Wykorzenieni
- Kategoria:
- literatura piękna
- Seria:
- Literatura Piękna
- Wydawnictwo:
- Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
- Data wydania:
- 2016-10-10
- Data 1. wyd. pol.:
- 2016-10-10
- Liczba stron:
- 208
- Czas czytania
- 3 godz. 28 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788323340508
- Tłumacz:
- Karolina Wilamowska
- Tagi:
- literatura węgierska powieść węgierska Żydzi
Lata sześćdziesiąte i siedemdziesiąte. Mała węgierska wieś. Skrajna bieda, brak perspektyw, nadziei na lepszą przyszłość. Społeczność, której życie to praca w państwowych gospodarstwach i pijatyki w miejscowej karczmie. Relacje mieszkańców opierają się tu na wzajemnej nieufności, niechęci i agresji – mężowie biją żony, a matki dzieci. Wszechobecne ubóstwo ma wymiar nie tylko materialny, ale też emocjonalny i intelektualny.
Powieść Borbely’ego pozwala spojrzeć oczami dziecka na brutalną rzeczywistość po Drugiej Wojnie Światowej. Doświadczone przez los postaci, odkrywające na nowo własną tożsamość sprawiają, że świat Wykorzenionych od pierwszych stron chwyta czytelnika za gardło i na długo nie daje o sobie zapomnieć .
Robi mi się duszno, kiedy ktoś mówi o Żydach. Kiedy słyszę słowo „Żyd”, gardło mi się zaciska. Tracę oddech. Szumi mi w uszach. Boję się, że inni to zauważą. Boję się, że się zdradzę. Udaję, że nic mnie to nie obchodzi. Serce podchodzi mi do gardła. W takich chwilach wstrzymuję oddech. Wiem, że powietrza nie starczy na długo, ale do tego czasu ani drgnę. Nie mam odwagi odetchnąć. Uszy mi płoną. Na pewno wszyscy to widzą. Chciałbym zobaczyć się w lustrze. Boję się, że uszy mnie zdradzą. Inni często mówią o Żydach. W ich słowach czai się groźba. Boję się tych słów. (fragment)
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Samotność liczb pierwszych*
Idziemy i milczymy. Między nami jest różnica dwudziestu trzech lat. Dwadzieścia trzy to liczba niepodzielna. Dzieli się tylko przez siebie. I przez jeden. Taka jest nasza samotność. Nie da się jej rozbić na części. Trzeba ją dźwigać w całości.**
Jak rzadko kiedy, ten pierwszy akapit książki idealnie zapowiada dalszą część. „Wykorzenieni” to książka o inności, odmienności, o samotności i o cierpieniu. I o wsi. I o świadomości. Niezrozumieniu. Okrucieństwie. O równaniu wszystkiego do ziemi. O bólu. I o samotności. I o samotności raz jeszcze.
Zdradziłam Wam treść tak, jak zdradzają ją pierwsze zdania. Nie jestem w stanie zdradzić Wam, co odczujecie podczas lektury, czy już po odłożeniu książki. To zależy od Was aczkolwiek dla mnie to nie była łatwa rzecz. Nie umiałam przeczytać więcej niż kilkanaście stron na raz. A tekst nie epatował okrucieństwem, choć ciężkich scen nie brakowało. I to ich ciężar nosiłam na plecach godzinami.
Historia opowiedziana z perspektywy dziecka składa się z krótkich, suchych zdań, jakby narrator nie umiał się jeszcze względem nich określić i wyciągnąć wniosków. Przedstawia sprawy tak, jak je widzi, nie odnosząc się do żadnej perspektywy, bo jej nie ma, ani do doświadczenia, bo to, które ma jest jego życiem (krótkim). Fakt oczywisty, to przecież dziecko mówi. We wsi zrodzone, we wsi chowane, gdzie głód, brud, smród, bicie i chlanie są powszechne, żeby nie powiedzieć normalne. Gdzie wszystko jest surowe. I namacalne.
Tak naprawdę to pozorna naiwność oczywiście. Nietrudno wyczytać tło między zdaniami. Ale nie dlatego, że autor przemycił w małym bohaterze mądrość doświadczonego starca. Ale dlatego, że dzieci są szczere, naiwne i nie wiedzą, co powiedzieć i jak, aby wywołać zamierzony efekt. Nie oczekują z resztą żadnego efektu. Po prostu mówią jak jest. I to właśnie boli najbardziej. To, co zawieszone w powietrzu, odarte z komentarza jak z emocji. To, co dorosły sam interpretuje, a czego dziecko nie jest świadome, że zdradza.
