Przebudzenie
- Kategoria:
- horror
- Tytuł oryginału:
- Revival
- Wydawnictwo:
- Prószyński i S-ka
- Data wydania:
- 2014-11-13
- Data 1. wyd. pol.:
- 2014-11-13
- Data 1. wydania:
- 2014-11-11
- Liczba stron:
- 536
- Czas czytania
- 8 godz. 56 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788379610709
- Tłumacz:
- Tomasz Wilusz
Mroczna, elektryzująca powieść o tym, co może istnieć po drugiej stronie życia…
W niedużej miejscowości w Nowej Anglii, ponad pół wieku temu, na małego chłopca bawiącego się żołnierzykami pada cień. Jamie Morton podnosi głowę i widzi intrygującego mężczyznę, jak się okazuje, nowego pastora. Charles Jacobs wraz ze swoją piękną żoną odmieni miejscowy kościół. Mężczyźni i chłopcy skrycie podkochują się w pani Jacobs; kobiety i dziewczęta – w tym także matka Jamie’go i jego ukochana siostra Claire – tym samym uczuciem darzą wielebnego Jacobsa. Jednak kiedy rodzinę Jacobsów spotyka tragedia, a charyzmatyczny kaznodzieja wyklina Boga i szydzi z wiary, zostaje wygnany przez zszokowanych parafian.
Jamie ma własne demony. Od wielu lat gra na gitarze w zespołach na terenie całego kraju i wiedzie tułaczy żywot rock-and-rollowego muzyka, uciekając od rodzinnej tragedii. Po trzydziestce – uzależniony od heroiny, pozostawiony na pastwę losu, zdesperowany – Jamie ponownie spotyka Charlesa Jacobsa, co ma głębokie konsekwencje dla nich obu. Ich więź przeradza się w pakt, o jakim nawet diabłu się nie śniło, a Jamie odkrywa, że słowo „przebudzenie” ma wiele znaczeń.
Ta bogata, niepokojąca powieść prowadzi czytelnika przez pięć dekad do najbardziej przerażającego zakończenia, jakie kiedykolwiek wyszło spod pióra Stephena Kinga. To arcydzieło Kinga, nawiązujące do twórczości takich wybitnych amerykańskich pisarzy jak Frank Norris, Nathaniel Hawthorne i Edgar Allan Poe.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Coś się stało
Wlokąca ciężar nad siły,
Mrówko samotna na ścieżce!
Przeszkody cię otoczyły,
Zasadzki i kroki: podstępne drapieżce.
Coś się stało: Stephen King napisał kolejną powieść, tym razem trzymając się gatunku, który jest dla niego (i vice versa) najbardziej łaskawy. „Przebudzenie” to mroczna i momentami mocno trzymająca w napięciu historia, która znacznie różni się zarówno od „Pana Mercedesa”, „Doktora Sen”, jak i „Joyland”. Gdybym miała porównywać najnowszy twór Kinga, to, z powieści, które do tej pory czytałam, najbliżej mu chyba do „Martwej strefy”. Nie przez samą historię, a ze względu na klimat, którym raczy nas autor – przytłaczający, ciemny i gęsty. Naładowany ujemnie.
Zaczyna się jednak sielankowo i przyjemnie. Poznajemy uroczą rodzinę Mortonów w momencie, kiedy do miasteczka położonego nieopodal znanego już czytelnikom Kinga Castle Rock przyjeżdża młodziutki pastor, Charles Jacobs, do którego po chwili dołączyć ma żona i synek. Członkiem rodziny Mortonów, z perspektywy którego poznawać będziemy bieg późniejszych (i dużo późniejszych) wydarzeń, będzie ośmioletni Jamie. Niezwykle religijna społeczność z obawą przyjmuje młodego (a więc zapewne butnego i niewystarczająco miłującego Boga) pastora, jednak szybko okazuje się, że Jacobs nie tylko jest człowiekiem dużej wiary, ale także potrafi znaleźć wspólny język z młodzieżą i zaciekawić ją zarówno religią, jak i nauką. Pastora wyróżnia bowiem to, że jest chorobliwie wręcz zafascynowany elektrycznością; uważa, że ludzkość nie docenia jej wpływu na nasze życie i przestała zauważać jej niemal magiczne właściwości.
