Wzgórze psów

Okładka książki Wzgórze psów Jakub Żulczyk
Logo plebiscytu Książka Roku Nominacja w Plebiscycie 2017
Okładka książki Wzgórze psów
Jakub Żulczyk
7,3 / 10
Logo plebiscytu Książka Roku Nominacja w Plebiscycie 2017
Wydawnictwo: Świat Książki Seria: Nowa proza polska literatura piękna
864 str. 14 godz. 24 min.
Kategoria:
literatura piękna
Seria:
Nowa proza polska
Wydawnictwo:
Świat Książki
Data wydania:
2017-04-26
Data 1. wyd. pol.:
2017-04-26
Liczba stron:
864
Czas czytania
14 godz. 24 min.
Język:
polski
ISBN:
9788380313507
Tagi:
literatura polska nienawiść prowincja relacje rodzinne strach szantaż tajemnica thriller zabójstwo zaginięcie zemsta zło
Inne

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Opinia

avatar
46
40

Na półkach: ,

Dwie prawdy ze „Wzgórza psów” (kolejność nieznacząca)

Prawda pierwsza

Poprzednia powieść Żulczyka, „Ślepnąc od świateł”, kończy się czarnym deszczem, „Wzgórze” jest prawie całe ulepione z tego deszczu, który nic nie zmywa, tylko chlapie gęstym jak smoła złem.

Pierwsza prawda jest o tym, że ta powieść pożera od głowy po pięty, nie nuży na żadnej z 862 stron, że gdy wstajesz rano to tylko przemywasz oczy i natychmiast siadasz do czytania, resztę świata ogarniasz pomrukami i gestami pełnymi zniecierpliwienia, że dziękujesz Bogu i chromemu państwu za długi weekend, za to, że możesz połykać ten czarny deszcz po 250 stron dziennie i nie masz dość; że Żulczyk napisał to z trzewi, z żołądka to mu wyszło, włożył się caluteńki w tę powieść, że musiało go boleć wszystko przy pisaniu; że napisał to uczciwie, bez żadnych kalkulacji, a ty to czujesz i wciągasz całym sobą, ten czarny deszcz, to błoto i węglem rozmazane krajobrazy, te zdania, w których nie ma chwili na oddech, aż oczy wyskakują z gał, żeby pędzić jeszcze szybciej; że to historia stara jak świat, historia walki dobra ze złem. Zła jest tu tyle, że Żulczyk każe ci napinać każdy nerw w cieniutkiej nadziei, że ten świat się nie rozpadnie, że to brawurowo rozpisany mit mordu założycielskiego, mordu, z którego wzięliśmy się wszyscy, mordu, na którym stoi każda wspólnota. Żulczyk rozpina wszystko na jednej strunie, na której pulsuje piekło i słabiutka drobina światła, to piekło cię ogląda, a ty oglądasz się w tym piekle i tylko to, że ta powieść ciągle trwa, że tak ciąży swoją ceglastą objętością w rękach, daje nadzieję, nic, kurwa, więcej. I że nawet jeśli coś w tej prozie zgrzyta to myślisz sobie, że może to ty coś źle czytasz, że za szybko łykasz te strony, że może trzeba się zatrzymać.

...no i o tym ta pierwsza prawda, że gatunek, który wziął sobie Żulczyk na warsztat (thriller) jest tylko ramą do powiedzenia czegoś istotnego o brudzie i złu, których nie przykryją kolejne megatony asfaltu i stali za tę ostatnią kasę z Unii.

...no i ten język, niepodrabialny Żulczykowy styl, ogromny jak Bajkał talent, lekkość (jakby napisał te wszystkie strony na raz, na jednym wydechu), te mocne, ostre jak brzytwa obrazy – siedzą mocno w głowie i pod kłującym splotem słonecznym.

...no i że chcesz się najebać w połowie, do nieprzytomności, ale nie możesz, bo musisz czytać dalej.

