Mądrość krwi. Gwałtownicy je porywają

Okładka książki Mądrość krwi. Gwałtownicy je porywają Flannery O'Connor
Okładka książki Mądrość krwi. Gwałtownicy je porywają
Flannery O'Connor Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy Seria: Współczesna Proza Światowa literatura piękna
381 str. 6 godz. 21 min.
Kategoria:
literatura piękna
Seria:
Współczesna Proza Światowa
Tytuł oryginału:
Wise blood; The violent bear it away
Wydawnictwo:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania:
1997-01-01
Data 1. wyd. pol.:
1997-01-01
Liczba stron:
381
Czas czytania
6 godz. 21 min.
Język:
polski
ISBN:
8306025407
Tłumacz:
Ewa Życieńska
Tagi:
literatura amerykańska obyczajowość człowiek
Średnia ocen

7,0 7,0 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,0 / 10
26 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
145
24

Na półkach:

Nie rozumiem co chciała przekazać autorka. Postacie wykrzywione i nierzeczywiste, czasami aż nieludzkie. Książka bardzo dobrze napisana, ale zostawia po sobie coś niepokojącego. Było kilka optymistycznych, wzruszających lub zabawnych fragmentów, ale całość ogólnie bardzo ciężka. Obawiam się, że osoby niewierzące po lekturze tej książki jeszcze bardziej utwierdzą się w swoim przekonaniu. A po informacjach, że autorka była zagorzałą katoliczką nie tego się spodziewałam. Książka na tyle "ryje beret", że pewnie na długo zapadnie mi w pamięci. :)

Nie rozumiem co chciała przekazać autorka. Postacie wykrzywione i nierzeczywiste, czasami aż nieludzkie. Książka bardzo dobrze napisana, ale zostawia po sobie coś niepokojącego. Było kilka optymistycznych, wzruszających lub zabawnych fragmentów, ale całość ogólnie bardzo ciężka. Obawiam się, że osoby niewierzące po lekturze tej książki jeszcze bardziej utwierdzą się w swoim...

więcej Pokaż mimo to

avatar
471
471

Na półkach:

Te dwie krótkie i niepozorne powieści są tak głęboko mroczne i obsesyjne, że po przeczytaniu siedzą bardzo mocno w głowie. Choć Flannery O' Connor określana jest jako pisarka religijna i oczywiście te motywy są tu kluczowe, interpretacje obu powieści nie są ani trochę jednoznaczne. Dużo mocniej odczytuję je jako rozważania o złu w naturze człowieka, fanatyzmie i obsesjach. Na dodatek bardzo odważne, przewrotne i wciąż aktualne. Momentami wręcz czuć tu pytania o sens religii, wiary, a przede wszystkim tej formy uczestnictwa w zorganizowanej, dość mocno sekciarskiej wspólnocie. No i mamy tu też ten duszny, specyficzny klimat południa Stanów, jeszcze dość rasistowski, trochę prymitywny, zabobonny, który też na pewno wpływa na losy bohaterów. A bohaterów Flannery uwielbiam! (Choć ciekawa jestem czy choć jednego z nich możnaby określić jako człowieka przyzwoitego czy chociaż normalnego). I sposób w jaki ich przedstawia (bardzo ubogie opisy, charakterystyka za pomocą konkretnego opisu zachowania, wspomnień). Świetna książka!

Te dwie krótkie i niepozorne powieści są tak głęboko mroczne i obsesyjne, że po przeczytaniu siedzą bardzo mocno w głowie. Choć Flannery O' Connor określana jest jako pisarka religijna i oczywiście te motywy są tu kluczowe, interpretacje obu powieści nie są ani trochę jednoznaczne. Dużo mocniej odczytuję je jako rozważania o złu w naturze człowieka, fanatyzmie i obsesjach....

więcej Pokaż mimo to

avatar
196
22

Na półkach:

Zanim wziąłem do rąk „Mądrość krwi” Flannery O'Connor, dowiedziałem się, że była katoliczką z południa — a właściwie Południa — Stanów Zjednoczonych, a wiara miała niebagatelny wpływ na jej twórczość. Byłem właśnie po schizofrenicznej i męczącej „Po tamtej stronie” Alfreda Kubina, dlatego tak zaanonsowane pisarstwo Amerykanki dawało nadzieję na tymczasowe poskładanie wszystkiego do kupy bez konieczności intensywnego używania mózgu. Wiadomo, twórczość religijna — więc ciosana obuchem, łopatą wpychająca do głów prawdę. Do takich symplifikacji może przylgnąć, i to bez złej woli, wyobraźnia współczesnego człowieka, karmionego telewizyjną tandetą (również pseudoreligijną) i jakby zapominającego o kilkunastu wiekach subtelnej sztuki religijnej, chociaż „Mądrość krwi” to oczywiście nie utwór religijny 'par excellence', tylko raczej typ twórczości 'sophisticated' w wydaniu świeckim, w której wątek religijny ma duże znaczenie. Tak czy inaczej, uzbrojony w beztroskie przekonanie o łatwości zbliżającego się czytelniczego doświadczenia poległem już na pierwszych stronach tej powieści, jej lektura z pewnością nie jest bowiem okazją do odpoczynku dla naszego umysłu. Trzeba mi było nie tylko zmienić nastawienie, ale jak się finalnie okazało — przeczytać „Mądrość krwi” jeszcze raz.

