Emily i Einstein Linda Francis Lee 7,1
ocenił(a) na 72 lata temu Książka wpadła w moje ręce przypadkowo, jednak nie żałuję jej przeczytania. Początkowo nie byłam zachwycona pomysłem na fabułę - zmarły mąż opuszcza swoje ciało a jego dusza lokuje się w psie. Nigdy nie byłam też fanką filmu "Uwierz w ducha" - nie miałam siły dobrnąć do końca, a książka ta reklamowana jest hasłem "melodramat w stylu filmu "Uwierz w ducha". Niemniej, po tej lekturze z pewnością z innym nastawieniem podejdę do filmu, który tym razem z pewnością obejrzę w całości.
Parę słów o samej książce..
Dla mnie kilka początkowych rozdziałów było tak nudnych, mdłych, nieciekawych, że planowałam odłożyć tę książkę "na potem". Niemniej, nie lubię poddawać lektury tak łatwo, więc dałam jej szansę i... się nie zawiodłam! Historia z życia wzięta - kobieta i mężczyzna - pozornie szczęśliwe małżeństwo. Dwoje ludzi, którzy chociaż różniący się pod wieloma względami, pałającymi do siebie miłością i zmagającymi się z własnymi demonami oraz przeciwnościami losu. Emily, jako bohaterka, kobieta i siostra wzbudza sympatię, przymnajmiej moją. Jej siostry - Jordan - niestety, pomimo włożonego wysiłku nie udało mi się polubić, chociaż poniekąd rozumiem jej "dzikość" i nieprzewidywalność. To, co też jest atutem tej książki, to skomplikowane relacje matczyno-siostrzane, chociaż nie w pełni podane na tacy, to jednak na tyle wyjaśnione, iż ich geneza nie budzi wątpliwości. Sandy vel Einstein - cóż, nie wypada mi tu używać "polskiej łaciny", więc się powstrzymam. Niemniej, wyłącznie pejoratywnymi przymiotnikami mogłabym go określić. Praktycznie do samego końca pozostał snobem i egoistą, ale najważniejsze, że zrozumiał swój własny mrok i poznał, co to znaczy kochać. To było naprawdę piękne i rozczulające. Tak samo, jak moment załamania Emily podczas maratonu i jej wielki powrót. Pozostali bohaterowie, jak np. Max, matka Sandy'ego, Lilian Barlow, czy Tatiana oraz Hedda również są ciekawi i posiadają swoje własne mroczniejsze bądź niegroźne tajemnice.
Podsumowując, pomimo iż fabuła jest fantastyczna i wydawałoby się nieco dziecinna, to jednak sporo prawdy o życiu, relacjach międzyludzkich czy społecznych jest tu pokazanych. Przeżywamy z Emily wzloty i upadki oraz poznajemy punkt widzenia Sandy'ego (jej męża) wcielonego w psiaka Einsteina. Ode mnie mocne 7.5, momentami 7, nawet 5, a momentami 8, czy 9. Jednak subiektywna średnia daje mi ostateczne 7/10.
Polecam! Zwłaszcza dla osób, które potrzebują trochę ciepła, słońca i historii z dobrym zakończeniem na poprawę humoru czy stanu ducha :)