Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Bezlitosna siła. Kastor – Agnieszka Lingas-Łoniewska
Burda Książki 2019

Czujesz to wszechogarniające uczucie? Tę siłę, popychającą cię do zaciskania pięści i wysuwania kolejnych uderzeń? Ta moc, którą masz w pięściach, to ona tobą włada. Nic nie jest w stanie cię powstrzymać. Bo nic nie czujesz. Ani bólu. Ani lęku. Tylko przeogromną żądzę pchającą cię do przodu. Potrzebę wyrządzania ran, zadawania bólu, rozlewu krwi i śmierci. O tak, to o to chodzi. O krew i śmierć. Niech świat spłonie, a ludzie, ludzie niech zginą. Bo zło jest tutaj, zapanowało na ziemi. W piekle nie ma już nic strasznego, bo wszystkie diabły są tu.
Kastor nie narodził się jak każdy inny człowiek. Nie przyszedł na świat w bólach porodowych swojej matki, nie wydarł się z jej wnętrza oznajmiając głośno swoje przybycie. O nie. Kastor a i owszem, rodził się bólach, ale zupełnie innych. W bólach swego drugiego ja, które od wieku lat kilku, aż do pełnoletności poddawane było swoistym torturom. Tresura, bo inaczej tego nazwać się nie da, trwała latami i z każdym rokiem jedynie przybierała na sile. Nie było opcji, by z istnych męczarni, ciągłych treningów i poniżania psychicznego wyszło coś dobrego. I nie wyszło. Powstało za to ogromne smoczysko, ziejące mrożącym krew w żyłach ogniem, które siało spustoszenie wszędzie tam, gdzie się pojawiło. I ten smok rósłby w siłę, nabierałby coraz więcej dystansu do otoczenia i rujnowałby wszystko to, co wokół piękne i wyjątkowe, gdyby pewnego dnia na swej drodze nie spotkał jej. Anity. Pokiereszowanej przez życie. Umęczonej. Uciekającej. Pragnącej nowego i równocześnie tkwiącej dalej w starym. Tylko ona jedna, nikt inny, mogła stawić czoła smokowi. Tylko, czy odważy się wyjść z własnej skorupki?
Powieści Agnieszki Lingas-Łoniewskiej są chyba jedynymi (a na pewno jednymi z nielicznych) książkami polskiego autora, po które sięgam bez mrugnięcia okiem. Niestety, należę do tych osób, które rodzimych pisarzy wystrzegają się jak złego szelągu. Nic na to nie poradzę, większość po prostu nie spełnia moich wymagań. Nieliczni dają radę, ale… jakoś trudno mi się przekonać, by sięgać po te powieści w ciemno i zawodzić się w dziewięciu na dziesięć przypadków. Z Łoniewską jest jednak inaczej. Tu wiem, że nigdy się nie zawiodę. Jasne, czasem tematyka niezupełnie trafia w moje oczekiwania. Czasem spod jej pióra wyjdzie coś spokojniejszego, gdy ja mam akurat ochotę na mocną dramę. Czasem zasadzi nam ową dramą, a ja akurat nie jestem w stanie takiej przetrawić. Ale zawsze to są dobre powieści. Oczywiście, mam na swojej liście kilka jej nieprzeczytanych powieści (pochodzących z okresu mojej ciąży i okresu macierzyńskiego, gdy nie czytałam nic zupełnie), ale planuję to niedopatrzenie pilnie nadrobić (o wyższa instancjo, rządząca moim wolnym czasem, daj mi tę możliwość). W te wakacje udało mi się sięgnąć po jej najnowszą powieść, która powstawała właśnie gdy na świecie pojawiła się moja córeczka. W sumie cieszę się, że nie było mi dane jej wówczas przeczytać. To chyba nie był odpowiedni moment na taką tematykę. Ale teraz? Gdy trwa upalne lato a noce są tak krótkie? W moim grafiku bez problemu znalazło się miejsce dla Kastora. I powiem wam jedno, gdyby powieść miała jeszcze drugie tyle stron, też bym ten czas wygospodarowała. Bo choć to mocna lektura, pełna pasji, pożądania, scen miłości, ale i pełna bólu i rozlewu krwi, to jednak jest to powieść znakomita. Napisana lekkim piórem. Wciągająca od pierwszej postawionej przez autorkę litery, nie opuszczająca człowieka nawet, gdy dane mu będzie zobaczyć już ostatnią kropkę. Kompletna. Znakomita. Porywająca i pouczająca. Pełna kontrastów, miłości pięknej i przerażającej, patologii i idylli, biedy i bogactwa. Wiele światów ściera się na łamach tej powieści. I wiele się jeszcze zetrze, bo Kastor to dopiero pierwsza część kwadrylogii. I powiem wam – ja już drżę na myśl o pozostałych częściach. Drżę z przerażenia. I z podniecenia. Zapraszam do lektury. Zdecydowanie warto po nią sięgnąć!!!

Bezlitosna siła. Kastor – Agnieszka Lingas-Łoniewska
Burda Książki 2019

Czujesz to wszechogarniające uczucie? Tę siłę, popychającą cię do zaciskania pięści i wysuwania kolejnych uderzeń? Ta moc, którą masz w pięściach, to ona tobą włada. Nic nie jest w stanie cię powstrzymać. Bo nic nie czujesz. Ani bólu. Ani lęku. Tylko przeogromną żądzę pchającą cię do przodu. Potrzebę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Co byś poczuł, gdybyś usłyszał wyrok? A gdyby takie zdarzenie miało miejsce w twoim życiu po raz kolejny? Ile razy można uciekać śmierci spod kosy? Na każdego w końcu przychodzi pora. Na jednych wcześniej, na innych później. Tylko czasem, choć dzieje się to zdecydowanie rzadziej śmierć puka do drzwi bardzo młodych ludzi. Jak poradzić sobie z taką rzeczywistością?

Ava jakiś czas temu dowiedziała się, że ma raka. Niewiele brakowało, by się załamała. Było jednak wokół niej wielu życzliwych jej ludzi, zaczęła więc walkę. Chemia, radioterapia, badania czy inne takie – nic nie było jej straszne, chciała żyć. Wypadły jej włosy, straciła siły, ale wierzyła, że da radę. I pokonała tę straszną chorobę. Kiedy jednak w okolicach kolejnych urodzin przechodzi badania i okazuje się, że rak wrócił, nie może w to uwierzyć. Szczególnie, że wraz z wiadomością o powrocie choroby lekarz przekazuje jej kolejną, że tym razem walka skazana będzie na porażkę. Nie ma szans na wyleczenie, mogą jej tylko poprawić jakość życia. Lekarz nawet bierze się za opisywanie szeregu czynności, badań, leków i procedur, jakim zamierza poddać Avę, ta jednak już go nie słucha. Skończyła w momencie, gdy usłyszała, że ten czort wrócił. I tym razem zabije ją na pewno. Wychodzi więc czym prędzej od lekarza i chce zapomnieć o tej koszmarnej diagnozie. Bo dziewczyna miała takie plany. Chciała jeździć i zwiedzać, zobaczyć świat, poczuć na własnej skórze to, jak to jest być gdzie indziej. Gdy w dniu urodzin od rodziców otrzymuje wymarzony na podróż plecak, a wraz z nim bilet na pierwszą podróż nie potrafi już z tym wszystkim wytrzymać i wyznaje rodzinie, że choroba wróciła. Wówczas to dopiero życie staje na głowie, bo każdy chce walczyć. Każdy pragnie, by Ava podjęła wyzwanie i spróbowała wygrać z rakiem po raz kolejny. Ale ona już tego nie chce. Ma już tylko jedno marzenie, o którym śniła od dzieciństwa. Chce wziąć ślub. I nie ważne, że nie ma z kim. Pragnie wesela. Białej sukni, imprezy z bliskimi jej ludźmi. Chce się cieszyć i bawić. I to właśnie jest jej plan na najbliższe miesiące, nim pożegna się z tym ziemskim padołem.
Czy uda się jej zrealizować wyznaczony przez siebie cel? Czy uzbiera środki i zorganizuje wesele marzeń? A może spotka na swojej drodze miłość swojego życia? By się tego dowiedzieć koniecznie musicie sięgnąć po Twoje fotografie autorstwa Tammy Robinson.

Będę szczera, na początku książka przytłacza. Ja czytałam po jednym rozdziale wieczorem i odkładałam ją na szafkę, nie mogąc przyjąć więcej na raz. Jednak wraz z każdą kolejną stroną rozumiałam bohaterkę coraz lepiej, coraz bardziej się z nią zżywałam i chciałam się dowiedzieć, jak cała ta opowieść się skończy. Należałam (pewnie dość naiwnie) do grona osób wierzących, że wydarzy się cud. Że do Avy na białym koniu przyjedzie królewicz, zabierze ją daleko, do lekarzy którzy znają lek na jej chorobę. I będzie happy end. I wszystko skończy się dobrze. Oj głupia ja. Piszę to, byście wiedzieli, że nie ma się co łudzić. Lekarze nie dają Avie szans. Ona też wie, że nie ma szans. Bo tych szans naprawdę nie ma. Nie ma więc co wierzyć, że na koniec przyjdzie wróżka i odczaruje dziewczynę. Nie zrobi tego. Na końcu książki jest śmierć. Ale jak do niej dojdzie? Jak swoje życie przeżyje Ava? Tego wam nie zdradzę. Tego musicie dowiedzieć się sami. Mogę tylko powiedzieć, że naprawdę warto poznać tę historię. Zdecydowanie polecam.

Co byś poczuł, gdybyś usłyszał wyrok? A gdyby takie zdarzenie miało miejsce w twoim życiu po raz kolejny? Ile razy można uciekać śmierci spod kosy? Na każdego w końcu przychodzi pora. Na jednych wcześniej, na innych później. Tylko czasem, choć dzieje się to zdecydowanie rzadziej śmierć puka do drzwi bardzo młodych ludzi. Jak poradzić sobie z taką rzeczywistością?

Ava jakiś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czy na was Word też działa tak deprymująco? Masakra.

