rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Co to była za koszmarna książka, pod wieloma względami. Jeśli chodzi o samą tematykę, to była mi z góry wiadoma i mniej więcej tak sobie to właśnie wyobrażałam, co nie zmienia faktu, że musiałam robić sobie przerwy czytając ją. Jednak to co mnie chyba najbardziej negatywnie zaskoczyło to pióro pisarki, które dla mnie było wyjątkowo nieznośne.

Zacznę może jednak od bohaterów książki, tak na sam początek. Jest ich w zasadzie trójka, reszta osób to po prostu przypadkowe populacje robiące za tło i dodatkowy komentarz ze strony autorki o ludzkiej naturze, zachowaniach w określonych sytuacjach, przeciętnym sposobie myślenia czy wręcz jakiejś stadności. Nie szczędzi też krytyki Wiedniowi, ocenie tego miasta przez pryzmat kultury wyższej, podczas gdy znajdziemy też tam jakieś porno-budki, a ludzie zachowują się tam tak samo jak wszędzie indziej (rozczarowująco, co wynika z tonu książki). Wszystko to tworzy szalenie smutny i beznadziejny klimat, w którym unoszą się nasi patologiczni bohaterowie. Kiedy któregoś z nich zaczyna mi być żal (matki, córki albo adoratora), to szybko zostaje wyprowadzona z tej emocji prosto na ziemię i łapię się za głowę, bo nie ma tu miejsca na takie emocje. Matka to strażniczka domowego więzienia, która sama wpadła w swoje sidła i zrujnowała życie osobie, na której tylko w teorii jej zależy. Córka jest zepsutym na wiele sposób człowiekiem, bardzo nieszczęśliwym i potrzebującym pomocy na niezliczonej ilości polach, szukającej odpowiedzi na swoją seksualność, a także w pewnym sensie na sens życia bo jest całkowicie stłamszona i wypaczona przez matkę. A adorator z jęczącego kundelka, który patrzył z błyskiem w oku na swoją nauczycielkę przeobraził się w jakiegoś sadystycznego potwora, czego najwyraźniej sam nie potrafił zarejestrować. W tej książce dzieje się strasznie dużo ale też poniekąd strasznie mało, bo scena i postacie są zawężone do małego światka, który poznajemy krok po kroku i sami możemy wydawać wyroki na to, co się nam przedstawia.

Wszystko to brzmi niesamowicie ciekawie, wiem. Ale niestety nie było, przez to w jak fatalny sposób autorka pisze. Miałam wrażenie jakbym czytała jakiś ciąg słów pisany przez osobę z gorączką, gwałtownie i byleby szybko wyzbyć się wszystkich myśli przelanych na papier. Brakowało mi tam większej ilości akapitów i rozdziałów, żeby można było pooddzielać różne momenty i akcje od siebie. Redakcja tej książki na pewno nie jest przypadkowa i naprawdę dziwię się takiej decyzji, bo czytanie w takiej formie jest po prostu męczące. A że sama treść jest masakrycznie męcząca, to naprawdę nie było potrzeby robienia takiego zamieszania również w formie. Jest to dla mnie bardzo nietrafiona decyzja, która bardzo negatywnie wpłynęła na moją ocenę książki. Momentami się po prostu wyłączałam czytając ją, mimo moich najszczerszych intencji na skupienie, bo zaczynała być nudna. A szkoda, bo temat poruszany w niej jest gruby i szalenie patologiczny, momentami czysto obrzydliwy a w zasadzie dotknęliśmy zaledwie jego skrawka.

Sama nie wiem czy i komu polecić tą książkę. Jeśli szukacie przykładu na toksyczną relację matka-córka w literaturze, to to jest zdecydowanie idealna pozycja na ten temat. Zrobiła mi bardzo źle, czytałam niektóre fragmenty z grymasem na twarzy, ale o to właśnie w tym chodziło i jeśli miałabym się zdiagnozować, to moje reakcje były jak najbardziej na miejscu. Szkoda że ta forma była taka nieprzystępna, można to było jakoś inaczej rozwiązać moim zdaniem i książka od razu nabrałaby nowego wymiaru. Tak więc jest to pozycja dla osób szukających lektury na konkretny tematu, które nie boją się wyzwań i mają mocne nerwy ;)

Co to była za koszmarna książka, pod wieloma względami. Jeśli chodzi o samą tematykę, to była mi z góry wiadoma i mniej więcej tak sobie to właśnie wyobrażałam, co nie zmienia faktu, że musiałam robić sobie przerwy czytając ją. Jednak to co mnie chyba najbardziej negatywnie zaskoczyło to pióro pisarki, które dla mnie było wyjątkowo nieznośne.

Zacznę może jednak od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Egzemplarz tej książki kupiłam na zeszłorocznych Targach w Krakowie, niestety utworzyła mi się taka kolejka do czytania, że dopiero teraz mogłam się za nią zabrać. Zarówno przez to, że tak długo i z wyrzutem na mnie spoglądała z półki, jak i fakt że niedawno temu wyszedł szeroko reklamowany serial na jej podstawie, miałam dość mocno wygórowane oczekiwania - wyobrażałam sobie, że zasiądę nad interesującą historią science-fiction, która to z łatwością wciągnie mnie w jakąś przygodę, intrygę, a może i filozofię? Bardzo szybko spadłam na ziemię z tego balonika wyobrażeń i dziękowałam sobie decyzji, że nie kupiłam od razu całej trylogii, tylko rozsądnie samą pierwszą część. Bo już wiem, że do kolejnych tomów nie wrócę.

Nie było ani jednej rzeczy, która by mnie w tej książce wciągnęła czy nawet zainteresowała. Bohaterowie są płytcy i żadni, dopiero mniej więcej po pierwszej połowie zaczynałam ich jako tako zapamiętywać. Nikogo z nich nie polubiłam, jedyną postacią która miała jakikolwiek kolor był szalony policjant ale jego występy były tak nielogiczne, mające z niego zrobić jakiegoś nadczłowieka, że nawet nie było sensu się nad nim pochylać. Poza tym za mało go było w tej książce na jakąś większą ocenę. Fabuła - nudna, zapakowana bardzo ciasno w fizykę, której znajomością autor szafował na prawo i lewo non stop, doprowadzając mnie do szału. Ja wiem i rozumiem, że w science-fiction takie tematy się przewijają i nie mam nic przeciwko temu, ale nie jak ciągną się przez parę stron i wplatane są w najdłuższe wypowiedzi postaci. Przez to że ta książka mnie tak nie interesowała, nawet nie skupiałam się na tym co czytam o trzech słońcach, obliczeniach i wnioskach tu prezentowanych, bo nie tego oczekiwałam od “Problemu trzech ciał”. Jakbym chciała sobie rozwiązać parę zagadek fizycznych i astronomicznych, to kupiłabym książkę w tym temacie, a nie non-fiction mające umilić mi czas. A niestety fizyka i matematyka to baza tej książki, która koniec końców mówi że nie wiemy nic i możemy sobie czekać na zagładę. Jeśli miał to być jakiś morał to sory, ale wyszedł bardzo niezgrabnie.

Motyw gry mógł być ciekawy ale znowu, okraszono go jakimś takim absurdem, fizycznym i filozoficznym kodem co było zwyczajnie męczące. Samo wyjaśnienie jej zagadki ani trochę mnie nie obeszło, a domniemany plot twist mnie nie zaskoczył ani nie ruszył, bo po prostu miałam gdzieś co się dzieje z bohaterami i dlaczego. Nie znam ich jako ludzi, autor o to kompletnie w książce nie zadbał. Ucieszyłam się z tła historycznego bo to był to ciekawy i nie dość znany mi temat, to dla mnie dosłownie jedyny plus książki. Przez resztą ledwo przebrnęłam, była koszmarnie nudna i w ogóle nie zajmująca, ostatnie rozdziały pisane jakby w biegu mogły potencjalnie zachęcić kogoś do kontynuowania tej historii. Jak pomyślałam sobie jednak że czekałoby mnie to samo, tylko po to żeby wreszcie czegoś się dowiedzieć na kilku ostatnich stronach to podziękowałam, szkoda na to mojego czasu.

Czuje się bardzo zawiedziona, z początku próbowałam zwalić winę na siebie, że może niedostatecznie się skupiam i żebym pomyślała o odmiennej kulturze, z której pochodzi autor, bo to może nakładka, której mi brakuje do wciągnięcia się w tą książkę. Nie wiem, może komuś z Chin faktycznie się to łatwiej czyta, ale jakoś nie sądzę, bo akurat gatunek science-fiction łamie bariery kulturowe swoją uniwersalnością albo opisem zupełnie innych światów. Tutaj to się absolutnie nie udało, przeczytałam jakąś opowieść o kukłach, które robią to co uważają za słuszne nie dopuszczając do siebie nikogo innego ani nawet głosu rozsądku. I dosłownie mogę to stwierdzenie przykleić do każdej postaci. Nie polecam niestety tego czytać jeśli się nad tym zastanawiacie na fali popularności serialu, nic przyjemnego ani pożytecznego dla mnie z tego nie wynikło.

Egzemplarz tej książki kupiłam na zeszłorocznych Targach w Krakowie, niestety utworzyła mi się taka kolejka do czytania, że dopiero teraz mogłam się za nią zabrać. Zarówno przez to, że tak długo i z wyrzutem na mnie spoglądała z półki, jak i fakt że niedawno temu wyszedł szeroko reklamowany serial na jej podstawie, miałam dość mocno wygórowane oczekiwania - wyobrażałam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Miałam przyjemność czytać tą książkę po raz trzeci i niesamowite jest to, jak zupełnie inaczej ją za każdym razem odbieram. Po ostatnim czytaniu pozostawiła we mnie jakieś uczucie nostalgii, tęsknoty i wręcz czegoś na kształt podziwu dla takiej miłości. Teraz jest zgoła inaczej - Bronte opisała patologiczną relację i człowieka z radością rujnującego życia conjamniej kilku osobom, w tym sobie samemu. Nie widzę w tym absolutnie nic romantycznego ani godnego zachwytu, co nie zmienia faktu, że jest to nadal jedna z moich ulubionych książek jeśli chodzi o klasykę i niezmiennie porusza we mnie przeróżne struny.

