-
ArtykułyCzytamy w weekend. 7 czerwca 2024LubimyCzytać108
-
ArtykułyHistoria jako proces poznania bohatera. Wywiad z Pawłem LeśniakiemMarcin Waincetel1
-
ArtykułyPrzygotuj się na piłkarskie święto! Książki SQN na EURO 2024LubimyCzytać6
-
Artykuły„Nie chciałam, by wydano mnie za wcześnie”: rozmowa z Jagą Moder, autorką „Sądnego dnia”Sonia Miniewicz1
Biblioteczka
2024-02-16
2024-02-02
2024-01-24
2024-01-21
2023-11-27
2023-12-14
2023-06-01
2023-07-06
2023-05-10
2023-02-21
Słuchajcie, odkryłam prawdziwą perłę! Śmiało mogę powiedzieć, że jest to jedna z najlepszych książek, które przeczytałam w tym roku i daję jej najwyższą notę. To książka, przy której będziecie się śmiać do łez, by za chwilę te same łzy ocierać, tym razem ze wzruszenia, nostalgii, smutku. Nie czytałam do tej pory żadnej książki Backmana, ale jeśli wszystkie są na takim poziomie, to z ogromną chęcią poznam jego pozostałą twórczość.
Ove to starszy, zrzędliwy facet, który ze wszystkimi ma na pieńku, który z zasady nie lubi ludzi, za to uwielbia porządek i to, żeby wszystko zawsze miało swoje miejsce, a ludzie trzymali się ustalonych zasad. Takich ludzi jak Ove się nie lubi, omija się ich z daleka, aby nie dostać się pod ich oskarżycielskie spojrzenia i ostry język. Ale Ove to też człowiek, który kochał. Kochał najbardziej na świecie, tak jak umiał. Dla swojej żony zmieniał swoje niezmienialne zasady, dla niej nie zawahałby się skoczyć do nieba, przynieść najjaśniej świecącą gwiazdkę i wręczyć ją z nieśmiałym uśmiechem.
„Ove nigdy nie musiał odpowiadać na pytanie, jak żył, zanim ją spotkał. Ale gdyby ktoś go o to zapytał, odpowiedziałby pewnie, że wcale nie żył”.
Ove wierzy i zna się na tym, co można zobaczyć i dotknąć. Narzędzia, stal, szkło, cement, beton. Rozumie instrukcje, rysunki techniczne, plany. Te rzeczy, które można narysować, obliczyć, stworzyć własnymi rękami.
„A jeśli nagle możesz pójść i kupić sobie wszystko, to jaką to ma wartość? Co wart jest wtedy mężczyzna?”
Kiedy Sonja umiera, umiera też wszystko, co w Ovem było najlepsze.
„Ludzie twierdzili, że Ove zawsze widział świat na czarno-biało. A ona była kolorem. Wszystkimi jego kolorami”.
Teraz świat stracił wszystkie kolory, a Ove pragnie tylko jednego; umrzeć i połączyć się z Sonją. Planuje swoją śmierć z taką dokładnością, z jaką planował życie. Zamyka wszystkie swoje ziemskie sprawy, aby ten, kto znajdzie jego martwe ciało, nie musiał się martwić, że zostawił po sobie niezałatwiona sprawy. Przygotowuje list, w którym przekazuje wszelkie wytyczne, i jest gotowy do ostatniej podróży.
Los ma jednak wobec niego nieco inne plany. Na osiedle wprowadzają się nowi mieszkańcy. Ciamajda mąż nie umie zaparkować samochodu z przyczepą, niszcząc Ovemu skrzynkę na listy, bardzo ciężarna żona i dwie dziewczynki przewracają uporządkowane życie Ovego do góry nogami, odwlekając tak dokładnie i ze wszystkimi szczegółami zaplanowaną śmierć. I jakby wszystkiego było mało, przypałętał się obdarciuch kot i za nic na świecie nie chce odejść! Jak w takich warunkach człowiek ma spokojnie umrzeć?! No nie da się i już! A może to Sonja, tak jak kiedyś za życia, tak i teraz próbuje dać Ovemu jeszcze trochę radości z życia na ziemi, mimo jego głębokiego sprzeciwu? Bo ona przecież tam z nieba widzi więcej, niż ci, którzy pozostali w nieutulonym żalu tu, na ziemi.
„Mężczyzna imieniem Ove” to prawdziwy rarytas, bardzo chciałabym, abyście mieli okazję ją przeczytać. Niezwykle zabawna i niezwykle emocjonująca to była lektura. O miłości, o stracie, o przyjaźni, o życiu i o śmierci. U mnie na półce z ulubionymi i do wracania, kiedy będę chciała ponownie posłuchać mądrości zrzędliwego Ovego. Bo All you need is Ove!
