Ortodroma
- Kategoria:
- literatura piękna
- Wydawnictwo:
- Znak Literanova
- Data wydania:
- 2018-06-18
- Data 1. wyd. pol.:
- 2018-06-18
- Liczba stron:
- 208
- Czas czytania
- 3 godz. 28 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788324037377
- Tagi:
- literatura polska Antarktyda podróże
Ortodroma (gr. orthós – prosty, drómos – bieg, tor wyścigowy) – najkrótsza droga pomiędzy dwoma punktami na powierzchni kuli biegnąca po jej powierzchni
W 1914 roku Ernest Shackleton wyruszył na pokładzie Endurance w podróż, która przeszła do historii. Cel był jasno określony – Antarktyda. Pomimo wysiłków całej załogi statek został uwięziony w lodzie – od kontynentu dzielił ich dzień żeglugi. Rozpoczął się wyścig o życie w skrajnie nieprzyjaznym, bezlitosnym i wymagającym pustkowiu.
Ponad wiek później inna załoga wyrusza w rejs, by powtórzyć trasę legendarnej wyprawy. Jednym z kapitanów jest Mateusz Janiszewski – lekarz, podróżnik, pisarz. Zaplanowana na wiele miesięcy podróż okazuje się dużo bardziej wymagająca – nie dla podróżnika, dla człowieka.
W tym znakomitym reportażu literackim nawiązującym do najlepszych tekstów podróżniczych Janiszewski zabiera nas w nieznane, w wyprawę poza granice ludzkiej wytrzymałości, do świata, który jest skrajnie nieprzyjazny, ale który – jeśli się na niego otworzymy – nas przeniknie.
W swym pojmowaniu bezkresu Janiszewski daje nam doświadczenie iście conradowskie. Dotknięcie tajemnicy.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Książka na półkach
- 98
- 97
- 41
- 6
- 3
- 2
- 2
- 2
- 2
- 2
OPINIE i DYSKUSJE
Relacje z podroży ciekawią mnie jedynie o tyle, o ile autor nieprzesadnie opisuje to, co widzi; gdy interesuje go szczegół przez innych pomijany, no i gdy niekoniecznie robi z siebie gieroja.
Najlepiej zaś, gdy sięga w głąb siebie i pod podszewkę świata. A jeśli ponadto pisze wspaniale nieoczywistym, a powściągliwym stylistycznie, acz gęstym językiem, to już niemal mój ideał, do którego Janiszewskiemu bardzo blisko.
„Złudzeniu znajdowania się w konkretnym miejscu towarzyszy bowiem ułuda przebywania w określonej chwili” – to tylko jedno z wielu kunsztownych zdań Autora, który tak naprawdę pisze zajmującą filozoficzną rozprawkę o świecie, bliską poezji, a nie banalnej prozie podróżnej.
Podobni są w tym do niego Michał Książek i Adam Robiński (polecam wszystkie ich rzeczy),poruszający podobne tematy, a zdaje się, że to jedno pokolenie.
Scenografią tej książki jest mało przyjazny habitat. Świat nieprzyjazny, to nic nie powiedzieć. Czytamy wszak o zakątku będącym krańcem świata, najpierw najdalszej Patagonii, a potem o wściekłym morzu antarktycznym, które przypomina potwora pragnącego pożreć jacht z narratorem i innymi.
W tym kontekście świetnym zabiegiem jest antropomorfizacja rzeczy nieożywionych (zaraz, zaraz czyżby?): „Otwieram oczy i patrzę prosto w morze, ono patrzy prosto we mnie”. Nawiązania do szalonej wyprawy Shackletona - idola mojego dzieciństwa - która teoretycznie nie mogła się powieść, są tu jak najbardziej zasadne.
No i te znakomite odniesienia do tekstów kultury, np. Melville’a, Conrada , czy bliższego nam Chatwina oraz do śmiałych wypraw z minionych wieków.
Ponadto nieznana mi poruszająca historia zastrzelenia podczas wojny o Falklandy argentyńskiego marynarza z łodzi podwodnej przez durnego Anglika (tylko czemu aż pięć kul?). I jego opuszczony grób, ”którego nigdy nie odwiedził nikt z jego rodziny”.
W opinii niektórych ta rzecz jest męcząca, a nawet i nudna (!). Ale chyba jeszcze bardziej męczące były zmagania Autora z morzem, zimnem i wilgoci, a zatem pretensje o to, że opisał to, co przeżył, tak jak sam to widział, mogą się wydawać lekko chybione. "Jedyną męką przewyższającą pisanie jest pozostawienie rzeczy nienapisanymi" - pisze słusznie Autor....