Katarzyna to narcystyczna furiatka, która na własne życzenie nie dostała w życiu mężczyzny którego chciała, co okazało się tragiczne w skutkach. Nie potrafiła się z tym pogodzić zachowując się przy tym jak dziecko, dlatego zgotowała piekło swojemu mężowi i doprowadziła się na skraj szaleństwa. Momentami było mi jej szalenie żal, nie sposób było nie zauważyć jak jest samotna i pogubiona w tym co się dzieje, była też bardzo młoda. Ale jej duma nie pozwalała na przyjęcie pomocy, na zwyczajną rozmowę i podejmowanie decyzji ze spokojem i rozwagą. Heathcliff jest w zasadzie jej męskim odpowiednikiem, z dużo większą ilością mroku, niepokoju i jakiejś nieposkromionej energii, nad którą on sam nie potrafi zapanować. Jest okrutny, mściwy, przemocowy, wpada na kompletnie szalone wnioski i pomysły, bez wyrzutów sumienie wprowadzając swoje plany w życia innych ludzi, byleby ich unieszczęśliwić i co ważniejsze, uzależnić od siebie. Ale przy tym jest ambitny, bez problemów umie dążyć do wytyczonego sobie celu i jest niesamowicie oddany - skomplikowany człowiek i postać, której spokojnie można poświęcić osobną książkę, choćby po to żeby poznać dziury w jego życiorysie i lepiej zrozumieć jego obsesyjność i gigantyczne kompleksy.

Oprócz tej dwójki mamy szereg innych postaci, które w zasadzie kręcą się wokół nich. Nasza narratorka była i jest najbliżej wydarzeń i najlepiej zna tą mroczną parkę, chociaż jej osądy wcale nie są aż tak jednoznaczne i ewoluują z czasem, co nadaje tej historii dodatkowej realności. Wydarzenia rozgrywają się w mrocznych budynkach domów stojących w oddaleniu od siebie, na klimatycznych wzgórzach z wrzosowiskami. Aż boli, kiedy pomyśleć jak wszystko mogłoby wyglądać pięknie i kompletnie inaczej, gdyby nie tyle nieoczekiwanych splotów wypadków, prowadzących do zatrucia dusz ludzi tam żyjących. Niesamowita strata, którą autorka nakreśliła w doskonały sposób, taki który da się po prostu odczuć czytając. Wiele razy miałam ochotę potrząsnąć bohaterami, nie rozumiejąc jak w ogóle mogą podejmować tak głupie i nieszczęsne działania, zupełnie nie widząc ich przyszłych konsekwencji. Jest to ogromna moc tej książki, sprawiająca że ciężko się od niej oderwać, chyba tylko po to żeby poukładać sobie w głowie mieszaninę emocji związanej z lekturą. A zakończenie jest z kolei pełne nadziei, wspaniała klamra dla tak ponurej i przytłaczającej historii - to jedna z rzeczy które na maksa w tej książce lubię, nie zostawia czytelnika w piekle ale daje mu światełko w tunelu.

Tym razem na przyjemność i komfort czytania wpłynął też fakt, że miałam w rękach cudowne wydanie. Zwracam na takie rzeczy uwagę, ale ponieważ nie jestem kolekcjonerką książek i zbieram tylko to, do czego wiem że będę wracać, to tym bardziej doceniam ten egzemplarz. Niesamowicie pasuje do treści, nadaje czytaniu jakiś wymiar ekskluzywności i zachęcająco zerka z półki na kolejnego czytelnika ;) Niezależnie jednak od wydania, które Wy macie w rękach, niezmiennie polecam tą książkę. Nie na darmo zalicza się do klasyków literatury, jest pięknie napisana i przedstawia historię, którą w zależności od etapu życia czytelnika można zupełnie inaczej rozumieć i odbierać. Jestem ciekawa co w niej odkryję za te kilka lat, kiedy znowu po nią sięgnę ;) Aha i polecam ją czytać w październikowy albo listopadowy, deszczowy czas - dodaje to milion punktów do klimatu, da się wczuć w scenerię zdecydowanie bardziej. Polecam!!!

Miałam przyjemność czytać tą książkę po raz trzeci i niesamowite jest to, jak zupełnie inaczej ją za każdym razem odbieram. Po ostatnim czytaniu pozostawiła we mnie jakieś uczucie nostalgii, tęsknoty i wręcz czegoś na kształt podziwu dla takiej miłości. Teraz jest zgoła inaczej - Bronte opisała patologiczną relację i człowieka z radością rujnującego życia conjamniej kilku...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kolejne tomiszcze tej skomplikowanej historii za mną, aż ciężko mi uwierzyć że to przedostatnia część. Mam wrażenie, że czytam je już latami. Po pozytywnym zaskoczeniu poprzednią częścią, ta niestety znowu mnie troszkę rozczarowała, ale nie było aż tak źle. Trochę za dużo tu było komedii przypadków, wygodnych dla fabuły splotów akcji i nierealistycznych zachowań bohaterów (szczególnie dzieci), ale się nie wynudziłam jak to miało niekiedy miejsce podczas czytania wywodów Gabaldon.

Na plus oceniam wszystkie rozdziały ze Szkocji XX wieku, jestem autentycznie zaintrygowana co się tam właściwie dzieje i dlaczego. Sporo w tym było z akcji czy wręcz powieści sensacyjnej, ale w miarę wyważonej ilości. Troszkę mnie tylko śmieszy z jaką łatwością i brakiem konkretnego planu rodzina Brianny wesoło podróżuje przez kamienie, jakby lecieli samolotem. Dużo gadania i zastanawiania się czy to ok, czy warto i można robić takie sztuczki, najwyraźniej już definitywnie minęło wraz z poprzednimi tomami. Jestem ciekawa co będzie z nimi dalej i w jakim czasie koniec końców autorka postanowi ich umieścić, i co się stanie z krewnym Rogera.

Jamie oczywiście dał się wciągnąć w wojnę, bo czemu by nie. Po dramatycznych scenach z końca poprzedniej części i początku tej naiwnie myślałam, że może dostaniemy jakiś plot twist i smaczek ale nie, miłość Jamiego do Claire przetrwa nawet bardzo pochopne i dziwaczne zamążpójście z przyjacielem rodziny, którego nie było w tej historii do tej pory za wiele, a bardzo szkoda nawiasem mówiąc. Im więcej scen z Lordem Johnem, tym bardziej lubię tą postać. Średnio też ruszyła akcja związana z synem Jamiego, ich interakcje są co najmniej dziwaczne i aż proszą się o więcej dialogów czy sensownej treści. Liczę na to, że doczekamy się tego w kolejnym tomie, ale z Gabaldon niestety nigdy nic nie wiadomo.

Cieszę się że kontynuujemy stare znajomości, jak choćby te z Ianem czy Denzellem Hunterem i jego siostrą, a także prastare - jak z Jenny, która ku mojemu zaskoczeniu wróciła w roli hardej ale troskliwej babci dzieciaków Fergusa, stęsknionej matki Iana, oraz niestety wdowy po swoim kochanym mężu. Sporo się w tej książce działo, czasami aż trudno mi było nadążyć za tym wszystkim. Mam wrażenie, że autorka chce domknąć tą serię i pożegnać nas z co bardziej znaczącymi postaciami, w ten czy inny sposób. Trochę namieszała sytuacją ze Szkocji z XX wieku, mam nadzieję że ma pomysł jak to sprawnie rozwiązać i nie zostawi jakichś niezręcznych luk.

Już od dłuższego czasu piszę pod recenzjami książek tej serii podobne podsumowanie - nie polecam z nią zaczynać bo nie warto, zajmuje multum czasu przez swoją kuriozalną objętość, a nie jest jakoś szalenie dobra. Jednak ja jestem zbyt ciekawa co tam dalej autorka nam zgotowała i przede wszystkim jak zakończy całą historię, więc nie mogłam przestać mimo że podskórnie czułam że nie warto. To takie moje guilty kind-of-pleasure, nic na to nie poradzę. Fanom polecam czytać dalej, ale osobom zastanawiającym się czy czytać mówię stanowcze nie róbcie sobie tego ;)

Kolejne tomiszcze tej skomplikowanej historii za mną, aż ciężko mi uwierzyć że to przedostatnia część. Mam wrażenie, że czytam je już latami. Po pozytywnym zaskoczeniu poprzednią częścią, ta niestety znowu mnie troszkę rozczarowała, ale nie było aż tak źle. Trochę za dużo tu było komedii przypadków, wygodnych dla fabuły splotów akcji i nierealistycznych zachowań bohaterów...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Już od bardzo dawna chciałam przeczytać tą książkę, byłam jej szalenie ciekawa. Co prawda ani nie znam autorki ani stacji telewizyjnej dla której pracowała, Nickelodeon, bo szczyt ich popularności nadszedł w czasach, kiedy nie było szans żebym się interesowała tego typu produkcjami. Może i dobrze, bo miałabym zepsutą część dzieciństwa patrząc na takie właśnie świadectwa jak historia Jennette, czy wychodzące na jaw kolejne brudy dotyczące traktowania dziecięcych gwiazd i rzeczy, do których ich zmuszano. Ominęło mnie to, ale nadal chciałam wiedzieć co ta akurat była, dziecięca aktorka ma do powiedzenia, szczególnie że tytuł książki jest dość szokujący i intrygujący zarazem.

Pierwsza połowa książki z jednej strony była koniecznym wprowadzeniem, bo pokazała czytelnikowi absolutnie toksyczną relację jaką autorka miała z matką (a raczej jak chora psychicznie była jej matka, bo relacje to ona miała z każdą postacią dramatu tragiczne, tylko w inny sposób), do czego sama się zmuszała żeby ją zadowolić i uzmysłowiła mi, jak w sumie łatwo było zostać dziecięcą aktorką przy odpowiedniej dozy zaparcia, uporu i ciężkiej pracy samego dziecka. Część ta jednak nie była dla mnie aż tak wciągająca i ciekawa, widać że pisana była po czasie więc nie buzowała aż tak emocjami. Czytało się ją bardziej jak urywki bardzo suchego, opisowego dziennika. Być może był to sposób na rozliczenie się autorki z przeszłością, na chłodno i z pełnym zrozumieniem co jej zrobiono? Zabrakło też większej obecności reszty członków rodziny, ale być może Jennette nie chciała ich angażować w te wspomnienia czy rozgrzebywać starych ran, a było ich ewidentnie sporo bo dostawaliśmy dosłownie urywki dotyczące ojca czy jej braci.

Druga część była pisana w zdecydowanie inny sposób, tak jakby wspomnienia były zdecydowanie żywsze i świeższe, co ma sens. Wchodzimy też tutaj na grząski i mocno nieprzyjemny grunt dość patologicznych związków które ta biedna dziewczyna prowadziła (podziwiam za powstrzymanie się przez jawnym używaniem nazwisk, mnie by to na maksa kusiło), jej problemów z nadużywaniem alkoholu, anoreksji, bulimii i masy innych zaburzeń. Mimo tego, jest w słowach autorki jakaś lekkość kiedy o tym wszystkim pisze, pokazuje nam uparcie swój zły sen i przyczyny jego powstania jakby odpowiadając na własne potrzeby. Nie ma tutaj żadnego moralizatorstwa, ostrzegania młodych dziewczyn przed niebezpieczeństwami, a jedynie jej życiowa historia mówiąca sama za siebie. Kilka momentów mnie zaskoczyło, niektóre zasmuciły i wywołały nieprzyjemny szok, ale właśnie tego się po tej książce spodziewałam i tego oczekiwałam.

