rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Kowal. Prawdziwa historia Wojciech Kowalczyk, Krzysztof Stanowski
Ocena 7,1
Kowal. Prawdzi... Wojciech Kowalczyk,...

Na półkach: ,

Biografia z przymrużeniem oka i bez ogródek. Stano i Kowal bez zbędnych ceregieli przelewają na papier to, co działo się w dzikich latach .90 w piłkarskich szatniach.

Jednocześnie to piękna historia talentu, który wypłynął na wierzch w mgnieniu oka i... gdzieś się rozpłynął. Kowal ma jakiś klimat, przez który nie mogłem wyrzucić całej tej historii z głowy przez następne kilka dni. Nietypowe, ale świetne. Polecam.

Biografia z przymrużeniem oka i bez ogródek. Stano i Kowal bez zbędnych ceregieli przelewają na papier to, co działo się w dzikich latach .90 w piłkarskich szatniach.

Jednocześnie to piękna historia talentu, który wypłynął na wierzch w mgnieniu oka i... gdzieś się rozpłynął. Kowal ma jakiś klimat, przez który nie mogłem wyrzucić całej tej historii z głowy przez następne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Całkiem dobra, ale na pewno nie świetna. Jest dosyć długa, dzięki czemu zawarto w niej spory kawałek życia sir Alexa. Fanom brytyjskiego futbolu się spodoba, a lokalnym - będzie momentami ciężko, ale mimo wszystko interesująco.

Całkiem dobra, ale na pewno nie świetna. Jest dosyć długa, dzięki czemu zawarto w niej spory kawałek życia sir Alexa. Fanom brytyjskiego futbolu się spodoba, a lokalnym - będzie momentami ciężko, ale mimo wszystko interesująco.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pomyślałem kiedyś, że właśnie tego szukałem - zaczynałem komentować mecze w lokalnej telewizji i brakowało mi paru żargonowych określeń.

Trochę się zawiodłem, bo dzieło Marcina Rosłonia kierowane jest raczej w stronę laików i tych, którzy zaczynają swoją przygodę z piłką. Da się jednak wyciągnąć parę anegdot i wspomnień, które są naprawdę interesujące. Na minus dziecinna oprawa i śliskie kartki.

Pomyślałem kiedyś, że właśnie tego szukałem - zaczynałem komentować mecze w lokalnej telewizji i brakowało mi paru żargonowych określeń.

Trochę się zawiodłem, bo dzieło Marcina Rosłonia kierowane jest raczej w stronę laików i tych, którzy zaczynają swoją przygodę z piłką. Da się jednak wyciągnąć parę anegdot i wspomnień, które są naprawdę interesujące. Na minus dziecinna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Świetna książka świetnego autora, która maksymalnie wciągnęła mnie w magię genialnego Kazika i piłkarstwa tamtych lat! Dużo anegdot, wspomnień i opisów - wszystko poparte doświadczeniem Stefana Szczepłka, co dodaje autentyczności.

Moim zdaniem lektura obowiązkowa dla każdego, kto uważa się za fana polskiej piłki.

Świetna książka świetnego autora, która maksymalnie wciągnęła mnie w magię genialnego Kazika i piłkarstwa tamtych lat! Dużo anegdot, wspomnień i opisów - wszystko poparte doświadczeniem Stefana Szczepłka, co dodaje autentyczności.

Moim zdaniem lektura obowiązkowa dla każdego, kto uważa się za fana polskiej piłki.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka niegodna piłkarza tego formatu, co Del Piero. Krótka, dosyć moralizatorska i wydana z ogromną czcionką - pomimo tego i tak ma bardzo mało stron. Niewarta czterdziestu złotych.

Książka niegodna piłkarza tego formatu, co Del Piero. Krótka, dosyć moralizatorska i wydana z ogromną czcionką - pomimo tego i tak ma bardzo mało stron. Niewarta czterdziestu złotych.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Fascynująca opowieść o narodzinach, świetności i upadku drużyny, która miała prawdziwe jaja i nie bała się ich pokazać. Masa anegdotek, niepublikowanych wcześniej ciekawostek i sporo klimatu dawnych lat.