Tylko cóż w takim razie powiedzieć o frapujących, a licznych książczynach prozy jak najbardziej podróżnej dla grzecznych dziatek np. w serii pewnej ”blondynki”, jak się sama definiuje, już nie mówiąc o jej b. „mężu”….
Jedyne, co mnie tu lekko irytowało, to zbyt częste obce słowa typu „atraktor” czy „film wilgotnej śniedzi” (w mało znanym znaczeniu „błona”, „powłoka”).
PS Aż wstyd się przyznać, że – będąc birdwatcherem i (amatorskim) fotografem ptaków - nie wiedziałem, iż pionier polskiej fotografii przyrodniczej Włodzimierz Puchalski zmarł w polskiej stacji badawczej na Antarktydzie.
Parę cytatów:
Prawie wszystko jest tu doskonałe. Oprócz mnie.
Twarze (….) gnane tą samą potrzebą, by dotrzeć jeszcze dalej, nawet, a zwłaszcza jeśli nie będzie tam niczego, przede wszystkim zaś nikogo.
Już nie ma pionów ani poziomów, tylko niekończący się łańcuch negocjacji między tymi pojęciami.
Przylądek Horn (…) który nie wyróżnia się niczym prócz szczególnego opisującego go ciągu cyfr współrzędnych geograficznych. Nic, co jest w nim szczególne, nie wypływa z niego samego, wszystko zaś z nas.
Sępy zaczynają się przyglądać z nadzieją na chwilę mojej słabości.
Dalekie południe jest pustką, w której umiera perspektywa, i o którą nie ma jak zahaczyć języka.
Dołączam do pielgrzymki tych, którzy przemieszczają się, by się zatrzymać.
Wdrapuję się z trudem na grzbiety kwarcowych kaszalotów, balansuję na porośniętych kłującą zeschniętą trawą brzuszyskach orek, ledwo utrzymuję równowagę na śliskich od pyłu bokach pustynnych finwali.
Docieram na przystanek między światami (…). Krąży też tam cała armia milczących ludzi o zakurzonych twarzach, których aż tutaj zagnała nieobca mi nieumiejętność zatrzymywania się.
Relacje z podroży ciekawią mnie jedynie o tyle, o ile autor nieprzesadnie opisuje to, co widzi; gdy interesuje go szczegół przez innych pomijany, no i gdy niekoniecznie robi z siebie gieroja.
więcej Pokaż mimo toNajlepiej zaś, gdy sięga w głąb siebie i pod podszewkę świata. A jeśli ponadto pisze wspaniale nieoczywistym, a powściągliwym stylistycznie, acz gęstym językiem, to już niemal mój...
Ujęła mnie nostalgia opisów ujęta w konsekwentne analityczne ramy. Rzut oka na kilka zdań i już czułam, że jestem razem z autorem. Bałam się, że się odbiję, jak wieki temu od Stasiuka. Nic podobnego. Niby zamysł podobny, podróżowanie jako kwestia bardziej wnętrza niż zewnętrza, ale wrażliwość inna.
Ujęła mnie nostalgia opisów ujęta w konsekwentne analityczne ramy. Rzut oka na kilka zdań i już czułam, że jestem razem z autorem. Bałam się, że się odbiję, jak wieki temu od Stasiuka. Nic podobnego. Niby zamysł podobny, podróżowanie jako kwestia bardziej wnętrza niż zewnętrza, ale wrażliwość inna.
Pokaż mimo toOpis podróży Zimorodkiem z Argentyny na Antarktykę, a w zasadzie relacja ze prześlizgnięcia się dość daleko od brzegu Antarktyki.
"Pomiar zamraża w wiecznym akcie obserwacji, zdejmując z nas odium i obowiązek podtrzymywania istnienia rzeczywistości. Dlatego staramy się wciąż wszystko wymierzyć i wyrysować liniami, by choć one zostały w naszej głowie, gdy odwracamy wzrok, a rzeczywistość się w sobie zapada" (30).
"Coś kłuje mnie w serce i to pierwsza rzecz, którą czuję od dawca" (165).
Opis podróży Zimorodkiem z Argentyny na Antarktykę, a w zasadzie relacja ze prześlizgnięcia się dość daleko od brzegu Antarktyki.
więcej Pokaż mimo to"Pomiar zamraża w wiecznym akcie obserwacji, zdejmując z nas odium i obowiązek podtrzymywania istnienia rzeczywistości. Dlatego staramy się wciąż wszystko wymierzyć i wyrysować liniami, by choć one zostały w naszej głowie, gdy odwracamy wzrok, a...