Zdania są często pojedyncze. Zakończone. Jakby nie wymagały dalszego ciągu, jakby to, co czytamy mogło się skończyć w każdej chwili. Bo choć oczekujemy jakiegoś spektakularnego powieściowego końca, odnosiłam wrażenie, że jako czytelnik muszę być czujna, bo historia może się skończyć w połowie czytania albo nie o zakończenie może tu chodzić ( to ten przypadek raczej). Te zdania, szorstkie i zimne, również budują perspektywę. Pochodzą od dziecka mieszkającego we wsi ale są jakby spoza niej, wymówione z pewnego dystansu, z oddali. Jest w nich nieprzynależność. I strach. I inność: Wszędzie leżą bryły błota. My mówimy: bryle**. My mówimy. Bo są i oni …
Jeśli przychodzi Wam na myśl ostatnio tak głośny pan Małecki z „Dygotem”, to zapomnijcie o nim. Jeśli czytaliście Paolo Giordano i jego „Samotność liczb pierwszych” to też o tym zapomnijcie. (Owszem, mogę być stronnicza, gdyż ani „Dygot” ani „Samotność liczb pierwszych” nie są moim zdaniem pozycjami dobrymi.) Śmiem twierdzić i będę się o to kłócić zawzięcie, że jeśli chcecie poczuć samotność, inność i wyklęcie przez wieś, jeśli chcecie doświadczyć niezrozumienia, przejść drogę do uświadomienia sobie swojej tożsamości, to sięgnijcie lepiej po Borbelego. Tam jest prawda, która dotyka do żywego. I jakaś jej cześć w nas zostaje.
*Tytuł książki Paolo Giordano
**cytaty pochodzą z recenzowanej książki
Monika Stocka
Książka na półkach
- 234
- 31
- 14
- 5
- 2
- 2
- 1
- 1
- 1
- 1
Opinia
Świetna, hipnotyzująca, a pomimo naturalistycznej brutalności i organicznie przenikającej ją depresyjności, niepozbawiona zmysłowego i językowego uroku książka.
Śmiało można rzec: węgierski realizm krytyczny odpowiedzią uderzeniową na latynoamerykański nurt realizmu magicznego.
Albo: gorzkie „Trzynaście lat poniżenia” przeciwko naiwnym „Stu latom samotności”.
A trzynaście, co najistotniejsze w interpretacji, to liczba pierwsza.
Dzieli się tylko przez siebie i jeden.
Proza zdominowana przez kompulsywną narrację rozpaczy, gniewu i odrazy; wydobyta ze „ściśniętego gardła”.
Powieść, która „przekonanym” zostanie w pamięci na zawsze.
Przemoc, poniżenie, gorycz i łzy.
Oto główne drogowskazy ponurej rzeczywistości obezwładniającej bohaterów jedynej i, nie tylko dla „wrażliwców”, wyjątkowo wstrząsającej powieści Borbely’ego.
Koniec lat sześćdziesiątych na węgierskiej prowincji, którą obserwujemy oczami dorosłego, ponownie zamkniętego w świadomości kilkuletniego wrażliwego chłopca - członka rodziny wegetującej na marginesie wiejskiej społeczności.
Skrajna bieda, głód, wszechobecna przemoc.
Ojcowie piją i biją żony, dzieci, zwierzęta.
Żony biją dzieci i zwierzęta. Dzieci bija dzieci i zwierzęta. Wszyscy razem wzięci mordują te ostatnie, nie tylko by przetrwać. Relacje w gromadzie opierają się na imperatywie dominacji i przemocy kierowanej szczególnie przeciw „odmieńcom”.
Takim swojskim „obcym”.
Jakkolwiek paradoksalnie to brzmi, tak utrwalona patologiczna relacja wyznacza rytm życia „umysłowego” i „duchowego” gromady, której członkowie realizują spetryfikowany, przy tym jedyny znany i zrozumiały, paradygmat plemiennego atawizmu –organizowania wspólnoty przez wykluczenie demagogicznie wskazanych urojonych „wrogów”.
Jak w hymnie Węgier – „Dzieci Arpadów i Bendeguza plemię”. Ojca Atylli. Wodza Hunów.
Poniekąd wszyscy (oczywiście nie w tym samym stopniu - bez fałszywie narzucanej symetrii - podział na katów i ofiary jest w książce dość wyrażnie zarysowany, choć niejednoznaczny) są raczej ofiarami tradycji opartej na dziedziczeniu utrwalonego (nie tylko od czasów wspominanej w powieści dyktatury Horthy’ego) wzorca przemocy niż tej aktualnej, charakterystycznej dla komunistycznego społecznego eksperymentu spod znaku stalinowca -Rakosiego.
Ten niemal metafizyczny kult przemocy wpisuje się raczej w odwieczny ciąg opresji, na której w chwilowej zmienności form gruntuje się każda władza i każdy system .
Do tego dodać można niemoc i bezsilną rezygnację.
