Patrycjarz

Profil użytkownika: Patrycjarz

Warszawa Kobieta
Status Czytelniczka
Aktywność 3 lata temu
235
Przeczytanych
książek
325
Książek
w biblioteczce
30
Opinii
78
Polubień
opinii
Warszawa Kobieta
Dodane| Nie dodano
Strony www:
Współautorka bloga Booklove.pl

Opinie


Na półkach: ,

„Pypcie na języku” Michała Rusinka to książka przezabawna. Ten niewielki zbiór felietonów publikowanych przez autora na łamach Gazety Wyborczej, w błyskotliwy sposób opisuje wszelkie językowe gafy, błędy i nieporadności językowe. Powiedzieć, że to książka o poprawności językowej, to nic nie powiedzieć.

Rusinek przyciąga wszelkie niepoprawne słowa jak magnes. Autor pastwi się w każdym rozdziale nad niepoprawnym użyciem słów, związków frazeologicznych czy osobliwych metafor. Robi to jednak w sposób daleki od moralizatorstwa, tak jakby niepoprawności językowe czyli tytułowe pypcie były tylko pretekstem do opowiedzenia kolejnej śmiesznej dykteryjki. Każda z nich kończy się jakąś błyskotliwą puentą powodując chichot, a momentami nawet rechot u osoby czytającej.

Swoista podróż po kraju z wykrywaczem językowych potworków. Czytanie „Pypci..” to trochę osobliwe doświadczenie wycieczki po kraju. W tej podróży spotkamy takie perełki jak tabliczki z napisem: AWARIA TOALETY. PROSIMY ZAŁATWIAĆ SIĘ NA WŁASNĄ RĘKĘ czy też ZAKAZ DOBIJANIA DZIOBEM. Zaglądniemy do jednostki wojskowej, bo „wojskowym żargonem rządzi metafora” jak pisze w jednym z rozdziałów Michał Rusinek i dowiemy się, co mogą znaczyć znane skądinąd słowa przeniesione na grunt wojskowy jak: SIERŚCIUCH (czyli sierżant) KASZUB W TRUMNIE (konserwa rybna) czy LASTRIKO (salceson).

Przejdziemy się też spacerkiem po cmentarzach, które owocują takimi językowymi znaleziskami jak nazwisko na jednym z nagrobków CHWILA-TYLKO, które autor puentuje krótko „Nieboszczka o takim nazwisku właściwie nie potrzebuje epitafium, bo los – a może demon języka – ułożył jej jedno z najkrótszych i zarazem najpiękniejszych”. Potem wylądujemy w Izbie Wytrzeźwień na ulicy ROZRYWKA, czy też w Centrum Krwiodawstwa w Krakowie na ulicy RZEŹNICZEJ. A zakończymy niezwykle malowniczą wycieczką w okolicach Lublina, która układa się w pewien podprogowy przekaz KAZIMIERZ – NIELISZ -CYCÓW -NIEMCE.

„Pypcie na języku” Michała Rusinka to książka przezabawna. Ten niewielki zbiór felietonów publikowanych przez autora na łamach Gazety Wyborczej, w błyskotliwy sposób opisuje wszelkie językowe gafy, błędy i nieporadności językowe. Powiedzieć, że to książka o poprawności językowej, to nic nie powiedzieć.

Rusinek przyciąga wszelkie niepoprawne słowa jak magnes. Autor pastwi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dziewięć miast: Dubaj, Bombaj, Kampala, Songdo, Singapur, Lima, Masdar, Seul i Kopenhaga to bohaterowie książki Pauliny Wilk „Pojutrze. O miastach przyszłości”. Wszystkie budowane z rozmachem, każde zupełnie inne, na swój sposób wyjątkowe i szczególne. Każdemu poświęcony jest jeden rozdział. Łączy je (poza Kopenhagą) to, że dopiero niedawno zaczęły mieć znaczenie „na rynku największych miast” i niemal wszystkie wywodząc się z regionów biedniejszych dziś wyrosły na bogate enklawy.

Odwiedzająca je jednak autorka książki nie jest jednak turystką zachwycającą się zabytkami, ani też entuzjastką zachwycającą się najnowocześniejszym rozwiązaniom łączącym technologie, futurystyczne rozwiązania architektoniczne czy organizacja miejskiego ruchu. W większości jest rozczarowana, okazuje się bowiem, że te miasta straciły z pola widzenia swoich mieszkańców. Przeludnione, zautomatyzowane i często sztucznie zorganizowane pochłaniają czas i nie pomagają budować relacji społecznych.

Pocieszeniem może być Kopenhaga, miasto która daje nadzieję, że jeśli w tą stronę podąży świat nasza przyszłość podąży we właściwym kierunku.

