzję i wygraj egzemplarz „Ciekawscy. Jurajska draka” Michała ŁuczyńskiegoLubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-04-25
2024-04-24
#Wyzwanie LC kwiecień 2024
"Ta, która wie..." to już trzecia książka Katarzyny Kuśmierczyk, przedstawiona przez nią niesamowita historia niemal wessała mnie aż do końca, ostatniej strony.
Przeczytałam do końca i jestem naprawdę zachwycona, dla mnie to najlepsza książka autorki!!!
"Ta, która wie..." to dość intrygujące spojrzenie na świat kobiet, w przeszłości i współcześnie, wydaje się, że przez tyle lat wiele się w nim zmieniło, ale może się okazać, że jednak nie...
Autorka prowadzi narrację dwutorowo - współcześnie i ponad dwieście lat temu, w czasie, gdy na Wzgórzu Szubienicznym w Reszlu, spalono ostatnią w Europie czarownicę.
Nie jest to jednak powieść historyczna, chociaż znajdziemy w niej fakty historyczne, bo oparte na prawdziwej postaci, czarownicy Barbary Zdunk, która została spalona 21 sierpnia 1811 roku. W tamtym czasie każdą kobietę można było właściwie uznać za czarownicę, wystarczyło kilka, nawet często banalnych oskarżeń zawistnych i zazdrosnych sąsiadów.
Michalina studiuje historię sztuki w Warszawie, razem ze swoim chłopakiem ma zacząć praktyki w Muzeum Narodowym we Wrocławiu, lecz jakimś dziwnym trafem otrzymuje przydział do muzeum w maleńkim Reszlu... Jakim cudem? Co się stało, że do Wrocławia jedzie nielubiana Wioleta? Czy to Janek ją zwodził i celowo wybrał inną dziewczynę?
Michalina pochodzi z Suwalszczyzny, z małej wioseczki, ale ucząc się bardzo dobrze i wygrywając olimpiady, otrzymała stypendium i wyrwała się do stolicy na studia.
"Dlaczego zawsze mi się to przytrafia? Uciekłam od tego cholernego zadupia tylko po to, żeby trafić do kolejnej czarnej
d... dziury."
"Wybrała historię sztuki na Uniwersytecie Warszawskim nie tylko dlatego, że kochała historię, ale też dostrzegając szansę na wyrwanie się z tego znienawidzonego zaścianka."
Gotycki XIV wieczny zamek w Reszlu był siedzibą biskupów warmińskich i może nie było w nim zbyt wielu eksponatów, to jednak powoli Michalina, chociaż nie chciała się do tego przyznawać, ale z każdą chwilą coraz mniej żałowała, że tutaj wylądowała. Było w tym miasteczku coś magicznego, coś, czego nie potrafiła nazwać, ale co przyciągało ją jak magnes. Michalina z wielkim zaangażowaniem zaczyna badać różne legendy związane z Reszlem i kataloguje dokumenty, które są na stanie muzeum. Dowiaduje się też bardzo dużo z opowiadań ludzi tam mieszkających oraz od nowo poznanych rówieśników. Poznaje osoby, które ubarwiają tę opowieść, i jakby przypadkiem zastawiając sidła tajemnic, w które Michalina bezgranicznie wpada. Gdy dowiaduje się, że jej mieszkanko jest nad celą, w której swoje ostatnie dni spędziła Barbara Zdunk oskarżona o czary a następnie spalona na stosie, bardzo chce poznać jej historię. Nie ma pojęcia jaką rolę przyjdzie jej tam odegrać.