Głęboko zakorzenione (sic!) w „Wykorzenionych” poczucie deprywacji. Niższości pod każdym względem.
Zaciśnięte pięści, głos więznący w gardle, niemy krzyk pozbawionych nadziei i szansy na poprawę dojmująco upokarzającego losu.
I chociaż w wywiadzie dla nowojorskiego "Timesa" autor zarzekał się, że jego dzieciństwo było o niebo lepsze od przedstawionego w książce, trudno uciec przed wrażeniem, że narrator to porte-parole Borbely’ego.
Może trochę hiperbolizowany, „zagęszczony”, „zintensyfikowany”, ale wyrażny.
W „Wykorzenionych” autor ciekawie zogniskował perspektywę narracyjną. Nie trzeba długo przebijać się przez monologiczny gąszcz zdań, by skonstatować, że narrację stanowią wspomnienia dorosłego (aparatura leksykalno-pojęciowa wyklucza dziecko), który jednakże opowiada z perspektywy sześciolatka.
Ten sposób konstrukcji, owo zbliżenie perspektyw i płaszczyzn wypowiedzi, jasno podkreśla nie tylko biografizm, ale i ponadczasowość zdarzeń, uwydatnia powtórne, a może nawet ciągłe przezywanie dawnych traum; nieuleczalnych urazów; wspomnień, których nie można się wyzbyć; przeszłości, przed która nie można uciec; historii, która już na zawsze ukształtowała i nadal kształtuje swojego "nosiciela", stając się jednocześnie jego aktualnością i już na zawsze przyszłością.
Kotwicą, która przypomina o dawnym, ale wciąż pulsującym w świadomości upokorzeniu. Głodzie, przemocy, obezwładniającej samotności, lęku i wszechogarniającej brzydocie otaczającego świata.
Autor za wszelką cenę unika psychologizowania.
Jego postaci manifestują się w działaniu, ich portretowane nader często reakcje emocjonalne są zawsze reakcją na konkretny, sytuacyjny bodziec życiowy – kłótnię ojca i matki, ich poranną, nagle zdemaskowana kopulację, powrót pijanego z karczmy, przetarcie spodni, rozbicie jajka, stłuczenie talerza, wylanie wody, kopnięcie kota, ukręcenie łba gołębiowi, przebicie patykiem wzdętego psiego truchła, przetarcie spodni czy domowa "kradzież" pajdy ze smalcem stają się przyczynami kompulsywnych, agresywnych emocjonalnie reakcji wrażliwego, ogarniętego lękiem i gniewem chłopca, który nie jest w stanie poradzić sobie z gęstniejącym natłokiem przeżyć, wrażeń, w stworzonym mu uniwersum, w którym takie "drobiazgi" urastają do rangi dopominających się, z góry wiadomo jakich, reakcji – kolejnych krzyków, razów i łez.
Często rozpacz narratora przybiera rozmiary monstrualne, osiągające w pełni ontologiczny wymiar, porównywalne do tych rewelowanych przez antyczne tragedie.
Wtedy samotny i przerażony chłopiec ubrany w "dziewczyńskie łachy" po siostrze, wykpiwany i prześladowany modli się, by równie upokorzony, ale sponiewierany przez gromadę, złamany biedą, bezrobociem i „ludzkim gadaniem”ojciec zapił się wreszcie na śmierć i nigdy już nie wrócił z „korczmy”.
Po cichu prosi też, by histeryczna, wciąż niezadowolona i notorycznie wyolbrzymiająca epizody, które zawsze odreagowywała wybuchami przemocy matka, nareszcie spełniła swe notorycznie powtarzane grożby i nie tylko demonstracyjnie straszyła, ale ostatecznie wskoczyła do studni, odeszła,umarła i zakończyła bezsilną wegetację na tym łez padole.
Wtedy z siostra nie musieliby już w napięciu czuwać co noc i nasłuchiwać, czy to ojciec wraca, czy matka wychodzi. By cała ta cykliczna symfonia bezsilności i udręki życia, cyklicznie zbieranych razów i krzyków, już się skończyła.
Po często przerywanej "na ochłonięcie" lekturze książki Borbely'ego mam wrażenie, że to proza o wyłącznie zero-jedynkowej możliwości recepcji.
Jednych zachwyci i sponiewiera (albo w odwrotnej kolejności) innych sponiewiera i zrazi.
Wszechogarniającym pesymizmem, egzystencjalistycznym dydaktyzmem, naturalistyczną brutalnością i behawioralnym, biologicznym determinizmem losów.
Nie ma w niej też miejsca na czynnik wyższy: Boga, fatum, Fortunę i inne byty retoryczne uznawane za realne.
