Hieroglify egipskie. Mowa bogów Andrzej Ćwiek 7,6
ocenił(a) na 52 lata temu O zaletach książki „Hieroglify…” wiele napisano w innych recenzjach. Generalnie zgadzam się z tymi opiniami, ale chciałbym odnieść się do podejścia autora dotyczącego osiągnieć starożytnych Egipcjan.
Przy omawianiu liczb wdał się błąd: „Egipski system zapisu liczb był systemem pozycyjnym.” Jest odwrotnie, jest to system addytywny, zapis liczby 1052 jest możliwy do odczytania niezależnie od kolejności zapisu jednego tysiąca plus pięć setek plus dwie jedności. Jak rozumiem, przyjął się zapis, w którym od lewej strony zapisywano znaki większe, lecz dla precyzyjnego odczytu liczby kolejność zapisu nie ma znaczenia. System rzymski jest też systemem addytywnym z zastrzeżeniem, wartość cyfry częściowo zależy od jej położenia w stosunku do wartości wyższej i tutaj kolejność zapisu ma znaczenie. Nieprzekonująco brzmią zapewnienia, że Egipcjanie znali zero. Z opisu wynika, że znak „nfr” był raczej określeniem wartości odniesienia niż zerem w zrozumieniu algebraicznym. Nie znalazłem żadnego przykładu zapisu liczby z użyciem zera; w książce pokazano wymyślony przykład liczby roku 2015. Dogłębna analiza zera powinna przynieść odkrycie liczb ujemnych, co jest wynalazkiem innych czasów i innych kultur.
Autor stosuje ryzykowną metodę porównywania cywilizacji faraonów z osiągnieciami innych cywilizacji oraz naszej współczesności. Daje to zabawne efekty. „Konserwatyzm Egipcjan, widoczny również w sferze techniki i kultury materialnej, miał w istocie głębokie uzasadnienie praktyczne. Na przykład transport kołowy, uważany zazwyczaj za osiągnięcie cywilizacyjne, wymaga bitych dróg, miał więc ograniczone zastosowanie w kraju poprzecinanym siecią kanałów lub na terenach pustynnych. Użycie wozów ograniczało się zatem do rydwanów (przejętych przez Egipcjan od Hyksosów w połowie II tys. p.n.e.),używanych w walce (i to raczej na syryjskich równinach niż w samym Egipcie),do polowania lub w procesjach między świątyniami. Tymczasem najcięższe nawet ładunki (jak wielusettonowe obeliski i kolosalne posągi) były z powodzeniem transportowane na saniach ciągniętych przez zespoły robotników.” Jak rozumiem dla sań kanały nie były przeszkodą. Poza tym sanie spoczywały na drewnianych okrąglakach, czyli prekursorach koła.
Kolejny przykład: „Pomyślmy: trzysta lat po założeniu swego państwa Egipcjanie zaczęli budować piramidy. Trzysta lat po Mieszku I Polska nie marzyła nawet jeszcze o Kazimierzu, co miał ją przerobić z drewnianej na murowaną. Trzysta lat ab Urbe condita na rzymskich wzgórzach wznosiły się chatki z mchu i paproci. A tamci trzysta lat po powstaniu państwa przystąpili do realizacji swoich nieprawdopodobnie ambitnych projektów i zrobili to nie znając internetu, elektryczności, stalowych narzędzi, transportu kołowego, demokracji, pisma alfabetycznego, religii monoteistycznych i pieniądza. I piramidy stoją już cztery i pół tysiąca lat, a nasze autostrady trzeba remontować prawie następnego dnia po przecięciu wstęgi.” Wspomniane trzysta lat dotyczy okresu od zjednoczenia Egiptu Górnego i Dolnego. Zauważmy, że już wcześniej w Egipcie mamy do czynienia z organizmami państwowymi, zaś mówienie, że w 450 r.p.n.e. Rzym to chatki z mchu i paproci jest nadużyciem. Sto trzydzieści lat później zaczęto budować Via Apia. Lecz nie dyskutujmy o chronologii, tego typu porównania nie przystojną historykom. Określano „lepsza”, „gorsza” wymaga bardzo precyzyjnego określenia na czym polega ta „lepszość”, bo jeśli na możliwości (kto nam zabroni przyjąć takie kryterium) cyknięcia selfie na tle to rzeczywiście, piramidy są nie do przebicia.
