rozwiń zwiń

Cukrowy Kreml

Okładka książki Cukrowy Kreml
Władimir Sorokin Wydawnictwo: W.A.B. Cykl: Dzień oprycznika (tom 2) Seria: Don Kichot i Sancho Pansa literatura piękna
264 str. 4 godz. 24 min.
Kategoria:
literatura piękna
Cykl:
Dzień oprycznika (tom 2)
Seria:
Don Kichot i Sancho Pansa
Tytuł oryginału:
Sacharnyj Krieml
Wydawnictwo:
W.A.B.
Data wydania:
2011-01-12
Data 1. wyd. pol.:
2011-01-12
Liczba stron:
264
Czas czytania
4 godz. 24 min.
Język:
polski
ISBN:
9788374148016
Tłumacz:
Agnieszka Lubomira Piotrowska
Tagi:
powieść
Średnia ocen

                6,1 6,1 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,1 / 10
104 ocen
Twoja ocena
0 / 10

Opinia

avatar
631
65

Na półkach:

APOKALIPSA ZOMBIE

Zdanie pierwsze:
"Zimowy słoneczny promień poprzez okno oszronione przedarł się i w nosek Marfuszki trafił".

Motto (Astolphe'a de Custine'a):
"Lecz ile samowoli kryje się w tej ciszy, która mnie tak nęci i urzeka! Ileż gwałtu! Jakże złudny jest ten spokój!"

"Cukrowy Kreml" to kontynuacja "Dnia Oprycznika", opowieści z gatunku political fiction w typowo rosyjskim duchu gogolowskiej groteski, bezsilnego lamentu nad niezmiennym stanem rosyjskiej duszy i rosyjskiego państwa. Nie jest to powieść, lecz raczej zbiór niezależnych impresji połączonych jedynie tytułowym Kremlem z cukru (symbolem narkotycznego upojenia poddaństwem) oraz czasem i miejscem: Rosją w 2028 roku. Nie znoszę rosyjskiej kultury politycznej, gdyż nosi w sobie wypalone żelazem historii piętno kultu śmierci, pogardy dla słabych i ślepego posłuszeństwa wobec silnych. Uwielbiam natomiast rosyjską prozę. Ma bardzo specyficzną frazę, psychologiczną głębię, humanistyczne zrozumienie i trafność społecznych diagnoz. Paradoksalnie kraj, w którym introspekcja to śmiertelne zagrożenie, a krytyczna refleksja polityczna bywa wyrokiem śmierci, zrodził wielu przenikliwych mistrzów pióra.

Sama Rosja jawi się w rosyjskiej intelektualnej, krytycznej tradycji jako niezmiennie poworny Lewiatan (nawiązując do filmu Zwiagincewa), spetryfikowany i niezdolny do jakichkolwiek istotnych zmian. Państwo szczególne, jakby zamrożone w czasie (przypomina się "Lód" Dukaja), w którym od czasów Iwana Groźnego wszelkie transformacje mają jedynie powierzchowny, kosmetyczny charakter, podczas gdy jądro (ciemności) uparcie promieniuje - jak stopiony rdzeń reaktora w Czernobylu - zarówno wewnątrz kraju, jak i poza jego granice. Graniczyć z Rosją to nieszczęście, ale być Rosjaninem to dopiero prawdziwa tragedia. Rosja jest jednym z tych państw, w którym strzałka czasu się zapętla. Szklaną kulą wypełnioną krwią i śniegiem: jakkolwiek byśmy nią nie potrząsali, burza w końcu opadnie, odsłaniając ciągle ten sam, przygnębiający, zrujnowany krajobraz.

W zasadzie wszyscy wielcy pisarze rosyjscy (o ile nie wpadli w wielkoruski imperialny amok, co się często tutaj zdarza) doskonale zrozumieli i zapisali istotę owego nieszczęścia, samoreplikującej się autorytarnej (samodzierżawnej) kultury pogardy dla człowieka, w której wszelkie wartości zamieniają się we własne przeciwieństwa, a wszelkie ideologie i rewolucje - wbrew obietnicom, a czasem zgodnie z nimi - w narzędzia odtwarzania wciąż od nowa tych samych spektakli władzy, przemocy, okrucieństwa i poniżenia.

