rozwińzwiń

Nadzy nie boją się wody. Reportaż o ucieczce przed wojną

Okładka książki Nadzy nie boją się wody. Reportaż o ucieczce przed wojną Matthieu Aikins
Okładka książki Nadzy nie boją się wody. Reportaż o ucieczce przed wojną
Matthieu Aikins Wydawnictwo: Znak Koncept biografia, autobiografia, pamiętnik
336 str. 5 godz. 36 min.
Kategoria:
biografia, autobiografia, pamiętnik
Tytuł oryginału:
The Naked Don't Fear the Water: An Underground Journey with Afghan Refugees
Wydawnictwo:
Znak Koncept
Data wydania:
2022-07-27
Data 1. wyd. pol.:
2022-07-27
Data 1. wydania:
2022-02-15
Liczba stron:
336
Czas czytania
5 godz. 36 min.
Język:
polski
ISBN:
9788324084715
Tłumacz:
Tomasz Macios
Tagi:
emigranci uchodźcy Afganistan dziennikarstwo uczestniczące reportaż literatura faktu literatura kanadyjska
Średnia ocen

7,4 7,4 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Mogą Cię zainteresować

Oficjalne recenzje i

Postawić się na miejscu uchodźcy



375 0 18

Oceny

Średnia ocen
7,4 / 10
107 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
423
320

Na półkach: ,

Szalenie ważny reportaż pokazujący problematykę migracji oczyma migrantów. Autorowi, dzięki wniknięciu w strumień migrantów z Afganistanu, udało się poznać, a następnie w swojej książce nagłośnić, skalę problemów migracji pomiędzy światem bogatych i światem biednych. Pomiędzy światem totalitaryzmu a światem demokracji, światem autorytaryzmu a światem swobody obywatelskiej. Niestety autor obnaża prawdę ukazując, że nasza demokracja i swobody są fasadowe. Z punktu widzenia "obcej" jednostki pozwalamy na stosowanie, a nawet sami stosujemy często tak samo nieludzkie zasady społeczne, jak te, od których uciekają migranci. Jako bogatsi, bardziej cywilizowani społecznie nie potrafimy wcale wspiąć się na wyżyny równości. Autor nie zadaje tego pytania, ale jego reportaż nasuwa refleksję: kiedy ta różnica potencjałów ekonomicznych i społecznych, którą świat zachodni tworzy, zaowocuje napięciem skutkującym światową tragedią... Książka nie jest majstersztykiem jeśli chodzi o warsztat autora. Jednak przez podjęty problem i sposób jego przedstawienia niewątpliwie jest wartościową pozycją godną polecenia.

Szalenie ważny reportaż pokazujący problematykę migracji oczyma migrantów. Autorowi, dzięki wniknięciu w strumień migrantów z Afganistanu, udało się poznać, a następnie w swojej książce nagłośnić, skalę problemów migracji pomiędzy światem bogatych i światem biednych. Pomiędzy światem totalitaryzmu a światem demokracji, światem autorytaryzmu a światem swobody obywatelskiej....

więcej Pokaż mimo to

avatar
178
105

Na półkach: , ,

Matthieu Aikins to dziennikarz i reportażysta, który spędził kilka lat w Kabulu. Nawiązał tam wiele znajomości, w tym kilka przyjaźni. Orientował się w nastrojach społecznych, w trudnej sytuacji politycznej, ekonomicznej i społecznej Afganistanu. Stąd też pojawił się jego pomysł, aby przyjąć fałszywą tożsamość i wraz z przyjacielem Afgańczykiem odbyć wspólną podróż do Europy.

Towarzyszymy Matthieu (alias Habibowi) i Omarowi w przygotowaniach do ucieczki z Afganistanu, przeprawie przez Morze Śródziemne, pobycie w obozie dla uchodźców, ucieczce z niego oraz próbach przedostania się do Włoch. Obserwujemy ich poszukiwania przemytników, kolejne porażki i niegasnącą nadzieję na lepsze życie.

