rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Borze Tucholski, to było takie... DZIWNE.
Sama nie wiedziałam, na ile gwiazdek ocenić tę książkę, o ile to ma jakiekolwiek znaczenie. Określenie przeze mnie użyte głównie odnosi się do zakończenia, podczas którego moja wyobraźnia czuła się jak pod wpływem środków halucynogennych.
Podobał mi się styl i po części osobowość głównego bohatera. Nie rozumiem jednak rozdziałów-wtrąceń - przez krótką chwilę myślałam, że to może historia jednej z postaci we właściwej powieści (o ile mogę to tak ująć, żeby rozróżnić), ale jednak zmieniłam zdanie. Myślę, że to bohater, który ujawni się w przyszłości. To dosyć skomplikowane...
Na początku książka wydała mi się trochę monotonna, ale to raczej normalne przy początkach powstawania nowego świata. Mimo wszystko szybko mi się ją czytało. Mam wrażenie, że dużo rzeczy jest niedopowiedzianych, niewyjaśnionych, ale równocześnie nadzieję, że wraz z czytaniem kolejnych tomów trochę się rozjaśni. Niemniej, trochę to potrwa, bo tymczasowo nie mam do nich dostępu.
Ale naprawdę... dziwnie, dziwnie.

Borze Tucholski, to było takie... DZIWNE.
Sama nie wiedziałam, na ile gwiazdek ocenić tę książkę, o ile to ma jakiekolwiek znaczenie. Określenie przeze mnie użyte głównie odnosi się do zakończenia, podczas którego moja wyobraźnia czuła się jak pod wpływem środków halucynogennych.
Podobał mi się styl i po części osobowość głównego bohatera. Nie rozumiem jednak...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Vampires, Scones, and Edmund Herondale Cassandra Clare, Sarah Rees Brennan
Ocena 7,5
Vampires, Scon... Cassandra Clare, Sa...

Na półkach:

Chyba najlepsza część z Kronik Bane'a (jak do tej pory). Można uzupełnić wiedzę o Herondale'ach, wyniesioną z "Piekielnych maszyn" i dowiedzieć się czegoś więcej o Magnusie i Camille oraz Porozumieniach.

Chyba najlepsza część z Kronik Bane'a (jak do tej pory). Można uzupełnić wiedzę o Herondale'ach, wyniesioną z "Piekielnych maszyn" i dowiedzieć się czegoś więcej o Magnusie i Camille oraz Porozumieniach.

Pokaż mimo to

Okładka książki What Really Happened in Peru Cassandra Clare, Sarah Rees Brennan
Ocena 6,8
What Really Ha... Cassandra Clare, Sa...

Na półkach:

Powiem tyle, że końcówka jest zaskakująca. Kocham Magnusa, ale ten epizod raczej nie jest zbyt zachwycający, jeżeli chodzi o styl.
Mimo wszystko, wywołuje uśmiech.

Powiem tyle, że końcówka jest zaskakująca. Kocham Magnusa, ale ten epizod raczej nie jest zbyt zachwycający, jeżeli chodzi o styl.
Mimo wszystko, wywołuje uśmiech.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

To nie jest książka,tym bardziej seria, pisana dla osób nieczytających, pod publiczkę, dla rozgłosu czy pieniędzy. "Piekielne maszyny" to trylogia stworzona z przyjemnością i rozmysłem. Pokochałam ją. Pokazała mi parę rzeczy, na które do tej pory nie zwracałam uwagi; nauczyła nowych, które okazują się genialne w swojej prostocie.
Bo prawda jest taka, że na tej właściwej szali bardziej warta jest suma uczuć jakie przeżywamy z drugą osobą, a nie rozstanie.
Postaram się nie zapomnieć o tej serii. Bo naprawdę warto zachować ją w pamięci i polecam ją każdemu, kto waha się nad podjęciem z nią przygody, jeżeli rozczarował się "Darami Anioła". Pomijając wspaniały język, miłość do książek i nie tylko, intrygi i tajemnice cała ta powieść stała się moją dobrą przyjaciółką.