Sorokin, jeden ze spadkobierców tej tradycji, zabiera nas w podróż po bardzo intensywnie i sugestywnie odmalowanym krajobrazie Rosji 2028 roku, która nie jest jednak wcale Rosją przyszłości. Wcale nie dlatego, że "Cukrowy Kreml" to polityczna satyra na putinizm (chociaż z pewnością tak również jest): byłaby to krzywdząca i krótkowzroczna interpretacja. Putinizm nie jest żadnym wybrykiem, posiadającym unikalne cechy wybojem na drodze historii Rosji. Putinizm to tylko refren w "pieśni rosyjskiej duszy", który powtarzany jest w nieskończoność miedzy monotonnymi zwrotkami, jak hipnotyczny rytm pociągu zmierzającego do gułagu.

Putin to groteskowa marionetka, powtórzone w nieskończoność odbicie w dwóch ustawionych naprzeciwko siebie lustrach przeszłości i przyszłości. Umieszczony przez Historię w karnym szeregu chanów, carów, genseków, prezydentów. Człowiek bez indywidualnych właściwości, całkowicie zredukowany do roli, którą przyszło mu odgrywać. Jest na samym szczycie hierarchii, a jednak nie posiada żadnej autonomii, realizując jedynie program wyznaczony mu przez wszechwładny, nieśmiertelny (a przynajmniej długowieczny, choć sklerotyczny) System. Jak u Negriego i Hardta: nawet najwyższe miejsce w hierarchii nie daje wolności. W ulu pszczoła matka nie ma ani krzty wolnej woli więcej niż dowolna szeregowa robotnica, czy truteń. Car, Monarcha, samiec alfa, skazany jest na udrękę demonstrowania własnej żywotności, męskiej władczości (pływanie w lodowatej rzece, zabijanie dzikich zwierząt, pokazy sportów walki itd.). Skazany na powtarzanie wzorca w sytuacji, gdy innych wzorców po prostu nie ma.

Rosja Sorokina mieści się w tej sferze postrzegania. Jest to Rosja zakleszczona w Dniu Świstaka. Nie ma przeszłości, ani przyszłości, lecz wieczne teraz. Przypomina jakąś koszmarną prawosławną szopkę, zdobioną czerwonymi gwiazdami, wieżyczkami, dzwonnicami, blankami, krucyfiksami, armatami, mumiami, relikwiami, łańcuchami, mercedesami (do których oprycznicy przyczepiają odcięte łby psów) i nahajkami. Jej tryby klekocą łamanymi koścmi, obracając się z trudem na smarze z zakrzepłej i świeżej krwi. Świeżo malowaną, lecz wewnątrz spróchniałą i przegniłą, zżeraną przez korupcję, moralną degrengoladę, pogardę, nienawiść i strach. W jej centrum króluje Śmierć, przynosząc wszystkim swym wyznawcom mroczną nowinę. Rosja Sorokina to etyczne, obyczajowe i polityczne średniowiecze wyposażone w akcesoria przyszłości: "mądre maszyny" i hologramy. Są systemy sztucznej inteligencji (czy automatyczne grzebienie), ale samowar nadal trzeba napełnić i korą brzozową wraz z szyszkami sosnowymi mieszkanie ogrzać, bo gaz się skończył i mateczka Rosja wymaga pomocy.... Po staremu pije się wódkę, choć dołączyła do niej kokaina, swojsko nazywana kokochą.