Całe uwielbienie, jakim ludzie darzyli rodzinę pastora, znika w dniu Strasznego Kazania, jak później przez wiele lat nazywane będzie ostatnie kościelne przemówienie Charlesa. Od tej pory zmienia się wszystko; coś się stało i nic nigdy nie będzie już takie, jak kiedyś. Czas przeskakuje wiele lat do przodu, a mały Jamie jest już mężczyzną. Choć pastor wyjechał po Strasznym Kazaniu, mały chłopiec nie zapomniał człowieka, który sprawił, że Jamie był świadkiem cudu. Kiedy więc jako dorosły mężczyzna spotyka na swojej drodze Charlesa Jacobsa, rozpoznaje go bez chwili wahania. Również niegdysiejszy pastor nie ma wątpliwości co do tego, skąd zna chudego, wykończonego narkotykami mężczyznę. Jak bowiem słusznie zauważa wydawca – ta dwójka ma różne, choć tak samo silne demony, które wpłynęły na całe ich życie. Choć mężczyźni mogą tego jeszcze nie wiedzieć – los zwiąże ich na zawsze, nie pytając, czy będą z tego zadowoleni.
„Przebudzenie” ma fantastyczny początek, w którym powraca King z małych miasteczek i dziecięcej wyobraźni, ludzkich problemów wywodzących się z codziennych sytuacji i wielkich tragedii, niekoniecznie będących wynikiem jakichś nadprzyrodzonych sił. Pierwsze rozdziały tchną prostolinijną magią, jaką potrafi zawrzeć świetny pisarz tam, gdzie z pozoru nic się nie dzieje. Później ta fantastyczność nieco zwalnia, czas rozciąga się coraz bardziej, w efekcie czego na ponad pięciuset stronach zawarte zostaje kilkadziesiąt lat życia głównego bohatera. Według mnie, jak na stosunkowo niewielką ilość stron, to trochę za dużo. Tym bardziej, że powieść rozwija się bardzo powoli, a ów tajemniczy, złowrogi pakt, o którym informuje nas opis książki, pojawia się naprawdę późno, a czytelnik momentami traci nadzieję na rzecz obawy, że być może wydawcy coś się pomyliło. Jednak – jednak! – wytrwały, cierpliwy czytelnik otrzymuje swoją nagrodę - skrzącą się, naelektryzowaną i okropną. Zakończenie powieści, choć zupełnie różne od początkowych stron, jest bowiem rewelacyjne. Choć domyślam się, że może ono okazać się równie kontrowersyjne…
Stephen King posługuje się wieloma toposami i symbolami. Niektóre pochodzą z naszego świata, inne z uniwersum stworzonego poprzez przenikanie się postaci, miejsc i zdarzeń w prozie króla horroru. Swoją drogą, to fascynujące, jak ten pisarz potrafi na fundamentach naszego świata, świata który znamy, stworzyć ramy innego, który rozbudowuje pilnie i konsekwentnie z niemal każdą następną książką. Dzięki temu nie wchodzimy do czegoś nowego, a z każdym kolejnym rozdziałem mijamy miasteczko dobrze nam już znane, spotykamy postać, której nazwisko brzmi znajomo, albo jesteśmy świadkami czegoś, o czym już wiemy, że wydarzyło się w świecie Stephena Kinga. Niemal każdorazowe otwarcie jego prozy jest jak otwieranie drzwi nie do nowego domu, a do nieznanego pokoju w miejscu, do którego klucz otrzymaliśmy wraz z pierwszą powieścią pisarza.
„Przebudzenie” to dziwny horror. To wszystko bowiem, co najbardziej przerażające i okropne, wywołujące obrzydzenie i bezwiedny krok w tył, dopiero ma się wydarzyć. King zostawia czytelnika z jego największym strachem, z jedynym lękiem, którego nigdy nie pokona żyjący człowiek. A śmierć wypełnia tę powieść po brzegi, nawet jeśli nie zostaje nazwana. Od śmierci wszystko się zaczyna, lecz czy jest ona także końcem wszystkiego? Coś się stało i Jamie Morton będzie mierzył się z tym do końca życia; przez wiele lat będziemy zaglądali w najgłębsze zakamarki jego cierpienia, wiele razy będzie towarzyszyło nam, to samo co jemu, przerażenie niezmiennie idące w parze z tym, co nieznane. Autor „Wielkiego marszu” - a nie wymieniam tej książki przypadkowo – z opowieścią o śmierci, strachu, tragedii i zwątpieniu miesza, wydawać by się mogło, lęki wyrosłe także z jego życia. Jest tu miejsce na wielkie uzależnienie i na – może tylko nieco mniejszą – miłość; znajdziemy na kartach „Przebudzenia” ogromną potrzebę muzyki i namiastkę tego, jak może wyglądać rockowe życie (E-dur. E to podstawa); są również umiejętnie wplecione pajęczyny starości, te nitki babiego lata, które niepostrzeżenie zaczynają pojawiać się nie tylko we włosach, ale także w kościach, mięśniach i umyśle.
