-
ArtykułyHeather Morris pozdrawia polskich czytelnikówLubimyCzytać3
-
ArtykułyTajemnice Wenecji. Wokół „Kochanka bez stałego adresu” Carla Fruttera i Franca LucentiniegoLubimyCzytać2
-
ArtykułyA.J. Finn po 6 latach powraca z nową książką – rozmowa z autorem o „Końcu opowieści”Anna Sierant1
-
ArtykułyZawsze interesuje mnie najgorszy scenariusz: Steve Cavanagh opowiada o „Adwokacie diabła”Ewa Cieślik1
Biblioteczka
2023-11-29
2023-08-30
Moja trzecia książka Kate Morton, przy której nachodzi mnie myśl, że jak to dobrze, że książki jej autorstwa zostały wznowione w serii książek, którą sobie cenię, bo bardzo możliwe, że przegapiłabym jej twórczość. Samo kolekcjonowanie tych pięknych wydań nie jest niczym złym, ale ja osobiście już dawno, bym tego nie robiła, gdyby ta butikowa seria swoimi historiami tak do mnie głęboko nie trafiała.
Lubię tę nieśpieszność w snuciu historii, którą serwuję nam autorka. Z tego względu zdaję sobie sprawę, że nie każdy się tutaj odnajdzie, bo można jej zarzucić, że przegaduje te opowieści i nie każda scena w książce ma ogromne znaczenie dla fabuły i spokojnie możnaby ją pominąć. Jednak dla mnie w tym tkwi jej urok, bo napisane i przetłumaczone jest to tak, że czuję się jakbym czytała i słuchała bajkę dla dorosłych. Polecam audiobooki książek autorki, bo słuchanie ich do snu jest idealnym ukołysaczem. 😉
Ta bajkowość dla mnie wypływa ze stylu pisania i odkrywania skrywanej tajemnicy, bo samej historii daleko do miłej bajki. Poruszana tematyka nie jest łatwa. Zazwyczaj i tak też tutaj jest, historia opiera się na różnych liniach czasowych. Tym razem dostajemy historię rozgrywającą się w roku 2011, 1941, 1961 i kluczowym pytaniu: jak dziecko (nieważne w jakim wieku) widzi swoich rodziców? Czy wizerunek kochającej matki, może zostać nadszarpnięty przez poznanie jej młodości? Branie się za szukanie odpowiedzi z przeszłości może boleć i zmienić obraz rodzica. Jest to trudna konfrontacja, ale uzmysławia, że każdy jest tylko osobą, która ma się prawo potknąć i chwała jej za to, gdy potrafi wykorzystać otrzymaną drugą szansę.
Znając książki autorki wiedziałam, że na końcu będzie niespodziewany zwrot akcji, który zatrzęsie całą poznaną historią, więc jak już się zabierzecie za czytanie Kate Morton to dajcie jej szansę do samego końca, bo te historie dopiero wtedy nabierają jeszcze zupełnie innego znaczenia. Ta książka była bardzo dobra, ale cały czas czekam na taką historię, która będzie od niej moim totalnym ulubieńcem. Jak nie, to taki poziom przyjemności z lektury też mi w zupełności wystarczy. 🤭
Moja trzecia książka Kate Morton, przy której nachodzi mnie myśl, że jak to dobrze, że książki jej autorstwa zostały wznowione w serii książek, którą sobie cenię, bo bardzo możliwe, że przegapiłabym jej twórczość. Samo kolekcjonowanie tych pięknych wydań nie jest niczym złym, ale ja osobiście już dawno, bym tego nie robiła, gdyby ta butikowa seria swoimi historiami tak do...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-06-25
„- Pytałeś, dlaczego nazwałem go Jutro - mówi mój pan. - Jutro to nadzieja, prawda? Z takim imieniem na pewno przetrwa.” 💙
Uważamy, że życie jest krótkie i drżymy przed wizją śmierci, a jednak trafiam na kolejną książkę, która obala mit cudownego wiecznego życia. Bo czymże jest nieśmiertelność, która dotyczy Ciebie i psa, a każda relacja która was spotyka musi się skończyć i poszerza tylko kolejne dziury w duszy.
Co robić, gdy czas przestaje mieć znaczenie? Skupić się na sobie i swojej pasji czy dzielić się uzyskaną wiedzą i nieść pomoc innym nurzając się w odmętach coraz to innych wojen? Jak ciężko nieść na swoich barkach historię pokoleń, która podnosi na duchu i przygniata jednocześnie?