Podsumowując - to świetna podróż w czasie dla każdego fana futbolu, który sentymentalnie sięga do czasów, w których Polaków było stać na sukcesy w futbolu.

Fascynująca opowieść o narodzinach, świetności i upadku drużyny, która miała prawdziwe jaja i nie bała się ich pokazać. Masa anegdotek, niepublikowanych wcześniej ciekawostek i sporo klimatu dawnych lat.

Podsumowując - to świetna podróż w czasie dla każdego fana futbolu, który sentymentalnie sięga do czasów, w których Polaków było stać na sukcesy w futbolu.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dużo dłużyzn i nic nie wnoszących wątków, ale w tym wszystkim jest duch Ś.P. pana Włodzimierza. Polecam choćby dlatego, aby zapoznać się z opowieścią jednego z idoli pokolenia moich rodziców.

Ostrzegam - czyta się ciężko, ale można wyciągnąć kilka perełek.

Dużo dłużyzn i nic nie wnoszących wątków, ale w tym wszystkim jest duch Ś.P. pana Włodzimierza. Polecam choćby dlatego, aby zapoznać się z opowieścią jednego z idoli pokolenia moich rodziców.

Ostrzegam - czyta się ciężko, ale można wyciągnąć kilka perełek.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Rzuca nowe światło na całą sprawę korupcji i Fryzjera, zupełnie odmienne od tego, co przekazano w mediach.

Istna kopalnia wiedzy na temat grzechów polskiej piłki na progu nowego tysiąclecia. Po lekturze na wszystko patrzę z podwójną podejrzliwością. Polecam każdemu, kto czasami jeszcze wierzy w polską piłkę.

Rzuca nowe światło na całą sprawę korupcji i Fryzjera, zupełnie odmienne od tego, co przekazano w mediach.

Istna kopalnia wiedzy na temat grzechów polskiej piłki na progu nowego tysiąclecia. Po lekturze na wszystko patrzę z podwójną podejrzliwością. Polecam każdemu, kto czasami jeszcze wierzy w polską piłkę.

Pokaż mimo to

Okładka książki Ja, Ibra. Moja historia Zlatan Ibrahimović, David Lagercrantz
Ocena 7,5
Ja, Ibra. Moja... Zlatan Ibrahimović,...

Na półkach: ,

Jestem uczulony na podobne biografie zawodników, których kariery jeszcze trwają, ale tutaj się nie zawiodłem.

Dowiedziałem się wielu rzeczy o Zlatanie, o których nie miałem zielonego pojęcia. Świetnie opisano trudną drogę, jaką gwiazda futbolu musiała przejść w okresie dzieciństwa. Język i styl nie porywają, ale da się przeczytać bez większych bólów - dlatego polecam choćby dlatego, że warto lepiej poznać jednego z najgenialniejszych futbolistów naszych czasów.

Jestem uczulony na podobne biografie zawodników, których kariery jeszcze trwają, ale tutaj się nie zawiodłem.

Dowiedziałem się wielu rzeczy o Zlatanie, o których nie miałem zielonego pojęcia. Świetnie opisano trudną drogę, jaką gwiazda futbolu musiała przejść w okresie dzieciństwa. Język i styl nie porywają, ale da się przeczytać bez większych bólów - dlatego polecam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Marna podróbka wcześniejszych, zagranicznych książek tego typu. Wyznania piknikowego kibica, który zwie się fanatykiem zagranicznego klubu i ogląda mecze sprzed telewizora.

Dodatkowo w książce porusza dużo oklepanych i banalnych wątków (inwestycje arabskich szejków, baraże Francja - Irlandia). Pojawia się sporo podtekstów politycznych, a autor kompletnie odpływa, kiedy zaczyna pisać "Czarni piłkarze" (tak, "Czarni" od wielkiej litery - kłaniają się podstawowe zasady języka polskiego). Ogólnie nie polecam nikomu, kto ogląda/oglądał piłkę na żywo, bo są to wyznania kibica w kapciach, który mocno koloryzuje drobnostki.

