Tysiąc szklanek herbaty. Spotkania na Jedwabnym Szlaku

Okładka książki Tysiąc szklanek herbaty. Spotkania na Jedwabnym Szlaku Robert "Robb" Maciąg
Logo Lubimyczytac Patronat
Logo Lubimyczytac Patronat
Okładka książki Tysiąc szklanek herbaty. Spotkania na Jedwabnym Szlaku
Robert "Robb" Maciąg Wydawnictwo: Bezdroża literatura podróżnicza
320 str. 5 godz. 20 min.
Kategoria:
literatura podróżnicza
Wydawnictwo:
Bezdroża
Data wydania:
2012-03-15
Data 1. wyd. pol.:
2012-03-15
Liczba stron:
320
Czas czytania
5 godz. 20 min.
Język:
polski
ISBN:
9788324636341
Tagi:
Jedwabny Szlak Azja herbata
Inne
Średnia ocen

                6,9 6,9 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oficjalne recenzje i

„Świat jest pełen dobrych ludzi..."



1414 108 128

Oceny

Średnia ocen
6,9 / 10
332 ocen
Twoja ocena
0 / 10

Opinia

avatar
726
232

Na półkach: ,

Zupełnym przypadkiem miesiąc temu natknęłam się na zapowiedź (bardzo wtedy lakoniczną) tejże książki. Już sam tytuł spowodował, że zamarłam w oczekiwaniu na więcej informacji. Potem zobaczyłam okładkę, która jest po prostu przepiękna! Kiedy dorwałam się do spisu treści, wiedziałam to na pewno. Ta książka musi być moja. Premierowo, bo od dzisiaj można ją kupić w niektórych księgarniach, napiszę o niej, najlepiej jak umiem. Bez emocji i wtrętów osobistych się nie obędzie, także ... rozsiądźcie się wygodnie i ... zaparzcie sobie herbatę.

Osoba Robba Maciąga, jako istotce zaangażowanej w świat i literaturę podróżniczą, o uszy i oczy rzecz jasna mi się obiła. Wyprawy rowerowe, Azja, w szczególności Indie oraz Azja Południowo-Wschodnia. Tyle wiedziałam. Wychodzi na to, że totalną ignorantką się nie okazałam. Z okładki doczytałam, że to nauczyciel, mieszkający w okolicach Jeleniej Góry. Laureat Travelera i tytułu Podróżnika, prowadzący również fundację "Szkoły na końcu świata". Małżonka - sztuk jeden, o jedynym słusznym imieniu - Ania. Powiem szczerze - po takim wprowadzeniu, spokojnie mogłabym zostać sztuką drugą. Wszak imię to samo.

Do rzeczy - idea wyprawy Jedwabnym Szlakiem pojawiła się dawno, jednak realizacja nastąpiła w roku 2010. Ruszając z İskenderun, trójka śmiałków - Robert, jego żona Ania oraz ich angielski przyjaciel, Ben, postanowili odtworzyć starożytny szlak, który wił się przez całą Azję. Na rowerach. Osiem miesięcy w podróży, tysiące wypitych szklanek herbaty, mnóstwo zdjęć, uśmiechów i serdeczności. Dawniej Jedwabny Szlak łączył Chiny z Europą i Bliskim Wschodem, miał długość około 12 tys. km i był wykorzystywany aż do XVII wieku.

Dlaczego książka wywołała we mnie spazmy zachwytu nietrudno odgadnąć. Na trasie ich wyprawy znajdowały się takie państwa jak (w kolejności) Syria, Turcja, Iran, Turkmenistan, Uzbekistan, Tadżykistan oraz Chiny. Jednym słowem - moje dream-tour. Po oczytaniu się w Terzanim oraz Kapuścińskim, poczułam, że współczesna relacja może wiele wnieść w moje głębokie pragnienie zobaczenia tych miejsc. Nie ukrywam, że mam ogromny sentyment do herbaty - parzonej i pijanej na wschodnio-orientalny sposób, także tytuł był tylko argumentem ostatecznym.

No właśnie - skąd tytuł? Jak napisał R. Maciąg w ich podróży najwięcej było właśnie herbaty. Napoju, który jest bardziej gościnny niż alkohol. Przecież to przyjaciół i gości zapraszamy do siebie na "szklankę herbaty", jest bardziej przytulna, domowa, osobista. "Herbata jest zawsze gorąca, tak jak zaproszenie do domu" *.