Nie spodziewałam się, że będzie to tak historyczna i dojrzała książka, chociaż jej narratorem jest pies. Jak sprawnie autor będzie prowadził opowieść zahaczając o historię Europy od XIV do XIX wieku. Z drugiej strony, gdy jako pies masz już swoje lata i to daleko odbiegające od standardowych to nie dziwota, że obserwując ludzi nabierasz zupełnie innego spojrzenia na świat. Przy czym autor nie zrobił z naszego bohatera jakiegoś oderwanego od swojej psiej natury wielkiego myśliciela, bo nadal przy całym życiowym dorobku Jutra ta książka jest psią perspektywą zapachu, smaku, tropienia i czekania na swojego pana.
Dlaczego ten nieśmiertelny duet musiał się rozstać na dziesięciolecia? Czy Jutro znajdzie swojego pana? I kim jest tajemniczy mężczyzna przed którym uciekali nim się rozstali? To są już informacje, które sami musicie odkryć.
Mnie chwyciła i poniosła ta historia. Zaskoczyła swoją powagą i mocnymi scenami wojennych bitew. Pozwoliła ponownie przemyśleć motyw nieśmiertelności i tego do czego może prowadzić zazdrość i poczucie krzywdy, ale bez zapominania o tym, że przyjaźń i miłość jest najważniejsza. Z resztą nikt nie kocha tak mocno jak pies. 🐶🥺
„- Pytałeś, dlaczego nazwałem go Jutro - mówi mój pan. - Jutro to nadzieja, prawda? Z takim imieniem na pewno przetrwa.” 💙
Uważamy, że życie jest krótkie i drżymy przed wizją śmierci, a jednak trafiam na kolejną książkę, która obala mit cudownego wiecznego życia. Bo czymże jest nieśmiertelność, która dotyczy Ciebie i psa, a każda relacja która was spotyka musi się skończyć...
2023-03-23
Gdybyście spotkali osobę łudząco do siebie podobną to bylibyście zafascynowani czy przerażeni?
Nie jestem w stanie zliczyć, który to już raz jestem pod wrażeniem książki, która została napisana kilkadziesiąt lat temu. Gdy zaczęłam świadomie sięgać po powieści klasyczne to przekonałam się, że dostarczają mi tyle samo frajdy ile współczesne książki, a z resztą Daphne du Maurier już od jakiegoś czasu mogę uważać za jedną z moich ulubionych pisarek XX wieku.
Pytanie o sobowtóra wcale nie było przypadkowe, bo to główny wątek tej powieści. Angielski nauczyciel przyjeżdza do Francji i idąc chodnikiem spotyka ludzi, którzy zachowują się tak jakby ewidentnie go znali. On nie ma pojęcia o co chodzi, aż do momentu, gdy przypadkowo wpada na mężczyznę, który wygląda identycznie jak on. Okazuje się, że ów nieznajomy jest francuskim hrabią, który pragnie uciec od swojej rzeczywistości. Znajomość języków pozwala na swobodną konwersację między panami i spędzenie wspólnego wieczoru, po którym jeden z nich zostaje postawiony w tytułowej roli kozła ofiarnego.
Cała historia wciąga i zaskakuje. Balansuje na granicy moralności, bo raz bohater nie przejmuje się niczym uważając, że każdy jego występek zostanie przypisany na konto sobowtóra, a zaraz angażując się i widząc błędy poprzednika wchodzi w jego rolę po całości. Ta historia to ukazanie tego przewrotnego pragnienia bycia kimś innym i pokazanie, że zawsze wszystko wygląda lepiej z boku, a w środku jest zupełnie takie samo.
Co do zakończenia to nie jest tak spektakularne i zmieniające wszystko jak przyzwyczaiła nas autorka w innych swoich książkach, ale jak najbardziej wpasowało się w moje gusta. Nazwałabym je gorzkim, ale bardzo możliwym.
Gdybyście spotkali osobę łudząco do siebie podobną to bylibyście zafascynowani czy przerażeni?
Nie jestem w stanie zliczyć, który to już raz jestem pod wrażeniem książki, która została napisana kilkadziesiąt lat temu. Gdy zaczęłam świadomie sięgać po powieści klasyczne to przekonałam się, że dostarczają mi tyle samo frajdy ile współczesne książki, a z resztą Daphne du...
2023-03-06
Już wcześniej Daphne du Maurier swoimi książkami robiła na mnie wrażenie, więc nie mam pojęcia czemu zabierając się za pierwsze opowiadanie z tego zbioru pomyślałam, że przeczytam kilka stron i położę się spać. 😆
Tytułowe, a zarazem pierwsze w tym zbiorze „Ptaki” były dla mnie tak angażujące i pełne napięcie, że z żalem przyjęłam do wiadomości ich koniec. Z resztą to jedyne dla mnie opowiadanie, które urwało się za szybko. I tak na fali „Ptaków” w ciągu jednego wieczora przeczytałam jeszcze kolejne „Monte Verità”, które swoją tajemniczością, a zarazem ukazaniem zakończenia na początku, podkręciło moją chęć dowiedzenia się co tak naprawdę znajduję się w tych górach. Na jeden wieczór miałam dość, ale to tylko i wyłącznie ze względu na późną godzinę.
