-
ArtykułyCzytamy w weekend. 7 czerwca 2024LubimyCzytać272
-
ArtykułyHistoria jako proces poznania bohatera. Wywiad z Pawłem LeśniakiemMarcin Waincetel1
-
ArtykułyPrzygotuj się na piłkarskie święto! Książki SQN na EURO 2024LubimyCzytać7
-
Artykuły„Nie chciałam, by wydano mnie za wcześnie”: rozmowa z Jagą Moder, autorką „Sądnego dnia”Sonia Miniewicz1
Biblioteczka
Najbardziej emocjonalna część przygód Czwartkowego Klubu Zbrodni. Przejmująca, smutna, ale i dająca nadzieję. Autor nie daje gotowych odpowiedzi. Nie opowiada się za żadnym rozwiązaniem.
Przesłuchałem i pierwszy raz nie mam pod ręką kolejnego tomu. Będzie bardzo ciężko, bo przywiązałem się do tych bohaterów. Mam nadzieję, że czekanie na kolejny tom nie będzie się dłużyło.
Kocham angielski humor oraz tak inteligentnie podaną rozrywkę. Świetny cykl, który gorąco polecam.
Najbardziej emocjonalna część przygód Czwartkowego Klubu Zbrodni. Przejmująca, smutna, ale i dająca nadzieję. Autor nie daje gotowych odpowiedzi. Nie opowiada się za żadnym rozwiązaniem.
Przesłuchałem i pierwszy raz nie mam pod ręką kolejnego tomu. Będzie bardzo ciężko, bo przywiązałem się do tych bohaterów. Mam nadzieję, że czekanie na kolejny tom nie będzie się...
Zbiorczo o tomie II i III. Cóż mogę napisać innego niż, że jestem w tej serii szczerze zakochany. Jestem zakochany w tych bohaterach, w cudownie urokliwym humorze, w zawiłych intrygach oraz we wspaniałej interpretacji Filipa Kosiora.
Jestem ogromnym fanem angielskiego humoru i tu jest go pod dostatkiem i jeszcze więcej. Nie jest to też seria dla każdego, bo trzeba ją czytać/słuchać z przymrużeniem oka. Niemniej, gdy przymknie się oko na niektóre zwroty w fabule i pozwoli się dosłownie omotać czwórce detektywów seniorów to wtedy wsiąknie się w tę serię całym sobą.
Mój stos czytelniczy rośnie, a ja zamiast zmienić klimat i gatunek na inny to nadal wracam do Czwartkowego Klubu Zbrodni. Tom II i III przesłuchałem właściwie jeden po drugim. I już kusi mnie, by rozpocząć słuchanie IV. Gorąco polecam i absolutnie nie dziwię się zachwytom nad tą serią.
Zbiorczo o tomie II i III. Cóż mogę napisać innego niż, że jestem w tej serii szczerze zakochany. Jestem zakochany w tych bohaterach, w cudownie urokliwym humorze, w zawiłych intrygach oraz we wspaniałej interpretacji Filipa Kosiora.
Jestem ogromnym fanem angielskiego humoru i tu jest go pod dostatkiem i jeszcze więcej. Nie jest to też seria dla każdego, bo trzeba ją...
Zbiorczo o tomie II i III. Cóż mogę napisać innego niż, że jestem w tej serii szczerze zakochany. Jestem zakochany w tych bohaterach, w cudownie urokliwym humorze, w zawiłych intrygach oraz we wspaniałej interpretacji Filipa Kosiora.
Jestem ogromnym fanem angielskiego humoru i tu jest go pod dostatkiem i jeszcze więcej. Nie jest to też seria dla każdego, bo trzeba ją czytać/słuchać z przymrużeniem oka. Niemniej, gdy przymknie się oko na niektóre zwroty w fabule i pozwoli się dosłownie omotać czwórce detektywów seniorów to wtedy wsiąknie się w tę serię całym sobą.
Mój stos czytelniczy rośnie, a ja zamiast zmienić klimat i gatunek na inny to nadal wracam do Czwartkowego Klubu Zbrodni. Tom II i III przesłuchałem właściwie jeden po drugim. I już kusi mnie, by rozpocząć słuchanie IV. Gorąco polecam i absolutnie nie dziwię się zachwytom nad tą serią.
Zbiorczo o tomie II i III. Cóż mogę napisać innego niż, że jestem w tej serii szczerze zakochany. Jestem zakochany w tych bohaterach, w cudownie urokliwym humorze, w zawiłych intrygach oraz we wspaniałej interpretacji Filipa Kosiora.
Jestem ogromnym fanem angielskiego humoru i tu jest go pod dostatkiem i jeszcze więcej. Nie jest to też seria dla każdego, bo trzeba ją...
Zapadlinę przesłuchałem w znakomitej interpretacji Andrzeja Ferenca. Dzięki niemu ta świetna powieść tylko zyskała.
Zazwyczaj przed napisaniem swojej opinii, nie czytam tych już wystawionych, ale tym razem zrobiłem wyjątek. I przyznam szczerze mocno dziwią mnie zwłaszcza głosy, że Zapadlina jest najsłabszą częścią z serii o bydgoskim Archiwum X. Nie zauważyłem tego kompletnie. Podobnie inne uwagi o irytującym zachowaniu Herman i Borewicza oraz braku akcji i „ciągnącej” się historii. Być może ja inaczej odbieram książki autora, ale z tego co pamiętam to Robert Małecki w ten sposób opowiada historie i raczej nie ma się co spodziewać po nim sensacyjnego tempa akcji.
