Oktawia

Profil użytkownika: Oktawia

Poznań Kobieta
Status Czytelniczka
Aktywność 6 lata temu
40
Przeczytanych
książek
96
Książek
w biblioteczce
40
Opinii
1 047
Polubień
opinii
Poznań Kobieta
Dodane| Nie dodano
Oktawia Gilbert, studentka uniwersytetu medycznego, od niedawna poznanianka, od zawsze miłośniczka książek, od kilku lat romansoholiczka. Literatura kobieca nie jest jej obca.

Opinie


Na półkach: , ,

Mia Sheridan jest poczytną amerykańską autorką książek z gatunku New Adult i romansu współczesnego. Autorka wpadła na interesujący pomysł utożsamiania swoich książkowych bohaterów ze znakami zodiaku. Niestety w Polsce jej książki nie tworzą jednej spójnej całości, gdyż prawa do nich wykupiły dwa wydawnictwa: Otwarte i Septem. Jednak niezależnie od tego, od którego wydawcy pochodzą jej książki, zawsze są one bardzo uczuciowe i zapadają w pamięć głównie dzięki bohaterom, którzy doświadczyli ciężkiego losu, ale jest w ich tragediach coś innego, coś co wyróżnia się na tle książek z gatunku New Adult, coś co od razu przywodzi na myśl jedno nazwisko: Mia Sheridan. Z początkiem sierpnia bieżącego roku w księgarniach pojawiła się najnowsza książka autorki - "Bez uczuć". Czy utrzymuje ona poziom swoich poprzedniczek?

Brogana i Lydię poznajemy jako nastolatków. Ona jest córką właściciela dobrze prosperującej firmy budowlanej, wychowuje się w dużej rezydencji z jeszcze większym ogrodem, żyje w dostatku i nie martwi się o jutro. On jest synem ogrodnika De Havillandów, który bardzo często wykonuje obowiązki ojca i dzięki swojemu genialnemu, matematycznemu umysłowi doprowadza ogród swoich pracodawców do geometrycznej perfekcji. Chłopak podkochuje się w Lydii i ta miłość łamie mu serce. Zraniony i poniżony opuszcza rezydencję De Havillandów bez żadnych perspektyw, mając na głowie ojca alkoholika i chorą siostrę. Znika z życia Lydii na siedem długich lat. W tym czasie sytuacja obu stron zmienia się diametralnie. Odziedziczona przez Lydię firma budowlana wisi na włosku bankructwa, a na domiar złego jej uzależniony od hazardu brat przegrywa ją w karty. Firma trafia w ręce pozbawionego uczuć, rządnego zemsty Brogana, który niczego bardziej nie pragnie, jak odegrać się na Lydii za wydarzenia z przeszłości.


Najnowsza powieść Mii Sheridan "Bez uczuć" opiera się na schemacie: od nienawiści do miłości, co w zasadzie można podciągnąć pod mój ulubiony romansowy motyw, a mianowicie "kto się czubi, ten się lubi". Czy jestem usatysfakcjonowana realizacją tego motywu? Nie. Czy jestem usatysfakcjonowana tą książką, mając w pamięci, że wyszła spod pióra pani Sheridan? Nie. Naprawdę czuję potężny niedosyt w stosunku do tej powieści. Czekałam na nią z ogromnym zniecierpliwieniem i pełna nadziei czytałam kolejne pozytywne recenzje na jej temat, a w mojej głowie powstawał obraz książki dorównujący poziomem innej powieści autorki - "Bez słów". I naprawdę staram się zrzucić moje rozczarowanie na karb tego, że stworzyłam sobie wyidealizowaną wizję tej książki, ale mi nie wychodzi... Po prostu "Bez uczuć" jest najsłabszą książką autorki wydaną przez wydawnictwo Otwarte. Co więcej, jest najmniej "sheridanową" książką Mii Sheridan...