Marna podróbka wcześniejszych, zagranicznych książek tego typu. Wyznania piknikowego kibica, który zwie się fanatykiem zagranicznego klubu i ogląda mecze sprzed telewizora.

Dodatkowo w książce porusza dużo oklepanych i banalnych wątków (inwestycje arabskich szejków, baraże Francja - Irlandia). Pojawia się sporo podtekstów politycznych, a autor kompletnie odpływa, kiedy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Okoń" to kawał lekko stronniczej, dobrze opowiedxianej historii, która zasysa i zaskakuje. To cudowne, móc poznać fragment życia człowieka, który z legendy Poznania na moment zniknął gdzieś w cieniu.

Dużo klimatu PRL-u, kolejek i płatności dewizami, co pozwala wczuć się w złote lata polskiego futbolu. Mirek musi być równym gościem, który nigdy nie oszczędzał życia na później i to również da się wyczuć.

Polecam pasjonatom dawnych lat polskiego piłkarstwa.

"Okoń" to kawał lekko stronniczej, dobrze opowiedxianej historii, która zasysa i zaskakuje. To cudowne, móc poznać fragment życia człowieka, który z legendy Poznania na moment zniknął gdzieś w cieniu.

Dużo klimatu PRL-u, kolejek i płatności dewizami, co pozwala wczuć się w złote lata polskiego futbolu. Mirek musi być równym gościem, który nigdy nie oszczędzał życia na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

“Są rzeczy, których chciałbym nie pamiętać” – nucił w jednym ze swoich najlepszych kawałków Leszek Kaźmierczak, doskonale znany jako Eldo. Długo szukałem motywu, który mógłby posłużyć za trafny początek tego tekstu. Z pozoru jest to jedynie mała recenzja stosunkowo świeżej książki, za którą kryje się jednak cała masa wstydliwych wspomnień i niedokończonych opowieści. Rzecz jasna wstydliwych nie dla mnie, ani też dla przeciętnego odbiorcy. Czerwienić ze wstydu powinni się (w przypadkowej kolejności): sędziowie, działacze, prezesi, piłkarze, dziennikarze. Liczne grono przedstawicieli wymienionych zawodów może przyjąć przytoczony cytat z Eldo jako życiową mantrę. Bo o korupcji tutaj mowa, a w kraju nad Wisłą to temat niezwykle powszechny.

Kilka miesięcy temu dosyć przypadkowo trafiłem na zapowiedź nowej powieści piłkarskiej, która w sprytny sposób miała obnażyć dawne grzechy piłkarskiej “elity”. Zapowiadano przełom, jakiego nie było od czasów “Piłkarskiego pokera”. Na ogół szumne obietnice tego typu okazują się tylko marketingowym chwytem, dlatego też w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. Nazwisko autora, Maurycego Nowakowskiego, nie mówiło mi dosłownie nic i przypuszczam, że podobne wrażenia ma również większość odbiorców tego tekstu. Młody, anonimowy autor, który do tej pory obracał się w kręgach kulturalnych i spisywał biografie muzyków, w zestawieniu z kiczowatą na pierwszy rzut oka okładką początkowo wybił mi z głowy chęć sprawdzenia “Okrągłego przekrętu”. Ubrudzona piłka-biedronka i piłkarski but wypchany stuzłotowymi banknotami musiał kilka razy sprowokować mnie na sklepowej półce, zanim zdecydowałem się na sprawdzenie tego tytułu. Pozory mylą.

Już po lekturze w dalszym ciągu nie mam pojęcia, kim tak naprawdę jest pan Nowakowski i w jaki sposób zebrał wiedzę niezbędną do skonstruowania tak intrygującej powieści. Powieści, która według wydawcy klasyfikuje się jako sensacyjna fikcja z elementami kryminału, a tak naprawdę jest sprytnym splotem znanych i głośnych wydarzeń z piłkarskiego grajdołka. Tych negatywnych oczywiście. Ale zacznę od początku, mając na uwadze wskazówkę autora, aby nie wykorzystywać żadnego fragmentu książki (bez pisemnej zgody wydawcy).