Potem poznałam historię osobliwej „Jabłonki”, która była nieoczywistą, ale jak najbardziej pasującą do autorki historią. Aż doszłam do „Prowincjonalnego fotografa” o romansie pewnej markizy i przez większość tego opowiadania miałam taki dysonans, że mi tutaj nie pasuje. Jednak jak to u Daphne du Maurier wszystko zmieniło się za sprawą zakończenia. Już tak dla mnie nie odstawało, chociaż gdzieś tam nadszarpnęło lekko ocenę, którą po trzech wcześniejszych opowiadaniach byłam skłonnna wystawić.
Za to przedostatnia historia „Pocałuj mnie jeszcze raz” była już powrotem na dobre tory i pełna napięcia czytałam historię poznania pewnej pary. Na koniec kolejne nieoczywiste opowiadanie „Stary”, które sugeruje nam inną fabułę niż okazuje się na końcu, a potem zostawia z myślą, że faktycznie wcześniej nic nie napisane było wprost, a tylko mój mózg dopowiedział sobie coś innego. Jako całość bardzo polecam i to trzecia z czterech przeze mnie przecztanych książek autorki, której wystawiam ocenę 9/10.
Już wcześniej Daphne du Maurier swoimi książkami robiła na mnie wrażenie, więc nie mam pojęcia czemu zabierając się za pierwsze opowiadanie z tego zbioru pomyślałam, że przeczytam kilka stron i położę się spać. 😆
Tytułowe, a zarazem pierwsze w tym zbiorze „Ptaki” były dla mnie tak angażujące i pełne napięcie, że z żalem przyjęłam do wiadomości ich koniec. Z resztą to...
2022-10-05
Jest labirynt z ciernistego żywopłotu, w którym bardzo łatwo się zgubić. Jednak, gdy już się uda znaleźć drogę wyjścia to trafia się na opuszczony ogród otoczony dookoła wysokiem murem. Kawałek dalej jest samotna chatka na klifie, która smagana wiatrem skrywa sekrety byłych mieszkańców. Głowne miejsca akcji tak idealnie oddają klimat i charakter tej książki, że się nimi posłużę. ✨
Ta historia jest tak zagmatwana jak ten labirynt i przejście przez niego może sprawić trudności. Dla mnie była to przyjemność przechodzić powoli przez karty powieści i odkrywać te drobne smaczki, które plątały się pod nogami niczym cierniste krzewy. Za odgrodzonym murem rozkwita ogród i zaglądnięcie co jest w jego środku przypomina bajkę. Kate Morton pisze tak, że czuję się jakbym czytała bajkę dla dorosłych. Nie ma tu magii, ale historia jest tak opisana, że czuję się tak jakby była. Jest spokojnie, choć opisane tu życia są burzliwe. Chatka na klifie jest punktem wyjścia i przez to, że tak stoi sama i opuszczona to w tej historii jest dla mnie dużo nostalgii. Każdy z bohaterów na swój sposób jest samotny.
Sama historia z resztą zaczyna się od tego, że mała dziewczynka sama przypływa z Anglii do Australii i nie pamięta jak się nazywa. Znajdują się na jej drodze dobrzy ludzie, ale historia swojego pochodzenia nie daje jej spokoju. Poznanie jej drogi powrotnej pozwala nam poznać też i inne ścieżki.
Po skończeniu książki wszystkie cechy, które można by obrać jako wady dla mnie były zaletami. Momentami przegadana, powolona i troszkę z początku za mocno skomplikowana. Ale w ogólnym rozrachunku to było takie dobre. 💛 Autentycznie czułam się lekko zaczarowana panującym klimatem. 🤭
Wiem, że taki styl można lubić albo i nie, więc odkryjcie ten „Zapomniany ogród” sami i się przekonajcie czy też będziecie pod takim urokiem jak ja.
Jest labirynt z ciernistego żywopłotu, w którym bardzo łatwo się zgubić. Jednak, gdy już się uda znaleźć drogę wyjścia to trafia się na opuszczony ogród otoczony dookoła wysokiem murem. Kawałek dalej jest samotna chatka na klifie, która smagana wiatrem skrywa sekrety byłych mieszkańców. Głowne miejsca akcji tak idealnie oddają klimat i charakter tej książki, że się nimi...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-08-04
Nie spodziewałam się, że po przewróceniu ostatniej strony najbardziej będzie mi przeszkadzać w tej historii, że to fikcja literacka. 🤭
Wiedziałam, że osoby w niej występujące czyli malarz Egon Schiele czy słynny Gustav Klimt istnieli naprawdę, tak samo jak tytułowe muzy, ale nie wiedziałam, że na ich prywatny temat jest tak mało informacji, że nawet ich cechy charakteru i wzajemne stosunki są pomysłem autorki.
