rozwińzwiń

Nasi przyjaciele na wsi

Okładka książki Nasi przyjaciele na wsi Gary Shteyngart
Okładka książki Nasi przyjaciele na wsi
Gary Shteyngart Wydawnictwo: Wydawnictwo Filtry literatura piękna
480 str. 8 godz. 0 min.
Kategoria:
literatura piękna
Tytuł oryginału:
Our Country Friends
Wydawnictwo:
Wydawnictwo Filtry
Data wydania:
2023-05-17
Data 1. wyd. pol.:
2023-05-17
Data 1. wydania:
2022-09-06
Liczba stron:
480
Czas czytania
8 godz. 0 min.
Język:
polski
ISBN:
9788396743312
Tłumacz:
Katarzyna Makaruk
Średnia ocen

6,2 6,2 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,2 / 10
41 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
741
731

Na półkach:

Zaczęła się wciągająco i dobrnęłam do końca wciąż mając nadzieję na coś! Właśnie na coś, co pozwoli mi pojąć po co aż tyle ktoś napisał o czymś co mogło zmieścić się w opowiadaniu? Przeczytałam, ale nie jest to książka, która zostanie ze mną na dłużej, zabrakło w niej jakiejś głębszej refleksji. Jak dla mnie za dużo w niej dłużyzn, niezrozumiałych wątków, niewiele wnoszących zdarzeń. Miałam wrażenie, że oglądam banalny film, podobny do kilku innych, które już ktoś wymyślił i opisał, ale w o wiele ciekawszy sposób i przede wszystkim oryginalny. Upstrzona, przegadana, nafaszerowana seksem i na siłę upchanymi nawiązaniami do czegoś lub do kogoś. Zabarwiona kompleksami imigrantów, którzy choć dorobili się pewnego poziomu życia, sławy, ciągle nie czują się rodowitymi amerykanami, ciągle czują braki mentalne, wracają do swoich przeżyć z przeszłości. Chociaż mogliby cieszyć się tym co mają, wracają do jakiś "upokorzeń", mniej lub bardziej skrywanych słabości do "bajki o amerykańskim sukcesie", który według nich nie spełnił się. Ciągle czegoś oczekują, na coś tęsknie spoglądają, czegoś pożądając jako wciąż niedopełnieni i nienasyceni.

Grupa kilku osób w obliczu pandemii Covid-19 zaszywa się na wsi u właściciela małej osady domków. Właścicielem domków jest autor scenariuszy i książek, a podejmuje ich w imię dawnych lub obecnych powiązań emocjonalnych. Wśród bohaterów mamy osoby pochodzenia hinduskiego, koreańskiego i chińskiego, zaś gospodarze są rosyjsko-żydowskiego. Ludzie zapatrzeni w siebie, skupieni na swoich sukcesach lub w ciągłej pogoni za nimi. Poszukujący sławy, uznania, i ciągłego potwierdzenia swojej sławy. W głębi zaś samotni, bez trwalszych powiązań i związków emocjonalnych. Przywiązani do swoich agentów w strachu, że przestaną dzwonić. Zamykają się w tej oazie spokoju z dobrym jedzeniem, swobodnym życiem w sielskim krajobrazie, odcięci od świata, którym wstrząsają problemy pandemii. Nie docierają do nich wiadomości, bo brakuje zasięgu, żyją jak "u Pana Boga za piecem", nie pomni na kryzysy, kłopoty, strach przed tym co będzie, zażywają przyjemności w każdej możliwej postaci. Słuchają muzyki, snują opowieści, uprawiają seks, wspominają, rozważają. Nie interesuje ich to co obok, bo mają wszystko czego potrzebują, niektórzy są nawet szczęśliwsi niż byli dotąd. Itd...

Książka reklamowana jako opis wydarzeń powiązanych z niedawną pandemią, ale dla mnie tam o niej było najmniej. Niemniej mimo, że ogólnie nie wiele wniosła w moje czytelnicze życie do dyskusji w klubie okazała się doskonała, może właśnie dlatego, że dała się krytykować?!

