rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Uliissesa Joyce'a przedstawiać nikomu chyba nie potrzeba: powieść-legenda. Dziewięćset stron potoku słów, podczas którego najdłuższe zdania dochodzą do 40 stron. Niewątpliwie jeden z największych eksperymentów literackich, jakie kiedykolwiek zostały przeprowadzone.

Na wstępie należy zaznaczyć, że głupcem jest ten, który do lektury i recenzji Ulissesa podchodzi bez pokory. Ja na przykład lekturą jestem zawiedziony, ale nie dlatego, że nastawiałem się na wspaniałą lekturę, lecz dlatego, że sądzę, że zanim naprawdę będę mógł docenić i dokładnie przeczytać powieść Joyce'a minie jeszcze kilkanaście lat, wiele opracowań i ponownych podejść do samej powieści. Zawiedziony jestem więc sobą.

Ulisses nie nie jest lekturą łatwą, skomplikowanie narracji, jej szczegółowość, oraz pozorne urywanie wątków wymagają od czytelnika dużego skupienia. Po pierwszej lekturze ciężko ocenić ile tak naprawdę z powieści się wyniosło, a ile pozostało pomiędzy wersami. Ulisses to jednak dla mnie, idąc tropem tytułu, rodzaj metafizycznej podróży dla czytelnika, bardziej doznanie niż lektura. To właściwa książka do zabrania na samotny dwutygodniowy wypada do chatki na uboczu.

Według mnie Joyce podjął się bardzo trudnego zadania, a jednocześnie dokonał chyba największego osiągnięcia humanistyki, pokazał, dowiódł, że każdy jeden dzień, który przeżywa człowiek to rodzaj podróży jaką przebył Odyseusz. To także opowieść dogłębnie męska, o namiętnościach, które targają mężczyznami. Jakże niezwykłą delikatnością i empatią trzeba dysponować, aby wyprawę Odyseusza przełożyć na jeden zwykły dzień Dublińczyków początków XX w.

Wspomnieć trzeba także o stylu w jakim napisany jest Ulisses, a o nim napisano chyba najwięcej, bo wydaje się najłatwiejszy do analizy. Joyce to jedyny autor, jakiego do tej pory poznałem, który przez 900 stron potrafi konsekwentnie trzymać się narracji, która pokazuje złożoność i skomplikowanie funkcjonowania ludzkiego umysłu, oddając przy tym zmiany zachodzące pod wpływem emocji.

Cóż powiedzieć więcej? Ulisses to powieść, którą przeczytać trzeba- stwierdzenie którego większość nienawidzi. Nie jest to jednak łatwa rozrywka, Ulissesa analizuje się i doznaje raczej we fragmentach. Czoła uchylę przed tym który udowodni mi, że zrozumiał ja w całości.

Uliissesa Joyce'a przedstawiać nikomu chyba nie potrzeba: powieść-legenda. Dziewięćset stron potoku słów, podczas którego najdłuższe zdania dochodzą do 40 stron. Niewątpliwie jeden z największych eksperymentów literackich, jakie kiedykolwiek zostały przeprowadzone.

Na wstępie należy zaznaczyć, że głupcem jest ten, który do lektury i recenzji Ulissesa podchodzi bez pokory....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Reportaż Andrzeja Mellera ma, to wszystko, co powinno się zawrzeć w reportażu. Autor zabiera nas w prawdziwą podróż zawierającą w sobie poznanie nowych miejsc, ale także ich kultury i historii.

Czytając reportaże oczekuje od nich, że pozwolą mi dowiedzieć się czegoś i poznać miejsca, w których sam nie mogę się znaleźć. Reportaż ma mnie zabrać w miejsce, w którym mnie nie ma. Po lekturze "Czołem nie ma Hien" jestem w stanie powiedzieć co warto zobaczyć w Wietnamie, opisać jego historię oraz palące go problemy, a należy powiedzieć, że w Wietnamie jest ich wiele.

Kraj, który w ciągu ostatnich 70 lat przez 25 znajdował się w stanie wojny niewątpliwie jest ciekawym miejscem do poznania. Książka Andrzeja Mellera pokazuje nam obraz fasadowego wschodnioazjatyckiego raju, gdzie powstają coraz to nowe szkoły kite surfingu, a owoce morza i schłodzone drinki można kupić za bezcen w barze pod palmami. Meller nie poprzestaje jednak na ładnej wizytówce dla turystów, w tle opowiada o tarciach między Rosjanami i Ukraincami, którzy upodobali sobie to miejsce jako swoją rivierę (w czasie narracji Rosjanie zajęli Krym). Opisuje problem rozrastającej się na całym Półwyspie Indochińskim seksturystyki, czy w końcu fasadową wolność post, czy półkomunistycznego Państwa.

Meller godnie kontynuuje szkołę polskiego reportażu nie tylko opisując dane miejsce, ale docierając do jego sedna, opisując jego sens. Książkę mogę polecić każdemu, kto lubi podróżować i poznawać świat. Idealna na wakacje!

Reportaż Andrzeja Mellera ma, to wszystko, co powinno się zawrzeć w reportażu. Autor zabiera nas w prawdziwą podróż zawierającą w sobie poznanie nowych miejsc, ale także ich kultury i historii.

Czytając reportaże oczekuje od nich, że pozwolą mi dowiedzieć się czegoś i poznać miejsca, w których sam nie mogę się znaleźć. Reportaż ma mnie zabrać w miejsce, w którym mnie nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

I kto tu jest szalony?

Za tym banalnym tytułem kryje się nieco głębsze pytanie, które stawia nowa powieść (esej?) Dehnela. Swoiste zniesmaczenie przeciętnym odbiorą sztuki nie jest tematem nowym w polskiej prozie. Wyraz temu dał już przecież Gombrowicz w swoim Dzienniku. On także zastanawiał się nad tym po co przeciętny człowiek chodzi do galerii sztuki (dziś zapewne powiedziałby, że wystarczyłoby, gdyby poprzestał na galerii handlowej). Podobnie mamy u Dehnela w powierzchownej warstwie tekstu.

Krivoklat, bo on jest właściwym narratorem tekstu, który jest przedmiotem poniższej recenzji, także pragnie wyrazić swoje zniesmaczenie i sprzeciw przeciwko spłyceniu odbioru sztuki. Robi to jednak w nieco bardziej inwazyjny sposób niż przeciętny pisarz. Oblewa on obrazy dziewiędziesięciosześcioprocentowym kwasem siarkowym. Jak sam mówi, robi to, aby zwrócić uwagę społeczeństwa na to, że spłyciło ono odbiór sztuki do wyceny dzieła w pieniądzu, a interpretację sztuki pozostawiło krytykom i historykom, którzy powtarzają te same frazesy i zdania ‘wytrychy’. Sztuka niestety ma to do siebie, że przyciąga snobów, którzy zapominają o tym, jakie jest jej założenie.

Po lekturze powieści nachodzi mnie jednak także refleksja, na ile ma to odniesienie do literatury? Czy obcowanie większości osób z prozą i poezją nie jest także formą snobizmu. Całe to przerzucanie się znajomością kolejnych tekstów, zawiłymi interpretacjami. Niewiele różni się ono od prób podsumowywania kolejnych obrazów.