Oczywiście oś czasu i znane informacje są tutaj zawarte, więc nie ma tu, aż takich odstąpień od rzeczywistości. Będę mieć z tyłu głowy, że to nie musiała być do końca prawda, ale i tak, gdy kiedyś trafię na obrazy Egona Schielego to pomyślę o Adele, Gertrude, Wally i Edith. 🧡
Cztery kobiety, które w przeróżny sposób zapłaciły za to, że ich oblicze zostało utrwalone na płótnie. Książka jest napisana pięknie i idealnie pasuje do tej serii wydawniczej, a jednocześnie jest bardzo dynamiczna. Wielkie uznanie dla autorki, że to jej debiut i tłumaczki, która oddała te wszystkie emocje.
Opowiedzenie historii każdej z kobiet w wybranej kolejności też ma swoje znaczenie i naprawdę po zakończeniu widzę ten sens. Mimo czasu, w którym się rozgrywa, czyli początek XX wieku w Wiedniu i wybuchającej w 1914 roku wojny nie jest to książka wojenna. Jest tłem historycznym i odgrywa rolę w fabule, ale największe znaczenie ma tutaj sztuka Schielego, który malował odważne kobiece akty i musiał się mierzyć z ostracyzmem, a dopiero później z docenieniem. Z resztą jak to często bywa w takich przypadkach, podziw jego dzieła otrzymały już po jego śmierci.
Doceniam to, że dzięki tak podanej historii w książce dowiedziałam się więcej na temat sztuki w rzeczywistości. Czerpać wiedzę można z przeróżnych źródeł, a jej przystępność w odbiorze potęguje tylko chęci w poznawaniu jej dalej.✨
Nie spodziewałam się, że po przewróceniu ostatniej strony najbardziej będzie mi przeszkadzać w tej historii, że to fikcja literacka. 🤭
Wiedziałam, że osoby w niej występujące czyli malarz Egon Schiele czy słynny Gustav Klimt istnieli naprawdę, tak samo jak tytułowe muzy, ale nie wiedziałam, że na ich prywatny temat jest tak mało informacji, że nawet ich cechy charakteru i...
2022-05-16
Przeczytane przeze mnie wcześniej „Rebeka” i „Moja kuzynka Rachela” można powiedzieć, że oszukiwały mnie w jakimś sensie swoją treścią. Czytasz i myślisz jedno, a autorka prowadzi nas w zupełnie inną stroną. Jak przy „Rebece” bardzo mi się to spodobało, tak przy Racheli już nie bardzo.
Jeżeli chodzi o „Oberża na pustowiu” to wreszcie dostałam od początku do końca to czego oczekiwałam, a może mogę nawet napisać, że przerosło moje oczekiwania. Nie wiedziałam, że tak zżyję się z główną bohaterką Mary Yellan, którą los rzucił na pustkowie, gdzie wpadła w sam środek czystego zła i brutalności.
To zło nosi imię i nazwisko: Joss Merlyn, który jest mężem ciotki, do której po zostaniu samej na świecie przyjechała Mary. Do oberży, w której zamieszkała Mary nikt o dobrym sercu nie zagląda, bo po miastach krążą wieści do czego dopuszcza się jej właściciel. Ode mnie się tego nie dowiecie, ale scena, gdzie Mary musi uczestniczyć w procederze wuja jest przejmująca.
Po tym wpada w lekki marazm, ale i rodzi się w niej chęć, by wyciągnąć ciotkę z tego piekła. Śledzimy drogę Mary ku wolności i doprowadzeniu do sprawiedliwego wymierzenia kary. Mały minus ode mnie, że od razu się domyśliłam, że jedna z postaci nie ma mimo swojego zawodu dobrych intencji i czułam, że jest w to zamieszana. Poza tym podobał mi się wątek romantyczny, który przysporzył naszej bohaterce sporych wątpliwości, które Daphne du Maurier dobrze wplotła, by przegonić ten mrok, który jest od samego początku powieści.
Jestem zdecydowanie zauroczona tą powieścią, choć jest ona raczej z tych smutnych, ale trafia się na szczęście ta iskierka nadziei. „Oberża na pustkowiu” zrobiły na mnie naprawdę duże wrażenie. Zdarza mi się napisać, że między mną, a książką nie klika, a tu niespodziewanie kliknęło i to jak. 💙
Przeczytane przeze mnie wcześniej „Rebeka” i „Moja kuzynka Rachela” można powiedzieć, że oszukiwały mnie w jakimś sensie swoją treścią. Czytasz i myślisz jedno, a autorka prowadzi nas w zupełnie inną stroną. Jak przy „Rebece” bardzo mi się to spodobało, tak przy Racheli już nie bardzo.
Jeżeli chodzi o „Oberża na pustowiu” to wreszcie dostałam od początku do końca to czego...