Autorka w krótkiej przedmowie podaje co prawda trop, zdradzając, że to utwór o chrześcijaninie 'malgré lui'*, ale ta wiedza nie rozjaśni nam magicznie wszystkich wątków, nie wytłumaczy sposobu narracji i nie da odpowiedzi na pytanie, dlaczego bohaterowie są przedstawiani tak, a nie inaczej. A jest to wszystko dziwne, może nawet należałoby powiedzieć — nieprzyjemne. Główny bohater, Hazel Motes, wraca z wojny do kraju. Pierwszy raz widzimy go w pociągu, gdzie daje się poznać jako postać mrukliwa i antypatyczna. Hazel wychowywał się w religijnym domu, jego dziadek był kaznodzieją, ale on sam, zmęczony ideą „czyhającego” na niego Jezusa, stracił na wojnie wiarę. Teraz gotowy jest udowadniać wszystkim, że Chrystus nie zbawił ludzkości, że był kłamcą i że można być uczciwym człowiekiem, nie wierząc w Boga, chociaż, o ironio, napotykane osoby biorą Motesa za… pastora. Niby tłumaczą to jego charakterystycznym kapeluszem, ale można domniemywać, że przyczyna jest głębsza i że „metafizyczne” zaangażowanie (nawet jeśli deklaratywnie antyreligijne) emanuje z jego wnętrza i właśnie mimo woli.

Hazel poznaje w jednym z miast Południa niewidomego wędrownego kaznodzieję i jego córkę, którzy na wciskaniu ludziom pseudoreligijnych banałów zarabiają na życie. Dla rozdrażnionego tym Motesa jest to impuls do rozpoczęcia analogicznej agitacji, tyle że w drugą stronę. Zakłada Kościół bez Chrystusa i naucza przechodniów z maski dopiero co zakupionego essexa, że jedyną prawdą jest to, że nie ma żadnych prawd. Nieco wcześniej zaczepia go też młody chłopak, Enoch Emery, usilnie pragnący poznać kogoś w nieprzyjaznym mu mieście. Motes nie jest jednak zainteresowany tą znajomością, w ogóle zdaje się niezainteresowany wchodzeniem w relacje z kimkolwiek, a jeśli to robi, to z jakiegoś wewnętrznego przymusu, jakby chciał coś udowodnić. Tak się dzieje w przypadku prostytutki, u której decyduje się zamieszkać, a potem córki wspomnianego wcześniej wędrownego kaznodziei, którą postanawia uwieść, podobne znaczenie można przypisać także impulsywnej decyzji o kupnie samochodu.

Próby odczytania wszystkiego, co ma do zaoferowania ten utwór, w tak krótkim tekście z pewnością spaliłyby na panewce, nie wspominając o tym, że wiele wątków nadal ukrytych jest dla mnie za siecią symboli. Z pewnością jest to powieść drogi — w tym znaczeniu, że główny bohater przybywa skądś i dokądś zmierza, nie ma właściwego domu, nazywa nim wprawdzie zakupionego essexa, ale można przypuszczać, że to tylko tymczasowa przystań, poniekąd iluzoryczna. Ostatnie strony przyniosą wyraźną sugestię, gdzie w istocie cały czas dążył Hazel Motes, i to jest to 'malgré lui' jego chrześcijaństwa. Mimo że próbował za wszelką cenę udowodnić innym, a być może przekonać samego siebie, że nie ma nic poza tym, co jest tu i teraz, to finał uzmysławia nam, że szukał właśnie tego właściwego domu poza znaną nam rzeczywistością. Tym do pewnego stopnia daje się tłumaczyć jego oschłość i nieobecny wzrok — Motes patrzył na to, co dla innych było niewidoczne, nie interesowała go doczesność, czego wyrazem był też końcowy akt samookaleczenia. Jego przeciwieństwem jest młody chłopak, Enoch, który także jest na swojej drodze, tyle że jego poszukiwanie tożsamości wiedzie przez życie, między ludźmi. On nie zatapia się w introspekcji, ale reaguje instynktownie (kierowany tytułową mądrością krwi, chociaż to określenie można odnieść też do odkupieńczej krwi Chrystusa),jest aktywny i chętny do wchodzenia w relacje z innymi, niestety nie może znaleźć zrozumienia.

