A ja myślałam, że wiele rzeczy już w swoim życiu widziałam i już niewiele jest mnie w stanie zaskoczyć. Przejrzałam na szybko tą pozycję w sklepie, ponieważ chciałam zobaczyć o co cały ten szum z tą książką i zdębiałam, dosłownie. Toż to woła o pomstę do nieba!!!!
Czego to ludzie nie są w stanie wymyślić, żeby przy tym niebywale zarobić.

Jedno trzeba przyznać autorce – znalazła bardzo dobry sposób na zarobienie pieniędzy i popracowała troszkę kreatywnie swoją głową wpisując te czasem dziwne i bardzo destrukcyjne zadania do wykonania: np. „potrzyj tą stroną o brudny samochód” lub „stań tu – wytrzyj nogi i podskakuj”, „chluśnij kawą”.
Czy autorka osiągnęła zamierzony efekt? Kreatywna - oczywiście, destrukcja - jak najbardziej.

Jako osoba, która nie niszczy książek i przez to oddaje im w pewnym stopniu szacunek ;) nie mogłam przeboleć, że „takie coś” się sprzedaje, się wydaje, się niszczy (trzeba zniszczyć jak się już wydało te niecałe 30zł za około 200str szaleństwa).

Według mnie taniej nas wyjdzie, jeśli sami założymy sobie taki dziennik, kupując zwykły zeszyt i wymyślimy swoje własne przepisy na jego zniszczenie – to dopiero było by twórcze zadanie dla naszych dzieci, bądź ewentualnie nas samych.

NIE POLECAM, bo to zbrodnia na książce, na drzewach, z których powstało „to coś”, złamane serce dla zapalonego mola książkowego... oraz przede wszystkim chudszy portfel.

A ja myślałam, że wiele rzeczy już w swoim życiu widziałam i już niewiele jest mnie w stanie zaskoczyć. Przejrzałam na szybko tą pozycję w sklepie, ponieważ chciałam zobaczyć o co cały ten szum z tą książką i zdębiałam, dosłownie. Toż to woła o pomstę do nieba!!!!
Czego to ludzie nie są w stanie wymyślić, żeby przy tym niebywale zarobić.

Jedno trzeba przyznać autorce –...