Ta książka nie jest reportażem - to raczej pamiętnik Aikinsa i biografia rodziny jego przyjaciela. W wielu momentach przeważają filozoficzno-filologiczne rozważania autora. I stąd wynika moje ogromne rozczarowanie lekturą.

Mimo dobrej znajomości Afganistanu, w książce niewiele miejsca poświęcono obecnej sytuacji. Początkowo byłam przekonana, że ta książka jest z lat 2000 - ponieważ to na tych latach kończy się opis wydarzeń, które mają miejsce w Afganistanie i które skłaniają Afgańczyków do desperackiej ucieczki pontonem przez morze. Bardzo dużo miejsca poświęcono za to romantycznym dylematom Omara, jego życiu seksualnemu i nieszczęśliwemu zakochaniu.

Część dotycząca ucieczki była niezwykle krótka i skąpa. Coś, co miało być osią opowieści, jest zaledwie kilkoma naprędce skreślonymi szkicami.

Blisko 1/3 książki poświęcono kryzysowi ekonomicznemu i migracyjnemu w Grecji. Znacznie więcej dowiadujemy się na temat tego kraju niż państw Bliskiego Wschodu. Najciekawszym, najbardziej wartościowym fragmentem książki jest pobyt Habiba i Omara w niesławnym Morii, greckim obozie dla uchodźców słynącym z wołających o pomstę do nieba warunkach sanitarnych. Warunki, w których żyli tam migranci, były tragiczne: niewystarczająca ilość pożywienia, bród, ledwie kilka toalet na kilkanaście tysięcy mieszkańców, mnóstwo chorób i napięć pomiędzy przedstawicielami różnych narodów i odłamów religii. I wszechobecna bezczynność wraz z powoli gasnącą nadzieją na unormowanie swojej sytuacji prawnej, gdyż większość uchodźców spędzała tam wiele miesięcy, a ich sprawy nie poruszały się ani o krok do przodu.

To, co uderza w tej opowieści, to strach, a zarazem ogromna determinacja, by zawalczyć o lepsze życie swojej rodziny. Po lekturze łatwiej zrozumieć, dlaczego tak wielu uchodźców, przybywszy do Europy, wpada w nałogi i światek przestępczy. Jednak w temacie kryzysu migracyjnego można bez trudu znaleźć lepiej napisane i bardziej rzeczowe pozycje.

Matthieu Aikins to dziennikarz i reportażysta, który spędził kilka lat w Kabulu. Nawiązał tam wiele znajomości, w tym kilka przyjaźni. Orientował się w nastrojach społecznych, w trudnej sytuacji politycznej, ekonomicznej i społecznej Afganistanu. Stąd też pojawił się jego pomysł, aby przyjąć fałszywą tożsamość i wraz z przyjacielem Afgańczykiem odbyć wspólną podróż do...

więcej Pokaż mimo to

avatar
326
43

Na półkach: ,

Dobry reportaż o Afganistanie. Książka opisuję losy Omara, który kolaborował z Amerykanami, ale nie ma tej współpracy udokumentowanej na tyle, by móc wyemigrować do USA. Jego rodzina zdążyła już wyjechać, a on ze względu na ukochaną, którą zostawia w kraju, nie chce się zdecydować na wyjazd. Wyjeżdżają wraz z przyjacielem reportem, by opisać nieludzkie warunki w jakim im przyjdzie żyć przez rok, zanim znajdą się w upragnionym kraju europejskim.
Ksiazka nie była dla mnie odkryciem. Wiele wątków łączyłem z tymi, które gdzieś już widziałem albo czytałem. Ucieczka pod podwoziem ciężarówki wydała mi się podobna do tej, którą w 89 roku mogliśmy zobaczyć w filmie 300 mil do nieba. Natomiast zmagania uchodźców i to w wydaniu o wiele bardziej emocjonującym czytałem w takich książkach jak: Kontener czy Wielki przypływ.
Na uwagę moim zdaniem zasługuje fakt, że książka pokazuje tę stagnację, w której żyją miesiącami uchodźcy i to jak europejscy czy światowi liderzy mierzą się z problemem migracji. Dla nich nie ważne jest ludzkie życie, a jedynie słupki poparcia.
Również zakończenie zrobione z dwóch paralelnych opowieści, jest bardzo dobrym zabiegiem.