Koniec końców cieszę się, że sięgnęłam po tą autobiografię. Otworzyła ona na nowo i mam nadzieję, że tym razem na serio rozmowę o tym, jak bardzo przemysł branży rozrywkowej jest toksyczny dla dzieci w nim uczestniczących, którymi nikt zdaje się nie przejmować. Są wykorzystywane przez managerów, producentów, kolegów z planu i co najgorsze, przez własnych rodziców. Przykład Jennette mówi o tym dosadnie i jest przykro jaskrawy, ale zdecydowanie nie ona jedna stała się ofiarą Nickelodeonu, i nie jest to też jedyna stacja tworząca produkcje dla dzieci i nastolatek w ostatnich dekadach, więc takich jak ona jest dużo więcej. Książkę polecam, nie jest aż tak dobra jak się nastawiałam, ale daje niezły obraz patologii i koszmaru przez jaki musiała przejść autorka. I myślę że to stanowi moc tej pozycji, dlatego warto po nią sięgnąć.

Już od bardzo dawna chciałam przeczytać tą książkę, byłam jej szalenie ciekawa. Co prawda ani nie znam autorki ani stacji telewizyjnej dla której pracowała, Nickelodeon, bo szczyt ich popularności nadszedł w czasach, kiedy nie było szans żebym się interesowała tego typu produkcjami. Może i dobrze, bo miałabym zepsutą część dzieciństwa patrząc na takie właśnie świadectwa jak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Swego czasu kusiło mnie zakupienie tej książki, nie mam jednak zbytniego zaufania do pozycji promowanych tak mocno jako bestsellery. Zazwyczaj jestem nimi po prostu zawiedziona i szkoda mi inwestować w nie pieniądze. Ale z ciekawością skorzystałam z uprzejmości koleżanki i pożyczyłam kopię z jej biblioteczki - przyznam, że tym razem instynkt mnie zawiódł i spokojnie mogłam tą książkę jednak zakupić, bo zdecydowanie jest tego warta.

Zacznę może od tego, że od paru lat naprawdę lubię reportaże. Zauważyłam jednak że są pisane i prowadzony w przeróżny sposób - niektóre są dla mnie ledwo do przejścia, niektóre bywały niezbyt rzetelne czy wręcz sensacyjne, co podkopywało moje zaufanie do tej formy. Ale w niektóre autorzy ewidentnie włożyli ewidentnie sporo pracy i serca, “Chłopki” należą właśnie do tej kategorii. Książka podzielona jest na logiczne rozdziały, każdy z nich dość szczegółowo i w zajmujący sposób opisuje daną tematykę. Mamy przykłady rodzinnych historii, grzebania w przeszłości prababć i babć, znajdowania odpowiedzi na przeróżne pytania dotyczące tego jaka była rola kobiet z rodzin chłopskich, jak żyły, co robiły, jakie spadały na nie odpowiedzialności i trudności. Cała książka daje naprawdę niezły obraz tego jak się żyło kiedyś naszym przodkiniom i nie jest to wcale przyjemny czy pozytywny obraz, co nie powinno być wielkim zaskoczeniem. Ale ich chęć do nauki (sama zrozumiałam nieco z zachowania moich prababć i ich wiecznych pytań o nudną kiedyś dla mnie szkołę), rozwijania się, sięganie po więcej i lepiej żeby ich życie a przede wszystkim przyszłość ich dzieci była inna, lepsza - to wszystko było niezwykle, motywujące, pokazujące ich niesamowitą determinację i głód życia. Często dźwigały na barkach tak wiele, że jestem przekonana że praktycznie żadna z kobiet mojego czy późniejszych pokoleń by temu nie podołała. Przejmowały nie tylko role które widzimy jako typowo kobiece, ale również te męskie (książka rozprawia się z niektórymi mitami na ten temat plus pokazuje historie gdzie mężczyźni z różnych przyczyn byli nieobecni w rodzinie).

Chyba niczym mnie ta lektura aż tak nie zaskoczyła, ale pozwoliła na uporządkowanie sobie pewnych faktów, przeczytania o nich w pełnym kontekście. Bardzo podeszło mi też pióro autorki i uważam, że decyzja o dodaniu naprawdę sporej ilości zdjęć do książki była zdecydowanie trafiona. Nadała ona książce jeszcze większej realności, kiedy mogliśmy dopasować konkretne twarze do opisów sytuacji czy charakterów poszczególnych kobiet. Byłam tym bardzo pozytywnie zaskoczona i momentami aż czułam więź z naszymi przodkiniami, a przede wszystkim wdzięcznośc że dawały z siebie wszystko.

Książkę bardzo polecam, napisana jest w naprawdę przystępny sposób który niczego czytelnikowi nie narzuca, a budzi emocje i jakąś wrażliwość na tą część naszej historii i gigantyczne przemiany społeczne, które wtedy zachodziły. Myślę że warto zapoznać się z takimi pozycjami, głównie po to żeby rozumieć siebie samych, nasze rodziny i piętno które historia, czy tego chcemy czy nie, zostawia na kolejnych pokoleniach. Jest to bardzo ciekawy sposób na introspekcję, a poznawanie losów własnych przodków stanowi moim zdaniem cenny zasób, wiele o nas mówiący i wyjaśniający to jak obecnie wygląda Polska i jej mieszkańcy. Serdecznie zachęcam i z czystym sumieniem polecam :)

Swego czasu kusiło mnie zakupienie tej książki, nie mam jednak zbytniego zaufania do pozycji promowanych tak mocno jako bestsellery. Zazwyczaj jestem nimi po prostu zawiedziona i szkoda mi inwestować w nie pieniądze. Ale z ciekawością skorzystałam z uprzejmości koleżanki i pożyczyłam kopię z jej biblioteczki - przyznam, że tym razem instynkt mnie zawiódł i spokojnie mogłam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zawsze z chęcią sięgam po książki pana Małeckiego, jeszcze nigdy się na żadnej nie zawiodłam. Są przepięknie napisane, traktują o ważnych i trudnych tematach, są pełne emocji i zostawiają czytelnika w jakiejś takiej melancholijnej zadumie. Podoba mi się też czas i miejsce w które nas tym razem zabrał, tak inne od tego co znam na codzień. Ta podróż z autorem nie jest miła, co to to nie, ale pouczająca i bardzo nostalgiczna, przy czym okazuje się że ponadczasowa bo nadal jako istoty ludzkie przechodzimy przez te same trudy od zarania dziejów, zmienia się tylko ich opakowanie.

W “Sąsiednich kolorach” w zasadzie nie ma głównych bohaterów. Żadna postać nie jest przypadkowa, nie stanowi tła a po prostu część całej historii. Czytając miałam wrażenie, że odkrywam poszczególne jej warstwy, odnajdując wzajemne powiązania i ich znaczenie. Większość, jak zwykle w przypadku autora, pozostawia się naszym domysłom i wyobraźni, książka zostawia nas w pewnym zawieszeniu, ale nie jest to wcale nieprzyjemne. Zazwyczaj lubię kiedy historia ma jasny i zdefiniowany koniec, ale w tym przypadku jakoś mi jego brak nie przeszkadza, a dodaje całości smaczku zmuszając czytelnika do domysłów i spekulacji. Pióro autora, o którym już wcześniej wspomniałam, jest po prostu urzekające. Opowieść płynie momentami jak baśń, ma się wrażenie że oglądamy wszystko przez mgłę w której bohaterowie są zawieszeni i lawirują w zależności od tego jakie podejmują decyzje i interakcje z innymi. Jest w tym jakaś magia, ale nie sprawia to bynajmniej że postaci z książki są przez to mnie realistyczne, czy nie można się z nimi utożsamić - otóż można, ja osobiście dla każdego znalazłam współczucie, które przyszło mi jakoś naturalnie w tym przypadku, a także ogrom zrozumienia, co świadczy o tym jak autor dobrze opisał poszczególne sytuacje i umiejętnie wpłynął na emocje czytającego.

Książka ta jest na pewno specyficzna i nie każdemu się spodoba, szczególnie jeśli inne tytuły autora są znane i nie podeszły za bardzo danemu czytelnikowi. Tutaj bowiem mamy zdecydowanie kontynuację pisarską - klimat, ton czy powaga opowiadania, zagadnienia i sposób ich prezentowania znamy już z pozostałych jego powieści. Chociaż przyjmują zawsze inna formę, to jednak są na tyle unikalne dla niego, że albo się je lubi albo nie. Ja lubię i serdecznie polecam, nie omieszkam też sięgnąć po kolejne nowości od autora bo jestem pewna, że się nie zawiodę.

Zawsze z chęcią sięgam po książki pana Małeckiego, jeszcze nigdy się na żadnej nie zawiodłam. Są przepięknie napisane, traktują o ważnych i trudnych tematach, są pełne emocji i zostawiają czytelnika w jakiejś takiej melancholijnej zadumie. Podoba mi się też czas i miejsce w które nas tym razem zabrał, tak inne od tego co znam na codzień. Ta podróż z autorem nie jest miła,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Oh, jak ja lubię wracać co jakiś czas do twórczości pani Anny. To jest dla mnie zawsze czysta przyjemność, zanurzyć się w zgrabnie prowadzoną przez nią historię i dać się jej ponieść. Nie inaczej było tym razem, chociaż przyznam że byłam troszkę zaskoczona tematem i samym początkiem, gdzie poznawałam głównego bohatera i jego specyficzną, tragiczną sytuację. Z rozdziału na rozdział jednak poznawałam go coraz lepiej, a kolejne etapy fabuły były przed nami odkrywane w idealnym tempie, podobnie jak inne postaci. z których każda koniec końców odegrała sporą rolę w tym dramacie.

