Anna Zuzanna Strońska, córka Władysława i Zofii z d. Niemczyńskiej, urodziła się 14 marca 1931 r. w Przemyślu. Była jedynaczką. W dzieciństwie zwana Dzidzią, potem Zulą. Mieszkała z rodzicami w Przemyślu przy ul. Piotra Kmity (poprzednio Krętej, po II WŚ - Liebknechta i na powrót Kmity - m.in. dzięki zabiegom Anny Strońskiej). Jej ojciec, Władysław Stroński (28.04.1890 - 6.05.1947),do połowy lat trzydziestych był starostą przemyskim. W czasie II wojny światowej aresztowany i torturowany przez NKWD. Wycieńczony kilkuletnim pobytem w więzieniu i chorobami zmarł w 1947 roku. Jego brat, Marian Stroński (15.06.1892 - 19.06.1977),był wybitnym malarzem, związanym z Przemyślem.
Matka Anny Strońskiej, Zofia z d. Niemczyńska (1896 - 15.05.1979),córka przemyskiego adwokata, dr Jana Niemczyńskiego, była z zawodu nauczycielką muzyki.
Babka macierzysta Anny Strońskiej, Helena Niemczyńska, z d. Dzikowska, pochodziła z rodu Pierzchałów - prapradziadek Anny Strońskiej, Franciszek Pierzchała został zamordowany w 1846 roku w swoim majątku Gogołów podczas rabacji galicyjskiej. Jego żona, a praprababka Anny Strońskiej, Leopoldyna, secundo voto Strzeszkowska, zmarła w 1906 roku w wieku 91 lat.
Anna Strońska była reporterką, pisarką, publicystką i kolekcjonerką. Jako uczennica gimnazjum debiutowała w "Młodej Rzeczpospolitej". Pisała wiersze, a pierwszy jej artykuł nosił tytuł "Czy można żyć bez muzyki". Maturę zdała w maju 1949 roku. Studiowała dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim. Pisała w „Gazecie Krakowskiej”, następnie w latach 1963 - 1981 w „Polityce”, później związała się z paryską "Kulturą". Jest autorką kilkunastu zbiorów reportaży i esejów, m.in. "Tyle szczęścia dla szewców", "Panno piękna, piękny mój aniele", "Życie jakie jest", "Motyw wschodni", "Ściśle prywatna Europa", "Anglia któregoś dnia", nowel "W wolnych chwilach przed śmiercią" i "Palmy w kufrze" oraz monodramu "Przyjechała Żydówka", w którym zagrała Ryszarda Hanin. Według jej scenariusza Jan Łomnicki wyreżyserował film "Jeszcze tylko ten las" (1991).
Kolekcjonowała zegary, sztukę ludową, judaika i artefakty z czasów Galicji.
Zmarła 5 czerwca 2007 r. w Warszawie.
Nazywana jest pierwszą damą polskiego reportażu.http://
Zasadniczo sala jest zorientowana, że na drugim łóżku w lewym (licząc od okien) rzędzie rozpoczęło się absorbujące i czasochłonne zajęcie, z...
Zasadniczo sala jest zorientowana, że na drugim łóżku w lewym (licząc od okien) rzędzie rozpoczęło się absorbujące i czasochłonne zajęcie, zwane umieraniem. Prawdopodobnie dawniej to nie musiałoby tak trwać, ale medycyna robi postępy.
Książka Anny Strońskiej, "Dopóki milczy Ukraina" jest zapisem podróży autorki po Ukrainie, zarówno jeszcze w czasach sowieckich, jak i w latach 90-tych (pewne uzupełnienia pochodzą z pierwszych lat XXI wieku). Autorka opisuje w nich życie zwykłych ludzi w tym niepomyślnym dla tego państwa okresie.
Zdawać by się mogło, iż książka będzie znakomita - ze względu na fascynującą tematykę, lecz srogo się zawiodłem. Największą wadą książki jest stosunek autorki do samego państwa ukraińskiego oraz stosunek do Ukraińców na Kresach. Przez książkę przebija jej wrogość do środowisk ukraińskich, które funkcjonują na krańcach dzisiejszego państwa polskiego. Wyjaśnienie jest proste:autorka była związana z polskimi środowiskami kresowymi (które swoją drogą żyją przeszłością i prowadzą rewizjonistyczną politykę, nie mającą racji bytu w teraźniejszej sytuacji geopolitycznej) oraz pochodzi z Przemyśla. Mamy więc stałe podkreślanie zagrożenia ze strony nacjonalistów ukraińskich w Przemyślu,widzenie we wszystkich inicjatywach ukraińskich śladów UPA (o festiwalu kultury ukraińskiej w Przemyślu - s.80: "Oglądaliśmy folklor, folklor i jeszcze raz folklor w przeciętnym, amatorskim wydaniu. Prasa ukrywała co mogła i jak mogła,toteż i ukryła, że cerkiewny koncert w byłej grekokatolickiej świątyni na Zasaniu bardziej przypominał nabożeństwo żałobne ku czci ofiar akcji "Wisła" (sic!!!!). Znakomity argument. Albo pretensje do Centrum Badania Europy Środkowej i Wschodniej Petro Jacyka w Toronto (s.89-91),że nie ma tam książek polskich - tymczasem jest to instytut, który zajmuje się historią Ukrainy i Ukraińców, a nie innych narodowości.