Słuchajcie, odkryłam prawdziwą perłę! Śmiało mogę powiedzieć, że jest to jedna z najlepszych książek, które przeczytałam w tym roku i daję jej najwyższą notę. To książka, przy której będziecie się śmiać do łez, by za chwilę te same łzy ocierać, tym razem ze wzruszenia, nostalgii, smutku. Nie czytałam do tej pory żadnej książki Backmana, ale jeśli wszystkie są na takim...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-02-07
Marcin Szczygielski zajmuje jedną z najwyższych pozycji mojego prywatnego rankingu autorów, których twórczość uwielbiam nie tylko ze względu na treści przekazywane w ich utworach, ale przede wszystkim za szacunek dla swoich czytelników, szczególnie tych młodych. Szczygielski podejmuje w swoich książkach tematy trudne, robi to jednak w taki sposób, że przekaz doskonale trafia do młodego czytelnika. Ba! Trafia również do starszego i całkiem starego, który przeczytał w swoim życiu tysiące książek i wydaje mu się, że nic go już zaskoczyć nie może (to o mnie 😊).
„Arka czasu” to opowieść o Rafale i jego wielkiej ucieczce od kiedyś przez wtedy do teraz i wstecz. Dlaczego tak? Pozostawię Was z tym pytaniem, gdyż naprawdę chciałabym zaintrygować Was na tyle, abyście sięgnęli po tę pozycję.
Rafał ma osiem lat, no dobrze, prawie dziewięć i mieszka w Dzielnicy ze swoim dziadkiem. Ciężko tu znaleźć przyjaciół, z Dzielnicy bez przerwy znikają ludzie, czy wyprowadzają się gdzieś, gdzie żyje się lepiej? Tego Rafał nie wie. Rafał nie chodzi do szkoły, bo w Dzielnicy ich nie ma. Wszystkiego, co chłopiec wie, nauczył się od dziadka, który zarabia na (prze)życie grą na skrzypcach. To najcenniejsza rzecz, jaką posiadają. Czasami Rafał mu towarzyszy, jednak nie zawsze jest to bezpieczne.
Jakie to szczęście, że w Dzielnicy jest BIBLIOTEKA. Trzeba być bardzo ostrożnym i nie dać się złapać, kiedy się tam idzie, ale Rafał mam już w tym wprawę. To książki dotrzymują mu towarzystwa, kiedy dziadek pracuje, a on nie może wyjść sam z domu. Biblioteka to dla chłopaka jedno z najważniejszych miejsc na mapie Dzielnicy. Kiedy pani bibliotekarka poleca mu „Wehikuł czasu”, Rafał nie może wiedzieć, że ta właśnie książka zapoczątkuje wielkie zmiany w jego życiu.
My dorośli domyślimy się bardzo szybko, czym jest Dzielnica, kim jest Rafał, jego dziadek i inni jej mieszkańcy. Młodemu czytelnikowi być może trzeba będzie trochę nakreślić tło historyczne z tym związane. „Arka czasu” przedstawia nam historię widzianą oczami ośmioletniego dziecka, co dla mnie osobiście było niezwykle emocjonalnym przeżyciem. To jak Rafał radził sobie z przeciwnościami losu, kiedy w pewnym momencie zdany był tylko na siebie, mimo że autor ujął to w sposób zrozumiały dla młodego odbiorcy, we mnie, starej babie wywoływało dreszcze strachu.
Marcin Szczygielski jest dla mnie niekwestionowanym mistrzem tworzenia historii dla młodych czytelników. My, dorośli znajdziemy w nich coś, o czym często zapominamy w naszym zabieganym życiu dużych ludzi, a mianowicie radość bycia dzieckiem, umiejętność cieszenia się każdym dniem i ekscytację z odkrywania kolejnych sekretów życia.
Jeśli macie w swoim otoczeniu dzieciaki, młodzież lubiącą czytać, koniecznie podsuńcie im książki Marcina Szczygielskiego. Gwarantuję Wam, że to będzie sukces. I nie, nikt mi nie zapłacił za te peany na cześć autora 😊 On po prostu na to zasługuje.