Struktura książki pozwala zajrzeć nam w różne zakątki owej psychotycznej mateczki, gdyż obiektyw kieruje się na poszczególne figurki w szopce. Sorokin nie odmalowuje epickiego krajobrazu w duchu Tołstoja, czy Pasternaka, choć znajdziemy tu na przykład taki oto doskonały opis rosyjskiego krajobrazu:

"Popłynęły spirale estakad z mnogimi porannymi samochodami, zamigały wieżowce, potem zaczął się las i ziemskie ubogie wioski, nieurodzajne pola, szczekanie psów za krzywymi płotami, koty wychudzone na bramach rozchwierutanych, koguty ochrypnięte w łopianach, rzepikach. I już – nowy skręt w lewo, brzeźniak, porzucone domostwa, pogorzelisko, trzy zardzewiałe chińskie traktory, wioszczyna „nowa”, dziedziczna, zamożna, za nią następna, młody lasek sosnowy, potem stary, zaorane pole, jeszcze jedno pole, i jeszcze, i jeszcze, łuk – zakrętas wokół stawu z kaczkami i jedną jedyną gęsią, wieża strażnicza, podszycie ze śladami świeżego wyrębu, zielone ogrodzenie, solidne, państwowe, z niegasnącym strażniczym promieniem nad nim, brama mocna, pięciometrowa".

Generalnie Sorokin używa jednak zbliżeń, piętnastu krótkich rozdziałów (ujęć), z których sami możemy uzyskać syntezę, o ile mamy na to ochotę.

"Zwyczajna rosyjska rodzina", gnieżdżąca się w ciasnym mieszkanku, w wieżowcu, w którym z powodu oszczędności energii winda nie działa w weekendy. Gdyby nie technologiczne gadżety można by przypuszczać, że jest 1928, a nie 2028 rok.

Żebracy, którzy rozbili obozowisko wśród spalonych przez opryczników ruin.

Kazamaty Łubianki i przesłuchanie "spiskowca", z torturami w pakiecie.

Monarchini, która śni erotyczny sen z kulami armatnimi na blankach Kremla jako erotycznym gadżetem.

Skazańcy budujący na dalekim wschodzie Wielki Mur Rosyjski: z powodu nie wykonania planu sześciodniowego nie ominie ich chłosta.

Karzeł (niepoprawne słowo) pracujący na Kremlu jako trefniś wraca do samotnego domu, w którym przyjmuje go robot-lokaj. Wódka, gorąca kąpiel i marzenia erotyczne o karlicy, która została uwięziona za udział w spisku.

Moskiewska karczma pełna studentów, filozofów, bożych szaleńców, katów. Jurodziwi prorocy wieszczą nieszczęścia, przepowiadają przyszłość:

- Krew strzelecka zostanie przelana w Zamoskworieczu! - wieszczy z powierza Amonia - Oprycznicy stratują w poniedziałek dwóch pułkowników. Ale maluczkich niełaska nie spotka.
Ciżba ludzka odetchnęła z ulgą: mała to bieda, prawdę powiadał Amonia".

Kolejka przed sklepem (oczywiście po cukrowy Kreml, oczywiście dochodzi w niej do bójki) - obowiązkowy rekwizyt w rosyjskiej historiografii.

List: początkowo dość składny, lecz później zamieniający się w bełkotliwy słowotok, rodzaj mantry, modlitwy do Kremla.

Obrazki z fabryki, jako żywo przypominającej sowieckie molochy.

Obrazki z planu filmowego, gdzie kręci się propagandowe, antyamerykańskie gadzinówki najprymitywniejszego sortu. Używana estetyka to kicz patriotyczny tak dobrze znany z dzieł sowieckiej i rosyjskiej kinematografii:
"Młody przystojny mężczyzna w beżowym nankinowym garniturze, białej rubaszce z haftowanym kołnierzykiem (...) podszedł do brzozy, padł na kolana, objął drzewo i przytulił twarz do pnia:
- Wybacz Rosjo, wybacz mateczko... - wymamrotał rwącym się głosem".

Obrazki z tajnego spotkania, na którym spożywa się narkotyki i oddaje mrocznym fantazjom o lykantropii i mordowaniu rodziny monarszej.

Obrazki z luksusowego burdelu odwiedzanego przez oprycznika, bardzo sugestywne:

"Potężny jest zwierz krocza Ochłopa! Odnowiony przez biegłych mistrzów chińskiej medycyny, przedłużony, wzmocniony, z czterema chrząstkowymi wstawkami, z ostrą główką z hiperwłókna, z reliefowymi otokami, z mięsistą fałdą, z ruchomym tatuażem: tabun dzikich koni po pycie oprycznej galopuje".