Może to zasługa Andrzeja Ferenca, ale ja nie czułem w żadnym momencie, że ta historia się dłuży. Z chęcią wracałem do dalszego słuchania. Bardzo ciekawiło mnie przedstawione śledztwo i historia Jacka Malinowskiego. Uważam, że całe psychologiczne tło bohaterów śledztwa oraz naszych śledczych jest bardzo interesujące. Główna intryga oraz dalszy rozwój Herman i Borewicza bardzo mnie ciekawiły. Dzięki ich prywatnym problemom, nabierali oni realności i łatwiej było mi im kibicować oraz z nimi sympatyzować. Nie zgadzam się z tym, że są oni odpychający i negatywni. Raczej są to ludzie z krwi i kości. Ani przesadni dobrzy, ani przesadnie źli. A już na pewno nie Herman. Zależało jej na rozwiązaniu sprawy i oddaniu Jackowi Malinowskiemu sprawiedliwości. Borewicz za to, znowu okazał się egoistą, ale gdy trzeba było wesprzeć partnerkę to stanął na wysokości zadania. Uważam, że ta dwójka jest ciekawsza niż kolejny „komisarz alkoholik”, samotny wilk lub „Rambo”.
Zarzuty co do finału powieści również budzą mój sprzeciw. Mimo filmowego stylu, był on opisany i osadzony na naszym rodzimym gruncie. Nie pojawiły się wybuchy, strzelanina „w samo południe” i walka na skraju przepaści. Mam wrażenie, że autor chciał zaserwować nieco inny finał niż zazwyczaj dostarczają nam polskie kryminały. Mi przypadł on do gustu i nie czułem ciar żenady. Niemniej, daleki jestem od stwierdzenia, że moja racja jest „najmojsza”. Każdy z nas ma prawo do swojego zdania oraz danego odbioru książki. Po prostu moim zdaniem uważam Zapadlinę za równie świetną, co Zrost i kolejną bardzo dobrą powieść autora.
Dla mnie w czytaniu najważniejsze są emocje, a tych Zapadlina mi dostarczyła. Nie w formie akcji i sensacji, która podnosi tętno. Raczej były to zaduma, smutek, rozczarowanie zachowaniem ludzi, niezgoda oraz żal z powodu tragicznej historii Jacka Malinowskiego. Dlatego też nie była to kolejna książka, po której przeczytaniu nic we mnie nie zostało. A na pewno nie „letni” kryminał, który czyta się lekko i przyjemnie, a o którym zapomni się kolejnego dnia. Dla mnie Zapadlina to dobra literacka robota. Czekam niezmiennie na kolejne książki autora.
Zapadlinę przesłuchałem w znakomitej interpretacji Andrzeja Ferenca. Dzięki niemu ta świetna powieść tylko zyskała.
Zazwyczaj przed napisaniem swojej opinii, nie czytam tych już wystawionych, ale tym razem zrobiłem wyjątek. I przyznam szczerze mocno dziwią mnie zwłaszcza głosy, że Zapadlina jest najsłabszą częścią z serii o bydgoskim Archiwum X. Nie zauważyłem tego...
Tak ciepłej kryminalnej historii nie słuchałem chyba nigdy.
Początkowo ciężko było mi się wgryźć w tę historię. Autor chciał w krótkim czasie wprowadzić zbyt wielu bohaterów i łatwo było zgubić się w ich gąszczu. Ponadto trzeba było przyjąć punkt widzenia osób starszych, a nie są oni często bohaterami czytanych przeze mnie książek.
Jednak im bardziej oswajałem się z historią i im bardziej lubiłem nietypowych detektywów, z tym większą ochotą wracałem do słuchania. A końcówki słuchałem już z wypiekami.
Filip Kosior fenomenalnie oddaje głosem charakter poszczególnych bohaterów i na dalszych etapach słuchania bez problemu rozróżniałem, kiedy mówi dany bohater. To wiele ułatwia oraz uprzyjemnia słuchanie.
Uwielbiam brytyjski humor, a ten jest tu często obecny. Dodatkowo trudno oprzeć się urokowi naszych detektywów, zwłaszcza Elisabeth. Zresztą autor świetnie dobrał cały zespół Klubu i każdy z bohaterów wnosi coś do tej historii. Zagadka kryminalna także jest interesująca i zawiła. Nie dziwię się, że książka ma tylu fanów. Naprawdę to coś innego i ciekawego. Już nie mogę się doczekać powrotu do tych postaci. Szczerze polecam.
Tak ciepłej kryminalnej historii nie słuchałem chyba nigdy.
Początkowo ciężko było mi się wgryźć w tę historię. Autor chciał w krótkim czasie wprowadzić zbyt wielu bohaterów i łatwo było zgubić się w ich gąszczu. Ponadto trzeba było przyjąć punkt widzenia osób starszych, a nie są oni często bohaterami czytanych przeze mnie książek.
Jednak im bardziej oswajałem się z...
Kolejny udany debiut polskiego autora, który wpadł w moje czytelnicze ręce.
Szepty ciemności czytało mi się bardzo przyjemnie. Nie jest to rozbudowane i wielowątkowe tomiszcze, więc będzie to idealna historia na wakacje. Z zastrzeżeniem, że pojawiają się tam naprawdę mocne wątki i dla wielu może to być zbyt dużo. Nie chcę za wiele zdradzić, ale miejcie to na uwadze.
W książce podobało mi się wiele aspektów, na czele z głównym bohaterem oraz światem przedstawionym. Autor miał naprawdę świetny pomysł na alternatywną historię świata po I wojnie światowej oraz klimat rodem z filmów z początków XX wieku. Główny bohater to weteran Wielkiej Wojny. Pokiereszowany, ale o dobrym sercu i z właściwym kodeksem moralnym. Jerzego polubiłem właściwie od pierwszych stron, więc łatwo przychodziło mi kibicowanie mu w rozwiązaniu sprawy oraz w innych działaniach, które podejmował.