W podobnym duchu autor pisze o „wartości” hieroglifów. Cytując: „Z kolei pismo hieroglificzne, które jest znacznie trudniejsze do opanowania niż pisma alfabetyczne, oferuje zarazem, dzięki swej obrazowej formie i złożonej strukturze, nieporównanie bogatsze możliwości przekazu. Ta jego cecha sprawiła, że Egipcjanie nigdy nie ograniczyli swego pisma do »alfabetu hieroglificznego« (czyli znaków odpowiadających pojedynczym dźwiękom języka),odrzucając teoretycznie postępowe rozwiązanie. Jakość (czyli głębia przekazu) była istotniejsza niż ilość (czyli łatwość rozpowszechniania).” W innym miejscu „...że wbrew powszechnej opinii, za którą przemawia prawie trzy tysiące lat stosowania alfabetu w naszej cywilizacji, pisma alfabetyczne nie są wcale doskonalsze. Wręcz przeciwnie, system hieroglificzny, chociaż trudniejszy do opanowania i stosowania, dawał o wiele większe możliwości przekazu treści, również poprzez formę i układ znaków. Gdyby użyć analogii komputerowej, można by powiedzieć, że hieroglify mają się tak do alfabetu, jak grafika 3D do 2D”. W kilku zdaniach autor rozprawia się z teorią literatury, nie wyjaśniając jakie to treści lepiej można przekazać w piśmie obrazkowym. Dochodzi wyjątkowo niefortunne porównanie do grafiki 3D. Każdy obraz jest płaski, dopiero nasz mózg dodaje trzeci wymiar. Oglądanie grafiki 3D w komputerze składa się na obejrzeniu ciągu płaskich obrazów, z których tworzymy w wyobraźni przestrzenny model rzeczywistości. Nie jest jasne jak się to ma do zapisów Egipcjan. Zresztą autor przytacza przykład jak wygląda podpis egipskiego skryby, wydrapany ostrym narzędziem na skale w Tebach Zachodnich - hieratyczny oryginał i transkrypcja hieroglificzna: „Pisarz Królewski w Siedzibie Prawdy, Dżehutimes”. Dlaczego, wedle autora, jeden z tych zapisów jest lepszy od drugiego, gdzie ta głębia przekazu? Znów mamy problem „lepszości”, porównania bez określenia kryteriów oceny.
Największy problem mam z przebijającym zachwytem nad społeczno-politycznym systemem starożytnych. Może dlatego, że w czasach populizmu i autorytaryzmu, na takie poglądy jestem uczulony. Parę cytatów. „Tym, co cechowało królów Egiptu, do czego ich wychowywano i czego od nich oczekiwano, była odpowiedzialność. Podległa faraonom administracja, którą charakteryzowała hierarchiczność i elitarność, działała zgodnie z tym samym paradygmatem. Mimo różnych zawirowań historii, ten system rządów przetrwał ponad trzy tysiące lat, co jest najlepszym dowodem jego skuteczności.”, „Władcy i urzędnicy czuli odpowiedzialność za dobrobyt i bezpieczeństwo poddanych. Przybierało to formy, które współcześnie określilibyśmy jako państwo opiekuńcze. Thotmes III wydał pierwszy w dziejach edykt w sprawie zdrowia publicznego. Egipscy fellachowie, jak wszyscy chłopi w dziejach świata, narzekali na ciężką pracę i wysokie podatki, ale kiedy zdarzały się klęski żywiołowe, otwierano państwowe magazyny, by ich zaopatrzyć. Podatki były więc również rodzajem ubezpieczenia.”, Jak to tego wyidealizowanego obrazu mają się bunty i niepokoje społeczne w kraju faraonów? Ilu z królów pochodziło z gminu lub było niewolnikami, zanim zamieszki nie wyniosły ich na szczyty władzy? Czy wewnętrzne wojny wybuchały z nadmiaru miłości faraona do ludu? Co za bzdury! Prawie każde zdanie z cytatów prowokuje do zjadliwej riposty. Miłościwie nam panujący (tutaj wstawmy wedle chęci: faraon, król, cesarz, pierwszy sekretarz czy prezydent),wraz ze starannie dobranymi współpracownikami dniami i nocami ciężko pracuje nad szczęściem swojego ludu. Tylko ten lud od czasu do czasu dostaje kurwicy i wiesza (gilotynuje, rozstrzeliwuje, etc.) swoich dobroczyńców. „Problem nawet nie w tym, że nie chcemy słuchać starożytnych, tylko w tym, że nie podobałoby się nam to, co mówią. Skrajny elitaryzm, pozycja społeczna zależna tylko od zdolności? Hieroglify były sitem, dzięki któremu wyławiano najzdolniejszych. Jeden procent. Dzięki temu byli w stanie wznieść piramidy. Ale magia hieroglifów jest nie do odtworzenia, charakter naszego pisma jest inny i nie widać niczego, co mogłoby spełnić takie zadanie”. Mamy przepis na stworzeni szczęśliwego kraju. Doprowadzić do powszechnego analfabetyzmu (np. 98% niepiśmiennych) , utworzyć ciemny motłoch i wtedy będzie dobrze. Autor nie dostrzega, że jego przepis jest realizowany w inny sposób, dla którego realizacji hieroglify nie są potrzebne - wystarczy ogłupiająca telewizja i prostacka propaganda. Kończy konkluzją „Więc my chyba nie zaczniemy budować piramid...” I bardzo dobrze.