cytaty z książki "Ortodroma"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Jedyną męką przewyższającą pisanie jest pozostawienie rzeczy nienapisanymi.
Słyszę wszędzie śmierć, a jednak jedyne, o czym potrafię myśleć, to życie.
W pustce jest bowiem dużo miejsca - na wielkość, małość, Boga, widmowe ciała i eterycznych wędrowców, na śmierć i na życie.
Wreszcie po tylu tygodniach czuję się dobrze sam w sobie.
Błąkam się po mieście, inaczej w nim zagubiony niż poprzednim razem, na mniejszą skalę, bo moje życie stało się żyćkiem, zgubiłem w nim sam siebie, skurczyłem się w sobie i choć zmagam się z poczuciem, że nie ma mnie w tym mieście odrapanych rogów, rozchwianych kamienic, pustych kafejek wyłożonych obtłuczonymi kafelkami, to jestem bardziej niż kiedykolwiek.
Ludzie przykucnięci na zakurzonych brukach popijają piwo, pogrążając się w swych życiach.
Już nie ma pionów ani poziomów, tylko niekończący się łańcuch negocjacji między tymi pojęciami.
Przylądek Horn (…) który nie wyróżnia się niczym prócz szczególnego opisującego go ciągu cyfr współrzędnych geograficznych. Nic, co jest w nim szczególne, nie wypływa z niego samego, wszystko zaś z nas.
Otwieram oczy i patrzę prosto w morze, ono patrzy prosto we mnie.
Złudzeniu znajdowania się w konkretnym miejscu towarzyszy bowiem ułuda przebywania w określonej chwili.
Sępy zaczynają się przyglądać z nadzieją na chwilę mojej słabości.
Dalekie południe jest pustką, w której umiera perspektywa, i o którą nie ma jak zahaczyć języka.
Na końcu ułudą okazuje się też kartograficzna siatka, prosta linia naszego kursu drga i niepostrzeżenie zagina się w łuk ortodromy. Ten łuk prostej linii odkrywa kryjącą się za nim pustkę.
Trzeba się zatrzymać, co nigdy nie przychodzi mi łatwo, bo przecież pchany jestem imperatywem podróży.
Dołączam do pielgrzymki tych, którzy przemieszczają się, by się zatrzymać.
Wdrapuję się z trudem na grzbiety kwarcowych kaszalotów, balansuję na porośniętych kłującą zeschniętą trawą brzuszyskach orek, ledwo utrzymuję równowagę na śliskich od pyłu bokach pustynnych finwali.
Docieram na przystanek między światami (…). Krąży też tam cała armia milczących ludzi o zakurzonych twarzach, których aż tutaj zagnała nieobca mi nieumiejętność zatrzymywania się.
Budzę się w obcym mieście wśród obcych słów, ulic krzyżujących się pod obcymi kątami, tworzącymi obcą dla mnie przestrzenną siatkę.
Niczego tam nie ma. Żywych stworzeń, ciekawych miejsc, niczego prócz wiatru. Wiatr rozbiera mnie warstwa po warstwie, zdziera cienką kurtkę, cienką koszulkę i cienką skórę, splątuje delikatną sieć żył i tętnic, miesza w siateczce nerwów i limfatycznych naczyń.
Dalekie południe jest pustką, w której umiera perspektywa i o którą nie ma jak zahaczyć języka.
Nie wiedząc, kim są ani kim się staną, podążają na południe w poszukiwaniu nagrody, której nikt nie ceni, w podróży, której nikt nie śledzi.
Nie wiadomo, czy w ten sposób spełnia marzenie męża, czy po prostu oddaje wiecznie nieobecnego w jej życiu mężczyznę w ręce ostatniej z długiego orszaku kochanek.