To nie jest książka,tym bardziej seria, pisana dla osób nieczytających, pod publiczkę, dla rozgłosu czy pieniędzy. "Piekielne maszyny" to trylogia stworzona z przyjemnością i rozmysłem. Pokochałam ją. Pokazała mi parę rzeczy, na które do tej pory nie zwracałam uwagi; nauczyła nowych, które okazują się genialne w swojej prostocie.
Bo prawda jest taka, że na tej właściwej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

TAK, NAPRAWDĘ, TA SERIA JEST O WIELE LEPSZA OD "DARÓW ANIOŁA".
Może to dziwne, a może nie, ale dałam się ponieść emocjom. Czuję się sfrustrowana i chcę jak najszybciej zacząć czytać następną część, żeby dowiedzieć się, co dalej. Zdecydowanie stałam się fanką "piekielnych maszyn", mimo że nie jest to jakaś poważniejsza lektura.

TAK, NAPRAWDĘ, TA SERIA JEST O WIELE LEPSZA OD "DARÓW ANIOŁA".
Może to dziwne, a może nie, ale dałam się ponieść emocjom. Czuję się sfrustrowana i chcę jak najszybciej zacząć czytać następną część, żeby dowiedzieć się, co dalej. Zdecydowanie stałam się fanką "piekielnych maszyn", mimo że nie jest to jakaś poważniejsza lektura.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książkę skończyłam czytać nad ranem i muszę przyznać, że seria "Piekielne maszyny" zdecydowanie bardziej podoba mi się od "Darów Anioła" i jest napisana lepszym językiem, przez co przyjemnie się ją czyta. Tak przynajmniej sądzę po przeczytaniu pierwszej z części.
Pomysł jest naprawdę kreatywny i znajduje się element zaskoczenia, zwrot akcji, tajemnice, które tylko trochę zostają odkryte. Mam nadzieję, że kolejne książki z tej sagi mnie nie rozczarują.

Książkę skończyłam czytać nad ranem i muszę przyznać, że seria "Piekielne maszyny" zdecydowanie bardziej podoba mi się od "Darów Anioła" i jest napisana lepszym językiem, przez co przyjemnie się ją czyta. Tak przynajmniej sądzę po przeczytaniu pierwszej z części.
Pomysł jest naprawdę kreatywny i znajduje się element zaskoczenia, zwrot akcji, tajemnice, które tylko trochę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Piszę opinię o całej sadze tutaj, będąc świadoma, że jest to przedostatni tom. Jednakże ostatnia część nie została jeszcze wydana, a chcę ustosunkować się do serii zanim zapomnę, co chciałam napisać.
"Dary Anioła" czytałam już jakiś czas temu, około dwóch lat wstecz, kiedy jeszcze zapowiadały się na trylogię (przynajmniej tak mi się wydaje). Odświeżyłam w pamięci pierwsze trzy tomy i wzięłam się za dwa następne, których wydaje mi się, że nie czytałam wcześniej. Zrobiłam to ze względu na ciekawość i na Zlot Nocnych Łowców, na który się wybieram niebawem.
Czuję się dziwnie pusta i nie wiem konkretnie, jakie słowa chciałabym przytoczyć. To nie jest najlepsza seria, jaką kiedykolwiek czytałam. Pojawiały się w niej nieścisłości, zaprzeczenia, takie jak wiek Magnusa Bane'a czy losy Cichego Brata o imieniu Zachariasz. Muszę jednak powiedzieć, że opowieść momentami trzyma w napięciu, przyprawia o żywsze bicie serca i można ją polubić na swój sposób. Nie jest też to moja ulubiona historia, ale jednak darzę ją sympatią, a jest to chyba najbardziej spowodowane postaciami w niej ukazanymi. Wielki Czarownik Brooklynu i Isabelle Lightwood są bohaterami, których uwielbiam.
Irytowały mnie opisy miłosnych uniesień poszczególnych par nie dlatego, że jestem hejterem życia, ale dlatego, że były do siebie bardzo podobne. "O, czułam twarde mięśnie jego muskuł, żar opanowujący moje ciało". Czasem mam wrażenie, że współczesne książki są pisane w szczególności dla tych, którzy NIE czytają. Ale nieważne.
To kolejna seria, którą nie lubię i lubię, uwielbiam i darzę jakąś dozą niechęci. Nie mogę odmówić Cassie wspaniałego języka, zabawnych dialogów i czasem zadziwiających porównań, które zdobywają szacunek. Ale brakowało mi czegoś. A może to już mój spaczony mózg.
Mimo to, daję taką, a nie inną ilość gwiazdek, bo... mogę. Chyba nie chce mi się nikomu z tego tłumaczyć.