Ponad dwieście lat wcześniej, bo w sierpniu 1811 roku , młoda zielarka, Barbara Zdunk, uczy się swojego zawodu, a że jest ładna, więc okoliczni mężczyźni próbują ją zniewolić. Większość kobiet z wioski, ma żal do jej matki, że chociaż nie była Warmiaczką, to "podebrała" jednego z bogatszych mężczyzn, Baśkę i jej siostrę traktują także jak obce i na każdym kroku pokazują swoją wyższość. Z powodu wyobcowania społecznego i niesprawiedliwego traktowania przez zawistne sąsiadki Barbara cierpi, ale mimo to stara się tym nie przejmować, chociaż nie jest to łatwe. Mimo wielu szykan i tak stara się pomagać ludziom, nawet tym złośliwym sąsiadkom również...
"Była inna niż reszta, więcej czuła, wiedziała i widziała, ale nikogo nie ukrzywdziła. Zawsze starała się pomagać ludziom, a zło, które czasem czuła w sobie, próbowała wymodlić.:
Co łączy historie tych dwóch młodych kobiet? Czy mają ze sobą cokolwiek wspólnego?
Dwie bohaterki, tak różne, żyjące w tak odmiennych czasach, a jednak coś je niewidzialnego jakoś ze sobą splata.
Bardzo mi się podobał starodawny język, w którym autorka napisała historię Barbary.
To przeplatanie współczesności z dawnymi czasami bardzo dobrze się miesza, to jakby za dotknięciem magicznej różdżki możemy przenosić się z przeszłość i wracać z powrotem...
Jeśli lubicie magiczne książki, z historycznym zabarwieniem, to polecam tę książkę. Z pewnością się Wam spodoba.
Zdecydowanie pozycja jak i sama autorka godna polecenia.
A ja, autorce dziękuję za miłą dedykację.
#Wyzwanie LC kwiecień 2024
"Ta, która wie..." to już trzecia książka Katarzyny Kuśmierczyk, przedstawiona przez nią niesamowita historia niemal wessała mnie aż do końca, ostatniej strony.
Przeczytałam do końca i jestem naprawdę zachwycona, dla mnie to najlepsza książka autorki!!!
"Ta, która wie..." to dość intrygujące spojrzenie na świat kobiet, w przeszłości i...
2024-04-22
Ja chyba od urodzenia jestem kociarą, bo odkąd pamiętam, to zawsze wokół mnie były koty lub chociaż jeden. I tak zostało do dziś. Miłość do nich przekazałam z mlekiem swoim dzieciom a one swoim dzieciom. Wszyscy mamy w domach koty..., psy tez się trafiają, ale u mnie obecnie mieszka Król Gustaw I zwany po prostu Guciem.
Gdy zobaczyłam w Klubie Recenzenta książkę "KOTomyśli" od razu wiedziałam, że to lektura dla mnie. Co prawda jest to dość cienka książeczka, ale zawiera w sobie tak dużo mądrych wiadomości o kotach, więc myślę, że nawet psiarze polubią je, gdy przeczytają książkę. Jeżeli ja potrafiłam (razem z dziećmi) przekonać męża do posiadania kota, to wiem, że każdy może je polubić. Mój mąż był zdecydowanym przeciwnikiem kota w domu (na podwórku mu nie przeszkadzał), ale gdy maleńki Gucio spojrzał na niego oczkami kota ze Shreka, skradł mu serce od razu i teraz nawet kota siedzącego przy nim na stole, mąż karmi smakołykami ze swojego talerza...
"Kot nastraja filozoficznie. Siedząc z kotem, siedzisz i myślisz. Kot myśli, Ty myślisz, stad KOTomyśli."
Autor tej książeczki, Pan Andrzej Kwaśniewski napisał go pod wpływem swoich kotów. To efekt ciągłego przebywania z tymi mądrymi zwierzętami. Kot, jaki jest, każdy widzi, i każdy również wie, że nie można się oprzeć kociemu spojrzeniu. Nawet gdy człowiek się zdenerwuje, to wystarczy tylko rzucić okiem na kota i cała złość na niego wyparuje. Pan Andrzej podaje tak wiele przykładów korzyści z posiadania kota, że musiałabym zacytować kilka stron..., ale jedną korzyść Wam zdradzę:
"Nie musisz systematycznie sprzątać. Zawsze możesz powiedzieć niezapowiedzianym gościom, że to koty przed chwilą nabrudziły."
