Poza światem Puchatka. Wybór ze wspomnień Christopher Milne 6,7
"Mój ojciec był twórczym pisarzem i właśnie dlatego nie potrafił się bawić ze swoim synkiem, którego wysnuł w marzeniach, i znajdował radość gdzie indziej. Zamiast tego pisał o nim."
To słowa, które napisał książkowy Krzyś o swoim ojcu - autorze najbardziej znanej na świecie bajeczki dla dzieci.
Czytając cudowne przygody "Kubusia Puchatka" zawsze wyobrażałam sobie Krzysia jako szczęśliwe dziecko, spędzające czas wśród ukochanych zabawek oraz przepięknej przyrody. Do głowy mi nie przyszło (i muszę przyznać, że po prostu nigdy się nad tym wcześniej nie zastanawiałam) jak samotne i smutne mogło być życie dzieci w epoce, gdy bajka powstała. Bo i cóż to było za dzieciństwo? Widywanie rodziców tylko okazjonalnie, gdy cały czas dzieckiem zajmuje się niania, a potem szkoła z internatem i przyjazdy do domu tylko na święta? Cud, że w tych warunkach w ogóle jakaś więź mogła jednak powstać... Christopher Milne na kartach swoich wspomnień okazuje się samotnikiem, choć bynajmniej nie nieszczęśliwym ("Sam - a jednak nigdy samotny. Jakie to było niewypowiedziane szczęście!"). Poznajemy jego dzieciństwo, młodość, służbę w wojsku, szukanie własnej drogi życia , nieudane wybory różnych zawodów by w końcu zostać księgarzem. A to wszystko wśród wielu błyskotliwych refleksji i spostrzeżeń dotyczących przeróżnych aspektów życia i mogących służyć jako wspaniałe aforyzmy (mały przykład: "Towarzyski wdzięk polega nie na mówieniu właściwych rzeczy, ale na mówieniu ich we właściwym czasie").
Podczas czytania sprawdzałam sobie w Internecie jak wyglądają miejsca z niektórych wspomnień autora. Z wielkim zaskoczeniem przekonałam się, że nie tylko są takie jak w moich wyobrażeniach, ale na dodatek ciągle istnieją tam takie cudeńka jak domek Prosiaczka, most gdzie Krzyś z Kubusiem wrzucali do rzeki "misie-patysie", Las Stumilowy (oczywiście nazywa się inaczej:)),szałas Kłapouchego i inne atrakcje znane nam z bajeczki o "Misiu o Bardzo Małym Rozumku". I wyglądają dokładnie jak na ilustracjach Sheparda! Oczywiście, jako osoba, która mimo dojrzałego wieku ciągle ma swoje stareńkie przytulanki ustawione na półce w garderobie, rozczarowana byłam brakiem sentymentu Krzysia (przy całej jego niewątpliwej wrażliwości) do pluszowych przyjaciół z dzieciństwa. Ale pewnie chłopcy są po prostu jacyś inni:)).
Po raz pierwszy czytałam tę książkę zaraz po jej wydaniu - czyli ponad 20 lat temu. Krzyś wydał mi się wtedy znacznie mniej sympatyczny niż dziś. Nie dostrzegłam jego wrażliwości, nie doczytałam mądrych myśli i cudownych spostrzeżeń, ogromnej miłości do przyrody i radości jaką z sobą potrafi przynieść (piękny opis opieki nad dziećmi ćmy czy budowanie domku dla gąsienicy - to czyta się z uśmiechem na ustach:)) oraz bardzo trafnych spostrzeżeń dotyczących niepełnosprawnych (to zrozumieć może tylko ten kto sam tego doświadczył). Dopiero teraz, gdy niezły życiowy bagaż już dźwigam, doceniłam cały urok tych wspomnień. Od razu też postanowiłam sięgnąć po raz kolejny (robię to co kilka lat) po oba tomy "Puchatka". Na te książeczki nigdy nie jest się zbyt dojrzałym. Są wspaniałą kuracją odtruwającą paskudną i smutną rzeczywistość, która nas teraz otacza. Polecam każdemu!
W książce, co ciekawe, znalazł się też malutki akcent polski. Christopher Robin pisze: "Czytaliśmy o niemieckich czołgach i polskiej kawalerii..." - jakie to niesamowite, że to ciągle żywe kłamstwo wyskakuje nagle ni stąd ni zowąd z kart książek, w których zupełnie się tego nie spodziewamy...