Historia oraz główny bohater bywają niekiedy naiwni, ale nie wiem na ile jest to niezamierzone, a na ile celowe. Piszę tak dlatego, że takie cechy miały też fabuły, których ducha stara się oddać autor, więc równie dobrze może być to celowy zabieg. Największy minus to dla mnie kompletnie niewiarygodna historia miłosna. Aż za grubo ciosana, nawet jak na ramy tej opowieści. Nie jest to jednak minus, który wpływa mocno na odbiór książki.
Podsumowując, naprawdę szczerze polecam Szepty ciemności. Zgrabny debiut, miejscami kontrowersyjny, ale oprócz tego godny polecenia. Książka wyróżnia się na tle innych wydawanych książek i udanie zapełnia niszę na rynku. Sięgnijcie, bo warto.
Kolejny udany debiut polskiego autora, który wpadł w moje czytelnicze ręce.
Szepty ciemności czytało mi się bardzo przyjemnie. Nie jest to rozbudowane i wielowątkowe tomiszcze, więc będzie to idealna historia na wakacje. Z zastrzeżeniem, że pojawiają się tam naprawdę mocne wątki i dla wielu może to być zbyt dużo. Nie chcę za wiele zdradzić, ale miejcie to na uwadze.
W...
Chciałbym napisać, że to rewelacyjny debiut, ale byłaby to obraza dla tej książki. Uważam bowiem, że to rewelacyjna książka, bez rozpatrywania jej w ramach debiutu. Nie wiem, gdzie wcześniej ukrywał się autor i ile „rozbiegówek” napisał przed Kroczącym, ale ta książka to już konkretny sztos.
Czytam fantasy od wielu lat. Ciężko mnie już czymś zaskoczyć. A Jarosław Kukiełka zrobił to bezczelnie i bez żadnych skrupułów. Nie bawił się w jakieś podchody do czytelnika lub używanie sprawdzonych schematów. Zaczął fabułę z grubej rury i tak też ją zakończył. Gdyby opisywać tę sytuację memem to na pytanie jak bardzo wciągająca jest książka i ile ma zwrotów akcji i fabularnych fajerwerków, odpowiedziałbym: tak.
Całe szczęście, że ten debiut wydaje uznane wydawnictwo oraz okładka przyciąga uwagę. W dobie oceniania książki głównie po okładce, daje to szansę Kroczącemu, że nie przepadnie w zalewie przeciętnych książek i dotrze do większego grona czytelników. Naprawdę warto. Nie przypominam sobie tak dobrego debiutu. Książka jest dopracowana, wciągająca i oryginalna. Autor nie idzie utartymi schematami. Nawet jej gatunek, który określiłbym jako urban fantasy, nie dzieje się we współczesnym mieście. Moim zdaniem autor czytał samych dobrych autorów gatunku, wziął z nich najlepsze składniki i zrobił własne danie. A że jest utalentowanym kucharzem to wyszło naprawdę smakowicie.
Jedyną uwagę mogę mieć do drobnego chaosu narracyjnego. Być może taki był zabieg. Ponadto autor stosuje retrospekcje w formie wspomnień głównego bohatera, które nie są specjalnie oznaczone w tekście. W formie audio, w jakiej poznałem książkę, było to odrobinę mylące i wymagało uważnego słuchania i orientowania się w fabule.
Gorąco zachęcam Was do lektury, bo książka kończy się takim cliffhangerem, że ciężko teraz wytrzymać do kolejnego tomu. Podobało mi się, że autor nie brał jeńców i skończył książkę tak, że konieczna jest kontynuacja. Nie był zachowawczy i nie napisał zwartej całości. Na zasadzie, że nie wiadomo czy będzie wydana kontynuacja itp. Tak jak pisałem wyżej. Odważnie zaczął i odważnie skończył. Dlatego czytajcie i dajcie kredyt zaufania autorowi. Szybko go spłaci. Polecam!!!
Chciałbym napisać, że to rewelacyjny debiut, ale byłaby to obraza dla tej książki. Uważam bowiem, że to rewelacyjna książka, bez rozpatrywania jej w ramach debiutu. Nie wiem, gdzie wcześniej ukrywał się autor i ile „rozbiegówek” napisał przed Kroczącym, ale ta książka to już konkretny sztos.
Czytam fantasy od wielu lat. Ciężko mnie już czymś zaskoczyć. A Jarosław Kukiełka...
Brudny, a raczej Przemysław Piotrowski trzyma poziom. Jak zawsze wciągnęło i nie chciało puścić.
Smolarz to bardziej kameralna historia niż Bagno oraz powrót do kryminalnej formuły cyklu. Brudny niczym samozwańczy stróż prawa jest w tej historii niemal sam przeciwko wszystkim. Zmowa milczenia, historia sprzed lat i grasujący brutalny morderca. Jest krwawo i mrocznie. I wszystko to, za co czytelnicy kochają komisarza Brudnego.
Jak zawsze imponuje solidny research autora. Szczerze przyznaję, że nie raz ciężko uwierzyć mi w opisywane przez autora fakty i okazuje się, że gdyby w większym stopniu opisywał fikcję, byłaby ona bardziej „realna” dla przeciętnego człowieka.