Dobry reportaż o Afganistanie. Książka opisuję losy Omara, który kolaborował z Amerykanami, ale nie ma tej współpracy udokumentowanej na tyle, by móc wyemigrować do USA. Jego rodzina zdążyła już wyjechać, a on ze względu na ukochaną, którą zostawia w kraju, nie chce się zdecydować na wyjazd. Wyjeżdżają wraz z przyjacielem reportem, by opisać nieludzkie warunki w jakim im...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
1800
1143

Na półkach: ,

Pandemia, szczepienia, wojna w Ukrainie, skandale, zamieszki, to królowało na nagłówkach w przeciągu ostatnich kilkudziesięciu miesięcy i aż nieprawdopodobnym wydaje się, że jeszcze tak niedawno najważniejszym tematem jaki zajmował społeczeństwa byli uchodźcy. Temat migrantów zszedł na dalszy plan, przyzwyczailiśmy, oswoiliśmy, przestaliśmy zauważać. I można mieć co do tego różne zdania ale jedno chyba nadal pozostaje niezmienne. Nadal tysiące ludzi codziennie podejmuje próbę by dostać się do Europy. Robią wszystko, ryzykują życie swoje i swoich najbliższych, porzucają domy, dobytek, pracę, rodzinę by wyruszyć na niebezpieczny szlak z nadzieją, że tam gdzieś czeka ich lepsze jutro.

Kanadyjski dziennikarz Matthieu Aikins wraz z przyjacielem, Afgańczykiem Omarem w 2016 wyruszył na szlak uchodźców. Udawał kolejnego uchodźce desperacko pragnącego dotrzeć do Europy. Wędrówka ta zaowocowała reportażem, który od wewnątrz pokazuje z czym muszą się mierzyć ludzie, który decydują się podjąć ryzyko. Omar był kierowcą i tłumaczem pracującym dla stacjonujących w Afganistanie Amerykanów. Jego nonszalancja w podchodzeniu do dokumentowania swojej pracy spowodowała to, że finalnie nie był w stanie przedstawić wystarczająco dużo dokumentów potwierdzających jego współpracę a co za tym idzie, nie mógł otrzymać azylu w Stanach. W Afganistanie też nie mógł pozostać bo jego rola była znana i groziłoby mu śmiertelne niebezpieczeństwo. Jedynym wyjściem była wędrówka do Europy, spóźniona właściwie o rok. Bo to w 2015 Europa otwarła swoje granice i uchodźcy w miarę spokojnie mogli do niej wkroczyć. Matthieu idzie z Omarem przez Iran, Turcję, obóz w Grecji. Idzie i dokumentuje to co widzi. Z jego opowieści wyłania się wstrząsający obraz krzywdy, niesprawiedliwości, dehumanizacji ale równocześnie jest to piękna opowieść o przyjaźni, nadziei i sile.

Po tym wszystkim co widzieliśmy w przeciągu ostatniego rok, chyba ,,Nadzy nie boją się wody" już tak nie szokują. Ból, cierpienie, niesprawiedliwość, krzywdę, strach widzimy wszędzie. Uodporniliśmy się, trochę stwardnieliśmy i przechodzimy obojętnie. Jednak taki reportaż z powrotem zaczyna mocno rezonować na nasze najczulsze struny, odkrywa i wyciąga na wierzch trochę już zakurzoną wrażliwość na drugiego człowieka. Bo Aikins nie moralizuje, nie przekonuje na siłę. On tylko opowiada o tym co widział i przeżył. Ten obraz jest okrutny, pozbawiony czasem człowieczeństwa, wyrachowany, przepełniony strachem i niepewnością ale ma też momenty, które niosą nadzieję, pokazują czym jest dobro, przyjaźń, wsparcie. Że właściwie nie trzeba wiele aby komuś pomóc.