Zaczęła się wciągająco i dobrnęłam do końca wciąż mając nadzieję na coś! Właśnie na coś, co pozwoli mi pojąć po co aż tyle ktoś napisał o czymś co mogło zmieścić się w opowiadaniu? Przeczytałam, ale nie jest to książka, która zostanie ze mną na dłużej, zabrakło w niej jakiejś głębszej refleksji. Jak dla mnie za dużo w niej dłużyzn, niezrozumiałych wątków, niewiele...

więcej Pokaż mimo to

avatar
79
42

Na półkach: , , ,

W bólach dokończona. Świetnie zapowiadająca się fabuła naćkana niepotrzebnymi metaforami, akapitami, opisami snów i zdaniami typu "ciało oddane w dzierżawę życiu". No i nie rozumiem dołączanego posłowia w książkach Filtrów, zwłaszcza takich jak ta. Engelking tłumaczy nam książkę, jakby była lekturą wydaną w Gregu, a przecież nawiązania do Czechowa nie czynią z niej wielkiej literatury. Pozostawia jedynie wrażenie usilnego pretendowania do takowej.

W bólach dokończona. Świetnie zapowiadająca się fabuła naćkana niepotrzebnymi metaforami, akapitami, opisami snów i zdaniami typu "ciało oddane w dzierżawę życiu". No i nie rozumiem dołączanego posłowia w książkach Filtrów, zwłaszcza takich jak ta. Engelking tłumaczy nam książkę, jakby była lekturą wydaną w Gregu, a przecież nawiązania do Czechowa nie czynią z niej wielkiej...

więcej Pokaż mimo to

avatar
671
324

Na półkach: ,

Nie wybrałabym tej książki do czytania, gdyby nie DKK. Trudno tu mówić o satysfakcji czytelniczej, raczej to była duża frustracja. Książka stała się przedmiotem ciekawej dyskusji, ale nikt z klubowiczów jej specjalnie nie polubił.
To bardzo współczesna proza, pokazuje grupkę osób o twórczych zawodach w izolacji na amerykańskiej prowincji na wschodnim wybrzeżu, w czasie pandemii koronawirusa, z odniesieniami do bieżącej sytuacji politycznej i wydarzeń, takich jak np. zabicie przez policję George'a Floyda.
Autor odmalowuje barwne środowisko, mocno zróżnicowane kulturowo, o imigranckich korzeniach – są to Amerykanie pochodzenia rosyjsko-żydowskiego, hinduskiego, koreańskiego i chińskiego.
Pisarz Sasha Senderovski, z żoną Mashą i 8-letnią córką (Chinką),zaprasza do swojej posiadłości tzw. kolonii – Domu na Wzgórzu z kilkoma domkami - 5 osób, dosyć ekscentrycznych postaci: pisarkę, wykładowcę, twórczynię aplikacji randkowej, aktora, bogacza. Gości ich przez kilka miesięcy, w otoczeniu amerykańskich prawicowych sąsiadów, manifestujących swoją przynależność narodową flagami i powiązanych z Patriotic Defence Leage. Mieszkańcy kolonii czuję się zagrożeni przez otaczających ich stałych mieszkańców.
Gospodarze i goście leniuchują, rozmawiają, romansują. Jadają wykwintne posiłki, takiego rozbuchania kulinarnego, takiej rozmaitości jedzenia z różnych miejsc świata dawno nie spotkałam w literaturze. Klimat powieści jest iście Czechowowski.
Fabuła jest niezbyt wciągająca i dosyć pogmatwana, czasami trudno się zorientować w powiązaniach i uwikłaniach bohaterów, szczególnie podczas przeskoków chronologicznych. To satyryczne, sarkastyczne spojrzenie na grupę nowych Amerykanów, mocno tkwiących w swoich starych kulturach mimo mieszkania od kilkudziesięciu lat w USA. Poza bagażem imigranckiego pochodzenia ich problemy są uniwersalne: poszukiwanie bliskości, miłości, przyjaźni, satysfakcji z życia, walka o sukces i harmonię życiową. Bohaterowie nie wierzą w sens swojej pracy, dręczy ich beznadzieja i niewiara w powodzenie a także lęki związane z pandemią i prawicowym zwrotem w polityce.
Z jednej strony bohaterowie są odcięci od prawdziwego świata, ale cały czas widać wokół drapieżne reklamy, wszechobecne media i szaleństwo teorii spiskowych.
Tym razem nie pochwalę języka, jest dosyć barwny, z metaforami i licznymi odwołaniami do kultury, ale dla mnie czasami trudnymi do rozszyfrowania. Co może znaczyć np. „Ja jestem tylko jego bratem z piegowatej matki?” – s. 251 lub „stopy pokryte nasieniem innych zwierząt”– s. 395.
Mam wrażenie, że tłumaczka wiele anglicyzmów mogła zastąpić polskimi odpowiednikami. Kilka przykładów: zbakani 256, 260, uspawany 368, skauteryzowany, rekalibrował świadomość 411, izabelowaty koń 221, drejdel 226, ruminować (z okładki). A do tego pilotki na nosie, gibsony, chinosy i brogsy. I wiele innych. Sięgałam do Internetu, ale nawet tam czasami nie mogłam ustalić znaczenia słów. Zastanawiam się, czy ja jeszcze znam język polski? A może redakcja powinna zrobić przypisy?
W posłowiu Gołębioszarzy Wojciech Engelking zabawnie określa mieszkańców kolonii jako anywheres – zewsządników, których pandemia unieruchomiła na wsi i somewheres – lokalsiaków, przyspawanych na stałe do miejsca zamieszkania, co zaowocowało sukcesem populizmu.
Pisarz jest uznanym amerykańskim autorem, nie powinnam zniechęcać do czytania tej książki. Sprawdzcie sami, może docenicie tę powieść bardziej niż ja.