"Nie możesz odkurzać bibelotów na komodzie. Najpóźniej trzeciego dnia pobytu kota w domu kot zrzuci je i potłucze."
Powiem za autorem tej książeczki, że do szczęścia wystarczy jeden kot, ale do pełni szczęścia potrzebne są... dwa koty.
Mnie bardzo spodobały się również ilustracje w tej książce.
To bardzo miła lektura, nawet czytałam ją kilka razy, bo moje wnuki bardzo chciały poznać nowe ciekawostki o kotach. I chociaż przeczytałam już wiele publikacji na ich temat, to ciągle mi mało i zawsze znajdę coś, czego jeszcze nie wiedziałam lub czym zaskoczyć swojego pupila a także często się uśmiechnąć.
Na koniec autor przytacza sporą dawkę cytatów sławnych ludzi.
"Psy patrzą na nas z szacunkiem, koty z pogardą, a świnie jak na równych sobie." - Winston Churchill
Świetna lektura na poprawę humoru. Dziękuję Panu Andrzejowi Kwaśniewskiemu za otrzymaną książkę.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Ja chyba od urodzenia jestem kociarą, bo odkąd pamiętam, to zawsze wokół mnie były koty lub chociaż jeden. I tak zostało do dziś. Miłość do nich przekazałam z mlekiem swoim dzieciom a one swoim dzieciom. Wszyscy mamy w domach koty..., psy tez się trafiają, ale u mnie obecnie mieszka Król Gustaw I zwany po prostu Guciem.
Gdy zobaczyłam w Klubie Recenzenta książkę...
2024-04-22
2024-04-21
Sięgnęłam po książkę "Dom na granicy" ze względu na nieco intrygujący tytuł, ale przede wszystkim z powodu... pięknej okładki. Tak, jestem niepoprawną sroką i przyciągają mnie różne ciekawe widoki, a już zwłaszcza uwielbiam takie domy na wzgórzach. Sama mieszkam tak na górce, ale wokół mojego domu rozbudowało się osiedle a na nieużytkach w dole wyrósł już dość wysoki lasek, który zasłonił niemal cały widok na miasteczko, ale także na jezioro..., ale za to ptaszki cudnie śpiewają.
"Czy w życiu każdego człowieka jest tak, że nie zauważa tego, co ma, i chciałby więcej i więcej? Czy to grzech, że wygodne życie wydaje się nam łatwiejsze i proste?"
"Dom na granicy", którego historię opowiedziała nam Anna Wojtkowska-Witala, to piękna historia nie tylko o miłości i poszukiwaniu szczęścia, ale przede wszystkim o rodzinie, o poświęceniu dla najbliższych, o zaufaniu i o samotności, o ludzkiej zawiści, o rezygnacji z marzeń i o trudnych wyborach. I chociaż autorka porusza w książce wiele trudnych tematów, to lektura jest lekka i daje dużo nadziei na lepsze jutro. Mogę dodać, że kilka wątków znam dobrze z własnego podwórka.
Ania Pola całe swoje życie miała jakby pod górkę, cicha i spokojna, szara myszka, na którą prawie nikt nie zwraca uwagi, jakby przezroczysta i niewidzialna dla innych...
Ania mieszka z matka i niepełnosprawnym bratem, jej starsza siostra wyjechała na studia i nie przyjeżdża do domu, jakby chciała się odciąć od skromnego życia rodziny. Ojciec Ani zostawił ich i wyjechał do Ameryki, matka ciężko pracuje żeby utrzymać trójkę dzieci i musi znaleźć jeszcze chociaż trochę sił i czasu żeby opiekować się synem. Ania kończy liceum, uczy się bardzo dobrze, bo marzy o studiach dziennikarskich. Pomaga również matce w opiece nad Ryszardem. Nie zamierza tak jak siostra uciec z domu, lecz ma zamiar pogodzić studia z dorywczą pracą i pomagać mamie. Wszystko układa się po jej myśli, ale gdy nagle matka oznajmia, że ma raka, dziewczyna zdaje sobie sprawę, że nie może już na nikogo liczyć, tylko na siebie. Po śmierci matki, zawiesza studia, zaczyna pracę jako woźna w szkole i opiekuje się niepełnosprawnym bratem. To cały sens jej obecnego życia.