2022-03-27
Starałam się podejść do tej książki z czystą głową, ale nie potrafiłam do końca tego zrobić, gdy dwie poprzednie książki autorki, które czytałam tak bardzo mi się podobały, że otrzymały ode mnie najwyższą możliwą ocenę. 🥰
„Czarne skrzydła czasu” już od samego wstępu zaczęły mnie czarować swoim językiem, którym posługuje się autorka. Bardzo odpowiada mi jej styl pisarski i gdybym nie widziała kto napisał tę książkę to od razu bym wskazała na Diane Setterfield. Płynęłam przez tę książkę i rozdziały same uciekały mi pod palcami.
Niestety ta płynność w czytaniu i miły dla mego oka styl nie szedł w parze z fabułą, która mnie tak po prostu rozczarowała. Tak się zastanawiałam co mogę wam napisać w opinii, gdy mam zarzuty do fabuły, by jednocześnie nie zdradzić za wiele. Postaram się dać takie ogólniki, które nie powinny wam odebrać przyjemności poznania treści.
Postać kruków, które miały dodać tej historii realizmu magicznego były dla mnie zbędne i trochę nie umiejętnie wpływały na tę fabułę. William nie był złym dzieckiem i już na początku dowiadujemy się, że zestrzelenie kruka z procy nie wiązało się w jego głowie z czymś złym tylko od razu tego żałował. Nie spodobało mi się, że to wydarzenie taki potem miało wpływ na jego życie i to jeszcze w tak druzgoczący sposób. Bardzo nie trafiona kara do winy.
Z drugiej strony śmierć, która go otaczała nie była, aż tak szybka i niespotykana. Każdy odchodził w swoim czasie, a tym bardziej, że w XIX wieku choroba, która dziś dla nas nie jest tak niebezpieczna, wtedy kładła całe wioski.
Wyciągnięcie wniosków, a raczej ich brak w tej sytuacji sprawiło, że ciężko polubić głównego bohatera. Dużo w tej książce jest opisów funkcjonowania fabryki włókienniczej i domu handlowego, a mało przemyśleń Williama, który mam wątpliwość czy na końcu swojej ziemskiej drogi zrozumiał co jest najważniejsze w życiu. Puenta tej książki jest taka ucięta, tak mało wniosła do mojego czytelniczego życia. Po przeczytaniu poczułam się zawiedziona, więc styl podciąga moją ocenę o jeden stopień i zostawiam 6/10.
Starałam się podejść do tej książki z czystą głową, ale nie potrafiłam do końca tego zrobić, gdy dwie poprzednie książki autorki, które czytałam tak bardzo mi się podobały, że otrzymały ode mnie najwyższą możliwą ocenę. 🥰
„Czarne skrzydła czasu” już od samego wstępu zaczęły mnie czarować swoim językiem, którym posługuje się autorka. Bardzo odpowiada mi jej styl pisarski i...
2021-10-29
Filip Ashley po stracie rodziców został wychowany przez wujka Ambrożego, który przez długie lata utrzymywał swój kawalerski stan. Z powodu słabego zdrowia wyjechał do Włoch zostawiając Filipa, by podczas jego nieobecności zajmował się posiadłością. W liście Ambroży zawiada Filipa o swoim ożenku z Rachelą. Pojawiające się później listy od Ambrożego o swojej żonie wywoływały niepokój u Filipa. Niestety pogarszające się zdrowie Ambrożego prowadzi do jego śmierci, a do Anglii po kilku miesiącach przybywa kuzynka Rachela. Filip stroniący wcześniej od kobiety nie może oprzeć się jej urokowi. Czy Rachela przyniesie mu zgubę czy wielkie szczęście?
Ta książka ma taki powolny klimat, który może miejscami nużyć czytelnika. Przyznaję, że czasami można odczuć gęstą atmosferę danej sytuacji. Daphne du Maurier trochę się tu z nami bawi dając nam praktycznie gotowe rozwiązanie tej sytuacji. Co sprawiło, że byłam trochę zawiedziona. Wszyscy widzą do czego zmierza Rachela oprócz głównego bohatera.🤔
Jednak to właśnie zakończenie, które też zmieniło wszystko w poprzedniej książce autorki "Rebece" nadaje tej książce nowego wydźwięku. Nie wiem czy tak do końca odpowiada mi to niedopowiedzenie w zakończeniu, ale na pewno nadaje inny charakter całości co uważam za jej plus, bo bałam się że to będzie takie oczywiste. Niemniej podnosi to moją ocenę, ale nie sprawia, że jestem zachywcona tą powieścią. Osobiście czegoś mi zabrakło, by ta książka spodobała mi się tak jak "Rebeka". Miałam dać ocenę 6/10, ale zakończenie podnosi ją do 7/10.
