Lubczyk na poddaszu
- Kategoria:
- literatura piękna
- Seria:
- Proza
- Tytuł oryginału:
- Комашина марзанка
- Wydawnictwo:
- Biuro Literackie
- Data wydania:
- 2014-03-27
- Data 1. wyd. pol.:
- 2014-03-27
- Liczba stron:
- 140
- Czas czytania
- 2 godz. 20 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788363129651
- Tłumacz:
- Ksenia Kaniewska
- Tagi:
- literatura ukraińska powieśc ukraińska
Powieść, która uruchamia zmysły i wytrąca czytelnika z codziennej rutyny. Kieruje uwagę na detale otaczającej rzeczywistości i relacje międzyludzkie, na drobiazgi, które na co dzień wydają się niezauważalne i nieistotne. Inspiruje, by zatrzymać się choć na moment w powszednim zabieganiu, przypomnieć sobie dobre chwile, na nowo spojrzeć na siebie, własne pragnienia i związek z bliską osobą. Po lekturze Lubczyku na poddaszu zaczyna się smakować każdy dzień.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Brakuje mi twojej szczerości…
A ja często miałabym ochotę się dowiedzieć, o czym pomyślałeś właśnie dzisiaj, kiedy wdychałeś zapach świeżo krojonej bazylii, choć wdychasz go za każdym razem.
Bywa tak, prawda? Trafia w nasze ręce książka, taka ot, nic nadzwyczajnego, a jednak poruszy nas i sami się dziwimy, że aż tak.
Tak w moim przypadku stało się z powieścią młodej ukraińskiej pisarki Natalii Śniadanko „Lubczyk na poddaszu”. Tytuł podpowiadał pytanie: Czy to o miłości? No właśnie, po lekturze pytanie dalej pozostaje aktualne, choć wybrzmiewa już nieco inaczej. Ale po kolei.
Bohaterami tej powieści są Sarona i Saron, młodzi ludzie z kilkuletnim stażem małżeńskim. Znają się od dziecka, nawet ich matki już się ze sobą przyjaźniły, czego znakiem są nadane im imiona. Było oczywiste, że będą razem. Czy to im dziś potrzebny tytułowy lubczyk? Nie, nie spodziewajcie się, że czytając książkę będziecie mieli do czynienia z mniej lub bardziej powtarzalną historią znudzonego sobą małżeństwa. Ani nawet z optymistyczną opowieścią o tym, jak pokonać trudności, by cieszyć się szczęściem spełnionego związku. Nic z tego. Żadnych tu wielkich fabuł, żadnych małżeńskich dramatów. Jest za to wewnętrzny świat dwojga ludzi. Świat, który wyłania się z przeżywanych wspomnień i który nieoczekiwanie próbują przekazać drugiej, bliskiej osobie. Nieoczekiwanie, bo zaskakuje ich sytuacja rozdzielenia. Trafiają do tajemniczego hotelu z pokojami przeznaczonymi specjalnie dla każdego z nich. Mogą tam uczyć się powracać do siebie – siebie samych, a może i siebie wzajemnie? I smakować rzeczywistość w sposób, jakiego nie znali do tej pory. Uaktywnia się w nich potrzeba autoanalizy. Ale i daje znać o sobie intensywność przeżywania.
Każde z nich ma do opowiedzenia drugiemu swoją historię, swoje emocje i przeżycia, dotąd może nie ujawniane, albo i nieuświadamiane w pełni. W tym tkwi też siła pisania Natalii Śniadanko. Pozwala nam dotrzeć do historii, które tkwią w bohaterach, które ich budują, a bywają opowieściami o zdarzeniach (np. fascynacje i rozczarowania turystyczne Sarony), przedmiotach (np. grube ogniwa łańcucha przysyłanego w listach od rodziny z zagranicy) i ludziach (np. wykładowczyni uniwersytecka p. Ludmiła z zagadnieniem duszy), o skomplikowanych emocjonalnie losach dziadków (np. babcia Sarony tocząca boje z zięciem o kuchnię), rodziców (ich niełatwe losy i wzajemne relacje), ludzi, z którymi się zetknęli (np. Saron i Tamara). Jest w tym przywoływaniu pewna doza nostalgii, trochę humoru, ale i ukrywanego rozdrażnienia. Przeszłość ma swoje cienie.