Kilka godzin temu skończyłam czytać Save us, a co za tym idzie zakończyłam najnowszą trylogię Maxton Hall autorstwa Mony Kasten. Jak było? O tym na pewno musicie przekonać się sami. Mogę jednak podzielić się z wami moimi spostrzeżeniami.
Mona Kasten ma niezwykłą zdolność wciągania czytelnika w opowiadaną przez siebie historię. Mnie ta seria poniekąd uratowała (co do bohaterów nie będę się wypowiadała). W ostatnich miesiącach moje czytanie ograniczało się do analizy etykiet na jedzeniu dla bobasów. Przeczytanie więcej niż strony przy małym zajmującym dziecku i pracy graniczyło z cudem. Do tego niemal wszystko po co sięgałam nie pochłaniało mnie na tyle, by poświęcić np. czas przeznaczany na sen lekturze. Aż nastało Save me i zapomniałam, że sen jest jednak niezbędny do życia. Książka pochłonęła mnie do tego stopnia, że po jej odłożeniu na półkę nie mogłam o niej zapomnieć. Wciąż wracałam myślami do bohaterów i zastanawiałam się, jak potoczą się ich losy. Małym niedopowiedzeniem będzie powiedzieć, że wyczekiwałam publikacji Save you. Wręcz liczyłam dni. Kiedy w końcu dane było mi sięgnąć po drugą część trylogii utonęłam w niej ponownie. Choć muszę szczerze przyznać, że nie zachwyciła mnie ona już tak, jak wstęp do tej historii. Nie mówię, że powieść była zła, ale już nie tak genialna jak poprzednia. Mimo to na koniec zostawiła mnie z takim samym niedosytem jak Save me. I zaś przyszły miesiące oczekiwania. Gdy okazało się, że ostatnia część pojawi się, gdy będę na urlopie byłam wniebowzięta. W końcu mogłam poświęcić nie tylko sen na czytanie. Jak było? Czy było warto? O tym nieco poniżej.
Na koniec Save you Mona zostawiła nas z kolejną zagwozdką, którą przez większą część Save us bohaterowie rozplątują. Bo przecież życie nie może się tak potoczyć, a plany nie mogą zostać tak niecnie zniweczone. Koniec końców wszystko udaje się doprowadzić do jako takiego ładu i składu. Wówczas ponownie na bohaterów sypie się grad problemów. Jednak – kto jak nie oni?! I choć wydaje się, że niektóre problemy nie zostaną już rozwiązane, a tajemnice rozwikłane, ostatecznie okazuje się, że poznajemy wszystkie skrywane sekrety i niecne postępki złych ludzi. Autorka daje nam nawet na deser smakowity epilog, który dopina klamrą całą opowieść.
Jakie ogóle wrażenia? Niestety wydaje mi się, że Mona Kasten z kolejnymi częściami serii nieco straciła na świeżości. Najlepsza zdecydowanie była część pierwsza cyklu, najgorsza (choć nie zła oczywiście) ostatnia. Save us choć czyta się dobrze, nie jest tak wciągające i poruszające jak Save me. Część pierwsza była nieoczywista, pełna zakrętów życia i niepewnego jutra. W kolejnych odsłonach otrzymujemy co prawa wiele nowych tajemnic, ale już nie tak spektakularnych jak to było na początku. Nie zmienia to jednak postaci rzeczy, że cała seria jest po prostu dobra i warto ją przeczytać bez względu na aurę na zewnątrz. Z czystym sumieniem – polecam.

Czy na was Word też działa tak deprymująco? Masakra.

Kilka godzin temu skończyłam czytać Save us, a co za tym idzie zakończyłam najnowszą trylogię Maxton Hall autorstwa Mony Kasten. Jak było? O tym na pewno musicie przekonać się sami. Mogę jednak podzielić się z wami moimi spostrzeżeniami.
Mona Kasten ma niezwykłą zdolność wciągania czytelnika w opowiadaną przez siebie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pokonać siebie

"Miłość i inne zadania na dziś" Kasie West
wyd. Feeria Young
rok: 2018
str. 416
Ocena: 4,5/6

Wiele miesięcy upłynęło od ostatniego razu, gdy mogłam swobodnie usiąść i przeczytać książkę od deski do deski. Teraz również pewnie nie byłoby mi to dane, gdyby nie pewna "siła wyższa". Czego by jednak nie mówić, miło było i mam nadzieję, że uda mi się tę "przygodę" szybko powtórzyć. Bo zdążyłam się dość mocno stęsknić za czytaniem i nawet zaczęłam się użalać nad sobą, że już nigdy nie będzie tak jak dawniej.

W sumie już w chwili, gdy przeczytałam zapowiedź tej książki, poczułam, że to może być pozycja, która ułatwi mi "powrót" na łono jednej z moich ulubionych czynności – czytania. Przeraziłam się jednak, gdy w końcu do mnie dotarła. Nagle się okazało, że muszę ponownie zmienić swoje życie. Nie za miesiąc, dwa czy pół roku. Ale teraz, w tej chwili. Bo oto jest. Przyszła do mnie i czeka na jej poznanie. Po chwili skupienia zdecydowałam, że nie ma co odkładać tego w czasie. Trzeba raz raz zacząć i dowiedzieć się, czy jeszcze mam to w sobie. Czy potrafię składać litery, czytać, analizować, rozumieć. A co trudniejsze – czy, jeśli uda mi się przeczytać książkę, to czy będę w stanie ją zrecenzować? O tym dowiem się już lada chwila, bo właśnie przyszedł czas przelania uczyć na wirtualny papier. Jak mi to wyjdzie? Zobaczymy 😊

"Miłość i inne zadania na dziś" przeczytałam w iście ekspresowym tempie (jak na mnie i panujące u mnie obecnie warunki). Trzydzieści sześć godzin to mój nowy życiowy rekord. Nie mówię, że nigdy wcześniej nie przeczytałam szybciej książki, ale po tylu miesiącach posuchy chyba powinnam zacząć liczyć od nowa, co też czynię.

Na powieściach Kasie West w zasadzie jeszcze nigdy się nie zawiodłam. Wyszłam więc z założenia, że "Miłość…" będzie dobrą powieścią na mój come back. Czy słusznie? O tym poniżej.

Abby Turner właśnie rozpoczyna wakacje. To lato zapowiada się jednak nie za ciekawie. Z paczki przyjaciół w kraju zostaje tylko ona i jej najlepszy kumpel – Cooper. Reszta ekipy wybyła daleko i kontakt z nią jest zdecydowanie utrudniony. Niby nic strasznego, w końcu z Cooperem znają się od czterech lat, czyli tak długo jak Abby mieszka w jednym miejscu. Wcześniej jej życie było wieczną tułaczką, za ojcem żołnierzem, co jakiś czas przerzucanym w inne części globu. Jednak od pewnego czasu, w sumie nieco ponad roku, nic z Coopem nie jest takim, jakim być powinno. Bo w pewnym momencie uczucia Anny przestały być czystko przyjacielskie, a stały się bardzo miłosne. Na tyle, że dziewczyna postanowiła wziąć byka za rogi i wyznać to uczucie chłopakowi. Niestety, jej wyznanie nie spotkało się z entuzjazmem, więc Abby szybko całe zdarzenie obróciła w dobry żart. Taaa, tylko czy to było dobre posunięcie? Może należało postawić Coopera pod ścianą? Później Abby przynajmniej by wiedziała, na czym stoi, czy faktycznie powinna leczyć złamane serce czy może jednak skakać ze szczęścia? Niestety, dziewczyna wybrała inną drogę, przez co kolejny rok był dla niej dość ciężki, szczególnie że o jej problemie nie wiedział nikt poza mamą i dziadkiem. No i ojcem, ale tan akurat był na drugim końcu świata. Kiedy jeszcze na domiar złego, dowiaduje się, że jej obrazy nie będą trafią na wystawę, na której Abby bardzo zależało, dziewczyna ląduje w czarnej dziurze. Na szczęści w pobliżu jest mama i niezawodny dziadek, którzy nie tylko wyciągają do niej pomocną dłoń, ale i wskazują drogę, którą powinna iść. Czy stworzenie listy rzeczy do wykonania sprawi, że dziewczyna dojrzeje i będzie jeszcze lepiej malować? A może dzięki postawionym sobie zadaniom uda się jej wyjść na prostą po ubiegłorocznym koszmarze? Tego wam nie zdradzę. By się dowiedzieć, co czeka główną bohaterkę "Miłości…" należy tę książkę przeczytać.

Nie będę ukrywała, że Kasie West ponownie mnie nie zawiodła. Pozwoliła mi na odrobinę luzu i sprawiła, że naprawdę chce mi się czytać. Póki co jeszcze nieco gorzej wychodzi mi pisanie o tym co przeczytałam, ale i do z czasem na pewno wróci do normy. Gdybym jeszcze czasu miała nieco więcej. "Miłość…" to opowieść o zmaganiach z samym sobą, o walce o to, na czym najbardziej nam zależy. O sile przyjaźni i mocy miłości. O pokonywaniu przeszkód i poddawaniu się, gdy brak już sił. To naprawdę dobra książka, po którą warto sięgnąć. Więc polecam ją wam z całego serca. Warto.

Sil

Pokonać siebie

"Miłość i inne zadania na dziś" Kasie West
wyd. Feeria Young
rok: 2018
str. 416
Ocena: 4,5/6

Wiele miesięcy upłynęło od ostatniego razu, gdy mogłam swobodnie usiąść i przeczytać książkę od deski do deski. Teraz również pewnie nie byłoby mi to dane, gdyby nie pewna "siła wyższa". Czego by jednak nie mówić, miło było i mam nadzieję, że uda mi się tę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Od nowa

"Jedyne wspomnienie Flory Banks" Emily Barr
wyd. Bukowy Las
rok: 2017
str. 328
Ocena: 5/6

Nie wiem, czy dałabym radę żyć, gdybym co kilka godzin traciła wszystko to, co dla mnie najważniejsze – wspomnienia. Nagle otrząsałabym się z zasnuwającej mój mózg mgły i czułabym się dzieckiem. Patrzyłabym w lustro i widziała nieznaną mi kobietę. Chyba nie poradziłabym sobie z tą sytuacją.

Flora Banks miała dziesięć lat, gdy wykryto u guza mózgu. Wtedy wszystko się zmieniło. Guza wycięto, ale nie pozostało to bez wpływu na samą Florę. Dziewczyna nabawiła się amnezji następczej. Pamięta, co było przed chorobą, a potem… czarna dziura. Flora zapamiętuje czasem godzinę, czasem kilka… A potem wszystko znika. Dziewczyna robi więc obszerne notatki, wszędzie gdzie się da. Na dłoniach, rękach, karteczkach samoprzylepnych. Gdy budzi się w nowej rzeczywistości czyta to, co wcześniej napisała, czyta historię swojego życia i wchodzi w nowy etap, w którym jest już siedemnastolatką. Właśnie jest… gdzieś. To chyba przyjęcie. Z ręki dowiaduje się, że to przyjęcie pożegnalne chłopaka jej najlepszej przyjaciółki – Drake'a. Nie czuje się tu za dobrze, nie pasuje tu ubiorem, do tego oblewa się czerwonym winem… Postanawia więc, delikatnie mówiąc ulotnić się z imprezy, i udaje się na plażę. Nie jest tam jednak sama zbyt długo, bo wkrótce dołącza do niej sam gość honorowy imprezy. To jednak nie jest najdziwniejsze. Najbardziej zdumiewające jest to, co dzieje się potem, co opowiada chłopak i co robi… Flora wie, że nie powinna w tym uczestniczyć, ale jednocześnie czuje się taka szczęśliwa, taka wyjątkowa. Odwzajemnia więc pocałunek Drake'a. Oboje jednak wiedzą, że nic z tego nie będzie. On wyjeżdża. Ona jest najlepszą przyjaciółką jego byłej dziewczyny. Do tego przecież zaraz o nim zapomni. Chłopak postanawia więc przyspieszyć wyjazd i zniknąć z życia Flory już teraz. Nikt się jednak nie spodziewa, że to właśnie to wspomnienie, jej pobytu na plaży i pierwszego pocałunku z chłopakiem, zostaje w jej głowie. Teraz po przebudzeniu dziewczyna już wie, że nie jest dzieckiem. Jest świadoma, że ma 17 lat. I że całowała się z chłopakiem. Którego kocha. I który jest byłym chłopakiem jej przyjaciółki. Taki rozwój wydarzeń każdego by przygniótł, nie lepiej jest z Florą. Do tego wszystkiego o tym zajściu dowiaduje się Paige, która zrywa ich przyjaźń. Od teraz dziewczyna musi sobie radzić sama. Nie byłoby w tym nic niepokojącego, gdyby sama, naprawdę nie oznaczało SAMA.

Muszę przyznać, że po tej powieści spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Bynajmniej nie myślałam, że autorka rzuci mnie w sam środek akcji. Nie przyszło mi też do głowy, że akcja będzie rozwijać się w tę, a nie inną stronę. A końcówka? To mnie rozłożyło na łopatki i do tej pory się zastanawiam, co też się stało, że Emily Barr postanowiła poprowadzić akcję tak, a nie inaczej. Nie mówię, że źle – ale zdecydowanie nietypowo, niespodziewanie… wręcz nie przewidywalnie. Mnie to bynajmniej nie odstraszyło. Dzięki temu Jedyne wspomnienie Flory Banks zyskało dla mnie jeszcze jedno oblicze. I jeszcze jeden powód, by tę książkę zachować nie tylko na półce, ale i głęboko w pamięci.