Napisałem, że Brudny jest niemal sam przeciwko wszystkim. Jest obcy na obcym dla siebie terenie. Bez wsparcia zespołu śledczego. Bez odznaki. Tak naprawdę jedynie dzięki swojej rozpoznawalności jest w stanie się czegokolwiek dowiedzieć. Okolicznych mieszkańców łączy zasłona milczenia oraz przemilczana wstydliwa przeszłość. W przeciwieństwie do poprzedniego tomu, tu nikt nie chce komisarzowi pomóc. Jakby nikomu nie zależało na odnalezieniu i ukaraniu faktycznego sprawcy.
W tle historii zaś przepiękne „kadry” Bieszczad. Momentami aż czuć ten klimat i powietrze, którym oddychają bohaterowie.
Cieszy mnie, że Igor Brudny jest nadal tak samo skomplikowaną postacią. Wewnętrznie skonfliktowaną, której kibicuje się do samego końca. Dobrze, że komisarz odnalazł miłość i nie jest już do końca tym samotnym wilkiem. Dzięki temu trochę łatwiej walczyć mu z otaczającym go mrokiem.
Smolarz to jakby odskocznia dla Brudnego i ponure, jak się okazało, wakacje od wydarzeń z Bagna. Końcówka historii obiecuje powrót komisarza do pracy i działania pełną parą. Nie mogę się doczekać kolejnej sprawy komisarza. Jak zawsze polecam!
Brudny, a raczej Przemysław Piotrowski trzyma poziom. Jak zawsze wciągnęło i nie chciało puścić.
Smolarz to bardziej kameralna historia niż Bagno oraz powrót do kryminalnej formuły cyklu. Brudny niczym samozwańczy stróż prawa jest w tej historii niemal sam przeciwko wszystkim. Zmowa milczenia, historia sprzed lat i grasujący brutalny morderca. Jest krwawo i mrocznie. I...
Szary płaszcz to według mnie najlepszy tom cyklu. A jest to tom V, więc to chyba najlepiej świadczy o autorze i poziomie cyklu o Edmundzie Kociołku i jego kompanach.
Mam wrażenie, że zwłaszcza w tomie II i III, Marcin Mortka szukał ostatecznego kształtu dla cyklu z Kociołkiem i odnalazł go w tomie IV, a w Szarym płaszczu doszlifował. Jest zachowany idealny balans między humorem i dawką ironii, a akcją rozgrywaną na poważnie.
Zazwyczaj książek Marcina Mortki słucham w wersji audio i dla mnie są one „zespolone” z głosem Filipa Kosiora. A ten robi kapitalną robotę, nadając indywidualny charakter każdemu z Drużyny do zadań specjalnych. Razem z autorem tworzą mieszankę wybuchową, która uprzyjemnia na wiele godzin życie każdego czytelnika.
Szary płaszcz to książka z rodzaju, która „słucha się sama”. Miałem inne książki w kolejce i Szary płaszcz miałem włączyć jedynie na godzinkę lub dwie, by sprawdzić co nowego czeka Drużynę. Z godzinki lub dwóch wyszło ostateczne całe słuchanie. Po prostu była to sama przyjemność. Uwielbiam humor autora, a dodatkowo w tym tomie jak zwykle nie brakowało akcji. Marcin Mortka dodał jeszcze jeden element, mianowicie stawkę. Szary płaszcz to pierwszy tom w cyklu, gdzie naprawdę bałem się o bohaterów i że tym razem Dola może nie być dla wszystkich łaskawa. Ponadto dla mnie kapitalnym pomysłem jest oddanie głosu innym bohaterom i rozszerzenie punktu widzenia fabuły na większą liczbę postaci.
Stałym fanom autora nie muszę polecać Szarego płaszcza, a wszystkim którzy zastanawiają się, czy odwiedzić Dolinę i zacząć przygodę z Drużyną, mogę jedynie obiecać, że się nie zawiodą. Kapitalna historia, która oby trwała jak najdłużej!
Szary płaszcz to według mnie najlepszy tom cyklu. A jest to tom V, więc to chyba najlepiej świadczy o autorze i poziomie cyklu o Edmundzie Kociołku i jego kompanach.
Mam wrażenie, że zwłaszcza w tomie II i III, Marcin Mortka szukał ostatecznego kształtu dla cyklu z Kociołkiem i odnalazł go w tomie IV, a w Szarym płaszczu doszlifował. Jest zachowany idealny balans między...
Niestety to nie jest dla mnie poziom Rekursji, którą przeczytałem jednego dnia. Rozumiem wszystkie komentarze na Goodreads, które miały jakieś zarzuty do tej książki. Dla mnie w największym skrócie to dobry pomysł na serial lub film, ale nie książkę. Przynajmniej napisanej w formie narracji pierwszoosobowej.
Jeżeli główny bohater zyskuje nadnaturalne zdolności. Staje się super inteligentny oraz super świadomy otoczenia wokół. Do tego stopnia, że przewiduje co inna postać do niego powie i zanim zacznie mówić, ma już gotowych kilka scenariuszy odpowiedzi to jest to dla mnie zwyczajnie nudne. Mam wrażenie, że koncept był fajny, ale autor zwyczajnie przeszarżował. Zbyt szybko zrobił z głównego bohatera niemal Boga i czytanie o tym w pierwszej osobie stało się przeraźliwie nużące.
Czytanie przez większą część książki o kimś, kto wszystko może zrozumieć i zapamiętać. Niemal nic nie ogranicza jego umysłu, stało się żmudne i nudne. Nie czułem, by głównemu bohaterowi cokolwiek zagrażało i jego los był mi totalnie obojętny.