Idąc dalej, należy postawić pytanie na ile jakiekolwiek pisanie o sztuce i literaturze ma sens? Także ta recenzja. Być może ze sztuką należy obcować, spotykać się i nie komentować jej. Każdy tekst, każda interpretacja zaburza odbiór sztuki, niszczy to, co może dać nam dzieło. Pomiar zniekształca obserwację. W końcu być może nawet takie ‘spotkanie’ także jest wyrazem snobizmu, a tak naprawdę sztuka i literatura, jako wytwór całkowicie niepraktyczny nie ma sensu i nie warto się nią przejmować.

Na koniec warto dodać, że sama powieść napisana jest w bardzo specyficzny sposób. Zdania maja czasem więcej niż jedną stronę, co nieco utrudnia lekturę. Jednak wg mnie, cały ten słowotok idealnie pasuje do groteskowo przerysowanego schizofrenika, za jakiego fikcyjne książkowe społeczeństwo uważa Krivoklata. Gorąco polecam!

I kto tu jest szalony?

Za tym banalnym tytułem kryje się nieco głębsze pytanie, które stawia nowa powieść (esej?) Dehnela. Swoiste zniesmaczenie przeciętnym odbiorą sztuki nie jest tematem nowym w polskiej prozie. Wyraz temu dał już przecież Gombrowicz w swoim Dzienniku. On także zastanawiał się nad tym po co przeciętny człowiek chodzi do galerii sztuki (dziś zapewne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

'Ballada o Drobnym Karciarzu' jest trochę jak hazard- jest rozrywką całkowicie bezsensowną i pustą. Niby można ją przeczytać, tylko zupełnie nie ma po co. Rzeczywiście, konsekwencje są nieco mniejsze niż w przypadku hazardu, bo stracić można co najwyżej czas, co do pieniędzy, to zagrożona jest tylko kwota przeznaczona na zakup.

Książka jest zupełnie przeciętna, nie wnosi nic do życia czytelnika. Trzeba przyznać, że czyta się ją dobrze, przyjemnie i bezstresowo, jednak lektura nic nie wniesie. Jakiekolwiek porównania z 'Graczem' Dostojewskiego są trochę zabawne, a trochę straszne. Zabawne, bo to coś w stylu próby porównania roweru do motocyklu. Niby i to i to ma dwa koła, ale jednak różnica w osiągach i komforcie jazdy jest zdecydowana. Straszne, bo porównania takie wskazują, na to, jak daleko brakuje obecnym twórcom do osiągnięć literatury sprzed lat. Kogo z obecnych prozaików można by porównać do Stendhala, Manna, Dostojewskiego, czy Balzaka? Ja nie widzę godnych.

Pomijając samą pustotę 'Ballady o Drobnym Karciarzu' należy zwrócić uwagę, że książka jest przewidywalna i operująca na tanich chwytach. Czytając ją miałem czasem wrażenie, że napisał ją ktoś, kto właśnie ukończył jeden z kursów pisania powieści. Naprawdę, nie polecam nikomu.

'Ballada o Drobnym Karciarzu' jest trochę jak hazard- jest rozrywką całkowicie bezsensowną i pustą. Niby można ją przeczytać, tylko zupełnie nie ma po co. Rzeczywiście, konsekwencje są nieco mniejsze niż w przypadku hazardu, bo stracić można co najwyżej czas, co do pieniędzy, to zagrożona jest tylko kwota przeznaczona na zakup.

Książka jest zupełnie przeciętna, nie wnosi...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Tańczymy już tylko w Zaduszki. Reportaże z Ameryki Łacińskiej Maria Hawranek, Szymon Opryszek
Ocena 7,1
Tańczymy już t... Maria Hawranek, Szy...

Na półkach: ,

„Tańczymy już tylko w Zaduszki” ma wszystko to, co dobry zbiór reportaży mieć powinien: ciekawe historie, barwną relację i bezstronność autora.

Maria Hawranek i Szymon Opryszek kontynuują tradycję najlepszych polskich reportażystów wchodząc pomiędzy ludzi nieoceniając ich, ale opisując ich historie. Czytelnikowi, czyli końcowemu odbiorcy reportażu pozwala to na wyrobienie sobie własnego zdania na temat faktów, które autorzy mają za zadanie tylko opisać.

Dobór tematów jest niezwykle ciekawy i moim zdaniem bardzo dobrze oddaje ducha Ameryki Południowej, w taki sposób, jak wyobraża sobie ją przeciętny Europejczyk. Mamy tu historię o miejscach gdzie czas wyraźnie się zatrzymał, a ludzie nie przejmują się zewnętrznym światem, który znajduje się poza zamieszkiwaną wioską (Macondo, Tańczymy już tylko w zaduszki, czy Ostatni Lodziarz). Pokazana zostaje także mroczna strona kontynentu targanego przez biedę, kartele narkotykowe i nieudolne dyktatury (Matka Boga, Kombinezon, Lepiej nago). W końcu opisane są liczne enklawy, sekty, które w kontynentalnej puszczy znalazły odpowiednie schronienie (Skąd wiadomo, kto jest głową?, Zgniłe jabłka, Daj mi, Lamaland), czy po prostu historie niezwykłe (Mój tato jest głupiutki, Świnka).

Choć czasami może się wydawać, że niektóre historie zostały nieco ubarwione, to i tak poniższy zbiór stanowi bardzo wartościową i bardzo ciekawą lekturę, pokazującą złożoność i barwność południowoamerykańskiego kontynentu. Polecam wszystkim miłośnikom podróży, ludziom ciekawym świata, jak i fanom wszystkiego co związane z krajami hiszpańskojęzycznymi.

„Tańczymy już tylko w Zaduszki” ma wszystko to, co dobry zbiór reportaży mieć powinien: ciekawe historie, barwną relację i bezstronność autora.

Maria Hawranek i Szymon Opryszek kontynuują tradycję najlepszych polskich reportażystów wchodząc pomiędzy ludzi nieoceniając ich, ale opisując ich historie. Czytelnikowi, czyli końcowemu odbiorcy reportażu pozwala to na wyrobienie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Schmitt w swoim dramacie dokonuje wspaniałej diagnozy tego, czym naprawdę jest miłość. Nie jest to z pewnością uczucie, które pozwala na nudę. Prawdziwa miłość wiąże się z niepewnością i strachem, o to że przedmiot naszej miłości może zostać utracony. Celowo piszę tu przedmiot, a nie podmiot, gdyż idąc egzystencjalnym tropem, miłość uznaję za pragnienie posiadania, a więc pragnienie wiążące się z uprzedmiotowieniem kogoś. Takie założenie wiąże się z tym, że pokochując kogoś sprawiamy, że jego reprezentacja staje się częścią nas samych, naszego Bycia. Zarówno Lisie, jak i Gillesowi z pewnością trudno byłoby wyobrazić sobie życie bez współmałżonka. Osoba, która pokochuje inną osobę staje się zarówno jej właścicielem, jak i niewolnikiem. Stąd wynika ogromny strach przed utratą tej drugiej osoby. Gdybyśmy ją stracili, utracilibyśmy cząstkę siebie.