Cytaty:
„Kręcić się od jednej rzeczy do drugiej, żeby związać koniec z końcem. Zwykła dola większości z nas.” – s. 226
„Opublikował wówczas wspomnienia opisujące trudne relacje z matką i ojcem, ale nawet najzabawniejsze wykłady kończył poważną nutą, dziękując rodzicom, za jedną słuszną rzecz jaką zrobili w życiu, to znaczy za to, że narazili się na upokorzenia emigracji, żeby przywieźć go tu, na tę ziemię, i wychowywać z dala od rozpadającej się ojczyzny.” – s. 270
„A do tego, gdziekolwiek się obrócili, czekał na nich ten człowiek, Beel Geates, z monstrualnie długą igłą i szczepionką. Wykorzystując fałszywego wirusa, którego rozsiewał jego przyjaciel Dżordż Csaros, okularnik Beel chciał ich zaszczepić prosto w popku, żeby zamienić w marksistowskie zombie, szczęśliwe, że mogą żyć w społeczeństwie pozbawionym „prawdziwych mężczyzn.”” – s. 277
„Każda relacja jest transakcją i nikt nie daje więcej niż musi.” – s. 279
„”Ty i ja jesteśmy tacy sami. Cokolwiek robimy, nie ma różnic między nami”, śpiewały ciepło czarne głosy, a tańczący wierzyli, że będą mogli dalej żyć i jeszcze mocniej stopić się z mieszkańcami tego kraju…” – s. 458

Nie wybrałabym tej książki do czytania, gdyby nie DKK. Trudno tu mówić o satysfakcji czytelniczej, raczej to była duża frustracja. Książka stała się przedmiotem ciekawej dyskusji, ale nikt z klubowiczów jej specjalnie nie polubił.
To bardzo współczesna proza, pokazuje grupkę osób o twórczych zawodach w izolacji na amerykańskiej prowincji na wschodnim wybrzeżu, w czasie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
262
262

Na półkach:

Koncepcja powieści znana od co najmniej XIX wieku - grupa przyjaciół w przededniu pandemii wyjeżdża na wieś. Wokół zaczyna rozprzestrzeniać się chaos, niebezpieczeństwo, a oni są jakby poza tym. Wyszukane jedzenie, niekończące się rozmowy, romanse, fin de sicle w pełni. Uprzywilejowana grupa znudzonych, dekadenckich, nieco anarchistycznych ludzi i, co może irytować, zachwycających się rosyjską kulturą. Wiele wątków, pomysłów, tematów, nie wszystkie doprowadzone do końca swojego lub książki.

