Bex@: korespondencja mailowa ze Zdzisławem Beksińskim Liliana Śnieg-Czaplewska 7,1
ocenił(a) na 510 lata temu Liliana Śnieg-Czaplewska całe życie przeprowadzała wywiady z celebrytami i lwami salonowymi. Udało jej się niekiedy otrzeć o literaturę lub malarstwo poprzez wywiady z takimi personami jak Beksiński czy Głowacki. Pracowała dla „Vivy!” i „Twojego stylu” aż naszła ją chętka na napisanie opus magnum. Ponieważ po wywiadzie z Beksińskim uznała, że pierwsze lody zostały przełamane, postanowiła pójść o krok dalej i poczęła namawiać malarza na wywiad-rzekę. Beksiński odmówił, ale przez długi czas korespondował z „dziennikarką” mniemając, że maile pozostaną między nimi. Śnieg-Czaplewska natomiast, mimo iż wielokrotnie wyrzucała Bexie, że jest „jeleniem” (słowo autorki) i daje się wszystkim naciągaczom świata (vide rodzina państwa Kupców),postąpiła tak samo jak rzeczeni naciągacze. Po skądinąd tragicznej i przedwczesnej śmierci Beksińskiego, rachu-ciachu, zakręciła się wokół ich wspólnej pisaniny i postanowiła ją wydać. Próbowała przy tym być sprytna i wycięła z tejże korespondencji większość swoich maili, ale niestety bardzo łatwo można domyślić się a czasami i wyczytać spomiędzy wierszy cóż ta kobieta bełkotała do malarza.
Mam bardzo ambiwalentny stosunek do tej książki. Z jednej strony miło jest popodglądać Beksińskiego prywatnie, z drugiej – postać Śnieg wciąż i wciąż wypływa, jest irytująca, niesamowicie infantylna, wręcz śmieszna. Nieustannie krytykowała i wyśmiewała otoczenie Beksińskiego, otoczenie oszustów, miglanców, kobiet, często młódek, pragnących oddać się 76-letniemu malarzowi dla pozyskania jakiegoś obrazu lub lokum do zamieszkania, a sama, w nielicznych opublikowanych listach, kokietowała go na całego. Robiła to przy tym tak nieudolnie, że nierzadko oczyma wyobraźni widziałam przebiegły uśmiech Beksińskiego, który, jak wskazują jego odpowiedzi, przejrzał jej zamiary i wykpiewał panią Śnieg bezlitośnie.
Zatem z jednej strony mamy marną dziennikarzynę, która chce się dorobić na śmierci kontrowersyjnego artysty, zaś z drugiej twórcę, który był aż do bólu egocentryczny i bez skrępowania przyznawał, że reszta świata go nie interesuje. Za to z lubością dokonywał wiwisekscji na własnej osobie. Czasami przez te maile przebijał się tak charakterystyczny dla jego twórczości wątek wanitatywny, czasami sięgał do głęboko ukrytych pokładów przekonania o bezsensie istnienia, ale przeważnie wolał pisać o tym, co jadł, co go bolało, kto i po co go odwiedził i jak bardzo tego nie lubi.
Dodatkowo mam ogromny żal do pani Śnieg, że nie opublikowała wszystkich zdjęć podsyłanych jej regularnie przez Bexę: a to jak leży na tapczanie, a to jak gotuje... równie często fotografował swoje dopiero co ukończone obrazy. W pogoni za niską ceną druku zginął gdzieś sens takiej publikacji, a ja, mogąc na palcach jednej ręki zliczyć przeczytane przeze mnie pamiętniki czy autobiografie, czułam się cokolwiek zażenowana swoim brutalnym wtargnięciem w intymny skrawek świata człowieka, który nie wyraził zgody na takie podglądactwo.