Leona, naszego głównego bohatera, poznajemy w tragicznym momencie jego życia. Przez to czytelnikowi momentami wydaje się, że nie można mu tak do końa dowierzać, że to może jego zmysly i nowa sytuacja płatają mu figle. Sama wielokrotnie łapałam się na tym, że zastanawiałam się czy narrator nas przypadkiem mniej lub bardziej świadomie nie oszukuje, wierzyłam raz jemu a raz jego dziwacznej i niezbyt wspierającej rodzinie oraz żonie. Uważam, że to świetny zabieg i decyzja autorki, żeby wykorzystać słabość bohatera i robić nam mętlik w głowie. Kilka razy w ciągu czytania zmieniałam zdanie, bardzo dawno nie czytałam kryminalnej historii w której aż tak bym się zastanawiała kto jest sprawcą (i czego dokładnie), a kto jest ofiarą. Fabuła bardzo szybko się rozwija i zmienia, z jednego problemu tworzy się szereg innych, nie wiadomo czy ze sobą powiązanych. Dodatkowym atutem jest oczywiście doskonałe pióro autorki, które czyta się swobodnie, przyjemnie i z czystym zaciekawieniem. Ma ona jakiś taki dar do tworzenia klimatu i tego małego uniwersum danej książki, które od razu kupuję i umiem sobie wyobrazić bez przeszkód. Bohaterowie są realistyczni, liczni ale mający sens (nie mamy tam żadnych bezsensownych zapychaczy), dostajemy też odpowiednią dawkę opisów miejsca i czasu, tak żeby się w tym odpowiednio ugruntować.

Nic dodać nic ująć, ta książka naprawdę mi się podobała. Jest intrygująca ale przy tym lekka, świetna na jakiś urlopowy wyjazd (z tym mi się szczerze mówiąc kojarzą książki autorki, może stąd mój tak dobry ich odbiór? ;)) i dzielenie się nią z innymi czytaczami, myślę że każdemu podejdzie. Nie jest to typowy kryminał, ma elementy thrillera, zagadki i obyczajówki stąd jej uniwersalność - polecam serdecznie.

Oh, jak ja lubię wracać co jakiś czas do twórczości pani Anny. To jest dla mnie zawsze czysta przyjemność, zanurzyć się w zgrabnie prowadzoną przez nią historię i dać się jej ponieść. Nie inaczej było tym razem, chociaż przyznam że byłam troszkę zaskoczona tematem i samym początkiem, gdzie poznawałam głównego bohatera i jego specyficzną, tragiczną sytuację. Z rozdziału na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książkę przeczytałam w formie dwóch tomów, ale traktuje ją jako jedną historię, stąd jedna recenzja :)

Nie wiem czy coś mi się przestawiło w mózgu, czy na moją ocenę wpływa fakt że przestałam oglądać serial “Outlander” żeby unikać spojlerów, czy może autorka zaczęła bardziej sensownie prowadzić tą historię, ale to jedna z niewielu części jaka mi się autentycznie podobała. Nie było nudy, bezsensownych splotów akcji, było trochę wyjaśnień, nowych postaci i twistów. Znowu znaleźliśmy się w dwóch czasach, bardzo delikatnie splecionych listami Claire i Jamiego, wspomnieniami oraz więzami rodzinnymi które w tym przypadku są jakoś wyjątkowo silne. Jest to naprawdę niezłe!

W książce cały czas coś się dzieje, ale w różnym tempie, dlatego nie czułam się tym przytłoczona. Wreszcie dostajemy odpowiednią moim zdaniem ilość czasu z poszczególnymi bohaterami, nabrali jakichś kształtów i charakterów. Powiedzieć że jestem w szoku to mało. Znowu mnie ta opowieść wciągnęła, podobnie jak przy pierwszym tomie i chcę wiedzieć co będzie dalej. Tylko tło historyczne mnie dość irytuje, a raczej to co z wiedzą o przyszłości robią bohaterowie. Jest tyle miejsc na ziemi, do których mogliby się udać a oni ciągle włażą w sam środek konfliktów, udając że są nieśmiertelni. Czy to jakiś instynkt samobójczy Jamiego, dziwne poczucie odpowiedzialności za wszystko i wszystkich, duma? Cokolwiek to jest, po tylu przeżyciach jest dla mnie dziwne i niezrozumiałe…Ale cóż, nadaje sens tej epopei. Autorka wystopowała też ze scenami erotycznymi z czego jestem naprawdę zadowolona, bo nie są tu niezbędne a wręcz zaczynają irytować. Wracając do bohaterów, świetnym posunięciem według mnie jest wprowadzenie Williama i co nieco Johna do historii, zastanawiałam się czasem czy i kiedy autorka podejmie te niezręczne i bardzo niedokończone tematy - liczę na więcej w kolejnym tomie!

Nie sądziłam że to kiedykolwiek napiszę w kontekście tej serii, ale autentycznie jestem ciekawa co dalej. Mam nadzieję że się nie zawiodę! Fanom serdecznie polecam, myślę że będziecie się dobrze bawić. Niefanom - polecę serię jeśli kolejne dwa tomy będą na podobnym poziomie (albo wyższym) niż ten, bo jeśli nie to mimo wszystko nie opłaca się brać za jej czytanie - każda część ma ponad tysiąc stron więc to naprawdę sporo zainwestowanego czasu i uwagi, więc radzę podejść ostrożnie ;)

Książkę przeczytałam w formie dwóch tomów, ale traktuje ją jako jedną historię, stąd jedna recenzja :)

Nie wiem czy coś mi się przestawiło w mózgu, czy na moją ocenę wpływa fakt że przestałam oglądać serial “Outlander” żeby unikać spojlerów, czy może autorka zaczęła bardziej sensownie prowadzić tą historię, ale to jedna z niewielu części jaka mi się autentycznie podobała....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książkę przeczytałam w formie dwóch tomów, ale traktuje ją jako jedną historię, stąd jedna recenzja :)

Nie wiem czy coś mi się przestawiło w mózgu, czy na moją ocenę wpływa fakt że przestałam oglądać serial “Outlander” żeby unikać spojlerów, czy może autorka zaczęła bardziej sensownie prowadzić tą historię, ale to jedna z niewielu części jaka mi się autentycznie podobała. Nie było nudy, bezsensownych splotów akcji, było trochę wyjaśnień, nowych postaci i twistów. Znowu znaleźliśmy się w dwóch czasach, bardzo delikatnie splecionych listami Claire i Jamiego, wspomnieniami oraz więzami rodzinnymi które w tym przypadku są jakoś wyjątkowo silne. Jest to naprawdę niezłe!

W książce cały czas coś się dzieje, ale w różnym tempie, dlatego nie czułam się tym przytłoczona. Wreszcie dostajemy odpowiednią moim zdaniem ilość czasu z poszczególnymi bohaterami, nabrali jakichś kształtów i charakterów. Powiedzieć że jestem w szoku to mało. Znowu mnie ta opowieść wciągnęła, podobnie jak przy pierwszym tomie i chcę wiedzieć co będzie dalej. Tylko tło historyczne mnie dość irytuje, a raczej to co z wiedzą o przyszłości robią bohaterowie. Jest tyle miejsc na ziemi, do których mogliby się udać a oni ciągle włażą w sam środek konfliktów, udając że są nieśmiertelni. Czy to jakiś instynkt samobójczy Jamiego, dziwne poczucie odpowiedzialności za wszystko i wszystkich, duma? Cokolwiek to jest, po tylu przeżyciach jest dla mnie dziwne i niezrozumiałe…Ale cóż, nadaje sens tej epopei. Autorka wystopowała też ze scenami erotycznymi z czego jestem naprawdę zadowolona, bo nie są tu niezbędne a wręcz zaczynają irytować. Wracając do bohaterów, świetnym posunięciem według mnie jest wprowadzenie Williama i co nieco Johna do historii, zastanawiałam się czasem czy i kiedy autorka podejmie te niezręczne i bardzo niedokończone tematy - liczę na więcej w kolejnym tomie!

Nie sądziłam że to kiedykolwiek napiszę w kontekście tej serii, ale autentycznie jestem ciekawa co dalej. Mam nadzieję że się nie zawiodę! Fanom serdecznie polecam, myślę że będziecie się dobrze bawić. Niefanom - polecę serię jeśli kolejne dwa tomy będą na podobnym poziomie (albo wyższym) niż ten, bo jeśli nie to mimo wszystko nie opłaca się brać za jej czytanie - każda część ma ponad tysiąc stron więc to naprawdę sporo zainwestowanego czasu i uwagi, więc radzę podejść ostrożnie ;)

Książkę przeczytałam w formie dwóch tomów, ale traktuje ją jako jedną historię, stąd jedna recenzja :)

Nie wiem czy coś mi się przestawiło w mózgu, czy na moją ocenę wpływa fakt że przestałam oglądać serial “Outlander” żeby unikać spojlerów, czy może autorka zaczęła bardziej sensownie prowadzić tą historię, ale to jedna z niewielu części jaka mi się autentycznie podobała....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Miałam ochotę na jakąś w miarę lekką historię i ta oto książka wpadła mi przypadkiem w ręce. Spodziewałam się że będzie jedną z wielu prostych, naiwnych i oklepanych historyjek jakich już wiele czytałam. Zmylił mnie też jej tytuł, byłam przekonana że to będzie wydanie anglojęzycznego autora. Moje oczekiwania zatem były szalenie niskie, dlatego tym bardziej byłam w szoku, im dłużej się z nią zapoznawałam. I to był zdecydowanie pozytywny szok, żeby było jasne.

Bohaterowie od razu przypadli mi do gustu. Są tacy zwyczajni a jednak dość charakterystyczni, na tyle rzeczywiści że szybko można z nimi złapać czytelniczą więź. Mimo tego że są nastolatkami i absolutnie nie utożsamiam się z ich problemami, to zupełnie mi to nie przeszkadzało w czytaniu co tam ich czeka na tym średnio przyjemnym progu dorosłości, jakim jest klasa maturalna. Opis ich rzeczywistości, dialogi, sytuacje z którymi się mierzyli były przyjemnie zwyczajne i nie tak odklejone czy pokręcone jak zazwyczaj w tego typu książkach. Miałam wrażenie, że reprezentowali oni przeciętnych, polskich nastolatków bez niepotrzebnej dramy, pompatyczności i nawarstwienia tony nierealnych problemów, decyzji czy zachowań. Lub toksyczności, która chyba jest ostatnimi czasy w modzie. Momentami było smutno, ale czasem też bardzo słodziutko, wszystkie emocje były elegancko wyważone a historia prowadzona powoli, w logiczny sposób.

To jedna z przyjemniejszych książek z gatunku literatury młodzieżowej jaką miałam przyjemność przeczytać w ostatnich miesiącach. Nie ma w niej przesady, sztuczności, tony zbędnych bohaterów robiących za meble i wyskakujących nagle w fabule nie wiadomo po co. Napisana jest z głową i sercem, czytało mi się ją dobrze i dała mi komfort jakiego właśnie potrzebowałam. Nie wiem tylko o co chodzi z tym tytułem, no ale niech będzie. Myślę, że wiele osób może odstraszyć, a szkoda. Niemniej jednak, książkę polecam.