Piszę opinię o całej sadze tutaj, będąc świadoma, że jest to przedostatni tom. Jednakże ostatnia część nie została jeszcze wydana, a chcę ustosunkować się do serii zanim zapomnę, co chciałam napisać.
"Dary Anioła" czytałam już jakiś czas temu, około dwóch lat wstecz, kiedy jeszcze zapowiadały się na trylogię (przynajmniej tak mi się wydaje). Odświeżyłam w pamięci pierwsze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Rowling... Znowu doprowadziłaś mnie do ataku histerycznego płaczu, mimo że teraz jestem dojrzalsza, inaczej rozumiem śmierć i okrucieństwo.
Piszę recenzję chwilę po przeczytaniu ostatnich linijek tekstu. Twarz mam opuchniętą jak burak po deszczu i gdy zobaczyłam się w odbiciu lustra w łazience, z rozmazanym tuszem na licu, zaczęłam chichotać. Czy to dowodzi mojemu rozchwianiu emocjonalnemu?
Za co kocham tę książkę? Za to, że widzi świat moimi oczami (egocentryzm). Autorka doskonale, niemalże z bolesną szczerością, z brutalnością pokazuje prawdziwe motywy bohaterów, odsłania ich prawdziwe, wewnętrzne oblicza i hipokryzję. Myślę, że część Czytelników może odczuć odrazę do postaci, które zachowują się w tak próżny sposób, barykadują się w zimnych ścianach własnych domów i lęków o najróżniejsze sfery ich życia, często również wyimaginowane. Ale tutaj trzeba sobie zadać ważne pytanie: czy sami tacy nie jesteśmy? Czy osądzając drugiego człowieka, nie dostrzegamy własnej hipokryzji?
Kocham tę książkę, bo jest prosta. Zwyczajnie dlatego. Odzwierciedla dokładnie to, co zdarza się w rzeczywistości, z całą nieprzyjemną otoczką tych wydarzeń i ich konsekwencji. I najpiękniejsze jest to, że po zakończeniu życie mieszkańców Pagford będzie toczyło się dalej, a tym, którym to wszystko w niezauważalny, delikatny sposób otworzyło to oczy, będą mogli naprawić swoje błędy, a ich rekompensata pozostanie równie niezauważona.

Teraz siądę sobie w kąciku z kocem na głowie i pozbieram swoje rzycie od nowa.

Rowling... Znowu doprowadziłaś mnie do ataku histerycznego płaczu, mimo że teraz jestem dojrzalsza, inaczej rozumiem śmierć i okrucieństwo.
Piszę recenzję chwilę po przeczytaniu ostatnich linijek tekstu. Twarz mam opuchniętą jak burak po deszczu i gdy zobaczyłam się w odbiciu lustra w łazience, z rozmazanym tuszem na licu, zaczęłam chichotać. Czy to dowodzi mojemu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To jedna z tych lektur szkolnych, która moim zdaniem jest... kompletnie beznadziejna.
W takich przypadkach jak ten, patrząc z ponurym zrezygnowaniem na przeczytaną powieść, zadaję sobie pytanie "po co?". Po co w ogóle jesteśmy zmuszani to czytania takiej pozycji jak ta? Co ona wnosi do życia dojrzewających uczniów, jak ona przedstawia swoją epokę, czemu marnotrawi mój czas?
Nie mogę jednak odmówić pewnej idei tej książce, ponieważ owszem, ona istnieje, ale została przedstawiona w tak nudny sposób, że przeciętny licealista, kończąc czytać, mógłby zadać sobie pytanie "o czym to było?''. Ktoś mógłby mnie porównać w tym momencie do jednego z krytyków w salonie u Czernisza, którzy odrzucili ideę doktora Tomasza, ale nie występuję tutaj w tak negatywnej postaci. Chodzi mi o książkę jako ogół, a nie pojedynczą myśl - bezinteresowną pomoc ubogim. Absurdalna znajomość Joanny Podborskiej z Judymem i ich równie absurdalne dialogi - to jedne z aspektów, których nie potrafię zrozumieć. Autor wykreował z bohatera postać biblijną, męczennika, który wyrzekając się wszelkich dóbr poświęca się społeczeństwu niższemu ze względu na zachwiane poczucie przymusu spłacenia długu. Nie mówię tu jednakże, że owe poczucie jest fałszywe, ale kompletnie nie rozumiem, dlaczego wyrzekł się miłości. Nie wspominając już o tym, że skrycie gardził tym motłochem; sam, mając usposobienie delikatnie próżnego estety czuł pociąg do warstw wyższych, choć mimo własnych osiągnięć niedostępnych oraz skrywany przez samego siebie żal i tęsknotę za utraconą ukochaną.
Rozpoczęte, lecz niezakończone wątki są moim kolejnym argumentem za moją niechęć do tej książki. Historię Wiktora Judymy, jego żony i dzieci mogłabym potraktować jako zabawną anegdotę, lecz tajemniczą śmierć, a raczej młodzieńca rozpaczającego po samobójczym akcie Korzeckiego nie potrafię odpuścić. Być może autor pragnął zmusić czytelnika do głębszej refleksji, ale niestety - nie ma jej, ponieważ jest to jedynie chytry zabieg, kiedy nie wie się co zrobić, ale jednocześnie chce się, żeby wyszło elegancko.
Cechą charakterystyczną powieści jest to, że na pierwszy rzut oka n i c się w niej nie dzieje. Sporadyczne wydarzenia są otoczone przez ciągnące się opisy na temat wyrabiania stali czy belek w kopalni. Nie twierdzę, że gardzę opisami, lecz te wyjątkowo mnie nużyły. Akcji jest tyle, ile w moim życiu, czyli prawie w ogóle.
Kończąc czytać "Ludzi bezdomnych" na dzisiejszej lekcji języka polskiego, miałam ochotę postąpić niczym pierwszoplanowa postać z "Poradnika pozytywnego myślenia" i wyrzucić ją przez okno. Powstrzymałam jednak swoje pragnienia i postanowiłam emocje przelać na recenzję, gdy wrócę do domu. Może następna lektura będzie lepsza. Oby...