W zasadzie cały początek książki, który miał miejsce, gdy bohaterowie byli jeszcze nastolatkami, jest dla mnie totalnie bezsensowny. Nie zdziwiłabym się, gdyby coś takiego wyszło spod pióra początkującej autorki, która podczas pisania książki czerpała ze swoich nastoletnich pomysłów, ale jest to niedopuszczalne w przypadku Mii Sheridan, która ma już wieloksiążkowe doświadczenie i zaskarbiła sobie swoimi historiami serca tysięcy czytelników. Byłam taka zażenowana, że nie mogłam przebrnąć przez początek tej książki. Gdy akcja przenosi się o siedem lat do przodu jest już zdecydowanie lepiej, jednak w dalszym ciągu dalece od ideału. Nie potrafię sobie wyobrazić, że dorośli ludzie w prawdziwym życiu tak się zachowują. Właściwie cały trzon książki, który opiera się na chęci zemsty Brogana na Lydii, jest na poziomie nastolatka, który nie potrafi sobie radzić z odrzuceniem, a nie dorosłego mężczyzny w dodatku słynącego z tak genialnego umysłu. Ale udało mi się to jakoś zaakceptować. Kolejny zgrzyt napotkałam przy próbie wprowadzenia przez autorkę wątku sensacyjnego dotyczącego brata Lydii. Był on nieco chaotyczny, niespójny i tak naprawdę zupełnie nieciekawy. Jednak gdyby go wyciąć, nie byłoby żadnej intrygi pomiędzy Broganem i Lydią, a książka nie miałaby sensu. I właśnie dochodzę do wniosku, że "Bez uczuć" opiera się na bzdurnych i nieciekawych pomysłach.

Jednak są elementy, które ciągną książkę do góry. Brogan jest Irlandczykiem i z tego powodu pojawiło się w powieści wiele ciekawych irlandzkich motywów. Mi osobiście najbardziej podobało się wprowadzenie do dialogów sformułowań pochodzących z języka gaelickiego, który jest również używany w Szkocji, a już nie raz podkreślałam moją fascynację Szkocją. Oprócz tego jasnym punktem "Bez uczuć" był Fionn, przyjaciel Brogana, który wyciągnął do niego rękę, gdy ten znajdował się w najgorszym momencie swojego życia. Bardzo entuzjastyczna, zabawna i zapadająca w pamięci postać. Szkoda, że jedyna w tej książce.

http://babskieczytanki.blogspot.com/2017/09/bez-uczuc-mia-sheridan.html

Mia Sheridan jest poczytną amerykańską autorką książek z gatunku New Adult i romansu współczesnego. Autorka wpadła na interesujący pomysł utożsamiania swoich książkowych bohaterów ze znakami zodiaku. Niestety w Polsce jej książki nie tworzą jednej spójnej całości, gdyż prawa do nich wykupiły dwa wydawnictwa: Otwarte i Septem. Jednak niezależnie od tego, od którego wydawcy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Kim był król Artur? Wszyscy zgodnie chórem odpowiadamy: legendarnym celtyckim władcą Brytów, żyjącym najprawdopodobniej w V lub VI wieku naszej ery. I słowo "legendarny" jest tutaj kluczowe, gdyż istnieje niewiele dokumentów poświadczających jego istnienie, a ich rzetelność bardzo często jest wątpliwa. Najbardziej prawdopodobne jest to, że Artur to zlepek różnych walecznych postaci, które żyły w niedużym odstępie czasu po upuszczeniu Brytanii przez Rzymian, który dla wygody został utożsamiony z nieznanym z imienia synem Uthera Pendragona, który odziedziczył po nim tron i władzę. W celu uatrakcyjnienia historii Artura z czasem stopniowo zaczęto wzbogacać ją o kolejne postaci: Merlina, Lancelota, Ginewrę, Panią Jeziora, a także przedmioty - symbole: Excalibur, Camelot, Okrągły Stół. Wkrótce nawet chrześcijanie zaczęli wykorzystywać legendę o Arturze [przypomnę, że był on Celtem] i wprowadzili do niej Świętego Graala, chociaż podejrzewa się, że Artur, jeśli faktycznie żył, mógł wcale o nim nie słyszeć. Współcześni twórcy często czerpią z tej legendy i bardzo swobodnie ją interpretują. Jednym z takich twórców jest znany autor powieści historycznych Bernard Cornwell.