Miałam ochotę na jakąś w miarę lekką historię i ta oto książka wpadła mi przypadkiem w ręce. Spodziewałam się że będzie jedną z wielu prostych, naiwnych i oklepanych historyjek jakich już wiele czytałam. Zmylił mnie też jej tytuł, byłam przekonana że to będzie wydanie anglojęzycznego autora. Moje oczekiwania zatem były szalenie niskie, dlatego tym bardziej byłam w szoku, im...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Cóż, biorąc się za czytanie tej książki mniej więcej wiedziałam czego mogę spodziewać się po jej treści, ale stwierdziłam że i tak się z nią zapoznam bo warto znać przeróżne opinie i samemu wyciągać wnioski. Nie spodziewałam się jednak że będzie to aż tak złe, że pomiędzy każdym rozdziałem musiałam czytać inna książkę, żeby się od tego bełkotu na chwilkę odciąć i poczytać coś bardziej sensownego. Smutno mi gdy patrzę na oceny tej książki, które są zaskakująco wysokie. Ale myślę że to dlatego, że autor idealnie pisze i wypowiada się w zgodzie z promowanymi od lat hasłami mającymi zastraszyć ludzi, przywołując rychły koniec świata i odliczanie do apokalipsy. Tak jakby kryzysy środowiskowe to było coś nowego - pamiętacie jeszcze dziurę ozonową? Globalne ocieplenie? No to teraz mamy climat change tak dla odmiany, wszystkie te trzy obrazki powstały i znikały w ciągu mojego życia, starsze pokolenia pamiętają pewnie jeszcze inne nazwy podobnych katastrof. Obecna narracja jednak jest do tego stopnia toksyczna i wszechobecna, jak również wspierana przez polityków na gigantyczną skalę (kolejna rzecz na której można zarobić, nikogo nie będą obchodzić efekty “ekologicznych” przepisów i decyzji z którymi się będziemy musieli wcześniej czy później mierzyć), że powoduje u ludzi problemy psychiczne, niechęć do życia, rezygnację z posiadania dzieci na rzecz dbania o Matkę Ziemię (!!!) czy z drugiej strony nadmierną konsumpcję bo skoro świat się kończy za te kilka lat to co za różnica, wszyscy spłoniemy, co nie? ;) Dlatego też absolutnie nie szanuję takich tub propagandowych jak autor, który ewidentnie chciałby żebyśmy sobie żyli wszyscy wesoło w komunie, gdzie nikt nie ma nic na własność bo dobro wspólne jest najważniejsze. Szkoda tylko że w takim systemie w praktyce wszystko należy do rządu, który z dnia na dzień może doprowadzić swoich obywateli do choćby głodowania. Wydaje mi się, że wystarczająco już to przerobiliśmy i nie ma sensu wracać do tych samych, chorych i patologicznych pomysłów? Czy nie, dalej musimy testować, tym razem zasłaniając się dobrem klimatu, cokolwiek to jest?

Najbardziej zabawne jest to, że autor wziął sobie tezę i tworzy wokół niej wydmuszkę, sam się gubiąc, powtarzając i zaprzeczając samemu sobie. Rządy be, ale spoko jak wymuszą na ludziach ograniczoną konsumpcję albo maksymalny dochód (nie wiem nawet jak to skomentować, to jak taki pomysł jest szkodliwy i obrzydliwy…szkoda gadać). Produkcja samochodów elektrycznych powoduje ogromne problemy środowiskowe i etyczne (o czym wiadomo od dawna, bardzo widać jak ogromny jest to przemysł i ile hajsu można z niego wycisnąć skoro ich używanie jest tak promowane, a wręcz wymuszane na zachodzie), ale jak najszybciej każdy powinien nimi jeździć bo tylko tak uratujemy planetę. Autor z pewnością wychowywał się też w miejscu nieskażonym komunizmem i jego następstwami, inaczej nie wygadywałby tylu głupot o kapitalizmie i własności prywatnej. I nie cytował Marksa, całkowicie mnie to zmroziło szczerze mówiąc. Niby jest antropologiem z wykształcenia ale nie raczył zauważyć, że ludzie są motywowani własnością. Rozkwitają kiedy mogą do czegoś aspirować, rozwijać się i edukować i tak, zarabiać przy tym więcej pieniędzy. Wtedy faktycznie mają czas, przestrzeń i ochotę na szeroko rozumiany udział w życiu społecznym, rozwiązywanie wspólnych problemów, dbanie o środowisko. I sory, ale nie komunizm tylko kapitalizm pomaga właśnie na takie pozytywne zmiany, co idealnie widać w państwach afrykańskich i azjatyckich które w ostatnich latach niesamowicie się rozwinęły, mogą dbać o kwestie środowiskowe albo chociaż podejmować ten temat. Zachód popełnił sporo błędów, zachłysnęliśmy się dobrobytem, szybkim życiem i łatwiejszym zarobkiem a także własnością, ale jest to nieodzowny element naszej edukacji jako ludzkości. Nie potrzeba nam fanatycznych pisarzy książek, rządów i ich chorych nakazów i zakazów dyktowanych zarobkiem a nie dobrobytem społeczności, żeby wiedzieć że obecna forma nie zdała egzaminu. Zrobiliśmy sami z siebie zniewolonych konsumentów, wiele osób nagle to zaczęło dostrzegać i pragnie wrócić do korzeni albo co bardziej rozsądne - dowiedzieć się jak mogą one wyglądać w nowoczesnej formie. Autor jest niewdzięcznym hipokrytą psiocząc na kapitalizm (w bardzo infantylny sposób, nawiasem mówiąc), podczas gdy sam z niego przez całe życie czerpie całymi garściami. Minimalistyczna okładka książki nie sprawi że jest ona bardziej ekologiczna ;)

Czekałam też na jakiś cytat Grety Thunberg i nie zawiodłam się, oczywiście że musiał się znaleźć w takiej książce :D

Daję ocenę 2 tylko dlatego, że zgadzam się z tym, że ludzie powinni konsumować mniej. Już od dawna wiadomo, że nie wnosi to w nasze życie nic dobrego a wręcz nasz krzywdzi na wielu płaszczyznach. Tylko to “mniej” powinno być dyktowane własnym rozsądkiem, przemyśleniem a nie jakimiś rządowymi pułapami ustalonymi na podstawie badań “amerykańskich naukowców”. Jest to faktycznie temat ważny, ale beznadziejnie poruszony w tej książce, której absolutnie nikomu nie polecam. Kiepsko napisana, jednostronna, wszystko w niej powtarzane jest w ostatnich latach przez pseudoekologów lubiących kontrolę nad ludźmi i drastyczne rozwiązania, które nie wiadomo co wniosą długoterminowo w życie na tej planecie. Nie wnosi do dyskusji nic nowego, nie porządkuje tematu (rozdziały są w niej poukładane naprawdę absurdalnie) i robi klasycznie za straszak. Mam nadzieję, że tego typu wydania odejdą niedługo do lamusa, bo na szczęście ludzie mówią powoli dość na takie przeinaczanie rzeczywistości pod płaszczykiem ochrony planety. A tego czytadła absolutnie nie polecam, szkoda czasu.

Cóż, biorąc się za czytanie tej książki mniej więcej wiedziałam czego mogę spodziewać się po jej treści, ale stwierdziłam że i tak się z nią zapoznam bo warto znać przeróżne opinie i samemu wyciągać wnioski. Nie spodziewałam się jednak że będzie to aż tak złe, że pomiędzy każdym rozdziałem musiałam czytać inna książkę, żeby się od tego bełkotu na chwilkę odciąć i poczytać...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Na wstępie przyznam, że byłam dość mocno zaskoczona decyzją autora o kontynuacji “Ślepnąc od świateł”. Jak dla mnie była to solidnie domknięta historia, zupełnie nie spodziewałam się spotkać z Jackiem ponownie. Ale mam spore zaufanie do warsztatu pana Żulczyka, który to nigdy mnie do tej pory nie zawiódł, dlatego nie trzeba mnie było przekonywać do powrotu w te ciemne meandry warszawskiego życia nocnego. Zaspojleruję, że się nie zawiodłam ;)

Minęło sporo czasu od naszego ostatniego spotkania, sporo się zmieniło. Pazina przetransformowała się w kogoś w rodzaju pracownicy opieki społecznej - tylko bez państwowej wypłaty, państwowych zasad i ograniczeń, za to z szeregiem skomplikowanych problemów związanych ze wspieraniem grupki dzieciaków, które wyrzucono na margines społeczny. Mam wrażenie że ma bliznę na bliźnie i żadna z nich się tak naprawdę nie goi. Smutno czyta się o jej zmęczeniu życiem, ciągłą walką z sytuacją i rzeczami z którymi przyszło się jej zmierzyć, zawiedzionymi nadziejami i niespełnionymi marzeniami, w których majaczy gdzieś mniej lub bardziej w tle Jacek. No a właśnie, ten ostatni z kolei zostaje brutalnie sprowadzony do Warszawy i nowej/starej rzeczywistości. Jak zawsze daje się wciągnąć w najgorsze możliwe wybory i decyzje, żyje jak za mgłą, nieustannie się znieczula i doprowadza na granice wytrzymałości, staczając się powoli na dno. Cała historia opisana jest w sposób który od pierwszego momentu wciąga, jest sensacyjna, dramatyczna a przy tym dość współczesna. Poznajemy nowych bohaterów, powracają starzy (mimo, że chcielibyśmy o nich zapomnieć…), a ulice stolicy zostają dominowane przez nowy, paskudny narkotyk który swoją popularność zyskuje w dobie pandemii, skrzywiając ludzkie umysły i życia jeszcze bardziej. Czyta się o tym strasznie, z jednej strony wiedząc z tyłu głowy że to przecież fikcja, a z drugiej strony już z perspektywy czasu obserwując co ludziom zrobił ten czas, zostawiając ich na zawsze sparaliżowanych strachem i wymuszoną bezradnością. To, że autor zdecydował się na tak mocno współczesny czas swojej powieści dodaje jej dodatkowego smaczku i realności, to świetny ruch intensyfikujący odbiór czytelnika.