"Po śmierci matki Ania przez wiele lat niestrudzenie opiekowała się bratem. Początkowo było jej bardzo trudno, gdyż nie potrafiła znaleźć pracy, a renta Ryszarda wystarczała na niewiele."
Gdy brat Ani umiera, ona jakby straciła cały sens swojego życia. Pod presją siostry sprzedaje dom, żeby ją spłacić, i Ania wyprowadza się do maleńkiego mieszkania. Co prawda nie czuje się tu zbyt komfortowo, ale wie, że to jej własny kąt...
Odejście ojca, wypadek brata a później jego niepełnosprawność, choroba i śmierć matki, ucieczka siostry aż wreszcie śmierć brata... czy to nie zbyt dużo dla jednej osoby?
Nie widzi już dla siebie żadnej przyszłości, tylko samotną wegetację. Gdy jednak jej szefowa odchodzi na emeryturę, proponuje Ani żeby zajęła się jej nastoletnim wnukiem i zamieszkała na dwa miesiące w w jej domu. Dziewczyna zgadza się pomóc byłej dyrektorce. Okazuje się, że nie będzie w tym domu sama opiekować się wnukiem Emmy.
Ania nawet nie spodziewa się tego, jaki konsekwencje wynikną z tego.
Jak poradzi sobie Ania z nowymi obowiązkami? Co wydarzy się w domu na granicy? Czy uda się Ani zrealizować wreszcie swoje marzenia?
"To jest dom na granicy. W takim głupim położeniu wszystko jest głupie i każdy tu głupieje."
Jeżeli lubicie takie życiowe historie, nieco może romantyczne i baśniowe, to polecam.
Sięgnęłam po książkę "Dom na granicy" ze względu na nieco intrygujący tytuł, ale przede wszystkim z powodu... pięknej okładki. Tak, jestem niepoprawną sroką i przyciągają mnie różne ciekawe widoki, a już zwłaszcza uwielbiam takie domy na wzgórzach. Sama mieszkam tak na górce, ale wokół mojego domu rozbudowało się osiedle a na nieużytkach w dole wyrósł już dość wysoki lasek,...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-20
#Wyzwanie LC kwiecień 2024
Chociaż Wojciech Kulawski nie jest debiutantem, to ja dopiero teraz przeczytałam pierwszą książkę jego autorstwa. Do sięgnięcia po nią skusił mnie opis, bo miał to być pastisz mafijnego romansu, a że miałam ochotę właśnie coś takiego przeczytać, z ochotą zabrałam się za lekturę. Tym bardziej chętniej, że jak się okazało, autor pochodzi z Rzeszowa, a to już rzut beretem od mojego rodzinnego miasta, więc mogę rzec, że kiedyś byliśmy dość bliskimi "sąsiadami"...
Z pozoru książka wydawała się być lekką historią, lecz im dalej, tym autor budował coraz większe napięcie.
Marzena Gibała jest policjantką w Warszawie, pracuje w wydziale kryminalnym, więc często nie ma czasu nawet na krótki wypoczynek. Gdy w końcu jej szef wysłał ją na urlop i kazał jechać jak najdalej, kobieta namawia szkolną koleżankę na wspólny wyjazd. Jadwiga Zając dość chętnie zgadza się na wakacyjny pobyt i obie wyruszają na... Baleary.
"Policjantka sama już nie pamiętała, kiedy po raz ostatni była na prawdziwych wakacjach. Praca w stołecznej policji kryminalnej, gdzie spędziła ostatnie lata, była prawdziwą orką."