King spełnia swoje wizje z niezwykłym uporem. Splata ze sobą motywy, tka sieć powiązań i nawet jeśli czytelnicy nie zawsze są zadowoleni z jego kolejnych dzieł, wychodzi z tego z twarzą, między innymi również dzięki temu, jak pisze. W „Przebudzeniu”, podobnie jak w wielu jego książkach, jest coś, czego nie da się opisać słowami, które znamy; coś strasznego, co zrodziło się w wyobraźni pisarza, choć podczas czytania łatwo o tym zapomnieć i uznać za rzeczywiste. Jednak King nadal jest wierny tak swojemu rozrastającemu się wciąż światu przedstawionemu, jak i zasadom, które nim rządzą. Dlatego również w „Przebudzeniu” nie pozwala swojemu czytelnikowi zapomnieć o tym, że to człowiek jest często swoim największym wrogiem, a lękliwi ludzie żyją we własnym piekle. Można rzec, że sami je sobie tworzą… Choć jego najnowsza powieść jest dla człowieka nieco bardziej bezwzględna.
W cienia mojego niebie
Wysilasz serce swe szare…
Mrówko: wpatruję się w ciebie
ja, bóstwo ginące pod własnym ciężarem.
(M. Pawlikowska-Jasnorzewska „Mrówka”)
Sylwia Sekret
Oceny
Książka na półkach
- 8 112
- 3 562
- 2 981
- 230
- 180
- 174
- 86
- 79
- 65
- 50
Opinia
Wspomnienia przebijające przez kartkę..., chwile ważne, znaczące, wypełniające treść...
...pożegnanie z umierającą matką, beztroskie chwile z dzieciństwa, uzdrowienie brata Conny'ego, śmierć siostry, wszystkie upadki, porażki, zwycięstwa, lata zamglone płaszczem nałogu...itd...
Przechodzimy z Jamiem niemalże przez całe jego życie. Przemijamy razem z nim, doświadczamy jego przeżyć, emocji, słuchamy jego refleksji, tego jak radził sobie z różnymi sytuacjami, przeciwnościami losu..., dzielimy z nim jego pasję, którą jest muzyka, gra na gitarze...
****
Nie ma nic lepszego, jak odnaleźć w sobie pasję, coś w czym jest się wyjątkowym, niezwykłym, jedynym w swoim rodzaju, niepowtarzalnym, zjawiskowym, coś w czym sami się spełniamy, coś co daje nam ogrom satysfakcji, coś, co daje nam ogrom satysfakcji i daje przy okazji kawał wielkiego szczęścia i samozadowolenia... Mieć coś takiego, to dar bezcenny, nie do opisania...
Przez całe swoje dzieciństwo, młodość, lata gówniarzerski, a nawet studia nie widziałem w sobie nic wyjątkowego. Nie miałem objawienia, które już jako dziecko, jak to mówią "od maleńkości", popchnęłoby mnie w jakimś kierunku...Tułałem się przez lata, aż w końcu zrozumiałem, w czym jestem dobry, do czego mogę być powołany, co może mnie spełnić, dać przyjemność, satysfakcję...W tym momencie w myśli wbija mi się cytat z filmu "Gladiator", kiedy Russell Crowe jako Maximux już na początku filmu motywuje swych żołnierzy na kilka sekund przez walką, wypowiadając słowa *** "CZYNY ZA ŻYCIA, BĘDĄ BRZMIEĆ ECHEM W PRZYSZŁOŚCI" ***..., a cytat autorstwa Marka Twaina również idealnie pasuje...*** " " ***
Zrobić coś, co będzie mieć znaczenie, co zostanie w pamięci innych...To niekoniecznie musi być wielki tłum, który z uznaniem i podziwem na nas patrzy, choć nie zaszkodzi uznanie w tak wielkiem wymiarze. Najważniejsze by znaleźć pewną grupę ludzi, którzy dostrzegą w tobie wyjątkowość...