Pewnego zimowego dnia, z pomocą dawnych bogów przywołanych przez Morganę, na świat przychodzi kalekie dziecko - Mordred, wnuk króla Dumnonii, Wielkiego Króla Brytanii, Uthera Pendragona. Jest on jego jedynym dziedzicem, gdyż jego ojciec, który również miał na imię Mordred, zginął w walce z Saksonami, a Uther nie miał więcej dzieci z prawego łoża. Król, czując że jego dni są policzone, wyznacza małemu Mordredowi opiekunów: Gundleusa - króla Sylurii, Owaina - czempiona Uthera i naczelnego wodza Dumnonii, Merlina - druida i władcę Awalonii oraz, za namową naczelnej rady, Artura, nieślubnego syna Uthera i Igraine, który wypadł z łask ojca w dniu, w którym zginął Mordred. Mają oni czuwać nad małoletnim królem i strzec dla niego tronu Dumnonii. Gdy Artur przybywa do królestwa, wielu jest pewnych, że ma najlepsze zadatki na ich władcę i siłę, która ma szansę pokonać napierających na Brytów Saksonów. Jest on walecznym, prawym i honorowym człowiekiem o ogromnym miłosierdziu, jednak jak każdy ma swoje słabe punkty. A słabym punktem Artura była Ginewra.

Czytając "Zimowego monarchę" przyglądałam się już bodajże piątej wersji legendy o królu Arturze. Wcześniej zaliczyłam dwa seriale: "Przygody Merlina" oraz znacznie słabszy "Camelot", film z Seanem Connerym "Rycerz króla Artura", a w tym roku produkcję z Charliem Hunnamem "Król Artur: Legenda Miecza". Każdy z tych tekstów kultury pokazał mi coś innego i doszłam do wniosku, że tak naprawdę nic nie wiem na temat króla Artura - moje informacje wzajemnie sobie przeczą, nic nie składa się w jedną spójną całość. Raz Excalibur jest mieczem z kamienia, innym razem Artur dostaje go od Pani Jeziora, a w kolejnej wersji od Merlina. Czasami Artur jest królem, czasami nim nie jest. A wczoraj w dwumiesięczniku "Świat Wiedzy. Historia" przeczytałam, że król Artur najprawdopodobniej wcale nie istniał. Nie da się być mądrym w tej sprawie. Jakie podejście ma do tego Bernard Cornwell? Właściwie podobnie jak ja jest zagubiony jeżeli chodzi o postać króla Artura, natomiast ma sporą wiedzę na temat czasów, w których prawdopodobnie żył. Tak więc "Zimowy monarcha" jest tak naprawdę książką o czasach arturiańskich, wzbogaconą o legendarne przesłanki, gdzie pojawiają się postaci, które z większym lub mniejszym prawdopodobieństwem istniały naprawdę. I ja sama nie nazwałabym tej powieści książką o królu Arturze, ponieważ jest go w niej mniej, niż można się było tego spodziewać. Tytułowy Zimowy Monarcha to Mordred, ale i nie o nim jest ta pozycja. Tak naprawdę książka ma formę wspomnień Derfela Cadarna, podopiecznego Merlina saksońskiego pochodzenia, z czasem wojownika Artura (a to drugie zgadza się ze współczesnymi podaniami), które są przez niego spisywane dla królowej Powys Igraine, zafascynowanej legendami o walecznym Arturze. Więc tak naprawdę przyglądamy się życiu Derfela, który co jakiś czas spotyka na swojej drodze Artura, ale większość książki przebywają oddzielnie, któremu zdarza się rozmyślać o swoim panu i który musi prostować Igraine różne fantastyczne pogłoski, krążące na jego temat.