Ponadto włączając w obraz siebie drugą osobę, naturalnym jest pragnienie, aby ta druga osoba była idealna. Przecież któż by nie chciał, aby to, co uznajemy za swoje było dobre i zgodne z naszymi oczekiwaniami? Wynika z tego pokusa, aby przy nadarzającej się okazji przedmiot naszej miłości ulepszyć, ale tu więcej nie mogę powiedzieć, aby nie zdradzać treści dramatu.

Ponadto relacja zależności od przedmiotu miłości w naturalny sposób musi wiązać się z pewną dozą chęci ucieczki. Któż z nas nie chce być przecież wolny? Niestety, kochając kogoś, zawsze będziemy w pewnym stopniu od niego zależnymi.

Dramat Schmitta z pewnością ukaże uważnemu czytelnikowi jeszcze więcej niuansów uczucia, o którym wydawałoby się napisano już wszystko. Dziewięćdziesięcioro-paro stronicowy dialog Lisy i Gillesa nie pozwala na oderwanie się od lektury, a dynamika wymiany zdań dorównuje żarowi ich miłości. Jednakże pomimo to, sadzę, że prawdziwy geniusz sztuka Schmitta ukazuje dopiero na deskach teatru.

Schmitt w swoim dramacie dokonuje wspaniałej diagnozy tego, czym naprawdę jest miłość. Nie jest to z pewnością uczucie, które pozwala na nudę. Prawdziwa miłość wiąże się z niepewnością i strachem, o to że przedmiot naszej miłości może zostać utracony. Celowo piszę tu przedmiot, a nie podmiot, gdyż idąc egzystencjalnym tropem, miłość uznaję za pragnienie posiadania, a więc...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zachęcony dobrymi opiniami o 'Małych Zbrodniach Małżeńskich', czy 'Oskarze i Pani Róży'z chęcią zabrałem się za lekturę 'Sekty Egoistów'. Było to moje pierwsze spotkanie z Erickiem Emmanuelem Schmitem, ale jako że 'Sekta' jest jego pierwszą powieścią uznałem, że może to być właściwy początek.

Książka opowiada historię młodego badacza, który napotyka w bibliotece na trop tajemniczego barokowego filozofa Gasparda Languenhaerta, utrzymującego, że tylko on jeden istnieje na świecie, a reszta jest jego wymysłem. Historia filozofa staje się obsesją badacza przez resztę książki.

Schmitt nie wymyśla tu nic nowego, lecz nieco tylko myli pojęcia (może specjalnie ?), bo poglądy i życie rzeczonego filozofa z egoizmem nie mają nic wspólnego, jeżeli już, to może bardziej związane są z egotyzmem, ale w rzeczywistości są powtórzeniem filozofii solipsyzmu. Niemniej czepianie się o to, to tylko złośliwość z mojej strony.

Bardziej problematyczne jest jednak to, że książka jest całkowicie przeciętna. Już na początku widać bolączki każdego młodego pisarza- grafomanie, podniosłe sentencje i nieco autoerotyczną tendencję do przepracowywania na papierze własnych problemów. Potem na szczęście jest już nieco lepiej. Pomimo to, powieść nie jest zbytnio zajmująca, ani nie niesie ze sobą większej wartości. Jej jedyną mocną stroną jest tak naprawdę pomysł- solipsyzm można by naprawdę dobrze literacko wyeksploatować. Autorowi w momencie pisania musiało jednak brakować jeszcze warsztatu i literackiej mądrości, która pozwoliłaby mu głębokie przetworzenie tematu. W efekcie dostajemy powierzchowne przemyślenia i tanie zwroty, wyciągnięte żywcem z kioskowych kryminałów.

Podsumowując, lektura 'Sekty Egoistów' nie niesie ze sobą większej wartości. Jeżeli jesteś fanem autora, najprawdopodobniej będziesz poirytowany ułomnością warsztatu literackiego swojego ulubionego pisarza, który przecież zaczynał i miał prawo jeszcze wszystkiego nie umieć. Jeżeli jest to Twoje pierwsze spotkanie z autorem, nie zniechęcaj się niepotrzebnie, do jego bardziej znanych i cenionych dzieł.

Zachęcony dobrymi opiniami o 'Małych Zbrodniach Małżeńskich', czy 'Oskarze i Pani Róży'z chęcią zabrałem się za lekturę 'Sekty Egoistów'. Było to moje pierwsze spotkanie z Erickiem Emmanuelem Schmitem, ale jako że 'Sekta' jest jego pierwszą powieścią uznałem, że może to być właściwy początek.

Książka opowiada historię młodego badacza, który napotyka w bibliotece na trop...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Witkowski po serii raczej chłodno przyjętych kryminałów wraca w swojej najnowszej powieści do konwencji dobrze znanej (i lubianej przez czytelników) z Lubiewa. Najnowsza powieść przenosi nas we wczesne lata 90 na tereny państw niemieckojęzycznych: Austrii, Niemiec i Szwajcarii. Głównymi bohaterami są za to Polak i Słowak, to tak dla kontrastu. Właśnie na tym kontraście oparta jest zresztą siła powieści.

Polak Fynf und Cfancyś i Słowak Dianka przyjeżdżają do Austrii jako biedni imigranci z państw byłego bloku wschodniego. Nie zamierzają oni jednak pracować na zmywaku, lecz korzystając z młodego wieku, pieniądze zarabiają jako chłopcy do wynajęcia dla starszych samotnych panów. Ciekawie i kontrowersyjnie, ale dla czytelników Lubiewa nie jest to już nic nowego.

Młodzi chłopcy i starzy wysuszeni starcy. Bogaty zachód i biedny wschód. Niemiecka precyzja i rozwaga, z drugiej strony słowiański zapał i spontaniczność. Przeciwieństwa można by mnożyć, ale jak wiadomo plus i minus się przyciągają. Ten ciągły taniec wysokiego z niskim oraz młodości ze starością jest na pewno głównym atutem książki, jak i świadectwem dojrzałości literackiej autora.

Poza tym, w dziele znajdziemy wszystko za co Witkowskiego lubiliśmy do tej pory- kicz, zadymione pomieszczenia i pozornie autobiograficzną relację z homoseksualnego świata.

Czytając Fynf und Cfancyś możemy dostrzec jeszcze jedną rzecz. Świat podrzędnych knajp, przygodne miłości, cała beztroska i pustka, a zarazem rozpacz opisywanej rzeczywistości nasuwają jeszcze jedno skojarzenie: gdyby część postaci zamienić z mężczyzn w kobiety, trudno by było rozróżnić prozę Witkowskiego z prozą Bukowskiego. W Fynf und Cfancyś czuć ten sam zapach stęchlizny i bezsensu i ten sam sprzeciw na współczesny odromantyzowany świat bankierów i coraz bardziej śrubowanych wyników sprzedażowych.

Reasumując, najnowsza powieść autora Lubiewa, przez swoją tematykę, na pewno nie spodoba się wszystkim. Szczególnie tym, którzy nie wiedzą czego się można po autorze spodziewać. Jednak zaznajomionym z twórczością autora mogę powiedzieć jedno: to z pewnością jego najlepsza dotychczasowa powieść.