Po pierwsze marnotrastwo miejsca, dużo pustych kartek, gdyby to zapełnić jak normalną książkę z 200 stron było by bliżej 100. Na plus opis śmieci w wodzie i opis choroby morskiej. Czy ten Pan naprawdę jest żeglarzem? Bo ta książka jest bez życia, jakby conajmniej był to tylko słownik ładnych słówek. Była co prawda przez chwilę nadzieja, pojawiły się uczucia do jachtu i przygody... I szybko umarło. Także opis życia na morzu na małej jednostce - nuda. Nie będę się już czepiać techniki pływania, może sternik był po prostu inaczej uczony.
Mieszanie jakiś dziwnych wątków z innych książek... Po co? Jedyna wspólna to Antarktyda to jeszcze nie powód aby o tym pisać przez 2 rozdziały.
Jeszcze jeden plus to zachęcenie przez autora do własnej interpretacji zagranicznych tekstów niż tylko w sposób jaki podaje tłumacz (np. różne znaczenie jednego słowa w innym języku zmienia wydźwięk całego zdania)
Ogólne wrażenie, że książka jest przeintelektualizowana, oprawiona w wielkie ładne słówka, a pisanie tego chyba było dla autora męka...
Po pierwsze marnotrastwo miejsca, dużo pustych kartek, gdyby to zapełnić jak normalną książkę z 200 stron było by bliżej 100. Na plus opis śmieci w wodzie i opis choroby morskiej. Czy ten Pan naprawdę jest żeglarzem? Bo ta książka jest bez życia, jakby conajmniej był to tylko słownik ładnych słówek. Była co prawda przez chwilę nadzieja, pojawiły się uczucia do jachtu i...
więcej Pokaż mimo toKsiążkowy wręcz przykład przegadania. Ani przez chwilę nie poczułam więzi z tą książką, wręcz czekałam kiedy będę mogła ją odłożyć. Metafora na metaforze, metaforą pogadania, pojawia się też parę ładnych zdań, próby przekazu jakiś głębszych wartości, ale co z tego wynika? Jedno wielkie nic.
Na pewno nie jest to książka dla mas, nigdy nie pojawi się w żadnej topce, a może pozostanie niezauważona. Wiem jednak, że znajdzie się grono osób, które ją docenią i może to właśnie powód żeby po nią sięgnąć, przekonać się czy taki rodzaj literatury nam leży.
Książkowy wręcz przykład przegadania. Ani przez chwilę nie poczułam więzi z tą książką, wręcz czekałam kiedy będę mogła ją odłożyć. Metafora na metaforze, metaforą pogadania, pojawia się też parę ładnych zdań, próby przekazu jakiś głębszych wartości, ale co z tego wynika? Jedno wielkie nic.
więcej Pokaż mimo toNa pewno nie jest to książka dla mas, nigdy nie pojawi się w żadnej topce, a może...
Krakowski ortopeda Mateusz Janiszewski wpisuje się w szereg lekarzy, którzy oprócz działalności zawodowej wykazują się niesamowitą wiedzą i umiejętnościami humanistycznymi. Podobnie jak nieodżałowany Andrzej Szczeklik, potrafi całościowo spojrzeć na człowieka i stworzyć niesamowite dzieła wymykające się prostym definicjom gatunkowym. Takim dziełem jest z pewnością "Ortodroma". Nie jest to oczywiście opracowanie z dziedziny medycyny. Przedrostek orto- nie dotyczy w tym przypadku gałęzi nauk medycznych, którym autor zajmuje się zawodowo, tytułowa ortodroma to linia na powierzchni kuli, będąca najkrótszą drogą między dwoma punktami znajdującymi się na niej. To po ortodromie poruszają się samoloty odbywające długodystansowe rejsy i tej właśnie linii zawdzięczamy ustawiczne dziwienie się uczniów na lekcjach geografii, kiedy dowiadują się, że najkrótsza droga z wielu europejskich czy azjatyckich miast do Ameryki wiedzie nad Arktyką. Książka Janiszewskiego nie jest również opracowaniem z dziedziny matematyki ani kartografii. Czym w takim razie jest?
