Jak można się było spodziewać, „Misja Ambasadora” – tom pierwszy Trylogii Zdrajcy – śmiało można określić jako wstęp. Tak samo, jak przy „Gildii Magów” (tom pierwszy Trylogii Czarnego Maga), tak przy „Misji...” nudziłam się przez przynajmniej połowę książki. Bardzo wolno rozwijająca się akcja, by pod sam koniec nabrać rozpędu i – jak najbardziej! – nie zawiodłam się! Zaskakujące zakończenie, mnóstwo zwrotów akcji i wewnętrzny przymus sięgnięcia po tom drugi – to jest to, na co czekałam. Niewątpliwie, i tym razem Trudi Canavan oczarowała mnie snuciem wszelkich intryg.
Z początku byłam sceptycznie nastawiona do Trylogii Zdrajcy – czy naprawdę trzeba „ciągnąć” coś, co zostało już zakończone? Tylko pod warunkiem, kiedy historia i świat przedstawiony, CAŁE uniwersum ma potencjał rozwoju i, co do tego jestem przekonana – świat Magów i Krain Sprzymierzonych – nie mogło być zamknięte tylko w trzech tomach.
Mogłabym „przyczepić” się do jednej z głównych bohaterek, która mimo upływu lat nic, a nic się nie zmieniła. Jej zachowane było irytujące niemal tak samo, jak w poprzednich książkach. Mimo to – nie mogę doczekać się, aż sięgnę p drugi tom tej historii.

Jak można się było spodziewać, „Misja Ambasadora” – tom pierwszy Trylogii Zdrajcy – śmiało można określić jako wstęp. Tak samo, jak przy „Gildii Magów” (tom pierwszy Trylogii Czarnego Maga), tak przy „Misji...” nudziłam się przez przynajmniej połowę książki. Bardzo wolno rozwijająca się akcja, by pod sam koniec nabrać rozpędu i – jak najbardziej! – nie zawiodłam się!...