Na leżakach przy hotelowym basenie popijając drinki o dziwnych nazwach rozmawiają o dalszych planach na wakacje. Brak snu spowodowany nocnym lotem daje im się we znaki.
A wypijane drinki również nie pomagają, lecz skoro jest możliwość sączenia ich w ramach all inclusive, rzadko kto (zwłaszcza z naszych rodaków) z tego nie korzysta.
Marzena nie spodziewała się, że spotka w hotelu dawną znajomą - Iwonę, której kiedyś pomogła w kłopotach. Iwona Strychalska również jest na urlopie wraz z narzeczonym.
We czwórkę udają się na nietypową wystawę niewolnictwa, gdzie zostają zaproszeni na imprezę do klubu.
Wspólnie spędzony czas mija w sielskiej atmosferze, lecz do czasu. Polki zostają poczęstowane pigułkami, a potem wydarzą się nieprawdopodobne rzeczy...
Pruderyjna Jadwiga zgadza się na rolę w filmie pornograficznym, Marzena zaś w tym czasie zabija na łodzi mężczyznę a w dodatku w sieci pojawił się nawet film z tego zajścia.
"Jeszcze nie wiem, co powiem twojej koleżance, ale coś wymyślę. Ona jest tak łasa na pieniądze, że skłonna będzie o tobie zapomnieć. Nie wiem, co wam robią w tej Polsce, ale musicie być bardzo nieszczęśliwymi ludźmi."
Czy policjantka naprawdę zabiła człowieka? Jak potoczą się losy Marzeny? Dlaczego nie pamięta nic z tej nocy spędzonej na łodzi? Komu zależało na tym, żeby ją obciążyć?
Czy uda jej się oczyścić z zarzutów? Czy Jadwiga zostanie gwiazdą porno? Dlaczego się na to decyduje? Kim tak naprawdę jest Iwona i jej narzeczony?
Ja mam uwagę do błędów w tej powieści. Niemal na każdej stronie są różnego rodzaju niesprawdzone przez właściwą korektę pomyłki. Te powtórzenia i literówki znacznie utrudniają lekturę i powodują, że chwilami tekst nie jest dość zrozumiały. Dlatego musiałam obniżyć swoją ocenę.
Lecz nie jest to zła powieść, to w sumie dobra książka, zwłaszcza dla wielbicieli mafijnych historii, tym bardziej, że w pięknym otoczeniu Morza Śródziemnego.
#Wyzwanie LC kwiecień 2024
Chociaż Wojciech Kulawski nie jest debiutantem, to ja dopiero teraz przeczytałam pierwszą książkę jego autorstwa. Do sięgnięcia po nią skusił mnie opis, bo miał to być pastisz mafijnego romansu, a że miałam ochotę właśnie coś takiego przeczytać, z ochotą zabrałam się za lekturę. Tym bardziej chętniej, że jak się okazało, autor pochodzi z...
2024-04-20
"Taki piękny most" to trzecia część cyklu "Amanda Pietrzak" a zarazem szkoda, że już ostania...
To zwieńczenie losów Amandy, gdzie znajdziemy wiele odpowiedzi na wcześniejsze pytania i niedopowiedzenia.
Agnieszka Bednarska w tej części zabiera nas w podróż do San Francisco, w okolice chyba najbardziej znanego i urokliwego mostu – Golden Gate. Piekny i majestatyczny, przyciągający wzrok most, jest jednocześnie miejscem niosącym śmierć tym, co nie mieli już siły, żeby dłużej żyć. Z pewnością wpływ na przyciąganie samobójców mają dość niskie barierki na moście, ale przecież nie ma obowiązku skakania z niego, a wysokie barierki popsuły by widok, myślę także, że jeśli komuś naprawdę zależałoby na samobójczy skok, to i tak by znalazł sposób. Jednak to właśnie ten most nazywany jest również "Mostem Samobójców", bo od chwili otwarcia zabrał już tysiące ludzkich żyć.