Obrazki ze wsi i - na koniec - wizyta za kulisami władzy, gdzie rządzi ślepa przemoc i instynkt przetrwania.

Wszystkie te migawki z piekła składają się na wyjątkowo ponury kalejdoskop, horror pogrążonego w nihilizmie (choć bełkoczacego bezustannie o "tradycyjnych wartościach") świata, esencję Rosyjskiej Tragedii. Tragedii bezbrzeżnej ignorancji i bezrefleksyjnego rytuału. Tragedii żałosnie ubogiej, prymitywnej wyobraźni politycznej, pozbawionej ironii, a także zdolności i chęci do introspekcji. Tragedii bierności, fatalizmu, wytresowanego posłuszeństwa i podporządkowania, infantylizmu i sentymentalizmu (wodzirej "ma zawsze w zanadrzu rzewne pieśni i oczy wiecznie zapotniałe. A naród nasz i pieśń, i łzy szanuje"), endemicznego upodlenia, skłonności do mechanicznego przyswajania propagandy i uczestnictwa w politycznych rytuałach (orwellowskie seanse nienawiści kanalizujące emocje). Przerażająca jest ta obserwowana z zewnątrz podatność na politycznę hipnozę, skutkującą masochistycznym uwielbieniem własnych katów i przekształceniem ludzi w zombie, zewnątrzsterownych i niezdolnych do świadomych wyborów.

Oto lud rosyjski spalił już swoje paszporty na Placu Czerwonym. Oto buduje się Wielki Mur Rosyjski, mający oddzielić Świętą Ruś od zgniłego, przerażającego świata na zewnątrz, gdzie rządy sprawuje "zamorska sodomicka plutokracyja":

"Wie o tym Marusza. Wie, że nijak nie ukończą budowy Wielkiego Muru, bo przeszkadzają wrogowie zewnętrzni i wewnętrzni. Że wiele jeszcze cegiełek godzi się ulepić, żeby szczęście powszechne zapanowało. Rośnie, rośnie Wielki Mur, odgradza Rosję od zewnętrznych wrogów. A wewnętrznych - oprycznicy monarszy rozrywają na strzępy. Przecież za Wielkim Murem żyją cyberpunki potępione, które gaz nasz bezprawnie ciągną, katolicy obłudni, protestanci niegodziwi, buddyści szaleni, muzułmanie zajadli i po prostu bezbożnicy rozpustni, sataniści, którzy przy przeklętej muzyce trzęsą się na placach, narkomani popaprani, nienasyceni sodomici, którzy w ciemności pupy sobie nawzajem świdrują, odmieńcy złowrodzy, którzy obraz swój przez Boga dany zmieniają, i plutokraci chciwi, i wirtualiści szkodliwi, technotroni bezwzględni, i sadyści, i faszyści, i megaonaniści".

Oto obraz politycznej paranoi. Autarkia, ksobność, wszechobecny strach, wewnętrzna pustka, rozszalała oprycznina. Spalone dwory i wsie, nędza, terror, wszechobecny knut i żelazo do piętnowania wrogów mateczki Rosji. Chłosta na każdym kroku. Bije się dzieci, żony, przestępców, arystokratów. Każdy może być upokorzony, nikt nie jest bezpieczny. Bat i kij to istotni bohaterowie tej książki. W karczmie przesiadują kaci (jeden z nich "chłoszcze już dziewiąty rok i wybatożył, jak sam twierdzi, bez mała osiemdziesiąt tysięcy dup") wygłaszający mądrości w takim oto stylu:

"Sto szlachetnych rodowych dup rocznie przechodzi pod moim batem"
"Dupa dupie nierówna (...) Niektórą dupę wychłoszczesz - jakbyś do komunii przystąpił (...) A na inną nawet splunąć szkoda (...) Mało godnych dup pozostało, bracia (...) Godne dupeczki w żeńskich gimnazjach można spotkać (...) Upci, upci po dziewczęcej pupci! Wychłoszczesz z piątkę - dusza młodnieje".
"Bat i rózga jak alfa i omega".
"Bat ma swoją metafizykę, a rózga swoją".