Rzecz dzieje się w sześciowiecznej Brytanii podzielonej na królestwa, z których każde ma swojego króla, a pieczę nad wszystkimi sprawuje demokratycznie wybrany Wielki Król Uther Pendragon, władca Dumnonii. Królestwa te walczą między sobą, nawiązują się sojusze, pojawiają się kolejne konflikty, a jednocześnie muszą zmagać się z najadami Saksonów - germańskich ludów, Irlandczyków oraz pochodzących z północy Szkotów. Jednocześnie jest to świat, w którym zderzają się ze sobą wiara celtycka (wisząca na włosku za sprawą Rzymian) z nową wiarą w Jezusa Chrystusa. Oczywiście dla czytelnika bardziej atrakcyjne są wierzenia celtyckie, które w literaturze nie pojawiają się znowu tak często i są przyćmiewane przez mitologię grecką, rzymską czy nordycką. Ta wiara jest nieco bezładna, ale to nie zmienia faktu że bardzo ciekawa, a już w szczególności dla mnie, miłośniczki Szkocji, Szkocji, która mimo zdominowania przez chrześcijaństwo wysp brytyjski, jeszcze przez wieleset lat była ostoją kultów celtyckich. Jest to element książki, który niewątpliwie dodaje jej atrakcyjności. Ale dzięki spojrzeniu na chrześcijaństwo oczami Celtów, także o naszej wierze możemy dowiedzieć się kilku interesujących rzeczy.

Niezmiernie mnie cieszy, że do książki została dołączona lista pojawiających się w niej postaci, w którą zawsze można było spojrzeć w razie wątpliwości. Korzystałam z niej niejednokrotnie, szczególnie na początku, gdyż na kartach powieści pojawia się znacznie więcej postaci niż laik mógł poznać za sprawą legend o królu Arturze. Obok spisu postaci pojawia się także lista miejsc wykorzystanych w "Zimowym monarsze", gdyż w powieści używane są nazwy celtyckie, bądź wymyślone przez autora, które niewiele nam mówią o ich położeniu. Do pełni szczęścia brakuje mi tylko mapki z choćby przybliżonym podziałem królestw znajdujących się w Brytanii. Same nazwy tych królestw i informacje które pojawiły się na przestrzeni książki moim zdaniem nie wystarczają do pełnego wyobrażenia sobie podziału wyspy. Nie pozostawało nic innego, jak szukać grafik w internecie, a nawet Google nie znalazło wszystkich tych królestw, o których było mowa w "Zimowym monarsze" na jednej mapie.

Uważam, że jest to książka bardzo ciekawa pod względem konstrukcyjnym. Składa się z pięciu części, idealnych aby każdą z nich przeczytać innego dnia, gdyż mają niewiele ponad sto stron i chyba mogę zaryzykować stwierdzeniem, że jest to tak jakby pięć opowiadań, które oczywiście tworzą jedną całość, ale w pewien sposób są odrębne. Każdą rozpoczyna kilka stron rozmowy Derfela z Igraine, która płynnie przechodzi we wspomnienia mężczyzny z czasów kiedy był wojownikiem Artura. Ponadto "Zimowy monarcha" jest bardzo dobrze napisaną książką. Jak głosi rekomendacja mistrza George'a R.R. Martina z okładki: "W książkach Cornwella historia ożywa". Bernard Cornwell pisze bardzo obrazowo, czasami do tego stopnia, że ma się wrażenie, że uczestniczy się w opisywanych tu potyczkach. Właśnie dzięki Martinowi i Cornwellowi z pełnym zaangażowaniem czytam sceny batalistyczne, a nie przelatuję tylko wzrokiem - jak miałam to w zwyczaju do tej pory. W związku z powyższym można by sądzić, że jest to pozycja niemal idealna. Jednak rozczarowała mnie ona w dwóch kwestiach. O braku mapki już pisałam. Druga kwestia dotyczy tego, że spodziewałam się otrzymać powieść historyczną, w której król Artur jest główną postacią, a nie postacią pojawiającą się przy okazji. Podsumowałam każdą z tych pięciu części, z których składa się "Zimowy monarcha", przeanalizowałam je i doszłam do wniosku, że Artur wybija się zaledwie w 2/5 książki, co przecież nie stanowi nawet połowy. Nie mniej polecam tę książkę, bo jest bardzo ciekawa i daje możliwość spojrzenia na historię Artura z innej strony.