Niemal od początku autor zapoznaje nas z dwoma głównymi bohaterami, którymi są: młody, warszawski dziennikarz Marcin Faron, pracujący dla “Kuriera Piłkarskiego” (łatwo znaleźć rzeczywisty odpowiednik) oraz sędzia piłkarski, który posiada wrodzony talent reżyserski – Maciej Bojarski (inicjały stanowią podpowiedź, na kim wzorowano postać przedsiębiorczego arbitra). Początkowo jedną z kluczowych postaci zostaje też niejaki Cyrulik, który jest po prostu odzwierciedleniem słynnego Ryszarda “Fryzjera” Forbricha. Trzeba przyznać, że przez ukrywanie rożnych podtekstów w rzekomo całkowicie fikcyjnych postaciach i wydarzeniach autor dostarcza znakomitej rozrywki – jeśli tak można to nazwać – w formie szukania istniejących analogii. Nie chcę nikomu zepsuć zabawy, ale pod nowymi nazwiskami ukryto m.in. byłego ministra sportu Jacka Dębskiego, trenera Oresta Lenczyka oraz ludzi z PZPN, którzy w kluczowym momencie afery korupcyjnej pojawiali się w nagłówkach gazet. Nie można dać się zwieść dziwnym nazwom klubów – książkowy Sokół Pniewy to najzwyczajniej w świecie znana drużyna z Wronek, a pochodzenia Silesii Wrocław i Lokomotywy Poznań tłumaczyć nie trzeba. W “Okrągłym przekręcie” aż roi się od tego typu smaczków, które czytelnik musi samodzielnie rozszyfrować. Kto wytrwale śledzi wydarzenia związane z polską piłką, ten bez problemu odnajdzie prawdę.

Tak, jak wspominałem, pod pozorem zwyczajnej powieści otrzymujemy bardzo realistyczny opis wydarzeń, który momentami po prostu mrozi krew w żyłach. Nie można oczywiście odbierać tej książki jako autentycznej relacji, chociażby ze względu na brak chronologii (moment poprzedzający Euro 2012 i zatrzymanie Fryzjera, które miało miejsce kilka lat wcześniej), ale już jako połączenie niewygodnych faktów, które trzeba samemu znaleźć i odczytać – jak najbardziej. To raj dla tych, którzy lubują się w czytaniu między wierszami. Cała atmosfera tajemniczości i ukrytych informacji sprawia, że rozwój fabuły wywołuje prawdziwy mętlik w głowie.

Nie wiem, w którym miejscu kończą się podteksty i zaczyna literacka fikcja, ale skłaniam się ku teorii, że za autorem “Okrągłego przekrętu” stoi ktoś znacznie poważniejszy – osoba, której spisane i opublikowane wspomnienia mogłyby zakończyć się na wizycie nieproszonych gości. Po prostu niemożliwe jest to, aby dziennikarz specjalizujący się w muzyce zdołał na podstawie medialnych doniesień stworzyć tak realistyczny obraz korupcji w polskim futbolu, zahaczający o sprawy pozakulisowe. Nie opuszcza mnie też wrażenie, że nowe dzieło Nowakowskiego pośrednio ujawniło kilka faktów, które do tej pory były przemilczane. Kto wie, być może to zapowiadana dalsza część “Spowiedzi Fryzjera”, która musiała uniknąć nadmiernego rozgłosu? Nasuwa się bowiem jeden bardzo odważny wniosek z przebiegu całej fabuły – społeczeństwo zostało otumanione aferą korupcyjną, a ludzie ze starego układu żyją, funkcjonują i mają się dobrze. Zaznaczam, że to moje prywatne odczucia, które skłaniają się ku teorii spiskowej.