Odpowiedź na to pytanie wydaje się trudna, gdyż każdy czytelnik może inaczej interpretować to dzieło. Wielu stwierdzi, iż jest to reportaż – autor bierze udział w wydarzeniach, zatem jego obserwacje otrzymujemy „z pierwszej ręki”. Towarzyszymy mu w wędrówkach po upalnym Buenos Aires, wybieramy się na południowe krańce Ameryki, opływamy z nim osławiony Przylądek Horn, składamy wizytę w Polskiej Stacji Antarktycznej im. Henryka Arctowskiego, a następnie bierzemy kurs na omiataną lodowatymi wichrami Georgię Południową, by po wielu dniach spędzonych na morzu znów stanąć na argentyńskiej ziemi i wpatrzeć się w hipnotycznie spadające setkami kaskad Wodospady Iguazú. Ktoś inny mógłby się dopatrzeć w "Ortodromie" elementów biografii polarnika Ernesta Shackletona. Janiszewski przywołuje w swej książce dzieje wypraw tego odkrywcy na Antarktydę i wyspy ją otaczające.
W książce tej przenikają się jednak jeszcze inne obszary z pogranicza literatury i nauk humanistycznych: filozofia, historia a nawet poezja. Język, jakim napisana jest "Ortodroma" sprawia, że czytelnik odbywa z autorem wielowymiarową podróż w czasie i przestrzeni a także w głąb ludzkiego umysłu skonfrontowanego z potęgą żywiołów. Człowiek jawi się nam tutaj w wielu odsłonach: jako odkrywca, badacz, niszczyciel, ten który pokonuje bariery i ten, który jest pokonywany. Widzimy go w chwilach chwały i chwilach dramatu, w brawurowych rejsach po Oceanie Południowym i stojącego przed decyzją zabicia towarzyszących mu w wyprawie zwierząt. Dzięki Mateuszowi Janiszewskiemu możemy także zmierzyć się z samotnością w jednym z jej najbardziej skrajnych wydań i doznać poczucia dojmującej pustki na cmentarzu w opuszczonej osadzie wielorybniczej Grytviken.
Krakowski ortopeda Mateusz Janiszewski wpisuje się w szereg lekarzy, którzy oprócz działalności zawodowej wykazują się niesamowitą wiedzą i umiejętnościami humanistycznymi. Podobnie jak nieodżałowany Andrzej Szczeklik, potrafi całościowo spojrzeć na człowieka i stworzyć niesamowite dzieła wymykające się prostym definicjom gatunkowym. Takim dziełem jest z pewnością...
więcej Pokaż mimo toŚwietne, polecam! Poezja, podróż, filozofia, historia. Ja tego nie lubię - lubię fikcję - ale u Janiszewskiego ta mieszanka osiąga... biegun!
Świetne, polecam! Poezja, podróż, filozofia, historia. Ja tego nie lubię - lubię fikcję - ale u Janiszewskiego ta mieszanka osiąga... biegun!
Pokaż mimo toW czytaniu chodzi dla mnie głównie o narrację. Uwielbiam kiedy język jest niebanalny, nieoczywisty. Sposób w jaki autor opowiada historię jest chyba ważniejszy od samej historii. I chociaż w Ortodromie wszystkie te warunki zostały zachowane to jednak coś nie do końca tutaj gra. Coś sprawiało że moja uwaga uciekała gdzieś daleko a ciekawosc dalszego ciągu była niezbyt wysoka.
W czytaniu chodzi dla mnie głównie o narrację. Uwielbiam kiedy język jest niebanalny, nieoczywisty. Sposób w jaki autor opowiada historię jest chyba ważniejszy od samej historii. I chociaż w Ortodromie wszystkie te warunki zostały zachowane to jednak coś nie do końca tutaj gra. Coś sprawiało że moja uwaga uciekała gdzieś daleko a ciekawosc dalszego ciągu była niezbyt wysoka.
Pokaż mimo toOrtodroma” to książka absolutnie niezwykła – mroźna, niepokojąca, inspirująca. Niby literatura faktu a jednocześnie płynie z niej najczystsza poezja. Tej książki nie można po prostu czytać, ją należy przeżywać. Sercem, umysłem i całym jestestwem. Mateusz Janiszewski, znany czytelnikom z „Domu nad rzeką Loes”, udaje się śladami wyprawy Ernesta Shackletona na kresy świata, tam, gdzie człowiek zderza się z barierami własnej wytrzymałości.