Chyba nie zaskoczę was, mówiąc, że mnie ta powieść pochłonęła zupełnie i nie tylko zaczarowała ale i rozkochała w sobie. Nie zapomnę jej długo, długo. I szczerze ją polecam. Naprawdę warto sięgnąć po tę powieść i dać się porwać życiu zwariowanej Flory.

Sil

Od nowa

"Jedyne wspomnienie Flory Banks" Emily Barr
wyd. Bukowy Las
rok: 2017
str. 328
Ocena: 5/6

Nie wiem, czy dałabym radę żyć, gdybym co kilka godzin traciła wszystko to, co dla mnie najważniejsze – wspomnienia. Nagle otrząsałabym się z zasnuwającej mój mózg mgły i czułabym się dzieckiem. Patrzyłabym w lustro i widziała nieznaną mi kobietę. Chyba nie poradziłabym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Śmierć w powietrzu

"Epidemia" Alex Kava
Seria: Ryder Creed
Tom: III
wyd. Harper Collins
rok: 2017
str. 320
Ocena: 5/6

Uwielbiam Alex Kavę. Czytam ją od lat i to moje przekonanie absolutnie nie osłabło. Co prawda wraz z kolejnymi tomami jej powieści zmieniła się ich objętość, ale jakoś nie wpłynęło to negatywnie na moje ich odbieranie. Zdziwiło mnie za to zmienienie tytułu serii, bo aktualnie traktują one niby o Ryderze Creedzie, ale przecież wciąż kluczową rolę odgrywa w nich Maggie O'Dell. Dla mnie więc ta zmiana nie miała większego sensu, choć oczywiście rozumiem, że chodzi o wprowadzenie nowego głównego bohatera i odświeżenie serii.

Po Chicago od kilku dni przechadzał się na pozór nieszkodliwy mężczyzna. On jednak wiedział, jaki cel mają jego wędrówki – znaleźć się w jak najbardziej uczęszczanych miejscach. Zetknąć się z jak największą liczbą osób, dotykać wszystkiego i wszystkich jeśli to tylko możliwe. Zapłacono mu w końcu za to, by zarażał. To kolejny eksperyment, taki test – jak tylko go wykona, oni mu zapłacą i podadzą antidotum. Tak przynajmniej robiono wcześniej. Więc i teraz tak się stanie. Prawda? Pewnie mocno by się zdziwił, widząc swoje ciało, zmiażdżone od samobójczego upadku z 18-tego piętra hotelu.

Tymczasem po Nowym Jorku zaczyna przechadzać się pewna kobieta. Codziennie rano otrzymuje karteczki ze wskazówkami, gdzie tego dnia powinna się udać. Dziewczyna nie czuje się najlepiej, kaszle, gorączkuje, strasznie się poci. Nie poddaje się jednak, bo ma do wykonania zadanie. Znaleźć się we wskazanych miejscach. Dotknąć jak największej liczby osób i rzeczy. Zarażenie wirusem kogo tylko się da. Sama nie może poddać się chorobie, spożywa więc jak najwięcej witaminy C i pije dużo wody. Rano nie zawsze ma siłę wstać z łóżka i coraz częściej zapomina, by powiesić plakietkę "nie przeszkadzać", gdy wychodzi na codzienną wędrówkę. Ale daje radę. Dopóki na ulicy nie zaczepia jej człowiek i nie przekazuje jej czegoś, co służby powinny znaleźć po wszystkim przy jej ciele. Jak to przy jej ciele. Przecież gdy wykona zadanie podadzą jej lek. Prawda?

Późnym wieczorem do Rydera Creeda przyjeżdża ekipa ludzi z agentem Taborem na czele. Chcą wybić całą jego psiarnie, bo jeden z jego psów tropiących podniósł martwego ptaka w lesie podczas akcji. Ludzie Creed'a do tego jednak nie dopuszczają. Wszyscy jednak zdają sobie sprawę, że to tylko odroczenie wyroku i jeśli szybko nie zadziałają, to wkrótce agenci wrócą i naprawdę skażą stado na zagładę. Hannah w tajemnicy przed Ryderem kontaktuje się z Maggie, mając nadzieję, że ta zrobi co tylko może, by im pomóc. Nie zdaje sobie jednak sprawy, że opowiedziana jej historia jest tylko kolejnym kawałkiem układanki, nad którą pracuje właśnie agentka O'Dell. Jak skończy się ta historia? Czy dane nam będzie dowiedzieć się, jak potoczą się losy Rydera i Maggie? Czy wspólnie rozwiążą zagadkę, której zegar tyka coraz głośniej? By się tego dowiedzieć, koniecznie musicie sięgnąć po najnowszą powieść Alex Kavy, zatytułowana Epidemia.

Nie powiem – obawiała się odrobinę, że tym razem coś mi w powieści Kavy nie spasuje. Na szczęście autorka ponownie stanęła na wysokości zadania i oddała czytelnikom wspaniałą powieść. Ja się nie zawiodłam. Czytało się świetnie i w tempie dla mnie, szczególnie teraz, iście ekspresowym. Myślę, że i wam Epidemia przypadnie do gustu, szczególnie jeśli wcześniej mieliście już okazję zapoznać się z twórczością autorki. Jak dla mnie super. Zdecydowanie polecam.

Sil

Śmierć w powietrzu

"Epidemia" Alex Kava
Seria: Ryder Creed
Tom: III
wyd. Harper Collins
rok: 2017
str. 320
Ocena: 5/6

Uwielbiam Alex Kavę. Czytam ją od lat i to moje przekonanie absolutnie nie osłabło. Co prawda wraz z kolejnymi tomami jej powieści zmieniła się ich objętość, ale jakoś nie wpłynęło to negatywnie na moje ich odbieranie. Zdziwiło mnie za to zmienienie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wytrwałość

"Zły Romeo" Leisa Rayven
wyd. Otwarte
rok: 2017
str. 440
Ocena: 5/6

Zwykle nie wiemy, co nas czeka. Każdy kolej krok może przynieść niespodziewane konsekwencje. Nie zawsze jesteśmy zaskoczeni, zazwyczaj jednak nie jesteśmy pewni, co będzie dalej. Zdarza się jednak, że jakiś cichy głosik, może siódmy zmysł podpowiada nam, że to, co właśnie się dzieje, zmieni nasze życie na zawsze. To, czy to będzie zmiana na lepsze czy gorsze, trudno zwykle stwierdzić. Jedno jest jednak pewne – ona nastąpi. I będzie wielka.

Cassandra Taylor od dawna marzy tylko o jednym – dostać się do najlepszej szkoły dla przyszłych aktorów – Grove. Niestety, jej marzenia są skutecznie tłamszone przez nastawionych na jeden cel rodziców – dziewczyna ma zdobyć konkretne, porządne wykształcenie, tak by nie martwić się o przyszłość. To, że dziewczyna znalazła się na przesłuchaniu do wymarzonej szkoły to niemal cud. Gdyby nie obiecała rodzicom odwiedzenia w tym czasie innej uczelni, zapewne nic by z tego nie wyszło. A tak – siedzi teraz na podłodze korytarza i zastanawia się, co tu tak w zasadzie robi. Bo na pewno nie czuje się tak pewna, dojrzała i doświadczona jak inni przybyli na casting. Dlatego gdy tylko nadarza się okazja, Cass wchodzi w swą rolę i stara się, by cala grupa ją polubiła. Nie rozumie tylko zachowania tego chłopaka… który jak ona od początku stał na uboczu… taki przystojny… i patrzący na nią z taką złością. Przecież nawet się nie znają, a on zachowuje się jakby mu wymordowała co najmniej połowę rodziny. To jego zachowanie to jeszcze nic wielkiego, w porównaniu z tym, co dzieje się dalej i jak traktuje ją ten intrygujący skądinąd chłopak. Co wpłynęło na jego podejście do Cassie? Czy to możliwe, by ta dwójka, jeśli dostanie się do wymarzonej szkoły, zostanie przyjaciółmi? A może połączy ich niespotykana chemia, która nie pozwoli im być daleko od siebie? Jak rozwinie się i zakończy ta niezwykła historia? By się tego dowiedzieć koniecznie należy sięgnąć po Złego Romea, czyli debiutancką powieść Leisy Rayven.

Cassie i Ethan od początku znajomości działają na siebie dość intensywnie. Z lektury wręcz bucha buzującymi między nimi emocjami. Dzięki temu, oraz dzięki podzieleniu akcji na nie do końca oczywiste teraz i na początku jeszcze bardziej tajemnicze wtedy, autorka intryguje czytelnika. Wciąga go w mętną nieco fabułę i zachęca do jej śledzenia. Z każdą kolejną stroną powieści poznajemy coraz lepiej Cass i Ethana i krok po kroku dowiadujemy się, co zaszło między nimi lata temu. Co spowodowało, że z początkowych wrogów stali się znajomymi, przyjaciółmi, a w końcu kimś więcej. I co ostatecznie doprowadziło do zastanej obecnie sytuacji? Jedynym sposobem, na odkrycie tajemnic tej dwójki jest sięgnięcie po Złego Romea i zaczytanie się w nim. A gwarantuję, oderwać się od lektury będzie trudno.

Nie będę ukrywała, bardzo czekałam na tę powieść i gdy w końcu dane mi było jej przeczytanie, nie posiadałam się z radości. Zresztą, większość książek wydawanych przez Otwarte i klasyfikujących się do serii Moondrive tak na mnie działa. I zwykle mnie nie zawodzą. Zły Romeo tak jak i pozostałe – nie tylko nie zawodzi ale i cieszy. Nie mówię, że powieść czytało się fenomenalnie. Czasem przeskoki w czasie nieco mnie męczyły. Czasem nie umiałam się połapać w tym, co teraz się dzieje, gdzie tak naprawdę są bohaterowie. Gdzie jestem ja. Ostatecznie jednak wszystko pojęłam i chyba nawet pokochałam. Ujęła mnie szczególnie końcówka. Po zakończeniu lektury odczułam lekkie uczucie żalu. Czegoś mi brakowało. Ale dzięki temu mogę sama kreować ten brak. Tworzyć w głowie niekończące się dalsze ciągi. Takie powieści lubię. Takich powieści chciałabym czytać więcej. Zdecydowanie polecam.

Sil

Wytrwałość

"Zły Romeo" Leisa Rayven
wyd. Otwarte
rok: 2017
str. 440
Ocena: 5/6

Zwykle nie wiemy, co nas czeka. Każdy kolej krok może przynieść niespodziewane konsekwencje. Nie zawsze jesteśmy zaskoczeni, zazwyczaj jednak nie jesteśmy pewni, co będzie dalej. Zdarza się jednak, że jakiś cichy głosik, może siódmy zmysł podpowiada nam, że to, co właśnie się dzieje, zmieni...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Walka

"Chłopak, który chciał zacząć od nowa" Kirsty Mosely
Seria: Fighting to Be Free
Tom: I
wyd. Harper Collins
rok: 2017
str. 384
Ocena: 3,5/6

Macie czasem tak, że żyjecie nadzieją, że to, na co traficie tym razem, będzie strzałem w dziesiątkę? To łudzenie się, czy możliwe do ziszczenia pragnienie? Czy można się zmienić? Czy można zmienić swoje życie? Czy można zmienić sposób postępowania? Cóż, o tym chyba każdy musi przekonać się sam. Albo poczytać o tym.