Ta opowieść o wieloetnicznej i wielokulturowej grupce przyjaciół w założeniu miała być satyrą na Amerykę. Choć były momenty wzruszające, zabawne to jednak im dalej, tym trudniej utożsamiać się z ich wartościami, poglądami, ocenami. Są dziwni, neurotyczni. Miało być coś między „Dekameronem”, Allenem, „Czarodziejską Górą” i Czechowem, a wyszło przegadane, groteskowe.

A może to kwestia innego spojrzenia na pandemię, postrzegania bliskich, przyjaciół? Coś tu wyraźnie nie zagrało. Może za wcześnie?

Koncepcja powieści znana od co najmniej XIX wieku - grupa przyjaciół w przededniu pandemii wyjeżdża na wieś. Wokół zaczyna rozprzestrzeniać się chaos, niebezpieczeństwo, a oni są jakby poza tym. Wyszukane jedzenie, niekończące się rozmowy, romanse, fin de sicle w pełni. Uprzywilejowana grupa znudzonych, dekadenckich, nieco anarchistycznych ludzi i, co może irytować,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
3138
1426

Na półkach:

Bardzo przeciętna. Uprzywilejowani czlonkowie klasy średniej izolują się podczas pandemii w wiejskiej posiadłości. Ukazuje to oczywiście podział na tych, których było stać na to, by spędzić ten czas w swoich domach i tych, którzy musieli gnieść się w mieszkankach w mieście. W tym kontekście wcale się nie dziwię, że książka może wzbudzać irytację, a może nawet gniew. Bohaterowie bowiem są zaabsorbowani tylko sobą, w ogóle nie interesuje ich to, co dzieje się na świecie, w związku z pandemią, i oczywiście prezentują wobec niej typową dezynwolturę "mnie to nie dotyczy". Więc, kiedy w końcu wirus dopada ich ich, to tylko dzięki takiemu lekceważącemu podejściu. Poza tym postacie są antypatyczne, koturnowe, nie ma tu nawet ciekawych relacji między nimi, wszystko jest jakieś takie płaskie i puste(pewnie dlatego, że jak ww. są oni zainteresowani głównie samymi sobą). Czytałam już nudniejsze książki, ale... ostatnie strony już raczej przekartkowałam, tym bardziej, że są one wypełnione onirycznymi wizjami, nic nie wnoszącymi do całości. Pretensjonalne, nie śmieszne.

Bardzo przeciętna. Uprzywilejowani czlonkowie klasy średniej izolują się podczas pandemii w wiejskiej posiadłości. Ukazuje to oczywiście podział na tych, których było stać na to, by spędzić ten czas w swoich domach i tych, którzy musieli gnieść się w mieszkankach w mieście. W tym kontekście wcale się nie dziwię, że książka może wzbudzać irytację, a może nawet gniew....

więcej Pokaż mimo to

avatar
22
17

Na półkach:

Sięgnąłem po tą pozycję zachęcony, krótką recenzją lub wzmianką (nie pamiętam dokładnie) w radiu 357.
Kupiłem, przeczytałem i odłożyłem na półkę z napisem "oddam za darmo lub zostawię w hostelu".

Książka kompletnie nie z naszych realiów, nawet nie wiem z czyich? Pomożecie? Poproszę.

Nic śmiesznego. Że niby o pandemii ? Bzdura!

Tak jest o kompleksach, ale nie o wszystkich, raczej pomógłby nam nasz wieszcz tutaj, Julian:

Straszne mieszkania. W strasznych mieszkaniach
Strasznie mieszkają straszni mieszczanie.
Pleśnią i kopciem pełznie po ścianach
Zgroza zimowa, ciemne konanie.

Od rana bełkot. Bełkocą, bredzą,
Że deszcz, że drogo, że to, że tamto.
Trochę pochodzą, trochę posiedzą,
I wszystko widmo. I wszystko fantom.

Sprawdzą godzinę, sprawdzą kieszenie,
Krawacik musną, klapy obciągną
I godnym krokiem z mieszkań - na ziemię,
Taką wiadomą, taką okrągłą.

I oto idą, zapięci szczelnie,
Patrzą na prawo, patrzą na lewo.
A patrząc - widzą wszystko oddzielnie
Że dom... że Stasiek... że koń... że drzewo...

