Shan Sa urodziła się w Pekinie w rodzinie literatów. Jako dziecko nazywała się Yan Nini (oznaczające po chińsku dziewczynkę) jednak zmieniła imię na Shan Sa, które to oznacza 'szum gór', aby podkreślić swoją silną osobowość i dążenie do dojrzałości. W 1994 roku, Shan Sa ukończyła studia z zakresu filozofii. Od 1994 do 1996 pracowała jako sekretarz malarzy Balthus . Później wydała swoje pierwsze dwie powieści oraz zbiór poezji, spotkała się z uznaniem krytyków. W 2001 roku wydała swój największy sukces książkę "The Girl Who Played Go" (La Joueuse de Go). Książka otrzymała wiele nagród, m.in. Prix Goncourt des Lycéens (Prix Goncourt z uczniów szkoły średniej).http://shan-sa.com
Czytając opis z tyłu okładki odniesiemy wrażenie, że będziemy mieli do czynienia z dość specyficznym fantazyjnym/fantastycznym romansem dziejącym się gdzieś w odległych Chinach.
W rezultacie wątek miłosny jest dość, hmm nie do końca wiem jak to dobrze ująć, ukryty? Delikatny, subtelny i wprowadzony dość późno.
Zacznę więc od najważniejszego - jeśli planujecie przeczytać książkę
NIE CZYTAJCIE OPISU Z TYŁU OKŁADKI !
Ponieważ jest to streszczona opowieść, można by powiedzieć, że wręcz spoiler!
Naprawdę. Niestety ja popełniłam ten błąd bo zazwyczaj tak w końcu robimy by dowiedzieć się czy chcemy sięgnąć po daną pozycję czy nie.
Tym samym ominęła mnie przyjemność pewniej niewiadomej w powieści i jej odkrywanie strona po stronie.
Pomimo tej "straty" książkę czytało mi sie dobrze, bardzo płynnie. Każdy kto lubi świat starożytnych Chin, odkrywanie niuansów konwenansów tamtych epok, oraz styl pisania pełen opisów, które budują w okół nas ten magiczny świat, powinien być zadowolony a przynajmniej nie rozczarowany.
Poznajemy samotną drogę kobiety, jej dojrzewanie, myśli, smutki i radości.
Dowiadujemy się jak wygląda codzienność wojny i luksus pałacu.
Wszystko to w delikatnej otoczce dźwięków cytry.
Książka niby historyczna, ale o baśniowej atmosferze , bo autorka chyba ma taki styl pisania . Mnie brak dialogów nie przeszkadzał . Całość przypominała drugie opowiadanie z „Czterech żyć wierzby” , ta sama senna atmosfera , rozmarzenie, delikatna kobieta rzucona w wir dziejów i ograniczający ją brutalny mężczyzna .
Spodobały mi się opisy ówczesnych zwyczajów np. to jak arystokraci perfumowali dymem z żywicy swoje szaty, jak zostawiali na ziemi ślady z pachnącego pudru w kształcie lotosu. Także pomysł z namalowaniem zamazanej postaci kobiety , ale za to jej wyraźnej sylwetki odbitej w wodzie , pokazującej ją prawdziwą. Shan Sa pozwala nam delektować się takimi szczegółami. I przede wszystkim umieszczenie akcji w dwóch epokach , które się przenikają . Do tego niespodziewane zakończenie wprowadzające trzeci świat.
Z jednej strony wyrafinowane życie arystokratów-artystów, z drugiej- niesamowite okrucieństwo żołdaków żądnych władzy . Rzeczywistość i wizje, świat kontrastów.
Sądząc po wcześniejszych recenzjach, ta pozycja spodoba się bardziej osobom zainteresowanym Chinami i Azją, niż romansem.