Początkowo przeraża ilością autorów, różnorodnością i wymaganiami stawianymi przed czytelnikiem. Znajdują się tu teksty wybitne, jak i pretendujące do uznania, są wiersze słabsze i ciekawsze, mniej znane i hołubione przez opinię.
To nie frazes, ponieważ naprawdę każdy znajdzie wiersze dla siebie.
Jaka jest ta nasza poezja? Wielokodowa? Wielokolorowa? Wielowątkowa? Nasza, cenna. Poezja, jaką warto czytać - przegląd poetów niezwykle wartościowy.
Zaczyna się od genialnego Intro u zatrzaśniętych bram. Wieloznaczne, mocne otwarcie. Kolejne wiersze dookreślają miejsce i jeszcze całkiem udanie płyną nurtem ośmielonej wyobraźni. Składnia bardzo często zrywa ciągi logiczne ciekawie korzystając z formy anakolutu. Niestety im bardziej figury retoryczne sięgają po konkret, tym częściej ocierają się o patos i kicz. Pole wiersza zarasta liryczny sporysz. Szkoda, bo zdarzają się w tych wierszach genialne momenty oparte na nietuzinkowych porównaniach i jukstapozycjach. Niestety Doba hotelowa przypomina nieuregulowany ogród, w którym zamiast niezbędnej odautorskiej interwencji, powoływane zostają kolejne byty, które przesłaniają (zaśmiecają) semantyczny obraz. I nie mam nic przeciwko wyglądającym z okien chwastom, pod warunkiem, że nie są rekwizytem przejmującym kontrolę nad topografią wiersza.