Jest rok 1936, zbliża się wojna. Urocza Angielka o słodkim imieniu Heavenly, trafia na Kretę ze swoim mężem dyplomatą, aby odbudować tam stary dom, który należał niegdyś do ich rodziny. Kochany mąż wkrótce wyjeżdża służbowo zostawiając żonę w rozwalającej się chacie. Dzięki zdolnym chłopom wiejskim dom zostaje doprowadzony do względnego stanu użytkowania, a sama bohaterka zakochuje się na zabój w jednym z budowniczych, z czego wynika bardzo przewidywalny romans. Oczywiście, żeby nie było tak słodko to nadchodzi wojna, a i przecież jest sprawa męża dyplomaty, który o romansie nic nie wie.

Ot, takie wakacyjne czytadełko, mało wymagające, mało wciągające, w dodatku nie powoduje absolutnie żadnego nostalgicznego kaca po przewróceniu ostatniej strony. Bohaterowie jednobiegunowi do granic literackiej przyzwoitości, kobiety uwikłane w jakiś śmieszny patriarchalny kierat, a dialogi momentami wołają o pomstę do nieba. Z reguły nie mam nic przeciwko lekkim lekturom, bo często gwarantują teleportację do magicznego świata przy niskim nakładzie wysiłku umysłowego. Chociaż w tym przypadku chyba najbardziej udała się i wydawcom i autorce okładka. Można powiedzieć, że przynajmniej przez chwilę mogłam wczuć się w obiecywany klimat Krety, na której nigdy nie byłam.

Jest rok 1936, zbliża się wojna. Urocza Angielka o słodkim imieniu Heavenly, trafia na Kretę ze swoim mężem dyplomatą, aby odbudować tam stary dom, który należał niegdyś do ich rodziny. Kochany mąż wkrótce wyjeżdża służbowo zostawiając żonę w rozwalającej się chacie. Dzięki zdolnym chłopom wiejskim dom zostaje doprowadzony do względnego stanu użytkowania, a sama bohaterka...