,,Nadzy nie boją się wody" to nie tylko reportaż drogi, to także uniwersalna opowieść o najważniejszych wartościach. Uwrażliwia, zwraca uwagę na szczegóły, pokazuje człowieka w, wydawałoby się, bezkształtnej masie. Jest wyrzutem sumienia, szpilką wbitą w zachodnie społeczeństwa. Pokazuję ,,tę drugą stronę" przed którą tak usilnie się broni Zachód. Nie chcę mówić, że teraz powinno się bezwarunkowo otwierać granice bo to zagadnienie dużo bardziej skomplikowane i bazowanie na emocjach nie jest tutaj właściwym rozwiązaniem ale z pewnością ten reportaż woła o to by nie zapomnieć, by nie ignorować, by nie być obojętnym. A to może przekuć się na jakieś, większe, systemowe rozwiązania. Polecam!

Pandemia, szczepienia, wojna w Ukrainie, skandale, zamieszki, to królowało na nagłówkach w przeciągu ostatnich kilkudziesięciu miesięcy i aż nieprawdopodobnym wydaje się, że jeszcze tak niedawno najważniejszym tematem jaki zajmował społeczeństwa byli uchodźcy. Temat migrantów zszedł na dalszy plan, przyzwyczailiśmy, oswoiliśmy, przestaliśmy zauważać. I można mieć co do tego...

więcej Pokaż mimo to

avatar
274
186

Na półkach:

Nadzy nie boją się wody to książka wywołująca dysonans poznawczy – na korzyść publikacji. Bo książki o uchodźctwie – o uciekaniu przed wojną – nie powinno się tak dobrze czytać. Autor ma talent do budowania kilkuzdaniowych, trafnych, obrazowych portretów osób, które spotyka na swojej drodze, łączyć opowieść o sobie (bo postanawia przejść drogę razem ze swoim przyjacielem Omarem, chociaż jest to nieco bardziej skomplikowane) i spójnie wplatać w to informacje prawne, dane statystyczne oraz cytaty – i to także z poezji (ogólnie książka jest pełna przypisów!).
Książka dotyczy roku 2016 i muszę napisać, że w 2023 po prawie dwóch latach od zajęcia Kabulu przez talibów, lektura jest dziwna – w znaczeniu, że już te kilka lat temu wydostanie się z kraju były trudne i drogie, a teraz czytelnik musi zdawać sobie sprawę, że wszystko to, co zostało opisane jest jeszcze straszniejsze, trudniejsze i bardziej niebezpieczne.

Nadzy nie boją się wody to książka wywołująca dysonans poznawczy – na korzyść publikacji. Bo książki o uchodźctwie – o uciekaniu przed wojną – nie powinno się tak dobrze czytać. Autor ma talent do budowania kilkuzdaniowych, trafnych, obrazowych portretów osób, które spotyka na swojej drodze, łączyć opowieść o sobie (bo postanawia przejść drogę razem ze swoim przyjacielem...

więcej Pokaż mimo to

avatar
678
343

Na półkach:

Skłamałbym, gdybym napisał, że książkę kupiłem, bo zainteresowała mnie jej tematyka. Trochę głupio się przyznać, ale "Nadzy nie boją się wody" to kolejna sytuacja, kiedy moją uwagę przyciągnęła... okładka. Cóż począć, takie życie okładkowej sroki. Często różnie się to kończy, ale w przypadku tej pozycji dobrze się stało, że zdecydowałem się na zakup.