"Życie jest energią, wystarczy zaakceptować fakt, że istnieje w zmienne formie, a można je uznać za wieczne."
Ta książka bardzo mnie poruszyła z powodu tego, że historia opowiedziana przez autorkę tak naprawdę mogłaby zdarzyć się w mojej rodzinie. Na szczęście "moje" bliźniacze wnuki miały dużo więcej szczęścia niż bliźniaczki z opowieści Agnieszki Bednarskiej. Pamiętam jednak te obawy i córki oraz moje, o to, co może pójść nie tak...
Poszukiwania Amy nadal trwają, bliscy nie mają żadnych wieści od niej. Dziewczyna jakby zapadła się pod ziemię, nie ma po niej żadnego śladu. W tej części dowiemy się, co spotkało Amandę, lecz poznamy również historie kilku innych osób.
Wiktoria czuje się samotna, mąż jest lekarzem i niejako ciągle na dyżurze, a dzieci dawno wyprowadziły się z domu i mają swoje życie, rzadko ją odwiedzają.
Georgia swój czas poświęca na wychowywanie córki Antonii, która żyje jednak w swoim świecie.
Ludmiła i Oleg z małą córeczką próbują w Ameryce ułożyć sobie szczęśliwe życie. Gdy nie do końca się to udaje, ona chce wracać do Rosji, lecz mąż ciągle odwleka powrót.
Wszystkie te postacie będą odgrywały znacząca rolę w całej historii.
Pojawi się również znany nam wcześniej Hubert, który nadal kombinuje i miesza, i wciąż szuka sposobu na dotarcie do syna. Udało mu się zmanipulować Sabinę, która wierząc w jego obietnice jest skłonna poświęcić nawet cały swój majątek żeby tylko zostać jego... żoną.
Wątek kryminalny jest również intrygujący.
Nie będę Wam zdradzała zbyt wielu szczegółów, bo warto samemu je poznać.
Jeśli nie znacie tej trylogii to polecam, bo i "Piętno Katriny" i "Zabierz dzieci, wyjedź z miasta” oraz "Taki piękny most" to książki warte żeby je przeczytać.
Trochę mi szkoda, że to już koniec, ale czekam na następne książki Agnieszki Bednarskiej.
"Taki piękny most" to trzecia część cyklu "Amanda Pietrzak" a zarazem szkoda, że już ostania...
To zwieńczenie losów Amandy, gdzie znajdziemy wiele odpowiedzi na wcześniejsze pytania i niedopowiedzenia.
Agnieszka Bednarska w tej części zabiera nas w podróż do San Francisco, w okolice chyba najbardziej znanego i urokliwego mostu – Golden Gate. Piekny i majestatyczny,...
#Wyzwanie LC kwiecień 2024
"Walerka i bohaterki Jastry" to druga część z serii "Borkowie i kaszubskie przygody" autorstwa Darii Kaszubowskiej. Nie czytałam, co prawda części pierwszej, ale postaram się to nadrobić, tym bardziej, że książkę tę czytałam już po raz drugi swoim wnukom, bo tak bardzo im się podobała.
Ja kilka razy byłam na Kaszubach, mam tam znajomych, więc trochę jakby "obsłuchałam się" z tym językiem, ale maluchom musiałam wytłumaczyć co trudniejsze wyrażenia. Jednak nie sprawiło mi to żadnego problemu, a dzieci bardzo chętnie słuchały tej opowieści.
Franc, Walerka, Otylka i Bruno są rodzeństwem, od dwóch lat mieszkają na Kaszubach, bo stąd pochodzą ich rodzice. Nie wiedzą jeszcze wielu rzeczy o tym regionie, ale chętnie poznają nie tylko język, ale także zwyczaje oraz wierzenia i każdego dnia coś nowego i fascynującego odkrywają i przekonują się, że nie jest to takie zupełnie zwyczajne miejsce.