Jak ciasto biorą gazety w palce
I żują, żują na papkę pulchną,
Aż papierowym wzdęte zakalcem,
Wypchane głowy grubo im puchną.

I znowu mówią, że Ford... że kino...
Że Bóg... że Rosja... radio, sport, wojna...
Warstwami rośnie brednia potworna,
I w dżungli zdarzeń widmami płyną.

Głowę rozdętą i coraz cięższą
Ku wieczorowi ślepo zwieszają.
Pod łóżka włażą, złodzieja węszą,
Łbem o nocniki chłodne trącając.

I znowu sprawdzą kieszonki, kwitki,
Spodnie na tyłkach zacerowane,
Własność wielebną, święte nabytki,
Swoje, wyłączne, zapracowane.

Potem się modlą: "od nagłej śmierci...
...od wojny... głodu... odpoczywanie"
I zasypiają z mordą na piersi
W strasznych mieszkaniach straszni mieszczanie.


Tak to chyba dla tych. Kompletnie.

Sięgnąłem po tą pozycję zachęcony, krótką recenzją lub wzmianką (nie pamiętam dokładnie) w radiu 357.
Kupiłem, przeczytałem i odłożyłem na półkę z napisem "oddam za darmo lub zostawię w hostelu".

Książka kompletnie nie z naszych realiów, nawet nie wiem z czyich? Pomożecie? Poproszę.

Nic śmiesznego. Że niby o pandemii ? Bzdura!

Tak jest o kompleksach, ale nie o...

więcej Pokaż mimo to

avatar
508
508

Na półkach:

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że to wszystko już gdzieś było. Grupka osób skupiona razem na niewielkiej przestrzeni wiejskiego raju Sashy Senderovsky`ego. Kolonia domków, będąca spełnieniem marzeń ich właściciela. Trudny czas pandemicznych ograniczeń pragnie on spędzić w gronie przyjaciół, być może przywrócić czar bliskości sprzed dwudziestu lat, bliskości, która nieco już się nadwątliła.
Towarzystwo jest dość różnorodne, większość zna się jeszcze ze szkoły, a więc łączy ich szczególna więź i wspomnienia. Jest też była studentka Sashy, Dee, zapatrzona w swego mentora, Ed, przyjaciel o trzech paszportach i spadkobierca fortuny, mający niezwykłe kulinarne zdolności, a także rozchwytywany aktor, przekonany o swoim nieodpartym uroku, związany z Sashą pracą nad scenariuszem. Nie zapominajmy o gospodarzach, Sasha i Masha to rosyjscy emigranci z żydowskim rodowodem, małżeństwo w fazie nudnawej stabilności, a Nat to adoptowana przez nich azjatycka córka, kilkulatka będąca w fazie niezdecydowania co do swojej tożsamości i nie mająca łatwych relacji z otoczeniem. Każdy dźwiga na barkach własne problemy, które przywiózł ze sobą w bagażu. Spokojnej sielance nie sprzyja też lęk przed niewiadomym, jaki budzi fakt rozbuchanej pandemii i atmosfera światowej, zbiorowej histerii. Czyżby świat miał się skończyć właśnie teraz, gdy nasi bohaterowie nie mają nawet pewności, czy weszli już na drogę spełniania swych życiowych marzeń i ambicji? Tak naprawdę, to ich życie, większości, przypomina dość bezpieczną małą stabilizację, taką wegetację z dnia na dzień bez celu, od śniadania do kolacji, utarte koleiny, w których wygodnie wędruje się noga za nogą, noga za nogą…
Jeszcze nie tak dawno mieliśmy wszyscy podobne obawy, frustrował nas przymus izolacji, maseczek, szczepień. Jak zachować dystans, gdy śmiejemy się przy wspólnym stole i tak bardzo chcemy objąć przyjaciół, poklepać ich serdecznie po ramieniu? To stwarza dodatkowe napięcia. Masha próbuje, z miernym jednak skutkiem, wymusić na reszcie zachowanie ostrożności. Możemy się domyślać, że dłuższe przebywanie grupy we własnym towarzystwie będzie generowało konflikty, zderzenie poglądów, ewoluowanie uczuć i inne zaskoczenia, zaś skrywane głęboko na strychu i w świstaczych norkach sekrety w końcu z hukiem wybuchną, rujnując kruchą harmonię. I dokładnie tak się dzieje. Jest jednak jedno ogromne zaskoczenie. To niesamowite, cieplutko-ironiczne poczucie humoru autora-obserwatora, które czyni tę powieść unikatową.
Teraz jest właśnie najlepszy czas, przymusowego spowolnienia, inercji, by przyjrzeć się swemu dotychczasowemu życiu, dokonać podsumowań, skonfrontować je z tym, co obiecywali sobie 20 lat temu, młodzi i pełni nadziei, autor zaś potrafi nadać refleksjom swoich bohaterów ogólniejszy wyraz i zdystansować się od nich z wyrozumiałością. Z pewnością lustrem dla każdego z nich jest tu współobecność reszty mieszkańców, z którymi podejmują wzajemnie różne gry i niechcący niekiedy za bardzo odkrywają się z uczuciami, o które wcześniej nawet się nie podejrzewali.
Wokół zaś wiosna niespodzianie zaczyna przechodzić w początki lata, czerwieniejąc klonami, za nic mając covidowy dramatyzm i zapowiedzi nieodwracalnych zmian, trzymając się ze spokojem swego zwykłego harmonogramu. I jest zupełnie tak, jak czyta Vinod jak w „Wujaszku Wani”: „Ogród. Widać część domu z tarasem. W alei pod starą topolą (…)Minęła piętnasta. Pochmurno.” Nawet jego, nie żyjącego przecież złudzeniami, mającego pełną świadomość swego jedynego płuca i postępującej choroby, ta schematyczna periodyczność przyrody uspokaja.
Ze zdumieniem orientujemy się, że właśnie Sasha, jeszcze niedawno tak cieszący się na przyjazd gości, zaczyna czuć się wśród nich najbardziej nieswojo. Wszelkie porównania siebie, jakie czyni względem każdego z nich z osobna, lokują go dużo poniżej oczekiwań, jako niespełnionego marzyciela, który nie tylko zaprzepaścił głupio większość swoich szans, ale też zdradził ufającego mu przyjaciela. Przeglądając się w oczach innych, stanowczo się sobie nie podoba. Nie on jeden zresztą. Wspólny pobyt w posiadłości okazuje się być nie lada konfrontacją.
Pobyt się przedłuża i atmosfera coraz bardziej gęstnieje. Tutaj, w zamkniętej enklawie, nabrzmiewają wzajemne urazy, bolą niespełnione pragnienia i niefortunnie lokowane uczucia, kłębią się wspomnienia, te dobre i te, o których lepiej byłoby zapomnieć. 120 mil dalej, w dole rzeki, stawka toczy się jednak o coś więcej. Umierają ludzie, strach pada na wszystkich, wprawiając ich w stan nerwowego podniecenia. Huraganowy wiatr, łamiący korony nawet stosunkowo dużych drzew, wyjący potępieńczo i przewracający wszystko na swojej drodze, stanowi idealną muzyczną oprawę tego pandemonium. W porównaniu z tym obrazem jałowe dyskusje, toczone za suto zastawionym delicjami stołem przez rozleniwionych mieszczuchów w pretensjach, wydają się wręcz grzeszne, a snucie kolejnych intryg, nawiązywanie przelotnych romansów, owe zazdrości, dogadzanie sobie i ogólne rozmemłanie sprawia wręcz żałosne wrażenie. Więc to jest owa próżniacza klasa wyższa, ludzie sukcesu, udający kogoś innego dla taniego efektu. Wokół nich zaś, różnokolorowej imigranckiej braci, toczy się prawdziwa wojna rozpołowionej Ameryki, wojna o światopogląd, o rząd dusz, o zmarginalizowanie „inności”, „obcości” tych, którzy odbierają reszcie prawa obywatelskie i wolność, posługując się jakimś wyimaginowanym wirusem.
Niektórzy, jak Vinod, czują wyrzuty sumienia. „Dlaczego on był tutaj a oni tam? Bo jego rodzice mieli dokumenty? Bo wykształconym Hindusom w wielkim porządku rzeczy przypadało miejsce przed niewykształconymi Meksykanami?” Inni zaś w ogóle nie zaprzątali sobie tym głowy. Krążąc tak wokół siebie, dość nieufni, rozluźniając się niekiedy dopiero po odpowiedniej ilości alkoholu, którego bogaty zapas zgromadził zapobiegliwy gospodarz, sondują nawzajem swoje uczucia, przekraczają niejeden raz dopuszczalne granice i robią wiwisekcję życia, każdy własnego, jakby to były już ich ostatnie chwile. Może to jedyny taki moment, gdy można całkowicie odsłonić się przed drugą osobą, jednak co będzie, gdy się rozczarują i prysną złudzenia, jakimi się karmili? Co wówczas pozostanie? Może to prawda, że Każda relacja jest transakcją i nikt nie daje więcej niż musi”, a my po prostu idealizujemy życie. Śledząc rozwój sytuacji w powieści, sami próbujemy to zrozumieć, a autor raz i drugi wiedzie nas na manowce, podpowiadając sprzeczne tropy. Wychodzi mu to idealnie, podobnie jak sinusoidalne napięcie. Gdy wydaje nam się, że akcja osiąga już swój kulminacyjny moment, ona jakby na chwilę zamiera i wypuszcza powietrze, zanim eksploduje, by niedługo potem znów wspinać się w górne rejestry. To zabieg, który nie pozwoli nam zmniejszyć zaangażowania w lekturę i każe spodziewać się lada moment kolejnego zwrotu akcji, kolejnego zaskoczenia.
Jeśli nawet początkowy szok towarzyszący uświadomieniu sobie kruchości świata, zapoczątkował próby zmieszczenia reszty swego życia w tych ostatnich tygodniach, przeżycia wszystkiego naraz, tego co mogłoby naszych bohaterów ominąć, czego obawiali się spróbować ze względu na własne zahamowania, lęk przed opinią społeczną lub niepełną świadomość określonych pragnień, a wrażenie jakiegoś ślepego szaleństwa jest pierwszym, jakie przychodzi czytelnikowi do głowy, to stopniowo widać powrót zdrowego rozsądku. I nie tylko to. Wyraźne jest wywrócenie pewnej bariery, przeszkody, która zabraniała bohaterom naturalności, bycia sobą, kazała wchodzić w wybrane przez nich bądź narzucone z zewnątrz role. Dzięki temu mogą wreszcie skonfrontować się ze swoimi prawdziwymi uczuciami, oczyścić się z trucizn i dostrzec, jak wyjątkowe są i zawsze były ich relacje. Wydarzyło się sporo zła. „Co z tego? Ludzie ranią się nawzajem, a nikt bardziej niż członkowie rodziny. Bo to była jego prawdziwa rodzina.
Ksiażkę otrzymałam od portalu: https://sztukater.pl/