Filip Ashley po stracie rodziców został wychowany przez wujka Ambrożego, który przez długie lata utrzymywał swój kawalerski stan. Z powodu słabego zdrowia wyjechał do Włoch zostawiając Filipa, by podczas jego nieobecności zajmował się posiadłością. W liście Ambroży zawiada Filipa o swoim ożenku z Rachelą. Pojawiające się później listy od Ambrożego o swojej żonie wywoływały...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2021-07-22
Chciałam jak najszybciej skończyć tę książkę z dwóch powodów. Po pierwsze byłam mocna pochłonięta historią zamku Mildehurst i jego tajemnicami, a po drugie chciałam już uwolnić się od tego kokonu smutku, który mnie otaczał podczas czytania.
Autorka potrafi tak czarować nas swoim piórem, ze przez długie opisy się płynie, a obok tych słów nie możemy przejść obojętnie. Miałam ochotę wskoczyć między strony i zmienić bieg wydarzeń na mniej niesprawiedliwy.
Zbrodnie z przeszłości, które płytko zakopane nigdy nie zostały do końca pogrzebane i ciążą nad głowami sióstr Blythe. Niedopowiedzenia na przestrzeni dziesięcioleci doprowadzają do obłędu i nawet prawda nie jest w stanie wyzwolić znękane dusze.
W książce znajdziecie miłość, która wymaga poświęceń i możemy się tylko zastanowić czy czasami warto, aż tak. Chociaż też musimy wziąć pod uwagę czasy, w których przyszło żyć naszym bohaterom, bo wojna zmienia pojęcia obowiązku.
Powieść jest raczej z tych powolnych, kiedy to każde słowo musi wybrzmieć. Myślę, że jak czytaliście książki Diane Setterfield to wiecie o co mi chodzi i „Milczący zamek” również wam się spodoba.
Od siebie gorąco polecam.
Chciałam jak najszybciej skończyć tę książkę z dwóch powodów. Po pierwsze byłam mocna pochłonięta historią zamku Mildehurst i jego tajemnicami, a po drugie chciałam już uwolnić się od tego kokonu smutku, który mnie otaczał podczas czytania.
Autorka potrafi tak czarować nas swoim piórem, ze przez długie opisy się płynie, a obok tych słów nie możemy przejść obojętnie. Miałam...
2021-06-21
"Pieśń o Achillesie" czaruje mnie swoją historią i świetnym stylem pisarskim autorki. Wiecie co jest dla mnie wyznacznikiem naprawdę dobrej książki? Cisza po przeczytaniu, gdy ten ogrom emocji jest tak duży, że pozostaje mi tylko cisza.
Ile w tej książce było uczucia, smutku i radości, chwały i hańby, okrucieństwa i łaskawości. Urzekło mnie jeszcze, że to nie Achilles opowiada o sobie, a jego najbliższy przyjaciel, jego miłość Patroklos, który w mitologii jest raczej drugoplanową postacią, a tu został głównym bohaterem. Myślę, że dokładnie tak w życiu jest, że osoby z boku widzą więcej i potrafią lepiej dostrzec szczegóły, które idealnie dopełniają całą historię. Ta książka jest taka ożywcza i nadaje zupełnie inne spojrzenie na postać Achillesa, którą znamy ze szkoły. "Kirke" była dla mnie bardzo dobrą opowieścią, ale "Pieśń o Achillesie" to jeszcze wyższy poziom. Dla mnie to powieść kompletna, której nic nie brakuje. Czuję się wzruszona i ukołysana dźwiękami liry.
"Pieśń o Achillesie" czaruje mnie swoją historią i świetnym stylem pisarskim autorki. Wiecie co jest dla mnie wyznacznikiem naprawdę dobrej książki? Cisza po przeczytaniu, gdy ten ogrom emocji jest tak duży, że pozostaje mi tylko cisza.
Ile w tej książce było uczucia, smutku i radości, chwały i hańby, okrucieństwa i łaskawości. Urzekło mnie jeszcze, że to nie Achilles...
2021-04-05
Jak wielką przyjemność sprawiłby mi bal kostiumowy w Manderly szczególnie teraz, gdy większość czasu spędzamy w domu. Co prawda pani de Winter na temat tego balu miałaby odmienne zdanie, ale nie zawsze w życiu wychodzi tak jakbyśmy chcieli.🤨
Posiadłość Manderly jest tak świetnie opisana łącznie z przylegającym do niej lasem i zatoką, że miło było mi tamtędy pospacerować. 💙
Powieść pochłaniająca i zaskakująca. Nawet do końca nie wiemy jak miała na imię główna bohaterka, która opowiada nam swoją historię.🤔
Niedopowiedzenia, które doprowadzają do nie pewności. Możemy zajrzeć w głąb psychiki bohaterki i przekonać się jak często interpretuje świat przez swoje doświadczenie i małą wiarę w siebie, gdzie rzeczywistość prezentuje się zupełnie inaczej.