O czym jest książka Matthieu Aikinsa? Chyba podtytuł, czyli "Reportaż o ucieczce przed wojną" to zdanie, które nie oddaje w całości charakteru pozycji. Jest to smutne świadectwo prowadzenia złej polityki humanitarnej i uchodźczej, przez pryzmat której my, Europejczycy i Europejki, patrzymy na sytuację związaną z kryzysami migracyjnymi. To opowieść o rozpaczliwej potrzebie, szaleńczym łaknieniu wolności. Uchodźcy i uchodźczynie cicho krzyczą o pomoc. Ich sytuacja jest niechlubnym dowodem potwierdzającym dosadnie brak sprawiedliwości i istnienie nierówności na świecie. Od kiedy do praw trzeba mieć prawo? Prawa człowieka są dla równiejszych? A co z równymi? Gdzie są wszystkie konwencje o prawach człowieka, prawach do azylu, prawach dziecka, zasadach prowadzenia wojny i obrony cywilów? Ile jeszcze ludzi, tak podobnych do nas, musi zginąć, żeby świat postanowił wynegocjować nową, przystającą do czasów współczesnych, a nie zimnowojennych, definicję uchodźcy? Sytuacja uchodźców i uchodźczyń z Bliskiego Wschodu, ale także z Afryki i w niedługim czasie z Oceanii (w tej książce autor podąża tropem Afgańczyka z Kabulu),czy nam bardziej bliskich, czyli Ukraińców i Ukrainek, świadczy o tym, że humanitaryzm w trudnych chwilach jest jedynie teorią. To prawo, przywilej bogatego świata żyjącego w pokoju; świata, który coraz częściej odgradza się od krajów biednych murami, zupełnie jakby miało to rozwiązać problemy, którym często winne są światowe mocarstwa. W kraju, w którym garstka ekstremistów rozpęta krwawą wojnę, nagle się o prawie do życia i czegokolwiek innego zapomina. Każda ze stron - przyszli przegrani i przyszli "wygrani" nabierają wody w usta. Aż chciałoby się wspomnieć o moralności odwróconego Dekalogu, o której pisał Gustaw Herling-Grudziński w "Innym świecie".

"- Jest takie greckie powiedzenie - podsumował Nasrim. - Urodzony, by utonąć, nie umrze w inny sposób".

Przez "Nadzy nie boją się wody" płynie się jak przez dobry film akcji. Pod tym względem jest to dobra pozycja na rozpoczęcie czytelniczej przygody z nowym gatunkiem, jakim jest reportaż. Co chwilę bowiem czytelnik zapomina, że książka jest przecież reportażem. Nawet nie opowieścią na faktach, tylko historią, która miała miejsce kilka lat temu. Akcja (trudno o niej pisać przy tak poważnej książce) trzyma w napięciu, chociaż czytelnik wie, że skoro pozycja powstała, to autor, który porzucił dotychczasowe życie pozostawiwszy paszport i ruszył z afgańskim przyjacielem drogą przemytników ku Europie, przecież musiał przeżyć wszystkie niepowodzenia. Najstraszniejszy jest każdorazowy moment refleksji, kiedy po kilku stronach lektury z ciekawością i współodczuwanym z bohaterami napięciem, stanami typowymi podczas czytania książki z dobrymi zwrotami akcji, następuje swoiste obudzenie z fikcji. Czytelnik dostaje kubłem zimnej wody prosto w twarz. Uświadamia sobie, że to, o czym myśli i co czuje, nie przystaje do kalibru czytanej książki. Bo przecież nie wypada mówić o tym, że autentyczną historię czyjejś tragedii czyta się jak dobrą książkę przygodową, zwyczajną fikcję. Z jednej strony to wspaniale, że autor tak dobrze potrafi opisać przeżytą sytuację, że czytelnik czuje ją całym sobą. Z drugiej jednak strony niezwykle niebezpieczne jest to, z jaką łatwością przychodzi zapomnienie o powadze czytanej lektury.

