"Worek kości" to dość typowe ghost story w wydaniu Kinga. Szepty, tańczące literki na lodówce ustawiające się w dziwne słowa, odczuwana czyjaś obecność, lodowate podmuchy, koszmar i panika. Te ostatnie dwie pozycje to może nie do końca, albo dokładniej mówiąc - bardziej przy końcu. Początek jest (jak na horror) bardzo leniwy i pozbawiony grozy, aczkolwiek dramatyczny i smutny. Główny bohater, pisarz Michael Noonan, straci bowiem swoją ukochaną żonę, a następnie pogrążony w żałobie pożegna również swój talent pisarski. W poszukiwaniu natchnienia i nie tylko, przeniesie się do uroczego, starego domku nad jeziorem. Jak się jednak okaże, nie wszystko tam będzie takie urocze...

Lubię takie historie, uwielbiam kiedy akcja dzieje się w takich miejscach jak stare domki nad jeziorem, czego chcieć więcej? :)
"Worek kości" to jedno z najlepszych ghost story jakie miałam do tej pory przyjemność czytać. Nie przesadzone, bez udziwniania, może początkowo się wlecze, ale końcówka za to nadrabia. Wyjaśnienie tajemnicy całkiem zaskakujące, a i część obyczajowa bardzo wciągająca. Z ciekawością śledziłam potyczki Mattie ze swoim teściem, a także rozwijającą się relację między Mattie i Michaelem. Zakończenie jednak nie będzie toną lukru, nie martwcie się. Najlepiej sami się przekonajcie, jakie tajemnice kryją się w Sara Laughs. Polecam!

"Worek kości" to dość typowe ghost story w wydaniu Kinga. Szepty, tańczące literki na lodówce ustawiające się w dziwne słowa, odczuwana czyjaś obecność, lodowate podmuchy, koszmar i panika. Te ostatnie dwie pozycje to może nie do końca, albo dokładniej mówiąc - bardziej przy końcu. Początek jest (jak na horror) bardzo leniwy i pozbawiony grozy, aczkolwiek dramatyczny i...