Znów powracam do pytania, czy to im potrzebny lubczyk? Właściwie nie jest to oczywiste. Potrzebują go? Jest im już obojętny? Leży na poddaszu gotowy do użycia? A może dawno się zsechł i nikt go już nie szuka? A może nie chodzi o to, że jest afrodyzjakiem. Może o to, że oczyszcza organizm z toksyn?
Sprawdźcie, jeśli lubicie dobrze językowo napisane powieści, które zaskoczą nietradycyjną formą.
Justyna Radomińska
Książka na półkach
- 72
- 33
- 8
- 4
- 4
- 2
- 2
- 1
- 1
- 1
Cytaty
Przyzwyczajenie do tego, żeby odmawiać sobie przyjemności i skupiać wyłącznie na obowiązkach, ma swój sens. Tak jest znacznie łatwiej mobilizować się w każdej sytuacji i mierzyć z życiowymi przeszkodami.
Opinia
Natalkę Śniadanko poznałam w październikowy wieczór 2008 roku. Okazją do spotkania była premiera jej książki „Ahatanhel”. Jedne z najżywszych wspomnień, które zachowałam z tego wieczoru, dotyczą ognistego koloru włosów pisarki oraz ironii, o której mówiła w kontekście tworzonej przez siebie literatury, i którą posługiwała się mówiąc o samej sobie. Wspomnienia te sprawiły, że ta drobna ukraińska pisarka zapisała się w mojej głowie jako osoba ciepła, niepozbawiona dystansu do siebie i do świata oraz ciekawa. To wystarczyło by z niecierpliwością wyczekiwać każdej z jej kolejnych wydawanych w Polsce książek. I by do nich po latach wracać.
Książkę "Lubczyk na poddaszu" czytałam po powrocie z Palestyny, oraz z jeszcze wcześniejszych, mniejszych podróży do Włoszech i Hiszpanii. Czytałam ją nad jeziorem na dawno nieodwiedzanych przeze mnie Mazurach. W przerwie między lekturą na nowo odkrywałam zapomnianą już radość płynącą z siedzenia przy ognisku, zapachu świeżego powietrza, smaku upieczonego nad ogniem chleba, widoku jeziora, dotyku słońca na zmarzniętym policzku i odgłosów trzaskającego w ogniu drewna. Ta książka pomogła mi zwolnić, by docenić przyjemności znacznie prostsze od kąpania się w Morzu Martwym, zwiedzania Suków, czy spożywania paelli. Prostsze, ale w żadnym razie nie gorsze.
I tak, z ponownego, choć tym razem jedynie literackiego, spotkania z Natalką Śniadanko znów coś sobie zapamiętałam. Podobnie jak bohaterowie książki zrozumiałam, że w wyniku codziennej gonitwy łatwo jest się pogubić. Rozdrobnić miłość i pasje. Zapomnieć pragnienia, wystudzić podniecenie. Poniekąd to właśnie spotkało bohaterów Śniadanko.
Wraz z Saroną i Saronem po raz kolejny doceniłam wartość obserwacji – siebie, swoich wyborów, działań oraz relacji, które tworzę. Już pamiętam, że pewność trzeba weryfikować. A z rutyną walczyć. I bohaterowie książki także już to wiedzą. Wcześniej jednak musieli na nowo się spotkać. Nie w realnym życiu, bo to praktycznie całe i tak spędzili razem. Musieli spotkać się w listach i na nowo, wzajemnie się sobie przedstawić. Na nowo się poznać.
Dzięki listom małżonkowie wspólnie przebywają drogę, którą warto przejść z nimi. Przeczytać słowa, które do siebie piszą. Wysłuchać wspomnień. Poczuć przywołaną z drobiazgów rzeczywistość. Doświadczyć tej rzeczywistości.
Recenzja opublikowana na blogu Projekt: książki - projektksiazki.blogspot.com
Natalkę Śniadanko poznałam w październikowy wieczór 2008 roku. Okazją do spotkania była premiera jej książki „Ahatanhel”. Jedne z najżywszych wspomnień, które zachowałam z tego wieczoru, dotyczą ognistego koloru włosów pisarki oraz ironii, o której mówiła w kontekście tworzonej przez siebie literatury, i którą posługiwała się mówiąc o samej sobie. Wspomnienia te sprawiły,...
więcej Pokaż mimo to