Wbrew pozorom mało w tej książce wielkiej polityki. Na główny plan autor zdecydowanie wysuwa tragedię Omara, któremu towarzyszy w trudnej drodze, wręcz drodze krzyżowej ku lepszej przyszłości. Siłą rzeczy jednak ta polityka musi się chociaż trochę pojawiać. Dla mnie najbardziej wzburzające były kroki europejskich polityków i polityczek, szczególnie te podejmowane w 2014 roku wobec narastającego kryzysu. Kryzysu nazywanego migracyjnym, za którym tak naprawdę kryły się miliony ludzkich tragedii. Kryzys jest, według mnie, niczym innym jak tylko uprzedmiatawiającą nazwą, zabierającą twarz wszystkim uchodźcom i uchodźczyniom. Ten kryzys był tak naprawdę kryzysem ludzkim, humanitarnym; kryzysem wartości moralnych, etycznych, religijnych, zbierającym krwawe żniwo na morzach; kryzys, który miał twarz małego Aylana. Oburzające są kroki europejskich polityków i polityczek, którzy poszli za zewem tłumu, opinii publicznej, a więc słupkami sondażów wyborczych. Zamiast dobrze, od początku do końca, zaplanować relokację, ulegli apelom pochodzącym z chwilowej euforii, krótkiej pobudki sumień milionów Europejczyków i Europejek. Wraz z tysiącami potrzebującymi pomocy wpuścili na Stary Kontynent setki terrorystów. Politycy i polityczki szybko się zreflektowali, jednak opinia o osobach uchodźczych szybko została w oczach ludzi zgeneralizowana, sprowadzona do stereotypowych zachować garstki ekstremistów. I tak uchodźca, uchodźczyni przestali mieć twarz małego Aylanka, który z twarzą na piasku wyglądał, jakby słodko spał, a w rzeczywistości nie żył. Od tamtego momentu osoba uciekająca przed zagrożeniem z ojczystego kraju jest zrównana z terrorystą. Ten błąd europejskiej klasy politycznej był, jest katastrofalny w skutkach. Nigdy nie powinien zostać zapomniany, bo ma twarz niepotrzebnych, nadmiarowych ofiar.

"Ludzie w swoich domach, jak pisał kiedyś John Steinbeck, "odczuwali w stosunku do wygnańców najpierw litość, potem wstręt, a na końcu nienawiść". Indywidualne czyny zapisywano na wspólny rachunek - uchodźców obwiniano o kradzieże, o zwały gówna przy porcie, o seksistowskie zaczepki wobec policjantek".

"Nadzy nie boją się wody" to mistrzowska pozycja pod różnymi względami. Na początku da się odczuć, że jest debiutem autora, który czasami trochę nieudolnie wprowadza historie bohaterów. Robi to w formie dygresji i wtedy bardzo często spójność jest tragiczna wobec głównej osi fabularnej. Warsztat Aikinsa jednak ewoluuje z rozdziału na rozdział i pod koniec drobne problemy z początku nie mają miejsca.

Niektórym może przeszkadzać to, że autor wplata w historię losy swojej rodziny. Mnie, o dziwo, się to podobało. O ile nie lubię, kiedy w reportażach jest zbyt dużo autorskiego "ja", o tyle u Aikinsa jest to chyba mile widziane. Pochodzi on bowiem z rodziny, której losy są różne. Wielu z jego przodków i przodkiń było imigrantami czy uchodźcami. Te historie więc znacząco zwiększają wartość książki.

Aikins pokazuje środowisko uchodźcze od wewnątrz. Sam niejako wraca do korzeni, losów swoich przodków z tą różnicą, że sam porzuca swoją tożsamość i świadomie decyduje się towarzyszyć przyjacielowi w podróży. Wędrują razem szlakami nielegalnymi, wielokrotnie korzystają z usług przemytników, ocierają się o handel ludzi i sprzedawanie przez uchodźców i uchodźczynie własnego ciała. Aikins przedstawia dogłębnie, od kulis migracyjne podziemie.

"- Nie martw się, bracie, wstawię się za tobą, żebyś poszedł do nieba.
- Pójdę szlakiem przemytników.
- Tam nie ma szlaku przemytników.
- Wszędzie są szlaki przemytników".

"Nadzy nie boją się wody" byli lekturą trudną, cholernie trudną. Wielokrotnie musiałem odkładać książkę i chwilę odpocząć, podumać nad tragicznymi sytuacjami bohaterów i bohaterek. Przed lekturą koniecznie przygotujcie się na to przygotujcie. Debiut Aikinsa u mnie trafia zdecydowanie do najlepszych książek tego roku, a nawet najlepszych książek w życiu. Wielokrotnie będę do niej wracał. Mówi o czymś bardzo ważnym - nadaje ludzką twarz uchodźcom. Uświadamia, że w przeważającej większości my także jesteśmy potomkami migrantów.