PS: Nie zabrakło w "Zimowym monarsze" legendarnego Merlina, chociaż prawdę mówiąc może i go zabrakło... Właśnie tak oto tajemniczo zakończę moja rozważania na temat książki Bernarda Cornwella.

http://babskieczytanki.blogspot.com/2017/08/czytanka-z-pasja-zimowy-monarcha.html

Kim był król Artur? Wszyscy zgodnie chórem odpowiadamy: legendarnym celtyckim władcą Brytów, żyjącym najprawdopodobniej w V lub VI wieku naszej ery. I słowo "legendarny" jest tutaj kluczowe, gdyż istnieje niewiele dokumentów poświadczających jego istnienie, a ich rzetelność bardzo często jest wątpliwa. Najbardziej prawdopodobne jest to, że Artur to zlepek różnych walecznych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Na temat kolonizacji Australii powiedziano już bardzo wiele. W siedemnastym wieku Anglicy odkryli nowy ląd, który nazwali Nową Holandią, a sto lat później poważną eksploracją terenów zajął się James Cook. Nie trzeba było długo czekać na pojawienie się w Australii pierwszych brytyjskich osadników, którymi w większości byli kryminaliści. Nie bez powodu mówi się, że każdy rodowity Australijczyk ma w swoim drzewie genealogicznym przestępcę. Jednak niewiele mówi się na temat kolonizacyjni Nowej Zelandii, która wyglądała zgoła inaczej. Podobnie więcej mówi się o rdzennych mieszkańcach Australii - Aborygenach, zapominając o grupie etnicznej z Nowej Zelandii jaką byli Maorysi, bardzo interesujący lud, który przypłynął tam z Polinezji. Niemiecka autorka Sarah Lark w swoich książkach postanowiła podzielić się z nami swoją fascynacją i spopularyzować fascynującą historię Nowej Zelandii

Helen Davenort jest guwernantką w bogatej angielskiej rodzinie Greenwoodów. Zajmuje się edukacją ich dwóch synów, jednak nie przynosi jej to satysfakcji. Coraz częściej myśli o tym, że czas nieubłaganie płynie, a ona nie ma żadnych widoków na małżeństwo. Przypadkiem znajduje w gazetce parafialnej ogłoszenie, w którym samotni, szanowani mężczyźni z Nowej Zelandii poszukują żon, które wniosłaby trochę światła do ich życia i pomogły prowadzić gospodarstwa w zupełnie nowym świecie. Helen zaczyna się zastanawiać, czy cokolwiek trzyma ją jeszcze w Anglii i czy ma w sobie tyle odwagi, by zacząć żyć od nowa na drugim końcu świata.
W tym samym czasie "owczy baron" z Nowej Zelandii dobija interesu z walijskim hodowcą owiec, jednocześnie układając małżeństwo jego córki Gwyneiry Silkham ze swoim synem Lucasem. Dziewczyna marzy o przeprowadzce do Nowej Zelandii i wyrwaniu się tym samym ze szponów angielskich konwenansów. Helen i Gwyneira spotykają się na pokładzie statku wiozącego je do ich nowego świata. Wtedy jeszcze nie zdają sobie sprawy, że los właśnie związał je nieodwracalnie.