Witkowski po serii raczej chłodno przyjętych kryminałów wraca w swojej najnowszej powieści do konwencji dobrze znanej (i lubianej przez czytelników) z Lubiewa. Najnowsza powieść przenosi nas we wczesne lata 90 na tereny państw niemieckojęzycznych: Austrii, Niemiec i Szwajcarii. Głównymi bohaterami są za to Polak i Słowak, to tak dla kontrastu. Właśnie na tym kontraście...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Niezwykła książka niezwykłego autora, tak w skrócie można opisać "Rękopis znaleziony w Saragossie". Bo przecież należy na początku przytoczyć anegdotkę o Janie Potockim powtarzaną w każdej jego biografii, traktująca o tym, jak przez wiele lat polerował srebrną gałkę od cukiernicy, aby gdy osiągnie właściwy rozmiar, strzelić sobie nią w głowę. Tak poza tym był on wybitnym podróżnikiem, a także jednym z bardziej aktywnych działaczy politycznych tamtych czasów. Cóż, należy uznać, że autor nie zmarnował swojej arystokratycznej pozycji, ale tyle dygresji.

Dobry start, a tym samym właściwa edukacja, niewątpliwie wspomagała Jana Potockiego w napisaniu 'Rękopisu', który tak naprawdę powstał na marginesie jego podróżniczej pasji. 'Rękopis' to książka niezwykła, przede wszystkim dlatego, że jest ona swego rodzaju summą osiągnięć literatury ( i nie tylko) do XVIII w.

Po pierwsze, dzieło stanowi godną kontynuację późno średniowiecznej, czy też wczesnorenesansowej sztuki opowiadania. 'Rękopis to dzieło, które z cała śmiałością można postawić obok 'Dekameronu' Boccacia i nie będzie ono wyglądało przy nim blado.

Dalej, 'Rękopis' to pełnowartościowa renesansowa Sylwa. Autor zawarł w 66 dniach opowieści takie gatunki jak powieść grozy, gawędy, chanson de geste, powiastki filozoficzne, czy nawet wiersze i pieśni. Ponadto Potocki nie stroni od prezentowania na łamach powieści osiągnięć nauki, magii kabały, czy czysto historycznych wyliczeń.

Do tej pory autora można by uznać za epigona minionych epok, zakochanego w historii i literaturze. Jednak Potocki nie jest tylko odtwórczy. Do mistrzostwa doprowadza on gatunek powieści szkatułkowej, gdzie jedna opowieść rozwija się drugą i kolejną. Jego dzieło jest na tyle innowacyjne, że bardziej przypomina współczesny nam eksperyment literacki, niż 200 letnią księgę.

W końcu, dzieło Potockiego, nie jest kąskiem smakowitym tylko dla znawców literatury, którzy będą zafascynowani złożonością powieści. 'Rękopis' ma także drugie dno. To powieść aż gorąca od buchających żądzy. Cała historia wychodzi od młodego szlachcica, który musi stawić czoła pożądaniu cielesnemu, wobec dwóch pięknych kuzynek. Dalej w powieści mamy opętanych żądza wielkości naukowców, czy ogłupiałych z miłości kochanków. Ten trop interpretacyjny niewątpliwie ma odzwierciedlenie w biografii autora, niespokojnego ducha, który nigdy nie pozwalał sobie na chwilę wytchnienia, tylko chłonął świat wszystkimi zmysłami, nigdy nie mogąc żądzy zaspokoić, co najprawdopodobniej znalazło wyraz w jego samobójczej śmierci.

Podsumowując, 'Rękopis znaleziony w Saragossie' to jedno z najwybitniejszych, jeżeli nie najwybitniejsze, osiągniecie polskiego autora. Dzieło uznane w Polsce, jak i na świecie. Choć nie jest to lektura krótka, a momentami nie jest także łatwa, to jestem jak najbardziej przekonany, że jest to książka, która zadowoli i nasyci wrażeniami każdego.

Niezwykła książka niezwykłego autora, tak w skrócie można opisać "Rękopis znaleziony w Saragossie". Bo przecież należy na początku przytoczyć anegdotkę o Janie Potockim powtarzaną w każdej jego biografii, traktująca o tym, jak przez wiele lat polerował srebrną gałkę od cukiernicy, aby gdy osiągnie właściwy rozmiar, strzelić sobie nią w głowę. Tak poza tym był on wybitnym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pieniądze od zawsze fascynują człowieka, a wielkie pieniądze robią to jeszcze skuteczniej. Wie zapewne o tym autor książki i skrzętnie wykorzystuje. Bajecznie bogaci Azjaci to historia o elicie finansowej, właścicielach firm określanych jako ’azjatyckie tygrysy’, którzy w błyskawicznym czasie zbili ogromne fortuny. W ich świecie wszystko jest większe, lepsze, szybsze, ale także bardziej wulgarne, ostentacyjne i kiczowate. To świat w którym po sukienkę leci się z Singapuru do Paryża, a biżuterię kupuje się po podupadłych rodach królewskich. Któż mógłby nie być tym światem zafascynowany?

Jednak umiejscowienie akcji wśród establishmentu, to nie jedyny sprytny pomysł jaki wykorzystał Kevin Kwan. Akcja jest oparta na dobrze znanych w kulturze motywach. Tak naprawdę główny nurt powieści to pomieszana historia Kopciuszka i Romea i Julii. Młoda dziewczyna z niezamożnej rodziny (może bardziej klasy średniej) poznaje bajecznie bogatego księcia, syna na wydaniu niezwykle bogatej rodziny, o którego walczą wszystkie zamożne panny z dobrych domów. Zakochani muszą przezwyciężyć dzielące ich różnice. Motyw dobrze znany, ale jakimś sposobem nigdy się nienudzący.

Pomimo całkowitej sztampowości historii należy jednak przyznać, że książkę czyta się naprawdę dobrze. Naiwność fabuły nie przeszkadza w jej przyjemnej lekturze, a autorowi nie brak ironii i ostrego pióra, w wyśmiewaniu nadmiernego snobizmu niektórych bohaterów powieści. Powieść singapurskiego autora z pewnością nie należy do literatury wysokiej, ale jako ‘czytadło’ na wakacje będzie jak znalazł. Dodam tylko, że polecam raczej kobietom.

Pieniądze od zawsze fascynują człowieka, a wielkie pieniądze robią to jeszcze skuteczniej. Wie zapewne o tym autor książki i skrzętnie wykorzystuje. Bajecznie bogaci Azjaci to historia o elicie finansowej, właścicielach firm określanych jako ’azjatyckie tygrysy’, którzy w błyskawicznym czasie zbili ogromne fortuny. W ich świecie wszystko jest większe, lepsze, szybsze, ale...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nic tak nie kręci czytelnika, jak biografie autorów. Bukowski oczywiście doskonale o tym wiedział i potrafił wykorzystać.