Jamie Cole to dwudziestojednolatek z dość mroczną przeszłością. Od najmłodszych lat znany był pod ksywką Młody i, co tu dużo ukrywać, należał do grupy przestępczej. Kiedy wylądował w zakładzie poprawczym zdecydował, że nie tylko nie zdradzi nikogo z ekipy, ale i nigdy do niej nie wróci. Kiedy więc po wyjściu z tego przybytku obok zamówionej dla niego taksówki zobaczył jednego z "kolegów" z bandy już wiedział, że wprowadzenie jego planu w życie nie będzie takie łatwe. Poczuł nawet, że nadchodzący wieczór może się dla niego skończyć nie najlepiej. Kiedy więc udało mu się "dogadać" z szefem, odetchnął z ulgą. Jedna akcja i koniec, będzie wolny. Taki przynajmniej był plan. I nawet udałoby mu się go zrealizować, gdyby nie wydarzyła się pewna mała tragedia. Teraz jednak Jamie ma o wiele więcej do stracenia, bo w tak zwanym międzyczasie w jego życiu pojawiła się dziewczyna, dla której dość szybko stracił głowę. Nie odważył się jej jednak wyjawić tajemnic z własnej przeszłości, teraz więc, gdy nie ma wyjścia, musi kluczyć i udawać. Tylko – czy słusznie? Czy nie lepiej byłoby wyjawić prawdę? Czy nie rozsądniej byłoby podzielić się z ukochaną trapiącymi go problemami? Czy nie ułatwiłoby im to życia? By się tego dowiedzieć, należy sięgnąć po najnowszą powieść Kirsty Mosely, zatytułowaną Chłopak, który chciał zacząć od nowa.

Jakiś czas temu miałam okazję przeczytać inną powieść tej autorki. Zapowiadała się znakomicie. Sam pomysł na fabułę był, wydawałoby się, bardzo oryginalny i nie do podrobienia. Niestety, wykonanie kulało i to dość poważnie. Podczas lektury odnosiło się wrażenie, że całość potraktowana została bardzo płytko i nieprofesjonalnie. Od tamtego momentu minęło jednak już sporo czasu, odsunęłam więc od siebie obawy przed ponownym zetknięciem z autorką. Gdy dostałam odpowiednią propozycję i zapoznałam się notą wydawcy poczułam, że chcę przeczytać Chłopaka, który chciał zacząć od nowa. Bo sama chciałam zacząć od nowa. Tylko… czy słusznie zrobiłam?

Niestety ponownie zetknęłam się z tym samym problemem. Super pomysł, ciekawy tytuł, a wykonanie? W zasadzie leży i kwiczy. Tak, wiem, autorka pisze o młodych ludziach, może oni wydają się jej tak płytcy? Trochę jednak inaczej postrzegam osoby w tym wieku. Tak jak i starsi mają oni odrobinę oleju w głowie i raczej nie wypowiadają się w taki sposób, jak w tej powieści. A może jednak? Może się nie znam? Mnie jednak takie potraktowanie tematu odebrała całkiem sporą przyjemność z lektury.

To są jednak tylko moje poglądy, być może całkiem mylne. Nie chciałabym, by się okazało, że mój pogląd odciągnie was od lektury, która być może przez was byłaby odebrana zupełnie inaczej. Dlatego zachęcam was do zapoznania się z twórczością Kirsty Mosely i podzielenia się opinią. Może to ja zmienię moje zdanie?

Sil

Walka

"Chłopak, który chciał zacząć od nowa" Kirsty Mosely
Seria: Fighting to Be Free
Tom: I
wyd. Harper Collins
rok: 2017
str. 384
Ocena: 3,5/6

Macie czasem tak, że żyjecie nadzieją, że to, na co traficie tym razem, będzie strzałem w dziesiątkę? To łudzenie się, czy możliwe do ziszczenia pragnienie? Czy można się zmienić? Czy można zmienić swoje życie? Czy można...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Różne oblicza samotności

"P.S. I Like You" Kasie West
wyd. Feeria Young
rok: 2017
str. 392
Ocena: 5/6

Zasadniczo powinnam czuć się staro i zdecydowanie nie sięgać po tego typu powieści. Niewiele osób po 30-tce sięga w końcu po literaturę młodzieżową. Zasadniczo. Bo są i tacy, który sięgają po nią z przyjemnością. Jak ja na przykład. Wiele radości sprawia mi czytanie tego typu powieści, a jeszcze jak się okazuje, że nie tylko pomysł jest dobry, ale i wykonanie niczego sobie, to nie pozostaje mi nic innego, jak wiwatować. Więc wiwatuje, bo to już kolejna pozycja z biblioteki której mogę nadać tytuł "Kasie West" którą mogę spokojnie polecić. Bo P.S. I Like You jest jak najbardziej godne znalezienia się na liście must have fanów literatury młodzieżowej. Czemu? O tym może nieco poniżej.

Lily Magnes Abbott jest mało popularną trzecioklasistką, która jest pogodzona z życiem, jakim żyje. Rodzice to artyści, żyją więc od zarobku do zarobku. Ma troje rodzeństwa, w tym dwóch młodszych braci, którymi wciąż trzeba się zajmować. W każdej wolnej chwili może się okazać, że należy pomóc rodzinie, na przykład na jakichś targach. Nigdy więc tak naprawdę nie wiadomo, co przyniesie kolejny dzień, ba, kolejna godzina. Dziewczyna ma jedną prawdziwą przyjaciółkę – Isabel, na tyle wyrozumiałą, że nie tylko toleruje, ale i rozumie sytuację rodzinną Lil. I w zasadzie tyle. No nie, na tym kończąc chyba bym skłamała. Bo w życiu dziewczyny "jest" jeszcze dwóch chłopaków. O jednym Lily marzy nocami (Lucas), wrodzona nieśmiałość nie pozwala jej jednak nawet się z nim przywitać. O drugim najchętniej by zapomniała (Cade). To ten drugi kilka lat wcześniej nadał jej znienawidzoną przez nią ksywkę (Magnes), a do tego jest byłym chłopakiem jej najlepszej przyjaciółki. Byłym właśnie przez nią, przez Lily i jej niechęć do wybranka Iż. I tak oto od dwóch lat wojna między Cadem i Lily nie ustaje. Dziewczyna dostaje gęsiej skórki za każdym razem gdy widzi chłopaka. I nie potrafi się opanować, musi mu dogryźć bo wie, że jeśli ona tego nie zrobi, to on na pewno nie będzie siedział cicho i potulnie. I tak oto wzajemnie psują sobie swoje codzienności. W pewnym momencie, jedyną odskocznią dla Lily staje się lekcja chemii, na której do tej pory dziewczyna notowała pomysły na teksty piosenek, a teraz zmuszona jest notować, bo nieubłagany nauczyciel zauważył, co ona robi podczas jego leki. Któregoś dnia, z nudów, zamiast notować w swoim notesie, dziewczyna zaczyna pisać po ławce. Ku jej zaskoczeniu, następnego dnia znajduje odpowiedź. Tak oto świat Lily się zmienia i wszystko zaczyna się kręcić wokół lekcji chemii. Kim okaże się osoba, która jej odpisuje? Może to jakaś fajna dziewczyna, z którą będzie mogła się zaprzyjaźnić? A może chłopak, dla którego straci serce? By się tego dowiedzieć, koniecznie musicie przeczytać najnowszą powieść Kasie West zatytułowaną P.S. I Like You.

Jedno jest pewne – mnie ta powieść urzekła, choć, szczerze powiedziawszy, nie zaskoczyła. Niemal od początku przeczuwałam, kto odpisuje Lily i, jak się ostatecznie okazało – nie pomyliłam się. Nie oznacza to jednak, że książka była przewidywalna – co to, to nie. Bo nawet mnie wiele wątków zaintrygowało, a niejeden zadziwił, bo nie spodziewałam się takiego a nie innego obrotu spraw. Nie raz podczas lektury się zaśmiewałam. Kiedy indziej w oczach stawały mi łzy. Czyli pełna paleta emocji. Jak dla mnie dokładnie to, czego potrzebowałam.

P.S. I Like You czyta się znakomicie, w zasadzie jednym tchem. Fabuła jest ciekawie zarysowana, bohaterowie autentyczni, a całość wciąga i nie pozwala się oderwać od lektury aż do ostatnich stron powieści. Książka uczy wyrozumiałości i patrzenia na problemy innych z ich, a nie własnej perspektywy. Pozwala zrozumieć. Emanuje dobrem. Jeśli świetna. Godna polecenia.

Sil

Różne oblicza samotności

"P.S. I Like You" Kasie West
wyd. Feeria Young
rok: 2017
str. 392
Ocena: 5/6

Zasadniczo powinnam czuć się staro i zdecydowanie nie sięgać po tego typu powieści. Niewiele osób po 30-tce sięga w końcu po literaturę młodzieżową. Zasadniczo. Bo są i tacy, który sięgają po nią z przyjemnością. Jak ja na przykład. Wiele radości sprawia mi czytanie tego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Trudna decyzja

"Moje życie obok" Huntley Fitzpatrick
wyd. Zysk i s-ka
rok: 2016
str. 424
Ocena: 5/6

Od kilku miesięcy chodziła za mną pewna książka. No, może nie dosłownie "chodziła", ale miałam wielką ochotę na jej przeczytanie. Starałam się więc z całych sił, by ją zdobyć i w końcu przeczytać. Łatwo nie było, ale w końcu się udało. Oczywiście jak to zwykle bywa, nie od razu udało mi się po nią sięgnąć, ale gdy już to zrobiłam – przepadłam.

Samantha Reed od dziesięciu lat ma sąsiadów. Sąsiadów, których nigdy tak naprawdę nie było dane jej poznać. Gdy rodzina Garrettów wprowadziła się do domu obok matka od razu zawyrokowała, że będą to najgorsi sąsiedzi jakich można się spodziewać. I przez lata uważała, że się w tym osądzie nie pomyliła. Nienawidziła tej rodziny, choć przyczyna tego uczucia w zasadzie nikomu nie była znana. Faktem jest, że rodzina Garrettów była dość duża i głośna, a przez kolejne lata to się jeszcze nasilało, bo co ok 3 lata na świat przychodziło nowy ich członek. Trawa nigdy nie była na czas obstrzyżona, ogródek – zwykle zaniedbany, podjazd – zawsze zastawiony. To wszystko doprowadzało matkę Samanthy do szewskiej pasji. Postawiła więc między domami gigantyczny płot, a córkom surowo zakazała kontaktów z tymi strasznymi ludźmi. Tracy od zawsze ignorowała to, co matka mówi, ale młodsza córka była bardzo posłuszna. Nie mogła się jednak powstrzymać i przez lata obserwowała sąsiadów z dachu swojego domu. Gdy pewnego dnia na dach wdrapał się Jase, dziewczyna niezupełnie wiedziała co z tym fantem począć. Chłopak jednak ją zafascynował, a w końcu – rozkochał w sobie. Co jednak począć, gdy jest się tak posłusznym i ułożonym. No i zna się opinię matki? Co prawda Sam ma za sobą dość specyficzne związki, ale jednak Garrettowie to według jej matki – pani senator – najgorszy możliwy sort. Czy da się ją przekonać do Jase'a? Czy Sam w ogóle będzie próbowała to zrobić? A może oddzieli życie uczuciowe od życia rodzinnego tak dokładnie, że nikt się nie zorientuje? Czy to w ogóle możliwe? No i najważniejsze, co zrobi dziewczyna, gdy oba światy drastycznie na siebie wpadną i zaczną się nawzajem miażdżyć? Wybierze miłość czy lojalność? By się tego dowiedzieć koniecznie musicie sięgnąć po powieść Huntley Fitzpatrick.