Nie czytam wiele literatury niemieckiej i nawet teraz popełniłam ją nieświadomie, gdyż nie miałam pojęcia, że Sarah Lark pochodzi z Niemiec, a jej prawdziwe nazwisko brzmi Christiane Gohl. Pani Lark jest wieloletnią przewodniczką turystyczną i właśnie przy okazji jednej ze swoich licznych podróży zakochała się w Nowej Zelandii i postanowiła poświęcić jej kilka lat badań. Ze świata Maorysów pojawiło się w Polsce sześć powieści tej autorki, jednak jest ona znana również ze swoich książek na temat koni. Jak się okazuje, ma także sporą wiedzę o owcach, ich rasach i hodowli, co udowodniła pisząc "W krainie białych obłoków". Za sprawą tej książki odkryłam jaka fascynująca jest Nowa Zelandia, chociaż tak naprawdę niewiele różni się ona krajobrazem i klimatem od tego co można spotkać w Europie. Jednak o ile z polskich czy angielskich książek możemy dowiedzieć się co nieco o hodowli owiec, tak wielorybnictwa, ubijania fok czy gorączki złota w nich nie doświadczymy. Równie pasjonująca jest kultura Maorysów, ich mentalność, to jak podchodzili do kolonizacji ich terenów przez Brytyjczyków i jak niebezpieczne okazały się próby ich cywilizowania. Jednak co by nie robić, obstawiali przy swoich wierzeniach, przy swoich wizjach świata, przy swoich wizjach rodziny. Dzięki książce "W krainie białych obłoków" poznajemy ich w połowie XIX wieku, jeszcze na wpół dzikich, pierwotnych, a na wpół przystosowanych do nowej rzeczywistości, jaką przynieśli im Europejczycy. Jestem bardzo ciekawa, jak to będzie wyglądało w kolejnych tomach sagi dalej posuniętych w czasie.

"W krainie białych obłoków" należy do gatunku sagi rodzinnej, więc można domyślić się, że przewija się przez nią wiele postaci. To prawda, bo możemy przyjrzeć się aż czterem pokoleniom osadników Nowej Zelandii, chociaż oczywiście prym wiodą Helen i Gwyneira. Helen jest postacią bardziej stonowaną, poważną, ale też odważną, skoro postanowiła rzucić wszystko na jedną kartę i powierzyć swoje życie zupełnie obcemu człowiekowi - Howardowi O'Keefe. Jest w niej wola niesienia edukacji, cywilizacji, ogłady, ale jest też bardzo wrażliwą na los innych kobietą. Z kolei w Gwyneirze drzemią nieskończone pokłady energii. Jest osobą, która w ogóle nie pasuje do miejsca, w którym się urodziła i dopiero Nowa Zelandia pozwoliła jej puścić wszystkie hamulce i stać się naprawdę sobą. Jednak podróż na koniec świata ma także swoje ciemne strony, o których szybko przychodzi się przekonać obu kobietom.

Jest to bardzo realistycznie napisana powieść historyczna, powieść obyczajowa. Sarah Lark wykazała się dbałością o szczegóły nie tylko w kreacji bohaterów, ale także wydarzeń "dnia codziennego". Ale "W krainie białych obłoków" jest to też historia o miłości, o złamanych sercach, o zderzeniach z brutalną rzeczywistością, o noszeniu ciężarów ponad własną siłę, o nienawiści, która potrafi niszczyć wszystko, co spotka na swojej drodze, o ciężkich rozstaniach i chwytających ze serce powrotach, piękna historia o sile dwóch wspaniałych kobiet. Powieść, która trzyma w napięciu, mimo że tak naprawdę płynie bez pośpiechu niczym "Dublin", statek którym podróżowały Helen i Gwyneira, po wodach oceanu. Książka ma ponad 600 stron, ale nie odczuwa się tego, bo jest ona wielowątkowa, wielowymiarowa, bardzo barwna i wciągająca. Gorąco ją polecam wszystkim miłośnikom takich klimatów.

http://babskieczytanki.blogspot.com/2017/08/w-krainie-biaych-obokow-sarah-lark.html

Na temat kolonizacji Australii powiedziano już bardzo wiele. W siedemnastym wieku Anglicy odkryli nowy ląd, który nazwali Nową Holandią, a sto lat później poważną eksploracją terenów zajął się James Cook. Nie trzeba było długo czekać na pojawienie się w Australii pierwszych brytyjskich osadników, którymi w większości byli kryminaliści. Nie bez powodu mówi się, że każdy...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Oktawia Gilbert

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
40
książek
Średnio w roku
przeczytane
5
książek
Opinie były
pomocne
1 047
razy
W sumie
wystawione
40
ocen ze średnią 7,0

Spędzone
na czytaniu
294
godziny
Dziennie poświęcane
na czytanie
7
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]