Ciężko wypowiadać mi się na temat kwestii technicznych, gdyż – nie ma się co oszukiwać – nie jestem wybitnym znawcą w zakresie literatury. Z perspektywy przeciętnego czytelnika mogę jednak powiedzieć, że książka została napisana w ciekawy sposób i brakuje w niej dłużyzn, które bywają zmorą powieści sensacyjnych. Autorowi udało się wykreować wyraziste postaci, które odsłaniają przed odbiorcą swoje największe słabości. Akcja sprawnie przenosi się między wątkami, nie wprowadzając nadmiernego zamieszania. Błędy w postaci literówek raczej nie uchowały się przed korektą, także śmiało można czytać, bez obaw o własne samopoczucie.

Z czystym sumieniem mogę polecić “Okrągły przekręt” nie tylko miłośnikom (i przeciwnikom) polskiej piłki kopanej, ale też każdemu, kto nie stroni od teorii spiskowych i poszukiwania drugiego dna. Jako lekturę uzupełniającą zaserwowałem sobie natomiast wspomnianą “Spowiedź Fryzjera” z 2011 roku. Muszę jednak ostrzec – po takim zestawie żaden mecz polskiej ligi nie będzie już taki sam. Najłatwiej podsumować ten tekst krótkim i dosadnym uzasadnieniem tytułu, które zostało zawarte w dialogu bohaterów: ten przekręt jest okrągły, bo trwa na okrągło.

“Są rzeczy, których chciałbym nie pamiętać” – nucił w jednym ze swoich najlepszych kawałków Leszek Kaźmierczak, doskonale znany jako Eldo. Długo szukałem motywu, który mógłby posłużyć za trafny początek tego tekstu. Z pozoru jest to jedynie mała recenzja stosunkowo świeżej książki, za którą kryje się jednak cała masa wstydliwych wspomnień i niedokończonych opowieści. Rzecz...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Szamo Krzysztof Stanowski, Grzegorz Szamotulski
Ocena 7,2
Szamo Krzysztof Stanowski...

Na półkach: ,

Największy wariat w każdym zespole to bramkarz. Nie znaczy to koniecznie, że musi być od razu pierwszym imprezowiczem i wodzirejem w każdej szatni, ale powinien być na swój sposób dziwakiem. Boruc żegnał się przed trybuną protestantów, Józef Młynarczyk przez karty prawie zapomniał o mundialu w Hiszpanii, a Grzegorz Szamotulski… był Grzegorzem Szamotulskim. Rozkwit jego piłkarskiej kariery przypadł na czasy, w których polskie zespoły występowały w Lidze Mistrzów, ale teraz popularny “Szamo” znów znajduje się na fali wznoszącej. Wszystko przez Krzysztofa Stanowskiego…

Autor dwóch biografii, które mocno namieszały na polskim rynku – “Kowala” i “Spalonego” powraca ze swoim trzecim uderzeniem. Tym razem na świeczniku znalazł się zawodnik, którego ciężko uznać za wirtuoza. Niektórzy mogą nawet powiedzieć, że to przeciętny kopacz, który nic w życiu nie osiągnął. Zresztą sam Szamo nie wstydzi się tych opinii, a nawet przyznaje im rację. Bo taki właśnie jest – szczery do bólu i twardo stąpający po ziemi, o czym można zresztą szybko się przekonać.

Jeśli pamiętacie kontrowersyjne wywiady wspomnianego golkipera sprzed lat, w których jechał ze swoimi przełożonymi jak z przysłowiową “kupą gnoju”, to stanowią one dobry fundament pod nowe dzieło Stanowskiego. Notabene – kumpla głównego zainteresowanego, co w tym wypadku podziałało zdecydowanie na plus. Ale wracając do tematu – usiądźcie wygodnie, zapnijcie pasy, zorganizujcie sobie wolny wieczór i można otwierać “Szamo – wszystko, co wiedziałbyś o piłce nożnej, gdyby cię nie oszukiwano”. Uprzedźcie jeszcze żony, dziewczyny, matki i kochanki, że możecie być nieobecni.