Za dużo też w książce naukowej ekspozycji. Najciekawszy był dla mnie sam początek książki, gdy bohater był zwyczajnym człowiekiem. Miał za sobą tragiczną przeszłość i musiał dźwigać na swych barkach ogromne brzemię. Gdyby autor obdarzył go jedynie większą inteligencją i siłą fizyczną, książka byłaby według mnie dużo ciekawsza. Autor umie pisać, ale w tej książce moim zdaniem zwyczajnie przeszarżował.
Niestety to nie jest dla mnie poziom Rekursji, którą przeczytałem jednego dnia. Rozumiem wszystkie komentarze na Goodreads, które miały jakieś zarzuty do tej książki. Dla mnie w największym skrócie to dobry pomysł na serial lub film, ale nie książkę. Przynajmniej napisanej w formie narracji pierwszoosobowej.
Jeżeli główny bohater zyskuje nadnaturalne zdolności. Staje się...
Przesłuchałem uważnie. Interpretacja Mariusza Bonaszewskiego dodaje uroku tej pięknej opowieści. To już drugi tom, a piąty w ogóle, w którym autor zabiera czytelnika do świata Nipponu. Jeżeli dotrzecie do tej części, to tak jak ja, należycie do fanów twórczości Arkadego Saulskiego.
Mimo, że totalnie nie jestem fanem klimatu Dalekiego Wschodu to książki autora czytam i słucham z przyjemnością. Niekiedy zachowanie bohaterów, z punktu widzenia Europejczyka, może wydawać się nielogiczne, ale autor doskonale czuje ten klimat i wiernie maluje obraz postaci z innego kręgu kulturowego.
Ponadto książka jest pełna emocji. Wystarczyły dwa tomy, bym zżył się z bohaterami na tyle, że w finałowych scenach miałem łzy wzruszenia i poczucie dużych emocji.
Krwawy Wierch to przede wszystkim opowieść o ludziach. O ich słabościach i najlepszych stronach. O namiętnościach, o uzależnieniu od władzy, ale także walki w imię wyższych wartości. Nie zabrakło oczywiście krwawych, ale pięknie opisanych starć, ale nie one były dla mnie najważniejsze. Najlepiej opiszę właśnie tę historię jako piękną opowieść. Klimatyczną i zachęcającą do powrotu.
Gorąco Wam polecam twórczość autora. Genialne powieści. Na pewno się nie zawiedziecie.
Przesłuchałem uważnie. Interpretacja Mariusza Bonaszewskiego dodaje uroku tej pięknej opowieści. To już drugi tom, a piąty w ogóle, w którym autor zabiera czytelnika do świata Nipponu. Jeżeli dotrzecie do tej części, to tak jak ja, należycie do fanów twórczości Arkadego Saulskiego.
Mimo, że totalnie nie jestem fanem klimatu Dalekiego Wschodu to książki autora czytam i...
Ileż ta książka przyniosła mi frajdy. Jak kapitalnie jest przegadana. Ile tam dobrego języka i świetnego tłumaczenia. Ile klimatu. Genialna. Dla mnie fantastyczna! Coś pięknego. A dzięki interpretacji Wojciecha Żołądkiewicza, była to prawdziwa uczta. Polecam ogromnie!
Ileż ta książka przyniosła mi frajdy. Jak kapitalnie jest przegadana. Ile tam dobrego języka i świetnego tłumaczenia. Ile klimatu. Genialna. Dla mnie fantastyczna! Coś pięknego. A dzięki interpretacji Wojciecha Żołądkiewicza, była to prawdziwa uczta. Polecam ogromnie!
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Jeśli dobrze liczę to już ósma część przygód Viriona. Ciężko będzie mi wymyśleć, co jeszcze mógłbym napisać pochlebnego i czym pochwalić autora. A może to, że to ósma część, a ja nadal jestem zachwycony, jest wystarczającą opinią?
Virion w najnowszym tomie swoich przygód jest już poczciwym emerytem. Jednak nie stracił nic ze swoich umiejętności szermierczych oraz bystrości umysłu. Wiek naszego szermierza natchnionego wyznacza za to ton całej opowieści. Nie jest to już młodzieniec, który uciekał z Imperium, ani doświadczony i dojrzały wojownik. Dlatego więcej w tym tomie filozofii i rozważań. A przede wszystkim gotowość głównego bohatera to przekazania oręża oraz swojej wiedzy młodszemu pokoleniu. Za to jeszcze więcej w tym tomie humoru. Wędrujemy z postaciami z dala od ogromnego mechanizmu urzędowego Imperium, stąd mniej humoru obejmuje ten aspekt. Za to bohater bardziej śmieje się z samego siebie oraz błędów młodości, które przypominają mu jego własne.
Mimo całej nostalgii, humoru oraz rozważań nad sensem ludzkiego istnienia, nie brakuje i w tym tomie akcji. Nie raz bywa krwawo i zaskakująco. Autor umiejętnie dawkuje czytelnikowi poszczególne części składowe, które wpłynęły na sukces i popularność postaci takich jak Achaja i Virion. Andrzej Ziemiański nie odcina kuponów i nie spoczywa na laurach. Oczywiście czytelnik znajdzie i w tej części znajome nuty, ale autor nadal ma świeże pomysły na tę serię i nie raz potrafi zaskoczyć.
Jedyny minusik to taki, że książkę w oczekiwaniu na wersję audio (niestety) przeczytałem i nie poznałem jeszcze cudownej zazwyczaj interpretacji Grzegorza Pawlaka. Razem z autorem tworzą duet natchniony, który zapewnia czytelnikowi prawdziwą literacką frajdę.
Gorąco zachęcam Was do lektury Viriona. Można zacząć od tego tomu, ale polecam zacząć od początku i mieć świadomość oraz wiedzę o całości przygód szermierza natchnionego. Naprawdę warto. A ja znowu cierpliwie czekam na kolejny tom.
