Już dawno nie trafiłem na tak ciekawy komiks ze świata Star Wars. "Karmazynowe Imperium 1" ma świetną historię, bardzo dobrą kreskę oraz wyrazistych, ciekawych bohaterów. Główny bohater - Kir Kanos to pełnokrwisty mściciel, który zrobi wszystko by wykonać założone cele, ale nowe sytuacje i poznane osoby powoli powodują przemianę jego postaci. Jest skomplikowanym charakterem z bogatą przeszłością. Oprócz niego mamy Mirith Sinn - świetnie napisaną bohaterkę drugiego planu, a do tego jedną z najbardziej atrakcyjnych żeńskich postaci tego uniwersum. Historia eksploatuje też ciekawe planety oraz dostajemy interesujące flashbacki, w których widzimy Dartha Vadera czy Palpatine'a. Zdecydowanie warto przeczytać. Komiks ma około 220 stron, więc jest sporo treści, ale przyznać muszę, że już chciałbym pobiec do sklepu po następny tom. Szkoda, że filmowe 7-9 nie poszły w stronę komiksów. A tą pozycję gorąco polecam.
Zakończenie serii. Wracamy tu do Dassa Jennira i załogi „Uhumele”. Bohaterowie postanawiają razem z pewnym lokalnym gangsterem uknuć spisek na życie lorda Vadera.
Pierwsza część tomu jest dosyć spokojna. Obserwujemy tu bohaterów w czasie podróży, kiedy to Jennir w tajemnicy przed innymi planują bliżej niesprecyzowaną akcję. Sprawia to, że stosunki między postaciami stają się bardzo napięte i można się zastanawiać czy grupa ta ma szansę przetrwać jako zespół. Ten wątek obyczajowy był dla mnie dosyć męczący, bo cały czas kręcił się wokół tych samych motywów. Na szczęście wraz z przyspieszeniem akcji robi się bardziej interesująco. Dochodzi do pewnego zwrotu akcji, który nadaje sens wcześniejszym zachowaniom bohaterów. Nie zapomnijmy też o efektownej i dobrze przemyślanej bitwie finałowej. Szkoda, że niestety z jakiegoś powodu scenarzysta postanowił w końcowym etapie tomu umieścić krótkie streszczenie wydarzeń z poprzednich tomów – moim zdaniem marnotrawstwo stron, takie coś powinno być na początku albumu.
Powraca tu też wątek Falco Sanga. Podoba mi się zakończenie jego „treningu”, ale szkoda, że później nic specjalnie ciekawego nie jest robione z tym bohaterem i robi wrażenie bardziej elementu dekoracji.
Mamy tu ponownie rysunki Douglasa Wheatleya. Niestety tym razem ma tego gorszego kolorystę i część scen nie jest tak efektowna jak być powinna. Szkoda też, że nie wyciśnięto czegoś więcej z finałowej bitwy.
Tom ten zostawia wiele wątków otwartych, pomimo bycia ostatnim w serii, przez co można poczuć pewien niedosyt. Jednakże ma on również wiele elementów, dla których warto go przeczytać.