Autorce brakuje ponadto warsztatu historyka, a podjęła się opisywania problemów (historia Ukrainy, historia UPA, "mordy wołyńskie" czy Akcja "Wisła"),które wymagają znakomitej i KRYTYCZNEJ znajomości istniejących źródeł i publikacji. Np. wychwalanie prac Poliszczuka, które są krytyczne wobec UPA, ale całkowicie bałamutne, jeśli chodzi o fakty; inny przykład - twierdzenie, że takie pozycje, jak "Łuny w Bieszczadach" czy "Ogniomistrz Kaleń", które są propagandowymi wizytówkami epoki minionej były prawdą, a są tymczasem zohydzane przez media publiczne. Inna bzdura (s.181) - jakoby metropolita Szeptycki witał wkraczających hitlerowców. Owszem, biskup list wystosował, ale nigdy nie witał Niemców we Lwowie - gdyby autorka znała ustalenia historiografii (a może jednak znała?),nie robiłaby takich błędów.
Albo zupełnie kuriozalny cytat (s.185) - "Ukraińcy emigrowali do PROTEKTORATU BOHEMIA-MORAVIA"-??? Nie mam pojęcia, skąd autorka to wzięła, ale czegoś takiego nigdy nie było. Protektorat Czech i Moraw - jedyna istniejąca nazwa.
Kwintesencją stosunku Strońskiej do Ukrainy jest zdanie zamykające książkę: "Zaistniało państwo, które odegra znaczną rolę w przyszłości. Nie założyłabym się, że korzystną dla Polski. Jeszcze się o to nie założę". Słowa te zostały napisane w 1997 roku. Po upływie tych kilkunastu lat można stwierdzić, iż autorka się myliła. Nie widać negatywnych działań Ukrainy w stosunku do Polski. Tak można napisać o Rosji.
Książka "Dopóki milczy Ukraina" jest książką słabą, z ogromną ilością błędów historycznych, niechęci do przedmiotu badań, poczuciem wyższości osoby z Polski nad osobami z Ukrainy. Odradzam czytanie - jest wiele innych prac, które znacznie lepiej oddają przeszłość i teraźniejszość terenów nad Dniestrem i Dnieprem, niż "Dopóki milczy Ukraina".
10 gwiazdek i status arcydzieła za poruszenie czułych strun.
Za to, że jest w niej wszystko, czego szukam w reportażach historycznych, pamiętnikach i sagach, a to:
- wyprawa do Przemyśla z drugiej połowy XIX wieku, z fin de siècle, I wojny światowej i międzywojnia. Przemyśla bliskiego mi z uwagi na konotacje rodzinne;
- dzieje rodu na przestrzeni lat z tekstami źródłowymi w bonusie w postaci pamiętników babko-ciotek Autorki z lat 1882 – 1924 i 1889 – 1921, które oparły się burzom czasu;
- reportaż historyczny pisany pełnym artyzmu stylem, nie do podrobienia. Skrzy się w nim i od dowcipu i od emocji. Często rozbawia („matka mężowa – głowa wężowa” – z przysłów XIX wiecznych, zapisanych w sztambuchu panienki),na koniec już coraz częściej wzrusza. Dygresyjność pozwala zobaczyć członków rodziny Autorki jako uczestników wydarzeń historycznych. Zaczyna się od rabacji galicyjskiej z 1846 roku. Jest i o NKWD i o UPA. O ministrze Becku i generale Zagórskim. A dzienniki z dni obrony twierdzy Przemyśl – urzekający unikat.
Ale przede wszystkim za przejmujący przekaz. Za tą wykrzyczaną bezsilną tęsknotę za przeszłością, do której nie ma powrotu. Za zrozumienie potrzeby przynależności do miejsca, z którego wyrastają korzenie. Miejsca w czasoprzestrzeni, które trwa, chociażby cokolwiek złego się działo. Do którego można powrócić i schronić się w nim, w tej bezpiecznej przeszłości, zwanej dobrymi czasami, chociaż jej przywrócić się już nie da. Za przywiązanie do miejsca, w którym ta przeszłość się rozegrała, zanim przeminęła. Do Przemyśla, który dla Autorki był małą Ojczyzną, z której ją wydarto. To też osobista historia kolejnych strat. Najpierw ojca, o którym pisze z ogromną miłością i czułością, który zmarł przedwcześnie, po pobycie w enkawudowskiej katowni. Potem domu, do którego opuszczenia rodzina została zmuszona. Matki i ciotki Lucylli, „która była zawsze”. Za przyznanie się do tej dojmującej pustki po ludziach, którzy „przeszli na drugi brzeg”, skąd nie ma powrotu. Za wściekłość na to, że przemijanie jest tak bezlitosne. To nie jest widoczne od razu. Pojawia się w miarę czytania, eksploduje na końcu książki. Dlatego tak trudno się wyciszyć po zamknięciu tego sennika o minionych czasach i ludziach, uchwyconych do nieśmiertelności w kartach pamiętników, w starych fotografiach, w pamięci tych, co jeszcze w podróży, zanim przejdą na drugi brzeg.
„To potrzebne. Od czasu do czasu trzeba sobie potwierdzić, że gdzieś przecież wszystko zostało po staremu i nigdy nie odeszliśmy”.