Te dwie postaci w amerykańskiej literaturze przedmiotu doczekały się licznych interpretacji, z których gros stanowiły te sytuujące Hazela i Enocha w opozycji do siebie — nie tylko jako wyrazicieli 'vita contemplativa' i 'vita activa', ale wręcz pierwiastka duchowego (Hazel) i materialistycznego czy nawet pogańskiego (Enoch),sacrum i profanum. Może to budzić w wielu czytelnikach pewien dyskomfort, bo Enoch to właściwie jedyna postać w powieści, do której można poczuć lekką sympatię, zresztą sama O'Connor bynajmniej nie dystansowała się od Enocha w listach do przyjaciół. O ile więc trudno zaprzeczyć, że ci dwaj bohaterowie są swoim przeciwieństwem, to już łatwe przypisanie jednemu pozytywnych konotacji, a drugiemu negatywnych można uznać za zbytnie uproszczenie. Niewątpliwie obaj stanowią egzemplifikację losów współczesnego człowieka, żyjącego w świecie postreligijnym (postchrześcijańskim),po omacku i czasami w naiwny sposób szukającego prawdy, skrawków „metafizyki” i własnej tożsamości.

Czytelnik może być gotowy przyjąć tę nadprogramową dawkę symboli i głębi przekazu (chociaż autorka deklarowała przywiązanie do prostoty),ale podczas lektury „Mądrości krwi” będzie musiał się jeszcze zmierzyć z jej stylem. A to może być bariera początkowo nie do przejścia, i raczej nie wynika to tylko z nie najlepszego wydania tej pozycji w języku polskim. Poinformowani na początku przez O’Connor, że będziemy mieć do czynienia z utworem humorystycznym, z zaskoczeniem zauważymy po stu czy stu pięćdziesięciu stronach, że jeszcze nic nas nie rozśmieszyło. Charakterystyczna dla 'southern gothic' mieszanka czerni, groteski (ale nie w czytelny sposób wykoślawiającej rzeczywistość),absurdu, a przy tym nieprzyjemnego naturalizmu i eksponowanej społecznej atrofii czynią humor tej powieści trudno przyswajalnym, nie od razu uchwytnym — dopiero druga jej lektura przyniosła momenty, podczas których byłem w stanie się uśmiechnąć.

Faktycznie, jeśli spojrzy się na nieliczne oceny tej powieści w polskim kręgu czytelniczym, dostrzeże się, jak pełen ambiwalencji może być jej ogólny odbiór — od odrzucenia po fascynację. Czasami — jak w moim przypadku — w ramach jednego czytelniczego doświadczenia. Tak czy inaczej, warto dać powieści O'Connor szansę, tym bardziej że nie jest długa, nawet jeśli początkowo, jak jej bohaterowie w życiu, czujemy się podczas lektury mocno zagubieni.

*Flannery O’Connor, Mądrość krwi, tłum. Ewa Życieńska, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1997, s. 7.

Tekst został również opublikowany na stronie biblionetka.pl i blogu: http://www.bezskladu.pl/

Zanim wziąłem do rąk „Mądrość krwi” Flannery O'Connor, dowiedziałem się, że była katoliczką z południa — a właściwie Południa — Stanów Zjednoczonych, a wiara miała niebagatelny wpływ na jej twórczość. Byłem właśnie po schizofrenicznej i męczącej „Po tamtej stronie” Alfreda Kubina, dlatego tak zaanonsowane pisarstwo Amerykanki dawało nadzieję na tymczasowe poskładanie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
379
30

Na półkach: ,

Nie dla każdego, ale idealna dla mnie. Niestety tłumaczenie nie jeden raz zgrzytało. Trudno jednak oddać w 100% specyfikę południa nie posługując się językiem amerykańskim.

Nie dla każdego, ale idealna dla mnie. Niestety tłumaczenie nie jeden raz zgrzytało. Trudno jednak oddać w 100% specyfikę południa nie posługując się językiem amerykańskim.

Pokaż mimo to

avatar
713
43

Na półkach: ,

Ja tu nie widzę żadnego humoru...
Mimo, że to klasyka literatury amerykańskiej, jakoś nie mogłam przez nią przebrnąć. Irytował mnie prymitywny język postaci (czytałam w oryginale),prymitywne postacie, irracjonalne zachowania. Rozumiem, że chodziło o przejaskrawienie zachowań, etc. Cieszę się, że już skończyłam.

Ja tu nie widzę żadnego humoru...
Mimo, że to klasyka literatury amerykańskiej, jakoś nie mogłam przez nią przebrnąć. Irytował mnie prymitywny język postaci (czytałam w oryginale),prymitywne postacie, irracjonalne zachowania. Rozumiem, że chodziło o przejaskrawienie zachowań, etc. Cieszę się, że już skończyłam.

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    87
  • Przeczytane
    37
  • Posiadam
    14
  • Ulubione
    2
  • Literatura amerykańska
    2
  • 2020
    2
  • Teraz czytam
    1
  • Lata '60 XX [1001]
    1
  • Obyczajowe
    1
  • Obyczajowe
    1

Cytaty

Więcej
Flannery O'Connor Mądrość krwi. Gwałtownicy je porywają Zobacz więcej
Flannery O'Connor Mądrość krwi. Gwałtownicy je porywają Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także