Marcin Szczygielski zajmuje jedną z najwyższych pozycji mojego prywatnego rankingu autorów, których twórczość uwielbiam nie tylko ze względu na treści przekazywane w ich utworach, ale przede wszystkim za szacunek dla swoich czytelników, szczególnie tych młodych. Szczygielski podejmuje w swoich książkach tematy trudne, robi to jednak w taki sposób, że przekaz doskonale...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-07-10
2022-07-03
Genowefa Pohl, właściwie Eugenia Pol urodzona 23 lutego 1923 w Ozorkowie, zmarła w 2003 roku w Łodzi – pracownica funkcyjna w hitlerowskim obozie dla dzieci i młodzieży przy ulicy Przemysłowej w Łodzi, zbrodniarka wojenna. Eugenia Pol była córką Jana i Janiny z domu Wróblewskiej. Ukończyła 7 klas szkoły podstawowe. Z zawodu była krawcową. W 1942 podjęła pracę w Kriminalpolizei i otrzymała skierowanie do pracy w obozie przy ul. Przemysłowej w Łodzi. Pol została zatrudniona w Oddziale VI, czyli w obozie dziewczęcym i dzieci poniżej 8 roku życia. W latach 1943–1944, na krótko, została przeniesiona do filii obozu w Dzierżąznej nadzorując pracę więźniów. Po kilku miesiącach powróciła do Łodzi i dalej pracowała w obozie, pełniąc, do 18 stycznia 1945, funkcję pomocniczą (Hilfskraft) przy kierowniczce obozu dziewczęcego. 26 listopada 1962 złożyła w Muzeum Historii Ruchu Rewolucyjnego w Łodzi sprawozdanie ze swojej pracy w obozie. 11 grudnia 1970 trafiła do aresztu. Akt oskarżenia zawierał m.in. zarzuty morderstwa: Eugenia Pol podejrzana jest, że w latach 1942–1944 w Łodzi jako nadzorczyni obozu karnego dla dzieci polskich, idąc na rękę władzy hitlerowskiej państwa niemieckiego, brała udział w eksterminacji dzieci polskich, przebywających w obozie, a w szczególności w bestialskim zamordowaniu więźniarek Urszuli Kaczmarek i Danuty Jakubowskiej. Oskarżona stwierdziła, że jako członek załogi obozu istotnie jest współwinna popełnianych tam zbrodni, nie przyznała się jednak do indywidualnej winy w zakresie śmierci wskazanych dwóch więźniarek; deklarowała też m.in., że nie zna języka niemieckiego. Takie informacje znajdziemy między innymi w Wikipedii. I już te fakty wywołują skrajne emocje.
Kiedy przeczytacie biografię autorstwa Błażeja Torańskiego, poznacie dużo więcej faktów z życia obozu dla dzieci i okrutnej zbrodniarki wojennej, która do końca swojego życia nie przyznała się do popełnionych czynów.
„Na apelu zapytano nas, kto czuje głód, i nas wystąpiło czworo. Dano nam żywe myszy i wpychano w usta”.
Chociaż proces przeciwko Eugenii Pol było poszlakowy i do tej pory budzi wątpliwości, ja nie mam żadnych. Nawet gdyby Pol nie zabiła żadnego dziecka, sam fakt psychicznego i fizycznego znęcania się nad niewinnymi dziećmi, budzi we mnie obrzydzenie, odrazę, chęć odwetu za wszystkie te małe, niczemu nie winne duszyczki. Czuję jednocześnie niewyobrażalną wdzięczność, że moje dziecko, najukochańsze i jedyne na świecie, nigdy nie musiało doświadczać tego rodzaju cierpienia. Wiem, że pękłoby mi serce, nie dałabym rady żyć dalej. Cierpienia dzieci z obozu to cierpienia całych rodzin, bliższych i dalszych. Ile bezsensownych śmierci musiało się wydarzyć, ile niepotrzebnego cierpienia? Trzęsę się na samą myśl o tamtych czasach i tamtych dzieciach. To nie powinno się było wydarzyć!
„Polecił mi zebrać kał do miski, w której przyniesiono mi jedzenie, i siłą podniósł mi ją do ust. Pol uderzyła mnie z tyłu głowy tak, że twarz wpadła mi do miski, a kał do ust. Pilnowali, żebym zjadł, co wydaliłem”.
Bałam się tej lektury, i słusznie. To nie jest lektura do poduszki, nie pomoże Wam zasnąć i śnić kolorowe sny. Wręcz przeciwnie. Szok łagodzi trochę forma książki, reportażowa, przedstawiająca suche fakty, bezemocjonalna. Gdyby to była beletrystyka, opowieść z punktu widzenia jednego dziecka ze wszystkimi jego emocjami, strachem i poczuciem beznadziei, nie byłabym w stanie dokończyć lektury. Przybiłaby mnie doszczętnie.
Błażej Torański- publicysta, pisarz. Specjalizuje się w literaturze faktu. Absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Wrocławskiego. Działał w Niezależnym Zrzeszeniu Studentów. Pracował m.in. we "Wprost", "Prawie i Życiu", "Rzeczpospolitej". Jest członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, sekretarzem jego łódzkiego oddziału. W 2017 roku otrzymał nagrodę SDP im. Janusza Kurtyki za publikacje na łamach "Do Rzeczy" i "Odry". Autor zbioru wywiadów z twórcami o cenzurze "Knebel. Cenzura w PRL-u" (2016), współautor (wraz z Marcinem Jakubem Szymańskim) książki "Fabrykanci. Burzliwe dzieje rodów łódzkich przemysłowców" (2016) oraz bestsellerowego "Małego Oświęcimia" (2020).
Książka będzie miała swoją premierę już jutro, 12 lipca i ukaże się nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka, któremu serdecznie dziękuję za otrzymany egzemplarz. Odważnych zachęcam do lektury.