Dziennik podróży. Książka to jest swoistym dziennikiem podróży, autorki, Europejki, która próbuje zrozumieć motywy i sens budowy wielkich miast-atrap, jak wybudowany na pustyni Dubaj czy futurystyczny Masdar, czy rozrastających się aglomeracji jak Bombaj czy Seul. Odwiedzane miasta fascynują, ale też przerażają swoją bezsensownością, kosztem jakim zostały zbudowane i tym jak bezsensownie żyją w nich ludzie.

Wizjonerzy. Dlatego też opowieściom o miastach towarzyszą opowieści o wizjonerach i miastach przyszłości wyobrażonych oczami utopistów, futurologów, inżynierów, czy też marzycieli jak Walt Disney, którego wizji nigdy nikt nie odważył się zrealizować w rzeczywistości.

Książka Pauliny Wilk to książka ciekawa, ale też dość wymagająca. Podróż z autorką przez te 9 miast wymaga skupienia i myślenia. Nie jest to z pewnością czytanka do poduszki. Każdy rozdział to pomieszanie reportażu, traktatu filozoficznego. Opisy metropolii i historie jej mieszkańców, przepełnione metaforycznym językiem, mieszają się z rozważaniami na temat przyszłości miast i przyszłości cywilizacji w ogóle.

Dziewięć miast: Dubaj, Bombaj, Kampala, Songdo, Singapur, Lima, Masdar, Seul i Kopenhaga to bohaterowie książki Pauliny Wilk „Pojutrze. O miastach przyszłości”. Wszystkie budowane z rozmachem, każde zupełnie inne, na swój sposób wyjątkowe i szczególne. Każdemu poświęcony jest jeden rozdział. Łączy je (poza Kopenhagą) to, że dopiero niedawno zaczęły mieć znaczenie „na rynku...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Uwielbiam Hiszpanie. Jeżdżę tam regularnie od 15 lat i do tej pory wydawało mi się, że całkiem dużo o niej wiem. A potem pojawiła się książka „Ludzie z placu Słońca” Aleksandry Lipczak i okazało się, że praktycznie nie wiedziałam nic.

Ta książka mnie porwała. Tak jak kiedyś porwała mnie Hiszpania i wszystko co z nią związane: flamenco, literatura hiszpańska, kuchnia i design. Lipczak pokazuje mi jednak taką Hiszpanie, do jakiej nigdy bym nie dotarła. Jak w tradycyjnej hiszpańskiej paelli jest tu po trochu wszystkiego. Współczesne problemy przeplatają się tu z traumami przeszłości, dramatyczne historie opowiedziane są na przemian z absurdalnymi, a ponurzy bohaterowie epoki Franco mieszają się z pozytywnymi bohaterami współczesności jak na przykład burmistrzyni Barcelony Ada Colau.


Vacas flacas czyli ciężkie czasy. To od tego zaczyna się reportaż. Tytułowy „Plac słońca” to Puerta del Sol w Madrycie. Nie jest to szczególnie ulubione przeze mnie miejsce, ale to miejsce centralne. To stąd idzie się do mojej ulubionej dzielnicy poetów (Huertes) i placu św. Anny. To tutaj w Sylwestra zjada się 12 winogron, które mają zapewnić pomyślność każdego miesiąca kolejnego roku. To na tym placu w końcu powstało miasteczko Oburzonych – symbol i kulminacja wielkiego kryzysu, który wywrócił ten kraj do góry nogami.

Lipczak wysłuchuje historii młodych Hiszpanów, którzy z powodu kryzysy zupełnie stracili możliwości rozwoju i usamodzielnienia się. Znam takie historie. Wielu moich znajomych przestało być stać na mieszkanie, stracili pracę wrócili do rodziców w wieku trzydziestu kilku lat z mężem, dziećmi, psami, meblami. Wielu straciło oszczędności życia wpłacając na mieszkanie, które podrożało tak bardzo, że lepiej było stracić część pieniędzy niż mieć mieszkanie z tak wysoką ratą kredytową, na którą nigdy nie było by ich stać. Reporterka wynajduje i opisuje historie najbardziej dramatyczne, znajduje ludzi, którzy stracili wszystko i z dnia na dzień stali się bezdomnymi. Kryzys szczególnie dotknął młodych, a bezrobocie sięgnęło 40 proc.. Ci bez pracy, bez perspektyw na własny kąt stworzyli ruch „Oburzonych” (chodziarz lepiej pasowała by nazwa „Wkurwionych”).

Spośród tych historii mnie wzrusza szczególnie ta o ojcu, którzy nieudolnie próbuje wręczyć łapówkę, aby jego syn dostało pracę. Jakąkolwiek.

