„Dzienniki heroinowe” to rok z życia Nikki’ego Sixxa, czy raczej jego toksycznego alter ego, Sikkiego Nixxsa. To historia człowieka, który spadł na samo dno, a mimo to za każdym razem udawało mu się znaleźć jeszcze niżej. Witajcie w gotyckiej posiadłości w Van Nuys, heroinowej samotni największej ikony glam metalu.
Nasza przygoda z Nikkim zaczyna się w Boże Narodzenie 1986 roku. Jest sam w swoim domu. Jest na haju po heroinie i wypluwa jad w swoim dzienniku. Przelewa na papier swoje myśli, do których nigdy nikomu by się nie przyznał. Wpuszcza nas do swojej głowy i zatrzaskuje drzwi na rok. Jesteśmy z nim, gdy pisze piosenki na album „Girls, Girls, Girls”, daje w kanał, dostaje ataków psychozy i biega po domu z dubeltówką dziadka. Towarzyszymy mu, gdy próbuje okiełznać heroinę metadonem, a potem jedzie w jedną z najbardziej szalonych tras koncertowych w dziejach i gdy ląduje w areszcie. Jesteśmy z nim też, gdy umiera i dzięki zawziętości pewnego paramedyka i nieprzepisowej dawce adrenaliny zmartwychwstaje. Nikki Sixx spowiada się ze swoich najbrudniejszych myśli, ze swojej zazdrości o szczęście rodzinne kolegów z zespołu, z żalu do rodziców, którzy nigdy chyba nie chcieli być jego rodzicami. W końcu przyznaje się też do strachu przed heroiną, która zatopiła w nim szpony i przejęła kontrolę nad jego życiem i twórczością.
Wszyscy wróżyli mu, że nie dożyje trzydziestki. Dziś ma 60 lat, czworo pięknych dzieci (i właśnie oczekuje piątego),audycję radiową, której słuchają miliony, wciąż tworzy nową muzykę i odkrył w sobie pasję do fotografii. Przede wszystkim jednak wciąż jest po prostu sobą - rockandrollowym skurczybykiem, który nadal potrafi brać życie garściami.
To chyba najmroczniejsza rzecz jaką w życiu przeczytałam. Towarzyszenie Nikki’emu przez piekło roku 1987 nie było łatwe. Jest to jednak też najbardziej inspirująca rzecz jaką przeczytałam. Bo Nikki Sixx to prawdziwy twardziel. Zszedł do ostatniego kręgu piekła i wyszedł na powierzchnię.
Książkę czyta się bardzo dobrze i zawiera sporo wiadomości z tras koncertowych zespołu oraz oczywiście życia osobistego muzyka. Obraz bardzo brutalny i ciężki, huśtawka nastrojów na zmianę depresja i narkotykowo alkoholowa euforia. Historia jednej z największych imprez lat 80.
Niestety nie mogę polecić tej pozycji ze względu na skrajnie antychrześcijański wydźwięk, który gryzie się z moja wiarą. Książkę przeczytałem z ciekawości, muzyki Motley także unikam z tych samych powodów. Odradzam wszystkim wierzącym aby mieć spokojne sumienie.