Muszę przyznać, że opowieść o zakazanej miłości Samanthy i Jace'a zaczarowała mnie. Wciągnęła zupełnie i nie pozwoliła się od siebie oderwać. Wciąż jednak, z tyłu głowy, dźwięczały mi słowa z okładki. Że nie będzie wesoło. Że coś się stanie. Coś tę sielankę zniszczy doszczętnie. No i faktycznie, jak się zaczęło sypać, to zupełnie. Zaczęło się na Nan, przeszło przez matkę, rodzinę chłopaka i skończyło się na nim samym. Istna katastrofa. Ale dlaczego? Jaka? Co do niej doprowadziło? Czy coś będzie w stanie wyciągnąć dziewczynę z marazmu? Cóż, o tym więcej w Moim życiu obok.

Nie będę ukrywać, książka jest świetna. Zafiksowałam się na niej i długo zostanie w mojej pamięci. Zawirowania wprowadzone przez autorkę mącą spokój i sprawiają, że wszystko staje się bardzo nieoczywiste. Przez to powieść staje się przewrotna i nieco mroczna. Mnie do siebie zupełnie przekonała, liczę, że i was Moje życie obok zachwyci. Zachęcam i z całego serca polecam.

Sil

Trudna decyzja

"Moje życie obok" Huntley Fitzpatrick
wyd. Zysk i s-ka
rok: 2016
str. 424
Ocena: 5/6

Od kilku miesięcy chodziła za mną pewna książka. No, może nie dosłownie "chodziła", ale miałam wielką ochotę na jej przeczytanie. Starałam się więc z całych sił, by ją zdobyć i w końcu przeczytać. Łatwo nie było, ale w końcu się udało. Oczywiście jak to zwykle bywa, nie od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Koniec

"Co mnie zmieniło na zawsze" Amber Smith
wyd. Feeria Young
rok: 2016
str. 392
Ocena: 6/6

Ten dzień. Ten dzień nie był pierwszym dniem jej nowego życia. A pewno był jednak ostatnim dniem starego. Początkiem, środkiem i końcem koszmaru. Jego kulminacją. Koszmar koszmarów, koszmarem przepleciony. Nie wiem, jak dałam radę przeczytać tę powieść. Nie wiem, jak mogłabym jej nie przeczytać…

Jeden dzień, jeden wieczór, jeden moment. Pięć minut. Trzysta sekund. Koniec życia.

Eden McCrorey ma czternaście lat i jej życie się skończyło. Pewnego zimowego dnia, w trakcie przerwy świątecznej, do jej pokoju wkrada się najlepszy przyjaciel jej starszego brata. Wszedł do jej łóżka, zdarł bieliznę, zadarł ulubioną koszulę nocną i brutalnie zgwałcił. A potem powiedział, że nikt jej nie uwierzy. Że jest szkaradą. I, że jeśli piśnie choć słówko, to ją zamorduje. Dziewczyna nie drgnęła, aż do świtu, mimo że cały akt trwał tylko pięć minut. A gdy rano do jej pokoju weszła matka… wcale nie zobaczyła obrazu zbrodni. Zobaczyła dziewczynę, której zapomniało się, że dostanie okres. Matka więc skrzętnie zebrała pościel, zaniosła do prania, a córce kazała się szybko umyć. Tak wyglądał pierwszy dzień koszmaru po koszmarze. A kolejne, choć Edy bardzo chciała, by były leprze, wpędzały ją tylko w coraz większe bagno. Wkrótce pędzącej za nią lawiny już nie dało się powstrzymać. Nie było już ratunku. Nie było odwrotu. Jedna wielka czarna dziura. Wydawało się, że spotkanie Josha coś może odmienić, że może on wydobędzie ją dołu, który wpadła. Pytanie tylko, czy Eden będzie gotowa z niego wyjść? Czy przyjmie wyciągniętą dłoń? Czy przestanie wciąż i wciąż zamykać drzwi przeszłości i zrozumie, że uratować ją może tylko ujawnienie? Istnieje tylko jeden sposób, by się tego dowiedzieć. Koniecznie musicie sięgnąć po najnowszą powieść Amber Smith, zatytułowaną Co mnie zmieniło na zawsze.

Ta książka naprawdę wiele w człowieku może zmienić. Gdy zaczynałam ją czytać (a w sumie lektura nie zajęła mi to nawet doby, a gdyby nie praca, to wystarczyłaby jedna noc), chciałam ją czym prędzej odłożyć na półkę. Zastanawiałam się nawet, czy nie mogłabym tego egzemplarza przekazać komuś innemu do przeczytanie. Przestraszyłam się tej książki, tego co się w niej wydarzyło i co jeszcze mogło się zdarzyć. Byłam przerażona i niemal pewna, że nie dam sobie rady z tym tematem. Chciałam wysiąść z tego pociągu jak najszybciej. I zapomnieć. A równocześnie, z każdą kolejną przeczytaną stroną czułam się z tą lekturą coraz lepiej. I nie chciałam przerywać czytania. Chciałam wiedzieć co jest dalej. W kolejnym zdaniu, kolejnym akapicie, na kolejnej stronie, w kolejnym rozdziale… Sen nie chciał mnie zmorzyć, mogłam tak czytać do świtu. Powstrzymał mnie jedynie zdrowy rozsądek. A i tak, długo po odłożeniu Co zmieniło mnie na zawsze, długo zastanawiałam się, co znalazłabym na kolejnych kartach tej historii. Czym jeszcze mogła mnie zaskoczyć. No i, co chyba najważniejsze, jaki będzie finał. Liczyłam na to, że mimo marazmu, w jaki wdepnęła główna bohaterka, wszystko dobrze się skończy. Może nawet łudziłam się, że będzie jakiś happy end? Czy go dostałam? Tego wam nie wyjawię. Powiem jednak, że zakończenie zasadniczo mnie usatysfakcjonowało. Autorka znalazła idealny balans między słodyczą i goryczą. Wszystko się w końcu… kończy. I to nie zawsze oznacza śmierć.

Zdecydowanie polecam. Tę książkę po prostu trzeba przeczytać.

Sil

Koniec

"Co mnie zmieniło na zawsze" Amber Smith
wyd. Feeria Young
rok: 2016
str. 392
Ocena: 6/6

Ten dzień. Ten dzień nie był pierwszym dniem jej nowego życia. A pewno był jednak ostatnim dniem starego. Początkiem, środkiem i końcem koszmaru. Jego kulminacją. Koszmar koszmarów, koszmarem przepleciony. Nie wiem, jak dałam radę przeczytać tę powieść. Nie wiem, jak mogłabym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Stwórz legendę

"Gus" Kim Holden
Seria: Promyczek
Tom: II
wyd. Filia
rok: 2016
str. 504
Ocena: 5/6

Powieść Promyczek przeczytałam kilka miesięcy temu. Nie było wtedy ze mną najlepiej i, jeśli ma iść o szczerość, trafiałam wtedy na wiele dramatycznych powieści. I nie, żebym to robiła specjalnie, to była jakaś czarna seria. Mimo wszystko jednak doceniałam te pozycje, a jeśli chodzi o książkę Kim Holden, to mnie w sobie nawet rozkochała. Dlatego z utęsknieniem czekałam na Gus'a, równocześnie mając nadzieję, że druga część cyklu nie będzie aż tak tragiczna. Czy moje oczekiwania zostały spełnione? Cóż…

Gustov Hawthorne potwornie przeżył śmierć swojej najlepszej przyjaciółki, która równocześnie była miłością jego życia. Gus tara się więc wycofać z życia. Unika studia nagrań, z tego względu biorą w łeb plany nagrania nowej płyty Rocka. Niestety, nie jest się w stanie wykręcić od trasy koncertowej po Europie, która już wcześniej została przełożona. Jedzie więc w nią, ale nie jest sobą. Zaczyna pić, szybko okazuje się, że to mu nie wystarcza. Nie chce iść do lekarza, bo nie chcę mącić sobie myśli lekami. Szczerze powiedziawszy chłopak zaczyna się staczać. Nie myje się, nie pierze swoich ubrań, nie jest w stanie udzielać wywiadów. Nie chce śpiewać piosenek, które pisał dla Promyczka. Nie chce, by ktoś o niej wspominał, ale sam katuje się wspomnieniami. W końcu wpada w spore kłopoty, daje się wciągnąć w brudny świat narkotyków i perwersyjnego seksu, z którego trudno mu się wyplątać. Równocześnie nikt tak naprawdę nie wie, co się z nim dzieje, koledzy z zespołu są przekonani, że z Gus'em jest lepiej, że był u lekarza i zażywa jakieś leki. Leki, a nie twarde narkotyki. Kiedy prawda wychodzi na jaw wydaje się, że nic nie jest w stanie odkręcić złych rzeczy, które się już podziały. I że z chłopakiem będzie jeszcze gorzej. Bo cóż może go w tej chwili uratować? Szczególnie, że wkrótce po powrocie z trasy do domu, rusza w kolejną, już znacznie dłuższą, po całych Stanach Zjednoczonych.

Przez tę powieść, wbrew pozorom, było mi dużo ciężej przejść niż przez Promyczka. Tam drama rozpoczynała się z czasem. Zdążyliśmy pokochać bohaterów, przyzwyczaić się. Trudno było potem wytrzymać ten cały ból. W przypadku Gus'a dramat mamy od samego początku. Niemal cała książka to zapis rozpaczy chłopaka i stopniowego (baaaaaardzo powolnego wyłaniania się z tej jaskini, w jakiej się schował). Przyznam, że w pewnym momencie zwątpiłam, że kiedykolwiek będzie lepiej, że Gus sobie z tym całym bólem poradzi i będzie umiał dalej normalnie żyć. Do tego wszystkiego dochodzi w międzyczasie jeszcze jedna mocno skrzywdzona przez życie osoba – Scout. I wtedy dopiero wszystko się plącze.

Teraz, po zakończeniu lektury wiem, że warto było tej książce poświęcić sporo czasu. Ale gdy czytałam – nie zawsze było różowo. Ten cały dramat – nieustający wręcz, bardzo mnie męczył i dołował. Zdaję sobie sprawę, że takie było założenie. Jak w tej chwili o tym myślę, to jest to dla mnie nawet bardzo logiczne. Takie odwrócenie, przejście z dramatu Promyczka do dramatu Gus'a. I wyjście z niego. Tak miało być. Inaczej byłoby bezsensu. Szkoda tylko, że zrozumiałam to tak późno. Mam nadzieję, że wam będzie dane szybciej to wszystko ogarnąć. Bo warto.

Sil

Stwórz legendę

"Gus" Kim Holden
Seria: Promyczek
Tom: II
wyd. Filia
rok: 2016
str. 504
Ocena: 5/6

Powieść Promyczek przeczytałam kilka miesięcy temu. Nie było wtedy ze mną najlepiej i, jeśli ma iść o szczerość, trafiałam wtedy na wiele dramatycznych powieści. I nie, żebym to robiła specjalnie, to była jakaś czarna seria. Mimo wszystko jednak doceniałam te pozycje, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Zmiana

"Czy wspominałam, że za Tobą tęsknię?" Estelle Maskame
Seria: DIMLY
Tom: 3
wyd. Feeria Young
rok: 2016
str. 368
Ocena: 5,5/6

Czekałam. Oj, bardzo długo (we własnym mniemaniu) czekałam na tę książkę. Na finał trylogii DIMLY. Pilnie wyczekiwałam na ostateczne rozwiązanie problemów dwójki młodych ludzi, których zdążyłam pokochać w dwóch poprzednich odsłonach tej serii. Gdy dowiedziałam się, że trzeci tom wkrótce się pojawi, byłam bardzo szczęśliwa, a gdy w końcu trafił w moje ręce, wiedziałam, że nie spocznę, nim nie poznam zakończenia tej opowieści. I tak spędziłam kilkanaście godzin – na poznawaniu dalszych losów Eden i Tyler. Przepadłam.