Znalazłem swoje powołanie...Lecz jaką przyszłość wraz z upływającym czasem z tego zbuduje, okaże się...
***
Jammie odnalazł w sobie pasję o wiele wcześniej niż ja. Troszkę było w tym przypadku, ale to wszystko w nim było, a on to po prostu odkrył...
Przyszłość jednak nie była dla niego łaskawa...
SEX, DRUGS and ROCK&ROLL i wszystko jasne...Wchodząc w ten świat, łatwo i czysto się z niego nie wychodzi...
***
"- Grzechem jest chcieć, żeby czas płyną szybciej - pouczała nas mama, zwykle wtedy, gdy w głębokim lutym marzyliśmy o letnich wakacjach albo kiedy nie mogliśmy się doczekać Halloween, i pewnie miała rację, ale mimo wszystko myślę sobie, że takie przeskoki w czasie to coś w sam raz dla ludzi, którym się w życiu nie układa, a mnie, w okresie między inauguracją prezydentury Reagana w 1980 roku, a jarmarkiem stanowym w Tulsa w roku 1992, nie układało się zupełnie. Były wyciemnienia ekranu, ale bez objaśniających ich plansz tekstowych." ( str. 177 )
***
Gdy chodziłem do szkoły, gimnazjum, liceum na wakacje czekało się jak na zbawienie. Podobnym uczuciem darzyłem ferie zimowe, świąteczne ( myślę, że podobnie jak wielu z was )... Dlatego powyższy fragment idealnie odnosi się do tego, jak kiedyś mijał mi czas. Nie przepadałem za szkołą, wręcz marzyłem o tym, żeby jak najszybciej stać się dorosłym i na zawsze opuścić mury tego więzienia, które nazywa się szkołą ( tak wtedy myślałem, myślę jednak, że podobnie jak większość z was )... Nie wiem, w moim przypadku może to była kwestia wycofania, izololacji, zamknięcia przed innymi, przez to nie byłem zbyt popularny, nie wiele osób zabiegało o moje towarzystwo. Lubiany może i przez niektórych byłem, ale pośród tych osób zdecydowanie najwięcej było dziewczyn ( co wbrew pozorom nie przekładało się na to, że miałem dziewczyn jak na pęczki ) ...Dziewczyny w szkole ( nie wiem jak jest teraz, tak bardzo już jestem stary, że nie wiem..., tyle czasu minęło ) zawsze lubiły spokojnych, cichych chłopaków, ale ta granica w relacjach postawiona była na granicy koleżeństwa, tylko i wyłącznie...Tak było w gimnazjum, o liceum nawet nie wspominam, bo chodziłem do męskiej klasy, w której nie było ani jednej niewiasty...
Tyle człowiek czasu brał wówczas na przeczekanie, na to, by minął jak najszybciej..., aby do wakacji, tak najczęściej się mówiło...Tyle czasu poszło w niepamięć, tak mnóstwo chwil stało się ***wyciemnieniem ekranu, ale bez objaśniających ich plansz tekstowych*** Dziś już tak nie robię, bo nie warto..., ale wtedy świadomość przemijania nie była we mnie tak głęboko i intensywnie osadzona, zakorzeniona, jak obecnie. Bardzo żałuje tamtych chwil, że mimo szkoły, za którą nie przepadałem, nie potrafiłem cieszyć się czasem, który trwał poza nią...A wakacje, jak to wakacje, mknęły tak szybko, jak pociągi w Chinach, czy Japonii...
Zaciemnieniem ekranu był dla mnie okres zdecydowanie odnoszący się do szkoły, a przypadku Jammie'ego ten czas nastąpił trochę później...
...bo życie muzyka, z gitarą w rękach nie należy do najłatwiejszych jeśli chodzi o używki i inne tego typu słodkości, zwłaszcza jeśli dotyczyło to kapeli rockowych, wrzuconych w lata 70, 80...
***
"To pragnienie było jak wiertło wwiercające się głębiej i głębiej w głowę. Wciągane nosem skąpe dawki H nie wystarczały." ( str. 212 )
***
Wyciemnienie ekranu w przypadku Jammie'ego nie dość, że zabrało mu kupę czasu, ( który jest naszym skarbem ), zniszczyło mu zdrowie, przyszłość, to jeszcze do tego oddaliło go strasznie od bliskich...A to jak się później przekonał sam na własnej skórze, było z tego wszystkiego najgorsze...