To jedna z tych lektur szkolnych, która moim zdaniem jest... kompletnie beznadziejna.
W takich przypadkach jak ten, patrząc z ponurym zrezygnowaniem na przeczytaną powieść, zadaję sobie pytanie "po co?". Po co w ogóle jesteśmy zmuszani to czytania takiej pozycji jak ta? Co ona wnosi do życia dojrzewających uczniów, jak ona przedstawia swoją epokę, czemu marnotrawi mój...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zaczynam pisać swoją recenzję trzeciego czerwca, mimo że samą książkę przeczytałam już jakiś czas temu. Musiałam odciąć się od prymitywnych "obowiązków" narzucanych samej sobie, ponieważ nie był to najlepszy czas na takowe aktywności. Teraz jednak nadrabiam i tworzę.
Muszę przyznać, że najlepiej opinie wydaje się niedługo po przeczytaniu książki, ponieważ wtedy emocje są świeże i dłonie wiedzą najlepiej, co myśli głowa. Niestety, to nie jest ten moment, ale postaram się jakoś sklecić parę zdań.
Z tego, co pamiętam, byłam lekko roztrzęsiona po zakończeniu ostatnich zdań. Czysta poezja - zatrzymałam się na ostatnim akapicie i uśmiechnęłam się w sobie, wiedząc, że już zaraz nastąpi KONIEC. Było to inne uczucie niż te, które niegdyś mi towarzyszyło w podobnych okolicznościach, gdyż wtedy raczej się tym nie delektowałam. Od pewnego czasu rozumiem, że nic nie trwa wiecznie i nie histeryzuję z tego powodu. Tak jak rewolucja w świecie głównej bohaterki, tak jak i nasze wewnętrzne przemiany kiedyś czeka koniec. Nie mówię tutaj, że nieszczęśliwy, ponieważ w przypadku historii Lauren Oliver zakończenie jest dosyć korzystne, choć przyniosło wiele ofiar, których czas nie jest w stanie zrekompensować. Miłość, miłość, nadwrażliwość. Triumf prawdy. Tyle mogę powiedzieć.
Tę pozycję mogę polecić innym. Jedną z zalet trylogii jest to, że oprócz opisu akcji, problematyki i tak dalej wtrąca ważne, mądre zdania; trzeba je jedynie dostrzec. Tymczasem czas toczy się dalej, a "Trafny wybór" J.K. Rowling już wystarczająco długo czeka na swoją kolej...