Z Szynką Raz! to quasi autobiograficzna książka opisująca dzieciństwo autora. Od pierwszych wspomnień, aż po samodzielne zamieszkanie. Oczywiście, tak jak w pozostałych książkach nie ma tu co liczyć na wyszukane opisy, czy rozbudowane historie. Amerykański guru beat generation pisze twardo i na temat. Sam uważał, że życie nie obchodzi się z nami lekko, nie należy więc zbytnio go upiększać podczas opisywania na papierze. Bukowski pisze jak było, przynajmniej to co chce powiedzieć, opisuje kolejne kłótnie, bójki, młodzieńcze ciągoty do zaglądania nauczycielkom pod spódnicę, czy zazdrość wobec bogatych chłopaków, którzy mogą sobie pozwolić na zdobywanie kolejnych dziewczyn.

Opowieść autora nie jest łatwa i przyjemna. Bukowski opisuje swoje dorastanie w cieniu autorytarnego ojca i neurotycznej matki. Rodziców, którzy chcieli, aby syn osiągnął to czego oni sami nie potrafili zdobyć, dorosłych którzy woleli codziennie rano włóczyć się po mieście, w czasach wielkiego kryzysu, niż zostać w domu i pozwolić by wyszło na jaw, że stracili pracę. Wraz z biegiem narracji obserwujemy stopniowe pogrążanie się młodego Henry'ego Chinaskiego w pustce i beznadziei. Henry od samego początku pozostawał tym dzieciakiem, którego popycha się na korytarzach w szkole, i nie chce się wybrać do swojej drużyny. Bukowski opisuje jak jego avatar stopniowo coraz bardziej zaczyna czuć obrzydzenie do świata i mieć poczucie, że to wszystko jest bez sensu.

Książka jest niewątpliwie pozycją obowiązkową dla fanów autora, ze względu na autobiograficzna tematykę. Na pewno pozwala ona bardziej zrozumieć w jaki sposób kształtował się światopogląd pisarza. Na koniec warto sobie zadać tylko pytanie, ile z tego wszystkiego to tylko 'piękne kłamstwa'? O których Bukowski pisał, że tak bardzo ich wszyscy pragną.

Nic tak nie kręci czytelnika, jak biografie autorów. Bukowski oczywiście doskonale o tym wiedział i potrafił wykorzystać.

Z Szynką Raz! to quasi autobiograficzna książka opisująca dzieciństwo autora. Od pierwszych wspomnień, aż po samodzielne zamieszkanie. Oczywiście, tak jak w pozostałych książkach nie ma tu co liczyć na wyszukane opisy, czy rozbudowane historie....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ciężko krytykować dzieła wielkie, a takim niewątpliwie jest tom trzeci cyklu W Poszukiwaniu Straconego Czasu, jednak nie sposób odnosić mi się entuzjastycznie do tej książki.

Chyba większość z czytelników czytając literaturę mniej lub bardziej stara się odszukać w bohaterach samego siebie. Próbuje znaleźć jakąś postać w której widzi swój charakter, swoje koleje losu. Sam Proust pisząc swój cykl stawił sobie za cel odnalezienie tego czasu który już przeminął, którego nikt z nas nie ma na własność, a nieustannie próbuje na nowo, na moment pochwycić. Wielki (ale schorowany) Marcel chciał przywołać wspomnienia, jeszcze raz na nowo przeżyć, to, co się już wydarzyło. Tak samo czytelnik odnajdując siebie w którymś z bohaterów ma możliwość odpamiętania i przeżycia minionych chwil na nowo.

Ja niestety czytając Stronę Guermantes nikogo takiego nie odnalazłem. Nie ma tu już niezwykłej i tragicznej postaci Swanna, tak szczegółowo opisanego w pierwszym tomie. Nie ma barwnego i roześmianego korowodu młodych dziewcząt oplatających dojrzewającego bohatera cyklu w tomie drugim. Tom trzeci traktuje o losach arystokracji, śmietanki towarzyskiej Francji schyłku XIX w. W tym miejscu należy zadać sobie pytanie, czemu tak trudno się tam z kimś zbratać? Diagnoza niestety wydaje się być bolesna- to co było wtedy już minęło, akurat ten czas został utracony bezpowrotnie. Dzisiejsza klasa wyższa to już nie to samo co ówczesna arystokracja, ciężko wraz z bohaterem wgłębiać się w układy i układziki dawnej śmietanki.

Pomimo tego, że krytycznie jako główną przyczynę tego, że ta cześć cyklu podobała mi się mniej stawiam zbyt duży dystans psychologiczny do opisanych postaci, to mimo wszystko wydaje mi się, że Proust traci też nieco z doskonałego zmysłu wnikania w psychikę bohaterów i ich niezwykłego przedstawiania. Brak Stronie Guermantes uniwersalności losów i kolei życia bohaterów, brak analizy niuansów świata. Nadal pozostaje wspaniały ozdobny język, jednak w tym wypadku jest on dla mnie tylko pustą wydmuszką. Niestety, książka zdezaktualizowała się.

Ciężko krytykować dzieła wielkie, a takim niewątpliwie jest tom trzeci cyklu W Poszukiwaniu Straconego Czasu, jednak nie sposób odnosić mi się entuzjastycznie do tej książki.

Chyba większość z czytelników czytając literaturę mniej lub bardziej stara się odszukać w bohaterach samego siebie. Próbuje znaleźć jakąś postać w której widzi swój charakter, swoje koleje losu. Sam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Anna Wojtacha to znana reporterka i korespondentka wojenna. Wcześniej napisała już inną książkę o tytule ‘Kruchy Lód’ traktująca o jej zawodzie. Jest ona jedną z niewielu kobiet, które nie boją się jechać tam, gdzie coś się dzieje, które nie boją się spać pod gołym niebem i biegać w kamizelce kuloodpornej pod obstrzałem z ulubionego karabinu wszystkich rebeliantów Ak 47 Kałasznikow.

Jej najnowsza książka nie traktuje jednak o zawodzie korespondentki wojennej, ale o Rosji, a raczej o zwykłych, prostych ludziach, którzy w niej żyją. Historie opisane w książce są niewątpliwie jej największym atutem. Snajper Specnazu, robotnicy kładący gazociąg w tajdze, sklepowa z Irkucka, moskiewska prostytutka. Każda z tych osób na swój sposób wyjątkowa, a ich historie bronią się same i nie wymagają kunsztu literackiego.

Kolorytu dodaje samo miejsce, gdzie wydarzenia się dzieją. Nie często spotyka się reportaże z samego serca tajgi, czy z nad Bajkału. Nieczęsto spotyka się także reportaże o bezdomnych z Ułan Ude. Z tego powodu z pewnością warto sięgnąć po ‘Zabijemy albo Pokochamy’.

Recenzję nieprzypadkowo rozpocząłem jednak od osoby autorki. Niestety, jak na reportaż, narratorki, którą utożsamiam z autorką, w książce jest zbyt dużo. Celem reportażu nie jest opisywanie romansu polskiej dziewczyny szukającej przygody (oraz przesadnie lubiącej alkohol), z pooranym bliznami dryblasem służącym, w rosyjskich siłach specjalnych. Po reportażu należy spodziewać się opisu historii ludzi, miejsc, które są jego przedmiotem. Autorka powinna pozostać w tym wypadku niema, czytelnika nie interesują jej opinie i życie osobiste. Nie powinna także wpływać na życie osób o których reportaże pisze, a po tym co można wywnioskować z powieści nie odcina się na od oceniania i wpływania na życie innych ludzi, czy to z powodu miłości, czy chęci podbudowania swojego ego zrobieniem dobrego uczynku.

