Najnowsze artykuły
- ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik239
- ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
- ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński41
- ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Sebastian Skrobol
Źródło: polskagrafikacyfrowa.pl
8
6,4/10
Pisze książki: komiksy, czasopisma
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
6,4/10średnia ocena książek autora
103 przeczytało książki autora
40 chce przeczytać książki autora
1fan autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Tim i Miki - W Krainie Psikusów
Dominik Szcześniak, Sebastian Skrobol
6,9 z 11 ocen
17 czytelników 3 opinie
2016
Likwidator: Alternative. Antologia 2
Cykl: Likwidator (tom 0)
6,0 z 4 ocen
8 czytelników 1 opinia
2007
Najnowsze opinie o książkach autora
Quiet little Melody. A simple fairytale Sebastian Skrobol
6,7
DZIEWCZYNKA W CZERWONYM PŁASZCZYKU
Kiedy po raz pierwszy widzimy dziewczynkę w czerwonym, luźnym płaszczyku z kapturem, nie wiemy dokąd zmierza. Nie wiemy także kim jest, ani skąd wzięła się sama, na skraju takiego przedziwnego, ciemnego lasu. Jednak już pierwsze kadry komiksu Sebastiana Skrobola przyciągają tajemniczą mocą i zapraszają do środka. Mimo, że już na samym początku dziewczynka rani się do krwi, której kolor w niesamowity sposób wyróżnia się na tle zieleni, „Quiet Litte Melody. A simple fairytale” nie pozostawia nam wyboru – musimy zajrzeć głębiej, by już po chwili znaleźć się w magicznym, niebezpiecznym lesie.
"Za oknem szepczą wiry i drzwiami wiatr pomiata
Zły duszek ciągle w sercu budzi strach
Ze strachu drżysz jak listek i włazisz mi do ucha
Ze strachu trzęsą się płomyki świec
Gdy coś za oknem błyśnie, oczęta zmruż i słuchaj
Opowiem ci przedziwną taką rzecz…"*
Dziewczynka przemierza las. Jej historii nie można streścić, ani nawet opowiedzieć. Historię tego dziecka trzeba po prostu zobaczyć. W komiksie Skrobola nie znajdziemy bowiem typowych dla tej formy przekazu dymków z dialogami bohaterów. Nie znajdziemy krótkiej formy narracyjnej, a onomatopeiczne wyrazy występują tu badajże kilka razy. Ten komiks jest jednak zaczarowany i trudno się od niego oderwać. Niema historia wciąga nas bez reszty, a warstwa intertekstualna tylko podnosi jej walory. Stara wiedźma z bajki o Jasiu i Małgosi? – obecna; starucha, wykradająca młodość z opowieści o Roszpunce? – obecna; tajemniczy kot znany nam z Alicji w Krainie Czarów? – obecny; do tego magiczny kwiat, nawiązanie do mitologicznych syren, czerwonego kapturka, tematyki wilkołaków – również obecne.
Jeśli komiks został zubożony o tekst, to rysunki powinny grać rolę już nie tylko – co oczywiste – nadrzędną, ale również nie do przecenienia. I tak dzieje się w „Quiet Litte Melody”, bo Sebastian Skrobol stworzył przepiękne, fantastyczne plansze, które od razu umiejscawiają opowiadaną historię na pograniczu świata magicznego i realnego. Dopracowana kreska sprawia momentami wrażenie niedbałej, co jednak dość szybko daje się rozpoznać właśnie jako wrażenie. Niesamowitą rolę odgrywa tutaj kolorystyka, która – choć minimalistyczna – bardzo mocno oddziałuje na wyobraźnię. Historia została podzielona na cztery rozdziały, jednak tak naprawdę to barwy grają tutaj rolę ram czasowych. I tak, wyróżnilibyśmy trzy kolorowe zegary. Zieleń wpadająca w seledyn to czas teraźniejszy, a więc wszystko, co przeżywa dziewczynka w czerwonym płaszczyku tu i teraz; czas czerwieni to kiedyś – wspomnienia chłopca, którego historia nierozerwalnie zwiąże się z historią głównej bohaterki; intensywna, niebieska barwa zakrawająca o turkus to natomiast wczoraj – wyjaśnienie dlaczego dziewczynka znalazła się w groźnym, zaczarowanym lesie. Oczywiście wszystkie trzy czasy doprawione są bielą i czernią, bez których wyodrębnienie tamtych kolorów byłoby niemal niemożliwe, a także brązem – te barwy są jednak zepchnięte na drugi plan, prawie niewidoczne. Co ważne, w czasie zieleni, czasie teraźniejszym, jedynie kolor czerwony ma wstęp do opowiadanej historii. Zarówno płaszczyk bohaterki, jak i krew wprowadzają kontrast, który tym bardziej skupia się na krwi, że płaszczyk dziewczynki, to stłumiona, przybrudzona czerwień doskonale wtapiająca się w rysunki.
Jak natomiast poradził sobie autor z fragmentami, gdzie choćby minimalny dialog między bohaterami był niezbędny? Utworzył dymki nie z tekstem, a z rysunkami. Zdarza się to jedynie w momentach bezapelacyjnie wymagających jakichś słów, jest więc tych dymków minimalna ilość, jednak słowa wyraził Skrobol kreską. Czytelnik – a raczej obserwator, widz – zyskuje dzięki temu dostęp do relacji między bohaterami, dociera do ich rozmów i wyjaśnień; rysownik zaś unika nieporozumień na linii autor – odbiorca. Dopowiada także to, bez czego cała historia byłaby niespójna.