Skłamałbym, gdybym napisał, że książkę kupiłem, bo zainteresowała mnie jej tematyka. Trochę głupio się przyznać, ale "Nadzy nie boją się wody" to kolejna sytuacja, kiedy moją uwagę przyciągnęła... okładka. Cóż począć, takie życie okładkowej sroki. Często różnie się to kończy, ale w przypadku tej pozycji dobrze się stało, że zdecydowałem się na zakup.

O czym jest książka...

więcej Pokaż mimo to

avatar
211
29

Na półkach: , ,

Każdy powinien przeczytać tę książkę.

Każdy powinien przeczytać tę książkę.

Pokaż mimo to

avatar
1010
690

Na półkach:

📖🐲
Chyba spodziewałam się czegoś innego. Na przykład kompletnie nie rozumiem wstępu o tym, gdzie to autor nie był, z kim nie pił i z kim nie palił heroiny bądź haszyszu. Takie trochę stroszenie ekspatowskich piórek i pokazywanie co to nie on. Niby to jest prezentacja Omara, ale tak naprawdę kreowanie siebie na obrotnego gościa.

Kiedy w końcu podejmują wędrówkę jest już znacznie ciekawiej i można poznać sporo interesujących faktów o migracji, ale w dalszym ciągu strasznie dużo jest tutaj "ja" autora, a znacznie mniej obiektywnej prezentacji historii innych migrantów. Końcówka to stek banałów o tym, jak to każda podróż to zmiana, że spotykamy się, aby się rozstać i że w gruncie rzeczy nie wiemy, dokąd zmierzamy, ale mamy odnaleźć SIEBIE i za to byłam o krok od tego, żeby obniżyć ocenę do 5, ale w sumie ta moja szóstka jest bardziej za temat, a nie za wykonanie.

Dla autora ta cała podróż to była kolejna zajebista przygoda niedorosłego dzieciaka z bogatego kraju, który chce się pobawić w przebieranki bez większych konsekwencji, a najbardziej liczy się dla niego uczestniczenie w istotnych imprezach, alkohol i haszysz oraz seks z wolontariuszkami. Sam problem masowej migracji do Europy jest tu niestety mocno spłaszczony i szalenie jednostronny. Po dziennikarzu spodziewałam się jednak głębszego spojrzenia na to, jakim obciążeniem dla państw Europy jest obsługa takiej fali migrantów, dlaczego rozmowy azylowe tak długo trwają oraz co dokładnie niby innego dzieje się z migrantami w Szwecji, Niemczech lub Włoszech (a jestem przekonana, że w większości nadal jest to siedzenie w jakimś obozie albo tymczasowym schronieniu). Zamiast tego autor zajawia się aktywistami i mieszkańcami squatów, którzy "walczą z klasami", ale jak to dokładnie ma wyglądać i co konkretnie należałoby zrobić, to już nie wiadomo. No bo autor chyba nie spodziewa się, że samo "przybycie do Europy" to już koniec i można otrzepać ręce po wysiłku. Trzeba jeszcze tu jakoś żyć, a obrazek z parku w Atenach chyba dobrze pokazuje, że osoby bez sieci wsparcia i jakiegoś pomysłu, co dalej, świadczą co najwyżej usługi seksualne albo kradną, żeby zdobyć pieniądze na kolejną działkę. Jest też garstka szczęśliwców, która załapie się do w miarę porządnego squatu (hotel) albo i nie (nieczynne lotnisko). Reszta gnije w obozach, które zapewne nie tylko w Grecji są raczej koszmarnym miejscem. Z kolei możliwości podjęcia pracy są małe i jest to raczej zatrudnienie bez perspektyw, często na czarno, a imigrantom często towarzyszy samotność i myśli samobójcze (o czym autor wspomina w zaledwie jednym zdaniu).