Genowefa Pohl, właściwie Eugenia Pol urodzona 23 lutego 1923 w Ozorkowie, zmarła w 2003 roku w Łodzi – pracownica funkcyjna w hitlerowskim obozie dla dzieci i młodzieży przy ulicy Przemysłowej w Łodzi, zbrodniarka wojenna. Eugenia Pol była córką Jana i Janiny z domu Wróblewskiej. Ukończyła 7 klas szkoły podstawowe. Z zawodu była krawcową. W 1942 podjęła pracę w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-06-11
2022-04-28
Wydawnictwo Wilga jest moim ulubionym wydawnictwem, specjalizującym się w książkach dla dzieci i młodzieży. Dlatego było mi niezwykle miło, kiedy otrzymałam do recenzji „Dom na skraju klifu” i nie ukrywam, że liczyłam na inteligentną zabawę, dobrze spędzony czas i książkę, o której nie da się szybko zapomnieć. Nie zawiodłam się.
„Nigdy nie wiadomo, kiedy coś runie, ale tak długo, jak bliscy ludzie trzymają cię z dala od krawędzi, wszystko będzie dobrze”.
I o tym właśnie jest ta opowieść. O sile rodziny, ogromnej mocy miłości i o tym, że kiedy ci na czymś zależy, ale tak naprawdę, z całego serca, wszystko jest możliwe. Przejdziesz siedem gór, przepłyniesz siedem mórz, pokonasz morskie duchy, przezwyciężysz strach przed ciemną piwnicą, weźmiesz na swoje barki opiekę nad mamą i bratem, mimo że masz dopiero trzynaście lat.
Kiedy tata Faith znika bez śladu, jej mama również pomału znika z życia swoich dzieci. Nie umiejąc poradzić sobie ze stratą, zamyka się w swojej sypialni i nic nie jest w stanie dodać jej sił i energii, aby zaopiekować się dwójką swoich dzieci. Faith przejmuję rolę głowy rodziny, zajmując się nie tylko młodszym braciszkiem Noahem, ale również mamą. Musi przy tym być bardzo dyskretna, aby nikt z dorosłych nie zorientował się, w jakim stanie jest jej mamusia. Mogliby wówczas zostać rozdzieleni, a tego jej trzynastoletnie serduszko już by nie wytrzymało.
Faith z rodziną mieszka w Strażnicy – domu na skraju klifu, przekazywanego z pokolenia na pokolenie i od wielu lat pozostającego w rękach rodziny. Dom wymaga ogromnych nakładów pracy i funduszy, aby mógł pozostać bezpieczną przystanią dla kolejnych pokoleń. Pieniędzy niestety nie ma. Czy legenda o ukrytym skarbie była przyczyną zniknięcia ojca rodziny? Czy zginął, bo próbował ten skarb odnaleźć? Tymczasem w klifie pojawia się pęknięcie, a Noah znika. Czy morskie duchy, o których dzieciak opowiadał siostrze, a w które ona nie wierzyła, mają z tym coś wspólnego? Czy wujek, od zawsze dybiący na dom na klifie, maczał w tym place? Czy wśród dorosłych znajdzie się ktoś godny zaufania, kto wyciągnie pomocną dłoń i wesprze naszą dzielną, małą bohaterkę?
Dzieci nigdy nie powinny brać na siebie roli dorosłych, one powinny się bawić i uczyć życia w swoim własnym tempie. Kiedy jednak w grę wchodzi dobro rodziny i dziecko nagle musi dorosnąć, pozostaje nam mieć nadzieję, że będzie w pobliżu ktoś, kto podzieli się swoją mądrością, pozwoli oprzeć się na swoim dorosłym ramieniu, poda chusteczkę na otarcie łez, przytuli i powie, że wszystko będzie dobrze, i tak rzeczywiście będzie.
Wydawnictwo Wilga jest moim ulubionym wydawnictwem, specjalizującym się w książkach dla dzieci i młodzieży. Dlatego było mi niezwykle miło, kiedy otrzymałam do recenzji „Dom na skraju klifu” i nie ukrywam, że liczyłam na inteligentną zabawę, dobrze spędzony czas i książkę, o której nie da się szybko zapomnieć. Nie zawiodłam się.
„Nigdy nie wiadomo, kiedy coś runie, ale tak...
2021-04-08
Panie Ćwiek, nie będę ukrywać, trafił mnie Pan. Prosto w splot! Przekonał mnie Pan swoją historią, wciągnął w sam jej środek i nie wypuścił aż do ostatniej przeczytanej strony. A i nawet wtedy Drelich nie opuścił mojej głowy.
„Drelich. Prosto w splot” należy do gatunku nieodkładalnych. Zaczynasz i nie wiedząc kiedy, nie wiedząc jak, historia zmierza ku końcowi, a Ty chcesz więcej. Lubisz historie typu „zabili go i uciekł”, bohatera mającego w sobie coś z Jacka Reachera, z dynamiczną i inteligentną akcją? Jeśli tak, nie możesz przejść obojętnie obok tej książki.