Janiszewski tym razem rusza z Argentyny na południe, przez Przylądek Horn aż do Antarktyki. Mierzy się z surowością krajobrazu Patagonii, lodowatym wiatrem Oceanu Lodowatego i nade wszystko z własnymi słabościami. W swojej opowieści lawiruje nie tylko pomiędzy kilkumetrowymi falami, ale również relacjami z odległych wypraw, gdzie natura prezentowała ludzkiemu najeźdźcy swoje okrutne oblicze. Nie brakuje tu pysznych nawiązań literackich do Conrada, Melville'a i Chatwina. Janiszewski obserwując bezlitosny żywioł, powoli składa swój filozoficzny esej w spójną całość, jednocześnie zadając coraz to nowe i trudne pytania o „poczucie kresu” i o to, co dalej?
Zwracam uwagę na ozdobny, momentami trudny język, jakim posługuje się autor. Ten język jest nieodłącznym elementem historii Janiszewskiego, kwiecisty, płynący z duszy podróżnika, nie mógłby być inny. „Ortodroma” jest oszczędna w słowa, lapidarna i to właśnie stanowi o jej niebywałej sile.
To nie jest niedzielna lektura. Wymaga skupienia, otwartego umysłu, być może instynktu wędrowca. Ale warta jest każdej sekundy.
Ortodroma” to książka absolutnie niezwykła – mroźna, niepokojąca, inspirująca. Niby literatura faktu a jednocześnie płynie z niej najczystsza poezja. Tej książki nie można po prostu czytać, ją należy przeżywać. Sercem, umysłem i całym jestestwem. Mateusz Janiszewski, znany czytelnikom z „Domu nad rzeką Loes”, udaje się śladami wyprawy Ernesta Shackletona na kresy świata,...
więcej Pokaż mimo toO czym jest książka?
Zasiadłem przed kominkiem, ponieważ miałem trochę czasu, który chciałem zaadresować na coś co oderwie mnie od codzienności, a do mojej ręki trafiła Ortodroma postanowiłem spróbować. Razem z książką otrzymałem, na samym wstępie, dozę negatywnych uwag na temat tej pozycji. Tym bardziej chciałem się przekonać czy książka jest aż tak fatalna, jak miałem okazję to usłyszeć. Z okładki dowiedziałem się, że (cytat dosłowny) „w tej znakomitej książce Janiszewski zabiera nas w nieznane, w wyprawę poza granice ludzkiej wytrzymałości, do świata, który jest skrajnie nieprzyjazny (...)”. Z wstępnego opisu książki dowiedziałem się również, że Janiszewski miał być jednym z kapitanów wyprawy mającej za cel powtórzenie Arktycznej trasy, z którą zmierzyła się załoga sir Ernesta Sheckatlona.
Narracja
Tekst podzielony jest na trzy części, które odpowiednio składają się z 6, 4 i 11 rozdziałów, które są dość krótkie. Cały utwór wprawny czytelnik przyswoi w około 3 lub 4 godzinach. Autor opisuje swoje przemyślenia na kolejnych etapach podróży. Pojawiają się opisy tego co czuł, zwłaszcza w czasie sztormu. Jakie emocje towarzyszyły na kolejnych etapach wyprawy. Skojarzenia i przemyślenia na gruncie metafizycznym. W mniejszym stopniu pojawiają się obiektywne obrazy tego co zaobserwował, czy elementy relacji z podróży.
Postacie
W książce nie poznajemy ani głównego bohatera, ani nikogo innego personalnie. Autor nie pozwala czytelnikowi zgłębić swojej osobowości, ani towarzyszy wyprawy.
Podsumowanie
Podczas czytania tej pozycji, na samym początku, miałem ochotę odłożyć ją na półkę lub zastosować jako podpałkę do przygasającego kominka. Dopiero w połowie zacząłem rozumieć, że nie należy traktować tekstu jako relacji z wyprawy, w sensie dosłownym, ale jako metafizyczną podróż do odnalezienie odpowiedzi na pytanie z okładki: „Dlaczego ruszamy do miejsc, które mogą nas zabić?”. Ortodroma będzie dobrym wyborem dla osoby szukającej głębszego sensu lub drugiego dna. Dobrze aby czytelnik znał wcześniej historię wyprawy Ernesta Sheckatlona i dramatyzmu jej towarzyszącego. Zdecydowanie odradzam książkę czytelnikowi poszukującemu emocjonującego reportażu z mnogością detali.
O czym jest książka?
więcej Pokaż mimo toZasiadłem przed kominkiem, ponieważ miałem trochę czasu, który chciałem zaadresować na coś co oderwie mnie od codzienności, a do mojej ręki trafiła Ortodroma postanowiłem spróbować. Razem z książką otrzymałem, na samym wstępie, dozę negatywnych uwag na temat tej pozycji. Tym bardziej chciałem się przekonać czy książka jest aż tak fatalna, jak miałem...