Niemniej ‘Zabijemy albo Pokochamy’ oddaje specyficzny koloryt kraju carów, przedstawia ciekawe historie i bohaterów. Jest to z pewnością książka, na którą warto zwrócić uwagę. Ostrzegam jednak wszystkich, którzy spodziewają się tradycyjnego reportażu, tutaj go nie znajdziemy, tu mamy do czynienia z kolażem powieści obyczajowej i reportażu.

Anna Wojtacha to znana reporterka i korespondentka wojenna. Wcześniej napisała już inną książkę o tytule ‘Kruchy Lód’ traktująca o jej zawodzie. Jest ona jedną z niewielu kobiet, które nie boją się jechać tam, gdzie coś się dzieje, które nie boją się spać pod gołym niebem i biegać w kamizelce kuloodpornej pod obstrzałem z ulubionego karabinu wszystkich rebeliantów Ak 47...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Śmierć komiwojażera jest dramatem, który pomimo przeszło 60 lat w żaden sposób nie stracił na aktualności. Jakże bliska przeciętnemu korposczurowi musi być sytuacja Willy’ego Lomana. Tak jak główny bohater pracuje całe życie by spłacić kredyt na hipotekę, tak przeciętny pracownik na Domaniewskiej, czy w innym Bussiness Parku pracuje by spłacić swój własny kredyt we frankach.

Historia Willy’ego jest historią niezwykle smutną i przejmująca, ale przez to dającą wiele do myślenia. Główny bohater to człowiek głęboko wierzący w swoje własne ideały, które niestety nie mają szans przetrwania w zetknięciu się z szybko zmieniająca się rzeczywistością.

To także historia mówiąca o przemijaniu dawnego porządku, o zastępowaniu starego nowym, ale także o samooszukiwaniu. Willy kreuje swoją własną rzeczywistość. Jest to świat wyidealizowany i pełen marzeń, w takim świetle zetknięcie się z prawdziwym światem musi być bolesne i nie do zniesienia. Bohater nie poprzestaje jednak na samym sobie. Swoją wizję zrzuca także na swojego syna, który nieuchronnie cierpi z powodu marzeń ojca.

Miller w swoim dramacie stawia bolesną diagnozę: marzycielski idealizm w zetknięciu ze współczesnym relatywistycznym światem nie ma żadnych szans. Minęły już czasy dawnych rzemieślników, perfekcji pracy i wartości człowieka. Teraz liczy się zysk i nieustanny rozwój. Stojąc w miejscu nie można przetrwać. Ponadto nasza postawa odbije się destruktywnie na naszym otoczeniu.

Dramat z pewnością należy polecić wszystkim, tak jak Biff, czy Willy, tęskniącym za dawnym spokojnym i sielskim światem, gdzie człowiek był kimś więcej niż numerem w wykazie pracowników, z zaznaczonymi na czerwono, żółto lub zielono poziomami wykonania założeń. Po przeczytaniu książki radzę także nie zapominać o świetnej adaptacji z Dustinem Hoffmannem i Johnem Malkovichem.

Śmierć komiwojażera jest dramatem, który pomimo przeszło 60 lat w żaden sposób nie stracił na aktualności. Jakże bliska przeciętnemu korposczurowi musi być sytuacja Willy’ego Lomana. Tak jak główny bohater pracuje całe życie by spłacić kredyt na hipotekę, tak przeciętny pracownik na Domaniewskiej, czy w innym Bussiness Parku pracuje by spłacić swój własny kredyt we...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Fabułę 'Katedry Marii Panny w Paryżu' zna pod innym tytułem 'Dzwonnika z Notre Dame' większość czytelników, jako film animowany Disneya. I właśnie na polu fabuły podobieństwa się kończą.

O ile bajka Disneya to pouczający moralitet dla dzieci, opowiadający przede wszystkim o trudnościach życiowych bohaterów, o tyle książka Victora Hugo to hołd złożony średniowieczu. Hołd wyjątkowy bo odwołujący się do zupełnie innej warstwy społecznej niż zazwyczaj zwykło się mówić, mając na myśli Średniowiecze. Autor w swojej powieści pokazuje nam cały koloryt pospólstwa i drobnomieszczaństwa ówczesnego Paryża, mniej lub bardziej mijając się z prawdą historyczną.

Hugo oferuje nam zupełnie co innego niż Chanson de geste i inne romanse rycerskie. Autorowi bliżej do Rabelaisa, koncentruje on się na tym co a dole, co bliżej bruku. Nie obchodzą go wysokie sklepienia królewskich pałaców, czy patrzący z góry rycerze. Najważniejsi bohaterowie to uliczna tancerka, pokutnica, dzwonnik, czy autor misteriów. Osoby powyżej nich, takie jak kapitan straży, czy archidiakon, mogą wyrządzić im tylko krzywdę.

W tym miejscu dochodzi się do kolejnej warstwy powieści. Traktuje ona o uciśnionych, wypartych i zdegradowanych społecznie. Powieść Hugo to powieść dla rzezimieszków i żebraków, to oni właśnie stanowili żywą, kolorową i pulsującą tkankę średniowiecza. Autor, urodzony już po wielkiej rewolucji, dostrzega nieuniknioną walkę dołu z górą, pospólstwa ze szlachtą i równym jej duchowieństwem. Podczas wielkiego rozwiązania pod koniec książki zauważa jednak ustami jednego ze szlachciców króla, że czas biedoty jeszcze nie nadszedł, minie przeszło 200 lat, zanim drobnomieszczaństwo, w tym samym mieście, w niezwykle brutalny i krwawy sposób odniesie pierwsze zwycięstwo nad wyższa klasą.

Nawiązując do tytułu, książka to także hołd oddany jednemu z najważniejszych zabytków Paryża- Katedrze Notre Dame. To ona stanowi właśnie inspirację dla całej powieści. Hugo będący świadkiem nieustannych przebudów starych zabytków zgłasza stanowczy sprzeciw niszczeniu przeszłości. Wprowadza idee ochrony zabytków, ale sam też, swoją powieścią, chroni przeszłość starając się oddać na kartach książki ówczesny koloryt, tym samym zachowując go dla potomnych.

Powieść Hugo to niewątpliwie dzieło, które dużo straciło, na jego popularyzacji pod postacią filmu animowanego. Owa przypadłość, może sprawiać, że wielu czytelników nie doceni tego, co ono ze sobą niesie. A jest to niewątpliwie dzieło niezwykle ważne w wielu dziedzinach, takich jak : historia sztuki, historiozofia, czy politologia. W końcu, powieść Hugo niesie ze sobą jeszcze jedną, ważną naukę: aby zbyt pochopnie nie oceniać książek, po tym co o nich się słyszało i czym na pierwszy rzut oka się wydają.

Fabułę 'Katedry Marii Panny w Paryżu' zna pod innym tytułem 'Dzwonnika z Notre Dame' większość czytelników, jako film animowany Disneya. I właśnie na polu fabuły podobieństwa się kończą.