Marek Drelich, inteligentny i honorowy złodziej, świetny w swoim fachu, ma również drugie oblicze. Jest wspaniałym ojcem, który, mimo że z matką swoich dzieci rozstał się już dawno, zrobi wszystko, aby ochronić swoją rodzinę. Nie wie, że niedługo przyjdzie mu to udowodnić. A to za sprawą pewnego gangstera z Gdańska, który ma dowody na to, że Drelich romansuje z jego żoną.
Zygmunt Wójcik zrobi wszystko, aby dorwać Drelicha, zanim to jednak zrobi, poznęca się trochę nad swoją żoną. Jak ona śmiała go zdradzić, JEGO?! Pana i władcę, pępek świata, a przynajmniej jej świata! Suka musi za to zapłacić. Może podrzuci ją swoim ludziom? Niech się z nią trochę zabawią, niech dostanie nauczkę! Zmasakrowana twarz i ciało, to przecież za mało! Milena jednak znajduje w sobie nieoczekiwane pokłady siły, pozwalające jej przetrwać.
Czy Drelichowi również uda się przetrwać? Czy jego siła, inteligencja, doświadczenie, zdolność planowania i przewidywania dadzą mu przewagę w starciu z Wójcikiem i jego żołnierzami? Drelich musi przygotować się na każdy wariant, skrupulatnie przeanalizować sytuację, mając z tyłu głowy świadomość, że od jego umiejętności zależą losy jego najbliższych. Nie może dopuścić do siebie gniewu, czy innych emocji, mogących zachwiać strukturę jego misternego planu.
Jakub Ćwiek stworzył sensację doskonałą, dopracowaną w najmniejszych szczegółach, a co najważniejsze, bardzo wiarygodną. Bardzo ucieszyła mnie informacja, że będę miała okazję ponownie spotkać się z Markiem Drelichem. Polubiłam drania! 😊
Za egzemplarz dziękuję serdecznie Wydawnictwu Marginesy.
Panie Ćwiek, nie będę ukrywać, trafił mnie Pan. Prosto w splot! Przekonał mnie Pan swoją historią, wciągnął w sam jej środek i nie wypuścił aż do ostatniej przeczytanej strony. A i nawet wtedy Drelich nie opuścił mojej głowy.
„Drelich. Prosto w splot” należy do gatunku nieodkładalnych. Zaczynasz i nie wiedząc kiedy, nie wiedząc jak, historia zmierza ku końcowi, a Ty...
2021-06-30
„Bo drużyna nigdy nie jest silniejsza niż jej najsłabszy członek. Ranę odnosi nie jedna osoba, ale cała drużyna […] Jeśli jesteś w niebezpieczeństwie, my też jesteśmy w niebezpieczeństwie. Tak właśnie postępujemy, żeby przeżyć”.
„Żelazny wilk” to pierwszy tom serii „Vardari”, nowego uniwersum, pełnego nordyckiego misterium, zagadek, krwi, rodzinnych powiązań i relacji damsko męskich w tym okrutnym świecie przedstawionym nam przez autorkę Sirri Petersen. Od razu się przyznam, że nie czytałam jej wcześniejszych książek, tych z serii „Krucze pierścienie”, ale myślę sobie, że teraz chyba czas to nadrobić.
Szczerze mówiąc ja i „Żelazny wilk” nie zapałaliśmy do siebie miłością ogromną od pierwszej strony. Trochę wody upłynęło, zanim wdrożyłam się w akcję, a kiedy to nastąpiło, to poszło z górki i już nie mogłam się oderwać. Książka jest wypełniona szczegółami, mroczna, ciężka od emocji i wymaga skupienia, aby w pełni docenić jej złożoność. Jeśli odłoży się ją na jakiś czas, trzeba cały proces zaczynać od nowa.
Juva pochodzi z rodu czytających z krwi, sama jednak para się zupełnie innym zajęciem, jest łowczynią i wraz ze swoją drużyną poluje na wilki. Nienawidzi czytających z krwi, uważa je za oszustki żerujące na ludzkiej naiwności i bogacących się na ludzkim nieszczęściu. Juva jednak znajduje się w wyjątkowo niekomfortowej sytuacji, jej matka i siostra są czytającymi z krwi, a sama Juva również posiada ten dar. Nigdy o niego nie prosiła, nie chce go i nie jest w stanie go zaakceptować. Czy po śmierci matki będzie zmuszona zweryfikować swoje uczucia? W dodatku dziewczyna nie może pozbyć się obrazu diabła, którego, jak się jej wydaje, ujrzała, będą dzieckiem. Rysuje go, potem spala te rysunki, a jego obraz wciąż ma pod powiekami. A przecież matka wyraźnie jej powiedziała, że to tylko dziecięca wyobraźnia i kategorycznie zabroniła jej o nim myśleć, o rysowaniu już nie wspominając.
