Francuski filozof, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury za rok 1927. Przyjmowany za głównego twórcę intuicjonizmu.
Opublikował cztery główne dzieła: O bezpośrednich danych świadomości, Materia i pamięć, Ewolucja twórcza, Dwa źródła moralności i religii. Znajdują one oddźwięk w wielu dziedzinach oprócz filozofii: filmie, literaturze, neuropsychologii i in.
Pochodził z żydowskiej rodziny – jego ojcem był kompozytor Michał Bergson z Warszawy, a matka pochodziła z żydowskiego rodu z Anglii i Irlandii. Jego siostrą była artystka i okultystka Moina Mathers. W 1868 osiedlili się w Wielkiej Brytanii. Gdy Henri Bergson miał 9 lat rodzina osiadła w Paryżu. Otrzymał francuskie obywatelstwo.
Henri Bergson studiował w prestiżowej uczelni, paryskiej École normale supérieure. Po ukończeniu studiów nauczał w kilku liceach. W 1892 ożenił się z Louise Neuberger. W 1898 został mianowany profesorem w École normale supérieure.
Zmarł w wieku 81 lat. Został pochowany na cmentarzu w Garches, w departamencie Hauts-de-Seine. Na jego prośbę w pogrzebie uczestniczył ksiądz.
Po intuicjonizmie spodziewałem się chyba czegoś innego.
Ciężko się czyta Bergsona. Zbyt formalny i akademicki na mój laicki poziom. Myślę, że dało się to wszystko napisać zwięźlej i zrozumialej. Zdecydowanie za mało przykładów analogicznych.
Pod koniec trafiły się ciekawe fragmenty, ale nie były warte męczenia się z surową całością. Chyba lepiej będzie czytać o Bergsonie, niż jego samego.
Bardzo przyjemna w odbiorze, łatwo się ją czyta, mimo że nie ma w niej nic fundamentalnie odkrywczego. Książka opatrzona jest wstępem przygotowanym przez tłumacza, który to wstęp jest trudniejszy w odbiorze od samej treści książki i właściwie nie omawia w żaden sposób tejże, a po prostu dyskutuje z ówczesnymi trendami w filozofii.
Sama książka napisana dosyć przystępnym (jak na metafizykę) językiem. Jeśli wstęp Cię przerośnie (choć jeśli interesujesz się naturą bytu, to raczej tak się nie powinno zadziać) to możesz go spokojnie pominąć.
Główną tezą omawianej przeze mnie pozycji jest obrona i próba aplikacji podejścia polegającego na zapuszczaniu sondy w głąb czystego trwania, czystego „dziania się” i zbieranie owoców takiego rozwiązania. Autor podejmuje też wątki filozofii nauki, matematyki, czasu. Taki swoisty, lekkostrawny miszmasz.
Książka okraszona jest wieloma trafnymi porównaniami i obrazowymi wytłumaczeniami pewnych zagadnień metafizycznych. Aczkolwiek podsumowałbym ją stwierdzeniem zaczerpniętym z samego autora: „(…)przedmiotem metafizyki są różniczki i całki jakościowe” i tak też właśnie Bergson pragnął wytłumaczyć przedmiot badań metafizyki we „Wstępie…”.
Mówiąc ogólniej, nawet jeśli po przeczytaniu stwierdzisz, że czytanie Bergsona było totalną stratą czasu, to biorąc pod uwagę "grubość" tej książki, nie straciłbyś go za dużo. To czemu by nie zaryzykować? ;-)