Argentyński pisarz, także autor scenariuszy komiksowych i telewizyjnych. Studiował filologię na Uniwersytecie w Buenos Aires, a następnie pracował jako dziennikarz, pisał książki dla dzieci, scenariusze telewizyjne i komiksy opublikowane przez magazyn "Fierro", gdzie był redaktorem. Obecnie pracuje jako dziennikarz w gazecie "Clarín" i "La Nacion". Sławę zyskał dzięki powieści "Przekład" (1998, wyd. MUZA SA 2006) oraz czterema następnymi książkami (m.in. "Kaligraf Woltera") wszystkie wyróżniają się atmosferą tajemniczości i charakterystycznym stylem. W 2007 r. MUZA wydała jego "Teatr pamięci".
Głównym bohaterem jest Miguel De Blast, który dostaje zaproszenie na konferencję poświęconą problematyce przekładu. Zna on część zaproszonych osób, ale najbardziej zależy mu na spotkaniu z dawną miłością Aną. Zebranie lingwistów i tłumaczy dochodzi do skutku, ale zostaje przerwane tajemniczą śmiercią jednego z uczestników. Bohater zostaje z czasem domorosłym detektywem i stara się rozwiązać tajemnicze śmierci uczestników kongresu (dobrze przeczytaliście, na jednym trupie się nie skończy).
Cieszę się, że książka jest taka krótka, bo w przypadku większej ilości stron, pewnie bym ją rzucił w kąt. Pytam, gdzie ten mistrzowski thriller erudycyjny?! Thriller, jak sama nazwa wskazuje, powinien wywoływać dreszcz na plecach czytelnika. W tym przypadku, w książce mającej prawie 150 stron, zaledwie dwadzieścia ostatnich było na tyle ciekawych, żeby pozwolić mi to dotrwać do ostatniej karty. O dreszczyku nie może być mowy.
Nie wiem czyja to wina. Czy to za przyczyną głównego bohatera, który nie zaskarbił sobie mojej sympatii. Jakiś on taki niewyrazisty, pielęgnuję w sobie dawną niechęć (nienawiść) do starego przyjaciela, który „ukradł” mu dziewczynę. A sam stosunek do kobiet też mi jakoś nie odpowiada: ma żonę, ale czy tak naprawdę ją kocha, skoro z takim upragnieniem czeka na spotkanie z dawną miłością?
Może to wina pisarza i jego charakterystyczny styl pisania, który nie przypadł mi do gustu. Bardziej nadaje się on chyba do pisania reportaży albo sprawozdań, bo nie wyczułem tu swoistego polotu, chęci „uzależnienia” czytelnika od swojej historii, by następnym razem bez wahania sięgnął po nową publikację.
Czuję się trochę rozczarowany tą książką. Przeczytałem i ok, nie żałuję. Raczej jej nikomu nie polecę, a już na pewno do niej nie powrócę.
Przeczytaj więcej na moim blogu: mojaopowiesc.wordpress.com
Wyjątkowo szybko dodaję recenzje kolejnej książki, ale akurat ową książeczkę szybko się czytało (w sumie 2 godziny) i prawie 150 stron do przeczytania. A czy warto?
"Przekład" Pablo De Santis opowiada o trzy dniowej konferencji naukowców na temat języka tłumaczenia itp., na którą zostaje zaproszony również główny bohater - Miguel De Blast. Na tej konferencji spotyka dawnych kolegów i przyjaciół, z którymi nie widział się od około 10 lat. Na tej konferencji spotyka również swoją dawną miłość jak również starego przyjaciela - Nauma (między którymi jest cicha rywalizacja "naukowa"). Konferencja przebiega bez zarzutu do momentu gdy jeden z naukowców "popełnia samobójstwo". Od tego momentu wszystko przybiera szybszy obrót. Wszyscy, którzy brali udział w konferencji zastanawiają się, co spowodowało śmierć ich kolegi oraz czy i oni sami nie zostaną ofiarami "morderstwa". W między czasie zostają jeszcze znalezione dwie martwe osoby oraz niedoszłego topielca, którego udało się w porę uratować. Co łączy wszystkie ofiary i co próbuje ukryć Naum przed swoim przyjacielem i przed policją? To już musicie sami przeczytać.
A czy warto? Szczerze mówiąc i tak i nie. Jeśli chodzi o szybkość czytania to i owszem można ją polecić, bo jak nie wiadomo jak spędzić około 2 godzin w ciągu dnia, to ta książka jest idealnym "zapychaczem". A jeśli chodzi o akcję? Tematyka niby fajna (językoznawstwo, starożytne języki, itp.),z tajemniczymi zgonami w tle.A jeśli chodzi o sprawców tych zbrodni to można szybko się zorientować kto, a może inaczej - co za tym idzie. Ja oczekiwałam, że jednak akcja książki będzie trzymała w napięciu i zagadka nie zostanie ujawniona od razu. A tak już od początku można domyślać się, kogo i co można powiązać ze śmiercią trzech osób. Oczekiwałam większej tajemnicy, zagadki, nieoczekiwanego zwrotu akcji,itp.
A jeśli chodzi o techniczne strony książki, to już nie jest z tym źle. Język, którym jest pisana jest prosty, co sprawia iż szybko się ją czyta, mimo wszystko sprawia, że chce się ją czytać. Nie zauważa się nawet kiedy dobrnęło się do końca.
A czy warto? Tak jeśli nie wiesz, co zrobić ze sobą przez prawie 2 - 3 godziny oraz dla zrelaksowania umysłu przed trudniejszą lekturą. Mimo wszystko fajnie się ją czyta.
http://swiatwidzianyksiazkami.blogspot.com/