Sekretna córka Shilpi Somaya Gowda 7,2
ocenił(a) na 82 lata temu I polały się łzy!
Łzy zadośćuczynienia i spełnienia, które nie przyniosły mi ulgi, jakiej mogłabym się spodziewać po wysłuchaniu tej skomplikowanej historii dwóch rodzin. W moim sercu nadal tkwił niewypowiedziany smutek i bezsilny żal, ciążąc mi niezgodą na przedstawiony świat współczesnych Indii. Najboleśniejsze jednak w tej opowieści, rozpoczętej w 1984 roku i zakończonej w 2009 roku, były ostre, raniące ziarna faktów, wokół których autorka obudowała swoją opowieść. Poznała je, będąc wolontariuszką w bombajskim sierocińcu. Problemy, z jakimi się tam zetknęła, posłużyły jej za kanwę losów Ushy. Hinduskiej dziewczynki oddanej tuż po porodzie do sierocińca. Jej zatrzymanie przez matkę przy sobie, groziło wygnaniem i trudami samotnego macierzyństwa. "Zostałaby społecznym wyrzutkiem jak pozostałe „beiari” w wiosce". Usha więc miała ogromne szczęście.
Jak mogłam nazwać to szczęściem?
Mogłam, skoro jej wcześniej urodzoną siostrę zabito i zakopano w lesie. Jej ojciec pragnął syna. Jego status materialny i presja rodziny, pozwalały mu na posiadanie tylko jednego dziecka. I MUSIAŁ to być syn. Dziewczynki były dla niego i jego rodziny bezwartościowe i drogie w utrzymaniu. Wymagały kosztownego posagu, bez którego nie mogły być wydane za mąż, gwarantując tym samym szczęśliwą i wygodną starość rodzicom u kresu ich życia.
Synowie w Indiach byli bardzo pożądani, a córki…
Usha miała więc szczęście i to podwójne. Zaadaptowało ją mieszane małżeństwo z USA. Od tego momentu, w wyniku błędu urzędnika w dokumentach, stała się Ashą. Dziewczynką, która połączyła dwutorowo, naprzemiennie opowiadaną historię o dwóch rodzinach – amerykańskiej i hinduskiej, o dwóch matkach – Sommer, która pragnęła dziecka, bo nie mogła urodzić własnych i Kavity, która rodziła niepotrzebne dziewczynki, o dwóch ojcach – Krishnana, który walczył o szczęście i odbudowę tożsamości przybranej córki i Jasu, który walczył o byt rodziny i jej przetrwanie, pokładając nadzieję w długo oczekiwanym synu i wreszcie o dwóch krajach – Ameryce ogromnych możliwości i Indiach rażących kontrastów. Kraju nie tylko pełnym smaków i ferii barw, przepięknych krajobrazów, ludzi pełnych radości życia i wartości rodzinnych, ale i skrajnie biednych wsi, z których ludzie w poszukiwaniu lepszego życia uciekają do i tak już przeludnionych miast. Najczęściej do Bombaju dającego w większości złudną nadzieję przybyszom z prowincji na lepsze życie, o ulicach pełnych żebraków, śmieci, głodnych psów, cuchnących rynsztoków, smrodu rozkładających się resztek jedzenia, narkotyków, handlu ludźmi i powszechnej aborcji z hasłem – "Zapłać dziś 200 rupii, oszczędzisz 20 000" i ukrytą w nim aluzję "do posagu, którym trzeba będzie obdarować przyszłą córkę". Kraju z sierocińcami pełnymi niechcianych dzieci i ze slamsami, w których jedynym pewnym dziedzictwem jest bieda, brud, walka o przetrwanie kolejnego dnia, choroby, wszy, smród ludzkich odchodów i sterty śmieci sięgające ponad głowę dorosłego człowieka.
Można się rozpłakać, ale opowieść nie ma nic z tkliwości. Autorka nie stworzyła historii, by wzbudzić moją litość czy współczucie. Nie podzieliła świata na dobry i lepszy, bo bogatszy i na zły i gorszy, bo biedny. Od takiego wizerunku ratuje go dychotomia tej powieści we wszystkich aspektach życia społecznego obu krajów i obu rodzin. Nie ma znaczenia, w którym kraju człowiek się wychowuje i żyje, bo bogactwo to nie wszystko. Są jeszcze niezależne od niego wartości, których nie można kupić za pieniądze. Jest nim tożsamość każdego człowieka, rodzina i jej wartości, a przede wszystkim wspierająca miłość ojca i matki, niekoniecznie tych biologicznych. Miłość, która nie kieruje się zaspokajaniem ambicji rodziców, ale szczęściem wychowywanego dziecka. Jego celami w życiowym spełnianiu się.
I najważniejsze dla mnie przesłanie tej powieści – zamiast skupiać się na zaliczaniu kolejnych etapów na swojej drodze wyznaczonych przez tradycję, obyczaj i konwenanse, powinnam dokładnie przyjrzeć się im, DOKĄD prowadzą, GDZIE ja będę i JAKA będę na ich końcu. Nie zawsze trzeba wyjść za mąż, bo tak nakazuje tradycja, nie zawsze trzeba posiadać dzieci, bo tak nakazują oczekiwania innych i niekoniecznie trzeba je zabijać, bo tego wymaga opinia publiczna, by być spełnioną i szczęśliwą.
Bez względu na to, czy żyję w Indiach, USA, czy w Polsce.
naostrzuksiazki.pl