Prawda druga

Ta powieść jest tak naładowana testosteronem, że nawet jedna z głównych bohaterek gada jak twardziel, myśli jak twardziel i zachowuje się jak twardziel, że to taki lepszy scenariusz a-la Patryk Vega; że to nawet nie jest przetrącona popem manichejska idea walki dobra ze złem – to sen dorastającego chłopca o byciu silnym i jednoznacznie prawdziwym, sen o powstaniu z bruku wprost w niezłomność. Gdzieś w połowie bohaterowie się wypłaszczają, zaczynają przypominać postaci z kreskówki dla trudnej młodzieży. Nakreślona figura ojca głównego bohatera, Marvelowskiego Punishera, staje się równie wielka, co płaska, jest jak postać wycięta z kartonu pod białoruski komiks. Wszyscy tu plują na ziemię, albo komuś pod nogi, bez przerwy ktoś strzyka śliną,
spluwa, rozmazuje butem wydzielinę, wszędzie: na ulicach, w domach, w szpitalu, a potem skaczą sobie do gardła nawzajem, przemoc i wrzaski niemal w każdym dialogu. To, co najciekawsze: czyli realistyczna obserwacja rzeczywistości prowincji, której przerysowanie nie przeszkadza, wręcz przeciwnie: daje szansę na wydobycie czegoś istotnego, zgrzyta i ostatecznie psuje się, jak zardzewiały wiejski rower: w oczywistościach, w banałach i w prawdach spod technikum leśnego. Jest tu tyle nostalgii za młodością, za pierwszym piwem, jointem, speedem, za pierwszym seksem, że ma się wrażenie powrotu do „Zrób mi jakąś krzywdę” (debiut Żulczyka), a nie wykroczenie poza dojrzałą i świetną prozę jaką jest „Ślepnąc od świateł”. Pada tu zbyt dużo płaskich zdań, felietonowych prawd, chłopięcych wyobrażeń o świecie, złu, dobru i życiu; że na końcu... (nie, nie można spojlerować takiej powieści).

I łapię się na tym, że więcej prawd o polskiej prowincji wlał we mnie Collin Barrett, Irlandczyk, który debiutanckim i arcydzielnym zbiorem krótkich opowiadań „Młode skóry” (genialne tłumaczenie Agnieszki Pokojskiej) dotknął wszystkiego tego, czego, wydaje się, chciał dotknąć Żulczyk ponad wybitnie napisanym i skonstruowanym thrillerem, a pisał, Collin Barrett, o prowincjonalnym miasteczku na Wyspach...

I tak bardzo nie chciałbym już czytać o młodym mężczyźnie, który topi się w spoconym dygocie – w tym z kim spała jego pierwsza dziewczyna, to jest nużące, jałowe i wyczerpane; udało się to tylko Philipowi Rothowi w arcymistrzowskim „Wzburzeniu” i wystarczy, lepiej się nie da; że wolałbym wreszcie przeczytać historię chłopca, tak jak tu niepewnego i pełnego kompleksów, ale jakoś tam bystrego, który w miarę przytomnie przyjmuje los, zsyłający mu mądrzejszą od niego dziewczynę, która go wybrała i chce z nim być; i jeśli on ma to spieprzyć to jakoś inaczej niż przez pusty i koniec końców prostacki „topos” ścigania się z fiutem jej byłego.
---
A teraz plujcie na fejsbuk i sięgnijcie po "Wzgórze psów, żeby sprawdzić, która z tych prawd jest prawdą, a która gówno prawdą, bo niezależnie od tego, co tu piszę i co napiszą inni (a niektórzy napisali już takie farmazony, że chyba mieli w ręku chiński przekład) „Wzgórze psów” to powieść warta uwagi, najwyższej uwagi. I dajcie znać – chętnie się wreszcie dowiem.

Jakub Żulczyk, „Wzgórze psów”, Świat Książki, 2017.

Dwie prawdy ze „Wzgórza psów” (kolejność nieznacząca)

Prawda pierwsza

Poprzednia powieść Żulczyka, „Ślepnąc od świateł”, kończy się czarnym deszczem, „Wzgórze” jest prawie całe ulepione z tego deszczu, który nic nie zmywa, tylko chlapie gęstym jak smoła złem.

Pierwsza prawda jest o tym, że ta powieść pożera od głowy po pięty, nie nuży na żadnej z...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    6 635
  • Chcę przeczytać
    4 581
  • Posiadam
    1 527
  • Teraz czytam
    312
  • 2018
    154
  • Ulubione
    135
  • 2019
    85
  • Audiobook
    53
  • 2021
    49
  • Audiobooki
    43

Cytaty

Więcej
Jakub Żulczyk Wzgórze psów Zobacz więcej
Jakub Żulczyk Wzgórze psów Zobacz więcej
Jakub Żulczyk Wzgórze psów Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także