Zaczynam pisać swoją recenzję trzeciego czerwca, mimo że samą książkę przeczytałam już jakiś czas temu. Musiałam odciąć się od prymitywnych "obowiązków" narzucanych samej sobie, ponieważ nie był to najlepszy czas na takowe aktywności. Teraz jednak nadrabiam i tworzę.
Muszę przyznać, że najlepiej opinie wydaje się niedługo po przeczytaniu książki, ponieważ wtedy emocje są...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wdech, wydech. A więc tak...
Wiem, że nie powinno się tak zaczynać zdania, ale pomińmy, proszę, tę kwestię. "Pandemonium" zyskuje ode mnie o jedną gwiazdkę więcej od "Delirium", czyli pierwszej części trylogii, ponieważ po prostu uważam ją za dużo lepszą od swojej poprzedniczki. Słyszałam różne opinie na temat tej książki i raczej nie pasowały one do kategorii "pochlebne". Słyszałam "nie czytaj tego, ona niszczy wszystko". Nikt mi nie powiedział, o co dokładnie chodzi, bo wiązałoby się to ze zdradzeniem treści. Dopiero po przeczytaniu dalszego ciągu historii rozumiem, o co tym "wszystkim" chodziło.
Najpierw jednak przejdę do własnych odczuć. Muszę powiedzieć - napisać, że "pandemonium" to książka, "która otwiera drzwi". Patrząc z perspektywy przeczytanej właśnie książki na "delirium", mam wrażenie, że część pierwsza była zwyczajnie płaska, płytka. Wreszcie autorka wysiliła się na porządną intrygę, skomplikowaną problematykę, przedstawienie prawdziwych wartości. Zachowanie Raven w stosunku do Leny pod koniec książki skojarzyło mi się z 13 Dystryktem z "Kosogłosa", lecz jednak przyjaciółka naprawiła swoje błędy. Naprawdę, bardzo mi się podobała książka i teraz mogę ją spokojnie umieścić w hierarchii koło "Igrzysk Śmierci". Polubiłam również Juliana, któremu nadano osobowość w przeciwieństwie do Alexa, a także mieszkańców Głuszy. Nie chcę spoilerować, lecz jeżeli chodzi o postać, która pojawia się wraz z ostatnimi zdaniami historii, wydaje mi się odmieniona ze względu na charakter. Jej opis, mimo że jedynie zewnętrzny, sprawia, że nie jest już tak wygładzona. Mam nadzieję, że "Requiem" tego nie zepsuje.
Mogę wybaczyć Lauren Oliver za pierwszą część, ponieważ początki bywają trudne, a poza tym "delirium" nie było AŻ TAKIE ZŁE. W "pandemonium" stworzyła bohaterów z krwi i kości i nie zaserwowała nam taniego shitu w postaci boskiego Alexa. Z niecierpliwością czekam na to, abym mogła dokończyć przygodę z tą trylogią.