...choć w jego przypadku nastąpiło to zdecydowanie za późno ( ale lepiej późno, niż wcale ), to w końcu, na szczęście los postawił na jego ścieżce kogoś, kto mu pomógł i przejrzał na oczy..., ale na tym jak odkrywanie treści tego fragmentu fabuły zakończę, żeby nie zdradzać więcej...
Podobało mi się tych kilka słów, które King szepnął o przeznaczeniu...
"Przeznaczenie czy przypadek? ... (...) ...- nie mogę się zdobyć na to, by uwierzyć, że jego obecność w moim życiu miała cokolwiek wspólnego z przeznaczeniem. To by oznaczało, że wszystkie te koszmary stały się, bo miały się stać. Jeśli tak jest istotnie, światło nie istnieje i nasza wiara w nie jest naiwną ułudą. Jeśli tak jest, żyjemy w mroku, jak zwierzęta w norze albo mrówki w głębi mrowiska. I nie jesteśmy sami." ( str. 10 )
Tak prawdziwie pisze o zwykłych przyziemnych sprawach, a ten powyższy fragment, to jeden z całego mnóstwa innych. Wierzę w ten fragment. Chcę wierzyć w to, że nie jestem jedynie daną statystyczną w rękach Boga, który od początku do końca wie, co się z nami stanie, dosłownie w każdym szczególe, w najdrobniejszej rzeczy. Bo gdybym nie wierzył w przypadkowość, nasza wiara nie miałaby sensu i tak naprawdę swoim postępowanie nie moglibyśmy kształtować własnej przyszłości.
...chcę wierzyć, że jestem kawałkiem drewna w rękach Boga albo czystym płotnem..., że w czasie mojego przemijania ( bo jak wiecie każdy zaczyna przemijać, od razu jak tylko się urodzi ), gdy codzienność będzie sobie płynęła, będzie mnie powoli rzeźbił, nadawał kształt, nakreślał charakter, osobowość..., albo z ołówkiem ręku , na tym białym płótnie, będzie robił szkic mojej osoby, rysując ją kawałek po kawałeczku, wypełniając barwą, kolorem, wyrazistością...
...AŻ KIEDYŚ JAKO POSTAĆ Z DREWNA BĄDŹ KTOŚ NA BIAŁEJ PŁASZCZYŹNIE PAPIERU STANĘ SIĘ KIMŚ WARTOŚCIOWYM...
********
"Każdy z nas został wyrzeźbiony. W rękach naszych pierwszych rzeźbiarzy byliśmy podatni jak wosk, oni ukształtowali nas według własnego uznania. Czasami rezultaty są ograniczone, innym razem wzbogacone talentem, ich własną nauką i gliną, którą trzymają między palcami, ale ich wpływ zawsze jest olbrzymi. Czując ich oddziaływanie, sami dołączamy do ich pracy, poddając się poruszeniom, zmieniając się, a z czasem wprowadzając do gry innych rzeźbiarzy. Braci, siostry, przyjaciół, pierwsze miłości. W pewnym okresie ich praca zwalnia, a my stajemy się osobnymi rzeźbami. I choć sami możemy dodawać, wygładzać, zmiękczać - położone przez nich podstawy są niezmienne. Później, dużo później, kiedy dzieło pokryje się patyną, kiedy wskutek działania żywiołów wygładzą się niektóre zgrubienia, a powstaną inne, jeśli starczy nam odwagi, możemy spróbować podjąć współpracę z nowym artystą. Jego oczami możemy na nowo spojrzeć na niektóre sprawy, odkryć to, co do tej pory nosiliśmy w sobie nie zdając sobie z tego sprawy."
Suzanne Glass - "Rzeźbiarze
*********
King napisał tę książkę w tak sposób, jakby to była autoterapia słowem pisanym. Narratorem był Jammie, który opowiada o sobie, swojej przeszłości, tym co było w niej dobre złe...