Z drugiej strony jest to tak prawdziwe, że przejmujemy się opinią innych i myślimy o sobie sami często gorzej niż nasze otoczenie. Książka została napisana ponad 80 lat temu, a takie myślenie nadal się nie zmienia, chociaż widać, że zaczynamy z tym walczyć.💪
Historia miłosna z tragedią, która wydarzyła się przed rokiem i osiada na tej historii niczym mgła.
Tajemnica śmierci pierwszej żony Maxima de Wintera zaskakuje swoim rozwiązaniem i stawia przed nami pytania natury moralnej.
Osobiście bardzo mi się podobała i nie zmieniłabym w niej nic.🤩
Jak wielką przyjemność sprawiłby mi bal kostiumowy w Manderly szczególnie teraz, gdy większość czasu spędzamy w domu. Co prawda pani de Winter na temat tego balu miałaby odmienne zdanie, ale nie zawsze w życiu wychodzi tak jakbyśmy chcieli.🤨
Posiadłość Manderly jest tak świetnie opisana łącznie z przylegającym do niej lasem i zatoką, że miło było mi tamtędy pospacerować....
2021-03-17
Po zachwytach nad twórczością Diane Setterfield postanowiłam przeczytać kolejną książkę z serii butikowej wydawnictwa Albatros licząc na podobną historię z zakresu literatury piękno-obyczajowej.
Sięgnełam po „Syrenę i panią Hancock”, która niestety swoją historią mnie nie wciągnęła. 🤨
Było w pewnym momencie z pięćdziesiąt stron już za połową książki, gdzie nawet zaczęłam patrzeć się przychylniejszym okiem na tę historię, ale znowu wszystko zaczęło zmierzać w początkowym kierunku.
Ciężko mi się czytało tą książkę i nie wynika to z toksycznych relacji bohaterów, bo przecież nie raz czytałam o trudnych charakterach, egoizmie i nie miało to wpływu na odbiór książki, bo taka historia dobrze opowiedziana była powodem do przemyśleń i zastanowienia się dlaczego bohater tak postąpił.
Tutaj męczyłam się z relacją przypominającą mi iście Wokulskiego i Izabelę Łęcką z powieści „Lalka” Bolesława Prusa.
Gdzie ta tytułowa syrena? Może też liczyłam na baśniową opowieść dla dorosłych, a dostałam więcej niewiadomych „metafor”, których nie rozumiałam i nawet nie miałam ochoty ich zgłębiać.
Historia została napisana ładnym językiem i jak najbardziej pasuje do serii butikowej, ale moich myśli nie będzie zaprzątać, a może będzie, bo po czasie nigdy nic nie wiadomo. 🤔
Po zachwytach nad twórczością Diane Setterfield postanowiłam przeczytać kolejną książkę z serii butikowej wydawnictwa Albatros licząc na podobną historię z zakresu literatury piękno-obyczajowej.
Sięgnełam po „Syrenę i panią Hancock”, która niestety swoją historią mnie nie wciągnęła. 🤨
Było w pewnym momencie z pięćdziesiąt stron już za połową książki, gdzie nawet zaczęłam...
2021-03-13
Jakaż to była wielka przyjemność poznać historię „Trzynastej opowieści”. 💚 Niby się spodziewałam, że może mi się spodobać, bo „Była sobie rzeka”, która wyszła spod pióra tej samej autorki była jedną z książek tamtego roku, która otrzymała ode mnie ocenę 10/10.
Jak pisałam, że przez historię w „Była sobie rzeka” się płynie, tak przez „Trzynastą opowieść”, na której widnieje drzewo idzie w tę historię wrosnąć od pierwszych stron i zapuścić korzenie.🌳
Dwie bohaterki, które z pozoru nic nie łączy, a nawzajem są sobie bardzo potrzebne.💚
Ogromna miłość do książek przebijająca z kart tej książki zadowoli każdego książkoholika, bo dawno nie czytałam tak pięknych słów na temat naszej pasji. Znajdziemy też odniesienia do klasycznej literatury i ostrzegam, że jak ktoś nie czytał „Dziwnych losów Jane Eyre” to powinien uważać na tę książkę, bo dowiadujemy się co dzieje się w powieści Charlotte Bronte. Ja nie mam problemu z taką informacją, a wręcz zachęciło mnie to, by kiedyś poznać historię Jane, ale zdaję sobie sprawę, że części z was może się to nie podobać, więc ostrzegam. 😉
Historia zamknięta tajemnicą, którą z każdą przewróconą stroną odkrywamy coraz bardziej. Nie za szybko, ale też nie wolno, więc nie ma mowy o fabularnych przestojach.