Wdech, wydech. A więc tak...
Wiem, że nie powinno się tak zaczynać zdania, ale pomińmy, proszę, tę kwestię. "Pandemonium" zyskuje ode mnie o jedną gwiazdkę więcej od "Delirium", czyli pierwszej części trylogii, ponieważ po prostu uważam ją za dużo lepszą od swojej poprzedniczki. Słyszałam różne opinie na temat tej książki i raczej nie pasowały one do kategorii "pochlebne"....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Dostałam tę książkę do przeczytania ponad miesiąc temu, właściwie niespełna dwa. Marzec okazał się być miesiącem pustki, jeżeli chodzi o moje czytanie czegokolwiek, co nie bardzo mnie zadowala. Wczoraj jednak uświadomiłam sobie moją bezczynność i wzięłam się do lektury "delirium", o którym nieco już słyszałam z ust moich koleżanek, które entuzjazmowały się całą sagą. Można powiedzieć, że przez ich opinie na temat tej powieści moje wymagania wzrosły, co jest raczej naturalną reakcją. Jeżeli miałabym porównać ją do poprzednich historii miłosnych, które przeczytałam, z pewnością nie dorównuje "Igrzyskom śmierci", które wywodzą się z tej samej "rodziny" - antyutopii, a jednocześnie jest zdecydowanie lepsza od "Szeptem".
Świat wykreowany przez autorkę wydaje się mniej rzeczywisty niż ten, który stworzyła Suzanne Collins. Nie jestem pewna dlaczego dokładnie odnoszę takie wrażenie; czuję jednak, że Lauren Oliver przeleciała po względnym szkicu zarysowanych przez siebie konturów, aby jak najszybciej skupić się na kolorach. W miarę wyraziście wygląda Lena, główna bohaterka książki, co jest raczej oczywistym faktem. Reszta postaci zdaje się być tak naprawdę bezbarwna i można byłoby to zwalić na kark działania remedium i ślepemu podążaniu za systemem, lecz nawet Alex, tak zwany Odmieniec, zdaje się nie posiadać żadnej osobowości. To przynosi mi na myśl "Zmierzch" i Edwarda. Alex jest dobry, "kochany", pewny siebie (oczywiście w przeciwieństwie do Leny), przystojny, I-D-E-A-L-N-Y, jak sama stwierdza zakochana w nim dziewczyna. Bardzo irytuje mnie to, jak niektóre autorki odbierają bohaterom charakter, tworząc tak rozmazane, niepewne postacie. Ma się wrażenie, że to ich niespełnione wizje mężczyzny/chłopca, a jednocześnie próba wciśnięcia wzoru wyidealizowanego samca w stronę konsumentek, czyli pogarda dla czytelniczek. Jednocześnie nie twierdzę, że książka nie jest dobra. Na swój sposób jest PIĘKNA.
Mamy tu do czynienia z cholernie dobrym pomysłem na stworzenie antyutopii, a zarazem tak bardzo oczywistym. Co w niej lubię? Tak jak już stwierdziłam, samą ideę, ale też postać Leny jest całkiem "przyzwoita". Podoba mi się jej wzrost (bo sama mam zupełnie tyle samo centymetrów, co ona); to, że śmieje się w sytuacjach niezręcznych lub stresujących i pocą się jej dłonie (high five), ale też inne, nadające wyraźne rysy jej samej - kiedy podczas testu ewaluacji (?) mówi, właściwie wbrew sobie, że jej ulubionym kolorem jest szary i że "Romeo i Julia" to piękna historia. Lubię w niej zdolność do cieszenia się z błahych rzeczy, a jednocześnie zauważanie nieubłaganego przemijania wszechrzeczy. Chwila, która właśnie trwa i wydaje się dla ciebie drogocenna, jest już przeszłością.
Mimo że części taki pomysł może wydawać się czystym kiczem, to miłość jest ważnym elementem naszego życia. W pewnym sensie doskonale rozumiem bohaterów książki. Jest to zarazem bunt przed obłudą, kontrolą i brutalnością świata.
Tymczasem nie mogę doczekać się na lekturę następnej części. Mam nadzieję, że Marlena mi ją jednak pożyczy... :)

Dostałam tę książkę do przeczytania ponad miesiąc temu, właściwie niespełna dwa. Marzec okazał się być miesiącem pustki, jeżeli chodzi o moje czytanie czegokolwiek, co nie bardzo mnie zadowala. Wczoraj jednak uświadomiłam sobie moją bezczynność i wzięłam się do lektury "delirium", o którym nieco już słyszałam z ust moich koleżanek, które entuzjazmowały się całą sagą. Można...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Polubiłam Orzeszkową. Ale "Nad Niemnem" jakoś bardziej mi podeszło, mimo wszystko. Może dlatego, że tę nowelę czytałam bardziej pod przymusem.

Polubiłam Orzeszkową. Ale "Nad Niemnem" jakoś bardziej mi podeszło, mimo wszystko. Może dlatego, że tę nowelę czytałam bardziej pod przymusem.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Płakałam.

"Jeżycjadę" Musierowicz czyta się lekko, a mimo to prawdy ukazane w jej książkach zapamiętuje się na długo. Esencja prawdy o rodzinie, przemijaniu, miłości. Muszę zakodować sobie w umyśle jej słowa, szczególnie te, które zawarła pod koniec "McDusi"... Polecam.

Płakałam.

"Jeżycjadę" Musierowicz czyta się lekko, a mimo to prawdy ukazane w jej książkach zapamiętuje się na długo. Esencja prawdy o rodzinie, przemijaniu, miłości. Muszę zakodować sobie w umyśle jej słowa, szczególnie te, które zawarła pod koniec "McDusi"... Polecam.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Myślę, że takie książki są jak najbardziej potrzebne. Muszę przyznać,że te cztery historie z pewnością były bardzo bolesne i pozostawiły w bohaterach nieodwracalne piętno, ale co do samej książki... czegoś mi brakowało.

