Nieuchronnie nasunęło mi się porównanie z Ianem Rankinem i inspektorem Rebusem, pewnie wskutek miejsca akcji. Niemniej jednak u Rankina książki Szkocją są przepełnione, tak jak Rebus alkoholem - natomiast inspektor McLean właściwie mógłby swoją zagadkę kryminalną rozwiązywać gdziekolwiek. Tło akcji, miejsce, nie są tutaj ważne, nie odczuwa się też lokalnego kolorytu. Ale intryga kryminalna jest, i to krwawa, czytelnik zostaje wręcz zasypany trupami (chyba po szóstym przestałam liczyć :) ). Sama akcja powieści przyniosła trochę dla mnie humorystycznych akcentów: choćby to, że główny bohater prowadzi jednocześnie chyba ze 3 albo i więcej śledztw, zapominając chwilami kontynuować wątki. Na szczęście autor zadbał o to, by śledztwa połączyły się w jedno :) Jest tu również czarny policyjny antybohater, wrzeszczący na inspektora McLeana niemal bez przerwy, postać dość banalna i raczej jednowymiarowa. Poprawność polityczną zapewnia pani komendant policji, dość współczująca głównemu bohaterowi ciężkich przeżyć osobistych, niemniej każąca mu współpracować z ww. policyjnym kretynem. Ogólnie kryminał mnie wciągnął, czytało się bardzo przyjemnie, ale zastrzeżenie jednak mam co do rozwiązania akcji. Lubię rzeczywistość racjonalną...a zagadka kończy się właściwie w otchłani czarnej magii. Niemniej poszukam kolejnej książki z serii, choćby po to by się zorientować, czy autor potrafi rozwiązywać zagadki kryminalne trochę bardziej sensownie :)

Nieuchronnie nasunęło mi się porównanie z Ianem Rankinem i inspektorem Rebusem, pewnie wskutek miejsca akcji. Niemniej jednak u Rankina książki Szkocją są przepełnione, tak jak Rebus alkoholem - natomiast inspektor McLean właściwie mógłby swoją zagadkę kryminalną rozwiązywać gdziekolwiek. Tło akcji, miejsce, nie są tutaj ważne, nie odczuwa się też lokalnego kolorytu. Ale...