Na tę książkę czekałam z takim utęsknieniem, że aż sięgnęłam po oryginał, niecierpliwie przebierając nóżkami i nie chcąc czekać na tłumaczenie.
I oto John Corey powrócił, powrócił tez Asad Khalil, libański terrorysta, którego mój ulubiony bohater ścigał już w „Grze Lwa”. Asad Khalil wraca do Stanów, by dokończyć to, co rozpoczął 3 lata wcześniej – zabić ostatniego z pilotów, którzy zrzucili bomby na jego miasto, przez co zginęła jego rodzina. Przy okazji wycieczki połączonej z personalną zemstą – zamierza spełnić także obietnicę złożoną wówczas Johnowi Coreyowi – obietnicę, że go zabije.
Do kraju, dotkniętego atakiem 11 września 2001 r., ten libański terrorysta, jak się później dowiadujemy – wspierany przez Al Kaidę – wjeżdża bez cienia podejrzeń i bez problemów zaczyna realizować swoją szaloną i krwawą misję. Minie trochę czasu zanim dowiedzą się o tym władze i zanim zaalarmowany zostanie oddział, w którym pracuje John Corey. Nasz bohater w pewien weekendowy poranek wybiera się z żoną na skoki spadochronowe, realizuje „hobby” swojej kobiety z odpowiednim (jak zawsze) komentarzem, który pojawia się niekoniecznie tylko w jego głowie. Wycieczka ta kończy się tragicznie, bo w tym samym samolocie znajduje się jego wróg, który atakuje jego żonę – będąc już w powietrzu, poza samolotem – podcina gardło agentce Kate Mayfield, pani Corey.
Taki jest „The Lion” – krwawy, jeśli miałabym opisać go jednym słowem.
...

moja pełna recenzja na http://babski-magiel.pl/mybookcase

Na tę książkę czekałam z takim utęsknieniem, że aż sięgnęłam po oryginał, niecierpliwie przebierając nóżkami i nie chcąc czekać na tłumaczenie.
I oto John Corey powrócił, powrócił tez Asad Khalil, libański terrorysta, którego mój ulubiony bohater ścigał już w „Grze Lwa”. Asad Khalil wraca do Stanów, by dokończyć to, co rozpoczął 3 lata wcześniej – zabić ostatniego z...