Myślę, że takie książki są jak najbardziej potrzebne. Muszę przyznać,że te cztery historie z pewnością były bardzo bolesne i pozostawiły w bohaterach nieodwracalne piętno, ale co do samej książki... czegoś mi brakowało.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Dobrnęłam do ostatniej części trylogii, do ostatniego rozdziału, do epilogu, do ostatniej linijki... Koniec. Kolejna przygoda zakończyła się równie nagle, jak się skończyła. Nie, chociaż nie nazwałabym tego przygodą... Mniejsza z tym. Jeżeli chodzi o porównanie do wcześniejszych dwóch części, książka z pewnością nie jest od nich gorsza, może nawet jest lepsza od drugiego tomu. Momentami czytałam z wypiekami na twarzy (i w tym momencie mam na myśli rumieńce, nie chleb), pod koniec strumienie moich łez były rzewniejsze, chwilami byłam naprawdę zaskoczona, a czasem rozbawiona.
W trakcie czytania książki, niestety, poprzez moją lekkomyślność walnęłam sama w siebie spoilerem z facebooka mówiącym o śmierci Prim i wykorzystywanym przez prezydenta Snowa Finnicku. Lekki cień padł na moją lekturę, ale postarałam się zagłuszyć to i czytać dalej.
Jedno tylko nie daje mi spokoju, rozmyślam nad tym, analizuję; mianowicie decyzja Katniss na temat ponownych Głodowych Igrzysk, tylko z dziećmi z Kapitolu. Zastanawiałam się, czemu tak łatwo zapomniała o dziewczynce w cytrynowym płaszczyku, która jej się ciekawie przyglądała, a która chwilę później zawodziła przy boku nieruchomego, leżącego rodzica, by później i na jej dziecinnym, nowiutkim płaszczyku zaczerwieniała plama krwi. Myślę jednak, że jestem w stanie po części zrozumieć Katniss Everdeen, która na zawsze będzie miała skażony umysł, skażone ręce krwią osób, które tak naprawdę były jej ofiarami na arenie i która na zawsze będzie miała w pamięci obraz żywej pochodni, którą była jej siostra, kiedy podjęła to brzmię, tę decyzję.
Książkę przeczytałam w mniej niż dobę, bo w jakieś 14-15 godzin i kończąc dziś o drugiej nad ranem.
Seria "Igrzysk śmierci" kończy się na tym, iż Katniss żyje wraz z Peetą i ich dwojgiem dzieci, dziewczynką i chłopcem, ale nie zapomniała i nigdy nie zapomni. Myślę, że to dobre zakończenie. Dziwne, ale tym razem nie czułam nienasycenia, pustki. Płakałam, ale nie pochodziło to z wewnętrznego egoizmu potrzeby pozostania w świecie, który wykreowała autorka. Ta trylogia to coś więcej niż ucieczka dla nieustabilizowanych emocjonalnie nastolatków, to historia o tym, jak ludzkość potrafi być bezlitosna, a uderza nas to zwłaszcza wtedy, kiedy odnajdziemy w niej odniesienie do naszej rzeczywistości. "Kosogłos" nie daje nadziei. Tak, wiem, pozornie wszystko dąży do stabilizacji, pokoju, idylli... Ale tak naprawdę tak nie jest. Nie dla tych, którzy na zawsze będą mieć w pamięci tych, którzy już do nich nie wrócą, niewinne ofiary, poświęcenie, krew... Nie dla Haymitcha, który wraca do Dwunastego Dystryktu z zapasem alkoholu w torbie i idzie się upić do nieprzytomności w samotnym domu, nie dla Katniss i Peety upamiętniających na kartach papieru ludzi, którzy tworzyli własne historie, ale w pewnym momencie ich lampka zgasła i nawet nie dla Gale'a, któremu być może na zawsze zapadnie w pamięci to, że prawdopodobnie przyczynił się do śmierci siostry najlepszej przyjaciółki, a którego nienawiść do niesprawiedliwości być może nigdy nie zostanie ugaszona.
Nawet rebelianci, a właściwie ich przywódcy, dokonywali czynów rażąco podobnych do Kapitolu, do Snowa. Zaczynając od wszystkich propagit, mających na celu obudzić, wskrzesić wolę walki w buntownikach, a które często były inscenizowane, kończąc na śmierci niezawinionych ofiar. Nie, nie jestem pewna, czy to Coin stała za zamordowaniem tych dzieci, w tym Prim. Ale pamiętam słowa Boggsa, który umierając, powiedział do Katniss - nie ufaj im. Nie wracaj.
I w rzeczywistości ludzie pragną władzy, często płacąc za nie wysokie ceny. I w rzeczywistości składane są na ołtarz wojny niewinne ofiary. I w rzeczywistości zdarza się, że ludzie nie są ludźmi; że kierują innymi jak marionetkami, które mają im utorować drogę do upragnionego celu. Z kartek książki razi, jak osoby postawione wyżej gardzą jednostkami, ich poczuciem krzywdy, opuszczenia, cierpieniem - bez znaczenia na to, czy to "ci źli", czyli Kapitol, czy "ci dobrzy", czyli dystrykt 13.
Tymczasem... Czas na powrót do bycia Karoliną po tej podniosłej chwili. Niech los zawsze Wam sprzyja!