A w dodatku oni nie są takimi zupełnie zwyczajnymi dziećmi.
"Bruno, Otylka, Walerka i Franc Borkowie byli rodzeństwem. Jeszcze dwa lata temu żadne z nich nie pomyślałoby, że znajdą dom na Kaszubach."
Kończą się wakacje, czas do szkoły, a szkoła, do której chodzą Borkowie nie jest taka, jaką większość z nas zna, ich szkoła jest wyjątkowa, bo typowo kaszubska. Dzieci nie tylko uczą się w niej języka kaszubskiego, ale również o historii swojego regionu a ściany i wszystkie meble pomalowane są na siedem kolorów: żółty, zielony, czarny, czerwony i trzy odcienie niebieskiego. To typowe kolory używane w tradycyjnym hafcie kaszubskim, niebieskie oznaczają niebo, jezioro i morze, zieleń - łąki i lasy, żółć symbolizuje słońce, czerwień zaś miłość do ziemi ojczystej a czerń oddaje trud pracy ludności kaszubskiej.
"Na Kaszubach - tak jak w całej Polsce - było wiele szkół. Jednak nie wszyscy dyrektorzy mieli w sobie skrę Ormuzda, czyli rozumieli potrzeby kaszubskich dzieci. Nie wszędzie można było się uczyć kaszubskiego."
Do tak pięknej i kolorowej szkoły dzieci dość chętnie uczęszczają, chociaż i w niej nie brakuje rozrabiaków i problemów pedagogicznych. Szumnie i wesoło rozpoczęty nowy rok szkolny zapoczątkował jednak całą lawinę nieplanowanych zdarzeń. Coś dziwnego zaczęło się dziać z panią dyrektor, która już następnego dnia zaczyna wprowadzać coraz dziwniejsze zakazy i nakazy aż w końcu całą szkołę przemalowano na kolor szary... Dlaczego? Przecież właśnie ona była najżarliwszą zwolenniczką i kolorów kaszubskich i wszystkich tradycji, była prawdziwą Kaszubką. Co lub kto wpłynął na jej coraz dziwniejsze zachowanie? Czy to sprawka Arymana, czy ktoś inny chce zniszczyć kaszubskie tradycje?
Walerka z rodzeństwem przyjaciółmi postanawiają znaleźć przyczynę zmiany dyrektorki, bo chcą nadal móc uczyć się języka kaszubskiego i być wiernym tradycji.
Na jaki pomysł wpadła dziewczynka? Kto przyjdzie jej z pomocą? Czy uda się uratować kaszubską szkołę?
Myślę, że nie jest ważne, czy byliście na Kaszubach i czy znacie ich język czy tradycje, ale ta historia przepełniona baśniową magią z pewnością Was zauroczy.
Książka jest w dodatku pięknie wydana, dzieci mogą ją wertować wielokrotnie bez obawy rozpadu, a klimatyczne i cudowne ilustracje Katarzyny Wójcik dopełniają całe dzieło.
W dodatku każdy rozdział znaczony jest kaszubski motywem, cały czas więc wiemy, w jakim regionie się znajdujemy.
Książka jest rewelacyjna nie tylko dla dzieci, i nie tylko dla Kaszubów.
Zdecydowanie dla nas wszystkich.
Polecam!
Dziękuję Pani Marcie Kucharz i Wydawnictwu Mięta za możliwość przeczytania książki.
#Wyzwanie LC kwiecień 2024
więcej Pokaż mimo to"Walerka i bohaterki Jastry" to druga część z serii "Borkowie i kaszubskie przygody" autorstwa Darii Kaszubowskiej. Nie czytałam, co prawda części pierwszej, ale postaram się to nadrobić, tym bardziej, że książkę tę czytałam już po raz drugi swoim wnukom, bo tak bardzo im się podobała.
Ja kilka razy byłam na Kaszubach, mam tam znajomych, więc...