Co można zrobić z Generałem. „Ludzie z placu Słońca” to też podróż w przeszłość i próba rozliczenia się z tematami, z którymi Hiszpania się do tej pory nie uporała. Reżim Franco, wojna domowa to temat widmo, którego próżno szukać w debacie publicznej. Hiszpanie nie za bardzo wiedzą co z nim zrobić, a nie przepracowany straszy i wyłazi z szafy w najmniej odpowiednim momencie. Dochodzi do absurdów. Z jednej strony na własną rękę szuka się ciał krewnych rozstrzelanych podczas wojny domowej, którymi usiana jest praktycznie cała Hiszpania.Potomkowie ofiar bezskutecznie domagają się skazania żyjących przedstawicieli reżimu i proszą o pomoc sądy w Argentynie i komisję ONZ (Hiszpania uznaje, że zbrodnie się przedawniły albo objęła je amnestia z 1977). Z drugiej na wyciągniecie ręki można znaleźć pomniki generała Franko, w tym okazały grobowiec wykuty w skale tuż pod Madrytem.

Podręczna. Najbardziej zdumiewa mnie jednak historia kobiet w czasach dyktatury i rola pewnej samotnej kobiety – twórczyni Ligi Kobiet, która postanowiła odebrać prawa wszystkim kobietom w Hiszpanii. Za czasów dyktatury pielęgnowana była tradycja macho, a kobiety były skazane na całkowitą dyskryminację. Nie mogły pracować, głosować, a zamężne stawały się własnością mężczyzny. Rozwody były nielegalne aż do 1987 roku, a zdrada karana śmiercią (tylko w przypadku zdrady ze strony kobiety oczywiście). Do dziś w wielu rodzinach panuje tradycyjny podział ról, a Hiszpania zatrudnia najmniej kobiet spośród wszystkich krajów UE.

Ciekawych tematów i ludzi jest w książce więcej. Pojawiają się też tematy współczesne. Jak na przykład małżeństwa tej samej płci i sława jednego małego miasteczka, które udziel im ślubów. Jest też przytłaczający reportaż dotyczący uchodźców i słynnego zdjęcia, na którym uchwycono ludzi próbujących się przedostać do UE szturmując wysokie ogrodzenie tuż przy polu golfowym, na którym spokojnie dwie kobiety grają w golfa. (zdjęcie tu)

Jest też wątek Almodovara i jego pierwszego filmu, który miał wyzwolić w katolickich Hiszpanach nieco wyuzdania i perwersji.

W rytmie flamenco. Książka jest dość specyficznie napisana. Nie czyta się jej łatwo. Wątki są nierówne, opowiedziane fragmentarycznie, z myślą bardziej o emocjach bohaterów niż chronologii. Jej rytm jest trochę jak hiszpańskie flamenco, gdzie nie liczy się kroków, tylko podąża za muzyką i emocjami.

„Ludzie z placu Słońca” Aleksandry Lipczak to według mnie bardzo dobry reportaż. Jeśli taki jest debiut to nie mogę doczekać się kolejnej książki. I czytając tylko trochę zazdrościłam Lipczak, że tak dobrze mówi po Hiszpańsku, że spotkała tych wszystkich ciekawych ludzi i wymyśliła sobie ten reportaż. Ehhh Dlaczego ja na to nie wpadłam? 😉 Mimo tej odrobiny zazdrości gorąco polecam!

Uwielbiam Hiszpanie. Jeżdżę tam regularnie od 15 lat i do tej pory wydawało mi się, że całkiem dużo o niej wiem. A potem pojawiła się książka „Ludzie z placu Słońca” Aleksandry Lipczak i okazało się, że praktycznie nie wiedziałam nic.

Ta książka mnie porwała. Tak jak kiedyś porwała mnie Hiszpania i wszystko co z nią związane: flamenco, literatura hiszpańska, kuchnia i...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Patrycjarz BOOKLOVE

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


ulubieni autorzy [16]

Julian Barnes
Ocena książek:
6,7 / 10
28 książek
2 cykle
173 fanów
Mario Puzo
Ocena książek:
7,4 / 10
13 książek
1 cykl
1359 fanów
Jerzy Pilch
Ocena książek:
6,4 / 10
45 książek
1 cykl
752 fanów

Ulubione

Stanisław Ignacy Witkiewicz Nienasycenie Zobacz więcej
Szczepan Twardoch Morfina Zobacz więcej
Magdalena Grzebałkowska Beksińscy. Portret podwójny Zobacz więcej
Stanisław Ignacy Witkiewicz Nienasycenie Zobacz więcej
Julian Barnes Nie ma się czego bać Zobacz więcej
Julian Barnes - Zobacz więcej
Jerzy Pilch Pod Mocnym Aniołem Zobacz więcej
Magdalena Grzebałkowska Beksińscy. Portret podwójny Zobacz więcej
Friedrich Dürrenmatt Wizyta starszej pani Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
235
książek
Średnio w roku
przeczytane
7
książek
Opinie były
pomocne
78
razy
W sumie
wystawione
165
ocen ze średnią 6,9

Spędzone
na czytaniu
1 354
godziny
Dziennie poświęcane
na czytanie
7
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]