Za 3 tygodnie minie rok, odkąd Tyler przywiózł swoją ukochaną do Santa Monica i… niespodziewanie, tuż po oznajmieniu rodzinie, że są parą – wyjechał. Niby próbował wyjaśnić, niby tłumaczył, dlaczego to robi. I obiecał, że wkrótce wróci. Niemal rok… tyle czasu miała czekać Eden na jego ponowne pojawienie się. Tyle, że… dziewczyna przestała to robić już dość dawno temu. Przez wiele tygodni go wypatrywała. Czekała. Przez wiele płakała. W końcu jednak łez zabrakło, a płomienne uczucie zaczęło przeradzać się w nienawiść. Bo Tyler nie tylko nie pojawił się w rodzinnym mieście, ale i nie odbierał telefonu. Nie odpowiadał na smsy. Nie dawał znaku życia w portalach społecznościowych. Przepadł niczym kamień w wodę. Gdyby nie to, że utrzymywał kontakt ze swoją matką, macochą Eden, ta nie miałaby nawet pewności, czy żyje. Pewnego dnia zdecydowała więc, że już dłużej czekać nie będzie. Że więcej bólu nie zniesie. Zrozumiała, że on po prostu nie wróci. Nigdy. Przykre tylko, że zostawił ją samą z tą całą kabałą. Bo przy każdym powrocie do Californii słyszała szepty mijanych ludzi. Widziała nienawistne spojrzenie ojca. Niczym biczem smagana była okrutnymi słowami młodszego przybranego brata. Była chora. Była wykolejeńcem. Była nienormalna, bo zakochała się w przybranym bracie. A on, podobno, zakochał się w niej. Ale przecież – porzucił ją. Więc raczej nic do niej nie czuł. A skoro on mógł odstawić ją na boczny tor, to i ona mogła. Jak pomyślała, tak zrobiła. I już nie kochała Tylera. Co prawda niewiele zmieniło to w jej otoczeniu, ale przynajmniej poczuła się wolna. Do momentu, gdy przeszłość niespodziewanie wróciła i upomniała się o swoje.

Jak widać, nie tylko ja czekałam. Tak samo, a może nawet i bardziej intensywnie, czekała Eden. Ona jednak w pewnym momencie złożyła broń i postanowiła zapomnieć, ja natomiast wierzyłam, że będzie mi dane doczekać szczęśliwego zakończenia. Tylko, czy tej dwójce w ogóle takie było pisane? O to zdecydowanie najbardziej się martwiłam. Wciąż się zastanawiałam, jak autorka wyprowadzi całą historię na prostą ścieżkę. Czy jej się to uda? Powątpiewałam. Nie mieściło mi się w głowie, jak można byłoby rozwikłać ten galimatias. Nie będę wam zdradzała czy, a jeśli tak, to jak, autorka to zrobiła. To pozbawiłoby sensu czytanie ostatniej odsłony DIMLY, a przecież nie o to chodzi, prawda?

Mnie Czy wspominałam, że za Tobą tęsknię? Przypadło do gustu. Powieść czytało mi się znakomicie, z wielkim zaangażowaniem, a miejscami i z zapartym tchem. Chciałam więcej i więcej. Książka tak mnie pochłonęła, że nawet nie zauważyłam, że już zmierzam ku końcowi. Ten odrobinę mnie zawiódł, nie na tyle jednak, bym uznała, że potencjał tej historii został zaprzepaszczony. Co to, to nie.

Czytało się wyśmienicie. Tak samo poznawało się całe DIMLY. Znakomicie. W związku z czym zdecydowanie zachęcam i was do lektury. Naprawdę warto.

Sil

Zmiana

"Czy wspominałam, że za Tobą tęsknię?" Estelle Maskame
Seria: DIMLY
Tom: 3
wyd. Feeria Young
rok: 2016
str. 368
Ocena: 5,5/6

Czekałam. Oj, bardzo długo (we własnym mniemaniu) czekałam na tę książkę. Na finał trylogii DIMLY. Pilnie wyczekiwałam na ostateczne rozwiązanie problemów dwójki młodych ludzi, których zdążyłam pokochać w dwóch poprzednich odsłonach tej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Prawo Georgii

"Prawo Mojżesza" Amy Harmon
wyd. Editored
rok: 2016
str. 360
Ocena: 5/6

Ktoś kiedyś powiedział, że ta książka nie kończy się dobrze. Ktoś kiedyś wspomniał, że dla jej bohaterów nie ma szans na szczęśliwe zakończenie. Ktoś kiedyś dawał do zrozumienia, że z tej mąki nie będzie chleba, a koniec końców wszyscy skończą źle. Czy ten ktoś miał racje? Czy gdy z góry się założy, że nic z tego dobrego nie będzie, łatwiej pogodzić się z tragicznym losem? A może… może to nas tylko podjudzi? Może to sprawi, że będziemy walczyć, gryźć, rozszarpywać – by tylko nie skończyło się tak, jak wszyscy przewidują. Może…

Mojżesz Wright urodził się ze skazą. Swoistym pęknięciem. Nie była to jednak wada widoczna gołymi oczami. Tę szczelinę czuł i widział przede wszystkim on. Bo to przez nią wydostawały się na zewnątrz koszmary. Gdy się tylko pojawiały chłopak przestawał być sobą, stawał się dziki i nieokiełzany. Bez szans na zrozumienie przez otoczenie. Szalony, wręcz obłąkany. Znajdował odpowiednie miejsca i oddawał się jedynej rzeczy, która pozwalała mu na ukojenie. Malował. Niestety – zwykle bez zgody właściciela, w związku z czym nieustannie pakował się w tarapaty. Dużo gorzej jednak przedstawiała się kwestia tego, kogo dokładnie chłopiec uwieczniał na swych malowidłach. Zmarli i zaginieni – to ich podobizny i czynności z dnia powszedniego przedstawiał w swych dziełach. Obrazy były nie tylko przerażające, ale i fascynujące. Na swój sposób piękne i pociągające. I takie… prawdziwe. Na tyle realne, że Mojżesza zaczęto podejrzewać o mordercze skłonności.

Georgia Shepherd o Mojżeszu słyszała od najmłodszych swoich lat. Całe miasteczko o nim plotkowało. Chłopiec co roku przyjeżdżał w wakacje do swojej babci, która mieszkała obok rodziców dziewczyny. Już wtedy George była zafascynowana chłopcem, a to uczucie nabrało na sile, gdy Mojżesz tuż przed swoimi osiemnastymi urodzinami przeprowadził się do babci (a w zasadzie prababci) na stałe. Jednak za każdym razem, gdy ona próbowała się do niego zbliżyć, on z premedytacją ją odpychał. A potem… potem to już zaczęła się zupełnie inna historia.

Musze przyznać, że nie spodziewała się po tej powieści… tego wszystkiego. Jakoś inaczej zarysowałam sobie wcześniej w głowie całą tę powieść. W ogóle nie brałam pod uwagę, że ona będzie o tym, o czym w rzeczywistości była. A gdy się już dowiedziałam, o czym Prawo Mojżesza będzie traktować – przeraziłam się. Myślałam, że nie przeczytam tej książki. Byłam przekonana, że będę ją męczyć miesiąc, jak nie lepiej, a na koniec, zgodnie z obietnicą autorki, będę cierpieć. Ale mniej niżbym mogła, bo w końcu od początku znałam zakończenie tej historii. Jak się jednak okazało, w Prawie Mojżesza niczego nie można było być pewnym. Również tego, a może przede wszystkim tego, że wszystko stanie na głowie.

Mimo powyższych słów jednego jestem pewna – Prawo Mojżesza to wspaniała książka, której warto poświęcić czas. Zdecydowanie polecam.

Sil

Prawo Georgii

"Prawo Mojżesza" Amy Harmon
wyd. Editored
rok: 2016
str. 360
Ocena: 5/6

Ktoś kiedyś powiedział, że ta książka nie kończy się dobrze. Ktoś kiedyś wspomniał, że dla jej bohaterów nie ma szans na szczęśliwe zakończenie. Ktoś kiedyś dawał do zrozumienia, że z tej mąki nie będzie chleba, a koniec końców wszyscy skończą źle. Czy ten ktoś miał racje? Czy gdy z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Płot

"Chłopak z sąsiedztwa" Kasie West
wyd. Feeria Young
rok: 2016
str. 341
Ocena: 5/6

Czasem poszukiwanie czegokolwiek mija się z celem. Czasem wszystko, czego pragniemy i potrzebujemy znajduje się tuż za mitycznym płotem.
Zwykle nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele posiadamy, póki tego nie stracimy. Jednak gdy już upadniemy, to czy podnosząc się będziemy w stanie odzyskać straconą szansę?

Charlotte Reynolds to… dziewczyna. Tak, w stu procentach dziewczyna. W zasadzie nie ma w tym stwierdzeniu nic niezwykłego, tylko czy ona na pewno się tak czuje? Od urodzenia dorastała z samymi chłopakami. Jedynym żeńskim odnośnikiem w jej życiu była matka, która zmarła, gdy Charlie miała sześć lat. Nic więc dziwnego, że dziewczyna nie tylko czuje się, ale też zachowuje jak chłopczyca.
W życiu Charlie poza rodzinom i przyjacielem liczy się tylko jedno – sport. Biegi, koszykówka, baseball – wszystko dobre. Nic jej nie jest straszne. Nawet szybka jazda samochodem. A może właśnie jej powinna się wystrzegać? Bo właśnie od szybkiej jazdy zaczynają się jej problemy. Mimo tego, a może właśnie dlatego, że jej tata jest policjantem, nie udaje jej się wyłgać od kolejnego mandatu. Ojciec nie kryje swojego wzburzenia i stawia twarde warunki. Charlie musi sama zarobić na te wydatki. Do tego musi odpracować wartość o jaką ojcu zostanie podniesiona składka ubezpieczenia auta. Dziewczyna jest załamana, w końcu dopiero co zaczęły się wakacje, na które miała tak wiele ciekawych planów. Teraz ze względu na pracę będzie musiała je zredukować. A może nie uda się jej znaleźć żadnego zarobku? Niestety, i ten plan spala na panewce – bo dorywcze zajęcie udaje się jej zdobyć w ciągu jednego przedpołudnia. Praca niby tylko kilka dni w tygodniu, ale przede wszystkim popołudniami. Z tego powodu Charlie nie może wieczorami biegać, a tylko odpowiednie zmęczenie fizyczne zapewniało jej noce bez koszmarów. I właśnie wtedy pojawia się rozwiązanie, czyli płot.

Chłopak z sąsiedztwa autorstwa Kasie West to bardzo fajna, wciągająca, a także mało skomplikowana powieść o dorastaniu i walce nastolatków z dręczącymi ich problemami. Historię Charlie czyta się z przyjemnością, a jedyną niewiadomą stanowią koszmary, które dręczą główną bohaterkę. Dziwiła mnie w zasadzie tylko jedna kwestia – podejście Charlie do własnych problemów. Dziewczyna jest naprawdę zżyta z rodzeństwem, i nikomu przez lata nie wspomniała o tym, że nie potrafi przespać spokojnie nocy. Bracia i przyjaciel też nigdy nie zastanawiali się, dlaczego ona tak wiele poświęca sportowi, również wieczorami. Charlie dopiero nocą, pod płotem, wyznaje z czym się od lat boryka. Ta nietypowa spowiedź pozostaje jednak tajemnicą jej i chłopaka z sąsiedztwa i nie ma szans wypłynąć za dnia.