Bardzo mocno i szybko wsiąkłam w fabułę, została napisana doskonale. Chyba nadal wolę pierwszy tom bo był dla mnie nieco świeższy, plus niektóre rozwiązania z “Dawno temu…” zdawały się momentami naciągane i przesadzone. Gigantyczny plus za czas akcji oraz nieoczekiwany jej zwrot (ten kto czytał wie o czym mówię), a także zabawę ze zmianą sposobu narracji, czasem wręcz kolosalną, w zależności czyimi oczami obserwowaliśmy zdarzenia. Świetna, wielowątkowa, zazębiająca się historia, przy tym ostra, brutalna i szalenie smutna. Nie polecam osobom o słabych nerwach (cokolwiek to znaczy) i o zbyt wybujałej wyobraźni - można się po niej bać przez jakiś czas wychodzić na ulicę ;) Mnie po raz kolejny autor nie zawiódł, bawiłam się świetnie mimo pokładów mroku, którymi nas jak zawsze raczy. Polecam fanom sensacji, thrillerów, kryminałów, dramatów i ciemności - dacie się ponieść i zatopić w ciemną, ohydną stronę Warszawy, gwarantuję to.

Na wstępie przyznam, że byłam dość mocno zaskoczona decyzją autora o kontynuacji “Ślepnąc od świateł”. Jak dla mnie była to solidnie domknięta historia, zupełnie nie spodziewałam się spotkać z Jackiem ponownie. Ale mam spore zaufanie do warsztatu pana Żulczyka, który to nigdy mnie do tej pory nie zawiódł, dlatego nie trzeba mnie było przekonywać do powrotu w te ciemne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Stwierdziłam, że zabiorę się za ten tom zaraz po skończeniu poprzedniego, bo bardzo przyjemnie mi się tą historię czytało i chciałam więcej. Dalej zadziwia mnie tempo akcji, chociaż mam wrażenie że ten tom nieco bardziej pozwalał na poznanie codzienności Anne, tym razem na studiach w Redmond. Pozwoliło to nieco okrzepnąć czytelnikowi w jednym miejscu, i przez listy czy liczne wzmianki czy opisy poznawać jej otoczenie.

Nasza bohaterka weszła w dorosłość z kopyta, można by tak kolokwialnie rzec - nie dość że wyprowadziła się z Zielonych Szczytów do obcego miasta, zamieszkała z trzema koleżankami z czego jedna była zupełnie nowa, to w dodatku wciąż przydarzały się jej przedziwne sytuacje romantyczne, które wprowadzały biedaczkę w niesamowite zakłopotanie i dodawały trosk, ale też nieco koloru do życia, mimo że nie tak sobie to wyobrażała w przeszłości. Gdzieś w tle walczy z samą sobą jeśli chodzi o Gilberta - sama nie wie czego chce, jest za młoda żeby zrozumieć jak niektóre relacje się zmieniają i jakie są tego konsekwencje. Nie pomaga fakt, że wszyscy ich swatają co jak sobie wyobrażam, musi być niesamowicie drażniące i aż się prosi żeby zaprzeczać, co zresztą Anne dość nieudolnie robi.

Autorka przybliżyła nam nieco w tej części najbliższych Anne - Marille, panią Linde czy bliźnięta. Troszkę więcej o nich i od nich usłyszeliśmy, co myślę że pozwala sobie jakoś nakreślić mocniej ich profil i zmiany jakie dokonały się na przestrzeni lat. Moją ulubienicą zawsze była Marilla, z zewnątrz twarda ale w środku mięciutka jeśli tylko umiało się odpowiednio do niej podejść i nadkruszyć pancerz, który zakładała. Nie sposób nie lubić Davyego i jego pytanek oraz odzywek, chyba najbardziej podobały mi się sceny właśnie z nim i to, w jakie zakłopotanie potrafił wprowadzić każdego rozmówcę. Jak w przypadku każdego z tomów, jestem nadal zawiedziona postacią Diany. Jakoś miałam wrażenie że przyjaciółki są sobie bliższe i bardziej do siebie podobne, a szczerze mówiąc z perspektywy osoby dorosłej nie sądze że ich znajomość przetrwałaby bez szwanku. Chociaż może się mylę, Anne należy do osób które bardzo mocno się przywiązują do ludzi i miejsc. Możliwe zatem, że nie analizuje każdej swojej znajomości pod kątem dopasowania, a raczej wspólnych wspomnień i sentymentu.

Zabiegiem który mnie rozbawił i aż kłuł w oczy, były starania autorki żeby upiększyć Anne - mamy tutaj więc w zasadzie historię brzydkiego kaczątka, które coraz gwałtowniej przemienia się w łabędzia i zmywa sen z powiek licznym młodzieńcom. Pewnie jest to łatwiejsze rozwiązanie i też coś, co daje nadzieję zakompleksionym nastolatkom, mi przynajmniej dało kiedy po raz pierwszy czytałam tą historię - że kiedyś mogę polubić i zaakceptować swoje odbicie w lustrze a także, że zmieniamy się całe życie. To wszystko, jak i fantastyczny klimat oraz ciepło zbudowane przez autorkę, dają całkiem przyjemną lekturę. Ten tom był też dla mnie zdecydowanie bardziej wciągający, może ze względu na wiek postaci i decyzje przed którymi są stawiani przez los, zdecydowanie bardziej dojrzałe i wymagające.

Niezmiennie polecam cały cykl, w tej wersji czytało mi się go dużo lepiej dlatego polecam spróbować nowego tłumaczenia i przekonać się o jego jakości na własną rękę :)

Stwierdziłam, że zabiorę się za ten tom zaraz po skończeniu poprzedniego, bo bardzo przyjemnie mi się tą historię czytało i chciałam więcej. Dalej zadziwia mnie tempo akcji, chociaż mam wrażenie że ten tom nieco bardziej pozwalał na poznanie codzienności Anne, tym razem na studiach w Redmond. Pozwoliło to nieco okrzepnąć czytelnikowi w jednym miejscu, i przez listy czy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mimo że to już druga część serii którą mam okazję sobie odświeżyć, nadal szokuje mnie tempo wydarzeń w niej opisywanych. Jako dziecko wydawało mi się że wszelkie perypetie i problemy Anne zajmują miesiące, a co za tym idzie rozdziały, żeby udało się je rozwikłać. Tymczasem ku mojemu zdumieniu wystarcza na to najczęściej jeden krótki rozdzialik i mamy temat z głowy. Bardzo, bardzo dziwnie się to czyta szczerze mówiąc i odbiera mi trochę radości z lektury, co nie zmienia faktu że cieszę się, że zaopatrzyłam się w tą serię bo przyjemnie do niej wrócić po tylu latach i to w odświeżonym wydaniu.

Niektórych postaci ani miejsc nie poznawałam ze względu na zupełnie inne nazwy. Nie jestem w stanie zrozumieć co kierowało poprzednimi tłumaczami w aż takim przeinaczaniu nazw własnych, cieszę się że zostało to naprawione i momentami miałam wrażenie że czytam coś nieznanego. W tym tomie Anne zostaje nauczycielką (szalenie młodą, kompletnie nie zwróciłam na to wcześniej uwagi że jest ona dzieckiem uczącym niemalże swoich rówieśników…) i wszystkie tematy z tym związane przeplatane są codziennością życia w plotkarskim, sennym ale niezwykle uroczym miasteczku jakim jest Avonlea. Momenty sielanki i soczystych wywodów Anne przeplatane są krótkimi historyjkami, odkrywaniem przez nią nowych znajomych, emocji, wchodzenia w dorosłe życie pełne przeróżnych niespodzianek, często bardzo niewesołych. Zupełnie zapomniałam o bliźniakach, coś mi świtało że się pojawią ale nie przypuszczałam że już w drugim tomie i to tak nagle. Mamy w tym tomie też deczko więcej Gilberta, ale znowu, jego relacja z Anne jest zaledwie wspominana a ja jakoś sobie wyobrażałam że często widzieliśmy sceny między nimi. Zupełnie inaczej to wszystko odbierałam jako dziecko, co jest niezwykle ciekawe.

Serię niezmiennie jednak polecam dzieciom i młodym nastolatkom, to jest ewidentnie skierowane do tego pułapu wiekowego. Ogrzewający serce klimat, opisy ówczesnej kanadyjskiej przyrody, kultury i stosunków międzyludzkich są warte przeczytania. Autorka też pisze w sposób pobudzający wyobraźnię i chociaż jest to nieskomplikowana historia to wiele sytuacji pozostawia nas z uśmiechem na ustach bądź w zadumie. Dlatego uważam że te książki są ponadczasowe, fajnie że zdecydowano się nad nimi pochylić i ulepszyć ich treść :)

Mimo że to już druga część serii którą mam okazję sobie odświeżyć, nadal szokuje mnie tempo wydarzeń w niej opisywanych. Jako dziecko wydawało mi się że wszelkie perypetie i problemy Anne zajmują miesiące, a co za tym idzie rozdziały, żeby udało się je rozwikłać. Tymczasem ku mojemu zdumieniu wystarcza na to najczęściej jeden krótki rozdzialik i mamy temat z głowy. Bardzo,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Cóż to była za lektura. Kompletnie zbiła mnie z pantałyku i wywołała wiele emocji w trakcie i po jej zakończeniu. Okładka totalnie mnie zmyliła, ale sądzę że nie było to przypadkowe i nie ja jedna padłam jej ofiarą. A po pierwszym zaskoczeniu treścią szłam w ten coraz ciemniejszą fabułę głębiej i głębiej, czekając na jakieś światełko na końcu. Ciężko powiedzieć czy się doczekałam bo to zależy jak na ten koniec spojrzeć, raczej nie, ale nie przeszkodziło mi to koniec końców zachwycić się książką.

Razem z naszą bohaterką siedzimy w głębokim i czarnym dole. Przeogromna samotność, wyobcowanie i wycięcie z doczesnego świata, podbijane koszmarnie prowadzoną farmakoterapią, razem z momentami paniki kiedy tabletki zawodzą, doprowadza do przedziwnego pomysłu na który nikt przy zdrowych zmysłach by nie wpadł. Najgorsze w tym wszystkim było dla mnie to, że odczuwałam wobec niej autentyczne obrzydzenie a zarazem jej współczułam. Musnęłam jej stan i wiem jak ciężko z niego wyjść, a trzeba powiedzieć że nasza nieznajoma jest w tym pozostawiona zupełnie sama sobie i faszerowana lekami przez nawiedzoną lekarkę, której ktoś powinien odebrać wszelkie licencje. Niemniej jednak jej zachowanie i to jak traktuje innych ludzi jest naprawdę obrzydliwe, ale składam to na karb jej stanu (tym bardziej że nie znam jej charakteru ”sprzed”). Sama też siebie nie traktuje jak należy, są też osoby z jej otoczenia które wdeptują ją w ziemię, używając jej jak przedmiot, wykorzystując jej liczne słabości i problemy. Ogólnie patrzymy zatem na sytuację mocno toksyczną, skomplikowaną i koniec końców absurdalną. Jest mrocznie, przerażająco ale momentami wcale nieobco, przynajmniej dla mnie. Podobał mi się też ostry i twardy język pisania autorki, bardzo do mnie przemawiał. Opisy nie pozostawiały mi pola do wyobraźni ale o to tu myślę chodziło. Szok, zaduma i smutek to coś co szczególnie odczułam po zakończeniu czytania.