Dobrnęłam do ostatniej części trylogii, do ostatniego rozdziału, do epilogu, do ostatniej linijki... Koniec. Kolejna przygoda zakończyła się równie nagle, jak się skończyła. Nie, chociaż nie nazwałabym tego przygodą... Mniejsza z tym. Jeżeli chodzi o porównanie do wcześniejszych dwóch części, książka z pewnością nie jest od nich gorsza, może nawet jest lepsza od drugiego...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jedna z lepszych lektur, jakie czytałam. Momentami trochę mi się dłużyło, momentami przebiegałam wzrokiem po zbyt rozległych opisach, które przecież są cechą charakterystyczną dla tej książki, ale w gruncie rzeczy, umiarkowanie mi się podobała. Nie zrujnowała mojego poglądu na świat, nie wzbudziła we mnie zbytniego pożaru emocji, lecz zaimponowała mi zdolność Orzeszkowej do przedstawienia tak różniących się, odmiennych stanowisk. Podobała mi się, momentami zaakcentowana, ironia i opowieści o nie jednej, lecz o wielu, przeplatających się historii. Była tutaj i umiłowana mi natura, przyroda, wieś, na której również mieszkam i uwielbiam. Warto czasem czytać lektury...

Jedna z lepszych lektur, jakie czytałam. Momentami trochę mi się dłużyło, momentami przebiegałam wzrokiem po zbyt rozległych opisach, które przecież są cechą charakterystyczną dla tej książki, ale w gruncie rzeczy, umiarkowanie mi się podobała. Nie zrujnowała mojego poglądu na świat, nie wzbudziła we mnie zbytniego pożaru emocji, lecz zaimponowała mi zdolność Orzeszkowej do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ta trylogia rujnuje mi życie... Napiszę coś sensownego, dopiero, jak się otrząsnę.

Jakiś czas później...

Znajome uczucie zaskoczenia, wraz z przeczytaniem tej książki, rozeszło się po moim umyśle, gdy zawiły plan, intryga postawionych wyżej od głównej bohaterki ludzi wciągnęło ją w grę o jej własne życie, a nawet o więcej - o życia mieszkańców dwunastu (A MOŻE WIĘCEJ?) dystryktów i jej najbliższych. Ostatni raz się tak czułam czytając Pottera.

Ta trylogia rujnuje mi życie... Napiszę coś sensownego, dopiero, jak się otrząsnę.

Jakiś czas później...

Znajome uczucie zaskoczenia, wraz z przeczytaniem tej książki, rozeszło się po moim umyśle, gdy zawiły plan, intryga postawionych wyżej od głównej bohaterki ludzi wciągnęło ją w grę o jej własne życie, a nawet o więcej - o życia mieszkańców dwunastu (A MOŻE WIĘCEJ?)...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:



Na półkach: ,

To chyba najgorsza książka, jaką czytałam w swoim krótkim, nudnym życiu. Z każdym przeczytanym zdaniem miałam wrażenie, że pogrążam się w naprawdę kiepskim i głupim pomyśle na powieść. Główna bohaterka to dziewczyna, która wręcz uwielbia SHOPPING, oczywiście, tak samo jak jej przyjaciółka, gdy pewnego dnia dowiaduje się, że jej babcia była czarownicą i ona odziedziczyła po niej magię. Moim zdaniem dziewczyna jest nieprzeciętnie płytka. Dofinansowałam autorkę tylko dlatego, że była w biedronce po przecenie za 10zł.

To chyba najgorsza książka, jaką czytałam w swoim krótkim, nudnym życiu. Z każdym przeczytanym zdaniem miałam wrażenie, że pogrążam się w naprawdę kiepskim i głupim pomyśle na powieść. Główna bohaterka to dziewczyna, która wręcz uwielbia SHOPPING, oczywiście, tak samo jak jej przyjaciółka, gdy pewnego dnia dowiaduje się, że jej babcia była czarownicą i ona odziedziczyła po...

więcej Pokaż mimo to