Czy dziewczyna poczuje się kiedyś tak, jak każda jej rówieśniczka czuć się powinna? Czy zainteresuje się nią jakikolwiek chłopak? Czy dojdzie do tego, skąd biorą się jej senne koszmary? By znaleźć odpowiedź na te, oraz na inne pytania, koniecznie należy sięgnąć po najnowszą powieść Kasie West zatytułowaną Chłopak z sąsiedztwa. Gorąco polecam.

Sil

Płot

"Chłopak z sąsiedztwa" Kasie West
wyd. Feeria Young
rok: 2016
str. 341
Ocena: 5/6

Czasem poszukiwanie czegokolwiek mija się z celem. Czasem wszystko, czego pragniemy i potrzebujemy znajduje się tuż za mitycznym płotem.
Zwykle nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele posiadamy, póki tego nie stracimy. Jednak gdy już upadniemy, to czy podnosząc się będziemy w stanie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Niewidzialni

"Coś świętego" Sarah Dessen
wyd. Harper Collins
rok: 2016
str. 384
Ocena: 5/6

Czasami ścieżki życia dziwnie się plączą, przenikają się, nachodzą na siebie i prowadzą nie tam, gdzie byśmy chcieli. Podążamy nimi bezwiednie, a gdy zaczynamy zastanawiać się, co się dzieje, nagle okazuje się, że jesteśmy w punkcie, do którego nigdy nie planowaliśmy dojść. Droga powrotna bywa żmudna i pracochłonna. Czasem w ogóle nie jest możliwe cofniecie się o kilka kroków i wrócenie do miejsca, w którym zbłądziliśmy. Zwykle podjęte przez nas decyzje odciskają się piętnem na nas samych oraz na naszych bliskich. Gorzej, gdy inni nie tylko nie mogą, ale i nie chcą zapomnieć nam naszych błędów z przeszłości. Jeszcze gorzej, gdy pokutujemy z powodu czyichś błędów. Jak z tym żyć?

Sydney Stanford jeszcze do niedawna żyła w bardzo komfortowych i cieplarnianych warunkach. Uwielbiała swojego starszego brata i była w niego wpatrzona jak w obrazek. Śledziła każdy jego krok, robiła to co on. Peyten był w centrum wszechświata, i to nie tylko jej, ale i ich rodziny, przyjaciół oraz zupełnie obcych ludzi. W związku z tym Syd była zwykle dla otoczenia niewidzialna. Nikt nie zwracał na nią uwagi. Nikt nic specjalnego od niej nie chciał. Dziewczyna do tego przywykła, może niezupełnie to akceptowała, ale jakoś z tym żyła. Wszystko zaczęło się zmieniać, gdy Peyton zaczął dość hulaszcze życie. Narkotyki i alkohol były na porządku dziennym. Do tego chłopak zaczął kraść, a przecież pochodził z dość zamożnej rodziny. Każda wpadka kończyła się przywiezieniem przez policję i odwykiem. Niestety, chłopak zwykle dość szybko wracał do poprzednich nawyków. Jednak ostatnie tego typu zamieszanie jakby coś poprzestawiało w jego priorytetach. Przestał szaleć. Niemal zaczął się zachowywać jak dawniej. Nawet pracę znalazł. Dwa dni przed końcem zwolnienia warunkowego coś w niego strzeliło. Po kolejnej dniówce wsiadł do auta i pojechał do kolegi, a tam się upił. Niestety, to mu nie wystarczyło. Po zakrapianej imprezie usiadł za kółkiem i udał się w drogę do domu. Niestety, nie było mu dane do niego dojechać. Zdarzył się tragiczny w skutki wypadek, który naznaczył nie tylko jego, ale i całą jego rodzinę.

Po wypadku i sprawie sądowej Sydney postanawia zmienić coś w swoim życiu – po pierwsze – zmian szkoły. To ma pomóc jej otrząsnąć się po tragedii. Czy tak faktycznie będzie? Czy dziewczyna wśród nowego otoczenia znajdzie to, czego potrzebuje? Czy będzie jej dane poznać właściwych ludzi? Czy w końcu stanie się widzialna? A może, tak jak brat, dość szybko wpadnie w złe towarzystwo? By się tego dowiedzieć, koniecznie należy sięgnąć po najnowszą powieść Sarah Dessen zatytułowaną Coś świętego.

Muszę przyznać, że ta książka nie od razu mnie do siebie przekonała. Przez pierwszych kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt stron poznawaliśmy historię Syd i jej brata, która, szczerze powiedziawszy, nie była zbyt ciekawie opowiedziana. Niby została dość zwięźle streszczona, ale równocześnie jakoś tak nieinteresująco o bardzo wymijająco. Dużo trzeba było sobie dopowiedzieć i zwracać uwagę później w trakcie lektury, bo dopiero wówczas odnajdowało się elementy układanki, której wcześniej wcale do końca nie odsłonięto.

Ogólnie powieść, oczywiście już po rozkręceniu, naprawdę mi się podobała. Była nie tylko ciekawa, ale i bardzo prawdziwa. Czasami, a w sumie do pewnego momentu nawet dość często, Sydney mnie denerwowała. Nie mówiła nikomu prawdy, urywała się w swojej skorupie jak ślimak. Na szczęście z biegiem czasu i stron to się zmieniło. I chyba przede wszystkim to mnie urzekło.

Coś świętego szczerze polecam. Warto.

Sil

Niewidzialni

"Coś świętego" Sarah Dessen
wyd. Harper Collins
rok: 2016
str. 384
Ocena: 5/6

Czasami ścieżki życia dziwnie się plączą, przenikają się, nachodzą na siebie i prowadzą nie tam, gdzie byśmy chcieli. Podążamy nimi bezwiednie, a gdy zaczynamy zastanawiać się, co się dzieje, nagle okazuje się, że jesteśmy w punkcie, do którego nigdy nie planowaliśmy dojść. Droga...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Powiem szczerze, z jakiegoś (zupełnie niezrozumiałego dla otoczenia i mnie samej) powodu, wymyśliłam sobie, że Bez winy jest kontynuacją Bez słów. Długo utwierdzałam się w tym przekonaniu, z niecierpliwością oczekując premiery tej książki. Zastanawiałam się, których bohaterów autorka weźmie na celownik. Co wymyśli. Jak to opisze. Podczas gdy ja roiłam sobie te niestworzone historie ogół mojego blogerskiego otoczenia dobrze wiedział, że te dwie powieści, poza autorką, nie mają nic ze sobą wspólnego. Dobrze chociaż, że zostałam uświadomiona jeszcze przed rozpoczęciem czytania. Mimo wszystko szkoda, że powieść jednak nie była kontynuacją Bez słów. Nie mówię, że była zła, ale ja bym chętnie przeczytała kolejną część. Bo Bez winy, to zdecydowanie zupełnie inna bajka. Inna historia. Inne podejście do tematu. Nawet (w mojej opinii) nieco gorsza niż Bez słów. Nie wciąga tak mocno. Nie intryguje tak bardzo. Nie budzi takiej obsesji, jaką budziło we mnie Bez słów. W związku z tym czytało mi się ją odrobinę gorzej, a co za tym i odrobinę dłużej niż poprzednią powieść autorki. Akcja rozwijała się w spodziewanym przez czytelnika kierunku. Oczywiście nie brakowało zwrotów akcji, ale nie powalały one na kolana, nie ścinały krwi w żyłach i nie budziły we mnie takich emocji, jakich się spodziewałam. Zakończenie było piękne, ale jednak dość przewidywalne.

Reszta recenzji na:
http://slowaduzeimale.blogspot.com/2016/09/miejsce-na-miosc-robi-bol-bez-winy-mia.html

Powiem szczerze, z jakiegoś (zupełnie niezrozumiałego dla otoczenia i mnie samej) powodu, wymyśliłam sobie, że Bez winy jest kontynuacją Bez słów. Długo utwierdzałam się w tym przekonaniu, z niecierpliwością oczekując premiery tej książki. Zastanawiałam się, których bohaterów autorka weźmie na celownik. Co wymyśli. Jak to opisze. Podczas gdy ja roiłam sobie te niestworzone...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Zaprzedając duszę

"W ogień" Ewa Seno
seria: Kontrakt
tom: 1
wyd. Feeria Young
rok: 2016
str. 344
Ocena: 3,5/6

Życie zwykle nie jest tak łatwe i kolorowe, jak to pokazują w czasopismach. Zazwyczaj jest szare, bure i ponure, a zdarza się, że jest też po prostu czarne. Nikt nie powinien patrzeć na świat w ten sposób, ponieważ zawsze jest coś, z czego warto się radować. Tylko czy łatwo tak mówić, kiedy przychodzi czas, w którym wszystko wali się na głowę?

Oto właśnie ona – Emily Gilmore, samotna nastolatka, której do szczęścia nie potrzeba wiele. Wraz ze swoim tatą i dwójką przyjaciół, Emmą i Jamie’im, żyje jej się naprawdę dobrze. Jednak, gdy tata ginie w wypadku, świat wali się dziewczynie na głowę. Oliwy do ognia dolewa jeszcze jej, można rzec, znienawidzona matka, informując Em, że wyjeżdżają z ukochanego Anklow do Nowego Jorku. To właśnie tam rodzicielka znalazła nową miłość i lepszą pracę. Emily nie jest zachwycona tą jakże wspaniałą wiadomością, nie może jednak nic na to poradzić.

Właśnie w ten sposób zostawia za sobą swoje miasto, klif, na którym zawsze chowała się przed złem, oraz przyjaciół najdroższych i jedynych. Jej matka skutecznie odciąga ją od starego życia, uparcie twierdząc, że tak będzie dla dziewczyny lepiej. "Sielanka" niestety kończy się wraz z nadejściem listu od Emmy. Pożegnalnego listu.

Szczerze mówiąc, nie jestem zachwycona tą książką. Spodziewałam się o wiele więcej, gdy dostałam ją do rąk. I z przykrością muszę stwierdzić, że trudno mi było dobrnąć nawet do połowy. Czemu? Sama nie jestem pewna… Sądzę, że to przez styl, jakim została napisana ta powieść, bo, wbrew pozorom, sam zamysł jest bardzo dobry. Niestety autorka nie postarała się zbytnio, gdyż akcja jest tak przewidywalna, że aż… nudna. A można by tak wiele wyczarować…

Jestem trochę rozczarowana, że ta pozycja nie wyszła, bo miałam nadzieję, że to będzie takie samo "wow", jak w przypadku "Tatuażu z lilią", no cóż, nie chwal dnia przed zachodem słońca, jak to mówią.

Wiktoria Szymkiewicz

Zaprzedając duszę

"W ogień" Ewa Seno
seria: Kontrakt
tom: 1
wyd. Feeria Young
rok: 2016
str. 344
Ocena: 3,5/6

Życie zwykle nie jest tak łatwe i kolorowe, jak to pokazują w czasopismach. Zazwyczaj jest szare, bure i ponure, a zdarza się, że jest też po prostu czarne. Nikt nie powinien patrzeć na świat w ten sposób, ponieważ zawsze jest coś, z czego warto się radować....

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Zbrodnie pozamałżeńskie Daniel Koziarski, Agnieszka Lingas-Łoniewska
Ocena 6,8
Zbrodnie pozam... Daniel Koziarski, A...