„Żelazny wilk” to nie jest lektura łatwa, od razu Was o tym uprzedzam. Przygotujcie się na nieco skomplikowany, chaotyczny początek, mnóstwo wątków, postaci i zdarzeń. Mogę Was jednak zapewnić, że w pewnym momencie wszystko to ułoży się w sensowną całość, a Wy nie będziecie mogli oderwać się od lektury. Oczywiście, pod warunkiem, że jesteście otwarci na tę fantastyczną przygodę. Ja będę wypatrywać kontynuacji, gdyż historia Juvy, jej drużyny, w której „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”, Vardarich, diabłów, czytających z krwi i innych niesamowitych postaci nie z tego świata mocno zalazła mi za skórę i siedzi tam do tej pory.
Wydawnictwu Rebis bardzo dziękuję za zaufanie i egzemplarz do recenzji.
„Bo drużyna nigdy nie jest silniejsza niż jej najsłabszy członek. Ranę odnosi nie jedna osoba, ale cała drużyna […] Jeśli jesteś w niebezpieczeństwie, my też jesteśmy w niebezpieczeństwie. Tak właśnie postępujemy, żeby przeżyć”.
„Żelazny wilk” to pierwszy tom serii „Vardari”, nowego uniwersum, pełnego nordyckiego misterium, zagadek, krwi, rodzinnych powiązań i relacji...
2021-07-21
Nie miałam do tej pory okazji poznać Karoliny Winiarskiej. To moja pierwsza przygoda z jej twórczością, za co serdecznie dziękuję Wydawnictwu Jaguar, które podarowało mi egzemplarz „W Twoją Stronę”. Muszę szczerze przyznać, że wyszłam tym samy ze swojej strefy komfortu, bo chociaż czytuję literaturę kobiecą, to jednak musi ona mieć w sobie coś więcej niż tylko ckliwą miłosną opowiastkę. Odstraszają mnie również przesłodzone okładki. Bardzo więc byłam ciekawa, jak wypadnie moje spotkanie z Panią Karoliną. Książkę doczytałam do końca, a to już sygnał, że tragicznie nie było 😊 Nie było jednak tak dobrze, żebym mogła z całą stanowczością powiedzieć, że to literatura z wyższej półki.
„W twoją stronę” to historia dwóch sióstr, Łucji i Felicji. Nie jest im ze sobą po drodze, nie są przyjaciółkami i całkiem dobrze żyje im się bez siebie. Jedno je łączy, ich życie osobiste to nie jest droga usiana różami. Wręcz przeciwnie, jest pełna wybojów, zakrętów i cierni. Umieją jednak udawać, że wszystko jest w najlepszym porządku i nie szukają u siebie pociechy, kiedy nadchodzą ciężkie dni. Być może dzieje się tak za sprawą ich matki, która nie potrafiła przekazać im odpowiednich wzorców, zostawiając je pod opieką babci, aby nic nie stało na przeszkodzie jej malarskiej kariery. Czy powrót do Rudawki, do domu babci, pozwoli siostrom odnaleźć drogę do siebie nawzajem? Czy w tym spokojnym miejscu, pod opieką kochającej babuni, uda im się poskładać swoje życie?
Karolina Winiarska starała się stworzyć opowieść, która powinna była zostać w pamięci długo po zakończonej lekturze. Mam wrażenie, że starała się zbyt mocno, bo wyszło to wszystko trochę sztucznie i patetycznie. Książka naładowana cytatami, które są dobre, ważne i potrzebne, tylko jest ich po prostu za dużo. Dialogi bohaterów, szczególnie kiedy mamy do czynienia z rozmowami damsko-męskimi, bardzo nienaturalne. Również akcja powieści nie do końca spójna. Jakiś wątek się zaczyna, autorka przeskakuje do kolejnego, bez wyjaśnienia poprzedniego. To bardzo przeszkadza.
Jestem przekonana, że Pani Karolina chciała dobrze, chciała chyba jednak trochę za bardzo. Czasami mniej znaczy więcej. Tu wszystkiego było po prostu za dużo i odnosiłam wrażenie, że autorka nie do końca wiedziała, o czym chce pisać.
Wydawnictwu Jaguar bardzo dziękuję za egzemplarz, autorce życzę sukcesów.
Nie miałam do tej pory okazji poznać Karoliny Winiarskiej. To moja pierwsza przygoda z jej twórczością, za co serdecznie dziękuję Wydawnictwu Jaguar, które podarowało mi egzemplarz „W Twoją Stronę”. Muszę szczerze przyznać, że wyszłam tym samy ze swojej strefy komfortu, bo chociaż czytuję literaturę kobiecą, to jednak musi ona mieć w sobie coś więcej niż tylko ckliwą...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-08-02
„Za każdym razem, kiedy przychodziło do rozmów o przeszłości, reagowałam emocjonalnie. Już dawno przestałam się starać, by nad tym zapanować. Najpierw zaczynały mi drżeć palce u rąk, a potem drgawki ogarniały całe ciało, choć najwyraźniej nikt poza mną tego nie dostrzegał. To było preludium do ataku paniki, która wkrótce opanowywała moje ciało i umysł. Z całych sił chciałam zatrzymać przeszłość za zamkniętymi drzwiami, w innej części świata – w końcu po to stałam się inną osobą i przybrałam nowe nazwisko”.