W zamian autor poświęca całe strony opisom "szczęśliwego" życia w międzynarodowej komunie (no przez te tygodnie na pewno było świetnie zwłaszcza dla takiego człowieka, jakim wydaje się być autor),marszom ulicznym i ślepej wierze w obietnice polityków, co jest na serio kuriozalne w przypadku trzydziestoletniego dziennikarza. Po pierwsze eksperymenty marksistowskie już się odbyły w różnych miejscach na świecie z podobnym skutkiem i to nie jest panaceum na całe zło świata, a po drugie na pewno sytuacji imigrantów nie da się rozwiązać, siedząc w jakimś barze i dyskutując dajmy na to z zapatystami albo ładując coraz więcej pomocy i pieniędzy w to, żeby migrantów jeszcze bardziej uczynić bezwolnym obiektem tej pomocy, co sprzyja marazmowi i przeglądaniu Facebooka przez cały dzień. A autor tupie nóżką, czemu Omar nie jest szczęśliwy i czemu nie podejmie w końcu pracy. Na serio? No tak zareagować może tylko człowiek, który nie rozumie, czym jest migracja albo bycie uchodźcą. No i czemu ma taki problem z Lajlą?

Jak widać, ta książka wywołała we mnie miejscami sporą frustrację i żal, że autor nie jest lepszym reportażystą, bo kwestii migracji nie da się zignorować i nie można przecież spokojnie patrzeć na to, jak w lesie lub na morzu umierają ludzie, którzy ostatecznie w oczach świata stają się tylko statystykami. Niestety ta pozycja nie przybliża nas ani na krok do rozwiązania tego problemu i tak jak wspominałam jest to raczej dziennik z przygód Matthieu, który przebrał się z Afgańczyka i niewiele więcej.

📖🐲
Chyba spodziewałam się czegoś innego. Na przykład kompletnie nie rozumiem wstępu o tym, gdzie to autor nie był, z kim nie pił i z kim nie palił heroiny bądź haszyszu. Takie trochę stroszenie ekspatowskich piórek i pokazywanie co to nie on. Niby to jest prezentacja Omara, ale tak naprawdę kreowanie siebie na obrotnego gościa.

Kiedy w końcu podejmują wędrówkę jest już...

więcej Pokaż mimo to

avatar
97
5

Na półkach: ,

Jest to książka ważna. Autor nakładem czasu, wysiłku i niewątpliwie również ryzyka opisał rzeczywistość migrantów i wysiłku, jaki muszą podjąć w poszukiwaniu lepszego, bezpieczniejszego życia. Lektura pobudza do refleksji nad podziałami, hipokryzją i często również naszą własną niewiedzą czy ignorancją. Polecam!

Jest to książka ważna. Autor nakładem czasu, wysiłku i niewątpliwie również ryzyka opisał rzeczywistość migrantów i wysiłku, jaki muszą podjąć w poszukiwaniu lepszego, bezpieczniejszego życia. Lektura pobudza do refleksji nad podziałami, hipokryzją i często również naszą własną niewiedzą czy ignorancją. Polecam!

Pokaż mimo to

avatar
182
74

Na półkach:

Wciągający reportaż, jest i też w nim ociupinka literackości, i jest wreszcie bardzo dużo dla czytelnika spostrzeżeń do przemyślenia.... Polecam! Myślę, że to w obecnych czasach bardzo ważna lektura.

Wciągający reportaż, jest i też w nim ociupinka literackości, i jest wreszcie bardzo dużo dla czytelnika spostrzeżeń do przemyślenia.... Polecam! Myślę, że to w obecnych czasach bardzo ważna lektura.

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    426
  • Przeczytane
    122
  • Posiadam
    22
  • 2022
    7
  • Reportaże
    7
  • 2023
    6
  • Teraz czytam
    5
  • Chcę w prezencie
    4
  • Domowa biblioteczka
    3
  • Ulubione
    3

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Nadzy nie boją się wody. Reportaż o ucieczce przed wojną


Podobne książki

Przeczytaj także