Czytając książkę, cały czas miałam z tyłu głowy pewną obawę. Przyznam się, że podeszłam mocno emocjonalnie - chociażby do części tureckiej. Łapałam się na tym, że im dalej w lekturę, tym mocniej porównywałam swoje wyobrażenia do tego, co napisał p. Maciąg, a to z kolei odnosiłam do relacji T. Terzaniego i R. Kapuścińskiego. I - co nie jest zaskoczeniem - z przyjemnością odkrywałam tureckie akcenty w nietureckich rozdziałach - tureckie nazwy, sturczone określenia, potrawy, zachowania. Reasumując - już na początku mojej przygody z "Tysiącem szklanek ..." pojawiły się Oczekiwania (celowo od wielkiej litery). Mocno spowalniałam czytanie, bo wiedziałam, że jak zamknę książkę, to powrócę z tych baśniowych dla mnie okolic, do jakże kochanego, ale mocno codziennego Poznania. Czy udało się moje Oczekiwania dopełnić? Tak. Po krótkim rachunku sumienia - zdecydowanie tak.

Otwierając książkę Roberta Maciąga trzeba mieć świadomość, że nie jest to ani reportaż, ani książka stricte podróżnicza. Jest to relacja z wyprawy, prowadzona w konwencji gawędy, przyjacielskiego spotkania. Wydana nowatorsko, co dla czytelnika może być nieco kłopotliwe (o tym poniżej), jest bardziej relacja socjologiczną, niż klasycznie podróżniczą. Więcej tu ludzi, zwyczajów, serdeczności, niż suchych faktów geograficzno-historycznych, co rzecz jasna jest ogromną zaletą.

Relacja została podzielona na rozdziały, które odpowiadają przebiegowi wyprawy przez kolejne kraje. Podróżujemy więc z Anią i Robertem, zaczynając od Syrii, dalej poprzez Turcję, Iran, Turkmenistan, Uzbekistan, Tadżykistan, na Chinach skończywszy. Podróżnicy udowadniają, że ten się boi "obcych", kto nie podróżuje, bo ich - jako cudzoziemców - spotkały tylko uprzejmość, serdeczność oraz gościnność. Opowieści, jak wspomniałam wcześniej, są pisane gawędziarskim językiem, nieraz trącącym nieco belferskim zacięciem, jednak - przyznam szczerze - nie przeszkadza to w ogólnym odbiorze książki. Nie jest to przewodnik, ani relacja krajoznawcza - powtórzę raz kolejny - to raczej zbiór luźnych wspomnień i wrażeń. Ponadto to relacja socjologiczna - pełno tutaj portretów ludzi, u których podróżnicy nocowali, biesiadowali, bądź ... pili herbatę.

Mam oczywiście swoje ulubione fragmenty i tajemnicą dla nikogo nie będzie, że dotyczyć one będą Turcji. "Śniadanie jest doskonałym usprawiedliwieniem wszelkiego lenistwa w Turcji. Co do tego nie powinno być żadnej dyskusji, w końcu menu takiego śniadania samo wszystko tłumaczy" **. Po stokroć się zgadzam! Tradycyjne tureckie kahvaltı, czyli nic innego jak śniadanie, to świeże pomidory, ogórki, oliwki, biały kozi, mocno słony ser (beyaz peynir), jajko - ugotowane na twardo, bądź w formie jajecznicy, oczywiście chleb - najlepiej nieco przypieczony - pszenny, biały (ekmek), może jakiś dżem (najlepiej różany bądź figowy). A do tego wszystkiego jedyny, słuszny çay, czyli herbata. Najlepsza turecka herbata pochodzi znad Morza Czarnego z miejscowości Rize. W Turcji podawana jest w małych szklaneczkach w kształcie tulipana - bardaczkach (bardak po turecku oznacza nic innego jak szklanka, a tulipan to symbol narodowy Turcji), zawsze z cukrem, zawsze w kostkach. Podobnie jak Robert Maciąg - herbaty przeważnie nie słodzę, jednak kiedy piję ją w Turcji, bądź na turecką nutę - obowiązkowe są przynajmniej dwie kostki. Inaczej ta mocno aromatyczna, czarna herbata nie smakuje. Gorąca herbata jest doskonałym antidotum na upały - polecam wypić szklaneczkę gorącej herbaty - to naprawdę działa ***.
Türkçe çay podawana jest zawsze na koniec posiłku w tureckich restauracjach - jako prezent od właściciela lokalu

Często w weekendy, rodziny - jak się okazało nie tylko tureckie - wyjeżdżają pod miasto, aby biesiadować. W Turcji wybierają miejsca nad rzekami, pod drzewami - z bagażnika wyciągają grille (na przykład jednorazowego użytku - swoista aluminiowa tacka wypełniona węgielkami, którą po użyciu można od razu zutylizować), ogromne ilości jedzenia i biesiadują. Nieodzownym elementem jest również mój ukochany ayran - napój przygotowany na bazie jogurtu, wody i soli - doskonale gasi pragnienie (można już kupić w Polsce - m.in. produkuje go firma Candia, proponuję jednak podpytać w kebab-shopach prowadzonych przez Turków - zdarza się, że sprowadzają oryginalny tureckim ayran).Podobnie rzecz miała się w Iranie: "Przynoszą ze sobą plastikowe pudełka pełne obiadowych smakołyków, czajniki, butle gazowe i zapraszają rodzinę lub znajomych" ****.