I to pomimo, że wiara i modlitwa towarzysza bohaterom w codziennej praktyce. Ale nawet ona jest powierzchownym i kompulsywnym odruchem buntu innowierców przeciw dyktatowi gromady.
Odium, które ciąży nad rodziną Bobonków, jest wyłącznie funkcją ludzkiego resentymentu, najprymitywniejszych, plemiennych jeszcze instynktów - głównie niemal zwierzęcej niechęci i nienawiści do „innego”, „obcego”.
Klasowo, rasowo, etnicznie, wyznaniowo, jak również, a może przede wszystkim ekonomicznie (bo przecież bogate jak na tamtejsze warunki i samodzielne w utrzymaniu wujostwo za nic sobie ma szykany, pogardliwe spojrzenia, wulgarne szepty, złośliwe krzyki i niewybredne komentarze okolicznych prymitywnych teeszetowców).
W powieści nieustannie przenikają się dwa wymiary: indywidualny – jednostkowego losu rodziny Bobonków, tytułowych „wykorzenionych” – Rusinów, Hucułów, Rumunów z domieszka krwi żydowskiej, (tu konkretna afiliacja schodzi na dalszy plan, ponieważ w książce wyrażnie stają się oni synekdochą – transfiguracją motywu „obcego”) których poprzednie pokolenia osiadły na Węgrzech, a pamięć o ich przodkach zatarły historia i nietrwałość pamięci oraz nienawistne „ludzkie gadanie”. Opluwani, wyszydzani, prześladowani i sekowani ze wspólnoty, nieustannie doświadczający wrogości i ostracyzmu za „winę” bycia tymi z zewnątrz stanowią egzemplifikację szerszego problemu: diagnozy patologicznego modelu rzeczywistości węgierskiej prowincji końca lat sześćdziesiątych –przaśnych, biednych i siermiężnych, porównywalnych do polskiej, gomułkowskiej „małej stabilizacji” i antysemickiej nagonki z 1968, która w środowisku wiejskim przybrała równie ohydną, wręcz odrażającą, wykrzywioną grymasem nienawiści gębę i depczące wszystko, „cuchnące wiecznym gnojem” buciory prymitywnego ćwoka z TeeSZet-u (węgierski PGR).
Bo książka Borbely’ego (prócz depresyjnego portretu indywidualnej to głównie oskarżenie pseudomoralności wiejskiej komuny zorganizowanej wg nowych wzorców walki klas pod dyktando i w tonie nakazów totalitarnej propagandy, w tamtym uniwersum głeboko wypaczonej, a niegdyś opiewanej „wieści gminnej”, która wbrew romantycznym mrzonkom Mickiewicza nie jest żadna „arką przymierza”, a właśnie narzędziem brutalnego, niestety również rytualnego wykluczenia „wykorzenionych” i „innych” nawet chcących zaakceptować „nowy porządek”, który jest w istocie zalegalizowanym barbarzyństwem.
„Nowe państwo”, „nowy porządek”, „kraj rad”, „dobra zmiana” – prób ukonstytuowania raju na ziemi ludzkość przeżyła już wiele. Ale kończyły się one zawsze tak samo.
Katastrofą.
To uniwersum, ten świat i okolic tworzy ludzi podobnych liczbom pierwszym. Podzielnych wyłącznie przez siebie i jeden (ta matematyczna metafora pojawia się w powieści nieustannie i, wg mnie, tworzy niesamowity, precyzyjny, obezwładniający wręcz efekt interpretacyjny). Skazanych na przymusową sztuczną i kompulsywnie odreagowywaną wybuchami psychozy koegzystencję samotników idealnych. Układ cierpiących atomów, niby obiegających z zewnątrz niewidoczne uporządkowane tradycją i powielane rytuałem orbity, ale tak naprawdę generujące królestwo społecznego przymusu i egzystencjalnego chaosu, entropii i nieprzewidywalnych, nieuchronnych zderzeń.
Borbely zdecydował opuścić tę orbitę 19 lutego 2014 roku ostatecznie przekonany, że kolaps tego świata (który najpierw ukształtował go kakofonią nieuleczalnych urazów i traum nie do przepracowania, a póżniej aktem barbarzyńskiej zbrodni odebrał matkę) jest nieunikniony.
Wiem to na pewno.
Też tam byłem.
Toutes proportions gardées.
Świetna, hipnotyzująca, a pomimo naturalistycznej brutalności i organicznie przenikającej ją depresyjności, niepozbawiona zmysłowego i językowego uroku książka.
więcej Pokaż mimo toŚmiało można rzec: węgierski realizm krytyczny odpowiedzią uderzeniową na latynoamerykański nurt realizmu magicznego.
Albo: gorzkie „Trzynaście lat poniżenia” przeciwko naiwnym „Stu latom samotności”.
A trzynaście,...