Baśń opowiedziana nam przez Sebastiana Skrobola jest tajemnicza, magiczna, ale i straszna. Niełatwo oderwać od niej wzrok, a jej cisza tylko przybija stempel na grozie i fantastyczności, jaką udało się stworzyć autorowi. Nie jest to tym samym bajka dla młodszych pociech, bo rysunki niekiedy przypominające czołówkę pierwszego sezonu „American Horror Story”, kościotrup chłopca i miecz ociekający krwią mogą zapewnić maluchowi bezsenną noc pełną strachów i potworów z szafy. Natomiast w grupie, na którą składają się starsze dzieciaki, młodzież i dorośli nie sposób wyróżnić żadnej grupy docelowej. Ta historia może trafić do każdego – jest w takim samym stopniu niepokojąca, co piękna. Nie jest również długa, co w połączeniu z brakiem tekstu daje nam kilkanaście minut na zapoznanie się z jej treścią.
„Quiet Litte Melody” to naprawdę magiczny komiks, który pozostawia niedosyt i zaostrza apetyt na kolejne części, kolejne bajki, czy to na dobranoc, czy na dzień dobry. Tym bardziej, że symboli, alegorii, mitów i dziecięcych opowieści jest przecież tyle, że Sebastian Skrobol bez problemu znajdzie następne analogie i powiązania do wykorzystania. Pozostaje mieć nadzieję i czekać, przeglądając po raz kolejny rysunkowy, fantastyczny świat, w którym dziewczynka w czerwonym płaszczyku przemierza kolczasty, niebezpieczny las, kojarzący się z tym wyhodowanym przez złą królową ze „Śpiącej królewny”. Pozostaje być grzecznym i czekać na kolejną bajkę.
"Spokojna i bezpieczna, odganiaj senną marę
Nie słuchaj o czym szemrze wścibski kurz
A jak nie będziesz grzeczna, to wezmę i za karę
Nie powiem ci nic więcej – no i już..."
* Cytaty pochodzą z piosenki „Many” zespołu Pokolenie
Mute Dennis Wojda
6,2
MUTE NA MOJE OCZY
Sebastian Skrobol, zwycięzca konkursu na stypendium komiksowe sklepu Gildia.pl, jakiś czas temu zaprezentował nam bardzo udany album „Quiet Little Melody: A Simply Fairytale”. Jednakże nie jest to jedyny tytuł w jego bibliografii. Przez lata krótkie formy jego autorstwa gościły to tu, to tam, czekając na zebranie w jednym tomie. I ta chwila właśnie nadeszła, a wraz z nią znakomita antologia, w której znów przede wszystkim królują ilustracje, chociaż tekstu także tym razem nie zabrakło.
Na „Mute” złożyło się trzynaście krótkich komiksowych opowieści stworzonych w latach 2009-2016. W każdej z nich, zakończonej przewrotną pointą, zwyczajność splata się z grozą, magią i fantastyką, czasem stanowiąc satyryczną humoreskę, to znów ocierając się o baśniowe klimaty. W „Każdy ma swoją wolność” dziwna istota marzy o sztabce złota leżącej na obelisku. Podobnie jest w „Fajerwerkach”, gdzie chłopiec chce sprzedać duszę w zamian za pokaz sztucznych ogni. Temat zresztą nie znika także w dalszych opowieściach. Przepaść dzieląca młodych zakochanych w „Zauroczeniu”, dziwne sny w „Oby się nie powtórzył!”, czy wyspa w morskiej tragedii „Island of Hope” sprowadzają się do jednego – pragnień ludzkich mających dać im szczęście. Niestety nie zawsze udaje się je osiągnąć. Przekonuje się o tym „Poor Lonsome Cowboy”, który musi stoczyć pojedynek ze śmiercią. Nadzieja jednak nie znika – „Ghost Kids – The Ribbon” ukazuje w iście halloweenowym klimacie, jak niewiele trzeba do wolności, a „Bicie serca” udowadnia, że posiadać ów tytułowy organ nie oznacza „Mieć serce”; co nie wyklucza zarazem zdobycia go. Podobnie jest z życiem – ziemska egzystencja wcale życia nie oznacza. „Poeta”, który umarł „istnieje” dalej, a w „Blasku” owo istnienie zyskuje nową formę. „Mask”, druga opowieść „Ghost Kids” pokazuje uwięzienie i ucieczkę z koszmaru, ale czasem przed koszmarem nie można uciec – o czym przekonuje się pewien dentysta. Na koniec zaś zostaje mocny, bajkowy akcent, w którym wilk jednym kłapnięciem szczęk… właśnie, co ten wilk robi?
Jak wspomniałem we wstępie, w „Mute” królują znakomite ilustracje Skrobola. Podobnie jak w jego debiucie, tak i tutaj to na nich spoczywa największa część odpowiedzialności za prezentację historii. Scenariusze (w których pomagali tym razem znany z „Kapitana Minety” i „Niezłej draki…” Bartosz Sztybor oraz współautor „Mikropolis” Dennis Wojda) to też kawał dobrej roboty (choć kilka oczywistości, jak w przypadku finału „Fajerwerków” się zakradło),ale jednak grafiki Skrobola stanowią najważniejszy aspekt albumu. Można by rzec, że to taki „mute” na moje oczy. Bo nawet jeśli czasem nie wychodzą mu twarze, ciekawa kreska i jeszcze lepszy kolor nadają całości niesamowitego klimatu i przykuwają uwagę.
Jako całość „Mute” to znakomity komiks dla fanów polskich opowieści obrazkowych. Rozrywkowy, acz niegłupi, z nutką sentymentalizmu, humoru i dziecinności. Polecam.
Recenzja opublikowana na moim blogu http://ksiazkarnia.blog.pl/2016/10/04/mute-sebastian-skrobol-dennis-wojda-bartosz-sztybor/