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że to wszystko już gdzieś było. Grupka osób skupiona razem na niewielkiej przestrzeni wiejskiego raju Sashy Senderovsky`ego. Kolonia domków, będąca spełnieniem marzeń ich właściciela. Trudny czas pandemicznych ograniczeń pragnie on spędzić w gronie przyjaciół, być może przywrócić czar bliskości sprzed dwudziestu lat, bliskości, która nieco...

więcej Pokaż mimo to

avatar
157
30

Na półkach:

Miałem wrażenie, że oglądam film, a nie czytam książkę. Później dowiedziałem się, że autor pisze scenariusze. Fajnie ukazany czas pandemii i nasze współczesne społeczeństwo. Zakończenie widziałbym inaczej, ciekawiej, ale mimo wszystko daję ocenę 8.

Miałem wrażenie, że oglądam film, a nie czytam książkę. Później dowiedziałem się, że autor pisze scenariusze. Fajnie ukazany czas pandemii i nasze współczesne społeczeństwo. Zakończenie widziałbym inaczej, ciekawiej, ale mimo wszystko daję ocenę 8.

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    107
  • Przeczytane
    49
  • Posiadam
    10
  • 2023
    5
  • Teraz czytam
    3
  • DKK
    1
  • Kupione-2023
    1
  • 2 kategoria
    1
  • Biblioteka Główna
    1
  • Amazon 2021
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Nasi przyjaciele na wsi


Podobne książki

Przeczytaj także