Podróżnicy dotarli do dwóch miast, o których marzę, aby je odwiedzić - mowa o Bucharze i Samarkandzie na terenie dzisiejszego Uzbekistanu. Pod słowami R. Maciąga mogę się podpisać wszystkimi kończynami: "Samarkanda była jednym z tych miejsc, których nazwa budzi w sercu drżenie. Wyobraźnia podsyła dźwięki i zapachy. Stają nam przed oczami obrazy karawan, bazarów, wojowników i historii. Starej, bardzo starej historii. (...) Błękitne kopuły meczetów, pochrząkiwania wielbłądów, nawoływania dobiegające z głębi bazarów" ***** .

Wspomniałam, że książka została wydana w dość nowatorski sposób. Nietypowy jest jej format - to ukierunkowany poziomo prostokąt. Jeśli chodzi o książko podróżniczo-reporterskie - nie spotkałam się z taką formą wydania i przyznam szczerze - byłam mocno zaskoczona. Kolejna "inność" to numeracja stron, która znajduje na wewnętrznym marginesie strony. Utrudnia to nieco orientację w książce, ale będę uczciwa - przy czytaniu absolutnie nie przeszkadza. Przyjemnie w klimat książki wprowadzają tytuły rozdziałów - czcionka jest mocno stylizowana na arabski alfabet. Dobrej jakości zdjęcia to rzecz oczywista w książkach tego gatunku, szkoda jednak, że zostały pozbawione podpisów - zdaję sobie sprawę, że stanowią tło dla historii, ale ... byłam ciekawa, dlaczego ta, a nie inna fotografia została wykorzystana.

Budujące i bardzo pozytywne jest przesłanie książki - autor wskazuje, że każdy z nas może być podróżnikiem - nieważne, czy wyjedziemy 50, 100 czy 1000 kilometrów od swojego miasta. Nieważne, czy poruszamy się pieszo, samochodem, rowerem, motorem czy samolotem, czy jedziemy na własną rękę czy z biurem podróży. "Ważne jest to, kogo spotkamy po drodze, oraz to, czy spotkanie warte będzie wspominania. Wszystko inne jest tylko narzędziem" ******.

Po takiej objętości recenzji domyślacie się zapewne, że książkę rzecz jasna polecam. Historia opowiedziana prostym, sugestywnym językiem, który od razu wrzuca nas w miejsca opisywane. Niesamowite lokalizacje, o których marzę od dawna. Siła do spełniania własnych postanowień - co cenię sobie niezmiernie. To wszystko złożyło się na to, że celowo przerywałam lekturę, aby jak najdłużej pozostać w tym zupełnie innym klimacie. Polecam bardzo gorąco, a za prywatę przepraszam.

* R. Maciąg "Tysiąc szklanek herbaty" s. 11.
** tamże, s. 80.
*** akapit inspirowany refleksją R. Maciąga o tureckich śniadaniach uzupełniony wiedzą własną
**** tamże, s. 110-111.
***** tamże, s. 168.
****** tamże, s. 320.

Zupełnym przypadkiem miesiąc temu natknęłam się na zapowiedź (bardzo wtedy lakoniczną) tejże książki. Już sam tytuł spowodował, że zamarłam w oczekiwaniu na więcej informacji. Potem zobaczyłam okładkę, która jest po prostu przepiękna! Kiedy dorwałam się do spisu treści, wiedziałam to na pewno. Ta książka musi być moja. Premierowo, bo od dzisiaj można ją kupić w niektórych...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    567
  • Przeczytane
    403
  • Posiadam
    129
  • Teraz czytam
    19
  • Podróżnicze
    18
  • Ulubione
    12
  • Chcę w prezencie
    10
  • Audiobook
    8
  • Podróże
    8
  • 2014
    7

Cytaty

Więcej
Robert "Robb" Maciąg Tysiąc szklanek herbaty. Spotkania na Jedwabnym Szlaku Zobacz więcej
Robert "Robb" Maciąg Tysiąc szklanek herbaty. Spotkania na Jedwabnym Szlaku Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także