Ostrzegam przed treścią bo na pewno nie będzie dla każdego. Również ze względu na specyficzne i momentami drastyczne pióro Moshfegh, ale też po prostu ze względu na tematykę. Nie odnajdą się w niej osoby, które same nie przeszły przez taki mrok ani też te, które nie miały z czymś takim styczności w życiu. Przeżycia bohaterki mogą być dla nich niezrozumiałe, wyolbrzymione czy też bezsensowne. Ja jednak polecam tę książkę, nie jest arcydziełem, ale bardzo dobrze obrazuje głęboką depresję i to poczucie beznadziei, zobojętnienia na świat, które tak wielu ludzi na całym świecie odczuwa. Niezależnie od pochodzenia, szeroko rozumianego statusu czy innych czynników, które w teorii powinny chronić ich od tego typu koszmarnych stanów. Cóż, nie chronią, i autorka moim zdaniem świetnie to w tej książce przedstawiła. Zapraszam do lektury i własnych przemyśleń.

Cóż to była za lektura. Kompletnie zbiła mnie z pantałyku i wywołała wiele emocji w trakcie i po jej zakończeniu. Okładka totalnie mnie zmyliła, ale sądzę że nie było to przypadkowe i nie ja jedna padłam jej ofiarą. A po pierwszym zaskoczeniu treścią szłam w ten coraz ciemniejszą fabułę głębiej i głębiej, czekając na jakieś światełko na końcu. Ciężko powiedzieć czy się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka wpadła mi w ręce z polecenia, i przyznam że z początku byłam do niej sceptycznie nastawiona. W końcu pracuję już od lat w wielokulturowym środowisku, czy jest coś co taka lektura może wnieść w moje życie, albo czymś mnie w ogóle zaskoczyć? No cóż, okazuje się że obie odpowiedzi to TAK. Bardzo mi się to spodobało i tym bardziej książka mnie wciągnęła bo zawiera niezwykle praktyczną wiedzę, nie tylko w pracy ale też na przykład podczas podróży które tak chętnie są w ostatnich latach przez nas podejmowane. W dodatku język autorki jest przystępny i przyjemny w odbiorze. Zdecydowanie wie ona jak przykuć uwagę czytelnika (czy też słuchacza), nie zanudzić detalami czy zbędnymi informacjami ale dołożyć szczyptę humoru, nie przesadzając jednak z tym składnikiem.

Bazowym założeniem tej książki jest istnienie tak zwanej mapy kulturowej - sprytnej i stosunkowo łatwej metodzie analizowania zaledwie kilku obszarów będącymi bolączkami w kontaktach między kulturami. W ich ramach możemy przyporządkować poszczególnej kraje, regiony czy ich grupy (a co za tym idzie kultury z nimi związane) na skali zawierającej dwa przeciwstawne zachowania/podejścia. Zupełnie przeciwstawne - niektóre są tak odmienne, że wzajemne kolizje mogą być zabawne, ale też przykre czy rujnujące współpracę i kontakty. Autorka zatem daje nam narzędzie pozwalające nawigować w meandrach przeróżnych podejść do zjawiska czasu, stosunku do władzy, poziomu kontekstowości (to było dla mnie szczególnie ciekawe, a zarazem chyba najtrudniejsze do wyczucia), sposobu przekazywania krytyki i kilku innych tematów. Każdy rozdział traktował o poszczególnym obszarze, zawierał jego wyjaśnienie, opis przypadków skrajności i potencjalnych starć (większość z życia wzięte), a także podsumowań na co w zasadzie zwracać uwagę podczas komunikowania się z poszczególnymi kulturami w zależności od położenia na dwóch biegunach tego szerokiego spektrum. Opisy, informacje i wnioski były momentami fascynujące, absolutnie robiły mi momenty oświeceń. Choć może brzmi to naiwnie, to jednak naprawdę sporo się z niej nauczyłam i robię krok w tył kiedy nie mogę się dogadać z kimś z innego regionu, zastanawiając się co jest nie tak i czy nie wynika to przypadkiem z nieodpowiedniego albo niejasnego komunikowania się bo jesteśmy wyuczeni odmiennych zachowań ze względu na pochodzenie.

Bardzo ciekawa książka, polecam. Czyta się ją szybko, jest treściwa i przyjemna. Jej forma sprawia że bawi i uczy, a czego chcieć więcej od literatury faktu z pogranicza psychologii i socjologii? Uważam że treść w niej zawarta przyda się każdemu w dzisiejszym świecie, więc śmiało zapraszam do lektury :)

Książka wpadła mi w ręce z polecenia, i przyznam że z początku byłam do niej sceptycznie nastawiona. W końcu pracuję już od lat w wielokulturowym środowisku, czy jest coś co taka lektura może wnieść w moje życie, albo czymś mnie w ogóle zaskoczyć? No cóż, okazuje się że obie odpowiedzi to TAK. Bardzo mi się to spodobało i tym bardziej książka mnie wciągnęła bo zawiera...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Atlas. Historia Pa Salta Lucinda Riley, Harry Whittaker
Ocena 8,2
Atlas. Histori... Lucinda Riley, Harr...

Na półkach: ,

Co za koszmar. Poprzednie części co prawda to zwiastowały więc w zasadzie mogłam być przygotowana, ale nie sądziłam że będzie aż tak źle. Byłam umiarkowanie ciekawa jak ta zagmatwana, pozornie tajemnicza i absolutnie nieinteresująca opowieść się zakończy (bo najwyraźniej jestem masochistką), więc mam za swoje. Ta seria nauczyła mnie jednego - jak każdy kolejny tom jedzie z jakością na łeb na szyję, to nie ma co oczekiwać że będzie lepiej i czas porzucić takie czytadło. Już nigdy więcej nie popełnie tego błędu, chociaż motywowało mnie to że poświęciłam na te wszystkie tomy sporo czasu więc chciałam zakończyć wreszcie ten cykl. Cóż, następnym razem (oby takiego nie było!) po prostu przeczytam spoilery w internecie, bo szkoda marnować czasu na tak beznadziejne lektury.

Zacznę od plusów - tym razem nie jest to kalka poprzednich części. Czyli nie ma siostry która kogoś poznaje, zakochuje się i odkrywa swoich przodków, gdzie to ostatnie to jedyna interesująca część fabuły. Nie, tym razem lekko muskamy teraźniejszość bohaterek (chociaż lepiej byłoby tego nie robić bo jest to straszne) a bardziej skupiamy się przeszłości Pa Salta, która jest tak samo nierealna jak żałośnie wymyślona. I to koniec plusów :D Nie wiem kogo autorzy chcieli z tego Pa Salta zrobić, koniec końców wyszedł im filantrop z obsesją na punkcie adoptowania dzieci, który ma pieniądze przez zupełny przypadek (bardzo enigmatycznie zostało opisane to, w jaki sposób stać go na to wszystko co mają on i jego córki, bo wzmianka o jednej kopalni i innych przypadkach to jednak za mało). Plot twist pod koniec książki był przewidywalny i opisany w tak ckliwy i kretyński sposób, że głowa mała. Gdyby bohaterami były przedszkolaki to bardziej bym zrozumiała co się dzieje, bo poziom jest mocno infantylny. Wszystkie warstwy tej patologicznie przekazywanej każdej córce tajemnicy (nie ma to jak podrzucanie im zagadek o ich pochodzeniu, co nie), ukrywanie przed sobą szalenie ważnych faktów, kłamanie sobie prosto w żywe oczy i inne takie - to tylko wybrane z patologii, na które decyduje się ta jakże zgrana i kochająca się rodzina. Jest w tym więcej toksyczności pod płaszczykiem troski i miłości niż w telenowelach, byłam aż w szoku że można było napisać coś takiego i mieć dzięki temu fanów. Sama przeszłość Pa Salta i jego tragiczna tajemnica to coś na co bym nie wpadła. Myślałam że serio miał przed czym uciekać i coś mu się poważnego stało, a to co tutaj dostaliśmy to momentami tak sztampowa i przy tym wydumana historyjka że głowa mała. Przykro było to czytać, wszelkie momenty zainteresowania które mogłam odczuwać jako czytelniczka zostawały przekłute jak baloniki, wyjątkowo tępą siekierą.

Absolutną wisienką na torcie cringu były dialogi. Z początku podejrzewałam że może tłumaczenie jest skopane, ale myślę że nawet najlepszy tłumacz nie jest w stanie nadać sensu bełkotowi. Sceny i rozmowy się urywają, wymiany zdań są śmiesznie sztuczne i zupełnie nierealne w prawdziwym świecie, konstruowane tak żeby idealnie wpasowywały się w ramy fabuły i postacie, co do joty. Wychodzi to tragicznie, mam wrażenie że czytam sztukę teatralną, ale w jakiejś wersji szkicu gdzie ktoś postanowił nieco bardziej się rozpisać jeśli chodzi o scenografię. Czytało się to żenująco, dawno nie czytałam nic tak źle napisanego.

Nie mam do powiedzenia nic dobrego o tym tomie i szczerze mówiąc o całej serii również nie. Uważam że czytanie jej to po prostu strata czasu, myślę że jest multum lepszych książek o tematyce romantycznej, które nie są takimi koszmarkami jak to. Seria ta aspiruje na jakąś epicką opowieść a jest spartaczona w każdym względzie, po dwóch pierwszych tomach straciła nawet cały klimat z którym się rozpoczęła. Nie wiem skąd zachwyty na nią, naprawdę tego nie rozumiem i oczywiście nie polecam bo to czysta strata czasu. Przykro mi, że tak zaczęłam swój czytelniczy rok, ale z drugiej strony chyba już gorsza lektura mnie w nim nie spotka ;)

Co za koszmar. Poprzednie części co prawda to zwiastowały więc w zasadzie mogłam być przygotowana, ale nie sądziłam że będzie aż tak źle. Byłam umiarkowanie ciekawa jak ta zagmatwana, pozornie tajemnicza i absolutnie nieinteresująca opowieść się zakończy (bo najwyraźniej jestem masochistką), więc mam za swoje. Ta seria nauczyła mnie jednego - jak każdy kolejny tom jedzie z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przyznam, że powrót do tej lektury z czasów dziecięcych to była czysta frajda. Słyszałam garść pochlebnych opinii o nowym tłumaczeniu, dlatego postanowiłam się zaopatrzyć w całą serię bo nie miałam w domu żadnego jej wydania. A jednak jest to coś, do czego z przyjemnością zaglądnęłam z czystego sentymentu i wiem, że nie jestem w tym odosobniona bo wiele z nas “wychowało” się na tej lekturze. Nie czytałam historii Ani/Anne od kilkunastu lat, dlatego wiele mnie w niej zaskoczyło i co ciekawe - rzeczą, która zrobiła to najbardziej nie było bynajmniej tłumaczenie.