Piękny język, którym posługuje się Diane Setterfield sprawia, że czujemy się jakbyś czytali najlepszą baśń. ✨✨
Zakończenie bardzo mi się podobało i nie może być inaczej tę książkę oceniam 10/10, a Diane Setterfield wpisuję na listach moich ulubionych autorów.
Jakaż to była wielka przyjemność poznać historię „Trzynastej opowieści”. 💚 Niby się spodziewałam, że może mi się spodobać, bo „Była sobie rzeka”, która wyszła spod pióra tej samej autorki była jedną z książek tamtego roku, która otrzymała ode mnie ocenę 10/10.
Jak pisałam, że przez historię w „Była sobie rzeka” się płynie, tak przez „Trzynastą opowieść”, na której widnieje...
2020-08-06
"Zaczyna się opowieść..."
Płynąca jak rzeka,
czasami powolna,
ale nigdy nużąca.
Łącząca losy trzech rodzin w jednej gospodzie nad Tamizą.
Jest też dziewczynka, która była martwa, a po godzinie zaczęła oddychać. Cud?
Historia napisana pięknym językiem przepełniona realizmem magicznym. Nie brakuje w niej zwrotów akcji, ludzkich tragedii i nadziei na lepsze jutro.
Znajdziemy tu dobrych ludzi, którzy emanują miłością i nas ją otulają.
Historia zaskakująca z nieoczywistym zakończeniem.
Z moją ukochaną sceną kończącą historię rodziny Armstrongów, gdy oczy zaszły mi łzami.
Tak się cieszę, że taka piękna treść dostała taką wyjątkową oprawę.
"Zaczyna się opowieść..."
Płynąca jak rzeka,
czasami powolna,
ale nigdy nużąca.
Łącząca losy trzech rodzin w jednej gospodzie nad Tamizą.
Jest też dziewczynka, która była martwa, a po godzinie zaczęła oddychać. Cud?
Historia napisana pięknym językiem przepełniona realizmem magicznym. Nie brakuje w niej zwrotów akcji, ludzkich tragedii i nadziei na lepsze jutro.
Znajdziemy...
2021-03-28
Mam słabość do książek autorstwa Kate Morton, bo pochłania mnie sposób w jaki przekazuje historię.
Autorka w swoich powieściach łączy teraźniejszość z przeszłością i to jak przedstawia XX wiek w swoich książkach sprawia, że zdarza mi się zapomnieć, że czytam książki współczesnej autorki, a nie takiej, która żyła w tamtych czasach.
Co prawda przy czwartej książce jej autorstwa, którą przeczytałam, czyli „Domie w Riverton” widzę powtarzający się schemat w jej książkach, ale z drugiej strony jak dobrze się czuję w takiej konwencji i jej to wychodzi to może niech tak zostanie. Chociaż na tle przeczytanych przeze mnie książek „Dom w Riverton” najmniej mnie wchłonął w siebie. Nie upatrywałabym w tym tego, że to jej debiut, bo naprawdę ciężko to rozpoznać. I żebyśmy się dobrze zrozumieli to nie jest tak, że książka była zła, bo była bardzo dobra, tylko mając porównanie takie miałam odczucia.
Moje emocje zawsze na końcu się podnoszą, bo w moich oczach Kate Morton świetnie sobie radzi z zakończeniami, które potrafią zmienić odczucia co do całości, gdy już wiem po co było rozwlekać jakiś fragment. Z resztą książki autorki nie należą do szybkich powieści i wcale nie mam tu na myśli tylko ich objętości, a sposobu opisania wydarzeń z dużą szczegółowością, która może część czytelników zmęczyć. Mi dają dobry obraz całości i takie poczucie wypełnienia.
Narratorką tej książki jest Grace, która była służącą w Riverton. Teraz jako prawie stulatka powraca myślami do Riverton za sprawą kręconego filmu, którego wątkiem jest tragedia, która wydarzyła się tam w 1924 roku. Grace jako naoczna świadkini tamtych zdarzeń do końca pozostaje lojalna wobec swoich pracodawców, ale zostawia nagrane kasety z tym co się tam naprawdę wydarzyło swojemu wnukowi.
Historia jest pełna składowych części, które świetnie ze sobą współgrają. Ukazuje też potęgę tego jak z pozoru nic nie znaczące kłamstwo kiedyś, może zniszczyć kilka żyć później. Ocena spowodowana trochę mniejszym zaangażowaniem z mojej strony niż przy innych powieściach autorki, a nie do końca samą treścią.
Mam słabość do książek autorstwa Kate Morton, bo pochłania mnie sposób w jaki przekazuje historię.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toAutorka w swoich powieściach łączy teraźniejszość z przeszłością i to jak przedstawia XX wiek w swoich książkach sprawia, że zdarza mi się zapomnieć, że czytam książki współczesnej autorki, a nie takiej, która żyła w tamtych czasach.
Co prawda przy czwartej książce jej...