Arden ma sześć lat, kiedy znika na trzy dni. Trwają intensywne poszukiwania, cała społeczność Widow Hills jest w nie zaangażowana. Sprawa staje się głośna i, jak można przypuszczać, bardzo medialna. Dziewczynka szczęśliwie zostaje odnaleziona, ma złamaną rękę, ale poza tym jej stan jest zadziwiająco dobry. Arden lunatykuje, budzi się czasami w miejscu zupełnie innym od tego, w którym zasnęła. To właśnie wydarzyło się w noc jej zaginięcia. Dorosła Arden zmienia nazwisko i wyjeżdża z Widow Hills. Jako Olivia Meyer rozpoczyna nowe życie, kompletnie odcinając się od traumatycznej przeszłości. Kiedy po dwudziestu latach na swojej posesji potyka się o zwłoki mężczyzny, trauma wraca. Arden znowu lunatykuje i ma wrażenie, że jest stale obserwowana. Kim jest nieżyjący mężczyzna? Czy ma coś wspólnego z jej przeszłością?
„Dziewczynka z Widow Hills” to sprawnie poprowadzona opowieść, może bez efekty WOW, ale czyta się nieźle i nic nie zgrzyta. Rozpoczyna się niespiesznie, pomału wprowadzając czytelnika w historię Arden/Olivii. Atmosfera stopniowo gęstnieje, pojawia się napięcie i ciekawość. Zaczynamy zadawać sobie pytanie: co naprawdę wydarzyło się dwadzieścia lat temu? Co obecne wydarzenia mają wspólnego z Widow Hills? Pytań jest mnóstwo, a odpowiedzi mogą odbiegać od oczekiwań.
Zarówno postać głównej bohaterki, jak i bohaterów drugoplanowych, zostały całkiem zgrabnie wykreowane. Razem z Arden/Olivią zmierzamy się z jej przeszłością, poznajemy jej myśli, strach, boimy się razem z nią i razem dochodzimy do rozwiązania zagadki. I tu muszę przyznać, autorce udało się mnie zaskoczyć. Brałam pod uwagę różne rozwiązania, ale takiego finału nie przewidziałam. Za to duże brawa.
Megan Miranda mnie zaintrygowała. Nie będę się opierać, kiedy w ręce wpadną mi jej inne książki.
Wydawnictwu Znak bardzo dziękuję za egzemplarz.
„Za każdym razem, kiedy przychodziło do rozmów o przeszłości, reagowałam emocjonalnie. Już dawno przestałam się starać, by nad tym zapanować. Najpierw zaczynały mi drżeć palce u rąk, a potem drgawki ogarniały całe ciało, choć najwyraźniej nikt poza mną tego nie dostrzegał. To było preludium do ataku paniki, która wkrótce opanowywała moje ciało i umysł. Z całych sił chciałam...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-09-15
Kiedy otrzymałam propozycję zapoznania się z książką „NOrWAY. Półdzienniki z emigracji” nie wahałam się ani minuty. Sama jestem emigrantką, wyjechałam z Polski osiem lat temu, przechodziłam przez wiele etapów emigracji, począwszy od zniechęcenia, samotności, trudności ze znalezieniem pracy, przystosowaniem się do innej mentalności i różnic kulturowych, aż do osiągnięcia etapu spokoju, równowagi i zadowolenia z podjętej decyzji. Chciałam się przekonać, jak inni radzą sobie z emigracją, czy kokosy spadały im z nieba, a pieniądze leżały na ulicy i wystarczyło się tylko po nie schylić? Być może takie cuda się zdarzają, ale w większości przypadków początki niestety nie wyglądają tak bajkowo 😊 I o tym właśnie jest książka Piotra Mikołajczaka. O trudnych początkach emigracji, o pięknej Norwegii, która nie dla wszystkich jest rajem na ziemi, również o tym, jak trudno jest liczyć na swoich rodaków na obczyźnie. Prędzej pomoże ci zupełnie obcy człowiek niż twój własny krajan. Smutne to bardzo, niestety również prawdziwe.
„NOrWAY. Półdziennik z emigracji” to nie jest typowy reportaż, to opowieść o oswajaniu Norwegii, próbie odnalezienia siebie w obcym miejscu i walce z depresją i samotnością.
„Czujemy podszytą niepokojem radość, ale też zarazem dojmujące i absurdalne poczucie straty. I nie chodzi o tęsknotę za krajem czy jakiś groteskowy patriotyzm. Wiem, że brakować mi będzie jedynie konkretnych ludzi”.