Od samego wstępu da się wyczuć, że Szamotulski to jeden z tych futbolistów, którzy uwielbiają dobre towarzystwo, masę śmiechu i różne anegdotki. Taka jest właśnie ta książka. Jeśli szukasz podkoloryzowanej opowieści o karierze solidnego, ligowego bramkarza – zawiedziesz się. Jeśli szukasz wspomnień podsyconych rozważaniami o tym, co sprowadza piłkarzy na złe tory – także się zawiedziesz. To nie jest żadna powieść podparta faktami, reportaż ani nic podobnego. W tym wypadku mamy do czynienia z blisko 300-stronicowym spisem anegdot, z których niewiele do tej pory wyciekło do szerszego grona odbiorców. Kilka z nich pojawiało się w poniedziałkowych felietonach Zarzecznego na Weszło i kilku innych miejsach, ale dominują absolutne “świeżynki”.

Grzegorz do spółki z Krzysztofem postanowili zweryfikować wizerunek Janusza Wójcika oraz zrujnować ten, którego dorobił się Stefan Majewski (zgaduję, że to inicjatywa głównego bohatera). Jeśli daliście się kiedyś nabrać – podobnie jak ja – że “Doktor” to stateczny pan w średnim wieku, który może niemal każdemu zaimponować wiedzą o futbolu, to pożegnajcie się z tymi wyobrażeniami. Fragment skupiający się na Pawle Janasie to natomiast absolutne mistrzostwo, po którym inaczej spojrzycie na Mundial z 2006 roku. A może pamiętacie nie najgorszego piłkarza na zagranicznych saksach w Austrii, który nazywał się Adam Ledwoń? Przyznam szczerze, że znałem jedynie jego piłkarską metryczkę, ale ogólnie rzecz biorąc, ten facet był dla mnie anonimowy. Historie przedstawione w książce są z kategorii tych, które ciężko na szybko zobrazować, więc zdradzę tylko tyle, że w świetny sposób scharakteryzowano człowieka, którego przeciętny zjadacz chleba nazwałby po prostu popaprańcem.

O ile do tej pory wspomniałem o postaciach, które już praktycznie nie są aktywne zawodowo, to Szamotulski nie omieszkał też przemycić bagażu ciekawostek o tych, którzy wciąż przewijają się przez ligowe boiska. Od Smudy po Probierza, zahaczając o Hajtę i Jabłońskiego. Co najważniejsze, nie sposób się przy tym wszystkim nie uśmiać. Mógłby to być zwykły stek bzdurnych opowiastek, ale wszystko zostało jak poskładane, że czasami treść posiada wręcz przekomiczny charakter. Gwarantuję, że nawet jeżeli jesteście osobami, które nie suszą zębów przy pierwszej lepszej okazji, to tutaj niejeden raz po prostu zachce wam się zwyczajnie wybuchnąć śmiechem. Zdarzyło mi się czytać początkowe fragmenty w środkach komunikacji miejskiej i uwierzcie mi – to dziwne uczucie, gdy zaczynacie śmiać się do książki z łysolem na okładce, a wokół królują zasępione miny i podejrzliwe spojrzenia.

Cały ten natłok opowiastek, anegdotek, plotek i innych niewiarygodnych historii został spisany na tyle sprawnie, że książkę wciąga się jednym tchem. Nie jest to kolejna z biografii, w których suche fakty i opisy nieistotnych szczegółów zakłócają odbiór, a do niektórych stron trzeba robić kilka podejść, bo myśli odfrunęły gdzieś po trzecim zdaniu. Owszem, można określić ją mianem “płytkiej”, ale wypada zadać sobie jedno pytanie: po co czytamy książki o piłce nożnej? Czy dla czegoś innego niż rozrywki podsyconej historią dyscypliny? Tutaj otrzymacie ją w najczystszym, skondensowanym wydaniu. Pochłonąłem już sporo tych “poważniejszych” biografii i wiem, że z takich książek niewiele się zapamiętuje. Z opowieści Szamo zakodujecie w głowach znacznie więcej – choćby po to, by potwarzać kumplom przy piwie. A to już wystarczająco silna motywacja.

