Nierozważna i nieromantyczna. O Halinie Poświatowskiej Grażyna Borkowska 6,1
ocenił(a) na 82 lata temu "lubię tęsknić
wspinać się po poręczy dźwięku i koloru
w usta otwarte chwytać zapach zmarznięty
lubię moją samotność
zawieszoną wyżej
niż most
rękoma obejmujący niebo
miłość moją
idącą boso
po śniegu"
Poznaję świat za pomocą zmysłów - wzroku, słuchu, dotyku. Emocje, które odczuwam na codzień malują w mojej głowie obrazy, grają dźwięki, łączą rozmaite kawałki w jedną całość. Mówić, pisać o życiu, o doświadczeniach, o odczuciach to starać się wepchnąć w ramy słów coś, co nie do końca da się za pomocą słów opowiedzieć - bo w końcu nie przez słowa się to dzieje. Poezja, która jest - jak pisał Barańczak - mistrzowskim użyciem słowa jest być może jednak najlepszą próbą złapania tych ulotnych, niewysłowionych zdarzeń i przeniesienia ich na papier, aby móc zatrzymać, przyjrzeć się swoim doświadczeniom i oswoić je, jak i umożliwić transfer przeżyć pomiędzy nadawcą a odbiorcami. I dla mnie Halina Poświatowska jest właśnie taką poetką, która w łapaniu i osłowywaniu swoich emocji i przeżyć osiągnęła mistrzostwo.
Złożona i niejednorodna, obserwująca i intensywnie przeżywająca rzeczywistość, fascynująca i zafascynowana, pełna miłości i egoistyczna, czasem do kości realistyczna, a czasem oswajająca trudną rzeczywistość tworzeniem wymyślonych światów Poświatowska poprzez swoją twórczość starała radzić sobie z wszystkim, co składało się na jej życie. Jej ciało, po części definiowane przez towarzyszącą jej chorobę serca, było dla niej narzędziem do przeżywania, polem do eksploracji, zapisem wspomnień, co widać na przykład w wierszu “Oda do rąk”:
"Bądźcie pozdrowione moje dłonie, palce moje chwytne, z których jeden
przytrzaśnięty drzwiami samochodu, fotografowany promieniami
Roentgena - dłoń na zdjęciu wyglądała jak zwichnięta skrzydło - niewielki
okruch kości obrysowany własnym odrębnym konturem. Serdeczny palec
lewej ręki ozdobiony raz pierścionkiem owdowiały jest teraz i pozbawiony
swej ozdoby. Ten który mi dał pierścionek już dawno nie ma palców, jego
ręce splotły się w jedno z korzeniami drzewa.
Ręce moje tyle razy dotykające stygnących dłoni umarłych i ciepłych
mocnych żywych dłoni. Umiejące pieścić niezwykle, w dotyku zatracające
przestrzeń dzieląca istnienie od nieistnienia i niebo od ziemi. Ręce,
którym nieobcy ból bezsilności, wczepione w siebie jak dwa przelękłe
ptaki, bezdomne, szukające na oślep i wszędzie śladu twoich rąk."
Wyciągnęłam z jej wierszy tyle przyjemności chyba również dlatego, że są tak wolne - łapiące skojarzenia, nieograniczone rymami czy rytmem, a jednocześnie w żadnym stopniu nie da się nazwać ich niedbałymi - są przemyślane i ostrożnie dobierające nieoczywiste skojarzenia, szczególnie na liniach sztuka-filozofia-społeczeństwo-emocje. Sztukę można przeżywać w oderwaniu od biografii twórcy, ale zapoznanie się z jego codziennymi zmaganiami otwiera nam oczy na wcześniej niedostrzegane połączenia - a umiejętność ich zauważenia daje całkiem sporo przyjemności. Jeżeli ostatnie zdanie jest prawdziwe nie tylko w moim, ale również w Waszym uniwersum, to polecam Wam właśnie tę książkę.