Jeśli dobrze liczę to już ósma część przygód Viriona. Ciężko będzie mi wymyśleć, co jeszcze mógłbym napisać pochlebnego i czym pochwalić autora. A może to, że to ósma część, a ja nadal jestem zachwycony, jest wystarczającą opinią?
Virion w najnowszym tomie swoich przygód jest już poczciwym emerytem. Jednak nie stracił nic ze swoich umiejętności szermierczych oraz bystrości...
Niedawno skończyłem lekturę w wersji oryginalnej i kilka zdań ode mnie. Oczywiście nie mam wiedzy, jak będzie wyglądało tłumaczenie, ale w oryginale to wspaniała książka.
Jestem ogromnym fanem autora od pierwszej jego książki. Bardzo żałuję, że w Polsce John Gwynne nie przyjął się za dobrze. A szkoda, bo to fenomenalny autor klasycznego fantasy. Na ten moment została mi jeszcze druga część trylogii Bloodsworn, pozostałe książki autora przeczytałem. Mam głęboką nadzieję, że dzięki temu, że autor trafił teraz do Fabryki Słów, jego twórczość dotrze to większej liczby czytelników.
Trylogia Bloodsworn opisuje zupełnie inną historię, w nowym uniwersum, ale czytelnikowi dobrze znanemu. Bowiem świat opisany przez Johnna Gwynne to nordycki świat wikingów, gdzie legendy o bogach i ich magii są wciąż żywe. Autor doskonale wie o czym pisze i jak nikt czuje ten klimat. Sam pasjonuje się tym okresem historii i bierze udział w rekonstrukcjach historycznych. Dzięki temu czytając The Shadow of the Gods, mogłem poczuć się jak podczas oglądania pierwszych sezonów The Vikings lub The Lost Kingdom. Klimat aż wycieka ze stron książek.
Historię śledzimy z punktu widzenia trzech różnych od siebie postaci. Będących w odmiennym wieku, z różnym bagażem doświadczeń. Każda z nich ma swoje wady i zalety oraz inne pochodzenie i historię. Dzięki temu ich rozdziały mają odmienny charakter, ale łączy je wspólny klimat oraz nieuchronnie zbliżające się przeznaczenie.
Do książki za każdym razem wracałem z przyjemnością. Historia nie zwalnia na żadnym kroku. Autor znalazł w niej miejsce zarówno dla morskich przygód, większych i mniejszych potyczek oraz krwawych starć, jak i dla uczuć głównych bohaterów. Tego, co ich ukształtowało i jak radzą sobie z zastaną sytuacją. Gdyby nie inne czekające na mnie książki to przyznaję, że od razu zacząłbym czytanie drugiego tomu.
Podsumowując, chociaż tłumaczenie zostaje dla mnie zagadką, to książka sama w sobie jest świetna. Pełna nordyckiego klimatu, wierzeń wikingów oraz i przede wszystkim ich samych. Ich etosu życia, bitewnej chwały, bogactw i honoru. Na czytelnika czeka kapitalna przygoda. Naprawdę warto!
Niedawno skończyłem lekturę w wersji oryginalnej i kilka zdań ode mnie. Oczywiście nie mam wiedzy, jak będzie wyglądało tłumaczenie, ale w oryginale to wspaniała książka.
Jestem ogromnym fanem autora od pierwszej jego książki. Bardzo żałuję, że w Polsce John Gwynne nie przyjął się za dobrze. A szkoda, bo to fenomenalny autor klasycznego fantasy. Na ten moment została mi...
Właśnie skończyłem słuchanie Pierzastego Węża i na gorąco kilka zdań ode mnie.
Po pierwsze jest to przyjemna lekcja historii. Cieszy mnie, że Zahred stał się serią, która dosłownie bawi ucząc i ucząc bawi. Przygodowa powieść historyczna, oparta o prawdziwe wydarzenia. Czytelnik może poczuć się, jakby sam brał udział w wyprawie Hernana Corteza.
Po drugie, jest to dowód na wszechstronność autora. Całkiem niedawno zakończyłem przygodę z Komornikiem Michała Gołkowskiego. Napisać, że jest to odmienna literatura od serii Zahreda, to wręcz nie napisać niczego. Jestem przekonany, że gdyby Michał Gołkowski pisał którąś z tych serii pod pseudonimem to nikt by nie powiązał ich ze sobą. Zupełnie inny styl, rodzaj bohatera, stosowanego języka, formy narracji. Mógłbym tak wymieniać dalej. Co najważniejsze, obie serie bardzo mi się podobają. Bliżej mi jednak do tej z Zahredem. Głównie z uwagi na jej historyczny aspekt.
Z racji, że książki w trylogii wychodzą praktycznie jedna po drugiej to wstrzymam się z większością spostrzeżeń do finałowego tomu. Póki co bardzo mi się podoba i po zakończeniu słuchania I tomu, od razu zgrywam na telefon kolejny tom. Audiobook interpretuje w sposób niemal idealny Andrzej Ferenc. Bardzo przyjemnie słucha się jego głosu. Nadaje powieści jeszcze wznioślejszy charakter. A powagi jest tu dużo. Warto słuchać uważniej przemyśleń Zahreda i jego zmieniającego się spojrzenia na całą ekspedycję.
Pierzasty Wąż to kawał solidnej literatury i kolejny dowód na bardzo dobry warsztat Michała Gołkowskiego. Cieszy mnie, że w przypadku tego autora, ilość idzie w parze z jakością. Polecam Wam gorąco tom pierwszy, a sam zabieram się za kolejny.