Przygody rudowłosej Anne okazały się zaskakująco krótkie i treściwe. Niegdyś wydawało mi się każdy rozdział był dość długi, opisywane zdarzenie skomplikowane i pełne niuansów, więc czekał mnie dość zabawne zderzenie z rzeczywistością. Jednak tego typu lektury odbiera się w kompletnie inny sposób jak się jest dorosłym. Nadal było to przyjemne w odbiorze ale niesamowicie prościutkie, już nie czytałam tego z wypiekami na twarzy zastanawiając się co dalej i w co Anne się wpakuje tym razem. Byłam też w szoku, że w tym tomie minęły w zasadzie całe lata, a byłam przekonana że zawiera on może rok, dwa z życia naszej bohaterki i jej najbliższych. Egzaltowanie, wrażliwość i cała ta otoczka jej towarzysząca, która niegdyś mnie tak zachwycała teraz wydaje się śmieszna i zdecydowanie bardziej utożsamiam się z Marillą i podśmiechuję się wraz z nią z jej podopiecznej, która momentami jest po prostu niemożliwa. Zdawało mi się też, że postacie tak kluczowe jak Mateusz, Diana czy pani Linde zajmują sporo miejsca w tej książce, a zupełnie tak nie jest. Zdumiał mnie też jej dziwaczny konflikt z Gilbertem, zapamiętałam go jako coś bardziej znaczącego i istotnego, ale okazuje się że Anne jest bardziej pamiętliwa i zawzięta niż mi się wydawało. Noi autorka nie omieszka robić z niej swego rodzaju geniuszki, co jest urocze acz deczko nierealistyczne. Chociaż podoba mi się jak bardzo podkreśla też jej ciężką pracę, bez której nici by były z tych wszystkich wyróżnień, wygranych i innych zaszczytów, których Shirley doświadcza non stop w drugiej połowie książki.

Opowieść ta jest niezwykle klimatyczna, opisywane sytuacje są bardzo naturalnie wpisane w sielskie tło sennego, kanadyjskiego miasteczka. Poszczególni bohaterowie chociaż opisywani dokładnie kiedy na nich skupiamy uwagę po raz pierwszy (a czasem ostatni), występują tam raczej w roli narratorów bądź niekiedy nawet tła dla Anne. Ale jakoś mi to tym razem nie przeszkadza, bo całość jest tak prościutka i prowadzona w ekspresowym tempie, że nie odbieram tego jako zaniedbanie czy niechlujstwo autorki a jedynie sposób prowadzenia przez nią fabuły. Całą tą książkę odebrałam tym razem raczej jako zbiór opowiadań czy anegdot skupionych na jednej, centralnej postaci niż jako powieść. Nadal jednak absolutnie rozumiem fenomen tej lektury i sama polecałabym ją początkującym nastolatkom, bo jest to tak ciepła i wesoła lektura, pełna różnorakich emocji, zachwytów, wzlotów i upadków, a także doświadczania trudnych momentów, że można się przy niej bawić ale także z niej coś mądrego wynieść.

Na koniec zostawiłam kwestię tłumaczenia, która była tak głośna swego czasu. Byłam zdumiona wyborem nazw własnych czy imion postaci przez poprzednich tłumaczy. Dlaczego Rachel zmieniono w Małgorzatę? Jest to dla mnie spora zagadka, podobnie niektóre miejsca całkowicie się przestawiły w mojej głowie i nabrały nowego wyglądu, co było dość interesujące. Co do reszty, na pewno zwraca uwagę schludność i dokładność tłumaczki - faktycznie znając język angielski jestem w stanie idealnie wyobrazić sobie jak pisany był oryginał. Pani Anna umiała oddać ducha powieści, nie spłaszczyła dialogów i miałam wrażenie, że całość odebrałam jako nieco bardziej poważną w tonie niż poprzednie wydania. Może to kwestia wieku, ale myślę że sposób przekładu i formułowania zdań też zrobił swoje.

Niezmiennie polecam tę książkę każdemu, kto ma ochotę na lekką i przyjemną lekturę w celu oderwania się od rzeczywistości. Miło było do tego wrócić i na pewno będę kontynuować przygodę z tą odświeżoną wersją Anne Shirley. Jeśli ktoś się waha albo obawia czy zrobić to samo, to serdecznie zachęcam, myślę że się nie zawiedziecie. A już na pewno nic nie zostanie Wam z dziecięcych wspomnień zabrane czy zepsute, po prostu je sobie uaktualnicie ;)

Przyznam, że powrót do tej lektury z czasów dziecięcych to była czysta frajda. Słyszałam garść pochlebnych opinii o nowym tłumaczeniu, dlatego postanowiłam się zaopatrzyć w całą serię bo nie miałam w domu żadnego jej wydania. A jednak jest to coś, do czego z przyjemnością zaglądnęłam z czystego sentymentu i wiem, że nie jestem w tym odosobniona bo wiele z nas “wychowało”...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wydanie, które czytałam miało dwa tomy, ale jako że jest to jedna i spójna historia podzielona dla wygody czytelnika, postanowiłam zrecenzować obie części jako całość. Brnę dalej, zainwestowałam już tyle czasu na czytanie o “Obcej”, że postanowiłam kontynuować. Tym bardziej, że zbliżam się do momentu w którym mniej więcej kończy się serial (w momencie, w którym to piszę oczywiście), także nie mam zielonego pojęcia co dalej czeka Claire, Jamiego, Briannę i Rogera. Przypuszczam jedynie, że będzie to skomplikowane, trudne, burzliwe i prawdopodobnie nieprzyjemne dla postaci, bo autorka najwyraźniej ich nie lubi ;)

Skupiając się jednak na tym tomie, nadal mieszkamy z Claire i jej rodziną oraz ich znajomymi w Ameryce Północnej, w czasie kiedy tworzyły się podwaliny dzisiejszej formy tego kraju. Jakimś sposobem Jamie znowu zostaje wplątany w polityczno - militarne zawiłości, które nie do końca pojmuję. To znaczy pojmuję zawiłości, ale nie wiem czemu akurat on jest ciągle w takim centrum zainteresowania i nieustannie bierze na barki losy masy szkockich imigrantów. Ma to gigantyczny wpływ na całą jego rodzinę, bo przez to los ich nie oszczędza i wcale nie pomaga fakt, że mniej więcej wiedzą co się ma wydarzyć. Szczególnie obrzydliwie potraktowano w tym tomie Claire, nie podoba mi się że autorka postanowiła tak poprowadzić jej historię, dokładając jej kolejną traumę. Każda osoba na jej miejscu już dawno by się załamała, leżała w łóżku z atakami paniki albo przynajmniej straciła chęć do życia. A mam wrażenie że po naszej bohaterce trochę to jednak za bardzo spłynęło, jednak w serialu poświęcono tej sytuacji dużo więcej czasu i wyszło to bardziej ludzko niż w książce. W każdym razie byłam mocno zaskoczona sytuacją, ale coś chyba trzeba było wymyślić żeby zapełnić to tysiąc stron, na których napisanie upiera się autorka w każdym z tomów.

Dużo tutaj mamy lania wody i niepotrzebnych, randomowych faktów które chyba mają robić klimacik i tło historyczne książki, ale są tak niekonsekwentnie prowadzone że wypadają dość dziwnie. Autorka nie omieszka również w kółko podkreślać szkockości Jamiego, jego pomruków, wpaniałego ciała i wiecznej ochoty na swoją żonę (niezależnie od warunków, w których się znajdują, psychicznych czy to fizycznych). Może zdawało to egzamin w pierwszych tomach i pewnie dla wielu czytelników dodawało to smaczku i pikanterii (osobiście akurat mogłam się bez tego obyć), ale w tym jest to sztuczne i już oklepane. A co do samego Jamiego, chyba obecnie jest to jednak moja ulubiona postać, lubię jego spokój i zgodę na to co przynosi los, a także hart ducha (Szkocki, pamiętajmy ;D). Nie żeby Claire nie miała podobnych cech, ale w jej przypadku czuję jakby jechała na jakimś wyparciu i wmawiała sobie że wszystko jest ok, rzucając się w wir pracy. Książkowy Roger mnie dalej odstręcza, natomiast nareszcie zaczęłam widzieć przebłyski Brianny w tym tomie, takiej jaką chciałabym widzieć. Tyle się mówiło wśród bohaterów o tym jaka to nie jest podobna do ojca, wreszcie to widać i aż przyjemnie patrzeć że nareszcie jej zachowanie i decyzje są konsekwentne i rozważne. Nie jest też już taka rozmemłana i nijaka jak w poprzednich częściach. Reszta bohaterów natomiast traktowana jest jak zwykle po macoszemu, jako tło do dramatów które tej rodzinie przytrafiają się non-stop. Wydarzenia są dość chaotyczne, przypadkowe. Czasami ma się wrażenie że autorka buduje napięcie, coś się będzie zaraz poważnego działo, ale koniec końców rozwiązanie sytuacji jest jakieś takie banalne i szybkie. Ale zamiast dobrze napisanej fabuły mamy opisy włosów Jamiego czy Brianny, najwyraźniej to powinno czytelnikowi wystarczać :D

Przyznam, że nie była to najgorsza część, bo mimo wszystko momentami wciąga i nie dłużyła mi się tak jak jej poprzedniczka. Tutaj ruszyliśmy trochę do przodu z fabułą, sporo się pozmieniało, widzieliśmy dramaty poszczególnych bohaterów i kilka tematów zostało zamkniętych (i to z plot twistami). Jestem dość ciekawa co dalej, ale znowu muszę zrobić sobie przerwę na inną lekturę w międzyczasie, żeby wrócić do historii z większym zainteresowaniem niż odczuwam obecnie. Ale ponownie - polecam czytanie tylko gigantycznym fanom tej serii albo osobom takim jak ja, które muszą doczytać rozpoczęte serie do końca ;)

Wydanie, które czytałam miało dwa tomy, ale jako że jest to jedna i spójna historia podzielona dla wygody czytelnika, postanowiłam zrecenzować obie części jako całość. Brnę dalej, zainwestowałam już tyle czasu na czytanie o “Obcej”, że postanowiłam kontynuować. Tym bardziej, że zbliżam się do momentu w którym mniej więcej kończy się serial (w momencie, w którym to piszę...

więcej Pokaż mimo to