Piotr, przyjeżdżając do tego kraju, nie miał złudzeń, że będzie zajmował się pracą intelektualną. „Polonista, bibliotekarz, dziennikarz i muzyk amator po rozwodzie, z potwornym minusem na koncie i niewielkim arsenałem do walki o byt […]” będzie musiał zmierzyć się z pracą jak najbardziej fizyczną i próbować swych sił w innych dziedzinach życia. Budowlanka, sprzątanie, zmywak, nic nie jest mu straszne, ważne, żeby zarobić, żeby zacząć spłacać długi, żeby po kilku latach móc w końcu zacząć zarabiać tylko na siebie.
„Zaśmiej się, a cały świat będzie śmiał się z tobą, zapłacz, a będziesz płakać w samotności. To samo dotyczy pieniędzy. Jak masz ich dużo, cały świat jest z tobą, dopinguje, gdy otwierasz portfel. Jak musisz oddać, jesteś sam”.
Piotrowi zdecydowanie pomaga fakt, że dobrze zna język angielski, którym w Norwegii posługują się niemal wszyscy. Ułatwia mu to z pewnością znajdowanie pracy, tej pierwszej i kolejnych. Ciekawostką jest to, że udaje mu się również pracować jako katecheta w szkole, on, człowiek niewierzący, ale obdarzony dużą wiedzą, radzi sobie w tej roli całkiem nieźle 😊 Ubawiły mnie niektóre „kwiatki” w wykonaniu jego uczniów: „Pięć warunków dobrej spowiedzi to: rachunek sumienia, żal, postanowienie poprawy, spowiedź i zażenowanie”. Albo: „Ukrzyżowany również za nas, pod Pączkiem Piłatem…”.
„NOrWAY. Półdziennik z emigracji” to książka, którą powinien przeczytać każdy myślący o emigracji, o lepszym życiu, o łatwiejszym życiu. Musicie wiedzieć, że w życiu nic nie przychodzi łatwo, a ta pozycja pomoże wam przygotować się na trudy emigracji i na to, z czym trzeba się zmierzyć w obcym kraju. Piotr Mikołajczak nie zalewa nas banałami, pokazuje rzeczywistość taką, jaka jest, bez lukru, za to z dużą dozą humoru, czasami trochę czarnego, takiego polskiego 😊
Wydawnictwu Otwarte bardzo dziękuję za egzemplarz.
Kiedy otrzymałam propozycję zapoznania się z książką „NOrWAY. Półdzienniki z emigracji” nie wahałam się ani minuty. Sama jestem emigrantką, wyjechałam z Polski osiem lat temu, przechodziłam przez wiele etapów emigracji, począwszy od zniechęcenia, samotności, trudności ze znalezieniem pracy, przystosowaniem się do innej mentalności i różnic kulturowych, aż do osiągnięcia...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Klasyka literatury nie umiera nigdy, a "Duma i uprzedzenie" to doskonały przykład tego twierdzenia. Jane Austen przenosi czytelnika w świat dziewiętnastowiecznej Anglii, gdzie opowieść o Panu Darcy'm i Elizabeth Bennet staje się nie tylko romansową historią, ale także głębokim studium ludzkiej natury.
Austen doskonale ukazuje, jak pierwsze wrażenie może być mylące, a bliższa znajomość potrafi diametralnie zmienić opinię o drugiej osobie. Śledzimy rozwój relacji między głównymi bohaterami, obserwując, jak stopniowo dostrzegają w sobie wartości, których wcześniej nie zauważyli.
Jednak "Duma i uprzedzenie" to nie tylko romans, lecz także subtelna krytyka społeczeństwa tamtych czasów. Austen wplata w narrację wiele istotnych tematów, jak rola kobiety w społeczeństwie czy znaczenie majątku i statusu społecznego.
Autorka w niezwykle błyskotliwy sposób kreśli obraz angielskiego ziemiaństwa, ukazując jego obyczaje, zwyczaje i codzienne problemy. Humor, którym nasączona jest każda strona tej książki, sprawia, że czytelnik nie tylko angażuje się emocjonalnie w losy bohaterów, ale również bawi się ich towarzystwem.
"Duma i uprzedzenie" to absolutna perełka literatury światowej. Jej uniwersalne przesłanie o wartościach, miłości i znaczeniu poznania drugiego człowieka czynią ją lekturą niezwykle wartościową. To książka, która inspiruje do refleksji nad ludzką naturą i wartościami, które są ponadczasowe.
Klasyka literatury nie umiera nigdy, a "Duma i uprzedzenie" to doskonały przykład tego twierdzenia. Jane Austen przenosi czytelnika w świat dziewiętnastowiecznej Anglii, gdzie opowieść o Panu Darcy'm i Elizabeth Bennet staje się nie tylko romansową historią, ale także głębokim studium ludzkiej natury.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toAusten doskonale ukazuje, jak pierwsze wrażenie może być mylące, a...