Właśnie skończyłem słuchanie Pierzastego Węża i na gorąco kilka zdań ode mnie.
Po pierwsze jest to przyjemna lekcja historii. Cieszy mnie, że Zahred stał się serią, która dosłownie bawi ucząc i ucząc bawi. Przygodowa powieść historyczna, oparta o prawdziwe wydarzenia. Czytelnik może poczuć się, jakby sam brał udział w wyprawie Hernana Corteza.
Po drugie, jest to dowód na...
Po lekturze Ostrzy burzy jestem odrobinę zły na autora. Nie dlatego, że mimo wcześniejszych deklaracji o zakończeniu historii Madsa Voortena i jego Straceńców, wrócił do Rozkrzyczanych Krain. Ale dlatego, że teraz to definitywny koniec. A ja na to nie wyrażam zgody!
Ostrza burzy mają dla mnie jeden duży mankament – są za krótkie. Po pierwsze, Marcin Mortka nie odcina kuponów. Od pierwszych stron czuć, że ma pomysł na tę historię i wraca do Straceńców nie z musu, a dla czytelników. Jedynie towarzyszy mi odczucie, że zbyt szybko kończy całą opowieść. W innym razie mogłoby to skończyć się co najmniej dylogią, a zapewne i trylogią.
W Rozkrzyczanych Krainach minęły trzy lata, od ostatecznej wydawałoby się rozprawy ze Smoszczurami i jest to czas wystarczający, by rozstawić znanych nam bohaterów na nowych polach fabularnej planszy i dać czytelnikom nowy początek. Jeżeli autor chciał sprawdzić, jak historia sprawdzi się bez Madsa u sterów, jeśli jakimś cudem przeczyta moją opinię, to chciałbym potwierdzić, że tak i to z powodzeniem. Mads jest tylko jeden, ale dostał już swój happy end i zasługuje na zasłużony odpoczynek. Za to inni bohaterowie… to materiał na wiele historii.
Z chęcią zwiedziłbym inne rejony Rozkrzyczanych Krain. Tak jak w Ostrzach burzy gościmy w Głuchoborach, mogąc bliżej poznać ich historię i panujące w nich społeczne zależności. Rozbicie fabuły na kilku bohaterów i ich punkt widzenia doskonale się sprawdza. Dlatego z chęcią poczytałbym historie z Rozkrzyczanych Krain z innymi bohaterami w głównych rolach. Mads zawsze gdzieś tam będzie, gotowy by wspomóc swych przyjaciół. Autor stworzył tak genialny i rozległy świat przedstawiony, że aż żal go zostawiać.
Dlatego apeluję do wszystkich fanów Straceńców Madsa Voortena o dalsze zachęcanie autora do tworzenia w Rozkrzyczanych Krainach. Mads niech odpoczywa, ale Bielik i reszta mają przed sobą wiele do przeżycia. A ktoś musi ich historię opowiedzieć. Historie z Rozkrzyczanych Krain niech rozebrzmieją i dotrą do czytelników. Wszak równowaga jest krucha i zawsze znajdzie się ktoś lub coś gotowe ją zakłócić. Ostrza burzy polecam, jak i cały cykl i wierzę, że jeszcze poniesie się gromkie: Burza!!! Wiatr!!!
Po lekturze Ostrzy burzy jestem odrobinę zły na autora. Nie dlatego, że mimo wcześniejszych deklaracji o zakończeniu historii Madsa Voortena i jego Straceńców, wrócił do Rozkrzyczanych Krain. Ale dlatego, że teraz to definitywny koniec. A ja na to nie wyrażam zgody!
Ostrza burzy mają dla mnie jeden duży mankament – są za krótkie. Po pierwsze, Marcin Mortka nie odcina...
Dobre książki bronią się same, ale warto o nich mówić. Tak jest w przypadku najnowszej powieści Arkadego Saulskiego.
Czarne miecze to w mojej opinii rewelacyjna powieść. Nie jestem znawcą kultury Dalekiego Wschodu. Mało tego, nie jestem nawet jej wielkim fanem. Także nie ona przyciąga mnie w tej powieści. To, co jest dla mnie najważniejsze, to umiejętność autora do opowiadania o ludziach. O ich słabościach, lękach, małostkach, trawiącej ich nienawiści i rządzy zemsty. Ale jest też miejsce dla dobroci, honoru, odwagi i poświęcenia.
Być może się nie znam, być może tylko mi się wydaje, ale czytając Saulskiego poczułem to samo, co czytając Kresa. W tle wielka opowieść. Historyczne wydarzenia. Świat przypominający nasz. Lecz najważniejsza jest opowieść o ludziach w tym jednym momencie historii. Podczas lektury Czarnych mieczy towarzyszyło mi stale poczucie pewnej melancholii oraz smutku. Nawet, gdy działy się rzeczy radosne to podskórnie czułem, że bajka szybko się skończy i przyjdzie to, co nieuniknione.
Mistrz Kres jest tylko jeden, ale jeśli brakuje Wam takiego rodzaju literatury to zachęcam do Czarnych mieczy. Ja odnalazłem w tej książce to, co ostatecznie przekonało mnie i zachwyciło w Księdze Całości. Autor już w poprzedniej trylogii o Nipponie rozwinął skrzydła. W Czarnych mieczach wskoczył na jeszcze wyższy poziom. Klimatyczna historia wciągnęła mnie od początku. Mimo, że jest to prequelowa opowieść, towarzyszyło mi poczucie niepewności o los bohaterów i miałem ochotę zajrzeć na ostatnie strony, by sprawdzić jak zakończy się ta historia.