O ile bajka Disneya to pouczający moralitet dla dzieci, opowiadający przede wszystkim o trudnościach życiowych bohaterów, o tyle książka Victora Hugo to hołd złożony średniowieczu. Hołd...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Powieść Żanny Słoniowskiej opowiada o losach czterech kobiet, każdej z innego pokolenia- Prababki, Aby, matki Marianny i córki. Ich losy nierozerwalnie zakorzenione są w relacji pomiędzy historią, a ludzkim życiem. Losy bohaterek osadzone zostały na tle burzliwych przemian, jakie przechodził Lwów na przestrzeni ostatnich stu lat.

Właśnie historia Lwowa jest jedną z głównych osi tematycznych powieści. Miasto na styku wielu kultur: rosyjskiej, polskiej, ukraińskiej i pozostającej nieco w cieniu żydowskiej. Walki o niepodległość z Polakami w 1918r., manifestacje antykomunistyczne, ruchy banderowskie, w końcu jakże aktualny Majdan, to wszystko pozostawiło trwałe ślady zarówno w historii miasta, jak i w psychice bohaterek.

Cztery kobiety, każda w innym wieku, każda z innego pokolenia, mieszkające pod jednym dachem. Tak mógłby wyglądać scenariusz filmu Almodovara i rzeczywiście w powieści autorki znajdujemy wszystko, co u hiszpańskiego reżysera najlepsze. Słoniowska ma to samo delikatne wyczucie co wielki Pedro. Delikatne niuanse w relacjach pomiędzy bohaterkami czyta się pomiędzy wersami powieści. Wszystkie z nich zostały ciężko doświadczone przez burzliwe wydarzenia, które nieuchronnie zmieniły ich życie. Ofiarą całego tego dziedzictwa pokoleniowego zostaje najmłodsza z nich czterech- córka, główna bohaterka powieści.

To właśnie ona poznaje jedynego szerzej przedstawionego męskiego bohatera- Mikołaja. Mężczyzna mający niegdyś romans z jej matką, nawiązuje romans również z córką. Nie wątek miłosny jest jednak w powieści najistotniejszy. Dwójka kochanków stara się ratować zabytki Lwowa. Wraz z leczeniem ran w starych kamienicach, leczą też jednak rany wywołane w ich psychice przez burzliwa historię miasta. Odpadający tynk z kamienic, jak i niszczejący tytułowy witraż symbolizują rozpadające i niszczejące państwo ukraińskie i wielopokoleniową rodzinę bohaterki. Wspaniałe zabytki nie mają szans w starciu z bezlitosnym czasem, podobnie jak bohaterowie nie mają szans w starciu z bezlitosną historią.

Żanna Słoniowska w niezwykle interesujący sposób wykorzystuje dramatyczna historię miasta dla pokazania losów bohaterów. Oprócz ciekawego pomysłu nie brak tu też talentu literackiego. Opisy spacerów po Lwowie z dzieciństwa najmłodszej bohaterki przywołują na myśl prozę innego autora związanego Ukrainą ( także silnie powiązanego z motywem miasta, tym razem Drohobycza) Brunona Schulza. Książka autorki słusznie wygrała literacki konkurs i z czystym sumieniem można ją polecić. Osoby zakochane w literaturze o kobietach (nie mylić z literaturą kobiecą!) na pewno znajda tu wiele dobrego.

Powieść Żanny Słoniowskiej opowiada o losach czterech kobiet, każdej z innego pokolenia- Prababki, Aby, matki Marianny i córki. Ich losy nierozerwalnie zakorzenione są w relacji pomiędzy historią, a ludzkim życiem. Losy bohaterek osadzone zostały na tle burzliwych przemian, jakie przechodził Lwów na przestrzeni ostatnich stu lat.

Właśnie historia Lwowa jest jedną z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

'Obcy' jest zgodnie uznawany za jedną z najważniejszych powieści XX w. Jest to na pewno dzieło wyrażające jedno z podstawowych założeń egzystencjalizmu: lęk przed śmiercią jako podstawowy lęk człowieka.

Camus w mistrzowski sposób portretuje psychikę głównego bohatera- człowieka, który już zrozumiał, że z życiem nie wygra. Poddał się jego nurtowi, pozwolił biec wypadkom swoim torem. Część krytyki postrzega głównego bohatera jako socjopatę, człowieka bez uczuć i emocji, pustego, który zabija bez mrugnięcia oka i nie płacze na pogrzebie matki. Ci krytycy stają po stronie społeczeństwa, które w powieści osądzi Obcego.

Podczas lektury pojawiają się dwa pytania: dlaczego Obcy zabił oraz dlaczego został osądzony z całą surowością. Odpowiadając najpierw na drugie, Camus w swoim dziele obnaża najsilniejszy ludzki lęk- egzystencjalny, związany ze śmiercią. Opis pogrzebu na początku pokazuje ogrom mechanizmów obronnych jakie człowiek wytwarza wokół śmierci. Śmierć należy uszanować i zauważyć, należy obtoczyć ją obrządkiem, aby ja przepracować. Camus zadaje jednak pytanie 'po co?, co to zmieni? Tą prawdę zrozumiał własnie Obcy. On wie, że przed unicestwieniem nic go nie uchroni, teraz, czy później i tak umrze, w ten czy inny sposób i wtedy nic już nie będzie miało znaczenia. Nieważne czy ktoś po nim zapłacze, lub ubierze czarny krawat na parę dni, jego już nie będzie. Bezsensowne i absurdalne zabójstwo jest tylko wyrazem tej filozofii, a jednocześnie podświadomą chęcią przyspieszenia biegu wypadków, skoro i tak nic nie ma sensu. Przed ta zatrważającą prawdą, o braku sensu, broni się właśnie społeczeństwo. Uszanowanie śmierci matki, żałoba, rytuały są potrzebne aby sobie z nią poradzić. Obcy musiał zostać osądzony z całą surowością, ponieważ pozornie się nie bał, nie chciał się samooszukiwać, a tym samym obnażał zakłamanie pozostałych ludzi.

Kolejne ważne spostrzeżenia jakie czyni autor to absurd kary wymierzonej Obcemu. Sądzi się go za nieuszanowanie śmierci, a w wyniku, jego samego skazuje się na śmierć. To kolejna poszlaka wskazujące na zakłamanie społeczne.

Podsumowując, 'Obcy' to z pewnością dzieło uniwersalne, zawsze aktualne, gdyż dotyka podstawowych problemów wspólnych dla wszystkich kultur i jestem przekonany, że nigdy tej aktualności nie straci, dlatego też należy je znać, niezależnie od wyznawanej filozofii życiowej.

'Obcy' jest zgodnie uznawany za jedną z najważniejszych powieści XX w. Jest to na pewno dzieło wyrażające jedno z podstawowych założeń egzystencjalizmu: lęk przed śmiercią jako podstawowy lęk człowieka.

Camus w mistrzowski sposób portretuje psychikę głównego bohatera- człowieka, który już zrozumiał, że z życiem nie wygra. Poddał się jego nurtowi, pozwolił biec wypadkom...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

'Opętani' to powieść Gombrowicza, do której on sam długo się nie przyznawał. To także powieść, którą wielu uznaje ze 'niegombrowiczowską'. Jak sam autor mówi jest ona flirtem literatury wysokiej z popularną.