Rozmowa w kolejce:
"Wie Pan, Trofimie Iljiczu, mnie się wydaje, że pan po prostu mało chłostał swoją żonę.
- Nie jestem amatorem chłosty,
- Nie musiał pan prowadzić żony do cyrkułu i kłaść pod obce rózgi, godziło się wychłostać ją samemu i jak należy. Mój mąż nigdy nie prowadzi mnie do cyrkułu.
- Często panią chłoszcze?
- Raz w tygodniu. Co sobotę.
(...) Bije - znaczy kocha.
(...) Moja mama kiedyś mi się zwierzyła: w ichnich czasach smuty nie godziło się chłostać żon, albowiem Rosja bezbożna była. Mam często powtarza: "Jeżeliby mnie twój ojciec chłostał co sobotę, dziś mieszkalibyśmy w dwupiętrowym domu".
(...) Wszystko godzi się robić, jak zapisano w kodeksie (...) Nasza babska sprawa - podporządkować się mężowi. Mój mąż to mężczyzna solidny, systematyczny. Gospodarny. I chłoszcze mnie tak samo - bez pośpiechu, jak należy".

Podstawowy argument w tym zezwierzęconym społeczeństwie to zarazem sedno jego kultury politycznej:

"A ja mam piąchę większą od twojej! O!"

Religia to jedynie instrument w rękach władzy:

"Szybko się pomodliła, złożyła dyg głęboki przed żywym portretem Monarchy na ścianie.
"Jakiż piękny jest Monarcha Wszech Rusi! Jak piękny i dobry! Jak mądry i czuły! Jak potężny i niezłomny".

Oto co powie bezpieczniak katujący spiskowca w podziemiach Łubianki:

"I wasza dusza, stworzona na obraz i podobieństwo Boże, sprzeciwia się onemu niszczycielskiemu dziełu, albowiem nie tylko niszczycie państwo rosyjskie, ale też duszę swoją błądzącą".

Władza jest wszystkim. Pięść jest wszystkim. Kreml jest wszystkim. Poza tym, pokazuje Sorokin, jest tylko pustkowie w świecie po apokalipsie zombie, w którym wygniłe mózgi pogrązają się w zapętlonym, solipsystycznym bełkocie:

"Zapatrzyłam na ten Kreml, i tak mi wszystko w głowie zajaśniało, jakby to boskie światło nadprzyrodzone (...) i wszyscy ludzie będą szczęśliwi na wieki wieków jeśli jedno nauczą się słusznie patrzeć na Kreml biały i nic innego nie trzeba (...) po białym Kremlu żeby jaśniało (...) żeby ludzie zaczęli wszystko rozumieć (...) i tak wiedzieć żeby ludzie nie mieli pytań i wszyscy ludzie zrozumieliby że nadeszła pełnia szczęścia i już nigdy nie odejdzie jeno trzeba patrzeć i patrzeć na Kreml i nic złego nie będzie (...) a wszystko będzie dobre i jawne wszystko zajaśnieje światłem białym i będzie wszystkim tam dobrze..."

Zdanie ostatnie:
"– Nie przenoś starej granicy, którą uczynili ojcowie twoi – rzekł Kubasow i cicho, radośnie się zaśmiał".

APOKALIPSA ZOMBIE

Zdanie pierwsze:
"Zimowy słoneczny promień poprzez okno oszronione przedarł się i w nosek Marfuszki trafił".

Motto (Astolphe'a de Custine'a):
"Lecz ile samowoli kryje się w tej ciszy, która mnie tak nęci i urzeka! Ileż gwałtu! Jakże złudny jest ten spokój!"

"Cukrowy Kreml" to kontynuacja "Dnia Oprycznika", opowieści z gatunku political fiction w typowo...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    159
  • Chcę przeczytać
    136
  • Posiadam
    62
  • Literatura rosyjska
    8
  • Ulubione
    7
  • Rosja
    4
  • 2014
    2
  • Fantastyka
    2
  • 2018
    2
  • Seria Don Kichot
    2

Cytaty

Więcej
Władimir Sorokin Cukrowy Kreml Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także