***
Przeczytanie tej książki i pisanie o niej w tej recenzji dla mnie samego stało się to formą autoterapii. Tak w ogóle, w moim przypadku, mogę to odnieść do mojej całkowitej obecnośći na tym portalu, na pisaniu recenzji, czytaniu książek, myśleniu o pisaniu książek...Czytając książki, pisząc recenzje czerpie z tego ogromną przyjemność. Przy okazji karmie swój umysł doświadczeniem, przeżycia, emocjami, refleksjami postaci, które w książkach spotykam i poznaje. Jednocześnie jest to nasyceniem mojej świadomości. Dobrze mi z tym..., bo dzięki książkom i tego wszystkiego, co w zamian od nich dostaje, moja osobowość, charakter i samoświadomość zostały wyrzeźbione o wiele właściwiej i korzystniej, aniżeli kiedyś w odległej przeszłości. Podoba mi się to, jakim teraz jestem człowiekiem. Bardzo duża w tym zasługa książek i cieszę się, że mój apetyt na nie jest ciągle nienasycony...Jeśli kiedyś będzie mi dane pisać książki, to wówczas jestem pewny, że będę w tym spełniał się prawdziwie. A przy okazji nabiorę jeszcze większej intensywności i umiejętności w odkrywaniu wspomnień, w pielęgnowaniu ich, by tych zaciemnień ekranu już nigdy nie było...
***
Ta książka jest również autoterapią samego autora, dlatego wiem czemu King w podeszłym już wieku nie straszy tak bardzo, jak za młodszych lat. Z wiekiem zmieniają się wartości, priorytety, poglądy. Wszystko się zmienia... Teraz skupia się przede wszystkim na przemijaniu, czasie, który przepływa nam przez palce...
A wiecie, czego to robi, co skłania go do tego...? Pewnie część może się domyślać, snuć przypuszczenia, ale większość niekoniecznie. Otóż..., pośród rzeczy ważnych i ważniejszych, kiedy człowiek nie jest już młodzieniaszkiem, a upływający czas coraz bardziej przypomina mu o jego śmiertelności, wręcz nawiedza w prawie każdej myśli, bombardując umysł, utrzymując go w strachu, ciągłej obawie, bardzo ważne są wówczas dla niego wspomnienia...
...to są chwile, które są już za nami, z tym że, im jest ich więcej, tym bardziej zacierają się w naszej pamięci. Musimy się podwójnie, a nawet bardziej starać, by jak najwięcej ich w umyśle zachować, by przy nas zostały. Bo gdy nie zadbamy o nie, lekceważąc je, ukryją się przed nami w zakamarkach przeszłości...
King pisząc o przemijaniu, wraca do chwil, które już za nim, a przez lata stały się mgliste, zapomniane. Budując swoje historie zwraca swej pamięci dawną młodość, budzi ją do życia, pobudza jej świeżość, wyrazistość, dokładność...Każdym słowem, zdanie, wątkiem, pomysłem odkrywa nowe zatarte wspomnienia...
Gdy człowiek już pogubi się w swoim umyśle, a wspomnienia staną się pourywane, poplątane, pomieszane, niepełne, te chwile, które uciekły pamięci są jak mozaika, rozdrobnione na wszystkie kawałeczki, nie mówiąc już o tym, jak wiele tychże kawałeczków brakuje...
A King pisząc swoje książki składa te kawałeczki do kupy, a te których brakuje, odnajduje w zakamarkach przeszłości...
Cudownie jest powracać do miejsc, które dobrze znamy..., które w naszej pamięci w sposób wyjatkowy się zapisały..., które za każdym razem wlewają w nas swą moc..., które nas uświadamiają, motywują, przypominają o czymś, co ciągle ucieka nam sprzed oczu..., które praktycznie w każdym przypadku, choć ich treść jest taka sama, zmieniają nas w inny sposób, coś nowego doczepiają, coś dorzeźbią, coś odejmą...
...fantastycznie jest powracać do tak wyjątkowych treści. Co jakiś czas w nas, ludziach, musi nastąpić P R Z E B U D Z E N I E...
NIE MAMY PRAWA POGRĄŻYĆ SIĘ W LETARGU, UGRZĘZNĄĆ W STANIE AMOKU, UTONĄĆ W MGLE ZAPOMNIENIA...
...trzeba raz na jakiś czas przebudzić się ze snu pędzącej codzienności!!!
i sięgać po takie książki nie raz, nie dwa, ale w nieskończoność...!!!!
Wspomnienia przebijające przez kartkę..., chwile ważne, znaczące, wypełniające treść...
więcej Pokaż mimo to...pożegnanie z umierającą matką, beztroskie chwile z dzieciństwa, uzdrowienie brata Conny'ego, śmierć siostry, wszystkie upadki, porażki, zwycięstwa, lata zamglone płaszczem nałogu...itd...
Przechodzimy z Jamiem niemalże przez całe jego życie. Przemijamy razem z nim, doświadczamy jego...