Na półkach: , , ,

Oko za oko

"Zbrodnie pozamałżeńskie" Agnieszka Lingas-Łoniewska, Daniel Koziarski
wyd. Novae Res
rok: 2016
str. 368
Ocena: 5/6

Oj, nie będę wam ściemniać, nie zakochałam się w tej powieści od pierwszego wejrzenia. Ani drugiego. Ani nawet dziesiątego. To chyba po prostu nie jest książka do kochania.
Niestety, po prostu bardzo długo źle się ją czytało.

Przez niemal połowę czasu jej poświęconego nosiłam się z myślą, by odłożyć ją na półkę i już do niej nie wracać. Nigdy! Powstrzymywała mnie jedynie osoba samej autorki. Przecież Agnieszka Lingas-Łoniewska, moja ulubiona autorka, nie mogła napisać czegoś, czego nie jestem w stanie przeczytać. Prawda? Agnieszko, czy mogłabyś mi zrobić coś takiego? A jednak, jeszcze w wieczór przed tym, jak skończyłam lekturę przeklinałam autorkę i marzyłam, by zacząć czytać coś innego. Coś mniej obciążającego, mniej naszpikowanego złością, złośliwością... nienawiścią wręcz. W zasadzie wszyscy bohaterowie byli straszni, niejednokrotnie podli, okrutni, zakłamani. Brudni wręcz. Wciąż gdy o nich myślę, widzę ich umorusanych w błocie. Albo we własnych fekaliach. Ble. Chciałam poczytać coś fajnego, Zbrodni pozamałżeńskich do tej grupy, wybaczcie - nie zaliczyłam i dalej nie zaliczam. Ale jak już wspomniałam, to nie jest powieść do lubienia, kochania czy do ustawienia jej w rankingach fajności czy wręcz zajebistości. Zbrodnie są po to, by pokazać czytelnikowi, jak nisko można upaść, nawet wówczas, gdy uważa się, że wciąż się wznosi. Niby wszystko jest super, niby się rozwijamy, , znaczymy coraz więcej... a w rzeczywistości, nie zdając sobie z tego sprawy, spadamy. Dno odkrywamy jednak zbyt późno, przecież już dawno na nim leżymy. Umoczeni. Skreśleni przez wszystkich.

Marcin jest bardzo znanym piłkarzem jednego z warszawskich klubów. Niejednokrotnie powoływany do kadry, powoli szykuje się do przejęcia przez duży, zagraniczny klub. W kraju osiągnął już w zasadzie wszystko co mógł, a wiecznie przecież żyć nie będzie. W końcu tendencja wzrostowa się skończy, wtedy szanse na transfer zmaleją i to znacznie. Chłopak robi więc wszystko, by z meczu na mecz wypadać coraz lepiej. I to mu wychodzi, szkoda tylko, że po powrocie do domu nikt z nim nie świętuję sukcesu. Nie żeby nie miał z kim, w końcu jest żonaty. Tylko ona, żona... niekoniecznie podziela jego miłość do sportu. Wie, że gdyby nie piłka nożna nie żyliby na takim poziomie jak obecnie. Nie przeszkadza jej to jednak w wypominaniu mężowi, że nie ma studiów. Że brak wykształcenia bardzo źle o nim świadczy, że nie ma z nim o czym rozmawiać, bo są na różnych poziomach intelektualnych. Ona w końcu pracuje na uczelni, pisze doktorat. Pisze książkę. Jest KIMŚ. A on, byle celebryta od sześciu boleści, uganiający się za szmacianką. Totalne zero, w jej mniemaniu oczywiście. Para zupełnie niedobrana, a jednak wciąż przy sobie trwająca. Dlaczego? Co oni do siebie czują? Jakie sekrety tają? By dowiedzieć się nie tylko tego, ale i wielu innych, niejednokrotnie bardzo zaskakujących rzeczy, koniecznie należy sięgnąć po najnowszą powieść Agnieszki Lingas-Łoniewskiej napisanej wspólnie z Danielem Kozierskim.

Myślę, że moja recenzja może być dla was dość sprzeczna. Z jednej strony wysoka ocena. Z drugiej strony narzekanie i na fabułę i ba bohaterów... W ogóle na wszystko. Czy to normalne? Rączej nie. Czy ta książka jest normalna? Zdecydowanie nie. Do tej pory sama nie wiem co o niej myśleć. Stanowi ona dla mnie nie lada zagwozdkę. Jak wcześniej pisałam, niewiele brakowało, a książka nie tylko zostałaby odłożona na półkę, ale wcześniej zostałaby doszczętnie zniszczona. Taką złość czułam podczas czytania. A potem jakby się coś zmieniło, odetkało. I zaczęło się ją czytać wyśmienicie. Akcja stała się wartka i zaskakująca. Zachowania bohaterów było nie tylko nieprzewidywalne, ale również totalnie nielogiczne i szokujące. Aż się chciało wiedzieć, co jeszcze można w tym całym bigosie znaleźć. Co jeszcze autorzy dla nas przygotowali, co wymyślą w następnym rozdziale, jakiego asa trzymają w rękawie. Jedno jest pewne, choć część akcji można wyczuć i sobie samemu wydrukować to... na niektóre pomysły nie wpadłby nikt. W sumie więc trudno się dziwić, że autorów jest dwóch.

Zbrodnie pozamałżeńskie odkrywają przed czytelnikiem zdecydowanie inną twarz Agnieszki Lingas-Łoniewskiej. Czy gorszą? Tego chyba jedna osoba nie może jednoznaczne stwierdzić. O tym trzeba przekonać się na własnej skórze. Nie pozostaje mi więc nic innego, jak zachęcić do przeczytania dzieła tego nieoczywistego i wybuchowego duetu autorskiego.

Sil

Oko za oko

"Zbrodnie pozamałżeńskie" Agnieszka Lingas-Łoniewska, Daniel Koziarski
wyd. Novae Res
rok: 2016
str. 368
Ocena: 5/6

Oj, nie będę wam ściemniać, nie zakochałam się w tej powieści od pierwszego wejrzenia. Ani drugiego. Ani nawet dziesiątego. To chyba po prostu nie jest książka do kochania.
Niestety, po prostu bardzo długo źle się ją czytało.

Przez niemal...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Potencjalna energia szczęścia

"Moje serce i inne czarne dziury" Jasmine Warga
wyd. Burda Książki
rok: 2016
str. 324
Ocena: 5,5/6

Czytanie o umieraniu nie należy do moich ulubionych rozrywek. A jednak ostatnimi czasy przydarza mi się to coraz częściej. Wciąż i wciąż trafiam na takie powieści, na szczęście coraz częściej są one pokrzepiające, a nie dołujące.

Aysel Seran to szesnastolatka, w której przez kilka ostatnich lat narastało pragnienie śmierci. Samobójstwo stało się jej obsesją. Przy każdej możliwej okazji zaglądała na forum dla samobójców i szukała partnera. Bo wiedziała jedno – sama nie da rady przeprowadzić takiego przedsięwzięcia. Ktoś ją znajdzie, ktoś sprawi, że zamiast w trumnie, wyląduje w szpitalnym łóżku. A tego nie chciała. Kiedy więc na forum odezwał się FrozenRobot i wstawił swoje ogłoszenie, dziewczyna poczuła, że znalazła osobę która pomoże jej odejść z tego świata. Chłopak miał tylko kilka warunków, które należało spełnić – mieszkać blisko niego – to akurat żaden problem, bo ich miasteczka oddzielało od siebie tylko 15 minutowa droga. I trzeba być zdecydowanym. Nie ma ściem. Nie ma unikania. I nie ma odwoływani obietnicy. A tak, był jeszcze jeden warunek – śmierć musiała nastąpić 7 kwietnia (czyli za niecały miesiąc). Ten ostatni warunek również nie stanowił problemu. Co prawda Aysel wolałabym umrzeć jak najszybciej, ale ten miesiąc jakoś wytrzyma. Pisze więc do FrozenRobota i umawia się z nim na spotkanie. Spodziewa się… w sumie sama nie wie czego. Ma nadzieje, że to nie będzie jakiś stary zbok, który ją zgwałci. Bo co prawda chce umrzeć, ale nie chce cierpieć. To o cierpieniu chce zapomnieć. Nie chce już dłużej być na tym świecie, patrzeć na ludzi, którzy mają ją za zło wcielone. Nie chce być obciążeniem dla własnej rodziny. Kiedy więc na spotkaniu pojawia się chłopak, niewiele starszy od niej, do tego przystojny, wysportowany i najwyraźniej popularny – myśli tylko o jednym: czy to przez przypadek nie jest żart? I, jak się okazuje, nie jest. Roman wyjaśnia jej dlaczego chce się zabić i dlaczego potrzebuje partnera. Wyjawia jej również czemu śmierć musi nastąpić we wskazanym dniu, a nawet we wskazany sposób. Aysel nie potrafi się jednak przed nim otworzyć. Wciąż się boi. Wciąż martwi się tym, jak chłopak zareaguje na jej wyznanie. Dlatego nic nie mówi, a im dłużej to tai, tym gorzej się z tym czuje.

Przyznam, że nie spodziewałam się, że książka mnie aż tak wciągnie i… że aż tak mnie zachwyci. Z każdym kolejnym zdaniem, z każdą kolejną stroną i rozdziałem coraz bardziej przeżywałam to, co autorka napisała. Wczułam się w bohaterów i… sama nie wiem, zaczęłam żyć ich życiem. Osobiście nie chcę umierać, ale nie wypieram się depresji. Może nie teraz, ale jeszcze półtorej roku temu tkwiłam w niej głęboko i nie potrafiłam się podnieść. Człowiek ma wtedy różne myśli, wszystkie raczej mało pozytywne. Śmierć może niektórym faktycznie przyjść na myśl. Może stać się obsesją. Może się nawet wydawać, że nie ma już innego wyjścia. Czasem w takiej chwili wystarczy jedna pomocna dłoń, jedna wskazówka i wszystko staje się inne – lepsze.

Co stanie się z bohaterami? Czy oboje dotrwają do 7 kwietnia? Czy pragnienie opuszczenia ziemskiego padołu będzie w nich wciąż tak samo silne? Czy udadzą się na urwisko? A jeśli tak, to czy będą tam razem? Czy skoczą? A może coś powstrzyma ich przed tym ostatecznym ruchem? By się tego dowiedzieć koniecznie należy sięgnąć po Moje serce i inne czarne dziury.

Książka Jasmine Wargi nie przytłacza, ale zdecydowanie przeraża. Stawia czytelnika przed dylematem co lepsze – życie z wielkim balastem, czy śmierć. Myślę, że póki nie będzie się w takiej sytuacji, w jakiej byli bohaterowie, trudno zrozumieć ich motywy. Mogą się one wydawać mniej lub bardziej błahe, mogą wydawać się wręcz idiotyczne. Mogą też wydawać się poważne i rozsądne. Wszystko zależy od perspektywy.

Do ostatnich stron żyłam nadzieją, że wszystko skończy się dobrze. Czy skończyłam płacząc z radości czy z rozpaczy? Ode mnie się tego nie dowiecie. Jedyny sposób, to zapoznanie się z tą lekturą. Ja zdecydowanie i z czystym sumieniem polecam.

Sil

Potencjalna energia szczęścia

"Moje serce i inne czarne dziury" Jasmine Warga
wyd. Burda Książki
rok: 2016
str. 324
Ocena: 5,5/6

Czytanie o umieraniu nie należy do moich ulubionych rozrywek. A jednak ostatnimi czasy przydarza mi się to coraz częściej. Wciąż i wciąż trafiam na takie powieści, na szczęście coraz częściej są one pokrzepiające, a nie dołujące.

Aysel Seran...

więcej Pokaż mimo to