Słowem podsumowania – przeczytałem coś absolutnie świeżego i niepowtarzalnego, chociaż (jeszcze raz zaznaczam) o charakterze wybitnie rozrywkowym. Jeśli macie spory dystans do pewnych spraw i jednocześnie nie stronicie od ostrego języka, to prawdopodobnie będziecie mieć podobne zdanie na temat wytworu duetu Szamotulski & Stanowski. To styl, który na pierwszy rzut oka kojarzy się z Weszło, więc bez problemu trafi także do mniej oczytanych odbiorców. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że polecam “Szamo” każdemu fanowi polskiej kopanej, chociaż premiera tej książki wcale nie wzbudziła u mnie większych emocji. Oby nie było to ostatnie dzieło utrzymane w podobnej konwencji, bo – jak mawia klasyk – “polskim chłopakom brakuje luzu”. Tutaj luz aż wycieka spod okładki.

Jeszcze tylko odrobina prywaty. Najlepsza niespodzianka czekała na mnie na samym końcu, gdzie tytułowy bohater postanowił poruszyć temat swojego dzieciństwa i rodzinnych stron. Gdańsk, Lechia, te sprawy. Przyznam, że zrobiło się miło, gdy wspomniał swój pierwszy wspólny wyjazd z braćmi (później chuliganami Lechii) na… Bałtyk do Gdyni. Stary stadion przy ulicy Olimpijskiej i szalone lata .90 – to jest to!

Świat jest mały. Pamiętajcie o tym, bo być może kiedyś to właśnie Was przelicytuje w towarzystwie Stefan Majewski, który wszystko robi dwa razy lepiej niż zwykły śmiertelnik? A może to Wam Mariusz Piekarski lekką ręką podaruje kilkaset złotych? Szamo życie.

Największy wariat w każdym zespole to bramkarz. Nie znaczy to koniecznie, że musi być od razu pierwszym imprezowiczem i wodzirejem w każdej szatni, ale powinien być na swój sposób dziwakiem. Boruc żegnał się przed trybuną protestantów, Józef Młynarczyk przez karty prawie zapomniał o mundialu w Hiszpanii, a Grzegorz Szamotulski… był Grzegorzem Szamotulskim. Rozkwit jego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Gracza" oceniam bardzo krytycznie, wypominając wszystko to, co tylko mogło się nie spodobać. Niezależnie od mojego punktu widzenia prawda jest jednak taka, że jest to książka znacznie przereklamowana. Niczego nie odkry

wa, nie zachwyca stylem, daleko jej do czołowych pozycji gatunku. Wystarczy skonfrontować moją opinię z ogólnym odzewem ze strony osób, które nie znają się z autorem (w tych kwestiach już nie ufam jego redakcyjnym kolegom), aby stwierdzić, że faktycznie coś jest tutaj nie tak. Po przeczytaniu, było nie było, wyczekiwanej przeze mnie powieści pozostał jedynie niesmak i uczucia charakterystyczne dla dziecka, którego wymarzona zabawka spod choinki okazuje się być chińskim bublem.

A Panu Rudzkiemu życzę sukcesów zawodowych i kolejnych wyzwań - w końcu to była na pewno jedna z najważniejszych prób w jego życiu. Na pewno nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

"Gracza" oceniam bardzo krytycznie, wypominając wszystko to, co tylko mogło się nie spodobać. Niezależnie od mojego punktu widzenia prawda jest jednak taka, że jest to książka znacznie przereklamowana. Niczego nie odkry

wa, nie zachwyca stylem, daleko jej do czołowych pozycji gatunku. Wystarczy skonfrontować moją opinię z ogólnym odzewem ze strony osób, które nie znają się...

więcej Pokaż mimo to