Wierni czytelnicy pisarza jednak nie będą mieli wątpliwości co do autorstwa. Szczególnie na początku powieści pojawia się tu niepodrabialny styl prowadzania narracji, wyrażony w opisach relacji pomiędzy Walczakiem/Leszczukiem a Mają. Wszystko to przypomina nieco flirt Karola i Heni w późniejszej 'Pornografii'.

Tak samo nie należy przeceniać 'popularności' powieści. Gombrowicz w swoim stylu obnaża ludzkie słabostki i 'gęby'. Każdy z bohaterów powieści jest czymś opętany- Walczak tenisem, Maja Walczakiem, Cholawicki bogactwem, Książe Franiem. W dodatku cała fabuła stanowi krytykę przedwojennej upadłej arystokracji i snobistycznych dorobkiewiczów.

Śmiało można powiedzieć, że 'Opętani' są nieco inni niż pozostałe dzieła autora- na pewno prostsi w odbiorze, ale to wcale nie oznacza ze gorsi, czy mniej wartościowi.

'Opętani' to powieść Gombrowicza, do której on sam długo się nie przyznawał. To także powieść, którą wielu uznaje ze 'niegombrowiczowską'. Jak sam autor mówi jest ona flirtem literatury wysokiej z popularną.

Wierni czytelnicy pisarza jednak nie będą mieli wątpliwości co do autorstwa. Szczególnie na początku powieści pojawia się tu niepodrabialny styl prowadzania narracji,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książkę Coelho dostałem jako ironiczny prezent gwiazdkowy. Wiadomo, o tym autorze mówi wielu, mało kto natomiast czytał jego książki, z tego też powodu zanim zacznę mówić, postanowiłem coś przeczytać. Alchemik to ponoć najlepsza powieść Brazylijczyka.

Na początku pragnę zaznaczyć, że autor zaczynał u mnie z czystym kontem, pomimo dość sceptycznej opinii, postanowiłem się nie nastawiać, że książka będzie wybitnie głupia, lecz starać się być najbardziej obiektywnym jak to tylko możliwe.

To co uderza w pierwszej kolejności to przede wszystkim język. Coelho buduje pozornie niezwykle podniosłe zdania, które wydają się na pierwszy rzut oka nieść ze sobą niezwykle głęboki sens, gdy jednak dłużej się nad nimi zastanowić stają się one głębokie niczym kałuża po mżawce. Doprawdy, to że pisze się zdanie o Bogu, albo miłości, wstawia się jakiś ładny przymiotnik przed rzeczownikiem i trochę miesza w składni nie czyni całej konstrukcji wartościową literacko.

Powyższa podniosłość tekstu, czasem wręcz profetyczno-biblijny ton sprawia, że w połączeniu z wydarzeniami które on opisuje całość staje się niezwykle zabawna. Autor popatrzeniu na wydmę, albo zjedzeniu bułki potrafi nadać taki wyraz, jakby to było co najmniej odkrycie sensu istnienia. Ja wiem, że ma to związek z filozofią prostoty życia i dostrzegania wartości w zwyczajnym (która, jak mi się wydaje po lekturze, częściowo wyznaje autor), ale po prostu nie można tak pisać i nie być śmiesznym.

Kolejna rzecz, która być może jest już bardziej kwestią gustu: filozofia książki. Cała wymowa książki jest dosyć oczywista, zagadnienia które są poruszane to raczej codzienna mądrość życiowa, czasem pojawiają się zapożyczenia z co bardziej znanych (i prostych) tekstów kultury. Pisarz jednak podnosi to wszystko do rangi filozofii ostatecznej. To kolejny sposób narażenia się na śmieszność

I w końcu, gdyby książkę wydać tak jak kiedyś, czyli małe marginesy, mała czcionka, to całego tekstu byłoby może ze 60 stron, tak mała objętość jest dla mnie zawsze znakiem ostrzegawczym- autor nie miał nic do powiedzenia. No ale może jestem staromodny.

Na koniec warto sobie tylko zadać pytanie, dlaczego? Dlaczego ten autor piszący niczym gimnazjalista, którego rzuciła dziewczyna i próbuje odnaleźć sens życia, odniósł taki sukces? Machina promocyjna i marketingowa? Potrzeba dowartościowania się ludzi poprzez pseudofilozoficzny bełkot, który niektórym wydaje się być mądry? Tysiące krytyków, którzy z kolei próbują się dowartościować krytykując? Myślę że to zagadnienie jest ciekawsze niż sam tekst.

Książkę Coelho dostałem jako ironiczny prezent gwiazdkowy. Wiadomo, o tym autorze mówi wielu, mało kto natomiast czytał jego książki, z tego też powodu zanim zacznę mówić, postanowiłem coś przeczytać. Alchemik to ponoć najlepsza powieść Brazylijczyka.

Na początku pragnę zaznaczyć, że autor zaczynał u mnie z czystym kontem, pomimo dość sceptycznej opinii, postanowiłem się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Proust w drugiej części swojego cyklu 'W poszukiwaniu Straconego Czasu' opisuje miłosne perypetie głównego bohatera.

Oczywiście treść powieści nie jest tak banalna, jak można by wnioskować po tym wstępie. Autor po raz kolejny magią swoich przydługich zdań i rozbudowanych opisów przenosi nas do Francji końca XIX w. Mistrzostwo słowa Prousta sprawia, że przenosi niemal dosłownie. Naprawdę, do tej pory nie spotkałem się z autorem, który tak obrazowo potrafi opisywać rzeczywistość za pomocą słowa. Choć mimo wszystko należy zauważyć, że wrażenie to, nie jest tu już tak silne, jak w wypadku pierwszej części, być może dlatego, że w 'W cieniu zakwitających dziewcząt' więcej jest czystej akcji.

To co jednak stanowi główną siłę utworu, to niesamowita precyzja w zarysie psychologicznym postaci. Pisarz dokonuje wnikliwej i dokładnej analizy młodych umysłów swoich bohaterów. Każdy kto pamięta swoje młodzieńcze miłości z pewnością odnajdzie samego siebie w rozterkach i przemyśleniach bohaterów. Warto nadmienić, że Proust w swoich dygresjach psychologicznych zauważa wiele psychologicznych mechanizmów podniesionych potem przez Freuda, czy Junga do rangi nauki, to dodatkowo świadczy o geniuszu autora.

Podsumowując, warto poświecić swój czas na 'W cieniu zakwitających dziewcząt'. Każdemu wahającemu się polecam więc przygotować kawę, ciastko (najlepiej Magdalenkę), wygodne miejsce i dużo czasu oraz spokoju. Wtedy naprawdę można poczuć się jak niemy obserwator, w XIX wiecznej Francji podglądający przypadki bohaterów.

Proust w drugiej części swojego cyklu 'W poszukiwaniu Straconego Czasu' opisuje miłosne perypetie głównego bohatera.

Oczywiście treść powieści nie jest tak banalna, jak można by wnioskować po tym wstępie. Autor po raz kolejny magią swoich przydługich zdań i rozbudowanych opisów przenosi nas do Francji końca XIX w. Mistrzostwo słowa Prousta sprawia, że przenosi niemal...

więcej Pokaż mimo to