Mam ogromną nadzieję, że autor będzie tworzył dalej. Nie tylko w settingu dalekowschodnim. Przy takim rozwoju może nam dać jeszcze wiele solidnej literatury. W zalewie romantasy oraz fantasy, która nie odpowiada moim gustom, Czarne miecze to miła odmiana i coś, co daje mi wiarę, że jeszcze będą wydawane książki dla takiego czytelnika jak ja. Trzymam mocno kciuki, że autor trafi do szerszego grona odbiorców, bo naprawdę warto czytać takie książki. O niedoskonałych ludziach. O bohaterach pełnych skaz. O postaciach, które dzięki temu są nam bliskie. Nie wspomniałem o filmowo wręcz opisanych walkach na broń białą oraz malowniczo oddanych bitwach. O zachowanym dogłębnie realizmie, mimo fantastycznego świata przedstawionego. To wszystko jednak nie odwraca uwagi czytelnika od opowieści i bohaterów. Gorąco Wam polecam lekturę Czarnych mieczy. Naprawdę warto.
Dobre książki bronią się same, ale warto o nich mówić. Tak jest w przypadku najnowszej powieści Arkadego Saulskiego.
Czarne miecze to w mojej opinii rewelacyjna powieść. Nie jestem znawcą kultury Dalekiego Wschodu. Mało tego, nie jestem nawet jej wielkim fanem. Także nie ona przyciąga mnie w tej powieści. To, co jest dla mnie najważniejsze, to umiejętność autora do...
Opinia bez oceny, bo nie skończyłem lektury. Robiłem kilka podejść. Do wersji papierowej, ebooka. Próbowałem też słuchać. Nie poszło.
Nigdy nie zmuszam się do czytania, zwłaszcza gdy czytam dla przyjemności. W przypadku Szymka sprawa była inna niż zazwyczaj. Pomysł na książkę, fabuła oraz poruszane w niej problemy były jak najbardziej na plus. Za to kompletnie nie podszedł mi warsztat autora i sposób opowiedzenia przez niego tej historii. Być może zbyt surowy i miejscami brutalny styl. Nie wiem. Próbowałem i w końcu dałem sobie spokój.
Nie dziwią mnie pozytywne oceny, bo temat poruszany w książce jest trudny i ważny. Coś jednak nie zagrało, więc tym razem odpuszczam lekturę.
Opinia bez oceny, bo nie skończyłem lektury. Robiłem kilka podejść. Do wersji papierowej, ebooka. Próbowałem też słuchać. Nie poszło.
Nigdy nie zmuszam się do czytania, zwłaszcza gdy czytam dla przyjemności. W przypadku Szymka sprawa była inna niż zazwyczaj. Pomysł na książkę, fabuła oraz poruszane w niej problemy były jak najbardziej na plus. Za to kompletnie nie podszedł...
Książka w swoim gatunku jest bezkonkurencyjna. To takie rodzinne, ciepłe, ale i przygodowe oraz zabawne, udanie balansujące na granicy między parodią, a pełnym humoru fantasy. Jedyna w swoim rodzaju historia dla każdego. Autor nie boi się obśmiewać niektórych aspektów charakterystycznych dla gatunku, dlatego nawet przeciwnicy fantasy znajdą w niej coś dla siebie. Zaś fani Marcina Mortki odnajdą w niej same znajome i świetnie brzmiące nuty. Podczas słuchania bawiłem się genialnie. Nie raz się uśmiechnąłem, ale i z uwagą śledziłem losy poszczególnych członków Drużyny Kociołka. Powrót do Gryfa to czwarty tom cyklu, ale zupełnie świeży pod względem narracyjnym. Autor bawi się formą i daje głos pozostałym członkom ekipy. Na stosunkowo niewielkiej liczbie stron, daje zabłysnąć każdemu bohaterowi Drużyny. Absolutnie nie czuć zmęczenia materiału, za to widać, że autor nadal ma pełno pomysłów na ten cykl. Bardzo się z tego cieszę, bo należę do fanów Kociołka i czekam niezmiennie na kolejny tom przygód jego oraz Drużyny. Polecam z całego serduszka!
Książka w swoim gatunku jest bezkonkurencyjna. To takie rodzinne, ciepłe, ale i przygodowe oraz zabawne, udanie balansujące na granicy między parodią, a pełnym humoru fantasy. Jedyna w swoim rodzaju historia dla każdego. Autor nie boi się obśmiewać niektórych aspektów charakterystycznych dla gatunku, dlatego nawet przeciwnicy fantasy znajdą w niej coś dla siebie. Zaś fani...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Sięgnąłem z czystej ciekawości. Wydawnictwo niestety nie zadbało o szeroką promocję, ani nie dało szansy wcześniej zapoznać się chociaż z fragmentem powieści. Czytałem w ciemno i nie zawiodłem się.
Bardzo solidne fantasy. Pełne akcji. Ciekawe światotwórstwo oraz system magiczny. Bohaterowie, którym chce się kibicować.
Naprawdę warto sięgnąć i zapoznać się samemu. Warto wspierać naszych rodzimych autorów. Cieszy mnie, że drugi tom praktycznie tuż za rogiem. Polecam!
Sięgnąłem z czystej ciekawości. Wydawnictwo niestety nie zadbało o szeroką promocję, ani nie dało szansy wcześniej zapoznać się chociaż z fragmentem powieści. Czytałem w ciemno i nie zawiodłem się.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toBardzo solidne fantasy. Pełne akcji. Ciekawe światotwórstwo oraz system magiczny. Bohaterowie, którym chce się kibicować.
Naprawdę warto sięgnąć i zapoznać się samemu. Warto...